Promieniujące orzechy – czyli znów ci dziennikarze…

Podejrzewam, że do świąt będę miał na tapecie przynajmniej po jednym dziennikarzu z każdej z tzw. “szanujących się” redakcji gazety czy radia. Mieliśmy już na tapecie “wyłączanie pola magnetycznego” i “rozmiary cząsteczek elementarnych”, a dziś skupimy się na temacie promieniowania i radioaktywności. Nasz blog zawiera świetny cykl o samym promieniowaniu, który polecam pod poniższym linkiem: Promieniowanie.

Co spowodowało, iż znów załamałem ręce? Zajrzyjcie pod ten link, bo brzmi naprawdę groźnie! https://pomorska.pl/oto-najbardziej-radioaktywne-produkty-spozywcze-lista-one-maja-najwiecej-promieniotworczych-pierwiastkow-9042024/ar/c14-18435665. Już pierwszy akapit powoduje we mnie poczucie, że znów nie wiem, o co chodzi, ale chyba powinienem się bać: “Każdy produkt spożywczy jest w pewnym stopniu radioaktywny. Poziom radioaktywności zależy od ilości znajdujących się w nim pierwiastków promieniotwórczych. Niekwestionowanym liderem są orzechy brazylijskie. Ich aktywność wynosi 6600 pCi/kg. Czy mogą zaszkodzić naszemu zdrowiu? Jakie jeszcze popularne produkty spożywcze znajdują się na liście? Szczegóły w naszym artykule.

Szanowna Pani − co to znaczy że aktywność wynosi 6600 pCi/kg? To dużo czy mało? Co to za jednostka i co to za lista produktów radioaktywnych? Jako że na wyjaśnienia autorki nie ma co oczekiwać, jak zwykle pomoże nasz blog.

Tak, każdy produkt jest w jakimś stopniu radioaktywny i ma to związek z zawartością pierwiastków promieniotwórczych, choć poprawnie należałoby powiedzieć − izotopów. O szczegółach już za chwilę, a teraz chciałbym się skupić na owym “6600 pCi/kg”. Jestem przeciwnikiem używania jednostek, z którymi Czytelnik nie spotyka się na co dzień, bez wyjaśnienia, co oznaczają. Metry, kilogramy czy sekundy są swojskie, ale takie pikokiury na kilogram (tak należy odczytać pCi/kg)? Jak bardzo radioaktywna jest garść takich orzechów i czy do wieczornego seansu nie należy jednak wybrać fistaszków?

Jednostki tej nie znajdziemy w Układzie SI − została ona nazwana na cześć jednej z najwybitniejszych Polek; myślę, że łatwo się domyślić, o kim mowa. Jeden kiur odpowiada aktywności 1g izotopu 226Ra. Nie jest to jednostka zbyt wygodna w stosowaniu, dlatego do opisu aktywności danej próbki lepiej posłużyć się bekerelem (Bq): jeśli w ciągu sekundy zajdzie w niej jeden rozpad promieniotwórczy, np. jeśli jedno jądro wyemituje jedną cząstkę alfa w tym czasie, to mówimy że aktywność próbki jest równa jednemu bekerelowi. 1 Ci (kiur) to w zaokrągleniu 37 GBq (gigabekereli), stąd łatwo obliczyć, że aktywność wspomnianych orzechów to około 244 Bq, czyli 244 rozpady w każdej sekundzie − pod warunkiem, że mamy pod ręką kilogram. Aktywność jednego orzecha będzie znacznie mniejsza. Kilogram kawy dla porównania charakteryzuje się aktywnością 1 kBq, czyli w każdej sekundzie zachodzi w nim tysiąc takich rozpadów. Może to jest przyczyną, dla której promieniujemy energią po małej czarnej? Żarty na bok. Powiedzieliśmy sobie jak na razie, że w żywności zachodzą rozpady radioaktywne i że nie ma w tym nic dziwnego. Wiemy również, że pracownicy palarni kawy nie pracują w strojach wymaganych przy pracy z materiałami radioaktywnymi. To jak to jest z tym, co na polu rośnie? Jeść − czy jednak przepijać każdy kęs płynem Lugola? Przepraszam, postaram się ograniczyć poczucie humoru, zwłaszcza tego rodzaju, wspomniany preparat nie jest “lekiem przeciwko promieniowaniu” i nie należy go spożywać. Spójrzmy na dalszą część cytowanego artykułu:

Wśród pierwiastków promieniotwórczych występujących w żywności można wymienić rad 226Ra, potas 40K, uran, cez czy stront. Niektóre z nich naturalnie występują w przetworach mlecznych, produktach zbożowych, owocach, warzywach czy wodzie mineralnej. Inne zaś, tak jak rad, migrują z gleby do roślin oraz wody, a następnie dostają się do organizmów zwierząt.

O ile zrozumiałbym taki zapis w SMS-ie, to szacunek dla Czytelników wymaga pewnej staranności: izotopy danych pierwiastków zapisujemy, umieszczając liczbę masową w lewym górnym rogu, tj. 226Ra, 40K. Nie rozumiem jednak, czemu podano promieniotwórcze izotopy dwóch pierwiastków, pomijając to przy następnych? Sugeruje to, że uran, cez i stront są promieniotwórcze w każdym przypadku, a tak nie jest. Uran, tak samo jak każdy pierwiastek zawierający w swoim jądrze więcej protonów niż ołów, nie posiada stabilnych izotopów, ale cez i stront jak najbardziej. Są to odpowiednio: 133Cs i 84Sr, 86Sr, 87Sr oraz 88Sr. Dalszej części cytowanego tekstu nie rozumiem do końca − bo co to znaczy, że w owocach są naturalnie a do roślin migrują z gleby? To skąd się wzięły w samych owocach?

Nie lubię pisania o radioaktywności w ten sposób. Sprawia to takie wrażenie, jakbyśmy nie stykali się z jakąś jej formą w każdej chwili. Wszystkie znane nam pierwiastki posiadają niestabilne izotopy; część z nich powstała naturalnie w toku procesów zachodzących np. we wnętrzach gwiazd. Tak na naszej planecie znalazły się np. uran i tor. Inne powstały i powstają w atmosferze Ziemi bombardowanej strumieniem promieniowania kosmicznego; przykładem jest tu radioaktywny izotop węgla 14C. Część z nich jest wtórnym efektem rozpadu uranu i toru, czego przykładem może być odkryty przez Marię Skłodowską rad. Inne to efekt naszych wesołych eksperymentów polegających na ostrzeliwaniu jąder neutronami bądź jonami. Choć jak wspomniałem, wszystkie pierwiastki posiadają izotopy promieniotwórcze, to z absolutną większością nigdy się nie zetkniecie: ich czas półrozpadu jest rzędu od mikrosekund do miesięcy. Te, z którymi mamy najczęściej kontakt, to izotopy potasu, węgla i pierwiastków będących produktami rozpadu uranu i toru. Ponieważ potas jest minerałem powszechnie występującym w skorupie ziemskiej, to rośliny pobierają go wraz z wodą z gleby. Ponieważ minerały zawarte w glebie to zawsze mieszanka różnych izotopów danego pierwiastka, to oczywistym jest, że drobna cześć pobranego przez roślinę potasu będzie radioaktywnym izotopem 40K.

Tych samych minerałów używamy do budowy naszych domów, dlatego same ściany naszych domów są w jakimś stopniu radioaktywne. Bardzo często mamy kontakt z jednym z produktów rozpadu uranu − jest to radon, który przecież jest gazem. W tej postaci ze skorupy ziemskiej trafia do atmosfery, gdzie ulega dalszemu rozpadowi, stając się radioaktywnym izotopem bizmutu 214Bi. Metale to ciała stałe, więc nie należy się dziwić, że czujniki różnych stacji notują zwiększony poziom promieniowania po każdym deszczu. Prawdę powiedziawszy, to radon jest odpowiedzialny za większość radioaktywności, z którą mamy kontakt w ciągu życia. Jest gazem, więc kumuluje się w zamkniętych pomieszczeniach, w których przecież spędzamy większość życia. Z tym, że nie ma się czego obawiać: w badaniach przeprowadzonych na obszarach o podwyższonej promieniotwórczości naturalnej nie odnotowano zwiększonej zapadalności na nowotwory. Czy więc należy się obawiać spożywania orzechów, bananów, kawy czy czegokolwiek? Nie, większe dawki przyjmujemy z innych źródeł i nie obserwujemy negatywnych efektów. Nie istnieje żaden sposób, aby uniknąć naturalnej promieniotwórczości; jest z nami od zawsze i będzie tak długo, jak długo będą istnieć jądra zdolne do rozpadu. Jeśli to, co chcecie zjeść, nie rosło na niezabezpieczonym składowisku odpadów radioaktywnych lub nie zostało wzbogacone intencjonalnie o takie pierwiastki, to absolutnie nie ma się czego obawiać.

fot. CC BY 3.0.

Oddziaływanie, któremu zawdzięczamy istnienie jąder atomowych, jest nazywane silnym. Biorąc pod uwagę jego zdolność do przezwyciężenia sił związanych z elektromagnetyzmem, jest to jak najbardziej usprawiedliwiona nazwa. Niestety zdolność ta jest ograniczona do bardzo krótkiego dystansu. Naprawdę krótkiego. Aby sobie to jakoś zobrazować, proszę sobie wyobrazić najmniejszy z atomów, czyli wodór. Jego promień atomowy wynosi ok. 5,291 772 · 10−11m − zasięg, na którym oddziaływanie silne jest zdolne do pokonania elektromagnetycznego, to 10 tysięcy razy mniej. No to jakim cudem istnieją (i mają się dobrze) jakiekolwiek jądra większe niż hel? Przecież to się (dzięki ładunkowi elektrycznemu jaki przenosi każdy proton) kupy nie trzyma w żaden sposób?

Trzyma! I musi się trzymać, czego dowodem naocznym są żelazne gwoździe! Oddziaływanie silne jest związane z ładunkiem umownie nazywanym kolorem, który przenoszą kwarki tworzące protony i neutrony. Cząstki przenoszące kolor mają specyficzną cechę: im bardziej próbujemy je wyrwać z układu z pozostałymi, tym mocniej się trzymają. Choćby włożyć w to dowolnie dużo energii, to i tak nigdy nie uzyskamy swobodnego kwarka, ale zawsze twór nazywany mezonem, składający się z pary kwark-antykwark. Właśnie wymiana takich par, noszących w omawianym przypadku nazwę pionów, pomiędzy protonami i neutronami trzyma jądra w całości. Z tym, że znów − zasięg takiego oddziaływania nie jest nieograniczony i aby istnieć, jądro musi zawierać neutrony, które stanowią rolę swoistego łącznika pomiędzy protonami. Dość naiwnie, ale w sposób wystarczający dla tego modelu, można sobie wyobrazić, iż wymiana pionów powoduje, iż każdy tworzący je neutron i proton cały czas zmienia swoją tożsamość.

No to prześledźmy pokrótce listę stabilnych izotopów, może rzuci się nam w oczy jakaś prawidłowość. Najbardziej popularny jest wodór w postaci protu. Zawiera w swoim jądrze jeden proton, a o ile nam wiadomo, protony się nie rozpadają. Gdy próbować skleić z sobą dwa protony, jak dzieje się to np. we wnętrzu Słońca, to efektem będzie nie 2He tylko 2H (D) czyli trwały izotop wodoru tj. deuter.

fot. domena publiczna

Stabilne izotopy helu zawierają w swoim jądrze jeden lub dwa neutrony, przy czym najbardziej rozpowszechniony jest wariant 4He czyli izotop zawierający w swoim jądrze dwa protony i dwa neutrony. Spójrzmy na węgiel: ma dwa stabilne izotopy, przy czym więcej jest tego zawierającego w jądrze 6 neutronów i 6 protonów. Podobna prawidłowość zachodzi dla azotu, tlenu i neonu. Przewagę mają izotopy zawierającego równą liczbę neutronów i protonów. W przypadku kolejnych pierwiastków pozostaje to prawdą dla pierwiastków o parzystej liczbie protonów w jądrze, w przypadku nieparzystej przewagę mają izotopy zawierające o jeden lub dwa neutrony więcej w porównaniu do liczby protonów.

Ostatnim pierwiastkiem spełniającym tę regułę jest wapń, którego najbardziej rozpowszechnionym izotopem jest 40Ca. Od tytanu zaczyna się to rozjeżdżać: przewagę mają te izotopy, w których jest nadmiar neutronów w stosunku do protonów, z tym że nie widać w tym żadnej prawidłowości. Jedyne, co rzuca się w oczy, to to, że pierwiastki o parzystych liczbach protonów mają więcej stabilnych izotopów w porównaniu do nieparzystych, które mają jeden lub dwa stabilne izotopy. Cyna, mająca liczbę atomową 50, ma aż dziesięć stabilnych izotopów, podczas gdy antymon o liczbie atomowej 51 jedynie dwa; kolejny tellur osiem, a następny jod jeden. Wyliczanka kończy się na ołowiu, który posiada cztery stabilne izotopy. Następny na liście jest bizmut z jednym izotopem, który nie jest stabilny, choć może się takim wydawać, bo jego czas półtrwania przekracza wiek Wszechświata. Kolejne pierwiastki nie mają już żadnych stabilnych izotopów, choć tor i uran posiadają na tym tle względnie dużo izotopów o czasie półtrwania do miliardów lat, co pozwala im występować naturalnie na naszej planecie. Liczba izotopów niestabilnych w przypadku poszczególnych pierwiastków pozwala nam dostrzec pewną zależność.

fot. CC BY 4.0.

Jeśli dany izotop leży poniżej ścieżki wyznaczonej przez izotopy stabilne, to jego sposób rozpadu będzie związany ze zmniejszeniem liczby neutronów w jądrze poprzez rozpad beta minus, czyli przemianę jednego z neutronów w proton przy jednoczesnej emisji elektronu i antyneutrina. Jeśli jądro zawiera niedobór neutronów w stosunku do izotopów stabilnych, to należy się spodziewać rozpadu beta plus, polegającego na przemianie protonu w neutron przy emisji pozytonu i neutrina. Jeśli dany izotop leży poza końcem ścieżki stabilności, to najczęściej rozpada się, emitując cząstkę alfa, składającą się z dwóch protonów i dwóch neutronów. Nie ma prostego algorytmu, który na podstawie liczby protonów w jądrze poda nam, ile możemy uzyskać izotopów danego pierwiastka, ale można zauważyć, że dla pewnych liczb protonów i neutronów w jądrze jest ono bardziej trwałe w stosunku do sąsiednich. Są to tzw. liczby magiczne: 2, 8, 20, 28, 50, 82, 126 i 184 dla samych neutronów. Biorąc pod uwagę, że najcięższe stabilne jądro to 208Pb o magicznych liczbach protonów (Z=82) i neutronów (N=126), to rzecz wydaje się warta uwagi, zwłaszcza że sprawdza się również w innych przypadkach. Zwracam uwagę, iż najbardziej rozpowszechniony izotop helu to 4He. Jest to szczególnie ciekawe w kontekście poszukiwania cięższych pierwiastków. Większość syntezowanych superciężkich jąder rozpada się w czasie rzędu milisekund, ale gdy uda się uzyskać jądra o większych ilościach neutronów to zauważamy obszar nazywany wyspą stabilności gdzie np. izotop 270Hs (pierwiastka zwanego hasem) ma czas półrozpadu ok. 22s! Sugeruje to, iż jądro, tak jak atom, posiada powłoki energetyczne możliwe do zajmowania przez jego składniki, a wypełnienie takich powłok sprawia, iż jądro jest stabilniejsze. Jest również nadzieja na syntezę dalszych pierwiastków, aby sprawdzić, gdzie leży granica!

Współczesna (2012) ocena położenia i rozmiarów wyspy stabilności, z maksimum czasu życia dla izotopów koperniku (Z = 112). Widoczny jest także obszar wysokiej niestabilności jąder, który dla obecnie badanych dróg syntezy rozciąga się powyżej Z ≈ 120

fot. domena publiczna

Kończąc ten tekst − zawsze, gdy ktoś w alarmistycznym tonie opowiada o radioaktywności wokół nas, to pamiętajcie, że macie z nią stały kontakt. Czy to w żywności, czy to podczas oddychania, czy z deszczem.

Spośród kilkudziesięciu izotopów promieniotwórczych występujących w sposób naturalny w przyrodzie, zaledwie kilka obecnych jest w różnych produktach spożywczych. Należą do nich przede wszystkim 14C, 40K oraz izotopy radu, toru i ich pochodne. Najbardziej rozpowszechniony jest izotop potasu 40K oraz izotop węgla 14C, które w organizmie człowieka o masie 70 kg odpowiadają za radioaktywność około 10 000 Bq.

W wyniku rozszczepienia ciężkiego jądra, np. uranu lub plutonu, powstaje około 100 różnych izotopów promieniotwórczych, jednakże tylko kilka z nich ma praktyczne znaczenie w przypadku skażenia żywności. Należą do nich głównie izotopy jodu, cezu i strontu, dla których ustalono normy zawartości zawierające się w przedziałach od 100 do 1000 Bq/kg w zależności od rodzaju izotopu (137Cs, 131I, 90Sr, 40K) i rodzaju żywności. Inne będą dla owoców, a inne dla mleka lub mięsa. O tym, dlaczego skupiono się na tych izotopach, oraz o tym, jak konkretnie przedostają się do środowiska, porozmawiamy sobie w kolejnym tekście, gdzie poruszę to w związku z rocznicą katastrofy w Czarnobylu.

(c) by Lucas Bergowsky
Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem
.

Promieniujące oblicze Greja

Już jutro rocznica jednej z największych katastrof w historii energetyki jądrowej, która wryła się w masową pamięć, powodując lęk przed elektrowniami jądrowymi i wszystkim, co jest z nimi związane. Prawdę mówiąc, to samo promieniowanie ma nie najlepszą prasę, co składam na karb filmów takich jak “Chiński syndrom” i celebrytów walczących z tym, co akurat wpłynie pozytywnie na ich rozpoznawalność, czego przykładem była Jane Fonda i jej kampania.

Samo odkrycie zjawiska promieniotwórczości to zasługa kiepskiej pogody w dniu, w którym niejaki H. Becquerel owinął próbkę rudy uranu kliszą fotograficzną i wyjrzał przez okno. Becquerel badał zjawisko znane jako fosforescencja, zapewne znane każdemu z zabawek które “świecą w ciemnościach” po uprzednim naświetleniu pod lampą czy Słońcem. Uczony badał różne minerały, aby ustalić które z nich posiadają tę cechę, a które nie, poprzez naświetlanie ich światłem słonecznym, a następnie obserwowaniu, czy klisza uległa zaczernieniu. Gdy chciał przeprowadzić podobne doświadczenie z rudą uranu, zauważył pokrywę chmur, wrzucił więc fragment rudy do kieszeni fartucha, by o nim zapomnieć. Gdy go odnalazł, zauważył, że klisza uległa sczernieniu w miejscach, w których dotykała fragmentów uranowej rudy. Becquerel nie bardzo wiedział, jak zinterpretować to zjawisko, ale przeprowadził liczne eksperymenty, na podstawie których ustalił zależność pomiędzy ilością uranu a efektami na kliszy. Problem pojawił się w przypadku kilku kawałków rudy, które z jakiegoś powodu były bardziej promieniotwórcze niż powinny. Rozwiązanie tego problemu przerastało jego możliwości, więc postanowił skorzystać z pomocy pewnej osoby w ramach jej pracy doktorskiej, a mowa tu o Marii Skłodowskiej-Curie.

Maria wraz z mężem szybko “zauważyła”, że przesłana jej ruda zawiera jeszcze jeden pierwiastek, znany nam jako rad. Jej żmudne próby wyizolowania radu metodami chemicznymi oczywiście się powiodły, a dokładne badania pozwoliły ustalić, iż radioaktywność to tak naprawdę trzy rodzaje promieniowania, znane jako alfa, beta i gamma o których więcej w dalszej części tekstu, a efektem tego zjawiska jest przemiana radu w gazowy radon. Pamiątką z tamtych czasów są jednostki, których używamy do określenia radioaktywności danej próbki: kiur i bekerel. 1 Ci czyli kiur miał odpowiadać aktywności 1g 226Ra. Jednostka ta ma znaczenie właściwie wyłącznie ze względów historycznych, a obecnie posługujemy się bekerelem, który jest banalnie prosty do zrozumienia. Próbka o aktywności 1 Bq to taka, w której w czasie jednej sekundy następuje jeden rozpad radioaktywny. Dla przykładu radioaktywny izotop potasu 40K zawarty w naszym ciele (o czym wspominałem w tekście Atomowy kalendarzyk – czyli o związku okresu z rozpadem) ma aktywność ok. 4kBq czyli około 4000 rozpadów na sekundę. Jeśli komuś chciałoby się przeliczać bekerele na kiury, to przelicznik jest banalny: 1 Ci = 3,66·1010 Bq = 36,6 GBq. Z tym że kiur i bekerel tak naprawdę niewiele nam mówią, bo co to właściwie oznacza dla nas, że w próbce zachodzą dwa lub cztery rozpady, zwłaszcza że promieniowanie promieniowaniu nierówne?

Przewidzieć, co będzie produktem takiego rozpadu, można bardzo łatwo posługując się regułą Fajansa (Fajansa, nie fajansu) znaną również jako prawo Soddy’ego. Mówi ona, że jeżeli w jądrze następuje rozpad alfa, to produktem będzie pierwiastek znajdujący się w układzie okresowym o dwa miejsca w lewo, np. 92U 90Th, czego łatwo się domyślić, biorąc pod uwagę, iż cząstki alfa są tożsame z jądrami 4He, to jest składają się z dwóch protonów i dwóch neutronów. Czyli jeśli rozważamy rozpad alfa, to wystarczy pamiętać, że jego produktem jest cząstka alfa i jądro o liczbie atomowej mniejszej o dwa i liczbie masowej mniejszej o cztery w stosunku do oryginalnego jądra. W ramach ciekawostki dodam, że rozpad alfa jest odpowiedzialny za około połowę naturalnej promieniotwórczości, a prędkość cząstki emitowanej w wyniku takiego rozpadu wynosi około 15 000 km/s. Jeśli rozważamy rozpad beta, który polega na przemianie neutronu w proton lub na odwrót i emisji odpowiednio elektronu lub pozytonu, to sprawa jest równie banalna. W przypadku rozpadu beta minus, tj. gdy emitowany jest elektron, to przesuwamy się w układzie okresowym o jedno miejsce w prawo, a w przypadku rozpadu beta plus o jedno miejsce w lewo. Tyle że wiedza o produkcie rozpadu absolutnie nie mówi nam o tym, jaki będzie jego efekt dla nas. Bo przecież każdy chyba słyszał o przypadku A. Litwinienki, który został otruty izotopem polonu. Polon emituje cząstki alfa, dla których wystarczająca zaporą jest zwykły papier toaletowy, a jednak ów człowiek zmarł.

fot. domena publiczna

To urządzenie i wydawane przez nie złowrogie trzaski zapewne kojarzycie z filmów, których producenci zwykli posługiwać się jednostkami takimi jak rad, grej, rentgen, siwert, rem czy nawet (sic!) farad dość dowolnie i bez zrozumienia istoty tego co ów licznik właściwie zlicza. To zoo jednostek związanych z promieniowaniem jest trochę konsekwencją tego, że układem SI posługujemy się od 1960, a konieczność obliczania takich rzeczy pojawiła się znacznie wcześniej. Cóż, w przypadku promieniowania, tak jak w każdym innym przypadku, ważna jest dawka. Dawka energii, jaką promieniowanie przekazało obiektowi, które je pochłania; stąd logicznym wydaje się obliczenie dawki ekspozycyjnej, która dotyczy jonizacji powietrza. Skoro jonizacja polega na wytwarzaniu ładunków elektrycznych w pewnej masie, to oczywistym jest użycie jednostek takich jak kulomb i kilogram związanych z ładunkiem elektrycznym i masą. A więc jeśli w masie 1,293 mg powietrza (ok. 1cm3) powstanie tyle par jonów, że ich ładunek będzie równy 3,335*10−10 C, to mówimy o dawce ekspozycyjnej równej 1 rentgenowi (R). Jest to jednostka o tyle niewygodna, że nie rozróżnia tego, jak różne materiały pochłaniają samo promieniowanie, stąd w przypadku promieniowania pochłoniętego przez człowieka stosowano jednostkę znaną jako “rem” tj. “roentgen equivalent in man”. Co ważne, pojęcie dawki ekspozycyjnej ma zastosowanie tylko w przypadku promieniowania X związanego z hamowaniem elektronów i promieniowaniem gamma, czyli fotonami o wysokich energiach. Aby mówić o dawce pochłoniętej, musimy obliczyć, ile energii zostało pochłonięte w pewnej masie. Logicznym wydaje się więc sięgnięcie po jednostki takie jak dżul i kilogram. Tym samym, jeżeli kilogram materiału pochłonie jeden dżul energii promieniowania, to mówimy o dawce pochłoniętej równej 1 grejowi (Gy). Jednorazowe pochłonięcie dawki 5 Gy generalnie prowadzi do śmierci, stąd łatwo obliczyć, że do zabicia człowieka o masie około 75 Kg potrzeba energii około 375 J. W niektórych opracowaniach i starszych artykułach można jeszcze natrafić na jednostki znane jako “rad”, tj. “radiation absorbed dose”, którą przeliczamy wg wzoru 1 rad = 0.01 Gy. Z tym, że ekspozycja na promieniowanie czy nawet pochłonięcie jakiejś dawki nadal nie mówi nam o jego skutkach dla nas i o niuansach związanych choćby z różną budową naszych organów wewnętrznych. Tu należy sięgnąć po pojęcia dawki równoważnej i dawki skutecznej.

Bo chyba wszyscy zgodzimy się, że różne efekty da wchłonięcie tych samych dawek promieniowania, które będą się różniły jakościowo, np. cząsek alfa alfa i fotonów, stąd dla obliczenia dawki równoważnej musimy sięgnąć do tabeli wyznaczającej tzw. współczynnik jakości. I tak dla fotonów wynosi on 1, a np. dla protonu o energii mniejszej niż 2 MeV – 5 itp. Wzór jest prostym iloczynem dawki pochłoniętej i współczynnika jakości. Aby rozróżnić tkanki, których dotyczy napromieniowanie, musimy do tego iloczynu dodać kolejny czynnik opisujący różnice pomiędzy narządami, który również odczytamy z tabelki (wartości te są pomnożone przez 100). No to spójrzmy:

Weźmy dla przykładu sytuację, w której płucami pochłoniemy dawkę 30 mGy spowodowaną strumieniem cząstek alfa. Stąd mamy 30*20*0.12=72, tylko czego? Jednostką dawki równoważnej oraz skutecznej jest siwert , a owe 72 to 72 milisiwerty (mSv). Czy to dużo, czy mało? Przeciętne zdjęcie rentgenowskie to około 5 µSv czyli 5 mikrosiwertów. Dawka jednego siwerta przyjęta jednorazowo jest wystarczająca do wywołania ostrej choroby popromiennej, więc jak widać, zdjęcia RTG z dawkami rzędu 0.01 – 2.5 mGy nie stanowią zagrożenia. W ramach ciekawostki dodam, że mieszkaniec Polski tylko w wyniku naturalnej promieniotwórczości w ciągu roku otrzymuje dawkę około 2,5 mSv. Pamiętajcie również o obecności radioaktywnego potasu w naszym ciele, który jest związany z dawką 390 µSv. Słyszeliście może o tym, że lecąc samolotem również jesteśmy narażenia na większe dawki promieniowania? To prawda, aczkolwiek wynoszą one dla lotu na odległość Warszawa – Lizbona około 40 µSv. Lubicie banany? To pamiętajcie, że każdorazowe spożycie banana wiąże się z przyjęciem dawki około 0.10 µSv. Śpicie z drugą osobą? No to każdej nocy jesteście narażeni na połowę z poprzedniej dawki.

Promieniowanie, jak widać, jest wszędzie i cały czas je pochłaniamy – ważne są jedynie czas i dawka. W ramach ćwiczeń możecie policzyć dawki skuteczne dla różnych narządów i różnych rodzajów promieniowania 🙂

(c) by Lucas Bergowsky
Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem
.