Rzadkie dźwięki (4): jak mlaskać na sto sposobów

Inne odcinki serii:

Rzadkie dźwięki (1): walijskie ll
Rzadkie dźwięki (2): azteckie tl
Rzadkie dźwięki (3): wystrzałowe spółgłoski i zgrzytliwe samogłoski Majów

Mlaski, zwane też klikami (ang. clicks), mają opinię dźwięków bardzo egzotycznych. Jest prawdą, że tylko wyjątkowo są używane jako głoski (dźwięki mowy), ale wcale nie są takie znów niezwykłe. Kilku z nich używamy powszechnie jako dźwięków „parajęzykowych”, wyrażających coś, czego nie ubieramy w słowa. Na przykład przesyłając komuś symboliczny pocałunek, artykułujemy mlask dwuwargowy, którego symbol w międzynarodowym alfabecie fonetycznym (IPA) wygląda tak: [ʘ]. Cmokając z irytacją za pomocą czubka języka, wydajemy z siebie mlask zębowy [|]. Popędzając konia, możemy, zamiast wołać „wio!”, wyartykułować mlask dziąsłowy boczny [ǁ]. Mój pies rozumie, że kiedy wypowiadam powtórzony mlask przedniojęzykowo-dziąsłowy [!], mam na myśli „chodź tu!”. Jest jeszcze na przykład mlask środkowojęzykowo-podniebienny [ǂ], dla którego nie mam żadnych szczególnych zastosowań, ale potrafię wymówić go bez trudu.

Mlaski to właściwie bardzo dobre spółgłoski, dość łatwe w artykulacji i wyraziste akustycznie. Aż dziw, że nie są używane na całej Ziemi jako dźwięki mowy, natomiast niemal wszędzie są zarezerwowane dla komunikacji niewerbalnej. Często także służą do porozumiewania się ze zwierzętami domowymi, które z łatwością je rozpoznają i rozumieją, że te „dźwięki specjalne” ludzie kierują właśnie do nich. Jak powstają mlaski? Trzeba to wytłumaczyć, bo nawet jeśli potrafimy je wymówić, rzadko jesteśmy świadomi, co się w trakcie tej czynności dzieje z naszymi narządami mowy. W odróżnieniu od głosek ejektywnych, które wymagają silnego sprężenia powietrza, artykulacja mlasku polega na wytworzeniu podciśnienia, po czym następuje szybkie zassanie powietrza z charakterystycznym donośnym cmoknięciem.

Aby uzyskać podciśnienie, tylną część języka zwieramy z podniebieniem miękkim (jak przy wymawianiu [k]), uniemożliwiając przepływ powietrza. Do tego tworzymy dodatkowe zwarcie w przedniej części traktu głosowego albo za pomocą warg (jak przy przesyłaniu całusa), albo za pomocą przedniej lub środkowej części języka (jak przy pozostałych mlaskach). Obniżając główną masę języka, powiększamy objętość powietrza zamkniętą między obydwoma zwarciami, a przez to rozrzedzamy je. W końcu odrywamy od siebie wargi (mlask dwuwargowy), czubek języka od zębów lub dziąsła (mlask zębowy lub dziąsłowy), boki języka od bocznych zębów (mlask boczny), albo środek języka od podniebienia twardego (mlask podniebienny), a gwałtownie wessane powietrze robi swoje, produkując pożądany efekt akustyczny. Wtedy możemy zwolnić (już bezgłośnie) zwarcie tylnojęzykowe.

Oto zatem kilka podstawowych mlasków, przy czym od razu zaznaczam, że możliwości jest więcej, ale od czegoś musimy zacząć:

artykulacjadwuwargowazębowadziąsłowabocznapodniebienna
symbol IPAʘ|!ǁǂ
Najczęściej występujące typy mlasków

Możemy od razu na próbę połączyć mlaski z samogłoskami, do czego nie przywykliśmy, i co może sprawiać trudności, bo mlaski niewerbalne normalnie występują samodzielnie. Spróbujmy więc powiedzieć [ʘoʘo], starając się, żeby zabrzmiało to płynnie, jak gdybyśmy mówili [popo], albo [ǁaǁa] w takim samym tempie i z podobną swobodą, z jaką byśmy powiedzieli [tata]. Wymaga to trochę ćwiczeń, ale dla chcącego nic trudnego. Możemy to ćwiczenie powtórzyć kolejno z każdym mlaskiem z tabelki, aż do odpowiedniego rozgimnastykowania mięśni artykulacyjnych.

To jednak nie wszystko, co można zrobić z mlaskami. Zauważmy, że w ich wymowę zaangażowany jest język, czasem wargi – ogólnie jama ustna. Krtań (wraz ze strunami głosowymi) może w tym czasie przybierać dowolny stan. Możemy na przykład rozsunąć więzadła głosowe na boki tak, żeby w fazie przechodzenia od mlasku do samogłoski powstał bezdźwięczny przydech, np. [ǁʰa] (tak jak przy wymawianiu przydechowego [pʰ], [tʰ] lub [kʰ]). Choć podczas wymawiania mlasku blokujemy przepływ powietrza przez usta, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pozwolić mu przepływać przez nos, bo połączenie gardła z jamą nosową znajduje się z tyłu za podniebieniem miękkim. Najłatwiej się o tym przekonać, wymawiając długo i przeciągle tylnojęzykową spółgłoskę nosową [ŋ], a jednocześnie cmokając wargami lub językiem w dowolny sposób, jaki nam przyjdzie do głowy. Można więc na przykład sprawić, że dwuwargowemu „całusowi” [ʘ] towarzyszy nosowość: [ŋʘ]. Zresztą czasem wykorzystujemy ten dźwięk, symbolicznie wyrażając „całowanie z lubością” albo coś w rodzaju „pycha! palce lizać!”. Ale równie łatwo można wyartykułować np. [ŋǁ] lub [ŋǂ]. Jeśli chcemy ich użyć jako dźwięków mowy, musimy tylko pamiętać, że nosowość i mlaśnięcie powinny zacząć się i skończyć mniej więcej równocześnie, aby było jasne, że wypowiadamy jedną głoskę, a nie grupę spółgłoskową: [ŋǁ], a nie [ŋ] plus [ǁ].

Jeśli potrafimy już wymówić mlaski przydechowe i unosowione, możemy eksperymentować dalej. Na przykład możemy mlask nosowy wymówić bezdźwięcznie (jak gdyby szeptem): powietrze wypływa nosem, ale struny głosowe nie drgają. Możemy to zapisać tak: [ŋ̥ǁ] (kółeczko pod znakiem spółgłoski oznacza tu bezdźwięczność). Mlaskowi może też towarzyszyć zwarcie krtaniowe, zwalniane dopiero, kiedy zaczynamy artykułować następującą po nim samogłoskę. Na przykład symbol [!ʔ] oznacza mlask dziąsłowy glottalizowany (czyli z towarzyszeniem zwarcia krtaniowego). A skoro mowa o mlasku dziąsłowym, to czasem jest on realizowany w szczególny sposób: język tak energicznie odrywa się od dziąsła, że towarzyszy temu głośne plaśnięcie spodu języka o dolne dziąsło. Czasem używamy tego dźwięku, naśladując odgłos kopyt końskich stukających o twarde podłoże. Istnieje nawet specjalny symbol dla oznaczenia tego plaśnięcia: [¡]. A zatem „plaśnięty” mlask dziąsłowy to [!¡]. Każdy mlask w wersji podstawowej jest w zasadzie bezdźwięczny, ale jeśli wymawiając go, wypuszczamy z płuc nieco powietrza, wprawiając fałdy głosowe w drgania, otrzymujemy mlask udźwięczniony. Zapisujemy go na przykład tak: [ɡǀ] (udźwięczniona wersja mlasku zębowego). Mlask dźwięczny brzmi tak, jakbyśmy próbowali jednocześnie mlasnąć i wymówić [ɡ].

Dodatkowe efekty artykulacyjne towarzyszące mlaskom nazywamy akompaniamentami. Akompaniamenty są na ogół artykułowane niezależnie zarówno od mlasków, jak i od siebie nawzajem, a zatem mogą występować w rozmaitych kombinacjach. A skoro tak, to mając do dyspozycji choćby tylko pięć podstawowych mlasków z tabelki powyżej (co zresztą nie wyczerpuje ludzkich możliwości), możemy za pomocą przydechu, nosowości, udźwięcznienia, glottalizacji albo różnych kombinacji tych (i nie tylko tych) cech dokonać ich cudownego rozmnożenia. Teoretyczna liczba sposobów, na jakie można mlaskać, sięga kilkuset. I wiele z tych sposobów jest rzeczywiście wykorzystywanych w językach, które posługują się mlaskami jako dźwiękami mowy.

Rodzina użytkowników jednego z języków khoe-kwadi (prawdopodobnie naro). Dystrykt Ghanzi w Botswanie (Kalahari). Foto: Mopane Game Safaris. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 4.0).

Gdzie spotykamy takie języki? W zasadzie tylko na jednym kontynencie – w Afryce, a konkretnie w jej południowej części. Część języków, które dziś używają głosek mlaskowych, pierwotnie ich nie posiadała. Nabyły je dzięki kontaktom z rdzennymi ludami tej części kontynentu. Dawne określenie tych ludów autochtonicznych, „Buszmeni i Hotentoci”, jest nienaukowe i anachroniczne, a może też być postrzegane jako obraźliwe, więc lepiej go unikać. Używana w językoznawstwie nazwa zbiorcza „języki khoisan” nie jest zbyt szczęśliwa, bo w zamyśle miała oznaczać rodzinę językową, czyli grupę języków wywodzących się od wspólnego przodka. Jednak próby rekonstrukcji takiego wspólnego przodka nie powiodły się i większość badaczy dzieli te języki na pięć niezależnych rodzin.

Trzy z nich, zwane khoe-kwadi, tuu i kx’a, przetrwały w rejonie pustyni Kalahari, głównie na terenie Namibii i Botswany. Najwięcej użytkowników (ok. 200 tys.) ma język nama, znany też jako khoekhoe (z rodziny khoe-kwadi). Pozostałe mają w najlepszym razie kilka lub kilkanaście tysięcy użytkowników, a większość jest niebezpiecznie blisko granicy wymarcia. W systemie fonologicznym języka nama jest dwadzieścia mlasków: zębowe, dziąsłowe, boczne i podniebienne, a każdy z nich może występować w stanie podstawowym lub w połączeniu z którymś spośród czterech akompaniamentów: przydechu, nosowości, nosowości bezdźwięcznej (z przydechem) oraz nosowości z glottalizacją. Innych spółgłosek jest jedenaście, a zatem prawie dwie trzecie spośród 31 spółgłosek w nama to mlaski. To zresztą bynajmniej nie jest szczyt mlaskowego wyrafinowania. W niektórych dialektach języka ǃxóõ (z rodziny tuu) liczba wszystkich fonemów mlaskowych wynosi co najmniej około osiemdziesięciu (językoznawcy różnią się w ocenie, bo niektóre dźwięki mogą być analizowane jako zbitki spółgłoskowe, a nie pojedyncze segmenty mowy). Odpowiada to pięciu podstawowym artykulacjom (jak w tabelce) i kilkunastu typom akompaniamentów (od prostszych do bardziej złożonych). ǃXóõ ma ponadto dużą liczbę spółgłosek niemlaskowych, więc całkowita liczba głosek wykorzystywanych w tym języku przekracza setkę. Znaczna większość słów zaczyna się na któryś z licznych mlasków.

Dwie pozostałe rodziny to dwa języki izolowane, nieposiadające znanych kuzynów i niespokrewnione z sobą nawzajem: sandawe i hadza. Oba używane są w Tanzanii, ok. 2 tys. km od innych rdzennych języków posługujących się mlaskami. Ich dzisiejsze rozmieszczenie jest prawdopodobnie reliktem znacznie szerszego zasięgu w dalekiej przeszłości.

Około dwóch tysięcy lat temu całą południową część Afryki zajmowały prawdopodobnie rodziny językowe typologicznie podobne do tych, które przetrwały do dziś na znacznie mniejszym i pofragmentowanym obszarze. W tym czasie do południowej Afryki docierały migrujące z terenów położonych na wschód od Jeziora Wiktorii grupy wędrownych ludów pasterskich, a wraz z nimi przybywały najpierw owce, a następnie kozy i bydło domowe. Umożliwiał to korytarz trawiastych stepów przejściowo wolny od bariery, jaką dla pasterzy stanowiło występowanie muchy tsetse, przenoszącej pasożytnicze świdrowce. Wydaje się, że główny szlak tych wczesnych migracji skręcał na wschód w okolicach Mozambiku i prowadził w poprzek kontynentu ku Namibii. Przynależność językowa tych migrujących grup nie jest jasna, ale badania genetyczne sugerują, że byli spokrewnieni z populacjami używającymi dziś języków kuszyckich z rodziny afroazjatyckiej, a być może także z ludami nilosaharyjskimi. Pasterze żyli w jakiegoś rodzaju kulturowej symbiozie z rdzenną ludnością zbieracko-łowiecką, co doprowadziło do asymilacji społecznej i przejęcia pasterstwa przez część ludów używających języków khoe-kwadi. Zasięg tej rodziny był w przeszłości znacznie większy niż obecnie i jeszcze w początkach kolonizacji europejskiej sięgał aż w okolice Przylądka Dobrej Nadziei. Użytkownicy języków z rodzin tuu i kx’a (oraz pozostałej części rodziny khoe-kwadi) pozostali przy tradycyjnym, zbieracko-łowieckim trybie życia i prowadzą go do tej pory, głównie na terenie Botswany.

W I tysiącleciu n.e. do Afryki Południowej dotarła fala ekspansji ludów mówiących językami bantu z rodziny atlantycko-kongijskiej. Była to ludność rolnicza, uprawiająca również pasterstwo i znająca się na metalurgii. Wraz z nią rozprzestrzeniła się w Afryce Południowej technologia wytopu żelaza (od dawna znana w Afryce Środkowo-Zachodniej, gdzie epoka żelaza nastąpiła bezpośrednio po neolicie). Języki bantu wyparły bliżej nieznane wcześniejsze języki rdzenne w całej południowo-wschodniej części Afryki oraz stały się poważną konkurencją dla reliktowych języków z rodzin nadal istniejących, które utrzymały się głównie w ekologicznie trudnym, niegościnnym dla rolnictwa regionie Kalahari.

Grupa nguni, stanowiąca jedną z gałęzi bantu, wyodrębniła się na południowym wschodzie i częściowo przejęła cechy języków, które zastąpiła. Języki nguni mają systemy fonemów mlaskowych. W języku suazi jest ich tylko sześć. Wszystkie mają to samo miejsce artykulacji (zębowe lub dziąsłowe), ale każdy ma także odpowiednik unosowiony, a niezależnie od tego mogą być także (oprócz stanu podstawowego) przydechowe lub dźwięczno-przydechowe. W języku zulu jest piętnaście mlasków (trzy miejsca artykulacji i pięć sposobów wymawiania), a w języku xhosa osiemnaście (trzy miejsca artykulacji i sześć sposobów wymawiania). Ten ostatni język na także bardzo rozbudowany system spółgłosek niemlaskowych, w tym rozmaite rarytasy omawiane w poprzednich wpisach z tej serii: iniektywne [ɓ] i spółgłoski ejektywne (zwarte i zwartoszczelinowe) jak w języku maja oraz boczną spółgłoskę szczelinową [ɬ] jak w walijskim.

Także inne języki z południowych gałęzi bantu zapożyczyły mlaski od języków lokalnych: na przykład język yeyi znad rzeki Okawango (w Botswanie i Namibii) ma 18 mlasków (choć nie całkiem tych samych co xhosa). Oprócz języków bantu znamy jeszcze jeden przypadek zapożyczenia mlasków: język dahalo z kuszyckiej gałęzi rodziny afroazjatyckiej, używany opodal ujścia rzeki Tana w Kenii, ma cztery fonemy mlaskowe, najwyraźniej przejęte z jakiegoś zaginionego języka substratowego. Dahalo, podobnie jak xhosa, ma także bogaty system spółgłosek, wykorzystujący wszystkie znane ludzkości mechanizmy produkowania strumienia powietrza.

Przykłady te są dla językoznawców ważne, bo dowodzą, że mlaski mogą się szerzyć wskutek kontaktów językowych i tworzyć nowe podsystemy głosek w językach, które ich wcześniej nie miały. Być może coś takiego zaszło w Afryce Południowej tysiące lat temu, gdy głoski mlaskowe stały się regionalną specjalnością, niekoniecznie odziedziczoną po bardzo dalekich przodkach. Mogły się rozwinąć spontanicznie jako warianty wymowy innych, mniej egzotycznych głosek. Nie sposób dziś rozstrzygnąć, czy mlaski południowoafrykańskie są archaizmem, czy innowacją, ale na pewno stanowią cechę unikatową, niespotykaną w innych regionach Ziemi. Właściwie nie wiadomo dlaczego, bo jak wspominałem, nie nastręczają większych trudności w wymowie i nie trzeba mieć DNA łowców-zbieraczy z Kalahari, żeby je poprawnie wymawiać. Poza Afryką mlaski wykorzystano tylko w języku damin. Jest to sztuczny język obrzędowy używany podczas ceremonii rytualnych przez użytkowników języków lardil i yangkaal z rodziny tangkijskiej w północnej Australii. Język damin został celowo obmyślony tak, żeby brzmiał dziwnie, dlatego zawiera głoski o bardzo wymyślnej i osobliwej artykulacji, w tym kilka różnych mlasków.

Małe ćwiczenie: język xhosa ma prawie 10 mln użytkowników, dla których jest językiem ojczystym, i drugie tyle, dla których jest językiem drugim. Jest jednym  z języków oficjalnych RPA, liczebnie drugim po zulu (afrikaans jest dopiero trzeci). Wstyd byłoby nie wiedzieć, jak wymawiać jego nazwę. W opracowanej dla niego ortografii litera x oznacza mlask dziąsłowy boczny [ǁ], czyli trochę jakby azteckie tl, ale wymawiane za pomocą zassania powietrza przez mechanizm mlaskowy, a nie za pomocą powietrza wydychanego z płuc. Dwuznak xh oznacza przydechowy odpowiednik tego mlasku, czyli [ǁʰ]. Cała nazwa wymawiana jest [ǁʰoːsa] (z długą samogłoską o). Pierwsza sylaba ma wysoki ton, ale ten detal pozwoliłem sobie pominąć. A teraz przykład z języka nama: jeśli już trochę go opanowaliśmy, ale rozmówca mówi za szybko i nie wszystko łapiemy, mówimy: ǂause toxoba !hoa re ‘proszę, mów wolniej’, gdzie [ǂ] jest mlaskiem podniebiennym, a trzecie słowo zaczyna się na przydechowy mlask dziąsłowy [!ʰ]. W tym przypadku x nie jest mlaskiem, tylko spółgłoską wymawianą jak polskie ch, a b oznacza szczelinowe [β], wymawiane jak w hiszpańskim lobo ‘wilk’.

Ilustracja

Nagrania mlasków języka nama. Na zalinkowanej stronie mlasku są transkrybowane w trochę inny sposób niż w tym wpisie. Symbol [k] przez znakiem mlasku oznacza jego wersję podstawową, bez dźwięczności bądź nosowości, czyli np. [kǁ] oznacza to samo co moje [ǁ].

https://www.phonetik.uni-muenchen.de/studium/skripten/languagedemos/Demos/nama.html

Rzadkie dźwięki (2): azteckie tl.

Inne odcinki serii:

Rzadkie dźwięki (1): walijskie ll
Rzadkie dźwięki (3): wystrzałowe spółgłoski i zgrzytliwe samogłoski Majów
Rzadkie dźwięki (4): jak mlaskać na sto sposobów

Czytelnicy, którzy zapoznali się z poprzednim odcinkiem tej serii, wiedzą już, jak wymówić walijskie ll, czyli bezdźwięczną spółgłoskę boczną szczelinową [ɬ]. Pora na małe urozmaicenie.

Spółgłoska zwarta to taka, której wymowa polega na chwilowym zatrzymaniu przepływu powietrza przez jamę ustną. Albo wargi, albo któraś część języka tworzą całkowite zwarcie w punkcie, który nazywamy miejscem artykulacji. Typowe przykłady to [p] (zwarcie dwuwargowe), [t] (zwarcie przedniej części języka z górnymi zębami lub górnym dziąsłem), [k] (zwarcie tylnej części języka z podniebieniem miękkim). Każda z nich może mieć odpowiednik dźwięczny ([b], [d], [ɡ]), bo nawet podczas fazy zwarcia powietrze może przepływać przez krtań, powodując drgania strun głosowych. Można też zablokować przepływ powietrza przez usta, ale pozwalać mu wypływać przez nos (dzięki opuszczeniu ruchomej „klapki” złożonej z podniebienia miękkiego wraz z języczkiem. Powstają wtedy spółgłoski zwarte nosowe, np. [m], [n], [ŋ]. Mamy zatem taki oto symetryczny system:

ZWARTEdwuwargoweprzedniojęzykowetylnojęzykowe
bezdźwięczneptk
dźwięcznebdɡ
nosowemnŋ

Skupmy się teraz na przedniojęzykowym [t]. Kiedy kończy się jego faza zwarta i przechodzimy do wymawiania kolejnej głoski, przez chwilę trwa faza przejściowa, czyli rozwarcie. Może ono nastąpić w sposób niesłyszalny, bez żadnych efektów specjalnych. Ale może też się zdarzyć, że przed rozwarciem zaczęliśmy silniej wydychać powietrze, zwiększając ciśnienie w zamkniętej przestrzeni traktu głosowego. Wtedy rozwarciu będzie towarzyszyć słyszalny „wybuch” zwany przydechem. Międzynarodowy alfabet fonetyczny (IPA) oznacza to tak: [tʰ]. Rozwarcie może także następować stopniowo: narządy mowy tworzące zwarcie pozostają przez moment w zbliżeniu, tak że powietrze musi się między nimi przeciskać z szelestem. Słyszalny efekt przypomina dźwięk spółgłoski szczelinowej o tym samym miejscu artykulacji (tyle że trwa bardzo krótko).

Za pomocą przedniej części języka możemy artykułować spółgłoski szczelinowe: zębowo-dziąsłowe lub dziąsłowe [s], zadziąsłowe [ʂ] wymawiane za pomocą czubka języka (jak polskie sz) lub także zadziąsłowe [ʃ] wymawiane za pomocą całej przedniej powierzchni języka (jak angielskie sh). Istnieją też spółgłoski dziąsłowo-podniebienne: przednia część języka zbliża się do dziąseł, a jednocześnie cała jego środkowa część wysklepia się ku podniebieniu twardemu. Efektem takiej artykulacji jest [ɕ] (polskie ś). To nie koniec możliwości, ale wystarczy na potrzeby ilustracji. Każda z tych spółgłosek może posłużyć jako „specjalny efekt akustyczny” towarzyszący rozwarciu [t]. Wystarczy drobna modyfikacja ułożenia języka, kiedy kończymy wymawiać [t]. Przez odpowiednie połączenie fazy zwarcia z fazą rozwarcia powstają spółgłoski zwartoszczelinowe, które zaczynają się jak zwarta, a kończą jak szczelinowa. W IPA oznacza się je za pomocą dwuznaków: [ts], [tʂ], [tʃ], [tɕ]. Polacy z łatwością zrozumieją, o co chodzi, bo trzy z nich używane są w naszym języku: c [ts], cz [tʂ], ć [tɕ]. Język angielski ma z kolei głoskę ch [tʃ]. Zauważmy, że każdy z tych dwuznaków oznacza jedną głoskę o złożonej, dwufazowej wymowie, a nie dwie następujące po sobie głoski (jak w polskim trzysta, kontrastującym z czysta). Wszystkie mają też odpowiedniki dźwięczne, ale nie musimy się nimi w tej chwili zajmować. Była o nich zresztą mowa w jednym z wcześniejszych wpisów.

Artykulacja boczna [ɬ] też może być wykorzystana jako efekt specjalny rozwarcia spółgłoski zwartoszczelinowej. Kiedy wymawiamy [t], przez chwilę zarówno przód języka, jak i jego boki przylegają do sklepienia jamy ustnej (gdyby było inaczej, nie mogłoby być mowy o szczelnym zwarciu). Jeśli czubek języka pozostaje dłużej w kontakcie z dziąsłem, ale boki już odsuwają się nieco od bocznych zębów, pozwalając powietrzu uchodzić z szelestem, powstaje boczna spółgłoska zwartoszczelinowa [tɬ] (w tym przypadku bezdźwięczna). Tak jak inne zwartoszczelinowe, stanowi ona pojedynczy segment mowy, a nie sekwencję dwu głosek.

Taka właśnie głoska istnieje w języku nahuatl, używanym w Meksyku i podzielonym na wiele dialektów, z których nie wszystkie są wzajemnie zrozumiałe dla swoich użytkowników, mogą więc być uważane za osobne języki. Starszą, historyczną formą był klasyczny nahuatl, znakomicie udokumentowany z XVI–XVII w. Używany był on jako język imperium Azteków. Słowo nāhuatl [ˈnaːwatɬ] oznacza ‘coś, co brzmi jasno i przyjemnie dla ucha’, czyli zrozumiałą mowę. Nahuatl należy do rodziny uto-azteckiej, której praojczyzna leżała prawdopodobnie w pustynnej południowo-zachodniej części USA (Arizona, Nowy Meksyk) i w północno-zachodnim Meksyku (Sonora, Chihuahua). Przodkowie Azteków i niektórych innych ludów uto-azteckich wywędrowali stamtąd na południe, w głąb Meksyku.

W linii rozwojowej, z której wywodzi się nahuatl, zaszła dość osobliwa zmiana fonetyczna znana jako prawo Whorfa: uto-aztecka spółgłoska zwarta *t zmieniła się w boczne zwartoszczelinowe *, jeśli występowała w pozycji przed samogłoską *a. Ponieważ i [t], i [a] w większości języków występują często (a proto-uto-aztecki nie był wyjątkiem), trudno się dziwić, że wynikająca z ich spotkania spółgłoska [tɬ] jest w nahuatl także bardzo częsta. Dawne *a na ogół się zachowało, w niektórych pozycjach znikało lub zmieniało się w inną samogłoskę, ale i wtedy głoska [tɬ] przetrwała.

Aksolotl, czyli neoteniczna larwa ambystomy meksykańskiej (Ambystoma mexicana). Foto: LoKiLeCh Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 3.0).

Niektóre zapożyczenia azteckie w językach europejskich łatwo rozpoznać właśnie po obecności tl, zwłaszcza na końcu wyrazu. Weźmy nazwę płaza aksolotl, która w klasycznym nahuatl brzmiała āxōlōtl [aːˈʃoːloːtɬ] (polskie ks wzięło się z niezrozumienia, jaką głoskę miało oznaczać hiszpańskie x). Wszyscy też chyba są świadomi istnienia nazw geograficznych takich jak Popocatépetl (czynny wulkan będący drugą co do wysokości górą w Meksyku) i boga o imieniu Quetzalcóatl. Pierwsza nazwa oznacza dymiącą (popōca) górę (tepētl), a druga węża (cōātl) o długich, ozdobnych piórach (quetzalli), takich jak w ogonie ptaka (tōtōtl) zwanego quetzal-tōtōtl, a po polsku kwezal (Pharomachrus). A kiedy sobie jeszcze przypomnimy, że kaktus wytwarzający halucynogenną meskalinę (Lophophora williamsii) nazywa się pejotl (peyōtl), a aztecki miotacz oszczepów to atlatl (ahtlatl), zaczynamy odnosić wrażenie, że w języku nahuatl prawie każdy rzeczownik kończy się na -tl. Nie jest to dalekie od prawdy, bo rzeczowniki w liczbie pojedynczej, o ile nie występują w tzw. formie własnościowej (oznaczającej, że należą do kogoś), w większości przybierają końcówkę „absolutywną” -tl (kontynuującą praazteckie *-ta). Po spółgłoskach końcówka ta przybiera formę -tli (w której także występuje [tɬ]), a po spółgłosce [l] -li.

Niektóre zapożyczenia straciły końcowe -tl z tej przyczyny, że pośrednikiem w zapożyczaniu był język hiszpański, a Hiszpanie upraszczali -tl, zastępując je przez -te. Przykładem może być polskie słowo kojot, zaadaptowane z francuskiego coyote [kɔjɔt], pochodzącego od hiszpańskiego coyote [koˈʝote], którego źródłem było klasyczne azteckie coyōtl [ˈkojoːtɬ]. Innym podobnym przypadkiem jest ocelot z hiszpańskiego ocelote, a to z kolei z azteckiego ōcēlōtl [oːˈseːloːtɬ]. To ostatnie słowo (przeniesione przez Europejczyków na inny gatunek wielkiego kota) oznacza w nahuatl jaguara, natomiast właściwą nazwą ocelota jest ‘pół-jaguar’, czyli tlahco-ōcēlōtl, mający [tɬ] i na początku, i na końcu. Po polsku, trochę niekonsekwentnie, mamy pejotl i aksolotla (zamiast „aszolotla”), ale kojota i ocelota (zamiast „kojotla” i „oselotla”). Cóż, zapożyczano te wyrazy z drugiej lub trzeciej ręki, nie znając oryginału.

Słowo oznaczające w wielu językach pomidor (np. angielskie tomato) pochodzi od azteckiego tomatl [ˈtomatɬ] oznaczającego jadalne owoce miechunki pomidorowej (Physalis philadelphica), należącej podobnie jak pomidor do rodziny psiankowatych. Właściwy pomidor (Solanum lycopersicum) nazywany był przez Azteków xī(c)-tomatl [ʃiːˈtomatɬ] ‘miechunka z pępkiem’. Skoro jesteśmy przy roślinach jadalnych, warto wspomnieć o āhuacatl [aːˈwakatɬ] ‘awokado’. Słowo to używane jest w nahuatl także w znaczeniu przenośnym jako ‘jądro’ (część ciała mężczyzny), ale spotykany w internecie pogląd, jakoby było to jego znaczenie pierwotne, jest miejską legendą. Gdy mamy awokado, możemy z niego zrobić sos lub krem (mōlli) zwany āhuaca-mōlli [aːwakaˈmoːlli], czyli ‘guacamole’. Inne międzynarodowe zapożyczenia z nahuatl to cacahuatl [kaˈkawatɬ] ‘kakaowiec, ziarno kakaowca’ i chocolātl [tʃoˈkolatɬ] ‘czekolada’. Jak widać, nasza cywilizacja sporo zawdzięcza Aztekom i językowi nahuatl.

Kiedy tyle już wiemy, możemy poćwiczyć wymowę [tɬ] na kilku przykładach. Wyjaśnię jeszcze tylko, że fonetyka nahuatl w  zasadzie nie jest trudna dla Polaków. Akcent, jak u nas, pada niemal zawsze na przedostatnią sylabę. Samogłoski mają tylko cztery barwy: a, e, i, o (krótkie lub długie). Nie ma dźwięcznych spółgłosek zwartych ani szczelinowych. Notorycznym problemem jest pisownia. Część autorów używa ortografii „filologicznej”, wzorowanej na konwencjach stosowanych w klasycznym nahuatl (też używam jej w tym wpisie), ale propagowana jest obecnie pisownia „fonetyczna”, w intencjach bliższa wymowie współczesnych dialektów (pytanie tylko których, bo jest ich naprawdę wiele). Prace nad znormalizowaniem współczesnej ortografii nadal trwają w ramach wysiłków, aby rewitalizować nahuatl. Jeśli chodzi o konwencję użytą tutaj (inspirowaną przez ortografię hiszpańską), trzeba pamiętać, że:

  • Litera z oraz c przed e lub i oznaczają [s], natomiast x oznacza [ʃ].
  • Nahuatl ma trzy spółgłoski zwartoszczelinowe zapisywane tz [ts] (jak polskie c), tl [tɬ], ch [tʃ] (jak hiszpańskie lub angielskie ch).
  • Kombinacja cu (a przed spółgłoską uc) oznacza [kʷ] (spółgłoskę wargowo-tylnojęzykową, wymawianą z zaokrągleniem warg), natomiast qu (przed e lub i) i c (przed a lub o i na końcu sylaby) oznacza zwykłe [k].
  • Pisownia hu oznacza głoskę [w] (jak angielskie w lub polskie ł), a y oznacza [j].
  • Litera h po samogłosce (na końcu sylaby) oznacza głoskę zwaną po hiszpańsku saltillo ‘mały podskok’, w dzisiejszych dialektach często wymawianą jako [h], a w wymowie klasycznej jako zwarcie krtaniowe [ʔ].

Warto jeszcze wiedzieć, że w nahuatl istnieje silna tendencja do ubezdźwięczniania spółgłosek na końcu sylaby. Obejmuje ona także [l] (zmieniające się w szczelinowe [ɬ], które już dobrze znamy). Choć zatem [ɬ] nie jest w nahuatl samodzielną głoską (fonemem), może się pojawiać jako wariant pozycyjny [l]. Czyli na przykład dokładniejszą traskrypcją āhuacamōlli ‘guacamole’ może być [aːwakaˈmoːɬli], gdzie pierwsze l jest bezdźwięczne i szczelinowe (szeleszczące) – choć trzeba zaznaczyć, że wymowa dialektalna bywa tu rozmaita.

Ćwiczymy zatem, pamiętając, że w każdym przypadku tl oznacza jedną głoskę (trzeba to „poczuć” tak, jak czujemy w przypadku c, cz lub ć):

  • ātl ‘woda’ [aːtɬ];
  • ahtlatl ‘miotacz oszczepów’ [ˈaʔtɬatɬ] (we współczesnych dialektach zwykle [ˈahtɬatɬ]);
  • tletl ‘ogień’ [ˈtɬetɬ]
  • tlantli ‘ząb’ [ˈtɬantɬi];
  • tēuctli ‘pan, arystokrata’ [ˈteːkʷtɬi].

I na zakończenie bardziej hardkorowo:

  • māccuahuitl ‘drewniana maczuga aztecka z obsydianowymi ostrzami’ [maːkˈkʷawitɬ];
  • Quetzalcōātl, imię boga: ‘Pierzasty Wąż’ [ketsaɬˈkoːaːtɬ] (tz wymawiane jak polskie c);
  • tlālcacahuatl ‘orzeszek ziemny’ (dosłownie: ‘ziemne ziarno kakaowca’) [tɬaːɬkaˈkawatɬ].

Materiał dodatkowy

Prezentacja wymowy współczesnego nahuatl i zmodernizowanej ortografii języka.

Rzadkie dźwięki (1): walijskie ll

Inne odcinki serii:

Rzadkie dźwięki (2): azteckie tl
Rzadkie dźwięki (3): wystrzałowe spółgłoski i zgrzytliwe samogłoski Majów
Rzadkie dźwięki (4): jak mlaskać na sto sposobów

Czytelników interesujących się fonetyką zapraszam do poćwiczenia wymowy głosek występujących w różnych językach kuli ziemskiej, ale rzadko spotykanych w językach najlepiej nam znanych. Takie ćwiczenia są pożyteczne, bo poza pogłębieniem teoretycznej wiedzy o fonetyce uświadamiają nam, jak w praktyce działa nasz własny system artykulacyjny i co możemy z nim zrobić. Zaczniemy od czegoś stosunkowo łatwego: od spółgłoski, która występuje w języku walijskim i zapisywana jest jako podwójne ll.

Głoskę tę nazywamy fachowo bezdźwięczną spółgłoską boczną szczelinową. Boczną (znaną też jako lateralna), bo artykułowana jest podobnie jak [l]: czubek języka dotyka górnego dziąsła, a powietrze wychodzące z płuc wypływa gdzieś między bokami języka a zębami trzonowymi (ponieważ tylko przednia część języka przylega do sklepienia jamy ustnej). Jeśli zamiast wydychać powietrze, spróbujemy wymówić [l] na wdechu, poczujemy chłód w miejscach, gdzie przepływa zasysane powietrze. Ale [l] wymawiane jest zwykle dźwięcznie: struny głosowe drgają. W języku polskim [l] czasem się ubezdźwięcznia, na przykład kiedy swobodnie wymawiamy słowo myśl, fonetycznie [mɨɕl̥] (kółeczko pod symbolem fonetycznym oznacza bezdźwięczność). Staje się wtedy trochę podobne do waliskiego ll, trzeba jednak zaznaczyć dwie ważne różnice. Po pierwsze – walijskie ll jest zdecydowanie spółgłoską szczelinową: powietrze wydostaje się po bokach języka z niejakim oporem, wydając silnie szeleszczący, szorstki dźwięk zamiast łagodnego szeptu, jak w przypadku [l̥]. Po drugie – w języku polskim [l] ubezdźwięcznia się w szczególnym otoczeniu fonetycznym (gdy obok niego jest spółgłoska bezdźwięczna, a nie ma samogłoski); realizacja bezdźwięczna jest tylko wariantem pozycyjnym głoski [l]. Natomiast walijskie ll jest samodzielnym fonemem. Może występować na początku, w środku lub na końcu wyrazu i w każdej z tych pozycji kontrastować ze zwykłym [l].

Spróbujmy je wymówić. Przednią częścią języka dotykamy górnego dziąsła, a boki języka staramy się ułożyć tak, żeby szczeliny między nimi a bocznymi zębami po obu stronach były wąskie. Następnie wydmuchujemy ciągły strumień powietrza, które przeciska się po bokach języka z wyraźnym szelestem. Udało się? Gratulacje! Wyartykułowaliśmy spółgłoskę, która w międzynarodowym alfabecie fonetycznym (IPA) zapisywana jest jako [ɬ]. Pamiętajmy, że (podobnie jak przy wymowie [s] lub [f]) struny głosowe nie drgają.

I teraz ważna sprawa: Język walijski ma kilka innych bezdźwięcznych spółgłosek szczelinowych: [f], [θ], [s], [ʃ], [x], [h]. W porównaniu z nimi [ɬ] wyróżnia się bardzo krótką wymową. Trzeba się nauczyć wymawiać je szybko i nie rozciągać go w czasie. Częstym błędem cudzoziemców próbujących mówić po walijsku jest takie właśnie przeciąganie albo dosłowne traktowanie pisowni ll tak, jakby chodziło o sekwencję dwóch spółgłosek. Tymczasem Walijczycy traktują dwuznak ll, jakby był jedną literą. W alfabecie walijskim mamy kolejno litery L (èl [ɛl]) oraz Ll (èll [ɛɬ]). Nie należy też zamiast [ɬ] wymawiać połączeń typu [θl] lub [hl]. Podkreślam: jest to jedna spółgłoska, a nie zbitka spółgłoskowa.

Być może zauważyliście, że wiele miejscowości w Walii ma nazwy zaczynające się na Llan-. Słowo llan [ɬan] może oznaczać kościół albo miejscowość historycznie związaną z daną parafią. Drugim elementem nazwy miejscowości jest zazwyczaj imię patrona parafii. Na przykład w VII w. n.e. żył sobie mnich walijski o imieniu Collen [ˈkɔɬɛn] (na jego imieniu możemy sobie przećwiczyć wymowę ll między samogłoskami, pamiętając, że ma być krótka). W owym czasie w krajach celtyckich łatwo było być uznanym za świętego, toteż św. Collen został patronem kościoła nad rzeką Dee i miasta, które wokół niego powstało. Język walijski ma nieco osobliwe reguły łączenia wyrazów w wyrażenia i złożenia. Nie ma potrzeby wyjaśniać ich tu szczegółowo, ale trzeba wspomnieć, że gdy jakieś słowo zaczynające się na spółgłoskę bezdźwięczną jest drugim członem złożenia, spółgłoska na ogół ulega udźwięcznieniu (jest to jedna ze słynnych walijskich „mutacji” spółgłoskowych). Dlatego miasto nosi nazwę Llangollen [ɬanˈɡɔɬɛn] (= llan + Collen). Jeśli wymówimy tę nazwę z pięćdziesiąt razy, powinniśmy nabrać biegłości w wymawianiu ll na początku i w środku wyrazu. Inna nazwa miejscowa, bardzo pospolita w Walii, to Llanfair, gdzie drugim członem jest imię Mair ‘Maria’. W tym przypadku w złożeniu [m] zmienia się w [v] (pisane f), także wskutek przewidywalnej „mutacji”. A zatem nazwę miejscową Llanfair wymawiamy [ˈɬanvair] (dyftong [ai] wymawiany jest jednosylabowo, jak polskie aj).

Spróbujmy teraz wymówić ll w wygłosie, czyli na końcu wyrazu. Jako pierwszy przykład weźmy słowo pwll. Może ono oznaczać staw, sadzawkę, kałużę lub kotlinkę. Jeśli ktoś nie zna reguł pisowni walijskiej, może się go wystraszyć, ale nie ma tu nic szczególnie trudnego. Litera w oznacza w tym przypadku samogłoskę, krótkie [ʊ], podobne jak w angielskim put [pʊt]. A zatem pwll wymawiamy [pʊɬ]. Łatwe, prawda? A teraz drugi przykład: cyll [kɨɬ] ‘leszczyna’. Tutaj samogłoska jest niemal identyczna z polskim y (także transkrybowanym jako IPA [ɨ]). Pamiętajmy, że walijskie c zawsze wymiawiane jest jako [k]. Dla pewności możemy wymówić pwll i cyll po dwadzieścia razy, żeby dobrze opanować artykulację ll w pozycji wygłosowej.

Przymiotnik ‘biały’ to po walijsku gwyn [gwɨn] (tutaj, w trochę innym kontekście, litera w ma wartość spółgłoskową). Kombinacją wyrazów gwyn i cyll jest gwyngyll [ˈɡwɨnɡɨɬ] (znowu z udźwięcznieniem [k] w złożeniu). Z pozoru słowo to oznacza ‘białą leszczynę’ i niemal zawsze tak jest tłumaczone, ale każdy botanik wie, że taka roślina nie istnieje. Dawni Walijczycy nie byli botanikami i „biała leszczyna” była dla nich synonimem nazwy wiązu górskiego czyli brzostu (Ulmus glabra), zwanego także llwyf [ɬʊɨv] (wymawiane jako jedna sylaba z trochę trudnym dyftongiem [ʊɨ], ale to nie samogłoski dziś ćwiczymy). Tak naprawdę i cyll, i llwyf są w walijskim rzeczownikami zbiorowymi, oznaczającymi grupę (kępę, zagajnik) drzew. Pojedyncza leszczyna to collen [ˈkɔɬɛn] (podobieństwo do imienia Collen jest prawdopodobnie przypadkowe), a pojedynczy wiąz to llwyfen [ˈɬʊɨvɛn], oba ze specjalnym przyrostkiem „indywidualizującym” -en w rodzaju żeńskim (obie nazwy drzew do niego należą). Jak widać, mamy coraz więcej słów, na których możemy poćwiczyć wymowę ll w różnych pozycjach.

Zaklinam Czytelników na wszystkich celtyckich świętych: proszę nie traktować poważnie „angielskiego przybliżenia” walijskiej wymowy! Foto: Rob Koster. Źródło: Wikimedia (licencja CC BY-SA 3.0).

Na zakończenie weźmy byka za rogi. Wsi i miasteczek o nazwie Llanfair ‘Kościół św. Marii’ było (i jest) w Walii kilka. Żeby je odróżnić, dodawano do nich jakiś składnik opisowy. Jeśli na przykład kościół pod takim wezwaniem zbudowano na wyspie Anglesey opodal obok wsi nazywanej od XIII w. Pwllgwyngyll ‘Brzostowy Staw’ (gdyż obiekt topograficzny odpowiadający temu opisowi znajdował się w pobliżu), można było obie nazwy połączyć w jedną: Llanfair Pwllgwyngyll [ˈɬanvair pʊɬˈɡwɨnɡɨɬ]. Jeśli trochę poćwiczymy jej wymowę, będziemy na dobrej drodze do opanowania wersji rozwiniętej, widocznej na zdjęciu powyżej. Wymyślono ją około połowy XIX w., żeby przyciągnąć turystów. Głoska [ɬ] występuje w niej pięciokrotnie.

W pobliżu Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch biolodzy walijscy z Uniwersytetu w Aberystwyth odkryli niedawno nowy gatunek bakterii żyjącej w glebie i nazwali ją Myxococcus  llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogochensis. Nie żartuję! Prima aprilis jest dopiero jutro! Jeśli komuś nie wystarczy moje słowo honoru, oto link: https://www.uniprot.org/taxonomy/2590453.

Spółgłoska szczelinowa boczna [ɬ] jest skrajnie rzadka w naszej części świata, ale są regiony, gdzie nie tylko bywa często używana, ale ma też odpowiednik zwartoszczelinowy [tɬ] albo dźwięczny [ɮ] (różniący się od [l] wyraźnie słyszalnym, turbulentnym szumem), albo nawet dźwięczny zwartoszczelinowy [dɮ]. Takie głoski (niekoniecznie wszystkie naraz) możemy spotkać w językach Kaukazu, południowej Afryki lub Ameryki Północnej. Ciekawym przykładem jest język nahuatl (używany w imperium Azteków, ale i obecnie mający około półtora miliona użytkowników w Meksyku). Nie posiada on głoski [ɬ], ale ma za to zwartoszczelinowe [tɬ], występujące  nawet w jego nazwie: nahuatl [ˈnaːwatɬ]. I tą głoską zajmiemy się w kolejnym odcinku tego minikursu fonetycznego.

Materiał uzupełniający

Przykłady ll w wykonaniu rodzimej użytkowniczki języka walijskiego.