Bitwa pod Sadową: rzeź, która zmieniła świat

„NIE STAĆ NAS NA TO, MOI PANOWIE”
– To rzeczywiście ciekawy wynalazek – powiedział cesarz, oglądając w 1861 roku dostarczony przez wywiad seryjny karabin pruski, ładowany – po raz pierwszy w dziejach wojskowości – od tyłu.
– Szybko się z niego strzela?
– Pięć razy szybciej niż z karabinu jednostrzałowego, ładowanego tradycyjnie od przodu – odpowiedział generał major von Weber, kłaniając się zgodnie z regulaminem.
– A celnie?
– Bardzo celnie. Na odległość 300 kroków trafia 65 procent strzałów.
– W takim razie – głęboka bruzda przecięła cesarskie czoło – w takim razie na sto strzałów oddanych z tej odległości aż 35 będzie niecelnych, i to w czasie pięć razy krótszym! Nie, moi panowie, na takie marnotrawstwo amunicji nas nie stać! Niech nasi dzielni żołnierze doskonalą walkę na bagnety i spadają jak sępy na karki nieprzyjaciół!
Zgodnie z tą decyzją austriacka landwera, przygotowując się do wojny z Prusami, intensywnie ćwiczyła okrzyki sępów.

Leszek Mazan „Zdarzenia z życia naszego monarchy”

Pięknie położony jest noworudzki cmentarz! Jak na nekropolię niegdyś trzydziestotysięcznego miasteczka, jest dość rozległy. Znajduje się na stromym, południowym stoku Wzgórz Włodzickich i spogląda w dolinę, na której zboczach rozciąga się miasto. Czyli za Hrabalem – „słonecznie i sucho”

Cmentarz w Nowej Rudzie
Widok z noworudzkiego cmentarza na dolne (dno Doliny Włodzicy) i górne miasto. Słonecznie tu i sucho. Do Hradec Kralove niewielkie 80km.

Zaraz przy bramnym wejściu na cmentarz stoi obelisk z czerwonego piaskowca, tak typowego dla gór okalających Nową Rudę. Spatynowana tablica głosi: „Dla uczczenia pamięci tych, którzy tu walczyli w kampanii wojny prusko-austriackiej 1866r”. Poniżej widnieje lista nazwisk: pan Boehm z podmilickich Henrykowic, panowie Fuchs i Grdegy z Węgier, pan Kraemer z Czech, panowie Kritzowa, Strusk, Misko i Wisniowsky z Galicji.

Obelisk na noworudzkim cmentarzu ku czci poległych w 1866r.

Poddani dwóch skłóconych władców. Skąd się tu wzięli, dlaczego umarli tak daleko od domu?
O tym (między innymi) będzie ta historia.

Tablica obelisku na noworudzkim cmentarzu.

Bitwa pod Sadową, często zwana też bitwą pod Hradcem Králové, była konfrontacją dwóch epok. Naprzeciwko siebie stanęły armie starego i nowego wzoru. Austriacka – fatalnie dowodzona, ubrana w tradycyjne białe mundury, wyposażona w karabiny ładowane od przodu. Pruska – ubrana w oliwkowoszare mundury maskujące, dowieziona na miejsce bitwy koleją żelazną, uzbrojona w nowoczesne karabiny odtylcowe o kilkukrotnie większej szybkostrzelności niż austriackie Lorenze.
Starcie dwóch koncepcji nowoczesnej wojny.

O co tym razem poszło?
Przed epoką Napoleona teren, który stał się później II Rzeszą Niemiecką, składał się z ponad 260 państw, państewek, księstw, księstewek, wolnych miast i „innych jednostek politycznych”, luźno związanych w Świętym Cesarstwie Rzymskim.
To rozproszenie ograniczył Kongres Wiedeński (1815 r.), powołując Związek Niemiecki. Miał on tworzyć unię gospodarczą wszystkich niemieckojęzycznych państw, a także gwarantować pokój wewnętrzny i zewnętrzny jego członków. Bardzo szybko okazało się, że o przewodnictwo w Związku Niemieckim energicznie rywalizują Prusy i Austria. Dodatkowo unifikacji i przewodnictwa Berlina lub Wiednia oczekiwała Wielka Brytania, aby stworzyć na kontynencie przeciwwagę dla Francji i Rosji.
Prymatu austriackich Habsburgów oczekiwała większość niemieckich władców i arystokracji. Jednak rosnąca w siłę burżuazja, intelektualiści, mieszczanie oraz władze bogatych niemieckich miast cieplej myśleli o pruskich Hohenzollernach.
Prusy postrzegane były jako państwo nowoczesne, gwarantujące jednolitość prawa handlowego i ujednolicenie monetarne – kilkadziesiąt podmiotów politycznych, z których wiele miało własną walutę (np. talary, guldeny, marki, talary saksońskie, talary i guldeny heskie, a także monety bite we Frankfurcie).


Do gry wchodzi Bismarck
Sytuacja ta trwała kilkadziesiąt lat – aż do roku 1862, gdy premierem Prus został Otto von Bismarck. Od początku otwarcie deklarował konieczność zdobycia wpływu w całym Związku Niemieckim i marginalizacji Austrii. Pół wieku po Kongresie Wiedeńskim to on pierwszy głośno zakrzyknął: „Zjednoczmy Niemcy!”
Jeszcze w roku 1864 Austria i Prusy wspólnie walczyły przeciwko Danii. Ale już w kwietniu 1866 roku Austria, powołując się na zagrożenie wewnętrznego bezpieczeństwa Związku Niemieckiego, doprowadziła do uchwalenia przez Bundestag mobilizacji sił zbrojnych.
Prusacy tylko na to czekali. Rozpoczęli działania zbrojne, a oba państwa znalazły się w stanie wojny.
Walki toczyły się głównie na terenie Czech, do których Prusacy wdarli się przez przełęcze sudeckie z obszaru między Jelenią Górą a Nysą.

Więc jednak – WOJNA!
Wojna, zwana później siedmiotygodniową, wybuchła 14 czerwca 1866 r. Po rozstrzygającej klęsce pod Sadową cesarz Franciszek Józef Habsburg 24 lipca podpisał akt kapitulacji. Miesiąc później, 23 sierpnia w Pradze podpisano pokój, który zakończył wojnę prusko-austriacką.
Na drodze do zjednoczenia Niemiec i ich dominacji w Europie stała już tylko Francja…

Stoi na stacji lokomotywa, czyli: koleją żelazną na rzeź
Pruskiemu Sztabowi Generalnemu przewodził Helmut von Moltke, po kilku dekadach nazwany „Moltkem Starszym”. (Moltke Młodszy to jego siostrzeniec, zdjęty z dowodzenia 48 lat później po bitwie nad Marną w 1914 r.)

Płaskorzeźba z feldmarszałkiem von Moltke na wieży widokowej na Górze Wszystkich Świętych

Moltke okazał się błyskotliwym organizatorem kampanii wojennych. Do przewozu 250-tysięcznej armii wykorzystał – po raz pierwszy na masową skalę – kolej żelazną. W wojnie 1866 roku sieć kolejowa umożliwiła Prusakom błyskawiczne skoncentrowanie wojsk na granicy z Czechami, co było kluczowe dla sukcesu kampanii.

Jak to działało w praktyce?
Transport do granicy: pruskie koleje przewiozły dziesiątki tysięcy żołnierzy (ok. 200–250 tysięcy w całej kampanii) wraz z zaopatrzeniem w rejon Śląska – do miast takich jak Wrocław, Jelenia Góra, Kłodzko czy Wałbrzych. Na przykład w maju i czerwcu 1866 roku sztab generalny zorganizował setki pociągów wojskowych, które kursowały według precyzyjnych rozkładów.
Marsz przez przełęcze: po dotarciu do końcowych stacji kolejowych (np. Kłodzko, Kamienna Góra, Jelenia Góra) wojska kontynuowały przemarsz przez przełęcze sudeckie. Sudety nie miały wtedy linii kolejowych przecinających granicę, więc ostatnie odcinki pokonywano tradycyjnie – piechotą, z wsparciem taborów konnych.
Przewaga strategiczna: dzięki kolei Prusy mogły skoncentrować trzy armie (Pierwszą, Drugą i Łaby) wzdłuż granicy w ciągu zaledwie 2–3 tygodni, podczas gdy Austria, z mniej rozwiniętą siecią, miała problemy z mobilizacją. Największą rewolucją w wykonaniu Moltkego było przemieszczanie dziesiątków tysięcy żołnierzy na odległości setek kilometrów w ciągu dni, a nie tygodni.

Przed wynalazkiem kolei żelaznej każde wojsko przemieszczało się na własnych nogach. Jeśli chodzi o tempo takiego marszu – przez wieki nie zmieniło się literalnie nic! Legionista rzymskiego X Legionu, żołnierz Wielkiej Armii Napoleona czy żołnierz 52. Dywizji Piechoty Wehrmachtu byli w stanie przemaszerować dziennie od 20 do 30 kilometrów. I to pomimo tego, że rzymskie sandały zastąpiono francuskimi skórzanymi butami (nie było butów lewych i prawych, a ich wytrzymałość wynosiła 1000 km), a te z kolei – niemieckimi saperkami podbijanymi gwoździami. Jeśli marsz był forsowny i szybszy, dystans dzienny mógł wzrosnąć do 40 km, ale błyskawicznie odbijało się to na kondycji żołnierzy: wartość bojowa wojska po takich marszach radykalnie spadała, żołnierze byli wyczerpani, mieli poranione od butów stopy i barki od ciężkich tornistrów.

Lokomotywa z epoki: „Phoenix” z Wielkiego Księstwa Badenii. Z powodu rosnącej chyżości w kolejnych modelach koniecznym okazał się daszek nad kabiną załogi. Moc – 42KM, prędkość max. 62km/h

Pojawienia się tak szybko trzech pruskich armii w rejonie Sudetów nikt się nie spodziewał.
Pięć lat później, w wojnie z Francją, Prusacy w ciągu 18 dni przerzucili koleją 400 tysięcy ludzi na granicę obu państw. Takie tempo manewrowania było dla przeciwników nieosiągalne.

MOLTKE: pedant i szczególarz
Wykorzystanie kolei jako broni strategicznej nie było jedynym osiągnięciem sztabu Moltkego. Przecież za tą ideą musiała iść aptekarska skrupulatność w planowaniu całego zaplecza armii. Moltke wprowadził naukowe podejście do planowania wojennego. Jego sztab analizował mapy, rozkłady jazdy, zdolności produkcyjne kolei oraz potrzeby zaopatrzeniowe armii. W 1866 roku każdy pociąg wojskowy przewoził nie tylko żołnierzy, ale też amunicję, żywność i sprzęt, co pozwalało utrzymać wojska w pełnej gotowości po dotarciu na front. Jego motto „Najpierw waż, potem ruszaj” („Erst wägen, dann wagen”) odzwierciedlało dbałość o szczegóły – nie działał impulsywnie, lecz opierał się na danych i kalkulacjach.

Decentralizacja dowodzenia
Moltke dawał dowódcom polowym elastyczność w realizacji ogólnych celów strategicznych. W 1866 roku trzy pruskie armie (Pierwsza, Druga i Łaby) działały oddzielnie, ale zgodnie z jego planem połączyły się pod Sadową w kluczowym momencie. Tej perfekcyjnej synchronizacji logistycznej Austria nie była w stanie dorównać.

Depeszuj pan na Berdyczów!
Niezwykłym usprawnieniem dla działań pruskich wojsk było pojawienie się telegrafu jako narzędzia komunikacji i koordynacji. Telegraf, wprowadzony do pruskiej doktryny wojennej, pozwalał na szybsze przekazywanie rozkazów i reagowanie na zmieniającą się sytuację. W 1870 roku umożliwił Moltkemu koordynację działań na ogromnym froncie, od Alzacji po Sedan.

W historii i wojskowości Moltke zapisał się jako „ojciec nowoczesnej wojny operacyjnej”. Jego podejście do logistyki wpłynęło na późniejsze armie, w tym na niemiecką strategię w I wojnie światowej (plan Schlieffena czerpał z jego pomysłów). W porównaniu z innymi dowódcami epoki, którzy mieli pecha konfrontować się z Prusakami – jak austriacki Ludwig von Benedek czy francuski Patrice de MacMahon – Moltke wyróżniał się zdolnością do integracji technologii, planowania i dowodzenia.

von Benedek
Czas poświęcić kilka ciepłych słów przeciwnikowi Moltkego po stronie austriackiej. Przed nami marszałek Ludwig Ritter von Benedek!

Ludwig von Benedek ok. 1860r.

W historii Europy Środkowej Benedek zdziałał sporo: na początku swej kariery w 1846 roku był pogromcą powstania krakowskiego, a co gorsza – jednym z głównych animatorów „rabacji galicyjskiej”. Dla przypomnienia: od austriackiej administracji i wojska koledzy krwawego Jakuba Szeli otrzymali ofertę – za żywego szlachcica 5 złotych reńskich, a za martwego 10.
Dowodził garnizonami w Krakowie i Lwowie. I znów znaczący kwiatek do pamięci: garnizon austriacki stacjonował na Wawelu, który w tym czasie został doszczętnie ograbiony, zapuszczony i zrujnowany.
W 1866 roku Benedek został – wbrew własnej woli – naczelnym dowódcą armii austriackiej. Stanowisko to wcześniej odrzucał trzykrotnie, słusznie argumentując, iż nie posiada dostatecznego rozeznania terenu ani przeciwnika. Myśl o możliwej bitwie traktował z najwyższą niechęcią. Gdy na czele 250-tysięcznej armii otrzymał wiadomość o zbliżających się wojskach pruskich, kazał posłać po przewodniki i mapy turystyczne. Innych z Wiednia nie zabrał.

Wystrzelamy Austriaków jak kaczki – tłumaczył Moltke królowi. – Ich karabiny ładowane są, w przeciwieństwie do naszych, od przodu, my strzelamy i ładujemy pięć razy szybciej.
Nawet bez perspektywy dostrzegał zapewne białe mundury wroga i czuł satysfakcję, że jego żołnierze noszą – po raz pierwszy w dziejach wojskowości – uniformy maskujące, oliwkowoszare, zlewające się z tłem.

Tak więc od strony Łaby i Hradca Králové przymaszerowały armie austriackie w sile 250 tysięcy ludzi. Niewiarygodne wręcz błędy dowodzenia i całkowity brak wiary w zwycięstwo (Benedek jeszcze w przeddzień bitwy słał na wiedeński dwór depesze z prośbą o pozwolenie na rezygnację z bitwy) doprowadziły do niewiarygodnej rzezi na polach pod Sadową: 43 tysiące zabitych, rannych i zaginionych poddanych cesarza wobec 9 tysięcy poległych i rannych żołnierzy pruskich.
Benedek w pamięci mieszkańców CK Monarchii nie zapisał się jako umysłowość wybitna. 50 lat po bitwie Hašek w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka” intelektualnego nielota, kadeta Bieglera, nazywa „budziejowickim Benedekiem”.

„Tu potykać się będziem” – przebieg bitwy:
Można o niej mówić wiele, ale przez cały czas w tym opowiadaniu dominowałoby jedno słowo: rzeź.
Ścierające się dwie ćwierćmilionowe armie, obecna na polu walki broń palna – od karabinów osobistych po artylerię strzelającą w ludzkie masy. Ludzie kroczący na siebie w zwartych, gęstych szeregach, jak przyjęło się przez ostatnie wieki. W tych ludzkich grzędach armaty strzelające kartaczami – śrutem na ludzi – żłobiły głębokie, długie, krwawe bruzdy.
Wyglądało to zapewne tak samo, jak siedem lat wcześniej opisywał bitwę pod Solferino Aleksander Dunant, szwajcarski kupiec. Przejeżdżał koło włoskiego miasteczka Solferino 24 czerwca 1859 r., akurat gdy toczyła się tam walka – Austria kontra siły francusko-włoskie. 300 tysięcy żołnierzy, 15 godzin bitwy, 40 tysięcy trupów.
„Austriacy i sprzymierzeni tratowali się wzajemnie, zabijali na okrwawionych zwłokach, ogłuszali ciosami kolb, rozbijali sobie czaszki, rozpruwali brzuchy szablą albo bagnetem. Nie było już litości – to krwawe jatki, walka dzikich bestii, oszalałych i pijanych krwią. Nawet ranni bronili się do ostatka. Kto nie miał broni, chwytał przeciwnika za gardło i rozrywał zębami.”

1. Początek starcia: ranek 3 lipca 1866
• Bitwa rozpoczęła się w deszczowym poranku, co znacznie utrudniało widoczność i działania artylerii.
• Austriacy, dowodzeni przez Benedeka, zajęli silne pozycje na wzgórzach wokół wsi Sadowa i Königgrätz (Hradca Králové). Pozycja na wzgórzach dawała naturalną przewagę umieszczonej tam artylerii.
• Pruska 1. Armia zaatakowała pozycje austriackie w centrum, próbując przełamać linie wroga w rejonie wsi Sadowa i okolicznych lasów (np. Lasu Swiepskiego).
• Austriacy początkowo stawiali skuteczny opór, wykorzystując swoją artylerię i naturalne ukształtowanie terenu.
• Austriacka artyleria i jazda zadawały ciężkie straty Prusakom.


2. Kryzys i zacięte walki (godz. 11:00–14:00)
• Austriacy skutecznie odpierali pruskie ataki, a ich przewaga artyleryjska zmusiła Prusaków do przegrupowania.
• W lasach wokół wsi Sadowa toczyły się zacięte walki wręcz.
• Benedek liczył, że uda się utrzymać pozycje i zmusić Prusaków do odwrotu.

3. Przełom – wejście Armii Łaby i 2. Armii (godz. 14:00–16:00)
• „Nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdą Prusacy”. Pięćdziesiąt lat wcześniej ta sama niepewność co do obecności odwodów pruskich pokonała Napoleona Bonaparte w jego ostatniej bitwie. Pod Sadową Pruska 2. Armia niespodziewanie dla Benedeka nadciągnęła z północy, uderzając na austriackie skrzydło.
• Równocześnie Armia Łaby, dowodzona przez Herwartha von Bittenfelda, nacierała od zachodu.
• Austriacy zaczęli tracić kontrolę nad polem bitwy, a ich pozycje zostały zagrożone z flanki.

Pruski król Wilhelm I, Bismarck i von Moltke obserwują największe okrążenie w historii wojskowości

4. Klęska Austriaków i ich odwrót (godz. 16:00–19:00)
Austriacka linia obrony zaczęła się załamywać pod presją pruskich ataków z kilku stron. Po południu wojska austriackie zaczęły wycofywać się w nieładzie. Kluczowe pozycje, takie jak wzgórze Chlum, zostały zdobyte przez Prusaków, co umożliwiło im ostrzał artyleryjski wycofujących się sił wroga.
Benedek, widząc groźbę okrążenia, zarządził odwrót w kierunku Moraw. Próbował przeprowadzić go w sposób zorganizowany, ale mosty na rzece Łabie stały się wąskim gardłem, co doprowadziło do chaosu i dalszych strat.

5. Prusacy zdobyli Königgrätz, zmuszając Austriaków do ucieczki.

Ostatnia taka szarża
Sadowa stała się świadkiem utraty znaczenia kawalerii – dotychczasowej królowej pól bitewnych. Pomimo wielkiej dzielności i odwagi austriaccy kawalerzyści zostali zmasakrowani ogniem baterii armat i karabinów piechoty.
Pierwszy atak, tragicznie krwawy, wykonała austriacka 3. Rezerwowa Dywizja Kawalerii Ciężkiej. Próbowała powstrzymać Prusaków ścigających rozpadające się oddziały austriackie. Jedna ciężka brygada (6 szwadronów), po zepchnięciu dwóch szwadronów pruskich ułanów, znalazła się pod zmasowanym ogniem broni palnej i została zdziesiątkowana. Świadkowie opisywali, że „kawalerzyści walili się całymi rzędami od pruskich salw”. Resztki brygady zawróciły w panice na tyły, tratując austriacki szpital polowy.
Dowódca 3. Dywizji Kawalerii, hrabia Coudenhove, był żołnierzem bardzo, bardzo konserwatywnym. Przyzwyczajony był, że atak ciężkiej kawalerii rozstrzyga losy bitew na korzyść atakującego. Niezrażony klęską pierwszej szarży, Coudenhove wysłał kolejne brygady – jedną na Problus, a drugą przeciwko linii 50 pruskich dział w rejonie Stresetic. Obie szarże również zakończyły się masakrą. W jednej z nich, trwającej zaledwie 30 minut, dywizja pod ogniem dział i karabinów piechoty straciła około 700 ludzi i 900 koni, co stanowiło 1/4 jej stanu. Według dzisiejszych kryteriów utrata takiej części siły bojowej w zasadzie nokautuje jej możliwości bojowe i wyklucza z walki.

Pruscy huzarzy i austriaccy kirasjerzy w starciu. A. Bensa 1866


Działania Coudenhove’a są często krytykowane jako przykład anachronicznego podejścia do wojny. W 1866 roku kawaleria, zwłaszcza ciężka, traciła już swoją skuteczność wobec nowoczesnej broni palnej i artylerii. Jego decyzja o frontalnych szarżach na dobrze okopane i uzbrojone pozycje pruskie była tragiczna w skutkach i przyczyniła się do pogłębienia austriackiej klęski.

W obu armiach zaborczych służyło wielu Polaków. Jak pisał Norwid w liście do Józefa Bohdana Zaleskiego:
 „Pod Sadową głównie wygrali Polacy (hułany poznańskie), bijąc się i mordując z Polakami (hułany galicyjskie)”.


W armii pruskiej najwięcej Polaków służyło w korpusach II oraz V (w 58 Poznański Pułk Piechoty, 7 Zachodniopruski Pułk Grenadierów, 37 Zachodniopruski Pułk Fizylierów.)

Galicyjskie pułki piechoty i jazdy wzięły udział w wojnie z Prusami w ramach Armii Północnej (Korpusy I, II, VI, VIII, i X). Uczestniczyły też we wszystkich ważniejszych bitwach na czele z batalią pod Sadową.

PO BITWIE
Pod Sadową poległo 8000, a rannych zostało 15 000 żołnierzy obu stron.

Krzyż nadawany pruskim kombatantom za udział w bitwie pod Sadową

Pole bitwy przez wiele dni przedstawiało widok jak z najstraszniejszego horroru. Ranni długo musieli czekać na pomoc, o ile ta w ogóle nadeszła. Walczące wojska odeszły, a nieliczne oddziały sanitarne nie były w stanie w krótkim czasie przeszukać dużego obszaru bitwy. Brakowało lekarzy, austriaccy wzięci do niewoli pracowali ramię w ramię z pruskimi, ratując życie rannym obu stron.
Ciała poległych leżały wiele dni, nie było ich komu pochować. Okropny odór śmierci zaczął rozchodzić się na dużą odległość od pola bitwy. Ciała poległych znajdowano jeszcze po kilku tygodniach – zwłoki „poczerniałe od krwi”, „pożerane przez chmary much” i krążące nad nimi ptactwo. Do pochówku zabitych, oprócz nielicznych żołnierzy, zmuszono ludność cywilną wracającą do swych zrujnowanych domostw. Zmuszano do tego nawet przypadkowych podróżnych, nieopatrznie przechodzących przez okolice ogarnięte wojną. Grzebanie trwało ponad trzy tygodnie, mogiły zakładano tam, gdzie żołnierze ginęli – na polach, w lasach, przy drogach i skrzyżowaniach. Tylko nieliczni spoczęli na wydzielonych cmentarzach wojennych.
I tak zostało do dziś. Podróżując przez te okolice, co rusz napotykamy kamienne nagrobki, krzyże, monumenty i obeliski na żołnierskich mogiłach.

KONIEC CZĘŚCI I

CZĘŚĆ II