Różnorodność językowa (2): Vanuatu – szczyt zróżnicowania

Pozostałe części cyklu

Część 1. Sieć wielojęzyczności w Vaupés (Kolumbia)
Część 3. Nowa Gwinea – mnogość do kwadratu. Prolog
Część 4. Nowa Gwinea – mnogość do kwadratu. Supermocarstwo językowe

Około 3600 lat temu na wyspach Archipelagu Bismarcka, na wschód od Nowej Gwinei, pojawili się ludzie oceanu. Przybyli najprawdopodobniej z północnych Filipin. Osiedlali się na wybrzeżach wysp, budując swoje domy (często na palach) nie dalej niż kilometr lub dwa w głąb lądu. Na dużych wyspach, które miały już swoich dawniejszych mieszkańców, tubylcy i przybysze uprawiali handel wymienny, przejmowali od siebie nawzajem gatunki udomowionych roślin i zwierząt, ale poza tym nie wchodzili sobie w drogę. Śladem obecności żeglarzy z północy jest tak zwana kultura Lapita. Jej znaki rozpoznawcze to charakterystyczna czerwona ceramika z geometrycznymi ornamentami odciskanymi za pomocą ząbkowanych stempli, narzędzia z obsydianu, a także introdukcje świń i kur domowych oraz pasażerów na gapę – szczurów polinezyjskich (Rattus exulans). Wszystkie te zwierzęta wywodziły się z Azji Południowo-Wschodniej, podobnie jak dalecy przodkowie ludzi, którzy je przywieźli.

Przybysze mówili językiem praoceanicznym z rodziny austronezyjskiej. Po około czterystu latach, czyli 3200 lat temu, nastąpiła migracja części żeglarzy z Archipelagu Bismarcka na wschód, w poszukiwaniu nowych wysp do zasiedlenia. Migracja postępowała w tak szybkim tempie, że ustalane przez archeologów różnice czasu zasiedlania kolejnych wysp wschodniej Melanezji i zachodniej Polinezji są mniejsze niż margines niepewności metody radiowęglowej. Niektórzy koloniści zajęli wybrzeża Wyspy Bougainville’a i pozostałych Wysp Salomona, gdzie mieszkała już od tysiącleci miejsciowa ludność rdzenna. Inni ominęli ten archipelag w poszukiwaniu wysp całkowicie bezludnych, gdzie nigdy wcześniej nie stanęła ludzka stopa. Na zachodnim Pacyfiku odkryli ich wiele: archipelag Vanuatu, Nową Kaledonię, Fidżi, Tonga i Samoa. Grupę języków, która uształtowała się na pierwszych dwóch archipelagach, nazywamy południowooceaniczną. Natomiast spośród grupy centralnopacyficznej, wysuniętej dalej na wschód, wyodrębniły się później języki polinezyjskie.

Skupimy się obecnie na wyspach Vanuatu. Początek obecności ludzi na nich udokumentowany jest przez stanowiska archeologiczne kultury Lapita. Niestety, podobnie jak w innych dziewiczych miejscach globu, przybycie człowieka oznaczało także naruszenie delikatnej równowagi ekologicznej. Pierwszymi ofiarami były gatunki zwierząt stanowiące miejscową megafaunę: krokodyl lądowy Mekosuchus kalpokasi, ostatni na Ziemi przedstawiciel całkowicie wymarłej podrodziny Mekosuchinae, i wielki żółw, być może należący do jeszcze bardziej reliktowego rodzaju Meiolania, choć tę identyfikację podawano w wątpliwość. W każdym razie, czymkolwiek był – wymarł, a jego kości licznie występują w odpadkach kuchennych sprzed 3000 lat.

Badanie szkieletów z cmentarzysk kultury Lapita oraz DNA, które udało się uzyskać ze szczątków kostnych, wskazuje, że pod względem fizycznym i genetycznym byli to ludzie pierwotnego typu austronezyjskiego, spokrewnieni z rdzenną ludnością Tajwanu. Jednak 2500 lat temu na Vanuatu zaczęły docierać fale kolejnych migracji z zachodu. Byli to Melanezyjczycy będący potomkami zarówno dawnych Austronezyjczyków, jak i rdzennej ludności regionu nowogwinejskiego. Do tego czasu Austronezyjczycy zasiedlili już wschodnie brzegi Nowej Gwinei, zachowując swoją tożsamość językową, ale integrując się biologicznie z miejscową ludnością; podobnie działo się na wyspach Archipelagu Bismarcka. Melanezyjska domieszka genetyczna rozpowszechniła się na Vanuatu, sięgając nawet Polinezji, choć słabnąc stopniowo z zachodu na wschód. Zanikła także kultura Lapita, lecz języki południowooceaniczne oparły się zewnętrznym wpływom. Około tysiąca lat temu Vanuatu przyjęło grupy migrantów ze wschodu, używających języków polinezyjskich. W roku 1606 na Vanuatu po raz pierwszy pojawili się przelotnie Europejczycy – hiszpańska ekspedycja pod dowództwem Portugalczyka, Pedra de Queirós. W drugiej połowie XVIII w. dotarły tam kolejne wyprawy: francuska (Louisa Bougainville’a) i angielska (Jamesa Cooka).

W XIX w. wyspy nawiedzali wielorybnicy, misjonarze, przedsiębiorcy wycinający miejscowe drzewa sandałowe, wreszcie brytyjscy i francuscy kolonizatorzy. W latach 60. XIX w. rozwinął się blackbirding – haniebna praktyka „zatrudniania” ludności Melanezji (od Nowej Gwinei po Fidżi) na plantacjach, głównie w północno-wschodniej Australii. Robotnicy byli rekrutowani przemocą; w najlepszym razie traktowano ich jako tanią siłę najemną, oszukiwaną i wykorzystywaną bez skrupułów, w najgorszym –jako niewolników pozbawionych jakichkolwiek praw. Śmiertelność wśród robotników była zatrważająca, szanse na powrót do domu po latach pracy – marne. Przez takie piekło przeszła niemal połowa dorosłej ludności Vanuatu, co spowodowało poważny spadek populacji pod koniec XIX w. Po około stu dość burzliwych latach funkcjonowania jako kondominium brytyjsko-francuskie Vanuatu wreszcie stało się niepodległą republiką w 1980 r. Od połowy XX w. liczba ludności wzrosła kilkakrotnie i obecnie przekroczyła 300 tysięcy. W całej Republice Vanuatu mieszka zatem mniej więcej tyle ludzi, co w Lublinie, na obszarze o powierzchni dwa razy mniejszej niż województwo lubelskie.

Godło państwowe Republiki Vanuatu z dewizą w kreolskim języku bislama (rozszyfrowanie treści pozostawiam jako pracę domową). Na pierwszym planie wojownik melanezyjski. W tle góra wulkaniczna, kieł samca świni domowej (często używany jako ozdoba) i skrzyżowane liście sagowca namele (Cycas seemannii), ważnej rośliny kultowej. Źródło: Wikipedia (CC BY-SA 3.0).

Między Vanuatu a Lubelszczyzną istnieją oczywiście istotne różnice. Vanuatu składa się z 83 wysp, z których 65 jest zamieszkałych. Tylko 14 wysp ma powierzchnię powyżej 100 km². Choć turystom Vanuatu wydaje się tropikalnym rajem, życie na archipelagu nie zawsze bywa łatwe. Utrudniają je czynne wulkany, aktywność sejsmiczna, fale tsunami i tropikalne cyklony, które nieraz dawały się wyspiarzom we znaki. Ze względu na warunki terenowe przemieszczanie się bywa trudne nie tylko między wyspami, ale nawet w ich obrębie. Co jednak szczególnie wyróżnia Vanuatu, to liczba miejscowych języków. Nie sposób powiedzieć dokładnie, ile ich jest. Szacunki wahają się w granicach od 52 do 138. Nie zawsze łatwo stwierdzić, czy mamy do czynienia z odrębnymi językami, czy z dialektami jednego języka. Czasem ten sam język jest znany pod kilkoma nazwami, czasem ta sama nazwa odnosi się do kilku różnych języków, a niektóre języki nawet nie mają nazwy. Rzeczywista liczba prawdopodobnie mieści się między 80 a 100. Trzy z miejscowych języków są polinezyjskie (ale endemiczne dla Vanuatu), reszta należy do grupy południowooceanicznej. Dzięki tym statystykom Vanuatu cieszy się zasłużoną opinią państwa o największej różnorodności językowej względem liczby ludności.

Prócz języków rodzimych na wyspach Vanuatu istnieją trzy języki mające status urzędowych: bislama, który służy jako narodowa lingua franca, oraz angielski i francuski, traktowane jako języki zaawansowanej edukacji. Do tego można dodać języki miejskiej ludności imigranckiej, na przykład języki chińskie, język samoański czy wietnamski. Bislama to bardzo bliski krewny tok-pisin, o którym wspominałem już na tym blogu, a także języka kreolskiego z Wysp Salomona. Wszystkie trzy wywodzą się z pidżynu melanezyjskiego, który powstał w XIX w. wśród wyspiarzy porywanych do robót na plantacjach. Angielski, język plantatorów i nadzorców, używany był ponad barierami językowymi, więc na bazie słownictwa angielskiego rozwinął się język hybrydowy, którzy szczęśliwcy powracający z robót przymusowych przynosili z sobą w rodzinne strony jako język szerszego kontaktu. Język bislama jest obecnie kultywowany na Vanuatu z dumą, ale trzeba też stwierdzić, że stanowi on pewne zagrożenie dla sytuacji językowej, ponieważ ze względu na swoją wszechobecność może wypierać języki etniczne łatwiej niż angielski czy francuski.

Rozdrobnienie językowe Vanuatu jest do pewnego stopnia zrozumiałe, biorąc pod uwagę warunki geograficzne i topograficzne, ale i tak szokuje. Rodzina austronezyjska jest gigantyczna, druga co do liczebności na Ziemi – ok. 1200 języków (± spory margines niepewności). Cała gałąź oceaniczna to ok. 450 języków, a zatem ok. 20% tej gałęzi mieści się na jednym niewielkim archipelagu. Wszystkich języków polinezyjskich jest 38 – dwa lub trzy razy mniej niż języków Vanuatu. Archipelag Fidżi ma trzykrotnie więcej zamieszkałych wysp i trzy razy więcej ludności, ale tylko siedem języków endemicznych (plus kilka napływowych, jak angielski i hindi). Ewidentnie stosunek do języków etnicznych jest na Vanuatu szczególny, jeśli chodzi o identyfikowanie się z nimi i podkreślanie różnic lokalnych. Nie oznacza to, że językom miejscowym nic nie zagraża. Jak zwykle w takich przypadkach ich status jest zróżnicowany. Trzydzieści kilka z nich ma tysiąc lub więcej użytkowników (język lenakel nawet ponad 10 tys.). Ale są i takie, którym pozostało kilku lub kilkunastu rodzimych użytkowników; niektóre być może już wymarły. Przy tej liczbie języków to jednak zjawisko naturalne, choć smutne. Dysproporcja wielkości wspólnot językowych jest czymś, czego trzeba się spodziewać przy ich wielkiej liczbie. Skutkiem tego są topniejące szanse na utrzymanie języka zmarginalizowanego z przyczyn losowych, nawet wówczas, gdy nie ma innych zagrożeń dla jego egzystencji.

W odróżnieniu od sytuacji języków Vaupés, o której pisałem w poprzednim odcinków miniserii, na Vanuatu nie ma instytucji języków rodowych ani egzogamii językowej, choć na wielu wyspach istnieje zwykła egzogamia społeczna – małżeństwa zawierane są między ludźmi z różnych wiosek, przy czym ich język nie odgrywa roli. Jednakże przy takim stopniu rozdrobnienia językowego, że nawet pobliska wieś może używać innego języka, skutkiem ubocznym egzogamii jest rozpowszechniona wielojęzyczność. Na przykład na wyspie Malekula (drugiej co do wielkości i mającej 24 tys. mieszkańców) mamy 40 języków podzielonych na ok. 100 dialektów. Praktycznie każda wieś ma tam własny język. Wskutek praktykowania egzogamii większość rodzin jest wielojęzyczna, a ok. 70% dorosłych mieszkańców posługuje się co najmniej trzema językami. Tak jak w Amazonii, to żona sprowadza się do męża. Nie porzuca przy tym własnego języka, a rodzinne wizyty i rewizyty podtrzymują jego używanie. Dzieci od urodzenia zanurzone są w świecie wielojęzycznym i uczą się języka matki. Również mąż czasem się go uczy, choć tradycja nakazuje, żeby to język męża dominował w domu. Instytucje wspólne dla całej okolicy, takie jak szkoła czy kościół, wymagają częstego przemieszczania się pomiędzy wioskami, a zatem także między terytoriami językowymi. Toteż ludzie żyjący na Malekula łatwo i powszechnie identyfikują się z wieloma tożsamościami językowymi jednocześnie.

Zespół perkusistów z wyspy Malekula akompaniujący podczas tradycyjnego tańca. Źródło: Wikimedia Commons.

Z kolei na wyspie Emae dwie wsi używają polinezyjskiego języka fakamae, ale stosunek do niego jest w każdej z nich innych. We wsi Makatu fakamae używają wszyscy; jest to dla nich ważny element identyfikacji z dziedzictwem polinezyjskim. Choć często praktykowana jest egzogamia, żona, sprowadziwszy się do Makatu, przyjmuje język męża. Tego samego oczekuje się od każdego, kto osiedla się we wsi. Choć część mieszkańców jest dwujęzyczna, nie używają oni innych języków we własnym gronie, zachowując demonstracyjną, purustyczną jednojęzyczność. Z kolei we wsi Tongamea, o pół godziny drogi piechotą of Makatu, dla 65% mieszkańców pierwszym językiem jest fakamae, a dla 25% – południowooceaniczny język namakura. Niemal wszyscy znają oba języki, a ponad 60% posługuje się dodatkowo językiem nakanamanga. Ponadto 100% populacji zna język bislama.

W odróżnieniu od zagrożonego fakamae, pozostałe dwa języki etniczne używane są szeroko (także na sąsiednich wyspach) i mają wielu użytkowników. Namakura jest często używany jako narzędzie komunikacji wewnątrz wsi. W przeszłości wyparł on fakamae w innych miejscach na wyspie i jego rosnąca popularność w Tongamea może świadczyć o kontynuacji tego procesu. Trudno powstrzymać taką tendencję, choć oba języki mają jednakowy status społeczny. Język o większym zasięgu i mający więcej użytkowników wygrywa tylko z powodu przewagi liczebnej. Użytkownicy fakamae, aczkolwiek uważają zanikanie ich dziedzictwa językowego za zjawisko negatywne i godne pożałowania, fatalistycznie uważają ten proces za nieunikniony, a dobrowolne przechodzenie na namakura mimo wszystko za  wygodne, bo ułatwia ono porozumienie i w wiosce, i poza nią. Zresztą zważywszy, że namakura również jest językowym endemitem, tyle że zajmującym większy obszar, także on nadaje się do wyrażania lokalnego patriotyzmu.

Właściwie każda zamieszkana wyspa archipelagu Vanuatu to osobny naturalny poligon zróżnicowania językowego, wielojęzyczności i skomplikowanej tożsamości etniczno-językowej. Lokalna sytuacja zależy od liczby języków na danej wyspie, od tego, jaką strukturę ma ich zasięg (wyraźnie zlokalizowane terytoria językowe czy rozproszona sieć przenikających się obszarów występowania) i do jakiego stopnia ludzie utożsamiają się z językiem, którego używają. Tylko część wspólnot językowych Vanuatu systematycznie badano, ale jedno jest jasne: mamy do czynienia z dużą rozmaitością odcieni wielojęzyczności i postaw wobec niej. Miejmy nadzieję, że mozaika językowa archipelagu zaadaptuje się do współczesnych warunków życia, bo tak niezwykły produkt ewolucji kulturowej zasługuje na szczególną ochronę.

Lektura dodatkowa

Archeologia Vanuatu

https://www.researchgate.net/publication/281850194_The_Archaeology_of_Vanuatu_3000_Years_of_History_across_Islands_of_Ash_and_Coral

Języki Vanuatu

https://openresearch-repository.anu.edu.au/bitstream/1885/146135/1/PL-517.pdf

Wielojęzyczność w Republice Vanuatu

https://journals.sagepub.com/doi/full/10.1177/13670069211023132

Różnorodność językowa (1): Sieć wielojęzyczności w Vaupés (Kolumbia)

Pozostałe części cyklu

Część 2. Vanuatu – szczyt zróżnicowania
Część 3. Nowa Gwinea – mnogość do kwadratu. Prolog
Część 4. Nowa Gwinea – mnogość do kwadratu. Supermocarstwo językowe

Vaupés to departament w kolumbijskiej części Amazonii, przy granicy z Brazylią, nazwany od rzeki Vaupés, dopływu Rio Negro (jej brazylijski odcinek nosi portugalską nazwę Uaupés). Zamieszkuje go około 40 tys. ludzi, z czego trzy czwarte skupia się w stolicy departamentu, Mitú, niewielkiego miasta w głębi amazońskich lasów deszczowych, jednego z kilku w departamencie. Pozostałe mają po kilkuset mieszkańców i do niedawna Mitú (założone w 1936 jako osada handlowa) było podobnej wielkości. Dotrzeć do niego można jedynie samolotem lub transportem rzecznym. Z jednym wyjątkiem w Vaupés nie ma innych dróg niż szlaki leśne i rzeki – dość zdradliwe, ale rdzenna ludność Vaupés znakomicie posługuje się łodziami.

Kilka tysięcy ludzi z Vaupés i nieco mniejsza liczba po stronie brazylijskiej tworzą społeczność, która nie przypomina niczego, co znamy z Europy. Wszyscy prowadzą podobny tryb życia, mają podobną kulturę materialną, tradycje i system wierzeń. Mieszkają w nadrzecznych osadach, na które składa się zwykle jeden „długi dom” typu znanego w Amazonii jako maloca. Żeby dotrzeć do najbliższych sąsiadów, trzeba podróżować kilka godzin, a nawet cały dzień (gęstość zaludnienia Vaupés, pomijając stolicę, wynosi niecałe 0,2 mieszkańca ma kilometr kwadratowy). Kilka osad wzdłuż biegu rzeki może tworzyć wspólnotę sąsiedzką, która nosi własną nazwę.

Maloca nad rzeką Pirá-Paraná w departamencie Vaupés. Foto: Stephen P. Hugh-Jones, University of Cambridge. Źródło: Digital Commons @ Trinity © 2022.

Maloca mieści kilka (zwykle 4–8) rodzin nuklearnych powiązanych wspólnym pochodzeniem w linii męskiej, czyli patrylinearnie. Rodziny posiadają własne segmenty z kuchnią, rozdzielone przegrodami, ale łatwo też przystosować wnętrze maloki do wspólnych zebrań i ceremonii. Zakładając osadę, ludzie z Vaupés za pomocą wycinki i kontrolowanego wypalania lasu tworzą polanę, na której uprawiają maniok i inne rośliny. Uprawą zajmują się głównie kobiety, mężczyźni natomiast polują i łowią ryby. Ale nie to jest dziwne, bo oczywiście w wielu częściach świata rdzenna ludność żyje i gospodaruje w analogiczny sposób.

Dziwna (z naszego punktu widzenia) jest rola, jaką w życiu ludzi z Vaupés odgrywa język. Osiadłe ludy nadrzeczne używają około 20 języków należących do trzech różnych rodzin: tukanoańskiej, arawackiej i karibskiej. Wiele z tych języków jest słabo zbadanych, ale z nielicznych terenowych badań językoznawczych wynika, że nawet te z nich, które należą do tej samej rodziny, różnią się w stopniu wykluczającym lub bardzo utrudniającym wzajemną zrozumiałość, czyli są faktycznie odrębnymi językami, a nie jednostkami w randze dialektu czy gwary. Rzecz w tym, że ludność każdej osady, choćby nawet była to maloca mieszcząca zaledwie dwie rodziny nuklearne, jest wielojęzyczna. Wielojęzyczność jest wymuszona przez zasadę egzogamii językowej: mężczyzna sprowadza do swojej osady żonę, która musi mieć inny język ojczysty niż on sam. Przymiotnik „ojczysty” należy tu interpretować dosłownie jako język rodowy, dziedziczony w linii czysto męskiej, po ojcu, ojcu ojca itd. Przypomina to schemat dziedziczenia nazwiska w większości społeczeństw europejskich.

Zatem pod jednym dachem maloki mieszkają mężczyźni mówiący tym samym językiem rodowym (używanym także w wielu innych osadach) wraz z kobietami, których języki rodowe są z konieczności inne. Co więcej, każda z nich może pochodzić z innego „rodu językowego”. Każda maloca jest prawdziwą wieżą Babel, w której dorastają dzieci od urodzenia nawykłe do życia w środowisku wielojęzycznym. Język rodowy osady może dominować w codziennej konwersacji, ale z bardzo nielicznymi wyjątkami wszyscy rdzenni mieszkańcy Vaupés są wielojęzyczni. Mówią płynnie co najmniej trzema językami, często czterema lub pięcioma. Oprócz języka rodowego może to być język matki, język męża lub żony (zwykle w rozmowie każde z nich używa własnego języka rodowego) plus ewentualnie inne. Są też tacy, którzy posiadają jeśli nie pełną, to przynajmniej bierną znajomość około dziesięciu języków. Język tukano (poza tym, że stanowi język rodowy części ludności), jest używany również jako język szerokiego kontaktu, czyli regionalna lingua franca. Zna go prawie każdy, co nie oznacza, że tukano dzięki swojej specjalnej funkcji wypiera z obiegu inne języki rodowe. Gdyby tak było, doprowadziłoby to do załamania się systemu społecznego opartego na egzogamii językowej. Zdają sobie z tego sprawę sami ludzie z Vaupés. Na pytanie amerykańskiej antropolożki Jean Jackson, dlaczego nadal mówią tyloma językami, zamiast porozumiewać się wyłącznie w tukano, jeden z nich odpowiedział: „Gdyby wszyscy używali tukano, skąd byśmy brali żony?” To, co widzimy w Vaupés, wygląda nie na reliktowy system w zaniku, ale raczej na utrzymującą się od dawna, co najmniej od schyłku epoki prekolumbijskiej, stabilną wielojęzyczność.

Język rodowy jest dla każdego mieszkańca podstawą identyfikacji z konkretną linią przodków, ale niczym więcej. Można za jego pomocą przedstawiać się tak, jak Polak przedstawia się nazwiskiem. Język nie definiuje jednak grupy etnicznej, plemienia, narodu ani tradycji kulturalnej. Istnieją zasady językowego savoir-vivre’u dotyczące tego, jakiego języka można lub nie należy użyć w zależności od sytuacji, ale komunikacja w Vaupés jest elastyczna. Jeśli rozmówcy mają kilka języków wspólnych, mogą w rozmowie przejść z jednego na drugi, nawet tego nie zauważając. Nauczenie się nowego języka zajmuje mieszkańcom Vaupés rok lub dwa i starają się go nie używać publicznie, póki nie są pewni, że posługują się nim płynnie, nie „kalecząc” go. Z ogólną dezaprobatą spotyka się natomiast „mieszanie” języków poprzez zapożyczanie między nimi elementów i tworzenie hybrydowych konstrukcji.

Pomijając incydentalne przypadki skutecznie ukrywanej niewierności małżeńskiej, każdy język rodowy jest przekazywany w męskiej części populacji tą samą drogą, co chromosom Y. Zauważmy, że żaden język rodowy nie jest przy tym faworyzowany z przyczyn innych niż ewentualne biologiczne. Syn przejmuje język ojca niezależnie od ewentualnego zróżnicowania prestiżu społecznego języków. Jeśli jedna z linii rodowych chromosomu Y wymiera, oznacza to jednocześnie zanik związanego z nią języka rodowego. Korzystając z modeli matematycznych genetyki populacyjnej, można się pokusić o przewidywanie średniego czasu potrzebnego do takiego zaniku wskutek fluktuacji losowych (dryfu genetycznego) przy określonym początkowym udziale danego języka w ogólnej populacji i kilku upraszczających założeniach: na przykład, że rozmiar populacji pozostaje stabilny w długim okresie czasu, że mężczyźni nie są zróżnicowani pod względem spodziewanej liczby potomstwa, że poszczególne warianty Y-DNA są neutralne, czyli nie mają wpływu na sukces reprodukcyjny swoich nosicieli, itp.

Język rodowy, którego początkowy udział w populacji obejmującej kilka tysięcy mężczyzn wynosi 5% (czyli średnią wartość procentową, jeśli języków jest 20), ma teoretycznie wszelkie widoki na utrzymanie się w puli językowej przez ponad tysiąc pokoleń, czyli w praktyce dowolnie długo (na pewno o wiele dłużej niż istnienie systemu egzogamii językowej w Amazonii). Oczywiście udziały nie są w rzeczywistości równe. W praktyce możliwe jest wymarcie „rodu językowego” w ciągu kilkudziesięciu pokoleń, a nawet szybciej, jeśli zadziałają jakieś czynniki pominięte w uproszczonych szacowaniach. Wiemy, że do takich wymierań dochodziło tu i ówdzie. Wymarcie rodu językowego nie jest jednoznaczne ze zniknięciem języka rodowego, bo teoretycznie może on nadal istnieć przekazywany poza linią męską, nie posiadając dawnego statusu. Wydaje się jednak, że w Vaupés brak na to przykładów. Dodam jeszcze tylko, że badania genetyczne populacji amazońskich wskazują na wyraźny wpływ egzogamii językowej na lokalną różnorodność haplotypów Y-DNA (wpływ ujemny) i mitochondrialnego DNA (wpływ dodatni). Jest to skutek silniejszej presji na pozostawanie mężczyzn przez wiele pokoleń w tej samej okolicy oraz na mobilność kobiet w porównaniu z innymi częściami północno-zachodniej Amazonii.

Jeśli język ostatecznie znika z populacji, to ulega redukcji jej różnorodność językowa, ale nie jest to proces jednokierunkowy. Bardzo niewiele wiadomo o historii ludzi z Vaupés i trudno ją zrekonstruować na podstawie danych, jakie mamy, lecz sam fakt, że na pulę językową tego obszaru składają się przedstawiciele kilku rodzin językowych, sugeruje, że integrowały się z nią w dalekiej przeszłości grupy migrantów rozmaitego pochodzenia, osiedlające się w Vaupés, co z kolei wzbogacało miejscową różnorodność. Pamiętajmy ponadto, że języki ewoluują i że tempo ewolucji językowej w porównaniu z biologiczną jest bardzo szybkie. Języki spokrewnione w ramach jednej rodziny miały kiedyś (powiedzmy, ok. 1000 lat temu) wspólnego przodka. Jeśli dziś są odrębnymi językami rodowymi, to prawdopodobnie proces ich różnicowania się może doprowadzić do rozszczepiania się dawnych rodów językowych, gdy zatrze się świadomość wspólnego pochodzenia ich języków. Umożliwia to zawieranie małżeństw między ich członkami, a jednocześnie dodaje nowy język do ogólnej puli. Być może zróżnicowanie, jakie dziś widzimy, jest zbliżone do długoterminowego stanu równowagi między czynnikami redukującymi i zwiększającymi różnorodność. Zagraża jej natomiast jedno: agresywna ingerencja globalnej cywilizacji, eksploatacja zasobów Amazonii i stopniowe wypieranie jej rdzennych mieszkańców z terenów, na których żyli od tysięcy lat.

Powszechna wielojęzyczność oznacza, że języki Vaupés mają solidniejszą bazę użytkowników, niżby się mogło wydawać. Z pozoru 20 języków na 5–6 tys. ludzi (po stronie kolumbijskiej) oznacza, że na każdy język przypada średnio 250–300 użytkowników. Ale jeśli każdy zna średnio około czterech języków, to języki mają przeciętnie po 1000–1200 użytkowników. Nie wiadomo, na ile unikatowa jest sytuacja w Vaupés. Istnieje wiele słabo zbadanych miejsc na świecie (np. inne części Amazonii, Australia, Nowa Gwinea, Afryka Równikowa), gdzie podobne systemy być może istnieją, aczkolwiek nie zostały dotąd zauważone i opisane. W każdym razie jest to ciekawy przykład pokazujący, że niewielka liczebnie i rozproszona populacja może stworzyć warunki społeczne, które sprzyjają stabilnemu współistnieniu dużej liczby języków i jednocześnie wielojęzyczności. W kolejnych odcinkach miniserii pokażę kilka innych przypadków fascynującej różnorodności językowej i warunków, które ją umożliwiają.

Źródła i lektura dodatkowa

Najważniejsze informacje o ludziach i językach Vaupés:

https://anthropologyathome.files.wordpress.com/2014/08/babel-issue-8-august-2014-fish-people.pdf

https://doi.org/10.1017/CBO9780511611810.006

https://www.tandfonline.com/doi/abs/10.1080/01434632.1985.9994213

Nieco inna sytuacja po stronie brazylijskiej

https://www.jcu.edu.au/__data/assets/pdf_file/0009/936909/Multilingualism-and-ethnic-stereotypes.pdf

Kultura a genetyka populacyjna w północno-zachodniej Amazonii:

https://academic.oup.com/mbe/article/35/11/2719/5086311

Ilustracja w nagłówku. Logo Europejskiego Dnia Języków. Źródło: https://elarp-database.fandom.com/wiki/Alliance_for_Linguistic_Diversity?file=EDL.jpg