Wziąść: jeszcze jeden krótki wykład o względności norm

Wpisy powiązane tematycznie: Czy znacie język polski? − Cykl

Zagajenie

Każdy, kto przejmuje się poprawnością językową, wie, że nie mówi się wziąść, tylko wziąć. Ale językoznawcę powinno interesować nie to, co obwieszczają stróże poprawności, tylko jak naprawdę działa język. Na przykład: dlaczego pomimo zaleceń poprawnościowych mnóstwo ludzi nie mówi wziąć, lecz wziąść? Przecież nie robią tego na złość Radzie Języka Polskiego tylko z jakiegoś powodu, który zapewne da się zrozumieć w świetle ewolucji języka. A skoro już zadajemy pytania, to może wypada zadać jeszcze jedno: skąd się w ogóle wzięło słowo wziąć?

Ryc. 1.

Bardzo krótki czasownik

Zacznijmy od tego, że wziąć należy do większej rodziny czasowników, obejmującej np. pojąć, ująć, wyjąć, odjąć. Powstały one przez dołączanie rozmaitych przedrostków do czasownika dokonanego, który po prasłowiańsku brzmiał *ęti. Jeśli odczepimy od niego końcówkę bezokolicznika, to zostaje nam niewiele: rdzeń czasownikowy *ę-. Czasem używamy jeszcze tego czasownika w stylu książkowym w postaci „czystej”, bez przedrostka, jako jąć ‘zacząć’, odmienianego w czasie przeszłym (jął mi się przyglądać). Teoretycznie powinien posiadać także czas przyszły1, ale nikt prócz garstki językoznawców nie wie nawet, jak by wyglądała odpowiednia forma, gdyby pozostała w użyciu (bo owszem, kiedyś istniała).

Czasownik jąć pochodzi zatem od prasłowiańskiego *ę-ti, a to z kolei od praindoeuropejskiego *h1em-/*h1m̥- ‘chwycić, wziąć’. Takie krótkie, dwuspółgłoskowe rdzenie często były przyczyną zamieszania w językach potomnych, bo najmniejsza zmiana fonetyczna mogła je zmienić nie do poznania i spowodować, że odmiana stawała się nieregularna. Tu na dokładkę spółgłoską nagłosową było *h1, wymawiane jako słaby przydech [h], który już we wczesnej historii języków indoeuropejskich zanikł, zostawiając *em-, a w wariancie nieakcentowanym samo sylabiczne *m̥-. W języku prabałtosłowiańskim zrobiło się z tego *em-/*im-, a w prasłowiańskim – *ę-/*ьm-. W języku polskim pierwszy wariant rozwinął się w ję- (jęty, jęła) lub ją- (jąć, jął), a drugi, w zależności od pozycji w zdaniu i otoczenia fonetycznego, w im- lub jm- (a nawet m-).2

Czasownik łatwiej było odmieniać, gdy miał oparcie w przedrostku i dzięki temu nie był taki niezręcznie krótki. Łatwiej jest powiedzieć po-jmę, u-jmę, za-jmę (czas przyszły odpowiadający przeszłemu po-jął, u-jął, za-jął) niż zastanawiać się nad wyborem: imę czy jmę (a może ?). Dlatego formy z przedrostkami przeżyły i mają się dobrze, natomiast formy niezłożone w dużej części wymarły. Co prawda i z przedrostkami zdarzały się problemy. Na przykład formy prasłowiańskie *ьz-ęti/*ьz-ьmǫ powinny były rozwinąć się regularnie w coś w rodzaju ziąć, *źmę, ale odmiana stawała się wskutek tego mało przejrzysta i robiła wrażenie nieregularnej. Poradzono sobie, tworząc formy na wzór u-jąć, u-jmę, czyli z-jąć, ze-jmę. W tej pierwszej pojawiło się epentetyczne [d] (zjąć > zdjąć) w celu rozbicia fonetycznie niewygodnej grupy spółgłoskowej. Następnie przez analogię przeniesiono je także do innych form czasownika (zdejmę). Gdyby w XV w. istniała Rada Języka Polskiego, zapewne potępiałaby surowo formy zdjąć, zdjął, zdejmę, bo przecież w polskim nie ma przedrostka zd(e)-.

Skutki dodania w(e)z-

Przedrostkiem często używanym z czasownikiem *ęti był *vъz-, przodek współczesnego polskiego wz-/wez-, oznaczającego ruch w górę (‘chwycić i podnieść’ = ‘wziąć’). Odmiana wyglądała tak: bezokolicznik *vъz-ęti > wziąć; czas przeszły *vъz-ęlъ > wziął; czas przyszły *vъz-ьmǫ > weźmę z późniejszym stwardnieniem spółgłoski: wezmę.3 Czasownik wziąć różni się nieco od swoich bliskich kuzynów, bo ze względu na szczególnie dużą częstość występowania nie uległ tendencjom wyrównawczym i zachował dość wiernie strukturę prasłowiańską. Zapłacił za to mniejszą przejrzystością budowy. 

Ciekawe były losy trybu rozkazującego *vъz-ьm-i > staropolskie weźmi. Końcowe [i] rozkaźników było w dawnej polszczyźnie traktowane niekonsekwentnie: albo zanikało, albo przeciwnie – było wzmacniane przez dodanie po nim -j. Wynik mógł być zatem rozmaity: albo weźmi > weźḿ > weźm > weź (z nieregularnym uproszczeniem końcowej grupy spółgłosek), albo weźmi > weźmij. W tym przypadku wygrał ostatecznie wariant jednosylabowy. Zwróćmy uwagę na jego dziwną budowę: składa się z przedrostka wez- i czasownika tak zredukowanego, że jego jedynym śladem jest zmiękczenie ostatniej spółgłoski przedrostka. Przez analogię do weź powstały także uproszczone rozkaźniki liczby mnogiej: weźmy, weźcie (zamiast weźmmy, weźmcie lub weźmijmy, weźmijcie).

Podobne wahania występowały po innych przedrostkach. Nie rozwiązano tego problemu kompleksowo, stosując jedną zasadę do wszystkich przypadków, tylko dla każdego czasownika rozstrzygano osobno, czy używać formy krótszej, czy dłuższej. Skutkiem jest panująca do dziś niekonsekwencja. Mówimy weź, ale wyjmij, ujmij, a formy przyjm, zdejm (oboczne warianty rozkaźników przyjmij, zdejmij) nie są wcale rzadkie. Można kwestionować ich poprawność i w ten sposób je deprecjonować, ale przecież powstały na podobnej zasadzie jak weź (albo napełń obok napełnij) i bywają używane przez ludzi w pełni wykształconych.

Dalsza rodzina

Rdzeń *ę-/*ьm- wcześnie uzyskał podpórkę fonetyczną w postaci półsamogłoski [j] w nagłosie: *ję-/*jьm-, dlatego wiele pochodzących od niego wyrazów uległo przeobrażeniu: czasownik pierwotnie mający postać *sъn-ęti/*sъn-ьmǫ (o znaczeniu ‘zebrać do kupy’) został przerobiony na *sъ-jęti/*sъ-jьmǫ. Choć wcześnie zanikł w języku polskim, pamiątką po nim jest rzeczownik pochodny *sъjьmъ > staropolskie sjem ‘zebranie, zgromadzenie’.4 Zgodnie z tzw. prawem Havlíka zawarte w nim słabe samogłoski (*ъ, *ь) rozwijały się różnie zależnie od końcówki odmiany; na przykład miejscownik *sъjьmě dał staropolskie (w) sejmie. Dawna odmiana sjem/w sejmie uległa wyrównaniu analogicznemu, stąd dzisiejsze sejm/w sejmie. Podobną innowacją jest współczesny rozejm (zamiast szesnastowiecznego rozjem, patrz rozjemca), natomiast rzeczownik najem/najmu oparł się wyrównaniu. Przy okazji można zauważyć, że od czasownika zająć tworzono rzeczownik zajem ‘zajęcie, wzięcie w posiadanie’.  Wyrażenie przyimkowe w zajem oznaczało ‘do użytku, do dyspozycji’. Ponieważ było często używane przy transakcjach i pożyczkach, zaczęło się kojarzyć z dwustronną wymianą przysług, stąd jego dzisiejsze pochodne: wzajemny, nawzajem.

Podstawowy czasownik dokonany *ęti ‘wziąć’ tworzył także czasowniki pochodne. Jednym z nich było niedokonane *imati ~ *jьmati, stąd polskie imać się ‘brać się (do czegoś), trzymać się’ (imałem się różnych zajęć, tego miecza rdza się nie ima). Natomiast czasownik *jьměti oznaczał rezultat czynności: ‘mieć’ (wziąłem, a zatem mam). W XV w. czasownik mieć miał jeszcze formy oboczne imieć, jmieć i szeroki zakres znaczeń: ‘mieć, posiadać, trzymać’. O ile nietrudno się domyślić jakiegoś związku łączącego wziąć, jąć, a być może nawet imać, to pokrewieństwo z mieć (albo pochodnymi typu mienie) nie jest wcale oczywiste i współczesny użytkownik języka polskiego już go nie odczuwa.

A oto kilka innych przykładów słów pochodzących z tego samego gniazda słowotwórczego: imadło ‘narzędzie do przytrzymywania’ pochodzi oczywiście od czasownika imać (w znaczeniu ‘chwytać, trzymać’). ‘Wzięty, pojmany’ to inaczej jęty (*ętъ), stąd rzeczownik *ętьcь > jęciec ‘człowiek wzięty w niewolę’. To staropolskie słowo miało dopełniacz jęćca, którego umowa uległa uproszczeniu do jeńca. Odmiana jęciec/jeńca stała się wskutek tego nieregularna, toteż – jak to bywa w takich razach – uległa wyrównaniu: jeniec/jeńca. Starszą wersją sejmu było (poświadczone w XV w.) śnimanie ‘zgromadzenie’ od czasownika *sъn-imati (niedokonany odpowiednik *sъn-ęti ‘zebrać’).

Nie taki błąd straszny

Prawda, że można się w tym pogubić? Nic więc dziwnego, że już kilkaset lat temu Polacy przestali rozumieć, jaka dokładnie jest struktura wewnętrzna czasownika wziąć, wezmę, wziął, wzięty, weź i do czego właściwie dołączony jest w nim przedrostek w(e)z-. A kiedy brak takiej świadomości, zniekształcenia szerzą się łatwo, bo nikt nie wie, na jakiej podstawie jedna mało przejrzysta forma miałaby być uznana za lepszą od innej. Skoro odmiana i tak jest nieregularna, to przecież jedna więcej drobna mutacja nie jest w stanie jej popsuć.

Dlatego już w XVI w. pojawił się w bezokoliczniku wariant wziąść – zapewne wskutek kontaminacji, czyli przypadkowego skojarzenia form takich jak wziąć i wsiąść (wcześniej, w XV w., zdarzały się też formy źwiąć, wźwiąć). Odtąd wziąść koegzystuje sobie z odziedziczoną formą wziąć. Gdyby mówił tak jedynie prosty lud, zwaliłoby się wszystko na brak wykształcenia i byłoby po sprawie.5 Ale wśród ludzi regularnie używających wziąść na piśmie był na przykład Adam Mickiewicz, a to już trudno zatuszować. Jeśli traficie na wydanie Pana Tadeusza, w którym zamiast Zamku żaden wziąść nie chciał widnieje Zamku żaden wziąć nie chciał, to wiedzcie, że macie do czynienia z ingerencją wydawców współczesnych „poprawiających” wieszcza i fałszujących jego język. Formy wziąść używał także Juliusz Słowacki, choćby w Balladynie (Ale Bóg jedną tylko wziąść pozwala), a do kompletu również trzeci z wieszczów romantycznych, Zygmunt Krasiński.

Ryc. 2.

Spotykamy wziąść u Cypriana Kamila Norwida, Aleksandra Fredry (ryc. 2), Henryka Sienkiewicza (ryc. 1), a także u niezliczonych innych szanowanych autorów, w których wykształcenie, kulturę i świadomość językową nie sposób wątpić. Nie były to przypadkowe lapsusy, tylko po prostu swobodne używanie formy obocznej, która nikogo wówczas zbytnio nie raziła i której nie korygowali wydawcy. Dopiero w XX w. (i to nawet nie od początku stulecia) językoznawcy preskryptywni jęli tępić wziąść z zapałem godnym lepszej sprawy.6 Tymczasem nie ma w tej formie – udokumentowanej od prawie 500 lat i bynajmniej nie przestarzałej – nic zdrożnego. Owszem, jest ona „etymologicznie nieuzasadniona”, ale dokładnie to samo można powiedzieć na przykład o bezokoliczniku iść (staropolskie < *iti ~ *jьti, zob. czeskie jít, ukraińskie itý), którego jakoś nikt się nie czepia. Poza tym – tak z ręką na sercu – kto z Szanownych Państwa zna się na historii i etymologii języka ojczystego na tyle, żeby odróżnić formy historycznie uzasadnione od nieuzasadnionych?

Przypisy

  1. W języku polskim czasowniki dokonane nie mają czasu teraźniejszego. ↩︎
  2. O rozwoju polskich samogłosek nosowych można przeczytać więcej tutaj. ↩︎
  3. Zapewne po zaniku słabej samogłoski przedniej *ь mówiący nie rozumieli, dlaczego [z] miałoby być zmiękczone przed twardym [m]. ↩︎
  4. W polskim (ale nie we wszystkich językach słowiańskich) uległy utożsamieniu dwa przedrostki różnego pochodzenia: *ьz- ‘ze środka na zewnątrz’ oraz *sъn-/*sъ- ‘razem, całkowicie’. Ten drugi tracił końcowe [n], jeśli był dołączany do wyrazu zaczynającego się na spółgłoskę. Oba te elementy funkcjonowały też jako przyimki. Po ich utożsamieniu powstał jeden polski przedrostek pisany z-, ze-, s- lub ś- (który odziedziczył oba znaczenia) oraz jeden przyimek z(e), łączący się z dopełniaczem lub narzędnikiem w zależności od swojej genealogii (np. z książki, z książką). Bezdźwięczne [s] w słowie sjem > sejm jest zatem utrwalonym archaizmem, podobnie jak staropolskie śnieść ‘zjeść (do ostatka)’, śniadać ‘zjadać (zwłaszcza poranny posiłek)’ < *sъn-ěsti, *sъn-ědati (pochodzące od jeść/jadać). Pamiątką po nich jest zachowane słowo śniadanie. ↩︎
  5. Oczywiście istnieje cały szereg form autentycznie gwarowych, np. weznę, weźnie, a w czasie przeszłym wzión, wziena, którymi nie zajmuję się w tej skrótowej prezentacji. Nie są to w żadnym razie formy wykolejone ani barbarzyńskie, tylko wyniki alternatywnej ewolucji dialektów języka polskiego, równie „normalnej” jak to, co zaszło w polszczyźnie standardowej. Zasługują na badanie, ale nie na piętnowanie. ↩︎
  6. Przedwojenny Słownik języka polskiego Karłowicza, Kryńskiego i Niedźwieckiego (1900–1927) kwalifikuje wziąść jako formę rzadszą, ale nie niepoprawną. Tolerowali ją tym bardziej leksykografowie dziewiętnastowieczni, poczynając od Samuela Bogumiła Lindego. Prawdziwa walka z wziąść zaczęła się po II wojnie światowej. Jej skutkiem jest irracjonalnie wysoka temperatura dyskusji wszczynanej, ilekroć jakaś osoba publiczna powie lub napisze wziąść. ↩︎

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Jak nie argumentować w dyskusji o języku − zob. polszczyzna.pl. Na dole − reality check: pierwsze wydanie Potopu z roku 1886 (domena publiczna).
Ryc. 2. Aleksander Fredro, Zemsta (ok. 1833, opubl. 1838). Wydanie Księgarni Polskiej, Lwów, 1897 (domena publiczna).

Zapomniane liczebniki (2): idąc samotrzeć, zyskujesz w trójnasób

Poprzednia część serii

Zapomniane liczebniki (1): Federico Fellini, Półdziewięta

Jak pokazałem w pierwszej części tej miniserii, w języku staropolskim istniały formy proste liczebników porządkowych, odziedziczone z języka prasłowiańskiego:

liczebnikrodzaj męskirodzaj nijakirodzaj żeński
1pirzwpirzwopirzwa
2wtórwtorowtora
3trzećtrzeciétrzeciå
4cz(t)wartcz(t)wartocz(t)warta
5piętpiętopięta
6szostszostoszosta
7siodmsiodmosiodma
8osmosmoosma
9dziewiętdziewiętodziewięta
10dziesiętdziesiętodziesięta

W razie potrzeby można je było tworzyć od liczebników jeszcze wyższych, ale ograniczmy się do tych, które faktycznie można spotkać w konstrukcjach staropolskich. Trzeba wspomnieć, że nawet w tych językach słowiańskich, które zachowały zarówno prostą, jak i złożoną odmianę przymiotników, w przypadku liczebników porządkowych zdecydowanie przeważała odmiana złożona. Formy proste są tak rzadkie, że można by było wątpić w ich realne istnienie, gdyby nie fakt, że to właśnie one zostały wykorzystane do tworzenia niektórych specjalnych typów liczebników: połówkowych (już omówionych) i zespołowych, o których będzie za chwilę mowa. Ponadto zdarzało się ich użycie przysłówkowe lub rzeczownikowe. Na przykład staropolski liczebnik pirzw < prasłow. *pьrvъ jest zawarty w takich słowach współczesnych jak pierw, wpierw, najpierw, a wtór został zaadaptowany jako rzeczownik o znaczeniu ‘akompaniament’.

Ponieważ już wiemy, skąd się wzięły te dziwne liczebniki, rzućmy okiem na ich kolejne zastosowanie. Polszczyzna (podobnie jak inne języki słowiańskie) posiadała tzw. liczebniki zespołowe, informujące o tym, że rzeczownik, do którego się odnoszą, jest członkiem grupy działających podmiotów o liczebności n. Były one złożeniami przymiotnika sam (w znaczeniu ‘we własnej osobie’) z liczebnikiem porządkowym w formie prostej. Do naszych czasów najlepiej zachowały się słowa samowtór ‘on sam jako drugi’ (czyli we dwójkę z kimś innym) i samotrzeć ‘on sam jako trzeci’ (czyli w towarzystwie dwu innych osób), ale w starszej literaturze (choćby w Trylogii Sienkiewicza, gdzie język dialogów, a miejscami i narracji stylizowany jest na średniopolski) można spotkać przykłady innych liczebników tego typu. Weźmy jako przykład deklarację Onufrego Zagłoby w Ogniem i mieczem:

Dalibóg, z waćpanami i z księciem naszym na czele ruszyłbym samopięt, choćby na Stambuł.

Samopięt oznacza tu ‘sam jako piąty’ (w towarzystwie was trzech i księcia). Bez księcia, ale z Wołodyjowskim, Skrzetuskim i Podbipiętą Zagłoba ruszałby samoczwart. Liczebniki zespołowe mogły przybierać także formę żeńską (rzadko nijaką). Utrwalonym w tradycji przykładem jest święta Anna samotrzecia (z Matką Boską i małym Jezusem) jako motyw ikonografii chrześcijańskiej. O ile jednak element -trzecia jest łatwo rozpoznawalny dla współczesnego oka i ucha, to trudno to samo powiedzieć o jego męskim odpowiedniku -trzeć. Dlatego jeśli ktoś, kto mało wie o starszej polszczyźnie, natyka się w literaturze na słowo samotrzeć, rozpoznaje w nim głównie element samo- i często interpretuje go jako ‘sam, w pojedynkę’, nie zawracając sobie głowy analizowaniem reszty wyrazu. Kontekst nie zawsze wyjaśnia, że chodzi o zespół. Skutek bywa taki, że słowo zostaje przyswojone w błędnym znaczeniu: ‘samodzielnie, bez towarzystwa’. I nie jest to praktyka wyłącznie współczesna ani ograniczona do osób słabo wykształconych. Ze zdumieniem natknąłem się na kilkakrotne użycie samotrzeć ewidentnie w znaczeniu ‘w pojedynkę’ w powieści Księżna łowicka Wacława Gąsiorowskiego (1869–1939; zbieżność nazwisk przypadkowa). Na przykład jeden z bohaterów (Walery Łukasiński) mówi:

– Wybornie! Tedy, mój Jędrzejowski, stawcie czoło bryce, a ja tymczasem opłotkami samotrzeć. W razie czego, nie widziałeś mnie.

… po czym samotnie kieruje się ku furtce między opłotkami.

Błędem bardzo pospolitym i popełnianym nawet przez historyków sztuki jest święta Anna samotrzeć, co można odebrać jako sugestię, że święta Anna była mężczyzną. Łatwo jednak zrozumieć, jak dochodzi do takich wykolejeń. Świadomość, że liczebniki zespołowe zawierają liczebnik porządkowy z końcówką wyrażającą rodzaj, zatarła się w świadomości użytkowników polszczyzny. Formy samowtór i samotrzeć (nawet poprawnie interpretowane pod względem semantycznym) wydają się współczesnym użytkownikom języka nie przymiotnikami, ale nieodmiennymi przysłówkami. Używamy ich rzadko i gdyby nawet strzeliło nam do głowy – na zasadzie „staropolszczyznę się mnie zachciało” – nadać styl archaiczny stwierdzeniu, że Marysia wracała ze szkoły w towarzystwie jednej bliżej nieokreślonej osoby, to powiemy raczej „Marysia wracała ze szkoły samowtór” niż „samowtóra”. Nawiasem mówiąc, w dawniejszej polszczyźnie trzeba było uważać, mówiąc tak o kobiecie, bo samowtora mogło oznaczać ‘ciężarna, brzemienna’.

Leonardo da Vinci, Święta Anna samotrzecia (albo raczej samoczwarta, jeśli doliczyć baranka). Muzeum Luwru, Paryż. Źródło: Wikipedia (domena publiczna).

W XV–XVI w. łatwo było tworzyć w ten sposób nawet dość skomplikowane liczebniki, na przykład samowtórnaćcie. Co to znaczy? Zacznijmy od tego, że liczebniki od 11 do 19 tworzono, dodając do liczebnika z zakresu 1–9 wyrażenie na dziesięcie (odpowiadające dzisiejszemu na dziesięciu): jeden na dziesięcie, dwa na dziesięcie itd. Z czasem wyrażenie to uległo uproszczeniu fonetycznemu, wskutek czego zatarła się jego struktura: na dziesięcie > -naćście, -naćcie, -naście. Liczebnikowi dwa na dziesięcie (dwanaćcie, dzisiejsze dwanaście) odpowiadał zatem liczebnik porządkowy w formie prostej wtór na dziesięcie > wtórnaćcie ‘dwunasty’. A zatem samowtórnaćcie to ‘sam plus jedenaście innych osób’ (razem dwanaście). Podobnie samotrzećnaćcie to ‘on sam plus dwanaście osób’ (razem trzynaście). Zapewne istniał także liczebnik zespołowy *samopirzwnaćcie (*samopierwnaście) ‘sam i dziesięć innych osób’ (razem jedenaście), ale nie jest on bezpośrednio udokumentowany w zachowanych tekstach staropolskich.

Fakt, że w liczebnikach połówkowych i zespołowych zachowały się formy proste liczebników porządkowych, niemal nieużywane samodzielnie nawet w najstarszej polszczyźnie, świadczy o ich bardzo dawnym pochodzeniu. Ponieważ komponent liczebnikowy przybierał w nich nietypową, niekiedy trudno rozpoznawalną postać, nic dziwnego, że bywały one przekształcane na różne sposoby, przybierając nieco przejrzystszą strukturę. Na przykład zamiast samodziesięt z czasem spotykamy samodziesiąt, samodziesięć, ewentualnie forma prosta mogła być zastępowana przez złożoną: samodziesiąty, samdziesiąty (podobnie samotrzeci, samoczwarty itp.). Zamiast wspomnianego wyżej samotrzećnaćcie w XVI w. widzimy wersję „unowocześnioną” samotrzynast. Takie rozchwianie strukturalne i mnożenie się nowych wariantów jest charakterystyczne dla formacji archaicznych i stopniowo wychodzących z użycia. Fani Andrzeja Sapkowskiego mogą się jeszcze od biedy natknąć na samoszóst (zamiast samoszost).

Istniała jeszcze jedna seria liczebników opartych na odmianie prostej przymiotników, mianowicie liczebniki zbiorowe. Do dziś używamy ich rodzaju nijakiego: dwoje, oboje, troje, czworo, pięcioro itd. Miały one pierwotnie także rodzaj męski (np. dwój, czwór) i żeński (dwoja, czwora) i zachowywały się jak przymiotniki. Dodane do rzeczownika oznaczały, że coś lub ktoś tworzy zbiór n elementów: dwój sposób, dziesięcioro przykazanie, pięciora księga. Wyrażenie dwój duch (podwójna dusza) widzimy jeszcze u Mickiewicza w wierszu Przyjaciele (o Leszku i Mieszku). W rodzaju męskim i nijakim  liczebniki dwój (dwoje), obój (oboje) i trój (troje) już w języku staropolskim upodobniły się do podobnie wyglądających zaimków (mój, twój, swój), przybierając w dopełniaczu formę dwojego, obojego, trojego (zamiast *dwoja, *oboja, *troja). Pod ich wpływem formy dopełniacza liczebników od czwór w górę zaczęły również wstawiać -g- do dopełniacza: czworaczworga. To „pasożytnicze” -g- zainfekowało pozostałe przypadki zależne (czworgu, czworgiem), a kolejny rzut infekcji ogarnął formy, z których -g- pierwotnie przywędrowało: zamiast dwojego mamy dziś dwojga. Czasem nawet mianownik poddawał się tej tendencji (siedmiorgo). Był to proces stopniowy, rozciągnięty na całe stulecia. Wyrażenia takie jak obojego rodzaju albo obojej płci można było spotkać sporadycznie jeszcze w XIX, a nawet XX w.

Już w XV w. pojawiła się konstrukcja alternatywna: liczebnik zbiorowy zaczął się zachowywać jak rzeczownik rodzaju nijakiego, a określany przezeń rzeczownik (dowolnego rodzaju) występował w dopełniaczu. Zamiast dziesięcioro przykazanie (dopełniacz: dziesięciora przykazania) pojawiło się dziesięcioro przykazań (dopełniacz: dziesięciorga przykazań). Stąd mamy także dziewiętnastowieczne Królestwo Obojga Sycylii (Sycylia właściwa plus Królestwo Neapolu). Nie było błędem użycie liczebników zbiorowych tego typu z rodzajem męskim (czworo rycerzy) lub żeńskim (dwoje panien). Ponieważ jednak poręczniej było w takich razach używać zwykłego liczebnika (czterej rycerze, dwie panny), zakres użycia liczebników zbiorowych był coraz bardziej ograniczany. Dziś używamy ich niemal wyłącznie z rzeczownikami rodzaju nijakiego oznaczającego istoty ożywione, zwłaszcza ludzi, ale fakultatywnie też zwierzęta (dwoje dzieci, troje piskląt), z rzeczownikami nieposiadającymi liczby pojedynczej (czworo drzwi), z takimi, których liczba mnoga jest dawną liczbą podwójną (ośmioro oczu) i dla wyrażenia liczebności zbioru ludzi różnej lub niewiadomej płci (trzydzieścioro demonstrantów, troje uczestników). Ponadto zachowało się kilka połączeń zakonserwowanych przez tradycję, jak dziesięcioro przykazań, trojga imion albo obojga płci (jako synonim obu płci).

Forma prosta liczebników zbiorowych rodzaju męskiego (dwój, trój, czwór) w zasadzie wyszła z użycia, ale widzimy ją okazyjnie w pierwszym członie złożeń  złożeń (trójkąt, trójnóg) oraz jako składnik serii liczebników „krotnych”, których drugim składnikiem jest zapomniany dziś rzeczownik rodzaju męskiego nasób ‘taka sama ilość, tyle samo’. Dosłownym znaczeniem wyrażenia dwój nasób było ‘podwojona ilość’. Stąd zachowane do dziś połączenia w(e) dwójnasób, w trójnasób, w(e) czwórnasób (czyli podwójnie, potrójnie, poczwórnie). Dawniej równie dobrze mogło być w dziesięciórnasób.

Nawet ludzie wykształceni i oczytani łatwo mylą te egzotyczne typy liczebników. Zdarza się w szczególności mylenie liczebników zespołowych z krotnymi. Jeśli już musimy się popisywać stylem archaizującym, to pamiętajmy: można coś komuś wynagrodzić w czwórnasób (poczwórnie, po czterykroć), ale jeśli na przykład ktoś podróżuje z trojgiem towarzyszy, to robi to samoczwart, a nie w czwórnasób. Wpadki zdarzają się każdemu. Profesor Jan Miodek, który przecież jest wybitnym polonistą i zna polszczyznę na wylot, w jednym krótkim felietonie podał dwie fikcyjne, błędnie utworzone formy: !samoczwór i !samopiąć (zamiast samoczwart, samopięt). Niech to pocieszy mniej utytułowanych koneserów staropolszczyzny.

Zapomniane liczebniki (1): Federico Fellini, Półdziewięta

Kolejna część serii

Zapomniane liczebniki (2): idąc samotrzeć, zyskujesz w trójnasób

Łatwo się śmiać z kogoś, kto powie półtora godziny (zamiast półtorej godziny) albo półtorej roku (zamiast półtora roku), ale trudniej wyjaśnić, dlaczego używamy takich a nie innych form liczebnika połówkowego (1½) w zależności od wyrażanego przez nie rodzaju gramatycznego. Formy półtora, półtorej nie są przejrzyste morfologicznie, nic zatem dziwnego, że użytkownicy języka niezbyt się zastanawiają nad ich pochodzeniem i logiką ich użycia. Jeśli już się zastanowią, to mogą dotrzeć do informacji etymologicznej: półtora to rezultat ściągnięcia zwrotu pół wtora, czyli ‘(jeden cały i) pół drugiego’. Ale skoro występuje tu przymiotnik wtóry ‘drugi’ (wciąż używany, choć odczuwany jako archaiczny), to dlaczego nie mówiono pół wtórego?

Powody są następujące:

Z formalnego punktu widzenia liczebnik porządkowy jest przymiotnikiem. Przymiotniki słowiańskie (i staropolskie) miały podwójną odmianę. Przypominały pod tym względem przymiotniki bałtyjskie i germańskie. Jeden typ odmiany nazywamy prostym, a drugi – złożonym. Weźmy jako przykład przymiotnik ‘zdrowy’, którego prasłowiańska forma prosta wyglądała tak: *sъdorvъ. Odmieniał się on tak samo jak rzeczowniki o podobnej budowie, z tą jedną różnicą, że jako przymiotnik mógł przybierać także rodzaj nijaki, *sъdorvo, lub żeński *sъdorva. Te formy w języku staropolskim przybrały postać: zdrōw, zdrowo, zdrowa (pozioma kreska, czyli makron nad samogłoską oznacza wzdłużenie, które w tym przypadku kompensowało zanik końcowej sylaby ze słabą samogłoską, czyli tzw. jerem).

Nie będę was zanudzał szczegółami odmiany, ale muszę wspomnieć przynajmniej o dopełniaczu (kogo? czego?), który dla rodzaju męskiego i nijakiego miał formę zdrowa (tak jak np. Krakowa albo drzewa), a dla żeńskiego zdrowy (tak jak mowy albo krowy). Formy te znikły w języku nowopolskim, ale pozostawiły po sobie trochę reliktów. Rodzaj nijaki zdrowo został przekwalifikowany na przysłówek. Kiedy dziś mówimy: „Chodzę na spacery, bo to zdrowo” – to używamy dawnej formy prostej rodzaju nijakiego. Mianownik rodzaju męskiego zdrów nadal funkcjonuje jako orzecznik: jestem zdrów, bywaj zdrów itd. Dawniej można było również powiedzieć: dziecko jest zdrowo. Zachowało się kilka innych form prostych tego typu używanych jako orzeczniki: gotów, godzien, pełen, winien, wesół, żyw, rad, łaskaw, wart, a niektóre mogą także pełnić funkcję przydawki: sam (samo), jeden (jedno), żaden, pewien. Jednak straciły one swój pierwotny system odmiany: zachował się tylko odrębny mianownik liczby pojedynczej w rodzaju męskim (wyjątkowo też w nijakim).

Forma złożona przymiotnika ‘zdrowy’ wyglądała tak: *sъdorvъ-jь, *sъdorvo-je, *sъdorva-ja. Sylaba doczepiona na końcu to odpowiednia forma rodzajowa zaimka *. Był to zaimek anaforyczny (odsyłający do rzeczownika określanego przez przymiotnik). We współczesnym języku polskim zanikł jego mianownik, ale pozostałe formy deklinacyjne zostały przejęte przez zaimek osobowy on, ono, ona. Dlatego na przykład dopełniacz zaimka trzeciej osoby brzmi dziś jego, jej, ich, a nie onego, onej, onych. W języku prasłowiańskim w odmianie złożonej zarówno przymiotnik, jak i towarzyszący mu zaimek przybierały końcówki przypadków. Dopełniacz brzmiał zatem: *sъdorva-jego (rodzaj męski i nijaki), *sъdorvy-jejě (rodzaj żeński w dialektach północnosłowiańskich).

Zaimek z czasem utracił samodzielność i zaczął być odczuwany jako część końcówki przymiotnika. Końcówki te stały się wskutek tego dwu- lub trzysylabowe. Nikt nie lubi nadmiaru komplikacji w odmianie, więc pomiędzy rozpadem języka prasłowiańskiego a początkami języka polskiego zaszły w nich procesy uproszczenia. Polegały one przede wszystkim na zaniku słabej spółgłoski *j między samogłoskami, a następnie ściągnięciu następujących po sobie samogłosek w jedną sylabę. Efekt (widoczny w języku staropolskim) był następujący: zdrowy, zdrowē, zdrowā, a w dopełniaczu zdrowēgo i zdrowē.

Pod koniec XV w. kontrast długości zanikł w języku polskim, a zamiast tego pojawił się kontrast barwy samogłoski. Dawne krótkie e, o, a (tzw. samogłoski „jasne”) wymawiane były mniej więcej tak jak dzisiaj, czyli [ɛ], [ɔ], [a], natomiast ich długie odpowiedniki ē, ō, ā zmieniły się w é, ó, å (tzw. samogłoski „pochylone”), wymawiane [e], [o], [ɒ]. Powstały zatem formy zdrowy, zdrowé, zdrowå, a w dopełniaczu zdrowégo i zdrowé (do tej ostatniej formy w XVI w. dodano końcowe -j: zdrowéj). Były one niemal identyczne z dzisiejszymi z tą różnicą, że aż do XVIII w. samogłoski é, ó, å były odrębnymi fonemami. Dopiero w ciągu ostatnich 300 lat w języku warstw wykształconych é i å uległy utożsamieniu z e i a, natomiast ó utożsamiło się fonetycznie z u. Jednym ze skutków tego uproszczenia systemu samogłosek był całkowity zanik różnicy między formą prostą zdrowa < *sъdrova a formą złożoną zdrowå < *sъdrovaja w rodzaju żeńskim.*

Za często pouczamy, jak „się mówi”, za rzadko tłumaczymy, dlaczego tak się mówi. Grafika: KŻ/Polityka.

Teraz możemy wrócić do liczebników połówkowych.

Podwójną odmianę miały także liczebniki porządkowe. Obok form złożonych: pirzwy (pirzwé, pirzwå)**, wtory (wtoré, wtorå), trzeci (trzecié, trzeciå), cz(t)wårty (cz(t)wårté, cz(t)wårtå), piąty (piąté, piątå), szosty (szosté, szostå) itd., istniały także formy proste: pirzw (pirzwo, pirzwa), wtór (wtoro, wtora), trzeć (trzecié, trzeciå)***, cz(t)wart (cz(t)warto, cz(t)warta), pięt (pięto, pięta), szost (szosto, szosta). I właśnie od tych form prostych tworzono liczebniki połówkowe. W rodzaju męskim i nijakim dopełniaczem od wtór ‘drugi’ było wtora (jak wór | wora); dopełniacz rodzaju żeńskiego brzmiał wtory (jak zmora | zmory). Stąd wyrażenia (bardzo stare, pochodzące z czasów, gdy odmiana prosta była jeszcze w pełni żywa):

  • pół wtora > półwtora > półtora
  • pół wtory > półwtory > półtory

Żeńska forma półtory pozostawała w użyciu aż do początku XX w., kiedy częstszy stał się wariant półtorej, istniejący już od pewnego czasu i szerzący się pod wpływem odmiany złożonej (mianownik wtorå, dopełniacz wtoréj, a w nowszych czasach wtóra, wtórej). Jednak w XIX w. częściej pisano „weź półtora funta cukru i półtory szklanki wody”, a nawet i po I wojnie światowej część gramatyków protestowała przeciwko „błędnej” formie półtorej.

Podobne pary istniały dla kolejnych liczebników:

  • 2½ – półtrzeciå, półtrzecié (w staropolskim także -éj, później półtrzeci, w XX w. półtrzeciej)
  • 3½ – półcz(t)warta, półcz(t)warty (półczwartej)
  • 4½ – półpięta, półpięty (z wariantami: półpiąta, półpiąty ~ półpiątej)
  • 5½ – półszosta, półszosty (z wariantami: półszósta, półszósty ~ półszóstej)

Warianty brały się między innymi stąd, że na przestrzeni stuleci Polacy zdążyli całkiem stracić orientację, gdzie powinny pojawiać się samogłoski jasne, a gdzie ich odpowiedniki pochylone. Nie winiłbym ich za to, bo iloczas samogłosek staropolskich, często zależny od prasłowiańskiego akcentu melodycznego, potrafi konfundować nawet językoznawców. Z dość oczywistych powodów im wyższy liczebnik, tym rzadziej używano pochodzących od niego form połówkowych, ale jeszcze w pierwszej połowie XX w. dużą żywotność zachowywały nawet formy w rodzaju półdziewięta (= osiem i pół, stąd tytuł niniejszego wpisu). Po II wojnie światowej większość z nich wyszła z użycia; tylko najczęściej używane półtora | półtorej pozostały w obiegu potocznym. A może ktoś jeszcze pamięta nieco okryty kurzem liczebnik półtorasta, czyli półtorej setki (150)? Liczebniki połówkowe nie są jednak całkiem martwe. Nawet w XXI w. zdarza się, że jakiś erudyta, smakosz języka i miłośnik barokowego stylu napisze półtrzynasta wieku, ryzykując być może, że mniej wyrobieni czytelnicy nie zrozumieją, iż chodzi o około 1250 lat.****

Błędne z historycznego punktu widzenia użycie półtora z rzeczownikiem w rodzaju żeńskim albo półtorej (dawniej półtory) z rodzajem męskim lub nijakim nie jest niczym nowym. Zdarzało się dość nagminnie w XIX w., czego liczne ślady widać w literaturze z tego okresu oraz w ostrzeżeniach gramatyków, że „tak się nie mówi” (a dobrze wiemy, że jeśli ostrzegają, to niewątpliwie ktoś tak jednak mówi). Wyrażenia takie jak półtora mili bywały określane jako „powiatowszczyzna Wschodniéj Galicji” (nie wiem, czy słusznie, czy tylko na podstawie jakiegoś ówczesnego stereotypu).

Celem tego wpisu było przygotowanie gruntu pod szerszą dyskusję kilku kategorii liczebników, które – choć nieco zapomniane i rzadko dziś używane – nadal funkcjonują w polszczyźnie. W drugiej części zobaczymy, że wiedza przyswojona w celu zrozumienia budowy liczebników połówkowych może się jeszcze na coś przydać. Jednak już obecnie mam nadzieję, że jeśli ktoś w starym tekście znajdzie zwrot typu „półczwarta łokcia bez ćwierci”, to błyskawicznie zrozumie, że chodzi o 3¼ łokcia (czyli 2 m ± margines niepewności wynikający z faktu, że w Polsce używano kilku różnych lokalnych długości łokcia).

Przypisy

*) Dla ścisłości – to uproszczenie dotyczy polszczyzny ogólnej, „standardowej”, ale nie większości gwar regionalnych, gdzie dawne é, ó, å często zachowują refleksy inne niż e, u, a (np. w wyrażeniu młodå żona przymiotnik i rzeczownik mają różne końcówki). Osobnym zagadnieniem jest oboczność ę i ą, również odzwierciedlająca dawne różnice długości, której poświęciłem wcześniej specjalny wpis.

**) Forma pirzw(y) rozwinęła się następnie w piérzw(y), pierw(y). Współczesne pierwszy zawiera przyrostek stopnia wyższego.

***) Prasłowiańską formą prostą liczebnika ‘trzeci’ w rodzaju męskim było *tretьjь, a formą złożoną – *tretьjь-jь. Obie rozwinęłyby się regularnie w staropolskie trzeci, ale ponieważ we wszystkich innych liczebnikach porządkowych forma prosta była o jedną sylabę krótsza od złożonej, w języku staropolskim polskim (i kilku innych językach słowiańskich) utworzono przez analogię wariant skrócony trzeć. Oczywiście staropolski dopełniacz każdej z tych form był inny: w odmianie prostej trzeciå < *tretьja, a w odmianie złożonej trzeciégo < *tretьja-jego.

****) Co prawda po staropolsku 12½ wyrażano raczej jako półtrzeciånaście (ściągnięcie zwrotu pół trzeciå na dziesięcie), a w rodzaju żeńskim półtrzeciénaście (pół trzecié na dziesięcie), ale wyrażenia półtrzecianaście wieku już na pewno nikt by nie zrozumiał prócz znawców historii języka.