Samoloty Henkel HD.17 w Lipiecku

WSPÓLNOTA CZERWIENI cz. 17

Niemiecka szkoła lotnicza w sowieckim Lipiecku była sporym przedsięwzięciem. Najpierw skupiła się na szkoleniu instruktorów, by ci z kolei mogli prowadzić szkolenie większej grupy pilotów.

Najważniejszą bodaj cechą „szkoły Stahra”, odróżniającą ją od tego, co w dziedzinie wojskowego szkolenia lotniczego działo się na świecie w dwudziestoleciu międzywojennym, była konstatacja, że nauki zdobyte podczas pierwszej wojny światowej są nieaktualne. Konieczne było opracowanie nowych założeń szkoleniowych i taktycznych. Osiągnięto cel ten poprzez zintegrowanie pierwszych kursów z jednoczesnym tworzeniem curriculum. Instruktorzy, ramię w ramię z kursantami, empirycznie wypróbowywali nowe rozwiązania z dziedziny szkolenia, taktyki, organizacji oraz technologii. Intelektualny fundament przyszłego niemieckiego lotnictwa powstał zatem jako wynik doświadczalnego doskonalenia koncepcji, które powstawały na bieżąco – na myśl przychodzi porównanie z powojenną japońską praktyką Kaizen (która notabene ma amerykańskie korzenie…).

Samoloty Fokker D.XIII podczas lotu w szyku. (Bundesarchiv)

Jak Stahr zbudował organizacyjną strukturę swej szkoły? Otóż na początku wyglądała ona tak, że oprócz eskadry sztabowej (wykonującej także zadania kurierskie i łącznikowe) istniała eskadra obserwacyjna, eskadra myśliwska, szkolna eskadra obserwacyjna oraz szkolna eskadra myśliwska. Tuż po uruchomieniu ośrodka odbył się kurs odświeżający nawyki dla doświadczonych pilotów z czasów pierwszej wojny. Pierwsi młodzi oficerowie Reichswehry dotarli do Lipiecka w 1926 roku, zaś pełne szkolenie tychże rozpoczęło się rok później – kursantów pochodzących z korpusu oficerskiego Reichswehry (30% z nich bez jakiegokolwiek wcześniejszego doświadczenia lotniczego) nazywano Altmärker, zaś podchorążych jeszcze bez stopnia oficerskiego – Jungmärker.

Sala wykładowa dla obserwatorów. (Bundesarchiv)

Kursy dla pilotów myśliwskich miały miejsce latem i trwały średnio 20-22 tygodnie. Gdy w zimie w szkole nie było kursantów, instruktorzy trenowali loty w szyku oraz wykonywali ćwiczenia taktyczne, bazując na opracowywanej na miejscu doktrynie. Kursantów nauczano w systemie wielostopniowym: od lotów samodzielnych przez loty w szyku (formacje stopniowo zacieśniano), indywidualną walkę powietrzną aż do symulowanej walki dwóch eskadr po 9 samolotów w każdej. Nie trenowano lotów na dużej wysokości ze względu na brak aparatury tlenowej oraz znikomą prędkość wznoszenia dostępnych płatowców.

Samoloty Fokker D.XIII. (Bundesarchiv)

Piloci, dla których zaplanowano karierę pilotów myśliwskich, szkolili się najpierw w zakamuflowanej szkole cywilnej w Schleissheim nieopodal Monachium (dziś jest tam znakomite muzeum), a 10 najlepszych z nich wybierano do udziału w kursach w ZSRR. W okresie między 1925 i 1933 rokiem przeszkolono w Lipiecku w sumie około 120 oficerów w roli pilotów myśliwskich. Choć de facto na kursie w Rosji Sowieckiej latali na dość przestarzałych samolotach, to zdobyli tak dużą wiedzę praktyczną, że po krótkim przeszkoleniu na nowych typach płatowców mieli od razu dużą wartość bojową.

Budynki ośrodka szkoleniowo-badawczego w Lipiecku. (Wikimedia Commons)

Intensywnie szkolono także obserwatorów, którzy w międzywojennych armiach zwykle stali w hierarchii powyżej pilotów. Najpierw przechodzili sześciomiesięczny kurs teoretyczny w Berlinie, podczas którego uczyli się taktyki, teorii nawigacji oraz obsługi radiostacji. Potem w Rosji Sowieckiej uczyli się praktycznej nawigacji, stosowania radiostacji, strzelania z broni pokładowej oraz bombardowania. Spory nacisk kładziono także na szkolenie w zakresie korygowania ognia artylerii. Ostatecznie przez kursy w Lipiecku przeszło około 100 obserwatorów.

Samolot Albatros L.69. (Wikimedia Commons)

Na poligonie pod Woroneżem prowadzono ćwiczenia wojskowe wspólnie z radziecką piechotą i artylerią. Wypracowywano w praktyce nowe metody korygowania z powietrza ognia artylerii, które potem wprowadzano do programu szkolenia. Dla Sowietów wspólne manewry miały ogromne znaczenie, albowiem według ich doktryny podstawowym zadaniem lotnictwa było taktyczne wsparcie działań wojsk lądowych. Przeprowadzono także symulację działania myśliwców przeciw bombowcom, ale wspólne ćwiczenia myśliwców niemieckich i sowieckich nigdy się nie odbyły, odwoływała je bowiem wielokrotnie strona radziecka.

W następnym odcinku cyklu „Wspólnota czerwieni” skupię się na badaniach samolotów oraz na czynnikach, które doprowadziły do zamknięcia ośrodka w Lipiecku.

cdn.

Samolot bojowy RAF Westland Wapiti w locie nad miastem Mosul w Iraku w 1932 roku.

WSPÓLNOTA CZERWIENI cz. 9

Po pierwszej wojnie światowej mocarstwa różnie myślały o rozwoju lotnictwa wojskowego. Pod tym względem teoretycy wojskowości w ZSRR i Niemczech odbiegali od swoich kolegów w Imperium Brytyjskim i Francji.

Upraszczając nieco sprawę, Brytyjczycy i Francuzi wierzyli, że następna, mało prawdopodobna według nich wojna, rozegrana zostanie praktycznie w ten sam sposób, co pierwsza światowa, „the war to end all wars”. Zakładali, że będzie to wojna pozycyjna, podczas której będzie można spokojnie przekazywać rozkazy za pośrednictwem telegrafu lub telefonu polowego i gdzie przełamań oporu wroga dokonywać się będzie formacjami piechoty wspieranymi przez czołgi. Czołgi stanowiące tak naprawdę coś w rodzaju ruchomych bunkrów, samobieżnych punktów ogniowych, poruszających się powoli, w tempie znużonego piechura.

Trudno w to uwierzyć, ale przedstawiciele innych rodzajów sił zbrojnych nalegali na likwidację Royal Air Force (brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych) po zakończeniu wojny, twierdząc, że okres przydatności tej formacji minął. Lotnictwo zmniejszono o 90 procent i naciskano, by wszystkie jego funkcje oprócz szkolenia w pilotażu przejęły Admiralicja i dowództwo wojsk lądowych. RAF uratowany został przez człowieka, uznawanego do dziś za narodowego bohatera, generała Hugh Trencharda, Pierwszego Wicehrabiego Trenchard.

Wpadł on oto na pomysł, by użyć sił lotniczych do tłumienia powstań krnąbrnych tubylców w różnych zakątkach wielkiego imperium. W Somalilandzie, Iraku (gdzie dowództwo całych sił brytyjskich przypadło lotnictwu) i na pograniczu Indii skutecznie zwalczano zbuntowane plemiona z powietrza, bombardując je i ostrzeliwując. Używano lotnictwa do rozpoznania i transportu żołnierzy. Poszukując zastosowań dla RAF Trenchard zaproponował także, by z powietrza tłumić robotnicze protesty w Anglii, ale nawet dla Churchilla był to pomysł zbyt radykalny.

W tym samym czasie w rozbrojonych i złupionych Niemczech realiści wiedzieli, że kraju nie będzie stać ani na ogromne wojsko, ani na długotrwałe wojny – zwyciężało myślenie, preferujące ruchliwe, szybko przemieszczające się siły, zadające przeciwnikowi głębokie ciosy. Oprócz broni pancernej do tego sposobu prowadzenia wojny pasowało także nowoczesne lotnictwo. Sowieci z kolei, podążając drogą „rewolucji światowej”, także myśleli o szybkich uderzeniach, uderzeniach tak silnych, by odebrały wrogowi zdolność prowadzenia dalszych działań zbrojnych. Byli przekonani, że lotnictwo, także korzystające z broni chemicznej, jest niezbędnym składnikiem planów wojennych. Planów, w których brakowało jakichkolwiek śladów doktryny obronnej – Związek Radziecki myślał wyłącznie o ataku.

Niemcom w rozwoju doktryny, techniki oraz w szkoleniu personelu przeszkadzał Traktat Wersalski, a w szczególności Komisja Kontroli, pilnująca, by Republika Weimarska nie zyskała przewagi militarnej. Związkowi Radzieckiemu obok międzynarodowego ostracyzmu przeszkadzał fakt, że robotniczo-chłopska rewolucja zdołała ubić ponad sto lotniczych przedsiębiorstw, działających w carskiej Rosji. Nowoczesna technika lotnicza, wiedza na temat budowy płatowców i silników, musiała przybyć z zewnątrz.

Problem polegał także na tym, że nawet wśród tych, którzy uważali, że przyszła wojna w powietrzu będzie się różnić od zmagań w latach 1914-1918, nikt nie wiedział na pewno, w jaki sposób. Wróżenie z fusów nie jest metodą przewidywania przeszłości lubianą przez teoretyków wojskowości, szukano więc koncepcji, która mogła wydawać się wiarygodna. Wielką popularność zyskała książka włoskiego generała Giulio Douheta „Panowanie w powietrzu”. W niej ten entuzjasta nowych technologii proponował nową doktrynę. Polegała ona na prowadzeniu masowych bombardowań ludności cywilnej w miastach w kraju wroga – doprowadzona do skrajnej desperacji ludność miała się w konsekwencji buntować wobec władzy i wymuszać poddanie się. Teoria Douheta, który spędził trochę czasu w więzieniu za krytykowanie włoskich władz wojskowych podczas pierwszej wojny światowej, podobała się wielu generałom – ale praktyczne zastosowanie tejże trzeba było dopiero wypracować.

Lata 30. XX wieku w jakimś stopniu zniechęciły Niemców i Sowietów do doktryny Douheta – Niemców przede wszystkim po doświadczeniach wojny w Hiszpanii i wobec ograniczonych możliwości własnego przemysłu (np. czterosilnikowy bombowiec o dużym udźwigu miał tyle silników ile dwa średnie bombowce), Sowietów dlatego, że niszczenie dóbr, które chce się przejąć, wykorzystać czy ukraść w krajach, które chce się podbić, zupełnie nie ma sensu. Ale – na początku lat 20. takich wniosków nie było. Wojskowi od von Seeckta chcieli po prostu szkolić personel latający i potajemnie badać samoloty bojowe, a władze ZSRR potrzebowały wykonać skok jakościowy i szybko się zaopatrzyć w nowoczesne płatowce oraz silniki.

Współpraca lotnicza między Republiką Weimarską i Związkiem Radzieckim to tak obszerny temat, że podzielę go na zagadnienia i osobno opowiem o współdziałaniu w zakresie produkcji samolotów, silników lotniczych, organizacji wspólnych linii lotniczych oraz o działalności szkoły lotniczej i poligonu doświadczalnego w Lipiecku.

cdn.

Australijska piechota w maskach przeciwgazowych.

WSPÓLNOTA CZERWIENI cz.5

22 kwietnia 1915, na polach pod belgijską miejscowością Ypres, miał miejsce duży atak przy użyciu broni chemicznej – konkretnie chloru. Przeprowadziła go specjalna jednostka, w której ważną funkcję pełnił chemik Fritz Haber, późniejszy laureat Nagrody Nobla, w stopniu kapitana. Przez kilka lat po pierwszej wojnie światowej Haber wraz ze współpracownikiem Stolzenbergiem odegrali istotną rolę w tajnych pracach nad bronią chemiczną, prowadzonych wspólnie ze Związkiem Radzieckim.

Haber, niemiecki chemik pochodzenia żydowskiego, urodzony w Breslau, widział swoje patriotyczne poglądy wobec Niemiec Kaisera jako nadrzędne wobec kwestii moralnych. Autor metody Habera-Boscha, umożliwiającej syntezę amoniaku na skalę przemysłową z azotu i wodoru, miał ogromny wpływ na zmiany struktury światowej gospodarki rolnej, metoda ta pozwoliła bowiem na masową produkcję nawozów sztucznych. Ocenia się, że dziś połowa światowej produkcji żywności związana jest ze stosowaniem metody Habera-Boscha. Gdy rozpoczęła się pierwsza wojna, Haber pracował nad zastosowaniem chloru i innych gazów na polu walki, pomagał w tworzeniu skutecznych masek przeciwgazowych i w przeciwdziałaniu alianckim atakom przy użyciu podobnej broni.

Niemiecki przemysł chemiczny na początku XX wieku zajmował czołową pozycję na świecie – 90% globalnej produkcji sztucznych barwników pochodziło właśnie z Niemiec. Nie wolno jednak myśleć, że tylko źli Niemcy korzystali ze swojego potencjału naukowo-przemysłowego do tworzenia broni chemicznej – Francuzi mieli swojego noblistę Grignarda, Brytyjczycy ośrodek w Porton Down pod wodzą niejakiego Rawlinsa (notabene ośrodek istnieje do dziś). Początkowo widoczna była niemiecka przewaga, a potem obydwie strony konfliktu na zmianę mordowały żołnierzy nieprzyjaciela przy użyciu chloru. Chlor miał wiele wad w zastosowaniach taktycznych, co doprowadziło do opracowania lepszej broni, mianowicie fosgenu – Niemcy użyli go bojowo w grudniu 1915 roku, Brytyjczycy zaś dopiero latem następnego roku.

Haber wił się jak w ukropie, starając się dać swej niemieckiej ojczyźnie przewagę. Przy tym opracował tzw. prawo Habera, przy pomocy którego wylicza się stężenia substancji toksycznych, które zabijają ludzi i zwierzęta – niskie stężenie plus długa ekspozycja jest tak samo skuteczne, jak wysokie stężenie i krótka ekspozycja. Po fosgenie przyszedł czas na iperyt, także używany przez obydwie strony konfliktu. W roku 1918 między 20 i 30 procent wszystkich pocisków artyleryjskich, wystrzeliwanych na froncie zawierało ten czy inny bojowy środek chemiczny, a jedna szósta wszystkich strat osobowych wiązała się z użyciem broni chemicznej. Straty były ogromne i żadne walczące mocarstwo nie ujmowało ich osobno w statystykach, by nie wywoływać paniki.

Dwa duże ataki chemiczne miały miejsce niezbyt daleko od Warszawy – pod Bolimowem, w styczniu i maju 1915 roku. W pierwszym przypadku użyto amunicji artyleryjskiej wypełnionej bromkiem ksylilu, zaś w drugim chloru z butli (co zrealizowała konkretnie jednostka, do której przydzielony był Haber; 264 tony chloru dotarło pod Bolimów w 12 tysiącach butli). Pierwszy atak chemiczny nie udał się ze względu na niską temperaturę powietrza, zaś drugi spowodował znaczne straty u Rosjan, aczkolwiek nie umożliwił przełamania frontu.

Ocenia się, że ponad 1,3 miliona żołnierzy stało się ofiarami broni chemicznej podczas pierwszej wojny. Lwią część tych strat stanowili żołnierze rosyjskiej armii carskiej. Rosja miała słaby przemysł chemiczny, gazów bojowych używała sporadycznie, zaś jej żołnierze zwykle nie otrzymywali żadnych środków ochrony osobistej. Pomimo wysiłków Habera i jego potężnej ekipy specjalistów, broń chemiczna nie pomogła Niemcom wygrać wojny. Chemik poczynił jednak plany także na wypadek porażki – przekonał dowództwo wojskowe, by przekazało mu spore sumy pieniędzy jeszcze w październiku 1918 roku, dzięki którym mógł przez dwa lata kontynuować utajnione prace nad chemicznymi metodami eliminacji siły żywej wroga.

Po pokoju w Wersalu alianci próbowali całkowicie zdemontować niemiecki program badań i produkcji broni chemicznej, a Habera i jego współpracowników uznano za zbrodniarzy wojennych. Niemiecki chemik zwiał do Szwajcarii, by niebawem wrócić już jako noblista – status dobroczyńcy rolnictwa ocalił go przed karą ze strony zwycięskich mocarstw. Notabene to jego ekipa stworzyła środek owadobójczy, przeznaczony do stosowania w silosach zbożowych, nazwany Zyklon-A…

Prawda jest taka, że Niemcy skutecznie ukryli przed aliantami zakres swojego programu badawczego tudzież fakt, że był on potajemnie kontynuowany. Współpracownik Habera, Stolzenberg, miał fabryczkę chemiczną poza strefą znajdującą się pod kontrolą sił okupacyjnych. Haber pomógł mu uzyskać lukratywne kontrakty, w tym na neutralizację zakładów produkcyjnych gazu musztardowego w Breloh, które Stolzenberg osobiście zakładał parę lat wstecz! Pod przykrywką pozornej neutralizacji, magazynowano zasoby odczynników i gotowej broni chemicznej. W 1921 roku rząd Hiszpanii po cichu zwrócił się do Habera, chcąc zakupić broń chemiczną do zastosowania przeciw rebeliantom w Maroku – nie tylko sprzedano im niemieckie nielegalne zapasy takiej broni, ale Stolzenberg pomógł Hiszpanom uruchomić zakład produkcyjny gazu musztardowego w koloniach w Afryce Północnej. Zachęcany przez Reichswehrę, pracował tam także nad bombami lotniczymi, zawierającymi gaz bojowy.

Gdy w styczniu 1923 Związek Sowiecki zaczął składać w niemieckich firmach tajne zamówienia na broń różnego typu, wytwarzanie amunicji zawierającej gaz okazało się poważnym problemem – nadzór aliantów był zbyt skuteczny. Jegomość nazwiskiem Otto Hasse, naonczas szef inspektoratu uzbrojenia Reichswehry, zwrócił się do Habera z pytaniem, czy nie jest możliwe uruchomienie produkcji amunicji chemicznej w ZSRR. Haber skontaktował go ze Stolzenbergiem, który przecież niedługo wcześniej dokonał czegoś podobnego w Hiszpanii. Dodatkowo sam Fritz Haber spowodował, że sowiecki chemik Ipatiew został poproszony o wygłoszenie wykładu w Berlinie – dzięki temu Niemiec mógł się z nim rozmówić bez wzbudzania podejrzeń. Ipatiew załatwił w Moskwie zaproszenie dla Stolzenberga do odwiedzenia Związku Radzieckiego. Po sześciotygodniowej podróży obrotny Niemiec doprowadził do wstępnego porozumienia w kwestii stworzenia fabryki broni chemicznej nieopodal Samary, mniej więcej tysiąc kilometrów od Moskwy.

cdn