Słońce, nasza prywatna gwiazda

Słońce to jedyna gwiazda w naszym układzie planetarnym. Unikalna, bo jedyna, ale nie niepowtarzalna. Można powiedzieć, że Słońce jest gwiazdą wyjątkowo przeciętną. Ale czy na pewno jest taka przeciętna? Tak uważano jeszcze w XX wieku, była to jedna z prawd, których nikt nie kwestionował i nie drążył. W 2006 roku odkryto jednak, że Słońce jest jaśniejsze niż 85-95% gwiazd w Galaktyce, które w większości są czerwonymi karłami. To stosunkowo młoda gwiazda I populacji, bogata w metale (tak określa się w astrofizyce pierwiastki cięższe od helu), co sugeruje jej powstanie jako efekt bliskiego wybuchu supernowej. Wokół gwiazd typu słonecznego częściej też powstają układy planetarne. Tu odsyłam do serii tekstów o powstaniu życia, szczególnie do „Życie w Kosmosie[3]. Wszechświat uszyty na miarę”.

Wiek Słońca to 4,567 miliarda lat, czyli niewiele więcej niż wiek Ziemi i całego naszego układu. 

Ryc. 1. Słońce, październik 2017. Źródło: NASA’s Solar Dynamics Observatory.  https://www.quantamagazine.org/what-is-the-sun-made-of-and-when-will-it-die-20180705/

Względna wyjątkowość Słońca jako obiektu astronomicznego to nic w porównaniu z jego wyjątkową rolą w naszym życiu, od zarania dziejów. W każdej kulturze począwszy od pradawnych Słońce miało boski status. Nic dziwnego, jest symbolem życia, stałości, urodzaju i nigdy nas nie zawiodło. Nie wybuchło, nie spóźniło się ze wschodem, a kiedy zaszło, to o przewidzianej porze wzeszło. Układ Słoneczny jest układem pojedynczym z jedną gwiazdą centralną, a regularność ruchu wszystkich ciał tego układu jest wpisana w jego DNA. Co innego, gdybyśmy żyli (czy na pewno byśmy żyli?) w układzie podwójnym albo co gorsza potrójnym. Wtedy słowo regularność” nie zagościłoby w naszym słowniku chyba nigdy. 

Boskość Słońca wynika także z jego niedostępności i tajemniczości. Tajemniczości także językowej, gdyż, to oczywiste, Słońce istniało w we wszystkich językach i kulturach świata. O aspekcie językoznawczym 'słońca’ traktuje wyczerpujący wpis Piotra Gąsiorowskiego Niejasne jak ‘słońce’: skomplikowana historia jednego słowa”.

Długo nic praktycznie nie wiedzieliśmy na jego temat. Nawet teraz, w erze zaawansowanej techniki kosmicznej mało wiemy o procesach zachodzących w jego wnętrzu i na powierzchni. O boskich aspektach Słońca już było, skupmy się więc na rozumieniu Słońca w sensie naukowym, które w starożytności bywało zadziwiająco zbieżne z rozumieniem nam współczesnym. Astronomowie babilońscy zaobserwowali na przykład nieregularność ruchu Słońca po nieboskłonie. Teraz wiadomo, że jest to spowodowane ruchem Ziemi wokół Słońca po orbicie będące lekko spłaszczonym okręgiem (elipsa). Czapki z głów!

Pierwszym uczonym, który próbował racjonalnie objaśnić naturę Słońca był Anaksagoras, według którego jest ono płonącą kulą metalu, większą od Peloponezu. Nie ma się z czego śmiać, Peloponez to serce kultury mykeńskiej, miejsce kluczowe dla greckiej cywilizacji, miejsce, mówiąc językiem współczesnym, kultowe. Inne spostrzeżenie Anaksagorasa mówiące, że Księżyc odbija światło słoneczne, też jest jak najbardziej współczesne. Inny uczony tamtych czasów, Eratostenes, obliczył odległość Słońca od Ziemi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jego obliczenia różnią się od rzeczywistej odległości o zaledwie kilka procent. Według zachowanego przekazu jego obliczenia to 804 000 000 stadiów, czyli 148 do 153 milionów kilometrów lub 0,99 do 1,02 AU (jednostka astronomiczna). Niewiarygodne! Gwoli prawdy należy dodać, że jest to nieco naciągane, gdyż do dziś nie wiemy, ile dokładnie wynosił eratostenesowski stadion. W Delfach było to 177,36 m, w Olimpii 192,27 m, a już w Istmii tylko 165 m. Tak czy owak, dokładność niebywała. Żyjący dwa wieki później Ptolemeusz, też nie byle kto, obliczył tę odległość jako 20 razy mniejszą. 

Heliocentryzm, przypisywany Kopernikowi, był w istocie także pomysłem greckim. Rówieśnik Eratostenesa, Arystarch z Samos, był tym mózgiem”, który sformułował zasadę heliocentryczną. Kopernikowi należy się więc srebrny medal za rozwinięcie i udowodnienie tej teorii. 

Wynalezienie teleskopu pozwoliło głębiej wejrzeć w naturę Słońca i zobaczyć na przykład plamy słoneczne. Pierwotnie tłumaczono je jako obiekty przelatujące między Ziemią a Słońcem i dopiero Galileusz postawił tezę, że znajdują się one na powierzchni Słońca a nie w przestrzeni kosmicznej.

Klasyczne badania fizyczne Słońca można przypisać Isaacowi Newtonowi, który przepuścił światło słoneczne przez pryzmat dowodząc, że białe światło jest złożeniem ‘świateł’ o różnych barwach. Kontynuacją tych badań są współczesne badania spektroskopowe. 

Przez długi czas prawdziwą zagadką była natura źródła energii Słońca. Jeszcze w połowie XIX wieku lord Kelvin sugerował, że Słońce jest stygnącą kulą cieczy. Następnie wspólnie z Hermannem von Helmholtzem sformułował teorię kontrakcji grawitacyjnej. Słabością tej teorii był jednak czas trwania takiej kontrakcji, oceniany na 20 milionów lat, a już wtedy niektóre znaleziska paleontologiczne datowano na 200 milionów lat. Cały XIX wiek można pod tym względem nazwać wiekiem ciemności i poszukiwania na oślep. Nic dziwnego, nie było jeszcze znane zjawisko promieniotwórczości. Dopiero w 1904 Ernest Rutherford zaproponował promieniotwórczość jako wewnętrzne źródło ciepła słonecznego. Od tej chwili wypadki potoczyły się szybko. Równoważność masy i energii Alberta Einsteina, synteza jądrowa Arthura Eddingtona, przewaga wodoru w masie Słońca udowodniona przez astronomkę Cecilię Payne, doprecyzowanie reakcji jądrowych zachodzących w Słońcu Hansa Bethego. Niejako zwieńczeniem tego klasycznego” etapu badań Słońca było wykazanie przez  Margaret Burbidge, Geoffreya Burbidge’a , Williama Fowlera i Freda Hoyle’a, że większość pierwiastków powstała w reakcjach jądrowych wewnątrz gwiazd.

Podobnie jak badania Wenus („Wenus – porzucona kochanka”) misje słonecznie rozpoczęły się już u zarania ery kosmonautyki. Sondy Pioneer (6, 7, 8 i 9) były wystrzeliwane w latach 1961-1968, a ich zadaniem były długotrwałe obserwacje Słońca i pomiary danych fizycznych. Nie zbliżały się zbytnio do Słońca, krążyły po orbicie zbliżonej do orbity Ziemi, ale dostarczyły bardzo wartościowych danych o wietrze słonecznym i koronie Słońca. Badania prowadzone ze stacji kosmicznej Skylab dotyczyły między innymi wyrzutów koronalnych i promieniowania ultrafioletowego. Bardzo wartościowe dane dostarczyła (po przygodach) sonda Solar Maximum Mission wystrzelona w 1980 roku. Badała ona promieniowanie gamma, rentgenowskie i UV z rozbłysków słonecznych w okresie wysokiej aktywności Słońca. 

Misje współczesne to przede wszystkim Solar and Heliospheric Observatory (SOHO), wspólne dzieło ESA i NASA wystrzelone w 1995 i działające do dziś. Oprócz obserwacji Słońca SOHO rejestruje też małe komety zbliżające się i spalające” w jego pobliżu. 

Cechą wymienionych wyżej (oraz niewymienionych) misji było badanie Słońca na odległość poprzez pomiary parametrów fizycznych promieniowania i cząstek wiatru słonecznego in situ. Dopiero sonda Genesis misji Sample Return zdołała wrócić na Ziemię z próbkami cząstek wiatru słonecznego. Niestety, lądowanie próbnika (2004) skończyło się katastrofą, a większość próbek została zanieczyszczona. Naukowcy mają jednak nadzieję, że ocalałe próbki nadają się do zbadania, a wyniki badań wniosą coś do zasobu wiedzy o Słońcu.

Jest jeszcze jedna rzecz, której nie zrobiono, mianowicie zanurzenia się” w Słońcu, konkretnie w koronie słonecznej. Celem Parker Solar Probe, próbnika wystrzelonego w 2018 w ramach programu Living with a Star jest wykonanie pomiarów wewnątrz korony słonecznej i odpowiedź na konkretne pytania dotyczące korony. Zapytacie, czegóż to jeszcze nie wiemy o koronie słonecznej? Ano wiemy bardzo mało. Nie wiemy na przykład, jak to się dzieje, że jest ona znacznie gorętsza od powierzchni Słońca (miliony stopni), jak przyspieszany jest wiatr słoneczny oraz jak powstają wysokoenergetyczne cząstki wyrzucane w Kosmos. 

Ryc. 2. Wizualizacja sondy Parker Solar Probe zbliżającej się do Słońca. Źródło: NASA/Johns Hopkins APL/Steve Gribben, domena publiczna

Pomysł takiej sondy powstał już w 1958 roku, ale, wicie rozumicie, warunki nie pozwalały. Trajektoria lotu Parker Solar Probe jest bardzo skomplikowana. W celu osiągnięcia jak najwyższej prędkości przed ostatnim etapem wejścia w koronę Słońca pojazd musiał zaliczyć” 24 okrążenia, za każdym razem korzystając z asysty grawitacyjnej Wenus. Finał operacji odbył się 24 grudnia 2024. Przypadkiem” dokładnie wtedy nastąpił szczyt aktywności 11-letniego cyklu Słońca. Przelot zakończył się sukcesem, a dane zostaną wysłane na Ziemię pod koniec stycznia 2025, kiedy wystąpi korzystne położenie sondy wobec Ziemi. 

Był to najbliższy Słońca przelot aparatu stworzonego ręką ludzką. Minimalna odległość wyniosła 6,1 miliona kilometrów, a temperatura, jakiej doświadczył próbnik wynosiła 980oC. Niejako ubocznym efektem tej misji jest możliwość doświadczalnego potwierdzenia szczególnej teorii względności, gdyż rekordowa prędkość statku (692000 km/h) może pozwolić naukowcom dostrzec ślady efektów relatywistycznych w trajektorii pojazdu. Osiągnięta prędkość to 0,00064 prędkości światła, czyli całkiem poważny ułamek, nawet po podstawieniu do wzoru Lorentza na relatywistyczne skrócenie długości.

I tak w sprytny sposób udalo mi się skierować Twoją uwagę, Szanowny Czytelniku, na świetny cykl artykułów o próżni autorstwa Piotra Gąsiorowskiego, którego trzecia część „Próżnia, (nie)byt skomplikowany. Część 3: Próżnie relatywistyczne” owego Hendrika Lorentza wspomina.

Przed Parker Solar Probe jeszcze dwa przeloty w pobliżu Słońca (dwa peryhelia), ale już dziś wiadomo, że była to bardzo owocna misja. Poprzednie przeloty także dostarczyły niezwykle ciekawych danych potwierdzających m.in. istnienie strefy wolnej od pyłu (DFZ) w pewnej odległości od gwiazdy.

Niejasne jak ‘słońce’: skomplikowana historia jednego słowa

Słowo pojawiające się w wielu językach indoeuropejskich w znaczeniu ‘słońce’ nie pozostawiło pewnych śladów w językach anatolijskich. Anatolijczycy w zachowanych tekstach zajmowali się bardziej bóstwami solarnymi niż Słońcem jako ciałem niebieskim. Imiona tych bóstw ukryte są często za sumerogramami lub akadogramami, czyli zapisywano je ideograficznie, a nie fonetycznie. Dostępny materiał dowodzi jednak, że Anatolijczycy czcili słońce jako boga płci męskiej pod imieniem *djew-ot- (palajskie Tiyat-, luwijskie Tiwad-), oznaczającym także ‘dzień’ i utworzonym od praindoeuropejskiego *djew- ‘światło dnia, bóg niebiański’ (także zachowanego w językach anatolijskich w znaczeniu ‘bóstwo’). Hetyci przejęli od nieindoeuropejskiego ludu Hatti kult bogini słońca Eštan (w wersji hetyckiej Ištanu-), dlatego w ich języku refleks słowa *djew-ot- oprócz funkcjonowania jako rzeczownik pospolity šiwatt- [sjiwat-] ‘dzień’ stał się imieniem boga dnia (nie słońca).

Można by zatem sądzić, że pozaanatolijska nazwa słońca (nieudokumentowana w językach anatolijskich) była innowacją utworzoną już po pierwszym rozwidleniu się indoeuropejskiego drzewa rodowego, gdy przodek grupy anatolijskiej oddzielił się od przodka pozostałych języków rodziny. Kłóci się to jednak z ewidentnie archaiczną odmianą słowa ‘słońce’. Była ona tak zawikłana, że nieuchronnie prowadziła już w najdawniejszej historii języków indoeuropejskich do wyrównań odmiany przez wprowadzanie form analogicznych, co utrudnia jej rekonstrukcję. Najpełniej zachowała się w językach germańskich i irańskich, ale i tam mamy raczej luźne fragmenty rozsypanej układanki, które dopiero po zebraniu i dopasowaniu zaczynają się układać w spójny obraz. Wygląda on następująco: nazwa słońca składała się z rdzenia *seh₂-, do którego dodano przyrostek *-wel-/*-wen-. Przyrostek był heteroklityczny, tzn. zawierał wymieniające się w zależności od przypadka deklinacyjnego spółgłoski *l/*n. Niewyjaśnioną zagadką jest, dlaczego akural *l, bo zwykle w praindoeuropejskim występował przyrostek *-wer-/*-wen-, dodawany do rdzeni czasownikowych i tworzący rzeczowniki spokrewnione z nimi znaczeniowo. Nie znamy też znaczenia *seh₂-, o ile był to czasownik. Tak czy owak wiemy przynajmniej, że ‘słońce’ = *seh₂- + *-wel/n-.

W rzeczownikach tego typu akcent praindoeuropejski padał raz na rdzeń (np. w mianowniku), raz na przyrostek (np. w dopełniaczu). Sylaba, która nie była akcentowana, ulegała redukcji fonetycznej. Samogłoska *e występująca obok spółgłoski *h₂ (artykułowanej w sposób podobny do polskiego ch, ale prawdopodobniej bardziej gardłowo) zmieniała barwę na [a]. Wyraz oznaczający słońce brzmiał więc tak: *sáh₂wl̥ (z sylabicznym [l̩] na końcu), dopełniacz *sh₂wén-s (> *swéns, z uproszczeniem nagłosowej grupy spółgłoskowej). Był rodzaju nijakiego, co w kategoriach praindoeuropejskich oznaczało, że był traktowany jako nieożywiony, a jego biernik miał tę samą formę co mianownik. Zapewne mógł oznaczać zarówno blask słoneczny, jak i jego źródło, czyli gwiazdę, wokół której orbituje Ziemia (z czego naturalnie Indoeuropejczycy nie zdawali sobie sprawy). Wśród jego przypadków gramatycznych szczególną rolę odgrywał miejscownik, który miał kilka wariantów: *sh₂wel, *sh₂wen (> *swel, *swen) lub dwusylabowe *sah₂wel (każda z tych form mogła też być rozszerzona o końcówkę *-i), Miejscownik miał szereg odcieni znaczeniowych typu ‘w słońcu, na słońcu, w blasku słońca’ i łatwo się usamodzielniał jako przysłówek traktowany w oderwaniu od deklinacji rodzimego rzeczownika. Istniała też zredukowana forma wyrazu ‘słońce’, *s(h₂)wl̥-/*sh₂ul– lub *s(h₂)wn̥-/*sh₂un-, która mogła występować w złożeniach lub w połączeniach z formantami słowotwórczymi.

Całkowite zaćmienie Słońca. Takie zaćmienia zdarzają się także w językoznawstwie. Foto: Luc Viatour (1999). Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 3.0).

Istniały sposoby, żeby od takiego rzeczownika utworzyć pochodną ożywioną, która w późniejszym okresie, gdy w grupie pozaanatolijskiej rozwinęły się rodzaje męski i żeński, mogła przybrać jeden z nich. Taka forma przydawała się, kiedy trzeba było Słońce antropomorfizować, np. tworząc imię bóstwa solarnego, które jako siła aktywna i w jakimś sensie ożywiona nie mogło być rodzaju nijakiego. Taka pochodna wyglądała następująco: mianownik *sáh₂wōl, biernik *sáh₂wolm̥, dopełniacz *sh₂ulés (posiadanie osobnej formy biernika było przywilejem rodzaju ożywionego). Akcent w mianowniku i bierniku miał tendencję do przesuwania się na drugą sylabę, wskutek czego powstawały warianty *swōl, *swolm̥ (z zanikiem *h₂ między spółgłoskami). Kiedy już raz utworzono imię boga Słońca, używano go także jako rzeczownika pospolitego, bo po co utrudniać sobie życie, pedantycznie odróżniając spersonifikowane bóstwo od jego fizycznej manifestacji? Dlatego w wielu językach nazwa słońca, początkowo rodzaju nijakiego, przenosiła się do rodzaju ożywionego (później męskiego lub żeńskiego).

Trudno Wam się połapać w tej różnorodności wariantów? Nic dziwnego! Ludzie, którzy mówili po praindoeuropejsku, byli w podobnie kłopotliwej sytuacji, a właściwie mieli trudniej, bo był to ich język ojczysty i musieli się nim jakoś porozumiewać na co dzień. Chcąc nie chcąc, popełniali błędy, które powtarzane wielokrotnie, stawały się normą. Polegały zwykle na dążności do wyrównania odmiany przez unikanie form, które wydawały się szczególnie nieregularne i musiały być zapamiętywane osobno. Innymi słowy, likwidowano przynajmniej część oboczności takich jak wymiana samogłosek albo spółgłosek *l i *n. Na przykład w łacinie zachował się mianownik sōl ‘słońce’ rodzaju męskiego (używany także jako imię italskiego boga Słońca), który powstał w drodze regularnego rozwoju formy ożywionej *swōl. Oczekiwalibyśmy (na podstawie rekonstruowanych form prajęzykowych) biernika *solem i dopełniacza *sūlis, ale zamiast tego mamy biernik sōlem i dopełniacz sōlis, z samogłoską przejętą z mianownika (czyli uogólnioną przez analogię). Na szczęście różne języki dokonywały takich wyrównań niezależnie i w różny sposób, dzięki czemu pierwotne warianty są nadal widoczne. Powstawały też nowe słowa pochodne. Na przykład o ile większość języków romańskich zachowała bezpośrednie refleksy łacińskiego sōl, to francuskie soleil kontynuuje ludową formę zdrobniałą sōliculus ‘słoneczko’. Oczywiście łaciński przymiotnik sōlāris znaczy ‘słoneczny’. Już nie tak oczywiście, sōlārium oznaczało w klasycznej łacinie zegar słoneczny, a także miejsce dobrze nasłonecznione, w którym taki zegar działał niezawodnie.

Chętnie tworzono słowa pochodne, które znaczyły mniej więcej to samo, co forma pierwotna, ale przenosiły rzeczownik do którejś z deklinacji całkowicie regularnych, niewymagających żadnych sztuczek z przesuwaniem akcentu albo zmianą samogłosek czy spółgłosek. Na przykład starożytni Grecy postąpili następująco. W języku pragreckim miejscownik/przysłówek *sah₂wel(i) rozwinął się w *hāweli. Wystarczyło dodać do niego przymiotnikowy sufiks *-o-, żeby otrzymać przydomek o przybliżonym znaczeniu ‘skąpany w słonecznym blasku’. Tak powstało pragreckie imię boga Słońca *hāwélijos. Zastąpiło ono także pierwotną formę nazwę Słońca, która została całkiem wyparta z języka greckiego. W dialekcie homeryckim słońce nazywało się ēwélios ([w] było jeszcze wówczas wymawiane, choć nie uwzględniają tego redaktorzy klasycznych wersji Iliady i Odysei, pisząc ēélios). Istniało także kilka innych form dialektalnych, ale najlepiej znamy attyckie hlios (oczywiście także jako imię boga Heliosa). Od niego utworzono w 1868 r. nazwę pierwiastka odkrytego „zdalnie” w widmie Słońca: helium czyli hel (He).

W języku awestyjskim (grupa irańska) zachował się rodzaj nijaki z pierwotną obocznością spółgłosek: mianownik/biernik huuarə̄ [huwar] < *s(u)wel (z wokalizmem wyrównanym względem innych przypadków), dopełniacz hᵛə̄ṇg < *swens (irańskie zmiany fonetyczne bywały dziwne). W staroindyjskim mamy rzeczownik rodzaju nijakiego podobny jak w językach irańskich, ale już bez bez wymiany spółgłosek: mianownik s(u)var, dopełniacz sū́ras < *sh₂ul-es. Prócz tego istniał pochodny synonim ożywiony, sū́riya- < *sh₂ul-jo-, będący także imieniem solarnego boga Surii w religii wedyjskiej. Bałtowie rozszerzyli pierwotny rzeczownik *sah₂wl̥ o trochę inny (choć podobny) przyrostek przymiotnikowy, zmieniając jego rodzaj na żeński: *saulijā > litewskie saulė 'słońce’ itd. (bogini Saule była jedną z głównych postaci bałtyjskiego panteonu).

W językach celtyckich z grupy brytyjskiej *sah₂wl̥ zmieniło się dość bezproblemowo np. w walijskie haul (zmieniając rodzaj na męski, bo w tej grupie języków zanikł nijaki). Coś bardzo osobliwego zaszło natomiast w językach goidelskich (gaelickich), gdzie praceltyckie *sūl- < *sh₂ul- zmieniło znaczenie na ‘oko’ (irlandzkie suil). Prawdopodobnie zmiana zaczęła się w liczbie podwójnej dzięki metaforze poetyckiej (oczy = dwa słońca). Gdyby nie oczywistość tej zmiany z formalnego puntu widzenia, trudno byłoby w nią uwierzyć. Nowe goidelskie określenie słońca (irlandzkie grian, rodzaju żeńskiego) pochodzi od praceltyckiego słowa oznaczającego ‘gorąco’.

Języki germańskie zachowały sporą liczbę wariantów należących do praindoeuropejskiej konstelacji. W grupie północnogermańskiej (skandynawskiej) mamy refleks *seh₂wl̥ rozszerzony końcówkami rodzaju żeńskiego: *sōwul-ō > staroislandzkie sól itd. W języku gockim uogólnił się nietknięty miejscownik *sah₂wel > *sōwel > sauil, do którego dorobiono komplet końcówek regularnej odmiany rodzaju nijakiego: *sōwel-a- > gockie sauil. Jego synonimem (także gockim) było sunno, forma rodzaju żeńskiego. Jej pochodzenie jest trochę zagadkowe, jako że jest to temat na spółgłoskę nosową (pragermańskie *sunnōn) i trudno powiedzieć, skąd się w nim wzięły aż trzy nosówki. Moim zdaniem od zredukowanej formy słowa ‘słońce’ *sh₂un-/*swn̥- utworzono pochodny przymiotnik, dodając do niej formant *-no- (w rodzaju żeńskim *-nah₂). Powstało w ten sposób pragermańskie *sun-nō ‘słoneczna’, przerobione z powrotem na rzeczownik przez dodanie sufiksu nosowego *sun-nō-n. Od tej samej „supernosowej” formy pochodzi staroangielskie sunne i dzisiejsze angielskie sun, staro-wysoko-niemieckie sunna, niemieckie Sonne itp. Nie trzeba dodawać, że Germanie czcilli Słońce jako boginię (o imieniu *sōwulō lub *sunnōn, czyli Sól, Sunna itd.). Zacytowana wyżej postać zredukowana dała też początek innym pochodnym, zwłaszcza nazwie kierunku świata ‘południe’ = ‘po stronie słońca, ku słońcu’: *sh₂un-tero- lub *swn̥-tero- > pragermańskie *sunþ(a)ra-, stąd angielskie south, southern.

Pozostali nam jeszcze Słowianie. W językach słowiańskich nie zachowała się forma *sah₂wl̥, choć przecież, sądząc po refleksach bałtyjskich, musiała istnieć jeszcze w epoce prabałtosłowiańskiej. Wydaje się, że Słowianie postąpili podobnie jak Germanie: wybrali inny wariant zredukowany, *sh₂ul-, ale roszerzyli go tym samym przyrostkiem *-no-. Powstało w ten sposób przedsłowiańskie *sulna- > prasłowiańskie *sъlno, zinterpretowane jako rzeczownik rodzaju nijakiego, być może początkowo o znaczeniu ‘światło słoneczne’. Zastąpiło ono inne odziedziczone określenia słońca, o ile jeszcze istniały. Nie zachowało się w dzisiejszych językach słowiańskich jako wyraz występujący samodzielnie, ale widoczne jest w starych złożeniach i derywatach, jak w rosyjskim solnopëk ‘miejsce nasłonecznione’ (np. południowy stok wzgórza) albo w cerkiewnosłowiańskim beslьnьnъ < *bez-sъlnьnъ ‘pozbawiony światła słonecznego’. Już w języku prasłowiańskim *sъlno zaczęło być zastępowane przez własne zdrobnienie *sulnika- > *sъlnьce (patrz francuskie soleil powyżej). O jego popularności świadczy występowanie we wszystkich językach słowiańskich – np. rosyjskie solnce, ukraińskie sonce, czeskie slunce, dolnołużyckie słyńco, serbsko-chorwackie sunce czy bułgarskie slănce. Jak wiele innych zdrobnień, kiedy już zastąpiło rzeczownik podstawowy, przestało być odczuwane jako nacechowane uczuciowo – w odróżnieniu od niezależnego zdrobnienia słonko i podwójnie zdrobnionego słoneczko. Nawiasem mówiąc, w słowackim slnko wyparło slnce jako zwykłe określenie naszej gwiazdy centralnej.

W języku polskim *sъlnьce powinno się zmienić w słuńce, bo taki był regularny polski rozwój sekwencji *ъl i *ьl w sąsiedztwie spółgłosek przedniojęzykowych (podobnie w czeskim i kaszubskim). I faktycznie forma słuńce istniała w języku staropolskim. Ponieważ jednak istniała tendencja do podwyższania artykulacji o przed spółgłoskami nosowymi i była ona szczególnie nasilona w gwarach ludowych, gdzie przed nosówkami ó zrównało się z u, Polacy z wyższych warstw społecznych, aby uniknąć posądzenia, że mówią „po chłopsku”, zaczęli unikać tej wymowy, obniżając samogłoskę nie tylko w przypadkach takich jak kónie, dómy, zielóny, ale także w kóń, dóm (gdzie ó było historycznie uzasadnione), a nawet w kilku wyrazach zawierających pierwotnie u (między innymi słuńce > słońce, ale także np. tytuń > tytoń).

Ponieważ mówimy o trochę tajemniczym, trudnym do zanalizowania słowie indoeuropejskim, warto rzucić okiem na języki „ościenne”, aby sprawdzić, czy nie widać jakichś śladów prehistorycznych zapożyczeń między nimi a rodziną indoeuropejską. W końcu w większości kultur na przestrzeni dziejów Słońce bywało bogiem lub boginią, a elementy religii i mitologii zapożycza się łatwo (patrz przypadek Hetytów). Nic takiego jednak nie widać. Wśród słów oznaczających słońce mamy np. sumeryjskie ud (i imię boga Utu); znaną egipską nazwę słońca konwencjonalnie cytowaną jako ra (i oczywiście Ra jako imię boga), aczkolwiek rzeczywista forma staroegipska brzmiała prawdopodobnie rīʕuw; prasemickie *śamš- (stąd np. akadyjskie šamšum ‘słońce’ i jego personalizacja, imię boga Šamaš); etruskie usil (stąd bóg Usil ~ Uśil, utożsamiany z rzymski Solem i greckim Heliosem); baskijskie eguzki, ekhi < *egu-ki (spokrewnione z egun ‘dzień’); estońskie päike ‘słońce’, które kontynuuje prauralskie słowo *päjwä o zastanawiająco ogólnym zakresie znaczeń (‘słońce, dzień, ogień, gorąco’). Spośród nich wszystkich etruskie usil bywa podejrzewane o pochodzenie indoeuropejskie, ale jest to hipoteza bardzo niepewna i nie dotyczy nazwy *sah₂wl̥. Ciekawe jest natomiast fińskie słowo aurinko ‘słońce’, bez odpowiedników w językach pokrewnych. Żadne wyjaśnienie jego etymologii nie usatysfakcjonowało dotąd ogółu specjalistów; w każdym razie aurinko wyparło odziedziczoną fińską nazwę słońca päivä (dziś słowo poetyckie lub archaiczne).