Niezwykła historia LSD – 2. Era bitników i hipisów

Pierwsza część cyklu jest tutaj.

Druga połowa lat 50. XX w. w USA to czas, w którym powstał awangardowy ruch noszący nazwę Beat Generation. Główni twórcy tego okresu, Jack Kerouac, Allen Ginsberg oraz William S. Burroughs, programowo odrzucali amerykański konsumpcjonizm. Nie stronili od alkoholu i narkotyków, nie dbali o ubiór. Kochali podróże – bez konkretnego celu, istotna była sama droga. Z ruchu bitników wywodzi się podobny kontestacyjny ruch hippisów z lat 60., który stanowczo protestował przeciwko kultowi instytucji państwowych i kościelnych. Hippisi byli zdeklarowanymi pacyfistami (słynne hasło: make love not war), protestowali przeciwko trwającej właśnie wojnie w Wietnamie. Podobnie jak bitnicy, polubili środki psychoaktywne – bardzo popularna stała się wtedy marihuana, ale też właśnie LSD. Do popularyzacji tego środka przyczynił się głównie legendarny Timothy Leary, doktor psychologii, naukowiec z University of California w Berkeley oraz Uniwersytetu Harvarda. To on w drugiej połowie lat 60. XX w. prowadził badania nad zastosowaniem psylocybiny oraz LSD w psychiatrii. Uznawał, że LSD powinien być dostępny swobodnie dla każdego. W 1966 założył Ligę Duchowych Odkryć – organizację religijną, w ramach której marihuana oraz LSD miały być sakramentami, co spowodowałoby ich wyłączenie z zakazu wprowadzonego wtedy w Kalifornii.

Timothy Leary (na pierwszym planie), w tle John Lennon i Yoko Ono w trakcie nagrania piosenki “Give peace a chance”

Źródło: Wikimedia, licencja: domena publiczna

Hasło Leary’ego „turn on, tune in, drop out” (włącz się, dostrój, odpadnij) stało się motywem przewodnim ruchu hippisowskiego. Zostało po raz pierwszy wygłoszone 14 stycznia 1967 r., w trakcie wielkiej imprezy Human Be-In w San Francisco. W jej trakcie rozdawano każdemu chętnemu LSD, panowała atmosfera przyjaźni i miłości (w tym tej dosłownej, fizycznej). LSD zostało dostarczone przez domorosłego chemika, Owsleya Stanleya, zawodowo zajmującego się nagłośnieniem dla bardzo popularnego w tamtych latach zespołu Grateful Dead.

Choć w happeningu wzięło udział ok. 25 tys. ludzi, całości pilnowało tylko dwóch policjantów – i nie odnotowano żadnych specjalnych wykroczeń. Jako ciekawostkę dodam, że dziećmi uczestników opiekował się gang motocyklowy Hells Angels.

LSD inspirowało artystów. W latach 60. XX w. ukuto nawet termin „sztuka psychodeliczna”.

Przykład sztuki psychodelicznej – obraz “Eyes wide shut” (Oczy szeroko zamknięte)

Źródło: Wikimedia, licencja: CC BY-SA 2.0

Część psychiatrów uważa, że obrazy tworzone pod wpływem LSD zbliżone są do rysunków osób chorych na schizofrenię. Psychodelia miała też dość silny wpływ na muzykę. Wystarczy przypomnieć niektóre utwory z płyty „Sgt. Peppers Lonely Heart Club Band” Beatlesów czy „The Piper at the Gates of Dawn” zespołu Pink Floyd. Z kolei filmem, który można uznać za klasykę tego nurtu, jest słynna „Żółta łódź podwodna” Beatlesów. Psychodeliczne echa pobrzmiewają też w wielu utworach takich zespołów, jak Black Sabbath, Deep Purple czy The Doors.

Za kilka dni opublikuję część trzecią, ostatnią. Będzie o działaniu LSD, badaniach wojskowych oraz mikrodawkowaniu.

Niezwykła historia LSD – 1. Bicycle Day

Na zdjęciu powyżej: blotter nasycony LSD przygotowany z okazji rocznicy Bicycle Day

Mija właśnie dokładnie 80 lat od chwili, gdy szwajcarski chemik Albert Hofmann dość przypadkowo odkrył psychodeliczne efekty towarzyszące zażyciu otrzymanego przez niego dwuetyloamidu kwasu lizergowego, znanego pod skrótem LSD (a dokładniej LSD-25). Historia towarzysząca temu odkryciu i jego skutkom jest niezwykle fascynująca.

Wzór strukturalny LSD

Źródło: Wikimedia, licencja: domena publiczna

Hofmann, po otrzymaniu w wieku 23 lat doktoratu na uniwersytecie w Zurychu, został pracownikiem działu farmaceutycznego firmy Sandoz (dziś część koncernu Novartis). Jego zainteresowanie naturalnymi związkami obecnymi w roślinach i zwierzętach zaowocowało wieloma istotnymi odkryciami. Prace badawcze na początku koncentrowały się wokół kwestii izolacji aktywnych biologicznie związków z cebuli morskiej. Wybór rośliny był nieprzypadkowy – stosowano ją już w starożytności do leczenia obrzęków, drgawek, jak też żółtaczki. Równolegle badał także sporysz, będący źródłem toksycznych alkaloidów (napiszę o nim osobny tekst). I właśnie ten przetrwalnik grzyba – buławinki czerwonej – spowodował jego zainteresowanie pewną klasą związków, będących pochodnymi kwasu lizergowego (m.in. ergotyna i ergotamina). W swojej pracowni zaczął syntetyzować nieobecne w naturze pochodne tego kwasu. Synteza nr 25 dała w efekcie dwuetyloamid kwasu lizergowego, który miał w założeniu mieć zastosowanie medyczne, a konkretnie pobudzające układ krwionośny i oddechowy. Wstępne badania na zwierzętach pokazały jednak, że związek ten nie wykazuje pożądanego działania, został więc odłożony. Pięć lat później uczony zdjął preparat z półki i, jak sam twierdzi, zupełnie przypadkowo spożył niewielką ilość. Był zszokowany efektem – niemal od razu pojawiły się halucynacje, intensywnie kolorowe obrazy i niezwykłe kształty.

Trzy dni później postanowił zbadać zagadnienie, ponownie sam będąc królikiem doświadczalnym. Przyjął dawkę, którą dziś uważa się za olbrzymią, po czym bardzo źle się poczuł i poprosił, aby w drodze do domu (rowerem) towarzyszył mu asystent. Podróż ta była na tyle niezwykła, że dzień 19 kwietnia 1943 w kręgach miłośników psychodelii nosi nazwę „Bicycle Day”. Co ciekawe – wezwany natychmiast lekarz nie stwierdził żadnych niepożądanych efektów zdrowotnych poza nienaturalnie rozszerzonymi źrenicami. Informacje szybko rozeszły się po firmie i kilku innych badaczy zaczęło własne eksperymenty ze znacznie mniejszymi dawkami. Okazało się, że już 250 μg (0,25 mg – mniej więcej tyle, ile waży ziarenko soli) wywołuje efekty psychodeliczne. Związek zdecydowanie poprawiał samopoczucie, więc dość szybko zaczęto go stosować w psychiatrii, głównie do leczenia osób z uzależnieniem od alkoholu i cierpiących na schizofrenię. Dalsze badania wykazały, że LSD można stosować w przypadku depresji, stanów lękowych oraz pomocniczo w leczeniu bólu u pacjentów z nowotworami.

W drugim odcinku napiszę o LSD w czasach bitników i hippisów.

(c) by Mirosław Dworniczak. Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem. Linkować oczywiście można.