Wenus – porzucona kochanka

Historia badań najbliższej Ziemi planety przypomina ognisty romans zakończony spektakularnym rozstaniem. Wielkie nadzieje związane z tą urodziwą (i widoczną z Ziemi gołym okiem) planetą rozwiały się wraz z coraz głębszym przekonaniem, że u pięknej Wenus nie mamy żadnych szans. Możemy co najwyżej podziwiać Ją z bezpiecznego dystansu. Podziwiać i marzyć.

Ryc. 1. Wenus. Źródło: NASA/JPL-Caltech, domena publiczna

Obiekt astronomiczny, który znamy pod nazwą Wenus nie zawsze tak się nazywał. Współczesną nazwę zawdzięczamy Rzymianom, którym jasna „gwiazda” poranna przypominała klejnot. Dlatego nazwali ją imieniem rzymskiej bogini miłości i piękna. Babilończycy nazwali ją imieniem bogini Isztar, a Grecy znali ją pod dwoma imionami: Phosphorus (jako gwiazdę poranną) i Hesperus (jako gwiazdę wieczorną). Międzynarodowa Unia Astronomiczna postanowiła, że wszystkie obiekty na powierzchni Wenus będą nosiły imiona kobiet (historycznych lub mitycznych). Jednak zanim to się stało, w trakcie pierwszych prób tworzenia map topograficznych Wenus odkryto rozległy płaskowyż, na którego obszarze znajduje się najwyższy szczyt planety (>11000 m1). Nazwano go (ten płaskowyż) Maxwell Montes na cześć XIX-wiecznego fizyka Jamesa Clerka Maxwella. Jest to jedno z trzech zatwierdzonych odstępstw od tej reguły nazewniczej.

Z prostego powodu, nasze białkowe życie nie jest fizycznie zdolne do wytrzymania nawet ułamka sekundy w warunkach panujących na Wenus. Skład atmosfery, ciśnienie, temperatura: każdy z tych czynników z osobna pozbawiłby nas życia w okamgnieniu. Nawet skafandry, aparatura i elektronika, którymi się tak chlubimy nie są odporne na warunki tam panujące. Mimo, że teoretycznie Wenus znajduje się blisko granicy Strefy Złotowłosej (patrz: Życie w Kosmosie[2]. Chyba jednak jesteśmy jedyni), temperatura i ciśnienie na jej powierzchni są iście piekielne. 

Przypuszcza się, że kiedyś na jej powierzchni warunki mogły być całkiem inne; możliwe, że istniały oceany i woda w stanie ciekłym. Ale wyparowała gdy wskutek jakiegoś kataklizmu i następujących po nim długotrwałych zmian, na przykład efektu cieplarnianego, temperatura znacznie wzrosła. Obecnie Wenus jest planetą suchą, gorącą, pozbawioną jakichkolwiek śladów minionego życia. Wyparowana z oceanów woda dysocjowała, a wodór uleciał w przestrzeń kosmiczną pod wpływem wiatru słonecznego. Został tylko dwutlenek węgla o ciśnieniu prawie sto razy wyższym niż ciśnienie ziemskie. Historia Wenus jest trudna do odtworzenia, a wiele wskazuje na to, że jeszcze 300-500 milionów lat temu powierzchnia planety wykazywała dużą aktywność wulkaniczną. Z obecności związków siarki wnioskuje się o ciągle utrzymującej się aktywności, jednak nie zauważono żadnych przepływów lawy. Same tajemnice. Planeta nazywana „bliźniaczką Ziemi”, krążąca po bliskiej Ziemi orbicie, skalista, o zbliżonej wielkości (średnica wynosi 95% średnicy Ziemi, masa równa 81,5% masy Ziemi), powinna być pierwszą i najlepiej rokującą kandydatką do zaludnienia. Tymczasem nie nadaje się zupełnie ani do zamieszkania ani do potencjalnego terraformowania2. Można się zastanawiać: jak to możliwe, że niewielka planeta o rozsądnej grawitacji i odległości od Słońca jest w stanie wytworzyć tak ekstremalne warunki temperatury i ciśnienia. Być może decydującym czynnikiem jest pole magnetyczne, którego Wenus obecnie nie posiada, a kiedyś prawdopodobnie posiadała. Znowu tajemnica.   

Badania Wenus rozpoczęły się stosunkowo wcześnie, bo w 1961 roku. Wtedy to właśnie wystrzelono pierwszą sondę radzieckiego programu Wenera. Sonda doleciała co prawda do Wenus ale minęła ją w odległości 100 tysięcy kilometrów. Amerykański Mariner też nie zaczął od sukcesu, rozpadł się zaraz po starcie. Mariner 2 okazał się szczęśliwszy, dotarł na odległość 34 tysięcy kilometrów, pomierzył nieco i poważył i może być uznany za pierwszą udaną misję międzyplanetarną.  Kolejne Wenery i Marinery coraz śmielej zapuszczały się w wenusjańskie rewiry. Wenera 3 została pierwszym ziemskim obiektem, który zapoznał się z powierzchnią Wenus. Sukcesy kolejnych misji spowodowały, że, dotychczas zawzięcie ze sobą konkurujące Stany Zjednoczone i Związek Radziecki, zaczęły ściśle współpracować. 

Ryc. 2. Fragment panoramy Wenus wykonanej przez lądownik Wenera 14. Źródło: https://universemagazine.com/en/the-last-photos-from-the-surface-of-venus-are-forty-years-old/ (Don Mitchell)

Celem następnych lotów było lądowanie na powierzchni Wenus i przeprowadzenie pomiarów. Okazało się to trudne, oczywiście z powodu ekstremalnie trudnych warunków, a przede wszystkim ich niedoszacowania przy projektowaniu lądowników. Wenera 5 i 6 spadły zmiażdżone i martwe na powierzchnię planety. Dopiero Wenera 7 wylądowała, co prawda uszkodzona ale częściowo sprawna, na powierzchni Wenus. Nadawanie danych z pomiarami temperatury, ciśnienia i telemetrii trwało całe 23 minuty. To był przełom. Kolejne Wenery: 8, 9 i 10 wytrzymywały coraz dłużej i przekazały na Ziemię pierwsze zdjęcia powierzchni. Amerykanie uruchomili nowy projekt Pioneer Venus, którego dwa loty wzbogaciły naszą wiedzę o Wenus o mapę jej powierzchni oraz dane o składzie atmosfery i wiatrach. 

Następny cykl lotów Wenery (11, 12, 13 i 14) przyniósł kolorowe zdjęcia, badania gleby (a właściwie wenusjańskiego regolitu bo skąd niby na Wenus rośliny?), pomiary spektrograficzne i rentgenowskie. 

W późnych latach 80. zainteresowanie Wenus przygasło. Co prawda wystartował radziecki program Wega i amerykański Magellan, które dostarczyły wartościowych danych, ale, co tu ukrywać, Wenus straciła swój powab. Przez całe 10 lat nie działo się praktycznie nic. Prawie nic, bo trzeba wspomnieć o sondzie Messenger (2007) , który po drodze na Merkurego „zahaczył” o Wenus i Venus Express firmowany przez ESA (2005).

W ostatnich latach zainteresowanie piękną Wenus powróciło. Zarówno NASA jak ESA i Roskosmos planują wysłanie zaawansowanych misji badawczych obliczonych na długotrwały pobyt na powierzchni planety.

Marzenia o kolonizacji Wenus rozwiały się wraz z odkryciem nadzwyczaj niesprzyjających warunków na niej panujących. Na początku lat 60. planowano załogowy lot wokół Wenus w ramach programu Apollo. Plan odrzucono. Podobny lot planował ZSRR, ale tu zawiodły kwestie techniczne. Rakieta N1 mająca wynieść w przestrzeń statek kosmiczny okazała się niewypałem, wszystkie jej próby zakończyły się katastrofą. 

I to właściwie jest cała historia naszego zainteresowania “bliźniaczą” planetą. Burzliwy romans zakończył się totalnym rozczarowaniem i rozstaniem. „Bywa”, jak pisze Kurt Vonnegut

O Wenus nie wiemy nic, prawie nic. Nie znamy jej historii, która musiała być burzliwa sądząc po wulkanicznym ukształtowaniu powierzchni, nie znamy struktury wewnętrznej, a przecież prawie zupełny brak pola magnetycznego wynika z budowy jądra, braku wewnętrznego „dynama”. Dlaczego, skoro planeta jest bardzo podobna do Ziemi, jest skalista i podobnej wielkości? Snujemy hipotezy o oceanach wody, efekcie cieplarnianym, który doprowadził do obecnego stanu. 

Ryc. 3. Artystyczna wizja Wenus pokrytej oceanem. Image credit: NASA

Ciekawe wyniki symulacji ewolucji Wenus przedstawiono w 2019 na podstawie danych przekazanych przez sondę Pioneer Venus. Założono, że na Wenus były oceany wody. Poszczególne scenariusze symulacji różniły się stopniem pokrycia powierzchni planety wodą. We wszystkich scenariuszach Wenus mogła utrzymać stan sprzyjający życiu przez 2-3 miliardy lat. Dopiero jakiś nieznany kataklizm zakończył tę sielankę i rozpoczął się proces, który doprowadził do stanu, jaki obserwujemy dziś. 

  1. Przecież na Wenus nie ma mórz! Nie ma też poziomu morza. Wysokość gór na Wenus i Marsie liczymy od średniego promienia planety. ↩︎
  2. Proces zmiany warunków panujących na planecie lub innym obiekcie kosmicznym do podobnych, jakie panują na Ziemi, sprzyjających zamieszkaniu go przez człowieka ↩︎

Wenus, zmiennopłciowa planeta o dwóch obliczach (część 2)

Ēalā, Ēarendel, czyli Hej, Jutrzenko!

Chociaż „klasyczne” języki indoeuropejskie, jak łacina, greka czy staroindyjski używane były przez ludy posiadające rozbudowane systemy religijne z całym panteonem bóstw, stosunkowo niewiele teonimów (imion boskich) sięga czasów praindoeuropejskich. Najbardziej znanym z nich, ważnym także ze względu na dużą liczbę słów pochodnych pełniących ważne funkcje kulturowe, jest imię boga światła dziennego (i jednocześnie określenie nieba), *djēws. Nieco węższy zasięg (ze względu na brak poświadczenia w językach anatolijskich) ma imię bogini świtu (i jednoczenie rzeczownik pospolity o znaczeniu ‘świt, poranek, jutrzenka’), *h₂áwsōs (dopełniacz *h₂ussés > *h₂usés z regularnym uproszczeniem podwójnego *s). Jej greckim refleksem jest imię bogini Eos („różanopalcej Jutrzenki”, jak ją określał Homer). Ponieważ w greckim zanikała nie tylko spółgłoska laryngalna *h₂ (jak w większości języków indoeuropejskich), ale także – przynajmniej w niektórych pozycjach – także *s i *w, a konsekwencje ich zaniku bywały różne w zależności od dialektu, to z imienia bogini pozostały w grece głównie samogłoski, i to różne w różnych odmianach starożytnej greki. Bez wchodzenia w szczegóły zrozumiałe tylko dla specjalistów, zacytuję dwa główne warianty: attyckie Héōs i jońskie Ēṓs.

W staroindyjskim rzeczownik przybrał trochę inną formę, *h₂usós- > uás- (imię bogini w mianowniku: Uā́s, w wersji spolszczonej Uszas). W łacinie mamy *h₂áwsōs > praitalskie *ausōs-ā (rozszerzone o przejrzystą końcówkę rodzaju żeńskiego) > starołacińskie *auzōza. Wskutek rotacyzmu (zmiany, o której wspominałem w części pierwszej) w IV w. p.n.e. ostatnia z wymienionych form przekształciła się w aurōra (i imię bogini świtu Aurōra). Można opisać językoznawcę historycznego jako kogoś, kto potrafi pokazać, że imiona Eos, Uszas i Aurora są „w oczywisty sposób” spokrewnione. Wszystkie pochodzą od rdzenia czasownikowego *h₂wes- (z wariantem *h₂aws-) o znaczeniu ‘rozjaśniać się’ (dobrze zachowanego w językach indoirańskich i bałtyjskich). Pochodzi od niego także rzeczownik oznaczający pewną błyszczącą substancję, *h₂a-h₂us-o-m > praitalskie *ausom > łacińskie aurum ‘złoto’ (Au), z odpowiednikami w językach bałtyjskich. Reduplikacja (powtórzenie nagłosowej spółgłoski z dodaną samogłoską, jak przy jąkaniu) przypuszczalnie podkreślała migotliwość złota.

Dlaczego wspominam o bogini świtu? Ponieważ Wenus w funkcji Gwiazdy Porannej łatwo sobie wyobrazić jako wysłannika Słońca zapowiadającego nadchodzący dzień (jak w greckim Heōspʰóros ‘przynoszący świt’). Dlatego w niektórych językach nazwa Wenus i określenie świtu są z sobą ściśle związane. Zapewne z przyczyn psychologicznych ludzie gorliwiej wypatrywali świtu niż zmierzchu (nic nie wiadomo o tym, żeby istniało praindoeuropejskie bóstwo wieczora i nadchodzącej nocy), toteż więcej uwagi poświęcano Gwieździe Porannej niż Wieczornej. Starożytne ludy Europy spoza basenu Morza Śródziemnego nie były w astronomii aż tak mocne jak Babilończycy czy Grecy, ale Wenus jest jednak trzecim co do jasności obiektem astronomicznym i trudno nie zwrócić na nią uwagi, tym bardziej że pojawia się okresowo w charakterystycznych częściach nieba (Merkury niby też, ale ze względu na bliskość Słońca znaczniej trudniej go zaobserwować). Dlatego częściej niż inne planety posiadała jakąś nazwę własną.

Od góry: Ziemia, Jowisz, Wenus, Księżyc. Foto: Scott Kelly z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Źródło: NASA.

W wielu językach indoeuropejskich od rzeczownika *h₂áwsōs tworzono miejscowniki typu *h₂uss-er lub *h₂awss-er > *h₂user(i), *h₂awser(i), funkcjonujące samodzielnie jako przysłowki o znaczeniu ‘rano, wcześnie, o świcie, o brzasku’. Od nich z kolei tworzono przymiotniki takie jak *h₂awsr-o- ‘poranny, związany ze świtem’, które można było bezpośrednio przekształcić w rzeczowniki (tak jak funkcjonują w polskim słowa typu dobro, prosta albo uczony) albo rozszerzyć przez dodanie przyrostka formalnie tworzącego rzeczownik. Tak powstało na przykład germańskie słowo *Austrō(n), imię bogini świtu, którą czczono podczas wiosennego przesilenia. Zostało ono zaadaptowane (żeby nie rzec uprowadzone) przez chrześcijan jako określenie święta Wielkanocy (niemieckie Ostern, angielskie Easter). Oczywiście z tego samego źródła pochodzi nazwa ‘wschodu’ jako kierunku świata (Ost, east).

Ten sam element można spotkać w pojawiającej się tu i ówdzie pragermańskiej nazwie, która – jak się wydaje – odnosiła się do Wenus: *Au(z)ra-wandilaz ‘poranny wędrowiec’ albo dokładniej ‘poranna planeta’, bo drugi element ma dokładnie takie samo znaczenie jak greckie słowo planḗtēs ‘wędrowiec, włóczęga’ (a metaforycznie ‘wędrowna gwiazda’, czyli planeta). Badacza literatury anglosaskiej z Oksfordu prof. J. R. R. Tolkiena (Exeter College) tak zachwycił dźwięk tego słowa w wersji staroangielskiej, Ēarendel, że podwędził je z poematu Crist i wykorzystał w mitologii Śródziemia, tworząc postać żeglarza Eärendila. Poza światem starogermańskim i uniwersum Tolkiena (gdzie „gwiazda Eärendila” odgrywa rolę Wenus) Ēarendel znalazł sobie miejsce także we współczesnej astronomii. Nazwano tak najdalszą znaną gwiazdę, WHL0137-LS, zaobserwowaną przez teleskop Hubble’a w 2022 r. dzięki soczewkowaniu grawitacyjnemu. Powstała ona niecały miliard lat po Wielkim Wybuchu, a jej obecna odległość od Słońca w układzie współrzędnych współporuszających się wynosi ok. 28 miliardów lat świetlnych.

W językach bałtosłowiańskich również występuje słowo *h₂awsro- w sensie rzeczownikowym np. w postaci litewskiego aušra, łotewskiego austra i prasłowiańskiego *u(s)tro (wszystkie o znaczeniu ‘świt, brzask, rano’). Często się zdarza w wielu językach, że słowo ‘rano’ przybiera ubocznie znaczenie ‘jutro’ (tzn. nadchodzące rano), tak jak ‘wieczór’ przybiera znaczenie ‘wczoraj’ (tzn. zeszły wieczór). Na przykład w rosyjskim útro oznacza ‘rano’ ale zwrot *za utra > závtra oznacza ‘jutro’. We współczesnym polskim *u(s)tro > jutro całkowicie straciło pierwotne znaczenie, choć w XV w. jeszcze można było „wstać z jutra” (tzn. o świcie), Zachowały je niektóre derywaty, zwłaszcza jutrzenka (do XVI w. także justrzenka), słowo nie tylko oznaczające brzask poranny, ale używane również jako nazwa Wenus (w roli Gwiazdy Porannej, lecz i Wieczornej, bo do ówczesnych Polaków dotarła już elementarna wiedza astronomiczna). Pochodzi ono od prasłowiańskiego przymiotnika *ustrьnъ (staropolskie jutrzny ‘poranny’), a ten z kolei od prabałtosłowiańskiego *aušrinas. Po stronie bałtyjskiej mamy litewski przymiotnik aušrinis, także o znaczeniu ‘poranny’, i jego żeńską formę przerobioną na rzeczownik,  aušrinė, odpowiadającą znaczeniowo słowiańskiej jutrzence. W folklorze litewskim Aušrinė to także nazwa Wenus i imię bogini świtu.

I kto by pomyślał, że skromne słowo polskie jutro posiada koneksje etymologiczne z boginiami świtu w mitologii indoeuropejskiej (Eos, Uszas, Aurora), a pośrednio także z planetą Wenus, z żeglarzem Eärendilem i najdalszą gwiazdą, jaką znamy?