
W pierwszej części, będącej wstępem, napisałem ogólnie o promieniotwórczym cezie. Tu będzie krótka opowieść pokazująca, że jest to bardzo groźny izotop, jeśli nie są przestrzegane zasady bezpieczeństwa. Kiedyś na terytorium ZSRR, dziś we wschodniej części Ukrainy, w obwodzie donieckim, leży średniej wielkości miasto Kramatorsk. Było o nim głośno w 2014 i 2022 r., kiedy trwała pierwsza i druga wojna Rosji z Ukrainą. Ja jednak chcę napisać o historii z lat 80., gdy po mieście krążyły opowieści o tym, że jeden z bloków zabija mieszkańców.

Źródło: Wikimedia
Autor: Artemco
Licencja: CC BY-SA 4.0
W 1981 r. w krótkim czasie na białaczkę zmarła 18-latka, potem jej młodszy brat i matka. Zbieg okoliczności? Mało prawdopodobne. Lekarze doszli do wniosku, że w rodzinie musiały istnieć genetyczne predyspozycje do zapadania na białaczkę. I już, sprawa zamknięta, można się rozejść. Przez kilka lat wszystko było OK. W mieszkaniu przebywała już inna rodzina. I nagle, w 1987 roku, kolejny nastolatek zachorował i zmarł. Gdy zachorował także jego młodszy brat, ojciec rodziny wszczął prywatne śledztwo. Intuicyjnie doszedł do tego, że winne może być promieniowanie, było to wszak 2 lata po Czarnobylu i tematy związane z radioaktywnością i jej oddziaływaniem na ludzi były szeroko dyskutowane. Wezwana ekipa z prostym licznikiem promieniowania gamma była zaskoczona, gdy już na zewnątrz bloku zaczął on wykrywać promieniowanie. Gdy weszli do mieszkania, w przyrządzie zabrakło skali! Pomiary wojskowe wykazały, że poziom promieniowania wynosił tam 2 mSv/h. Czy to dużo, czy mało? Straszliwie dużo! Dość powiedzieć, że rok ekspozycji na takie promieniowanie to dawka ponad 17 Sv. Jest to ponad 3 razy więcej, niż otrzymał w 1945 roku Harry Daghlian w trakcie nieszczęśliwego wypadku podczas operowania radioaktywnym plutonem (zmarł w męczarniach 25 dni później). Z kolei dawka maksymalna dla pracowników narażonych na promieniowanie jonizujące to 20 mSv, a więc mieszkańcy otrzymywali ją w ciągu 10 godzin. Pech chciał, że właśnie przy tej ścianie stały łóżka nastolatków.
Tego już nie dało się ukryć. Na pewien czas ewakuowano wszystkich mieszkańców bloku. Ściana z maksymalnym poziomem promieniowania została wycięta i przewieziona do badań. Szybko okazało się, że w wielkiej płycie tkwi maleńka kapsułka z cezem-137, bez osłony. Skąd się tam wzięła? Ano była w detektorze w kamieniołomach, z których wydobywano materiały do produkcji wielkich płyt. Była… i jakoś dziwnym trafem uwolniła się, trafiła do kruszywa, a stamtąd do bloku w Kramatorsku. Dlaczego nikt jej nie szukał? Otóż pod koniec lat 70. w ZSRR szykowano się do igrzysk olimpijskich. Wszędzie trwały budowy, trzeba było wykonywać, a nawet przekraczać plan. Kto by się przejmował drobiazgiem? Efekt? Śmierć trojga dzieci i jednej osoby dorosłej, 17 innych osób bardziej lub mniej poszkodowanych. Potwornie wysoka cena.
O innych wypadkach napiszę w kolejnym odcinku.