Rozmówki indoeuropejskie. Część 6: Ach, te końcówki!

Pozostałe części cyklu
Część 1: Zaproszenie
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 5: Rdzenie i słowa
Część 7: Paleontologia językowa

Być? To nie takie proste

Języki indoeuropejskie odznaczają się skomplikowaną fleksją: odziedziczyły po wspólnym przodku bogaty system słowotwórczy oraz wiele klas koniugacyjnych i deklinacyjnych. W ich wczesnej historii ten system czasem ulegał dalszym komplikacjom, ale częściej bywał upraszczany. Przyczyna tendencji do upraszczania jest następująca: wskutek zachodzenia zmian dźwiękowych schematy odmiany, początkowo regularne, stają się z biegiem pokoleń coraz mniej przejrzyste, aż wreszcie rodzimi mówcy zaczynają je postrzegać jako nieregularne i trudne w użyciu. Pojawia się zatem presja selekcyjna na rzecz ich wyrównania (czyli przywrócenia regularności) lub zastąpienia słów odmienianych w dziwny sposób przez jakieś synonimy przyjazne dla użytkownika. Presja ta jest słabsza dla słownictwa postawowego (słów często używanych niezależnie od zmian w otoczeniu, w którym funkcjonuje język). Mózg ludzki działa w ten sposób, że formy odmiany słów stale potrzebnych stara się w całości magazynować w pamięci, aby móc szybciej przetwarzać nadawane lub odbierane komunikaty. Nie ma więc znaczenia, że odmiana czasownika takiego jak ‘być’ to menażeria form zupełnie szalonych, jak w tabeli 1:

Tabela 1.

Pola zacieniowane wskazują przypadki, w których dany język zastąpił formę odziedziczoną jakąś innowacją. Mogło to nastąpić w głębokiej prehistorii albo w czasach stosunkowo niedawnych. W języku staroangielskim liczba mnoga od czasownika ‘być’ brzmiała zwykle sind i oczywiście pasowała do pozostałych form wymienionych w tabeli. Konkurencyjna forma earon (dzisiejsze are), szerząca się najpierw w północnych dialektach angielskich, jest niepewnego pochodzenia. Być może została zapożyczona z koniugacji rdzenia czasownikowego *h3or‐ ‘ruszyć, wznieść się, powstać’. Czas przeszły was, were (staroangielskie , wǣron) należał kiedyś do czasownika *h2wes‐ ‘przebywać, nocować’. Polskie był to dawny imiesłów o znaczeniu ‘były’, który przejął funkcję czasownika w czasie przeszłym. Już w XV w. zastąpił on tzw. aoryst – czas przeszły wyrażający jednorazową czynność lub zdarzenie, istniejący w języku prasłowiańskim i odziedziczony z praindoeuropejskiego. Forma aorystu od ‘być’ brzmiała by. Nie zaginęła całkiem, bo znalazła się dla niej nowa funkcja: stała się partykułą wyrażającą przypuszczenie i w tej roli nadal występuje w języku polskim. Odpowiada dokładnie staroindyjskiemu bhūt i greckiemu phū.

Czasowniki Frankensteina

Aoryst *bhuh2-t, jak łatwo zgadnąć,także nie należał pierwotnie do odmiany *h1es‐, tylko do bliskoznacznego czasownika *bhwah2 ‘wyrosnąć, pojawić się’. Eksperci nie są zgodni co do tego, skąd się wziął słowiański rozkaźnik *bǫdi (polskie bądź) i związany z nim czas przyszły *bǫdǫ (będę). Hetyckie est < *h1est jest nie tyle innowacją, co jeszcze innym czasem przeszłym, tzw. imperfektem, który w języku praindoeuropejskim miał te same końcówki, co czas teraźniejszy, ale bez końcowego *‐i.

Zjawisko kojarzenia z sobą form różnego pochodzenia, widoczne nawet dzisiaj w języku angielskim – gdzie oczywiście formy is, are, was, be pochodzą każda z innej parafii – nazywamy odmianą supletywną. Termin ten oznacza coś w rodzaju potwora Frankensteina: schemat odmiany sklecony z form, których nie łączy pokrewieństwo. Widzimy, że już w bardzo dawnej epoce czasownik *h1es‐, zamiast utworzyć swój własny aoryst (co właściwie byłoby wykonalne), wszedł w spółkę z *bhwah2 i oba rdzenie uzupełniły się nawzajem, dostarczając sobie brakujących form. Z tego powodu mamy polski bezokolicznik być skojarzony (ale nie spokrewniony) z formami jest, , a także angielskie formy be i been. Na zakończenie wspomnę o rozkaźniku: mógł on mieć formę bezkońcówkową *h1és albo łączyć się z partykułą wzmacniającą *dhí. W tym drugim przypadku nieakcentowany rdzeń ulegał redukcji.

Najważniejszy był aspekt

Czasownik *h1es‐ to przykład tematu utworzonego od „gołego” rdzenia (bez przyrostków). Końcówki osobowe dodawano wprost do rdzenia, jak widać w tabeli. Inny taki czasownik to *h1ej‐ ‘iść, być w ruchu’. Tworzył on formy *h1éi‐mi ‘idę’, *h1éi‐si ‘idziesz’, *h1éi‐ti ‘idzie’, ale np. w trzeciej osobie liczby mnogiej akcent przenosił się na końcówkę: *h1j‐énti ‘idą’. Rozkaźnik mógł brzmieć *h1éj ‘idź’ lub *h1i‐dhí ‘idźże’. Podobieństwo tej ostatniej formy do polskiego idź nie jest przypadkowe. Ten rdzeń także nie tworzył własnego aorystu o znaczeniu ‘poszedł, przyszedł, ruszył w drogę’. Funkcję tę przejmowały inne bliskoznaczne czasowniki, np. *gwem‐t ‘przybył, udał się (dokądś)’, *gwm‐ént ‘przybyli, udali się (dokądś)’. Przypomina to sytuację w wielu językach współczesnych, gdzie czas teraźniejszy i przeszły tworzą odmianę supletywną: patrz polskie idzie, szedł albo angielskie goes, went.

Skąd wziął się w praindoeuropejskim taki podział ról? Otóż każdy rdzeń czasownikowy posiadał przypisany mu „wrodzony” aspekt – niedokonany lub dokonany. Jeśli czasownik tworzył temat składający się tylko z rdzenia, to temat ten wyrażał ten sam aspekt co rdzeń. Dodając odpowiednie przyrostki lub stosując reduplikację, można było tworzyć nowe tematy o zmienionym aspekcie (np. niedokonane *gwm̥‐jé/ó‐ lub *gwm̥‐sḱé/ó‐ ‘przybywać, iść’). Nie zawsze jednak tak robiono, bo niektóre niespokrewnione z sobą czasowniki tworzyły pary zbliżone znaczeniowo, ale różniące się aspektem. W językach potomnych często powstawały w ten sposób schematy odmiany złożone z form niejednorodnego pochodzenia.

Konsekwencje posiadania określonego aspektu były poważne. Temat dokonany (aorystowy) nie mógł tworzyć zwykłego czasu teraźniejszego (podobnie jest w polskim, gdzie np. runąć ma tylko czas przeszły i przyszły). Mógł natomiast wyrażać czas przeszły dokonany albo „prawdę ponadczasową”. Natomiast temat niedokonany mógł tworzyć czas teraźniejszy (wyrażający działalność trwającą w obecnej chwili) lub czas przeszły niedokonany (który także mógł być interpretowany jako forma z nieokreślonym czasem). Czas teraźniejszy miał końcówki rozszerzone o formant oznaczający ‘tu i teraz’ (w naszych przykładach było to *‐i). Jak widać, czas był w praindoeuropejskim kategorią mało wyrazistą; fundamentalną rolę odgrywał aspekt. Trzeba jednak zauważyć, że w grupie anatolijskiej aspekt został całkowicie wyeliminowany z systemu gramatycznego.

Czasownik odmieniał się przez osoby i liczby (nie tylko pojedynczą i mnogą, ale także podwójną). Do tego mógł także występować w stronie czynnej lub w tzw. stronie pośredniej, łączącej cechy strony biernej, zwrotnej, wyrażania wzajemności („kochamy się”) i konstrukcji typu „obiad się robi” albo „ta książka dobrze się czyta”. Podobnie jak to jest np. w łacinie, strona pośrednia wyrażana była przez końcówki, a nie konstrukcje składniowe. Co ciekawe, strona czynna i pośrednia miały niemal całkowicie różne, niespokrewnione z sobą końcówki (i cały ich komplet dla trzech osób i trzech liczb). Wystarczyłoby tego, żeby odmianę czasowników indoeuropejskich uznać za skomplikowaną, ale na tym nie koniec. W językach anatolijskich czasowniki dzieliły się na dwie koniugacje: jedna z nich (zwana koniugacją na ‐mi) w stronie czynnej miała końcówki takie, jakie już znamy, a druga (zwana koniugacją na ‐hi) – końcówki podobne do końcówek strony pośredniej i ewidentnie z nimi spokrewnione.

Tabela 2.

Języki pozostałej części rodziny indoeuropejskiej utraciły koniugację na ‐hi (aczkolwiek pozostały po niej pewne ślady), ale za to pojawił się w nich kolejny aspekt, nieznany grupie anatolijskiej. Jest to tak zwany perfekt indoeuropejski. Wyrażał on stan będący wynikiem działania; miał końcówki podobne do końcówek strony pośredniej oraz anatolijskiej koniugacji na ‐hi; charakteryzował się reduplikacją oraz ruchomym akcentem (zob. tabela 2, w której podane jest znaczenie zacieniowanych form 3. osoby liczby pojedynczej). W odróżnieniu od aspektu dokonanego i niedokonanego perfekt mógł być utworzony od dowolnego rdzenia czasownikowego, ale nie był przypisany do żadnego z nich. Znamy tylko jeden czasownik wyjątkowy, który tworzył perfekt bez reduplikacji: *wejd‐ ‘ujrzeć’. Jego perfekt *wojd‐/*wid‐ przybrał znaczenie ‘wiedzieć’ (bo kto zobaczył, ten wie).

Pochodzenie perfektu owiane jest tajemnicą. Wydaje się oczywiste, że jest on jakoś związany z anatolijską koniugacją na ‐hi (która jednak nie wymaga reduplikacji), ale wobec skąpych danych, jakimi dysponujemy, rekonstrukcja tych powiązań należy do największych wyzwań stojących przed współczesną indoeuropeistyką.1

Najłatwiejsza koniugacja i kilka innych spraw

Zwróćmy uwagę na kolumny tabeli 2 poświęcone aspektowi niedokonanemu. Ilustrują one odmianę tematu *bhér-e/o- (z końcową samogłoską, której barwa zależy od dodanej końcówki osobowej).2 Tradycyjnie podręczniki językoznawstwa indoeuropejskiego zaczynały omawianie koniugacji od czasowników tego typu (czyli tak zwanych prostych czasowników tematycznych). Powody były następujące: czasowniki te miały przejrzystą strukturę i były łatwe w odmianie. Wystarczyło do rdzenia w podstawowym stopniu *e dodać samogłoskę, a do niej z kolei doklejać końcówki osobowe. Akcent był ustalony – padał we wszystkich formach na rdzeń; nie było zatem żadnych redukcji sylab, a samogłoska oddzielająca rdzeń od końcówki pełniła rolę bufora, minimalizując ich wzajemne oddziaływanie. Odmiana była dzięki temu regularna i nie obciążała mózgu użytkownika nadmiarem wysiłku.

Nic dziwnego, że w większości grup języków indoeuropejskich proste czasowniki tematyczne szerzyły się kosztem starszych i bardziej skomplikowanych koniugacji. Dotyczy to także języków słowiańskich (obok indoirańskich, germańskich, celtyckich, italskich czy greki). Dość wspomnieć, że od *bhéreti pochodzi polskie bierze, greckie phérei, staroindyjskie bhárati, angielskie bears itd. Można by stąd wysnuć wniosek, że tak rozpowszechniona, największa klasa czasowników (znamy ich kilkaset) musiała dominować już w prajęzyku. Tak uważano w XIX w. Dziś jednak wiemy, że było inaczej. Proste czasowniki tematyczne w ogóle – choćby nawet śladowo – nie występowały w grupie anatolijskiej, a w językach tocharskich były nieliczne, jak gdyby dopiero zaczynały powstawać. Najprawdopodobniej – podobnie jak perfekt – nie istniały w praindoeuropejskim i rozwinęły się w linii rozwojowej prowadzącej do języków współczesnych już po jej oddzieleniu się od grupy anatolijskiej.

Prócz tego wszystkiego czasownik mógł się odmieniać przez tryby. Oprócz oznajmującego istniał co najmniej tryb rozkazujący (wspomniany już powyżej). Dwa inne tryby (łączący i życzący, których funkcje w największym skrócie można streścić jako „aby” i „oby”) występują poza grupą anatolijską. Nie jest jasne, czy mamy do czynienia z zanikiem tych kategorii w językach anatolijskich, czy stanowiły one innowację wspólnego przodka pozostałej części rodziny (możliwe też, że pierwszy sięga epoki praindoeuropejskiej, a drugi powstał później). Jeśli chodzi o formy nieosobowe, to od praindoeuropejskich rdzeni czasownikowych można było tworzyć na kilka popularnych sposobów rzeczowniki odsłowne i przymiotniki o charakterze imiesłowów. Nie istniała natomiast kategoria bezokolicznika. Może nam się to wydać dziwne, bo przyzwyczailiśmy się traktować bezokolicznik jako „hasłową” formę czasownika, ale wiele języków znakomicie się bez niej obchodzi (przykładem może być współczesna greka). Bezokoliczniki w łacinie, językach bałtosłowiańskich, germańskich, w starożytnej grece czy sanskrycie tworzone są w najrozmaitszy sposób i wyewoluowały niezależnie od siebie.

Deklinacja, czyli dalsze komplikacje

Przejdźmy teraz do rzeczowników i przymiotników. Nie różniły się one odmianą, a tylko tym, że rzeczowniki miały przypisany konkretny rodzaj gramatyczny, a przymiotniki mogły przybierać różne rodzaje, dostosowując się do rzeczownika, któremu towarzyszyły. Rodzaje były początkowo dwa: ożywiony i nieożywiony. Taki stan rzeczy przetrwał w grupie anatolijskiej, natomiast wspólny przodek pozostałych języków indoeuropejskich przeprowadził „rewolucję seksualną”, rozbijając rodzaj ożywiony na dwa nowe rodzaje: męski i żeński (które w tematach zakończonych na spółgłoskę często nie różniły się formą). Kontynuacją rodzaju nieożywionego jest rodzaj nijaki.

Jeszcze zanim powstał żeński rodzaj gramatyczny, można było tworzyć słowa odnoszące się do kobiet, używając złożeń feminatywnych. Jako ich drugi człon występowało bardzo dawne określenie kobiety, *sor‐/*ser‐. Rzeczownik ten, wypierany z obiegu przez nowsze synonimy *gwon‐/*gwen‐, *gwen‐h2/*gwn‐ah2, stopniowo przekształcał się w przyrostek, dobrze widoczny w językach anatolijskich, ale też tu i ówdzie w pozostałej części rodziny, np. w słowie *swe-sōr (dopełniacz *swe‐sr‐es) ‘siostra’ (etymologicznie = ‘krewna płci żeńskiej’). Szczególnie godne uwagi są unikatowe liczebniki rodzaju żeńskiego znane z języków celtyckich i indoirańskich: *tisres ‘3’, *kwetesres ‘4’, które powstały przez uproszczenie form typu *tri(su)‐sr-, *kwetwer-sr‐ oznaczających ‘kobiety w grupie złożonej z trzech/czterech’. Feminatywy te są ewidentnie archaiczne i starsze niż powstanie rodzaju żeńskiego.

Podział rzeczowników na ożywione i nieożywione pod pewnym względem przypomina podział czasowników na dokonane i niedokonane także pod następującym względem: istniały pary rzeczowników o podobnym znaczeniu, z których jeden był ożywiony, a drugi nieożywiony. Klasyczny przykład to pary słów oznaczających ‘ogień’ (nieożywione *páh2‐wr̥/*ph2‐wén‐ i ożywione *h1n̥gw-ni-) oraz ‘wodę’ (nieożywione *wod‐r̥/*wéd‐n‐ i ożywione *h2ap‐). W odmianie tematów spółgłoskowych (do których zaliczały się także rzeczowniki zakończone na *‐i, *‐u, rodzaj nieożywiony nie miał żadnej końcówki fleksyjnej w mianowniku i bierniku. W tematach samogłoskowych oba przypadki miały końcówkę *‐m (czyli kończyły się na *‐o‐m).  Natomiast rodzaj ożywiony we wszystkich typach odmiany rozróżniał mianownik zakończony na *‐s od biernika zakończonego na *‐m. Pozostałe przypadki (jak dopełniacz pokazany w tabeli 3) były wspólne. Mogły przybierać różną formę zależnie od zakończenia tematu rzeczownika, ale nie od jego rodzaju.

Tabela 3.

Co się kryje za mianownikiem i biernikiem?

W liczbie mnogiej rodzaj ożywiony i nieożywiony także różniły się tylko w mianowniku/bierniku. Rodzaj ożywiony miał właściwą (policzalną) liczbę mnogą, w której mianownik i biernik miały różne formy, a obok niej mógł także przyjmować liczbę mnogą zbiorową. Na przykład rzeczownik *kwékwlos ‘koło’ miał liczbę mnogą *kwékwloes, a obok niej formę zbiorową *kwəkwláh2 ‘koła stanowiące komplet’. Natomiast rodzaj nieożywiony miał tylko liczbę mnogą zbiorową, tak jakby należące do niego rzeczowniki były odczuwane jako mało „zindywidualizowane”. Jednak poza mianownikiem/biernikiem od najdawniejszych czasów przypadki obu rodzajów były takie same. Forma zbiorowa mogła tworzyć własne formy przypadków (z końcówkami liczby pojedynczej) tylko wtedy, gdy była interpretowana jako rzeczownik oznaczający dużą ilość ciągłej substancji.

Co ciekawe, oba rodzaje miały komplet form liczby podwójnej, choć w mianowniku/bierniku tej liczby przybierały różne końcówki (patrz ostatni wiersz tabeli 3). Pozostałe przypadki liczby podwójnej były prawdopodobnie wspólne dla obu rodzajów, choć w ogóle ich rekonstrukcja jest utrudniona, ponieważ występowały rzadziej niż analogiczne formy liczby pojedynczej lub mnogiej, a wiele języków udokumentowanych historycznie wcześnie straciło liczbę podwójną. Wydaje się, że podział na dwa rodzaje miał znaczenie wyłącznie w mianowniku i bierniku. Tylko rzeczowniki rodzaju ożywionego mogły tworzyć osobną formę mianownika, przybieraną, jeśli funkcjonowały jako podmiot zdania. Jeśli były używane jako dopełnienie, były częściowo zrównywane z rodzajem nieożywionym (a przynajmniej z jego deklinacją samogłoskową) przez użycie końcówki *‐m.

Być może przodek języka praindoeuropejskiego używał konstrukcji ergatywnych, jak dzisiejszy język baskijski, a rodzaj ożywiony pierwotnie obejmował tylko rzeczowniki mogące występować w roli „aktywnego wykonawcy czynności” jako podmiot zdania z czasownikiem przechodnim. Gdy odnosiły się do obiektu, który zmienia stan lub biernie poddaje się czynności, przybierały tę samą formę co rzeczowniki klasyfikowane jako nieożywione. Sam język praindoeuropejski reprezentował jednak zasadniczo typ mianownikowo-biernikowy, a z hipotetycznej dawnej ergatywności pozostały tylko relikty utrwalone w jego systemie deklinacyjnym. Wiele słów zaliczanych do rodzaju ożywionego nie oznaczało ludzi, zwierząt ani nawet obiektów fizycznych zdolnych do samodzielnego działania. Niektóre części ciała (ząb, ręka, stopa) miały nazwy rodzaju ożywionego; inne (oko, głowa, serce, kolano, wątroba) – nieożywionego. To samo dotyczy nazw elementów przyrody, wytworów ludzkich, czynności itd. Zdarzały się słowa rodzaju nieożywionego oznaczające zwierzęta. Z biegiem czasu o przynależności do danego rodzaju decydowała w coraz większym stopniu klasa odmiany, do której należał temat rzeczownika, a nie jego znaczenie.

W praindoeuropejskim istniały wszystkie przypadki znane nam dobrze z języka polskiego plus ablatyw (odpowiadający na pytania o pochodzenie lub początkowe umiejscowienie: skąd? z czego? od kogo?). Sanskryt zachował wiernie osiem przypadków prajęzyka, ale w większości języków indoeuropejskich stary system przypadków uległ uproszczeniom. Wiele języków współczesnych w ogóle straciło kategorię przypadka gramatycznego wyrażanego za pomocą końcówek.

Gdzie się podziały dawne przypadki?

Łacina utraciła narzędnik i miejscownik, których funkcje wchłonął ablatyw.3 Z kolei w językach słowiańskich funkcje ablatywu przejął dopełniacz. Jednak formy ablatywu żyją nadal w jednej z najbardziej produktywnych klas rzeczowników słowiańskich – tematów rodzaju męskiego i nijakiego na *‐o‐ (była to zresztą jedyna indoeuropejska deklinacja, w której końcówki dopełniacza i ablatywu były wyraźnie różne). Współczesny polski dopełniacz wilka (prasłowiańskie *vьlka) nie kontynuuje praindoeuropejskiego *wĺ̥kwosjo (zob. staroindyjskie vŕ̥kasya), tylko ablatyw *wĺ̥kwoh2ad (staroindyjskie vŕ̥kāt). Języki słowiańskie na ogół wyjątkowo dobrze zachowały system przypadków indoeuropejskich, choć np. w rosyjskim niemal całkowicie zanikł wołacz, a bułgarski – przeciwnie – zachował wołacz jako jedyny przypadek różniący się formą od mianownika.

Najstarszy udokumentowany język indoeuropejski, hetycki (grupa anatolijska) utożsamił celownik z miejscownikiem, ale za to powstały w nim dwa nowe przypadki: allatyw (oznaczający cel ruchu: dokąd? w co?) i ergatyw. Końcówki ergatywu używano tylko dla rzeczowników rodzaju nieożywionego, jeśli funkcjonowały jako podmiot czasownika przechodniego. Jej powstanie wiązało się z faktem, że (prawdopodobnie pod wpływem sąsiednich języków nieindoeuropejskich) hetycki wytworzył częściową ergatywność.

Na scenę wkracza rodzaj żeński

Rodzaj żeński, który rozwinął się u wspólnego przodka języków pozaanatolijskich, miał formy albo nieodróżnialne od męskich (tak było na ogół w deklinacjach spółgłoskowych), albo charakteryzowane przez specjalne przyrostki feminizujące. We wczesnym okresie funkcję tę pełniło często *‐ih2, ale ostatecznie dominującą końcówką rodzaju żeńskiego stało się *‐ah2 (widoczne między innymi jako słowiańskie *‐a, łacińskie ‐a, starogreckie ‐ē/‐ā, staroindyjskie ‐ā). Rozbicie rodzaju ożywionego na męski i żeński (podczas gdy rodzaj nijaki kontynuował dawną klasę czasowników nieożywionych) szerzyło się szybko. Rzeczowniki o tematach na *‐ah2 > *‐ā‐ (po zaniku laryngalnych) wytworzyły własne, bardzo charakterystyczne końcówki liczb i przypadków. Tak powstała „klasyczna trójca” rodzajów, znana nam z greki, łaciny, sanskrytu i wielu języków współczesnych. Przymiotniki dopasowały się do nowych reguł zgody gramatycznej, czyli np. obok odziedziczonych form *néwos ‘nowy’ (pierwotnie także ‘nowa’) i *néwom ‘nowe’ wyłoniła się trzecia forma, *néwah2 (por. łacińskie novus, novum, nova, starogreckie néos, néon, néā, staroindyjskie návas, návam, návā; ich słowiańskich odpowiedników chyba nie muszę cytować).

Rodzaj żeński (podobnie jak dwa pozostałe) był tylko częściowo skorelowany ze znaczeniem (np. *déjwos ‘bóg’, *déjwih2 ‘bogini’). O zaliczeniu do niego współdecydowało kilka różnych czynników, w tym zwyczaj językowy, ale zwłaszcza przynależność do tematów na *‐ah2. Polskie głowa, noga, ręka, góra, zima, wiosna, krew, miłość, mowa nie oznaczają kobiet/samic. Ich rodzaj nie ma związku z biologiczną płcią: jest czysto gramatyczny, nie semantyczny. Choć rodzaj żeński stał się bardzo ważną częścią pozaanatolijskiego systemu odmiany rzeczowników i przymiotników, pochodzenie jego form pozostaje zagadkowe. Przeważa pogląd, że do wyrażania żeńskości zaadaptowano znaną nam już końcówkę *‐h2 praindoeuropejskich rzeczowników zbiorowych, ale nie udało się dotąd wytłumaczyć tego procesu w szczegółach.

‘Lekki’ i ‘lżejszy’ oraz kilka słów o liczebnikach

Przymiotniki o znaczeniu stopniowalnym tworzyły pochodne wyrażające stopień wyższy i najwyższy. Najstarszy (i w nowszych czasach mniej produktywny) sposób stopniowania polegał na tym, że przyrostek *‐jos‐/*‐is‐ dodawano nie do tematu, ale wprost do rdzenia przymiotnika (z akcentowaną pełną samogłoską *e). Na przykład przymiotnik *h1ln̥gwh‐ú‐ ‘lekki, szybki’ i jego synonim *h1ln̥gwh‐ró‐ (utworzony od tego samego rdzenia za pomocą innego przyrostka)4 miały wspólny stopień wyższy *h1léngwh‐jos‐.5 W stopniu najwyższym dodawany był kolejny przyrostek: *h1léngwh‐is‐to‐. Co prawda form tego typu nie ma w językach anatolijskich i tocharskich, jednak ten schemat stopniowania robi wrażenie bardzo konserwatywnego: jest raczej spadkiem po epoce praindoeuropejskiej niż wspólną innowacją „grupy koronnej”.

O liczebnikach praindoeuropejskich wspomnę w kolejnym odcinku; tu zauważę tylko, że liczebniki ‘1’–‘4’ zachowywały się jak przymiotniki i odmieniały się przez rodzaj i przypadek (przy czym liczebnik *dwo‐ ‘2’ przyjmował końcówki liczby podwójnej). Natomiast liczebniki 5–10 wcześnie stały się nieodmienne (bezkońcówkowe), jednak *déḱm̥t‐ ‘10’ do pewnego stopnia zachował cechy rzeczownika rodzaju nieożywionego (nijakiego) i wymianę samogłosek: miał warianty oboczne *dḱomt‐ i *dḱm̥t‐, używane w liczebnikach złożonych. Liczebnik ‘20’ miał formę *(h1)wí‐dkm̥t‐ih1 z końcówką liczby podwójnej (zob. łacińskie vīgintī). Zapewne podstawą było wcześniejsze złożenie *dwí‐dḱm̥t ‘podwójne dziesięć’, w którym pierwsze *d uległo rozpodobnieniu (dysymilacji). Wyższe liczebniki dziesiątkowe (takie jak ‘30’) mogły mieć postać złożeń (*tri‐dḱm̥t), wyrażeń (*trih2 dḱomth2 ‘trzy dziesiątki’) lub postać hybrydową, w której mieszały się obie możliwości.

Liczebnik ‘100’ zachował najwięcej cech rzeczownika. Był pochodną liczebnika ‘10’ z przymiotnikowym przyrostkiem *‐ó-, traktowaną jak rzeczownik rodzaju nieożywionego: *dḱm̥t‐ó‐m > *ḱm̥tóm (z wczesnym uproszczeniem skomplikowanego nagłosu). Polskie sto, dwieście, trzysta (prasłowiańskie *sъto, *dvě sъtě, *tri sъta) ilustrują użycie wyrażeń o znaczeniu ‘dwie setki’, ‘trzy setki’ w liczbie podwójnej (*dwojh1 ḱm̥tojh1) i mnogiej (*trih2 ḱm̥tah2).

Zaimki, czyli warstwy kambryjskie

Przegląd odmiany słów indoeuropejskich nie byłby pełny, gdybym pominął zaimki. Deklinacja zaimków wskazujących, względnych i pytajnych częściowo przypominała odmianę rzeczowników, ale miała swoje osobliwości. Na przykład mianownik zaimka o znaczeniu ‘ten’ brzmiał *so w rodzaju ożywionym, a *tod w nieożywionym (w językach pozaanatolijskich dodano do kompletu formę żeńską *sah2). Liczba mnoga brzmiała *toj w rodzaju ożywionym, a *tah2 w nieożywionym. W wielu językach indoeuropejskich rzeczowniki rodzaju męskiego w odmianie samogłoskowej zapożyczyły od zaimków końcówkę M. pl. *-oj, która wyparła rzeczownikowe *‐oes. Nie będę torturował czytelników wyliczaniem dalszych różnic, tylko przejdę od razu do tego, co najdziwniejsze: do zaimków osobowych pierwszej i drugiej osoby.6

Zaimki pierwszej i drugiej osoby (część ich form odmiany przedstawia tabela 4)7 nie rozróżniały rodzaju ożywionego od nieożywionego, co nie jest szczególnie dziwne, bo normalnie odnoszą się one do uczestników rozmowy, czyli z założenia istot żywych. Ale kiedy powstał rodzaj żeński, zaimki te także nie wykształciły kontrastujących z sobą form żeńskich i męskich. Miały trzy liczby – pojedynczą, podwójną i mnogą – ale na tym właściwie się kończy ich podobieństwo do rzeczowników i przymiotników. Ich odmiana była w dużym stopniu nieprzejrzysta, nieregularna i rządziła się własnymi prawami. Obok form akcentowanych zaimki mogły mieć warianty „słabe”, enklityczne, uwzględnione w tabeli (patrz polskie tobie/ci, ciebie/cię). Prócz zaimków pierwszej i drugiej osoby istniał też zaimek zwrotny (odpowiadający polskiemu się) odmieniany tak samo jak druga osoba, z tą różnicą, że nie miał mianownika.

Tabela 4.

Cały system reprezentuje najstarszą znaną warstwę gramatyki prajęzyka. Bywa ze względu na swoją archaiczność nazywany „skałami dewońskimi indoeuropeistyki”, ale trafniej byłoby go porównać ze skałami kambryjskimi. Bardzo niewiele rozumiemy z tej mieszaniny form, zwłaszcza że jej ewolucja w językach potomnych była skomplikowana. Praktycznie każda z cytowanych tu form wymaga dalszych badań. Nawet mianownik 1 os. liczby pojedynczej (przodek łacińskiego ego, niemieckiego ich, polskiego ja itd.) ma kilka wariantów rekonstrukcji; być może zresztą wszystkie te formy współistniały w prajęzyku.

Podsumowanie

Na tym kończę tę skrótową prezentację koniugacji i deklinacji praindoeuropejskich. Przyda się jako punkt odniesienia dla innych wpisów i pomoże zrozumieć ich treść, choć oczywiście zmuszony byłem pominąć mnóstwo szczegółów i powstrzymywać się przed omawianiem kwestii spornych i alternatywnych hipotez (których, jak w każdej dziedzinie badań, nie brak i w indoeuropeistyce). Zapraszam na ostatni odcinek serii, który będzie mniej przeładowany opisami technicznymi. Poświęcę go pytaniu, co słownictwo indoeuropejskie mówi nam o środowisku, w którym żyli ludzie mówiący po praindoeuropejsku, i o ich kulturze.

Przypisy

  1. Szczególne znaczenie ma tu następująca monografia: Jay H. Jasanoff. 2003. Hittite and the Indo-European verb. Oxford University. Uwzględnia ona w całej rozciągłości bogate dane języków anatolijskich i zrywa całkowicie z tradycyjną, wywodzącą się jeszcze z XIX w., teorią czasowników indoeuropejskich. ↩︎
  2. W 1 sg. spodziewalibyśmy się czegoś w rodzaju *bhéromi ‘niosę’ analogicznie do pozostałych form. Zamiast tego mamy jednak *bhérō nie do końca jasnego pochodzenia. Zwykle zakłada się, że pochodzi ona od *bhéro-h2, z końcówką podobną do tej występującej w perfekcie, ale zachodzi pytanie, dlaczego takie zastępstwo miałoby być ograniczone do pierwszej osoby liczby pojedynczej. Nosowość występująca w grupie słowiańskiej (*berǫ > biorę) jest wtórna i wynika z dodania do *bhérō końcowego *-m przez analogię (podobnie powstało staroindyjskie bhárāmi). ↩︎
  3. Niektóre dawne formy narzędnika i miejscownika zachowały się w łacinie jako przysłówki, np. domī ‘w domu’, humī ‘na ziemi’. ↩︎
  4. Oba współwystępują w języku starogreckim: elakhús ‘mały, krótki’, elaphrós ‘lekki’. ↩︎
  5. Ten stary wzorzec tworzenia stopnia wyższego widoczny jest dobrze nawet w języku polskim. Przymiotnik lekki pochodzi od prasłowiańskiego *lьgъkъ. Odziedziczoną częścią jest tu *lьgъ < *h1ln̥gwh‐ú‐, rozszerzone o przyrostek *‐ko‐, przenoszący przymiotnik do łatwej w użyciu klasy tematów samogłoskowych. Przysłówek lżej zawiera przyrostek stopniujący (notabene wywodzący się z indoeuropejskiego *‐jos, charakteryzującego stopień wyższy w rodzaju nijakim) dołączony wprost do rdzenia mającego tu postać lż‐ < *lьž‐ (czyli *lьg‐ ze zmiękczeniem końcowego *g wywołanym przez przyrostek). W polszczyźnie stare formy stopnia wyższego odbierane są jako nieregularne i nieprzejrzyste, stąd ich liczne przekształcenia. Przyrostek ‐szy‐ (*‐ьš‐ < *‐is-) od czasów prasłowiańskich bywał zastępowany przez innowację ‐ejszy‐ (gęstszygęściejszy) albo przez stopniowanie opisowe (miększybardziej miękki). Wskutek tego procesu oczekiwana forma *leższy (patrz tęgi, tęższy) została już w staropolskim wyparta przez lekszy lub lżejszy (ta ostatnia stała się standardowa). Dziś można spotkać wariant gwarowy lekciejszy, który próbuje bezpośrednio nawiązać do pełnej formy przymiotnika. ↩︎
  6. Trzecią osobę można pominąć, bo do tej roli angażowano tzw. zaimki anaforyczne, czyli zastępujące użyty wcześniej rzeczownik. ↩︎
  7. Rekonstrukcje podane w tabeli są przybliżone. Ich wzajemne relacje próbuje tłumaczyć kilka hipotez, a każda inaczej. Akcentowane formy jednosylabowe takie jak *tu, *twe, *me, *we, *ju często występują z wydłużoną samogłoską: *, *twē itd. ↩︎

Opis ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Stosik książek na moim biurku podczas powstawania tego wpisu.
Tabele 1–4. Autor: Piotr Gąsiorowski 2024 (CC BY-SA 4.0).

Rozmówki indoeuropejskie. Część 1: Zaproszenie

Pozostałe części cyklu
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 5: Rdzenie i słowa
Część 6: Ach, te końcówki!
Część 7: Paleontologia językowa

Od wieży Babel do odkrycia zaginionych kuzynów

Od niepamiętnych czasów zdawano sobie sprawę, że języki zmieniają się z upływem czasu i że niektóre z nich mogą pochodzić od wspólnego przodka. Czasem nawet można było całkiem konkretnie wskazać tego przodka. Na przykład udokumentowana historia języków romańskich sięgała czasów, kiedy uważano je za potoczne odmiany lokalne łaciny. Było zatem „na zdrowy rozum” mniej więcej oczywiste, że język łaciński był przodkiem całej grupy romańskiej (czyli języków takich jak włoski, francuski, hiszpański itd.). Podobnie starożytni i średniowieczni językoznawcy indyjscy wiedzieli, że używane w ich czasach języki indoaryjskie wywodziły się ze wspólnego źródła – języka staroindyjskiego, zachowanego w przekazywanej ustnie od pradawnych czasów literaturze wedyjskiej i sanskryckiej. Także Słowianie byli świadomi pokrewieństwa swoich języków ze względu na ich podobieństwo i wysoki poziom wzajemnej zrozumiałości, choć w tym przypadku wspólny przodek całej grupy nie był historycznie poświadczony.

Ta świadomość dotyczyła języków spokrewnionych na tyle blisko, że zbieżności gramatyczne i słownikowe między nimi rzucały się w oczy. Nie próbowano natomiast doszukiwać się pokrewieństwa między językami tak bardzo odległymi od siebie w czasie lub przestrzeni jak np. starożytna greka, język walijski, litewski czy perski. Nie istniała metodologia, dzięki której w ogóle dałoby się wykazać takie pokrewieństwo, choćby je nawet podejrzewano. Aż do XVII w. wielu europejskich intelektualistów zadowalało się całkiem dosłowną interpretacją biblijnego mitu o wieży Babel. Dominował pogląd, że przed opisanym w Księdze Rodzaju „pomieszaniem języków” cała ludzkość od czasów Adama i Ewy mówiła po hebrajsku; a na czym polegało „pomieszanie”, nikt się głębiej nie zastanawiał.1

Ryc. 1.

W XVIII w. Europa wyjrzała poza swój zaścianek. Zaczęto się poważnie interesować językami kilku kontynentów i zdano sobie sprawę z ich różnorodności. A kiedy już wiedziano, jak bardzo języki świata potrafią być niepodobne do dobrze znanych języków europejskich, kilku szczególnie bystrych badaczy uderzył fakt, że niektóre z nich nie są mimo wszystko aż tak egzotyczne, jak można by się było spodziewać. W roku 1786 sir William Jones, brytyjski prawnik i filolog, który służył jako sędzia w Kolkacie (Kalkucie) i wykorzystał tę okazję, aby studiować literaturę wedyjską i zdobyć kwalifikacje sanskrytologa, wysunął hipotezę, że sanskryt (klasyczny język Indii), podobnie jak kilka innych języków orientalnych, jest historycznie spokrewniony z greką, łaciną i wieloma innymi językami Europy. Wskazywały na to podobieństwa słownictwa i struktury gramatycznej trudne do wyjaśnienia w inny sposób.

Początki naukowej rekonstrukcji

Tak narodziła się koncepcja indoeuropejskiej rodziny językowej, rozwijana następnie przez cały XIX w. Jej postępy były możliwe dzięki systematycznemu stosowaniu metody porównawczej, zapoczątkowanej przez takich uczonych jak Rasmus Rask, Jacob Grimm czy Hermann Grassmann. Dzięki temu ocena pokrewieństwa przestała się opierać na mglistej intuicji, a zaczęła polegać na identyfikowaniu regularnych odpowiedniości między badanymi językami. Odpowiedniości takie świadczą o różnicowaniu się języków pokrewnych wskutek zachodzenia i kumulowania się zmian językowych, które można formalnie zdefiniować i ustalić ich względną chronologię (kolejność zachodzenia). A odwracając proces analityczny, można się pokusić o próbę „cofnięcia się w czasie”, czyli rekonstrukcji wspólnego przodka (w tym przypadku języka praindoeuropejskiego) na podstawie porównania jego potomków.

Pierwszą taką próbę podjął w 1861 r. August Schleicher, zainspirowany lekturą dopiero co opublikowanego dzieła Darwina O pochodzeniu gatunków. Pod wpływem Darwina Schleicher przyjął, że historię rodzin językowych można przedstawić w postaci filogenezy – drzewa rodowego, wyprowadzającego wszystkich przedstawicieli rodziny od ostatniego wspólnego przodka. A to oznacza, że każde rozgałęzienie drzewa oznacza istnienie w przeszłości jakiegoś prajęzyka pośredniego między przodkiem całej rodziny a językami współczesnymi. Na przykład języki germańskie nie wywodzą się bezpośrednio z języka praindoeuropejskiego, ale miały późniejszego wspólnego przodka – język pragermański, odpowiadający w strukturze drzewa rodowego miejscu, w którym rozeszły się ich drogi.

Metoda porównawcza, opierająca się na założeniu, że zmiany fonetyczne są w dużym stopniu regularne, osiągnęła wysoki poziom wyrafinowania w ostatniej ćwierci XIX w. Zidentyfikowano już wówczas wszystkie języki współczesne należące do rodziny indoeuropejskiej, a także ustalono, które języki do niej nie należą. Im więcej regularnych odpowiedniości udało się ustalić, tym łatwiej było odkrywać kolejne. Powstała wtedy spójna rekonstrukcja praindoeuropejskiego systemu językowego, która przez kilkadziesiąt lat była uważana za kanoniczną.2

Językoznawcom indoeuropejskim pomagał fakt, że wiele języków należących do badanej przez nich rodziny ma historię znakomicie udokumentowaną przez „skamieniałości” w postaci dawnych tekstów. Teksty te liczyły sobie setki, a w niektórych przypadkach ponad dwa tysiące, a nawet około trzech tysięcy lat. To rzadki luksus, bo większość spośród setek zidentyfikowanych dotąd rodzin językowych ma albo bardzo młode tradycje literackie, albo znana jest wyłącznie z dokumentacji współczesnej. Oczywiście to, co zachowało się w postaci zabytków, nie musi być rekonstruowane. Jednak ostatni wspólny przodek rodziny, zwany umownie językiem indoeuropejskim, był używany przed wynalezieniem pisma i możemy do niego dotrzeć tylko w jeden sposób: odtwarzając zmiany, jakie doprowadziły do powstania języków udokumentowanych, i podążając tą drogą wstecz, do wspólnego źródła. Według podobnego schematu postępują także inne nauki odtwarzające przeszłość, na przykład kosmologia albo biologia ewolucyjna.

Teorie i hipotezy

Każdy proces rekonstrukcji obciążony jest ograniczeniami metodologicznymi i nieuniknioną niepewnością. Dlatego rekonstruowany prajęzyk – niezależnie od tego, że jego istnienie jest właściwie matematyczną koniecznością – jest modelem teoretycznym, a nie zjawiskiem dającym się bezpośrednio obserwować. Wszystko, co o nim wiemy, to wnioski wynikające z rozumowania na podstawie dostępnych danych. Rekonstrukcja nie jest faktem, ale hipotezą roboczą, którą w przyszłości możemy zmodyfikować lub odrzucić, jeśli zmuszą nas do tego nowe dane lub nowe analizy. Tak zresztą bywało w przeszłości. Zaawansowane rekonstrukcje indoeuropejskie z lat siedemdziesiątych XIX w. różniły się istotnie od prób Schleichera, wcześniejszych o kilkanaście lat, a w XX w. same zostały zastąpione przez nowsze koncepcje wynikające z postępu badań. Nie powinno to nikogo dziwić, bo obraz świata prezentowany przez fizyków, chemików czy biologów również zmieniał się radykalnie w tym samym czasie. Tak po prostu działa nauka.

Jak zobaczymy, rekonstrukcja porównawcza pozwala nam odtworzyć tylko część systemu języka – głównie słownictwo, a wraz z nim fonetykę i morfologię (reguły słowotwórcze i schematy odmiany). Co jednak istotne, możemy prześledzić zmiany struktury i znaczenia słów krok po kroku od najdawniejszego wspólnego źródła przez pośrednie „prajęzyki” aż do czasów historycznych i współczesności (biorąc pod uwagę także przypadki „transferu poziomego”, czyli zapożyczania słownictwa z jednego języka do drugiego). Dzięki temu etymologia – dział językoznawstwa zajmujący się pochodzeniem słów i badaniem ich rozwoju – ma solidne podstawy formalne i nie opiera się (jak to bywało w przeszłości) na grze skojarzeń inspirowanej podobieństwem brzmienia.

Uwaga na nieporozumienia

Nazwa „języki indoeuropejskie” (wprowadzona w 1813 r. przez Thomasa Younga, fizyka i językoznawcę3) może wprowadzać w błąd, podobnie jak termin alternatywny „języki indogermańskie”, preferowany w niemieckiej tradycji językoznawczej. Laik może odnieść błędnie wrażenie, że istnieje rodzina, na którą składają się języki Europy i Indii. Tak oczywiście nie jest, bo część języków „europejskich” w sensie geograficznym nie jest indoeuropejska w sensie genealogicznym (np. język baskijski, fiński czy tatarski należą do różnych innych rodzin językowych). Także wiele języków subkontynentu indyjskiego zalicza się do innych rodzin (np. drawidyjskiej lub austroazjatyckiej). Z kolei należące do rodziny indoeuropejskiej języki irańskie występują od Turcji po zachodnie krańce Chin, a język ormiański – na Wyżynie Armeńskiej, czyli po azjatyckiej stronie Kaukazu. Nazwa rodziny miała oznaczać tylko tyle, że jej historyczny zasięg obejmował obszar od Europy po Indie (nie wykluczając istnienia na tym obszarze wielu innych języków).

Kiedy powstawała „klasyczna” rekonstrukcja wspólnego przodka języków indoeuropejskich, czyli pod koniec XIX w., wiadomo już było, że całą rodzinę można podzielić na mniejsze grupy, z których każda także miała własnego wspólnego przodka. Były to języki indyjskie, irańskie, germańskie, słowiańskie, bałtyjskie, celtyckie, italskie (współcześnie reprezentowane przez języki romańskie) oraz kilka języków niedających się zaliczyć do żadnej z tych większych grup: grecki, albański i ormiański. Termin „rodzina indoeuropejska” oznaczał ostatniego wspólnego przodka wszystkich wymienionych języków (czyli hipotetyczny język praindoeuropejski) oraz wszystkie języki, które się z niego wywodzą w drodze rozwoju historycznego. Według terminologii zapożyczonej od biologów, ale używanej też w językoznawstwie, rodzina indoueropejska była poprawnie zdefiniowanym kladem.

Wiek XX przyniósł jednak nowe odkrycia. W roku 1915 okazało się, że odkryte kilka lat wcześniej w Anatolii teksty klinowe z II tysiąclecia p.n.e. (oraz dwa listy dyplomatyczne z egipskiego archiwum królewskiego w Amarnie) zapisano w języku wykazującym niewątpliwe cechy indoeuropejskie. Był to język hetycki – pierwszy z kilku znanych obecnie języków wymarłej grupy anatolijskiej. Mniej więcej w tym samym czasie zidentyfikowano kolejną wymarłą grupę: dwa języki tocharskie, używane w Kotlinie Kaszgarskiej (zachodnie Chiny) od V do X w. n.e. Drzewo rodowe języków indoeuropejskich powiększyło się o całe dwie gałęzie, co wymagało ponownego przyjrzenia się rekonstrukcji prajęzyka w świetle nowych danych.

Ryc. 2.

I tu pojawia się kolejny problem terminologiczny. Stosunki pokrewieństwa języków anatolijskich i tocharskich oraz wcześniej zidentyfikowanych grup indoeuropejskich nie były z początku jasne, dziś jednak uważa się powszechnie, że grupa anatolijska jest siostrzana względem całej reszty rodziny, czyli że pierwszy podział u podstawy drzewa rodowego dał początek dwóm językom, Jeden był wspólnym przodkiem języków anatolijskich, a drugi – wspólnym przodkiem wszystkich pozostałych grup. Stanowisko języków tocharskich jest bardziej dyskusyjne, ale przeważa pogląd, że ich przodek oddzielił się w następnej kolejności od reszty rodziny (czyli od przodka wszystkich grup znanych w XIX w).

Zatem prajęzyk rekonstruowany około roku 1890, bez uwzględnienia materiału odkrytego w XX w., nie był przodkiem języków anatolijskich ani tocharskich. W zasadzie powinniśmy wymyślić jakieś nowe nazwy dla powiększonej rodziny i jej przodka, rezerwując przymiotnik „indoeuropejski” dla „kladu koronnego” czyli najmniejszego kladu, który zawiera wszystkie języki współczesne. Jednak nazwy w rodzaju „rodzina indohetycka” lub „indoanatolijska” nie przyjęły się szeroko. Zamiast tego rozszerzono znaczenie nazwy „rodzina indoeuropejska”, obejmując nią także nowo odkryte grupy. Oznacza to jednak, że język praindoeuropejski w rozumieniu badaczy z końca XIX w. nie był tym samym językiem, który rekonstruujemy obecnie pod tą nazwą.

Kilka rzeczy, o których warto pamiętać

Rekonstrukcja jest tylko wygenerowanym naukowo cieniem rzeczywistego języka, który był faktycznym przodkiem rodziny. Wiemy o tym języku całkiem sporo, ale na podstawie samych danych językowych nie można by go było nawet zlokalizować w czasie i przestrzeni. Znamy jednak rozmieszczenie geograficzne poszczególnych grup języków indoeuropejskich w czasach historycznych.4 Łącząc tę wiedzę z danymi archeologicznymi, a także genetycznymi (dostarczającymi informacji o prehistorycznych migracjach), można podejmować próby zidentyfikowania obszaru, na którym mówiono po praindoeuropejsku. Interpretacja tak różnorodnych danych nie jest oczywista ani łatwa. Dominuje pogląd, że źródłem ekspansji języków indoeuropejskich był Step Pontyjski rozciągający się na północ od Morza Czarnego, Kaukazu i Morza Kaspijskiego i że praindoeuropejska wspólnota językowa istniała mniej więcej 7–6 tys. lat temu, w okresie chalkolitu (epoki miedzi).5

Zanim przyjrzymy się bliżej językowi praindoeuropejskiemu, warto poczynić kilka zastrzeżeń. Wiemy już z grubsza, czym ten prajęzyk jest. A czym nie jest? Po pierwsze – nie jest niczym nadzwyczajnym. Język polski (wraz z całą grupą słowiańską) należy do rodziny indoeuropejskiej, więc praindoeuropejski interesuje nas jako część naszej własnej prehistorii językowej. Stanowi część odpowiedzi na pytanie „skąd przybywamy”. Ale każda rodzina językowa jest sprowadzalna do własnego wspólnego przodka, a rodzin takich są na Ziemi dosłownie setki.6 Z przyczyn kulturowych badacze języków indoeuropejskich byli w bardzo korzystnej sytuacji, ułatwiającej rekonstrukcję porównawczą. Dlatego rekonstrukcja ta jest bardzo rozbudowana i precyzyjna, co w przypadku wielu innych rodzin nie jest możliwe. Nie oznacza to, że język praindoeuropejski był jakoś szczególnie wyrafinowany w porównaniu z innymi prajęzykami. Po prostu wiemy o nim szczególnie dużo.

Po drugie – praindoeuropejski był używany kilka tysięcy lat temu, a chronologia języka jako ludzkiego systemu porozumiewania się mierzona jest setkami tysięcy lat. Języki używane w czasach, gdy istniała wspólnota praindoeuropejska, nie były ani „prymitywne”, ani „doskonałe”. W ewolucji języka nie ma konsekwentnego dążenia do większej ani mniejszej komplikacji. Języki neolitycznej czy chalkolitycznej Europy były systemami tego samego typu co dzisiejsze. To, co wyłania się z rekonstrukcji, jest językiem mającym – jak każdy – pewne cechy rzadkie lub nawet unikatowe, ale co do zasady równie „zwykłym” jak języki współczesne. Nie używali go jaskiniowcy odziani w skóry, tylko rolnicy i pasterze, którzy potrafili liczyć co najmniej do stu, wytwarzali ceramikę, opanowali podstawy metalurgii miedzi i dość wcześnie w swojej historii nauczyli się budować wozy na kołach.

Po trzecie – język praindoeuropejski nie zmaterializował się cudem z niczego. Musiał mieć swoją jeszcze głębszą pre-prehistorię (równie starą jak inne języki), tyle tylko, że rekonstrukcja ma ograniczenia wynikające z materiału, jakim dysponujemy. Moglibyśmy się bardziej cofnąć w czasie, gdybyśmy znali jakieś inne języki pokrewne poza tymi, które już zidentyfikowano. Niestety odziedziczone cechy słownictwa i struktury morfologicznej języka z biegiem czasu stają się coraz trudniej rozpoznawalne (ulegają „erozji“). Jest możliwe, a nawet wysoce prawdopodobne, że niektóre inne rodziny językowe naszej części świata są jakoś spokrewnione z indoeuropejską. Ale jeśli ich wspólny przodek istniał kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy lat temu, jego rekonstrukcja może wykraczać poza możliwości metody porównawczej, a nie znamy innej wiarygodnej procedury ustalania pokrewieństwa. O rekonstrukcji języków używanych w jeszcze dawniejszych czasach nie możemy na razie marzyć.

W następnym odcinku obejrzymy sobie bardziej szczegółowo drzewo rodowe języków indoeuropejskich, o którym na razie wiemy tyle, że zawiera około tuzina gałęzi. Jak się przekonamy, niektóre z tych gałęzi są bliżej spokrewnione z sobą nawzajem niż z innymi gałęźmi. Jest to zatem faktycznie drzewo rodowe dzielące się stopniowo na linie potomne, a nie wiązka linii rozbiegających się z jednego punktu i od tej chwili ewoluujących samodzielnie. Zobaczymy też, że (tak jak w biologii) model drzewa rodowego nie uwzględnia wielu zjawisk bardzo istotnych dla rozwoju języków, nie należy go zatem traktować jako pełnego obrazu ich historii.

Przypisy

  1. Istniały także „teorie“ jeszcze bardziej ekscentryczne. W XVI w. niderlandzki uczony Jan Gerartsen zwany Becanusem przedstawił i uzasadnił hipotezę, że pierwotnym językiem ludzkości był dialekt brabancki używany w okolicach Antwerpii. Becanus zaproponował nawet brabanckie etymologie imion Adama i Ewy. ↩︎
  2. Najpełniejszą, wręcz pomnikową prezentacją tego systemu było kilkutomowe dzieło Karla Brugmanna i Bertholda Delbrücka Grundriß der vergleichenden Grammatik der indogermanischen Sprachen (Zarys gramatyki porównawczej języków indogermańskich [indoeuropejskich]), którego dwa wydania ukazały się w latach 1886–1916. ↩︎
  3. Ze względu na rozległość swoich zainteresowań (od falowej teorii światła i modułu Younga po wkład w odczytanie pisma egipskiego) Thomas Young jest jedną z postaci określanych przez biografów jako „ostatni człowiek, który wiedział wszystko“. ↩︎
  4. Oczywiście dzisiejszy zasięg języków indoeuropejskich ukształtował się wskutek niedawnych podbojów, kolonizacji i asymilacji językowej, z których nic nie wynika, jeśli chodzi o rekonstrukcję zasięgu prehistorycznego. ↩︎
  5. Główną hipotezą konkurencyjną jest koncepcja anatolijska, uważająca Azję Mniejszą za praojczyznę języków indoeuropejskich i łącząca ich ekspansję z szerzeniem się rolnictwa neolitycznego. Zakłada ona znacznie głębszą chronologię (ok. 9 tys. lat); spopularyzował ją archeolog brytyjski Colin Renfrew, jednak językoznawcy uważają ją na ogół za kontrowersyjną. Rozwiązaniem kompromisowym (geograficznie i chronologicznie) między hipotezą stepową a anatolijską jest model ekspansji zaproponowany ostatnio w artykule Heggarty et al. 2023, lokujący praojczyznę indoeuropejską na południe od Kaukazu (choć nie w samej Anatolii) ok. 8 tys. lat temu (schyłek neolitu). Umiejscowienie źródła ekspansji indoeuropejskiej z pewnością jeszcze przez długi czas pozostanie kwestią sporną. ↩︎
  6. Mniej więcej równolegle z rodziną indoeuropejską odkryto inne przykłady rodzin językowych: języki semickie (obecnie traktowane jako jedna z gałęzi większej rodziny afroazjatyckiej) i języki ugrofińskie (obecnie stanowiące część większej rodziny uralskiej). W 1770 r. János Sajnovics wykazał pokrewieństwo języków węgierskiego i sámi (lapońskiego), a w 1799 r. Sámuel Gyarmathi dodał do tej liczby języki fiński, estoński i kilka kolejnych. ↩︎

Ilustracje

Ilustracja w nagłówku. W 1868 r. August Schleicher napisał w zrekonstruowanym języku praindoeuropejskim kilkuzdaniowe opowiadanie „Owca i konie“. Od tej pory powstało wiele wersji tego tekstu, ilustrujących zmiany, jakie zachodziły w rekonstrukcji. Pokazana tutaj wersja współczesna (bardzo różna od oryginalnej próby Schleichera) jest autorstwa Andrew M. Byrda, indoeuropeisty z Uniwersytetu Kentucky. Oczywiście takie rekonstrukcje należy traktować z lekkim przymrużeniem oka. Książka służąca za tło to Lexikon der indogermanischen Verben (LIV, czyli Leksykon czasowników indoeuropejskich) pod redakcją Helmuta Rixa, Martina Kümmela et al. (wyd. II, 2001).
Ryc. 1. Wieża Babel Pietera Bruegla Starszego (1563). Źródło: Wikipedia (domena publiczna).
Ryc. 2. Ruiny starożytnego miasta Hattusas (Boğazkale, Turcja), podbitego przez Hetytów ok. 1700 r. p.n.e., a w różnych okresach II tysiąclecia p.n.e. funkcjonującego jako stolica ich państwa. Na przełomie XIX i XX w., a zwłaszcza poczynając od roku 1906, archeolodzy odkryli tam tysiące tabliczek z tekstami hetyckimi, co umożliwiło odczytanie tego języka, a następnie innych języków anatolijskich. Foto: Carole Raddato 2016. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 2.0).

Entomologia i etymologia. Część 3: Osa

Inne wpisy z tej serii
Część 1: Szerszeń
Część 2: Pszczoła
Część 4: Mrówka

Terminologia: co to jest osa?

Dla entomologa osa w ścisłym sensie to owad z podrodziny os właściwych (Vespinae), ale rozluźniając nieco kryteria, można mówić też o osach, mając na myśli całą rodzinę osowatych (Vespidae), a nawet ich dalszych krewnych. Dla laika osą może być właściwie każdy owad cienki w talii, najlepiej z czarno-żółtym rysunkiem na odwłoku, którego samice posiadają żądła i nie wahają się ich użyć. Temu rysopisowi odpowiada wiele tysięcy gatunków żądłówek (Aculeata). Spod potocznej definicji osy wyłączone są żądłówki, które już mają jakieś inne dobrze znane nazwy, czyli np. pszczoły, trzmiele i mrówki. Także szerszenie (rodzaj Vespa), które z entomologicznego punktu widzenia są osami w najściślejszym sensie, jaki można sobie wyobrazić, w popularnej wyobraźni i w klasyfikacji ludowej zajmują osobne, wyróżnione miejsce. Nie będziemy tu defniować osy zbyt pedantycznie, zakładając, że jaka jest, każdy widzi (ryc. 1). Skupimy się bardziej na etymologii niż na entomologii.

Ryc. 1.

Osy germańskie z metatezą

Jak wiadomo, po angielsku osa nazywa się wasp. Jeśli cofniemy się do bardzo wczesnych glosariuszy staroangielskich (VII–VIII w.), spotkamy tam formę wæfs jako tłumaczenie łacińskiego vespa. Nieco później to samo słowo pisano wæps lub wæsp. W okresie średnioangielskim widzimy głównie pisownię wasp(e), ale zdarza się i i waps(e). Nawet we współczesnych dialektach angielskich można spotkać wymowę [ps] (waps) zamiast standardowego [sp]. Podobnie ma się rzecz w niemieckim. Dzisiejsza forma standardowa to Wespe (dialektalnie także Weps), ale w staro-wysoko-niemieckim osa nazywała się wefsa lub wafsa. Widzimy też wahania rodzaju gramatycznego: ogólnie przeważa żeński, ale w staroangielskim – męski. Szczególnie zastanawiająca jest różnorodność grup spółgłoskowych: [fs], [ps], [sp]. Skąd się wzięła?

Choć omawiane słowo jest zasadniczo zachodniogermańskie – nie jest poświadczone w języku gockim, a w językach skandynawskich spotykamy je jako stare zapożyczenie z dolnoniemieckiego – to musiało istnieć w języku pragermańskim, ponieważ słowa wyraźnie pokrewne występują poza grupą germańską (jak zobaczymy, podobieństwo do łacińskiego vespa nie jest przypadkowe). Forma pragermańska musiała wyglądać następująco: *wafsō z wariantem *wafsijōn- (oba rodzaju żeńskiego) i być może *wafsa- (rodzaj męski). Wariant drugi odpowiada za formy typu niemieckiego Wespe (z tzw. umlautem – zmianą *a w *e pod asymilującym wpływem *i w następnej sylabie). W językach zachodniogermańskich grupa [fs] ulegała odpodobnieniu pod względem sposobu artykulacji, czego skutkiem było [ps]. Ta grupa spółgłoskowa z kolei łatwo ulegała metatezie (czyli zmianie kolejności głosek), dając [sp]. Proces ten był szczególnie częsty w staroangielskim (a także w późniejszej historii angielszczyzny) i mógł przebiegać w obu kierunkach: [ps] ↔ [sp]. Wszystkie te zmiany zachodziły już w czasach historycznych, dlatego mamy to szczęście, że ich rozmaite etapy zostały udokumentowane w zachowanych tekstach.

Jednak zbitka [sf], w odróżnieniu od [fs], nie mogła występować w dawnych językach germańskich, a skoro mamy poświadczone formy typu wæfs, muszą one reprezentować najstarsze, pragermańskie stadium rozwojowe. Źródło pragermańskiego *fs było tylko jedno: prawo Grimma (patrz też tutaj), a konkretnie jeden z jego komponentów, zmiana *p > *f. Jeśli spółgłoska zwarta bezdźwięczna występowała przed inną zwartą lub szczelinową (czyli w kombinacjach typu *pt, *kt, *ps, *ks), to prawo Grimma działało normalnie, ale tylko na pierwszą spółgłoskę (dając *ft, *xt, *fs, *xs). Jeśli występowała po *s, prawo Grimma było blokowane. Oznacza to, że praindoeuropejskie *sp nie ulegało zmianie (podobnie jak *st i *sk), natomiast praindoeuropejskie (a w każdym razie przedgermańskie) *ps zmieniało się we *fs. Stąd wniosek, że germańskie *wafsō musiało się rozwinąć z dawniejszego rzeczownika zawierającego *-ps-, dającego się zrekonstruować jako *wopsah₂ (z końcówką żeńską). Obok niego mogły istnieć formy oboczne *wopsih₂ (także żeńska) i *wopsos (męska) z różnymi końcówkami, ale tą samą podstawą słowotwórczą *wops-; w każdym razie dane germańskie sugerują ich współistnienie.

Konwergentna osa łacińska

Germańskie *a może pochodzić od dawniejszego *o albo *a. Skąd wiemy, że było to *o? Bo wskazują na to dane celtyckie i łacińskie – w tych językach kontrast *a : *o nie uległ zatarciu. Tu ktoś czujny może powiedzieć: „Chwileczkę, przecież w łacinie mamy vespa, nie *vospa”. To prawda, ale w historii łaciny zachodziły także rozmaite zmiany dźwiękowe. Jedną z nich była zmiana o > e, jeśli przed samogłoską występowało [w] (łacińskie v), a po niej – [s], [t] lub zbitka rC (czyli [r] plus inna spółgłoska). A zatem vespa może z powodzeniem kontynuować wcześniejsze *vospa. Zwróćmy uwagę, że tu również zaszła metateza ps > sp. Punktem wyjścia dla słowa łacińskiego może więc być *wopsah₂, czyli ta sama praforma, którą rekonstruujemy dla języków germańskich. Oczywiście metateza musiała zajść wcześniej niż zmiana samogłoski, wywołana obecnością *s bezpośrednio po niej.

Zwróćmy tu uwagę na konwergencję (zjawisko powszechne w biologii, ale nieobce także językoznawstwu). Niemieckie Wespe i łacińskie vespa są do siebie uderzająco podobne, a jednak ich podobieństwo jest wtórne: wynika z niezależnej ewolucji *o > e (spowodowanej przez różne czynniki) i z niezależnego przeprowadzenia przestawki ps > sp – w łacinie nastąpiła ona jednoetapowo, w językach germańskich – krętą drogą: *ps > fs > ps > sp. Ponadto przestawka łacińska zaszła co najmniej o tysiąc lat wcześniej niż germańska.

Dywergentne osy celtyckie

Języki celtyckie wspierają rekonstrukcję wariantu *wopsih₂. W języku praceltyckim odziedziczona spółgłoska *p zmieniła się w dwuwargowe szczelinowe *φ [ɸ]. Spróbujcie dmuchnąć przez nieco ściśnięte wargi, a usłyszycie brzmienie tej głoski. W większości pozycji owo *φ zanikło, ale akurat przed *s zmieniło tylko miejsce artykulacji z wargowego na tylnojęzykowe, czyli zostało zastąpione przez *x (wymawiane jak polskie ch). Dlatego praceltycka nazwa osy rozwinęła się tak: *wopsih₂ > *woφsī > *woxsī. Słowo to zachowało się w języku brytyjskim (prabrytańskim) jako *gwüxī (skomplikowane szczegóły rozwoju fonetycznego, z których słyną języki celtyckie, pozwolę sobie pominąć). Stąd mamy kornijskie gohi ‘osy’ (liczbę pojedynczą gohien ‘osa’ tworzy się przez dodanie specjalnego przyrostka) i walijskie gwchi ‘truteń’ (ze zmienionym znaczeniem). Z języka brytyjskiego określenie osy zapożyczył sąsiedni język staroirlandzki jako foich.

Jak widać, wyspiarskie języki celtyckie ewoluowały szybko i dość nietypowo, jeśli chodzi o wymowę. Dlatego chociaż celtyckie nazwy osy są, jeśli chodzi o pokrewieństwo, bardzo bliskie niemieckiemu Wespe, trudno w to uwierzyć, kiedy na nie popatrzymy, nie analizując szczegółów. W tym przypadku zamiast konwergencji (równoległego rozwoju w podobnym kierunku) mamy radykalną dywergencję (całkiem rozbieżne drogi ewolucji).

Konserwatywne osy bałtyjskie

W standardowym języku litewskim osa nazywa się vapsva (rodzaj żeński). Wygląda znajomo? Jeszcze bardziej znajome mogą się wydać formy dialektalne: vapsa (tak również w języku starolitewskim) i vapsas (rodzaj męski). Podobnie jak w językach germańskich, bałtyjskie *a reprezentuje wspólny rozwój dawniejszych *o i *a. Mamy tu zatem znowu *wops- z różnymi końcówkami, częściowo już nam znanymi. Podobnie jest w pozostałych językach bałtyjskich: widzimy staropruską formę pisaną wobse oraz łotewskie vapsene, które w odmianie standardowej przekształciło się nieregularnie w lapsene.1

W bałtyjskich nazwach osy zwraca uwagę zachowanie nieprzestawionej zbitki [ps]. W takiej też formie zapożyczyły to słowo języki uralskie z grupy bałtycko-fińskiej. Przykładem jest estońskie słowo vapsik ‘szerszeń’ (w szerszym znaczeniu ‘osa’ Estończycy używają, herilane, odpowiadającej fińskiej nazwie szerszenia, herhiläinen, też zapożyczonej z prabałtyjskiego). Fińskie vaapsihainen, pierwotnie odnoszące się do osy, dziś na ogół oznacza długonogą muchówkę, koziułkę. Pokrewna jest nazwa osy w języku wepskim (blisko spokrewnionym z fińskim i karelskim), bapshaine. Tu uwaga: choć sama nazwa języka wepskiego (vepsän kel’) też przypomina litewskie vapsa, nie ma nic wspólnego z osami. Tym razem mamy do czynienia z podobieństwem czysto przypadkowym.

Saamowie (Lapończycy), których języki także należą do rodziny uralskiej, również mają nazwy osy pochodzenia indoeuropejskiego, reprezentowane np. przez południowosaamskie veapsa < prasaamskie *vēpsēs. Słowo to ma jednak, jak sądzą specjaliści, rodowód nie bałtyjski, ale germański, możliwe że wręcz pragermański. W każdym razie i tutaj widać zbitkę [sp] nietkniętą przez metatezę.

Ryc. 2.

Zagubione spółgłoski osy słowiańskiej

Prasłowiańskie słowo oznaczające osę rekonstruowane jest po prostu jako *osa. Inaczej niż większość dzisiejszych ludów słowiańskich, Prasłowianie starali się upraszczać grupy spółgłoskowe prócz tych, które mogły stać na początku sylaby (a w ich języku nie było takich wiele). Jeśli między samogłoskami stała pierwotnie zbitka *ps, to usuwali *p, ponieważ *ps nie było dopuszczalne w nagłosie sylaby. Zatem prabałtosłowiańskie *wapsaH rozwinęło się w *wopsā i ostatecznie w prasłowiańskie *vosa. Choć przyjęty przez slawistów system zapisu nie zdradza tego wyrażnie, prasłowiańskie *v wymawiane było [w], czyli tak jak angielskie w lub współczesne polskie ł. Polskie [v] (pisane w) jest wynikiem późniejszego rozwoju, już po rozpadzie wspólnoty słowiańskiej. Co się stało z tym początkowym *v? Dlaczego nie widać go w słowie osa?

Jest to pytanie kłopotliwe, bo słowiańskie *v na początku wyrazu nie znikało ot tak, samo z siebie. Przeciwnie, miało tendencję do pojawiania się przed niektórymi samogłoskami jako tzw. spółgłoska protetyczna (zapobiegająca temu, żeby sylaba zaczynała się na samogłoskę). Dlaczego żaden polski wyraz nie zaczyna się na y? Powód jest następujący: prasłowiańskie *y pochodziło od dawniejszego długiego *ū, a przed *ū na początyku wyrazu już przodkowie Prasłowian obowiązkowo wstawiali [w]. Wyglądało to tak: *ū- > *wū- > *vy-. Na przykład od praidoeuropejskiego rzeczownika *wodr̥ ‘woda’ utworzono słowo pochodne *udr-o- lub *udr-ah₂ ‘zwierzę wodne’. W dialekcie indoeuropejskim, z którego rozwinął się prabałtosłowiański, *u ulegało wydłużeniu, jeśli następowała po nim spółgłoska dźwięczna bez przydechu: *udrah₂ > *ūdraH. Stąd mamy litewskie ūdra ‘wydra’ (spokrewnione np. z angielskim otter i grecką nazwą potwora morskiego Húdrā ‘Hydra’). W języku prasłowiańskim wyszło z tego oczywiście *vydra, dlatego mamy wydrę, a nie „ydrę”.

Już po okresie prasłowiańskim, w trakcie rozwoju języka polskiego, każda samogłoska nosowa na początku wyrazu otrzymała obowiązkową spółgłoskę protetyczną, czyli na przykład *ǫsъ zmienił się w wąs, a *ęzykъ w język. Z tego względu nie mamy w polszczyźnie wyrazów zaczynających się na ą- lub ę-. Jak widzimy, dodawanie spółgłosek na początku słowa nie było niczym niezwykłym. Nawet obecnie wiele tradycyjnych gwar polskich dodaje [w] przed nagłosowym [ɔ]. W rezultacie słowa osiem, owca realizowane są podobnie jak łosiem, łowca. Także osa może zostać łosą. W prasłowiańskim jednak konsekwentnie odróżniano odziedziczone *vo-, jak w słowach *voda ‘woda’, *vozъ ‘wóz’ od *o-, jak w słowach *oko ‘oko’, *ovьca ‘owca’. Utrata spółgłoski początkowej w słowie *vosa > *osa jest zjawiskiem nietypowym, wyjątkiem od reguły.

Co prawda w niektórych językach słowiańskich mamy wstawienie początkowego [w] lub [v] w nazwie osy, ale jest to ogólniejsze zjawisko fonetyczne, dotyczące też innych wyrazów na o- (tak jak w gwarach polskich). Jako przykłady mogą służyć górnołużyckie wosa, dolnołużyckie wósa lub nazwa osy w wymarłym w XVIII w. języku połabskim, våsă. Po białorusku osa nazywa się asá, ale w liczbie mnogiej akcent przesuwa się na pierwszą samogłoskę, która wskutek tego jest wymawiana jako [ɔ] i otrzymuje „z automatu” protetyczne [v] (w dalekiej przeszłości wymawiane [w]): vósy ‘osy’. Ale tak samo mamy po białorusku aknó/vókny ‘okno/okna’. W języku kaszubskim *o- na początku wyrazu realizowane jest jako ò- (fonetycznie [wɛ]).2 Kaszubskie łasëca ‘osa’ pochodzi od òsëca [ˈwɛsətsa], z przyrostkiem ekspresyjnym dodanym do starszego słowa òsa [ˈwɛsa]. Tak jak w łotewskim, powierzchowne podobieństwo nazw osy i łasicy uruchomiło mechanizm etymologii ludowej i spowodowało utożsamienie niespokrewnionych z sobą wyrazów.

Wszystkie te wstawki nagłosowe są charakterystyczne dla poszczególnych języków i fonetycznie regularne, nie wyróżniają zatem słowa *osa. Wyjątkiem jest język czeski, w którym mamy etymologicznie oczekiwane vosa ‘osa’ mimo faktu, że czeski nie dodaje regularnie protezy spółgłoskowej do początkowego o-. Istnieje zatem możliwość, że zachował się tu relikt pierwotnej wersji nazwy prasłowiańskiej. Nadal jednak nie wiemy, dlaczego powstał wariant bez początkowej spółgłoski (*vosa > *osa). Jedną z możliwości jest po raz kolejny etymologia ludowa, próbująca nadać nazwie sens dzięki przypadkowym skojarzeniom. Być może „atraktorem semantycznym”, który zwabił osę, była rodzina słów wywodzących się z praindoeuropejskiego *h₂aḱ- ‘być ostrym, kłuć’. Do tego gniazda słowotwórczego należą m.in. polskie oset, ość, ostry, osełka, a także np. łacińskie acus ‘igła’ i aculeus ‘żądło’. Osa jest owadem par excellence kłującym, więc taka przeróbka miałaby sens dla mówiących po prasłowiańsku (choć oczywiście nie miała uzasadnienia historycznego).

Osy irańskie i konieczna korekta

Moglibyśmy poprzestać na rekonstrukcji *wopso- (plus warianty z różnymi końcówkami), gdyby nie języki irańskie, które również zachowały starą nazwę osy (utraconą w siostrzanej grupie indoaryjskiej).4 Mamy tam całą serię wyrazów pokrewnych takich jak średnioperskie (pahlawijskie) wabz czy beludżyjskie gwabz ‘osa’, a także starożytne awestyjskie vaβžaka-, oznaczające jakieś jadowite zwierzę, być może skorpiona, ale o nazwie niewątpliwie przeniesionej z osy. Rekonstrukcja prairańska tych słów to *wabza- (lub *wabzaka-, z niezmiernie pospolitym w tej grupie przyrostkiem zdrabniającym).

Dźwięczna grupa *-bz- jest tu bardzo interesująca z następującego względu: w ogromnej większości starych języków indoeuropejskich występowała asymilacja regresywna dźwięczności, podobnie jak w języku polskim. Jeśli do morfemu zakończonego na spółgłoskę dźwięczną dołączano inny, zaczynający się na spółgłoskę bezdźwięczną, to następowało ubezdźwięcznienie pierwszej spółgłoski (por. polskie żaba, ale żabka [ˈʐapka]). Jeśli pierwsza spółgłoska była dźwięczna i przydechowa, to traciła obie te cechy. Jeśli zatem rekonstruujemy grupę *-ps-, to bez dodatkowych danych nie sposób stwierdzić, czy pochodzi ona od dawniejszego *-p-s-, *-b-s- czy *-bʰ-s-.5

Jednak języki indoirańskie dowodzą, że to upodobnienie wsteczne nie zaszło w epoce praindoeuropejskiej, tylko później i niezależnie w różnych grupach języków. W grupie indoirańskiej asymilacja w zbitce *-Dʰ-t- lub *-Dʰ-s- (gdzie *D oznacza dowolną spółgłoskę zwartą dźwięczną) była nie regresywna, ale progresywna: druga spółgłoska upodabniała się do pierwszej. Jest to tzw. prawo Bartholomaego. Rezultatem było *-Ddʰ- lub *-Dzʰ-. W literackim języku staroindyjskim (czyli w dialekcie wedyjskim i w sanskrycie) grupa *-Ddʰ- utrzymała i dźwięczność i przydech6, a w grupie *-Dzʰ- nastąpiło wtórne ubezdźwięcznienie i utrata przydechu (jak w innych językach indoeuropejskich). Natomiast w językach irańskich w obu przypadkach zanikł przydech, ale zachowała się dźwięczność.

Ryc. 3.

Ostateczna rekonstrukcja po korekcie

Nie możemy zatem pozostać przy rekonstrukcji *wopso-, bo dane irańskie wyraźnie wskazują, że domniemane *p było rezultatem rozwoju spółgłoski *w otoczeniu asymilującym. Właściwą formą praindoeuropejską było zatem *wobʰ-so- > praindoirańskie *wabzʰa- > prairańskie *wabza-, a w innych językach zwykle *wobʰso- > *wopso- ~ *wospo- (lub podobnie).

Po korekcie otwiera się możliwość identyfikacji rdzenia, od którego utworzono nazwę osy. Pasuje tu jak ulał praindoeuropejskie *webʰ- ‘tkać’. Dobrze znane są jego refleksy w językach germańskich, jak niemieckie weben (stąd Weber ‘tkacz’) lub angielskie weave. Jedną z jego pochodnych było pragermańskie *wab-ja- > staroangielskie webb > współczesne web ‘sieć’. Rdzeń jest bardzo stary, o czym świadczy jego obecność w grupach „bazalnych” rodziny indoeuropejskiej – językach anatolijskich i tocharskich. Co prawda we współczesnej frazeologii nie mówimy zwykle, że osy „tkają” gniazdo (tak jak „pająk tka sieć”), ale gniazda os dachowych (ryc. 3) lub klecanek (ryc. 2), budowane z włókien roślinnych przerobionych na papier-mâché, mogą się kojarzyć z wyrobami tkackimi. Od czasownika *webʰ- prowadzi dobrze znany szlak słowotwórczy. Najpierw tworzymy rzeczownik odczasownikowy *webʰ-es- oznaczający rezultat tkania (np. gniazdo). Od niego można utworzyć nazwę znamionującą *wobʰ-s-o-s ‘mieszkaniec gniazda’. Można podejrzewać, że pierwotnym odpowiednikiem feminatywnym (starszego typu) było *wobʰ-s-ih₂, później częściowo zastąpione przez szerzącą się formę żeńską nowego typu *wobʰ-s-ah₂ (pierwotnie o znaczeniu zbiorowym ‘rój os’).

Prawda, że trzeba się było nieźle napracować, żeby rozgryźć pochodzenie krótkiego i pozornie prostego słowa osa?

Przypisy

1) Prawdopodobną przyczyną było skojarzenie nazw osy i lisa (łotewskie lapsa) na zasadzie etymologii ludowej.
2) Podobny rozwój zaszedł np. w dialekcie wielkopolskim, stąd tradycyjne poznańskie wykrzykniki łe!, łe Jezu! i wymowa ocet, o(j)ciec jako łecet, łeciec, spotykana jeszcze śladowo w gwarze miejskiej Poznania.
3) Warto też wspomnieć, że w niektórych dialektach rosyjskich i białoruskich występuje forma osvá, z zagadkowym v widocznym także w litewskim vapsva. Sufiks ten nie ma jednak odpowiedników poza grupą bałtosłowiańską, a jego pochodzenie jest niejasne.
4) Jest też trzecia – mała i reliktowa – grupa języków indoirańskich, pozostająca poza podziałem na irańskie i indoaryjskie. Są to języki nurystańskie, używane w górach Hindukuszu na pograniczu afgańsko-pakistańskim. Zachowały one słowo ‘osa’ w postaci *wašp-ika- z metatezą, zob. np. wašpīk w języku waigali (kalasza-ala).
5) Ściśle mówiąc, drugi przypadek jest bardzo mało prawdopodobny z tej przyczyny, że fonem *b był skrajnie rzadki w języku praindoeuropejskim. Nadal pozostaje jednak wybór między *p a *.
6) Dobrze znanym przykładem jest przydomek Buddy (staroindyjskie buddhá- ‘przebudzony, oświecony’). Słowo to pochodzi od praindoeuropejskiego przymiotnika *bʰudʰ-tó-, utworzonego od czasownika *bʰewdʰ- ‘obudzić się’ (stąd zresztą także polskie budzić).

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Osa pospolita (Vespula vulgaris). Foto: flossiepip. Lokalizacja: Kaeo, Nowa Zelandia (osy pospolite zostały tam zawleczone z Europy). Źródło: iNaturalist (licencja CC BY 4.0).
Ryc. 2. Klecanka rdzaworożna (Polistes dominula) i jej papierowe gniazdo. Foto: Bernard Dupont. Lokalizacja: Ruiny willi rzymskiej w Vendre, departament Hérault, Francja. Źródło: Wikimedia (licencja CC BY-SA 2.0).
Ryc. 3. Gniazdo osy dachowej (Vespula germanica). Foto: Jutta234. Lokalizacja: Zoo we Frankfurcie. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 3.0).