Telemedycyna – 1. Diagnostyka i konsultacje

W ostatnich latach zachwycamy się doniesieniami dotyczącymi medycyny na odległość. Od razu zastrzegam – nie mam na myśli tego, co się działo niedawno, w czasach pandemii, czyli konsultacji telefonicznych i zdalnego wystawiania zwolnień i recept. Chodzi mi raczej o rzeczywiste monitorowanie pacjentów nawet na odległość tysięcy kilometrów, czy nawet zdalne operacje. Tak, to niezwykłe osiągnięcia, ale warto wiedzieć, że wszystko zaczęło się ponad 60 lat temu, w kosmosie.

Za pionierów telemedycyny z pewnością można uznać badaczy z NASA. To właśnie oni jako pierwsi, już w 1962 r., przeprowadzili pierwsze eksperymenty. Lekarze zastanawiali się bowiem, jak będzie reagował organizm człowieka na warunki panujące na orbicie okołoziemskiej. Pierwszymi zwierzętami w kosmosie były muszki owocowe (łac. Drosophila melanogaster, oficjalnie po polsku: wywilżna karłowata). W 1957 w kosmos poleciał pies, biedna Łajka, a w 1961 Gagarin. Wcześniej Amerykanie wysłali w lot suborbitalny szympansa Hama. Ale wróćmy do telemedycyny – w lutym 1962 r. na orbitę poleciał legendarny John Glenn. Miał do ciała przylepione elektrody typowego zestawu do EKG, a na ramieniu rękaw do pomiarów ciśnienia krwi. Dane zbierane w trakcie lotu były transmitowane w czasie rzeczywistym do stacji naziemnych, dzięki czemu lekarze i inżynierowie mogli na bieżąco monitorować parametry astronauty.

John Glenn w trakcie lotu orbitalnego w kapsule Friendship 7

I w zasadzie system taki jest stosowany do dziś (no, jest może nieco nowocześniejszy). Oczywiście nie piszę tutaj o kolejnych astronautach, ale o ludziach mieszkających tu, na Ziemi. Zdalne monitorowanie stanu człowieka jest doskonałym rozwiązaniem w przypadku pacjentów, którzy mieszkają w miejscach odległych od centrów medycznych – w górach czy gdzieś na wyspach. Sprzęt jest dostarczany pacjentowi wraz z odpowiednim instruktażem, ustanawiana jest łączność – i gotowe. Tego typu systemy korzystają albo z dostępnej typowej sieci komórkowej, albo też z połączeń radiowych. Ułatwia to znacznie opiekę nad pacjentem. Nie trzeba go co chwilę przywozić do szpitala ani też lekarz nie musi za każdym razem udawać się do niego, aby skontrolować stan zdrowia. Lekarz w szpitalu po przejrzeniu danych może zdalnie wydać pacjentowi dyspozycje np. odnośnie do zmiany dawek leków itd. Od kilku lat testuje się też systemy działające też w drugą stronę. Jeśli pacjent jest wyposażony w pompę infuzyjną, lekarz może zdalnie zmodyfikować jej parametry. Wygodna sprawa – dla wszystkich.

Kardiologia

Bardzo ciekawą sprawą jest zdalne monitorowanie pacjentów kardiologicznych. W tym przypadku system Glenna jest już rozwinięty dzięki zastosowaniu najnowszych technologii. I znowu – nie trzeba pacjenta dowozić do kliniki. Dane EKG są przesyłane w sposób ciągły do centrum kardiologicznego, a więc pacjent jest w takiej sytuacji, jakby miał non stop podłączony holter. I tu istotna sprawa: zazwyczaj każdy pacjent ma swojego lekarza, co znacznie wpływa na koszty opieki. Tymczasem w opisywanym systemie jeden kardiolog może mieć pod opieką nawet ponad setkę pacjentów. Ale jak to? Musiałby non stop analizować zapisy! I tu na scenę wkracza sztuczna inteligencja kardiologiczna (cardio AI). To ona automatycznie analizuje wszystkie zapisy, odrzucając te, które nie budzą specjalnie wątpliwości. I z setki zapisów zostaje maksymalnie kilka, co specjalnie nie obciąża kardiologa. Odpada jeżdżenie do lekarza, montowanie holtera, odczyt. W końcu mamy XXI wiek.
Na świecie co roku implantuje się łącznie ponad milion rozruszników serca i kardiowerterów. Do niedawna każdy z pacjentów musiał stawiać się regularnie na kontrolach w specjalistycznych ośrodkach. Dziś, dzięki telemedycynie, wielu pacjentów może bez problemu połączyć się ze swoim kardiologiem, który zdalnie odczyta parametry rozrusznika, w tym stan baterii, dzięki czemu unika się sytuacji kryzysowych.

Telekonsylium

Często w przypadku chorób, które trudniej jest zdiagnozować, zbiera się konsylium lekarskie, czasem złożone z lekarzy różnych specjalności. Najczęściej są to lekarze z jednej placówki, czasem z kilku, jeśli sprawa jest złożona. Dziś, dzięki ogólnoświatowej sieci, nie ma w zasadzie ograniczeń co do miejsca, w którym jest dany specjalista. Można zorganizować telekonsylium lekarzy z kilku krajów, a nawet kontynentów. Najczęściej nie jest konieczne, aby wszyscy ci lekarze znaleźli się przy łóżku pacjenta. Wystarczy zgromadzić całą dokumentację w wersji elektronicznej i udostępnić ją uczestnikom. Wszyscy mają w tym momencie dostęp do wyników badań laboratoryjnych czy obrazowych (TK, rezonans, PET itd.).

TK płuc – obraz oglądany w trybie zdalnej konsultacji medycznej

Licencja: domena publiczna

Jeśli uczestnicy chcą podyskutować o danym przypadku, wystarczy dostęp do prostego komunikatora – i tyle. Co więcej, elektroniczne wyniki takich konsyliów można gromadzić, ponieważ mogą w przyszłości posłużyć do celów porównawczych albo dydaktycznych.
Trzeba tylko pamiętać, że dane gromadzone w ten sposób muszą być ściśle chronione, ponieważ należą do grupy tzw. danych wrażliwych.

A w drugiej części tekstu na scenę wejdą roboty.