Etymologie letnie

Patrz też:
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 1: Zima i jej kuzyni (i inne części serii)
Etymologie wiosenne

Ten wpis stanowi część cyklu
Etymologiae. O pochodzeniu słów

Tajemnice lata

Idzie lato, po prasłowiańsku *lěto. Ze wszystkich słowiańskich nazw pór roku ta akurat jest najbardziej zagadkowa. O ile *zima i *vesna (które omawiałem tutaj i tutaj) mają nieposzlakowaną etymologię praindoeuropejską, o tyle *lěto jest słowem wyłącznie słowiańskim. Nie ma odpowiednika nawet w językach bałtyjskich, które przeniosły na lato dawną nazwę wiosny (patrz litewskie vasara). Ponieważ nie mamy z czym porównać nazwy słowiańskiej, jej pierwotna forma jest praktycznie nie do ustalenia. Samogłoska *ě może kontynuować indoeuropejskie *ē, *eh1, *oj lub *aj. Odpowiedniki pozasłowiańskie zwykle pozwalają wykluczyć przynajmniej część możliwości, ale kiedy ich nie ma, pozostajemy w rozterce. Nie widać także w samych językach słowiańskich żadnej podstawy słowotwórczej, od której rzeczownik *lěto mógłby pochodzić.1

Trudno wyrokować, czy język praindoeuropejski wyróżniał lato jako odrębną porę roku (co do zimy i wiosny nie ma wątpliwości). Najlepszym kandydatem na pierwotną nazwę lata jest rdzeń *semh2, a właściwie nie on sam, tylko wyrazy tworzone od niego, takie jak *sm̥h2‐ero‐s > pragermańskie *sumaraz > angielskie summer, niemieckie Sommer, islandzkie sumar itd. Nie pozostawił on jednak śladów w językach słowiańskich.

Jeśli nie potrafimy wskazać przekonującej etymologii, najuczciwiej jest przyznać się do niewiedzy. To, co wiemy na pewno, sprowadza się do faktu, że język prasłowiański używał słowa *lěto (o nieustalonym pochodzeniu) jako nazwy najcieplejszej pory roku. Dane porównawcze wskazują też, że już w epoce prasłowiańskiej to samo słowo służyło jako określenie całego roku, zanim zastąpiły je w tej funkcji słowa *godъ, *rokъ lub *godina, z których każde obejmowało zasięgiem inną grupę języków słowiańskich (o czym pisałem tutaj). Zastępstwo to dotyczyło jednak głównie liczby pojedynczej. Liczba mnoga *lěta przynajmniej częściowo (a w języku polskim całkowicie) zachowała znaczenie liczby mnogiej od słowa oznaczającego ‘rok’.

Ryc. 1.

W lecie i w leciech, czyli letnie oboczności

Zwróćmy uwagę na odmianę polskiego słowa lato. Miejscownik ma formę lecie. Skąd się wzięła oboczność samogłoskowa a/e? W dialekcie słowiańskim, z którego rozwinęły się języki grupy północno-zachodniej (polski, kaszubski, a także wymarły język połabski i dawne dialekty pomorskie) zaszedł tak zwany „przegłos lechicki”.2 Jednym z jego skutków było to, że prasłowiańska samogłoska *ě (wymawiana wtedy jako napięte [æ]) ulegała zmianie w *a, jeśli następna sylaba wyrazu zawierała samogłoskę tylną.3

Otóż większość przypadków rzeczownika rodzaju nijakiego typu lato miała końcówki sprzyjające przegłosowi (latu, lata itd.), dlatego zmiana *ě > *a zachodziła niemal wszędzie z wyjątkiem miejscownika liczby pojedynczej *lětě > lecie i liczby mnogiej *lětěxъ > staropolskie leciéch. Pierwsza z tych form nadal jest używana, druga – przez analogię do odmiany rodzaju żeńskiego (żona, żonach) przybrała końcówkę ‐ach i straciła przegłos (dziś mówimy w latach). Zachowała się tylko w archaicznym wyrażeniu w leciech ‘w podeszłym wieku’. Brakiem przegłosu odznaczał się też mianownik/biernik liczby podwójnej *lětě > (dwie) lecie (dzisiejsze dwa lata), który jednak wyszedł z użycia z końcem XVI w.

Oboczności spowodowane przegłosem były często zacierane przez działanie analogii. Na przykład dawne wiadro, wiedrze i siano, sienie zostały zastąpione przez wiadro, wiadrze i siano, sianie, w których uogólniono samogłoskę mianownika i pozostałych przypadków z „twardą” końcówką. Jednak wymiana samogłosek zachowała się po dziś dzień w wielu rzeczownikach, zwłaszcza często używanych, dlatego obok mianowników ciasto, miasto, ciało (*těsto, *město, *tělo) mamy miejscowniki cieście, mieście, ciele.4

Takie same warianty powstawały w wyniku procesów słowotwórczych: jeśli od rzeczownika zawierającego *ě urabiano wyraz pochodny za pomocą przyrostka zawierającego prasłowiańską samogłoskę przednią (*i, *ь, *e, *ę, *ě), przegłos nie zachodził. Na przykład przymiotnik od słowa *lěto brzmiał *lětьnъjь lub *lětьnjьjь. Samogłoska drugiej sylaby (jer przedni *ь) uległa z czasem zanikowi, ale zanik ten był późniejszy niż przegłos, dlatego w języku polskim samogłoska pierwszej sylaby pozostała przednia. W dawnej polszczyźnie współwystępowały oba warianty: letni i letny. Pierwszy z nich był jednak kilkakrotnie częstszy i w końcu – przynajmniej w języku ogólnym – wyparł formę oboczną letny, używaną okazyjnie jeszcze w XIX w.5

Letnia woda w letniej rzece

Ponieważ rzeczownik lato mógł oznaczać ciepłą porę roku lub cały rok, przymiotnik także stał się wieloznaczny. W wyrażeniach takich jak pora letnia, letni poranek lub letni ubiór oznacza ‘odnoszący się do lata’ (jako pory roku). Natomiast w złożeniach z liczebnikami lub przymiotnikami (dwuletni, wieloletni) odnosi się do roku jako miary czasu. Miał też dawniej znaczenie zapomniane we współczesnej polszczyźnie: oznaczał kogoś „w leciech”, czyli osobę dorosłą, dojrzałą lub w podeszłym wieku (często z odcieniem znaczeniowym sugerującym stateczność i rozsądek, kojarzone – niekoniecznie słusznie – z siwizną na skroniach). Ślad tego dawnego znaczenia zachował się w przymiotnikach nieletni (czyli niedojrzały) i pełnoletni. Letnie (dojrzałe, w zaawansowanym wieku) mogły być także zwierzęta. Chwalono na przykład zalety „letniego konia”, to jest takiego, który już wydoroślał i wyrósł z narowów.

Kolejne znaczenia przymiotnika letni, letny mogą się wydawać dziwne. Aczkolwiek lato jest najgorętszą porą roku, letnia woda to taka, która nie jest ani zimna, ani ciepła. Specjalnie wspominam o wodzie, bo zwykle używamy słowa letni, opisując właśnie temperaturę wody lub innej cieczy. W sensie przenośnym letni odnosi się też do uczuć lub cech charakteru i oznacza tyle, co ‘obojętny, beznamiętny’.

Skąd się wzięły te znaczenia? Trudno powiedzieć. Występują one głównie w języku polskim. Charakterystyczne skojarzenie z wodą nasuwa myśl, że chodziło pierwotnie o temperaturę naturalnych cieków i zbiorników wody. Podczas letnich upałów rzeki czy jeziora chłodzą (i z pewnością nie sprawiają wrażenia gorących), ale nie są też lodowate. W języku kaszubskim latny to ‘letni’ w sensie ‘dotyczący lata’ (np. latny dzéń), z uogólnionymi skutkami przegłosu, choć w odmianie rzeczownika pozostała oboczność: lato, w lece; natomiast letny to ‘letni’ w sensie ‘ani zimny, ani ciepły’ (letnô wòda). Pierwsza forma nie ma odpowiednika w języku polskim, więc musi być tworem czysto kaszubskim, natomiast druga wygląda na zapożyczenie z polskiego.

Ryc. 2.

Przed laty, ale nie sprzed laty

Dawny narzędnik liczby mnogiej od rzeczownika *lěto brzmiał *lěty, z czego powstało staropolskie laty. Końcówka *‐y występowała ogólnie w tak zwanych tematach na *‐o‐, czyli w większości rzeczowników rodzaju męskiego i nijakiego (narody, przyjacioły, wieki, pióry, skrzydły).6 Utrzymała się ona w języku staropolskim. W niektórych typach odmiany używana była końcówka *‐mi (ludźmi, gośćmi, kośćmi, a także np. synmi, kamieńmi). Natomiast w tematach na *‐a‐ (głównie rodzaju żeńskiego) używano końcówki *‐ami (żonami, nogami).

W późnym średniowieczu powoli zatracało się wyczucie, która końcówka pasuje do której klasy rzeczowników. Końcówki zaczęły zatem konkurować z sobą o każdy rzeczownik. Z początku polegało to głównie na szerzeniu się ‐mi kosztem ‐y/‐i (przyjaciółmi, piórmi), ale u schyłku XVI w. zaczyna się kariera końcówki ‐ami, przenoszonej z rzeczowników typu żona do wszelkich innych typów deklinacyjnych. Po roku 1600 proces ten nabrał rozpędu i wkrótce ‐ami wyparło dawne ‐y/‐i, pozostawiając niewielką liczbę reliktowych przypadków z ‐mi (końmi, liśćmi, przyjaciółmi, kośćmi, nićmi). W niektórych rzeczownikach nadal utrzymują się wahania (np. gwoźdźmi, gałęźmi, dłońmi ~ gwoździami, gałęziami, dłoniami).7

Rzeczownik lato także podlegał tym zmianom i dziś zwykłą formą narzędnika jest latami. Ponieważ jednak różne wyrażenia z narzędnikiem laty ulegały dawniej leksykalizacji, czyli utrwalały się jako samodzielne jednostki słownikowe, powstała niewielka nisza ekologiczna, w której forma laty mogła przeżyć do naszych czasów. Mówimy na przykład dawnymi laty, ostatnimi laty, przed laty, a także z liczebnikami: przed dwoma laty, przed stu laty, przed wieloma laty. Nie zawsze są to archaizmy autentyczne w każdym calu, bo po staropolsku nie mówiło się na przykład przed dwoma laty, tylko przed dwiema latoma (z konsekwentnie dodawanymi końcówkami liczby podwójnej), i nie przed stu laty, tylko przed stem lat.8

Poeci XVIII i XIX w. nieraz przesadzali, próbując naśladować język starszej literatury. Na wzór prawdziwych narzędników liczby mnogiej, zakonserwowanych w skostniałych wyrażeniach (dawnymi czasy, innymi słowy), tworzono archaizujące formy niby-staropolskie, często na potrzeby rymu (np. pod ciemnemi jodły w Królu-Duchu Słowackiego). Forma laty kojarzy się dziś z językiem książkowym, nieco dostojnym. Stąd pokusa, żeby w stylu oficjalnym używać jej także tam, gdzie nie ma ona uzasadnienia historycznego.9 Współczesny użytkownik polszczyzny nie odczuwa narzędnikowej funkcji końcówki ‐y, a tylko jej nacechowanie stylistyczne, może więc nie mieć oporów przed przenoszeniem jej na przykład do dopełniacza: od wielu laty, sprzed laty, albo do biernika: przez długie laty. Są to konstrukcje błędne, pozbawione oparcia w tradycji językowej, niemniej jednak spotykane nagminnie.

Kilka drobiazgów na zakończenie

Lato zachowało znaczenie ‘rok’ w złożeniach takich jak latopis ‘kronika, rocznik’ (termin zapożyczony z języka staro-wschodnio-słowiańskiego) albo latorośl (po staropolsku także latorość) ‘pęd jednoroczny’ (a metaforycznie ‘dziecko, potomek’). Staropolski przysłówek latosie (pochodzący od wyrażenia lato sie ‘to lato’ = ‘ten rok’), dziś znany w skróconej wersji latoś, oznaczał ‘w tym roku’.10 Utworzono od niego przymiotnik latosi ‘tegoroczny’, a jego odpowiednik zaprzeczony, nielatosi, przybrał znaczenie ‘przebiegły, doświadczony’ (dosłownie: nie urodzony w tym roku). Jeszcze w XVII w. Nowy Rok nazywano powszechnie Nowym Latem.

Granice między porami roku są oczywiście umowne. Przyjmuje się, że lato kalendarzowe zaczyna się od przesilenia letniego 22 (kiedy dzień jest najdłuższy, a noc najkrótsza), a kończy się, gdy osiągamy punkt równonocy jesiennej. Ponieważ orbita Ziemi nie jest idealnym okręgiem, ale elipsą, po której Ziemia porusza się wokół Słońca ze zmienną prędkością, lato jest na półkuli północnej nieco dłuższe niż pozostałe pory roku, a w szczególności – średnio o 4 doby i 15 godzin dłuższe niż zima.11 To dobra wiadomość dla tych, którzy lubią lato.

Przypisy

  1. Nie oznacza to, że językoznawcy nie próbują ustalić etymologii lata. Jednak wszystkie dotychczasowe propozycje są czysto spekulatywne i sprowadzają się do wyszukiwania izolowanych przykładów podobnych słów o semantyce mogącej się kojarzyć z latem. ↩︎
  2. W językach grupy lechickiej zachodziły przegłosy (zmiany barwy samogłosek) różnego rodzaju. Wspominałem o nich przy innej okazji. (Patrz też tutaj). ↩︎
  3. Mimo przegłosu *ě > *a poprzedzająca spółgłoska pozostawała zmiękczona, dlatego mamy lato i ciasto, a nie *łato i *tasto. ↩︎
  4. Podobne oboczności na miejscu dawnego *ě widzimy także w rodzaju żeńskim i męskim, np. gwiazda, obiad, sąsiad, ale gwieździe, obiedzie, sąsiedzie. I tutaj także spotykamy częste wyrównania analogiczne, np. bieda, biedzie zamiast dawnego biada, biedzie (słowo biada zachowało się tylko w funkcji wykrzyknika). ↩︎
  5. Słownik języka polskiego pod redakcją Stanisława Szobera z 1948 r. ostrzegał, że poprawnie mówi się letni, a nie letny. Nie musiałby ostrzegać, gdyby forma letny była wówczas całkiem zapomniana. ↩︎
  6. Po spółgłoskach k i g słowiańskie *y rozwinęło się w polskie i, np. *vorgy, *bogy, *věky, *vьlky > wrogi, bogi, wieki, wilki. ↩︎
  7. Sukces tej końcówki można wyjaśnić jako skumulowany skutek działania dwóch czynników. Po pierwsze – deklinacja, z której pochodzi, obejmuje ogromną liczbę rzeczowników (nie tylko żeńskich, bo należą do niej także takie rzeczowniki rodzaju męskiego takie jak wojewoda czy zwycięzca). Po drugie – jest ona przejrzysta i jednoznaczna (nie występuje w innych formach rzzeczowniak niż narzędnik liczby mnogiej, czego nie można powiedzieć o ‐y/‐i). ↩︎
  8. Dlaczego? Można sprawdzić tutaj. ↩︎
  9. Jak mówił Rappaport w sławnym skeczu „Sęk”: „Staropolszczyznę się mnie zachciało!” ↩︎
  10. Szczegóły dotyczące zaimka sie: Naukowo do siego roku. ↩︎
  11. Po szczegóły odsyłam Czytelników do innego wpisu. ↩︎

Opis ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Tak zwany Trójkąt Letni, czyli asteryzm utworzony przez trzy bardzo jasne gwiazdy dobrze widoczne wysoko na niebie w letnie noce na półkuli północnej. Są to Wega (alfa Lutni), Deneb (alfa Łabędzia) i Altair (alfa Orła). Foto: A. Fujii. Źródło: ESA/Hubble (licencja CC BY 4.0).
Ryc. 1. Giuseppe Arcimboldo, Lato (1563) z cyklu Cztery pory roku. Kunsthistorisches Museum, Wiedeń. Źródło: Wikipedia (domena publiczna).
Ryc. 2. Letnia woda w letnim jeziorze. Jezioro Kołatkowskie/Stęszewskie, Tuczno (gm. Pobiedziska), Wielkopolska. Foto: Piotr Gąsiorowski 2024 (licencja CC BY-SA 4.0).

Etymologiczna opowieść zimowa. Część 4: Zagadka baraniego skoku

Inne wpisy z tej serii
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 1: Zima i jej kuzyni
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 2: O śnieżeniu
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 3: Rzecz na Nowy Rok

Ten wpis stanowi część cyklu
Etymologiae. O pochodzeniu słów

Orbitalny taniec Ziemi a pory roku

To, że dni latem są dłuższe, z zimą krótsze, wynika – jak pamiętamy ze szkoły – stąd, że oś Ziemi nie jest prostopadła do płaszczyzny ekliptyki (wyznaczonej przez jej orbitę), ale nachylona względem niej pod kątem 66°34´ (innymi słowy, „odchylona od pionu” o 23°26´). Oś Ziemi nie zmienia kierunku w przestrzeni (to znaczy zmienia, ale bardzo powoli, wykonując tzw. precesję z okresem ok. 26 tys. lat), toteż z każdym okrążeniem Słońca powtarza się ten sam cykl. Najpierw biegun północny jest maksymalnie odchylony od Słońca i półkula północna jest słabiej oświetlona niż południowa; ten moment nazywamy przesileniem zimowym. Po około trzech miesiącach oś Ziemi ustawia się tak, że oba bieguny są jednakowo odległe od Słońca, a obie półkule są oświetlone w takim samym stopniu; jest to równonoc wiosenna. Po kolejnych trzech miesiącach biegun północny jest maksymalnie nachylony w stronę Słońca i półkula północna jest mocniej oświetlona; jest to przesilenie letnie. Potem znów mamy równonoc, ale tym razem jesienną. A potem znów przychodzi przesilenie zimowe i Ziemia wraca do tej samej pozycji na orbicie.

Na półkuli północnej przesilenie zimowe wyznacza początek zimy; równonoc wiosenna – początek wiosny; przesilenie letnie – początek lata; równonoc jesienna – początek jesieni. Mówimy o astronomicznych, czyli umownych porach roku, które niekoniecznie muszą odpowiadać potocznemu rozumieniu lata, jesieni, zimy i wiosny, zależnego od naszej oceny bieżącej pogody. O ile nie mieszkamy za kołem podbiegunowym, to każda doba dzieli się na dzień i noc. Na równiku dzień i noc mają zawsze po równe 12 h, ale im dalej od równika, tym większym rocznym wahaniom podlega długość dnia i nocy. Podczas przesilenia letniego dzień jest najkrótszy, a noc najdłuższa, podczas przesilenia zimowego jest odwrotnie, a podczas obu równonocy dzień i noc mają tę samą długość – po 12 h.

Pociecha dla malkontentów

Na zdrowy rozum każda pora roku powinna trwać tak samo długo: jedną czwartą długości roku, czyli 91 d 7 h. Tak jednak nie jest, ponieważ orbita Ziemi nie jest idealnym okręgiem, ale elipsą. Odległość Ziemi od Słońca jest największa około 4 lipca (wynosi wtedy 152 mln km), a najmniejsza około 3 stycznia (147 mln km). Prędkość orbitalna Ziemi w peryhelium (najbliżej Słońca) jest o 1 km/s większa niż w aphelium (najdalej od Słońca). Te nierówności wprowadzają pewną asymetrię między porami roku (pomijam inne, mniej znaczące źródła zakłóceń, jak oddziaływanie grawitacyjne pozostałych planet Układu Słonecznego). Na naszej półkuli zima zaczyna się 22 grudnia i trwa 89 d; wiosna zaczyna się 21 marca i trwa 92 d 19 h; lato zaczyna się 22 czerwca i trwa 93 d 15 h; jesień zaczyna się 23 września i trwa 89 d 19 h.

Te daty należy traktować jako średnie (z dokładnością do jednego dnia), bo sposób, w jaki zaokrąglamy długość roku (zwykłego lub przestępnego) do całkowitej liczby dni powoduje lekkie „kolebanie się” kalendarza względem roku astronomicznego. Natomiast długość astronomicznych pór roku, choć niejednakowa, pozostaje stała. A jeśli ktoś lubi narzekać, że lato mija zbyt szybko, to niech się pocieszy myślą, że na naszej półkuli przez 51% roku dni są dłuższe od nocy.

Jak wydłuża się dzień i jak to postrzegamy

Długość dnia i nocy podczas danej doby zależy od daty i od szerokości geograficznej, na jakiej się znajdujemy. Różnica jest wyraźna nawet między południową a północną Polską: w Gdańsku (54°21´N) najdłuższy dzień w roku jest niemal o godzinę dłuższy niż w Krakowie (50°04´N). Dla danej szerokości geograficznej można wykreślić tę zależność w formie falującej krzywej (patrz wykres 1). Krzywa dla szerokości geograficznej 50°N (~ Kraków) osiąga maksymalną wartość ok. 16 h 20 min dla przesilenia letniego (22 czerwca) i minimalną wartość 8 h dla przesilenia zimowego (22 grudnia). Dla 60°N (~ Oslo, Sztokholm, Petersburg) najdłuższy dzień ma długość ok. 18 h 50 min, a najkrótszy – ok. 5 h 55 min. Wykres pomija szerokości geograficzne powyżej 66°34´ (za kołem podbiegunowym), bo tam przez część roku słońce w ogóle nie zachodzi lub nie wschodzi (panuje dzień polarny lub noc polarna). Na potrzeby tego wpisu wystarczą nam szerokości geograficzne, na których na co dzień żyjemy.

Wykres 1. Zmiany długości dnia w ciągu roku dla różnych szerokości geograficznych. Źródło: Blog MrReid.org, Change in Day Length with Latitude (fair use).

Powyższa krzywa jest zbliżona kształtem do sinusoidy. Wyobraźmy sobie, że chcemy wiedzieć, o ile wzrasta długość dnia między n-tą  a następną dobą po przesileniu zimowym wyrażona jako procent długości dnia w n-tej dobie. Im większy taki względny wzrost, tym bardziej czujemy, że „przybywa dnia”, ponieważ nasze zmysły i mózg szacują wielkość zmian (podobnie jak siłę bodźców), stosując skalę logarytmiczną, nie liniową. Gdyby krzywa z wykresu 1 była idealną sinusoidą, wykres względnych wzrostów z dnia na dzień też przypominałby sinusoidę, ale zdeformowaną, o grzbietach fal nieco chylących się w lewo (tym wyraźniej, im dalej jesteśmy od równika). Wzrost względny byłby zerowy w bliskim sąsiedztwie punktów przesilenia, największą wartość (dodatnią) osiągałby gdzieś między przesileniem zimowym a równonocą wiosenną, a najmniejszą (ujemną) – między równonocą jesienną a przesileniem zimowym.

Tak z grubsza jest, trzeba jednak pamiętać o komplikacjach. Wzór opisujący długość dnia w n-tej dobie po przesileniu musi uwzględniać nie tylko nachylenie osi Ziemi i szerokość geograficzną miejsca obserwacji, ale także eliptyczność orbity oraz związane z nią zmiany prędkości orbitalnej Ziemi. Przypominam też, że peryhelium i aphelium nie są zsynchronizowane z przesileniami ani równonocami, co wprowadza dodatkowe „zwichrowanie” zależności między datą a długością dnia. Nie ma jednak potrzeby zawracać Czytelnikom głowy szczegółami matematycznymi. Popatrzmy na gotowy wynik (wykres 2).

Wykres 2. Procentowe zmiany długości dnia z doby na dobę w ciągu roku. Źródło: Blog MrReid.org, Change in Day Length with Latitude (fair use).

Krzywa jest dość mocno powyginana – odpowiadają za to wspomniane komplikacje. Im bliżej koła podbiegunowego, tym bardziej maksimum względnego tempa zmian przesuwa się w stronę przesilenia zimowego. Dla szerokości geograficznej Oslo (60°N) procentowe przyrosty dnia są największe około 37 dni po przesileniu, czyli przed końcem stycznia. Dla Krakowa (50°N) będzie to ok. 53 dni po przesileniu. Dla Warszawy czy Poznania (52°N) – mniej więcej 50 dni po przesileniu, czyli w okolicach 10 lutego. Aczkolwiek bezwzględna długość dnia rośnie najszybciej w okolicach równonocy, to silniej odczuwana jest zmiana względna, gdy kolejny dzień jest zauważalnie dłuższy w porównaniu z poprzednim.

Na Nowy Rok przybywa dnia…

Na przykład na szerokości geograficznej Warszawy w ciągu 1 tygodnia między 7 a 14 lutego długość dnia wzrasta od 9 h 28 min do 9 h 54 min, czyli o 26 min. W ciągu 1 tygodnia między 18 a 25 marca długość dnia wzrasta od 12 h 06 min do 12 h 35 min, czyli o 29 min. Jednak pierwszy wzrost stanowi 4,7% długości dnia 7 lutego, a drugi – 4% długości dnia 18 marca. Co więcej, szybki wzrost względny odczuwalny już w styczniu wyraziście kontrastuje ze świeżą pamięcią żółwich zmian długości dnia w okolicach przesilenia. Późną wiosną dzień oczywiście nadal się wydłuża (aż do 22 czerwca), ale procentowy przyrost jego długości stopniowo opada (osiągając zero w chwili letniego przesilenia). Symetrycznym odbiciem szybkiego przyrostu względnej długości dnia w lutym jest równie szybkie względne kurczenie się dnia i wydłużanie się nocy w listopadzie.

Przypomnijmy sobie, że w drugiej połowie XVI w., przed wprowadzeniem kalendarza gregoriańskiego, przesilenie zimowe miało miejsce 12 grudnia wg kalendarza juliańskiego (czasem nawet 11 grudnia wskutek wahań w cyklu lat przestępnych). W centralnej Polsce względny wzrost długości dnia osiągał wartość maksymalną ok. 31 stycznia, ale już w drugim tygodniu stycznia stawał się wyraźny, przekraczając 0,5% dziennie (4% tygodniowo). Reforma gregoriańska przesunęła te daty o 10 dni kalendarza – ku końcowi stycznia i pierwszej połowie lutego – ale nadal było to blisko początku roku. Jeśli więc nasi przodkowie uważali, że Nowy Rok jest zapowiedzią szczególnie odczuwalnego wzrostu długości dnia, to mieli rację.

… na barani skok

Ale, jak mawiają Francuzi, revenons à nos moutons (wróćmy do naszych baranów) zgodnie z zapowiedzią w poprzednim odcinku serii. Co dokładnie oznacza „barani skok”? Naiwne racjonalizacje oparte na dociekaniu, jak daleko (lub jak blisko) skacze baran, można moim zdaniem włożyć między bajki, podobnie jak doszukiwanie się w ludowym porzekadle symboliki płodności. Konstatuje ono fakt, że po Nowym Roku (zwłaszcza według starej rachuby czasu, ale także według nowej, jak właśnie ustaliliśmy) dzień wydłuża się w wyraźnie zauważalnym tempie. Wydaje mi się oczywiste, że „barani skok” jest aluzją do punktu Barana, czyli jednego z dwóch punktów na sferze niebieskiej, w którym ekliptyka (czyli pozorna trajektoria Słońca obserwowanego z Ziemi na tle dalekich gwiazd) przecina równik niebieski (rzut równika Ziemi na sferę niebieską). Słońce mija punkt Barana – umownie przyjmowany jako wyznaczający zarówno długość ekliptyczną 0°, jak i rektascensję 0h w astronomicznych układach współrzędnych – podczas równonocy wiosennej. Innymi słowy, po Nowym Roku zaczyna się zbierać na wiosnę, co widać wyraźnie po zmianach długości dnia. Słońce „nabiera rozpędu”, żeby zgrabnym susem przeskoczyć punkt Barana.

Nasi przodkowie – a przynajmniej ci z nich, którzy potrafili czytać – byli rozmiłowani w kalendarzach. Drukowane najpierw po łacinie, a od 1516 r. także w języku polskim, cieszyły się ogromną poczytnością i osiągały znaczne nakłady. Zawierały przepowiednie astrologiczne, porady medyczne i gospodarskie na różne pory roku, życiorysy świętych, informacje o dniach świątecznych, a od XVII w. także wszelkiego rodzaju ciekawostki, wieści z szerokiego świata i doniesienia o odkryciach naukowych (trochę jak nasz blog), pomieszane jednak z zabobonami i historiami wyssanymi z palca (czego nasz blog się wystrzega). Zastępowały encyklopedie, prasę i literaturę popularnonaukową, a ponieważ ich wydawcy rywalizowali o to, kto lepiej trafi w gust odbiorcy, dawne kalendarze polskie dają nam znakomity obraz umysłowości średnio wykształconego Polaka z okresu przedoświeceniowego. Aluzja do Barana jako znaku zodiaku była bez wątpienia czytelna dla każdego użytkownika kalendarzy.

To – zdawałoby się – oczywiste wyjaśnienie „baraniego skoku” jest praktycznie nieobecne we współczesnych analizach starego porzekadła. Jest to tym dziwniejsze, że dziewiętnastowieczni badacze folkloru (jak Józef Łepkowski i cytujący go Oskar Kolberg) traktowali je jako coś, co się rozumie samo przez się. Być może po prostu aluzja stała się obecnie niezrozumiała, bo nie wychowujemy się na staropolskich kalendarzach.

Zamęt zodiakalny

Przy okazji uwaga: tradycyjny podział ekliptyki i pasa nieba po jej obu stronach na 12 równych części odpowiadających tradycyjnym „znakom zodiaku” jest przednaukowy. Znaków zodiaku nie należy mylić z gwiazdozbiorami w dzisiejszym sensie. Wskutek precesji osi Ziemi dalekie gwiazdy przesunęły się dość znacznie (o ok. 30°) względem równika (albo raczej równik się przesunął względem nich wraz ze zmianą pozycji biegunów niebieskich) od czasu, gdy w starożytności powstała koncepcja zodiaku. Na dodatek granice współczesnych gwiazdozbiorów, wytyczone przez astronomów i ustandaryzowane przez Międzynarodową Unię Astronomiczną w 1930 r., przecinają ekliptykę w całkowicie przypadkowych miejscach. Na przykład między 29 listopada a 18 grudnia Słońce wędruje przez gwiazdozbiór Wężownika (Ophiuchus), którego astrologia w ogóle nie uwzględnia, natomiast w gwiadozbiorze Skorpiona (Scorpius) spędza zaledwie tydzień (23–29 listopada). W momencie równonocy wiosennej Słońce w rzeczywistości przesuwa się na tle gwiazdozbioru Ryb (Pisces), a do Barana (Aries) dociera dopiero pod koniec kwietnia i pozostaje w nim do połowy maja. Punkt Barana wypada obecnie niedaleko lambdy Ryb (λ Psc) i dryfuje w stronę gwiazdozbioru Wodnika (Aquarius). Leżący naprzeciwko niego na równiku niebieskim punkt równonocy jesiennej, zwany tradycyjnie punktem Wagi (drugie miejsce przecięcia równika z ekliptyką), naprawdę znajduje się nieopodal bety Panny (β Vir), już całkiem blisko gwiazdozbioru Lwa (Leo). Ale o zodiaku napiszę może innym razem.

Gwiazdozbiór Ryb. Punkt Barana ma w układzie równikowym współrzędne 0h (rektascensja) i 0° (deklinacja). Źródło: Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU, licencja CC BY-SA 4.0).

Ilustracje dodatkowe

  • Animacja pokazująca cykl orbitalny Ziemi i skutki nachylenia jej płaszczyzny równikowej względem płaszczyzny ekliptyki (wyznaczonej przez orbitę wokółsłoneczną). Russell Knightley Media.
  • Ekliptyka: pozorna droga Słońca na niebie na tle gwiazdozbiorów. Sky Marvels.