O Teorii Elektrosłabej – cząstki Glashowa i sombrero Higgsa.

Część pierwsza: Jak połączyć dżem z musztardą – czyli o teorii elektrosłabej.

Część druga: O Teorii Elektrosłabej – złamana symetria.

Poprzedni tekst zakończyliśmy w miejscu, w którym dowiedzieliśmy się, że oddziaływanie słabe ma niezwykłą cechę: łamie symetrię. Jest to dziwne, bo jak wiemy z poprzedniego tekstu, nasz Wszechświat jest zdumiewająco symetryczny i jeśli coś da się zrobić w lewo, to da się również w prawo. Jeśli powstaje cząstka o ładunku dodatnim, to musi powstać inna o ładunku ujemnym, tak aby wszystko ostatecznie wyszło na zero. Tymczasem oddziaływanie słabe inaczej traktuje cząstki w zależności od tego, czy ich spin jest zwrócony w kierunku ich ruchu, czy też w przeciwną. Dla Wszechświata nie powinno mieć to żadnego znaczenia; to oddziaływanie powinno traktować cząstki symetrycznie. Tymczasem tak nie jest.

Cóż, w naszym Wszechświecie obowiązuje prosta zasada: jeśli posiada się określony ładunek, to trzeba oddziaływać w określony sposób. Cząstki, a ściśle wzbudzenia pola posiadające ładunek elektryczny oddziałują pomiędzy sobą za pośrednictwem pola, wymieniając wirtualne fotony przenoszące moment pędu, który pozwala im zbliżyć lub oddalić się od siebie w zależności od tego, czy przenoszą ładunek różny, czy tożsamy. Takie oddziaływanie wymaga zachowania tylko jednego ładunku – elektrycznego. Tym samym grupa symetrii z nim związana ma jeden generator, co daje nam fizycznie jeden jego nośnik – pozbawiony masy i ładunku foton. W języku matematyki grupa reprezentująca taką symetrię oznaczana jest jako U(1), gdyż reprezentuje ją macierz 1×1.

Odkrycie kwarków budujących hadrony i mezony pozwoliło nam namierzyć nośniki oddziaływań je łączących, czyli przenoszące ładunek koloru gluony. Pamiętacie może ilustrację z poprzedniego tekstu:

Gdy przeprowadzić kilka operacji matematycznych na kwarkach górnym, dolnym i dziwnym, które były znane ówczesnym badaczom, otrzymujemy ich kombinacje liniowe będące cząstkami, które można zaobserwować. Problem pojawił się chwilę później, gdy zauważono, że ta teoria wymaga istnienia trzech dodatkowych cząstek, które na ilustracji zaznaczyłem czerwonym strzałkami.

Takich kombinacji nie można tworzyć w sposób dowolny, ale tylko z uwzględnieniem zasad zachowania i ich symetrii. Ładunek elektryczny musi przyjmować wartości całkowite, podobnie jak dziwność. Daje to mam kombinacje jak powyżej. Nie ma żadnych przeciwwskazań, aby istniały cząstki będące kombinacjami trzech kwarków dolnych, górnych lub dziwnych. Kombinacje takie spełniają wszystkie wymagania. Z tym, że poważnie naruszają jeden zakaz – mowa tu oczywiście o zakazie Pauliego.

Cząstki o spinie 1/2 nie mogą mieć wszystkich liczb kwantowych takich samych, jeśli chcą tworzyć układy. Coś musi się różnić. Tym czymś jest ładunek określony mianem koloru. Ponieważ nie obserwujemy samotnych kwarków, to uważa się, że mogą istnieć jedynie te cząstki, których suma ładunków koloru znosi się, tj. cząstki „białe″. Stąd trzy kolory ładunku – czerwony, zielony i niebieski – oraz odpowiadające im antykolory. W języku matematyki grupa symetrii związana z takim oddziaływaniem określana jest jako SU(3). Gluony mają ładunek podwójny: kolor-antykolor, stąd uzyskujemy osiem ich kombinacji.

Operacje matematyczne doprowadziły nas do wyników, które są zadziwiająco zgodne z obserwowaną rzeczywistością. Problemy pojawiły się, gdy wspomniany w poprzednim tekście Sheldon Lee Glashow postanowił sprawdzić, co się stanie, gdy poddać podobnym operacjom oddziaływanie, które pozostawało nadal tajemnicą. Jak to się dzieje, że swobodny neutron zmienia swoją tożsamość, stając się naładowanym dodatnio protonem, a przy okazji wyzwala elektron i odpowiednie neutrino?

Przypomnijmy: jakiekolwiek dozwolone oddziaływanie w naszym Wszechświecie polega na przekazaniu odpowiednich paczek energii pomiędzy polami mającymi swoje cechy – zgodnie z zasadami zachowania: jeśli efektem rozpadu neutronu jest powstanie protonu i elektronu, które posiadają swoje ładunki elektryczne, to oznacza, że pole, za pośrednictwem którego się to stało, musiało również posiadać ładunek elektryczny samo w sobie – musiał być on jego cechą. Dodatkowym ładunkiem, który jest zachowywany w takich oddziaływaniach, musi być koniecznie jeszcze jeden ładunek: słaby.

Ten ładunek muszą posiadać wszystkie cząstki budujące materię, a wiemy to stąd, że wszystkie podlegają jakiemuś procesowi związanemu z tym oddziaływaniem. Dzięki niemu rozpadają się zarówno układy kwarków, jak i leptony takie jak mion i taon. Tylko te oddziaływanie potrafi zmienić zapach cząstki. Jest on związany ze zwykłym spinem, można go transformować wobec tej samej grupy symetrii, co zwykły spin, stąd nazwano go izospinem.

Lewoskrętne elektrony mają słaby izospin równy −1/2, lewoskrętne neutrina +1/2. Lewoskrętne kwarki u, c i t mają izospin równy +1/2, lewoskrętne kwarki d, s i b −1/2. Prawoskrętne antycząstki posiadają odpowiednio przeciwne izospiny. Prawoskrętne cząstki posiadają izospin o wartości 0. Ciekawostką jest to, że prowadzi to do wniosku, iż może istnieć cząstka posiadające wszystkie możliwe ładunki o wartości 0. Cząstką taką byłoby prawoskrętne neutrino nazywane „sterylnym″, które oddziaływałoby jedynie z grawitacją, co biorąc pod uwagę jego niewielką masę, czyni z takiej cząstki kandydatkę na cegiełkę budująca ciemną materię, o której więcej tekście Ciemna materia, czyli królowa jest naga. W języku matematyki grupa reprezentująca oddziaływanie związane z izospinem oznaczana jest symbolem SU(2).

Teraz nie obędzie się bez matematyki ale nie jest to tak skomplikowane jak ta szkolna, bo tu wystarczy to zrozumieć, a nie zdać 🙂 Zrobimy dokładnie to samo, co zrobił Sheldon. Nie wiedział on, jakie cząstki są nośnikami oddziaływania słabego, ale wiedział, że muszą spełniać one pewne warunki, aby mogły istnieć jako bozony, tj. posiadać określony spin, być (według ówczesnej wiedzy) bezmasowe i posiadać określone ładunki w związku z określoną zasadą zachowania i przyjętą symetrią. Glashow, posługując się matematyką do opisu pola oddziaływań słabych, uzyskał wyniki jak na ilustracji poniżej:

Z każdą grupą symetrii są związane określone macierze. Te, które reprezentują grupę SU(2), to macierze 2×2, które mają tę własność, że suma elementów leżących po przekątnej od lewego górnego do prawego dolnego rogu daje 0. Z teorii tej wynika, iż powinny istnieć trzy „weak bosons″, znane nam jako wuony W+, W i W0. Przypominam, iż Glashow nie wiedział, jakie cząstki są nośnikami tego oddziaływania: wykonując operacje matematyczne na macierzach będących reprezentacją określonej grupy symetrii, doszedł do wniosku, iż powinny istnieć dwa naładowane stany i jeden neutralny. Te posiadające ładunek wyjaśniały rozpad beta – spełniały zasadę zachowania. Długo nie było jasne, czym jest wynik W0. Z pewnością nie był to foton – cząstka ta nie oddziałuje z neutrinem, choć na pierwszy rzut oka idealnie by pasowała z uwagi na brak ładunku elektrycznego.

Jednak, jak wiemy, foton reprezentuje inny rodzaj oddziaływań niż badane przez Glashowa słabe. Cząstka opisywana grupą symetrii U(1) jest reprezentowana przez macierz 1×1. Czy wobec tego w teorii Sheldona był jakiś błąd? Cząstka taka musiała istnieć, aby mogły zachodzić inne zjawiska niż rozpady cząstek. Na przykład oddziaływania pomiędzy elektronami a neutrinami. Nie jest to oddziaływanie pomiędzy cząstkami o ładunku elektrycznym, więc foton nie gra tu roli. Cząstką tą jest zeton, który od fotonu na pierwszy rzut oka odróżnia tylko i wyłącznie masa.

Wszystkie te cząstki zostały faktycznie zaobserwowane. Matematyka to potężne narzędzie jest! Nie, bo obserwowane cząstki mają masę, a zeton nie jest tym, co wyraża jedna z macierzy.

Teoria Glashowa nie spełniała podstawowego warunku narzucanego przez narzędzie matematyczne, którym się posługiwał: cząstki powinny być bezmasowe. Tak nie jest. Oddziaływanie słabe powinno działać na dokładnie taki sam dystans jak elektromagnetyczne, a ładunek elektryczny nie powinien być w żaden sposób wyróżniony.

Tymczasem zasięgu tych oddziaływań nie ma nawet co porównywać. Foton w momencie powstania w dowolnym procesie jako cząstka bezmasowa od razu porusza się z prędkością światła. Jako że nie odczuwa upływu czasu, może pokonać dowolny dystans. Wuony i zetony posiadają masy przewyższające masy pozostałych cząstek z dwoma wyjątkami.

W tym świecie powoduje to pewne konsekwencje – zwróćcie uwagę na różnicę mas pomiędzy kwarkami dolnym oraz górnym i porównajcie ją z masą bozonu W. Mega to jednak mniej niż giga, a wiemy, że rozpad tego kwarku następuje za pośrednictwem pojawiającej się znikąd cząstki o potężnej masie. Przypominam, że jeśli cząstka jest masywna, to nigdy nie będzie poruszać się z prędkością c, tylko z mniejszą. To, że ten bozon pojawia się „znikąd″, to nie jest problem w mechanice kwantowej – ta gałąź nauki zna takie przypadki. Energię do zaistnienia można pożyczyć z próżni. Warunek jest taki, że trzeba ją oddać, czyli zniknąć – im więcej się tej energii pożyczyło, tym szybciej trzeba oddać, a więc krócej się istnieje.

Stąd krótki zasięg oddziaływań słabych: bozony je przenoszące są masywne, a więc w przeciwieństwie do fotonów odczuwają upływ czasu. Ponieważ są bardzo masywne, to czas ich istnienia nie może być długi zgodnie z zasadą nieoznaczoności, stąd krótki dystans, jaki mogą w tym czasie przebyć, a więc zasięg samego oddziaływania. Jednak tak, jak wspomniano, oddziaływanie cząstki Z powinno mieć dokładnie taki sam zasięg jak przenoszone przez foton. Glashow pozostał z teorią, która była poprawna, ale coś w niej ostro nie grało. Został z taką matematyką na tablicy i poczuciem, że gdyby tylko cząstki W nie miały masy, to byłoby super – ale mają. Grupa SU(2) daje trzy stany cząstki W, podczas gdy U(1) jeden stan B0 i choćby nie wiadomo co z tymi macierzami zrobić, to nie pasują one do tego, co obserwujemy w rzeczywistości. Na domiar złego, jeśli ładunek elektryczny nie miał być wyróżniony, to obserwowany zeton nie był reprezentowany przez W0.

Glashow po latach stwierdził, że rozwiązanie było trochę jak słoń na środku pokoju – dziwne, że nie zauważył go od razu. Rozpatrywał on oddziaływanie słabe w oderwaniu od oddziaływania elektromagnetycznego, choć bozony W posiadają ładunek elektryczny! Choć miał przed sobą grupy SU(2) i U(1), to patrzył na nie osobno, a powinien był je pomnożyć!

Działanie takie nie jest prostym mnożeniem. Jeśli mówimy o symetrii cechującej grupę SU(2)×U(1), to mamy pewne różnice. W tej teorii grupa U(1) nie reprezentuje ładunku elektrycznego, ale bardziej podstawową wielkość, tj. „słaby hiperładunek″, podczas gdy grupa SU(2) jest reprezentacją słabego izospinu. Teoria ta daje nam cztery bozony cechowania: W+, W, W0 i B0. Bozony posiadające ładunek elektryczny mają izospin odpowiednio -1 i +1 i wraz z W0 tworzą grupę nazywaną trypletem. Bozon B jest jeden, a więc jest singletem i ma ładunek równy 0. Jeśli postąpić z bozonami W0 i B0 jak z kwarkami, o których była mowa na początku tekstu, to uzyskamy ich kombinacje liniowe będące nienaładowanymi bozonami tego cechowania, czyli fotonem i zetonem.

Jeśli rozpatrywać oddziaływania słabe i elektromagnetyczne wspólnie, to wówczas pomiędzy hiperładunkiem i słabym izospinem pojawia się pewna zależność wyrażana wzorem: Q = I3 – Y, gdzie Q oznacza ładunek elektryczny, a I3 i Y odpowiednio izospin i hiperładunek. Wzór należy interpretować w ten sposób że ładunek elektryczny cząstki jest kombinacją bardziej podstawowych wielkości. Takie spojrzenie na ten ładunek wyjaśnia nam również, dlaczego kwarki i leptony mają różne ładunki.

Czyli wszystko mamy wyjaśnione. Oddziaływania słabe i elektromagnetyczne są przejawem bardziej pierwotnego oddziaływania elektrosłabego, którego nośniki są nierozróżnialne. Jeśli ktoś uważa, że to wszystko ładnie wygląda na papierze, ale coś nie współgra z rzeczywistością, to ma rację. To, że sobie przemnożyliśmy i pobawiliśmy się matematyką tak, aby znaleźć ładunek elektryczny, to nie zwalnia tych cząstek z obowiązku bycia bezmasowymi. Tymczasem tylko foton spełnia ten warunek. Symetria jest złamana.

Jeśli jest złamana, to oznacza że ktoś ją złamał. Kim jest ten ktoś, nie wiedziano, ale postanowiono zgadywać – między innymi zgadywał Peter Higgs. Żeby teoria Glashowa miała sens zgodny z obserwacjami, to jego cząstki musiałyby w jakiś sposób nabierać masy. Oddziaływać z czymś jeszcze, co nie ma wpływu na spin cząstki, a oddziałuje z nią ze względu na słaby izospin i hiperładunek. Spin takiej cząstki musiałby wynosić 0 i sama z siebie musiałaby być masywna, a więc jej pole musiałoby mieć niezerowy potencjał w próżni.

Wykres pola o zerowej wartości przypomina dołek – utrzymanie się na dnie nie wymaga żadnej energii. Jeśli jednak mowa o polu o niezerowej wartości to przypomina ono sombrero. Co więc dzieje się z cząstkami, które oddziałują z takim kapeluszem?

Cząstki lubią przebywać w najniższym stanie energii, które w takim polu ma niezerową wartość. Ponieważ oddziałują ze względu na izospin i hiperładunek, to pewna kombinacja liniowa będzie oddziaływała z potencjałem pola Higgsa najsłabiej, a pewna najmocniej. W przypadku kombinacji dającej foton te wartości znoszą się, a więc foton może poruszać się po dnie kapelusza bez dodatkowej energii – pozostaje bezmasowy. Po przeciwnej stronie mamy zeton, który staje się wyjątkowo masywny. Oddziaływanie elektromagnetyczne staje się wówczas wyróżnione, gdyż bozon je przenoszący pozostaje bezmasowy w przeciwieństwie do pozostałych.

W obecnym Wszechświecie nie obserwujemy tej symetrii, którą tak pięknie ukazała nam matematyka. Co się stało? Kończąc ten przydługi tekst, powiem, że jest po prostu za zimno. Wszechświat w miarę rozszerzania się wychładza się. Jednak w pierwotnym gorącym i gęstym Wszechświecie było inaczej: jeśli był on gorący, to znaczy, że cząstki miały duże energie, a jeśli był gęsty, to znaczy, że cząstki zajmowały małą objętość. Takie warunki możemy zasymulować w CERN. Jaka więc musiałaby panować temperatura abyśmy mogli ujrzeć pierwotną symetrię pomiędzy oddziaływaniem słabym a elektromagnetycznym? Cóż jak wynika z eksperymentów przeprowadzanych w CERN, nie mogą być to warunki poniżej 1015 K, czyli gorąco, bardzo gorąco. Takie warunki panowały ułamek sekundy po Wielkim Wybuchu.

Jak sami widzicie, posługując się matematyką, udało się nam znaleźć coś łączącego zjawiska pozornie odległe – światło tęczy, rozpad jądra czy swojski magnes na lodówce. Nasuwa się pytanie, czy istnieje jakaś bardziej pierwotna symetria łącząca oddziaływania elektrosłabe z silnymi, a nawet z grawitacją? Być może tak, ale znów nie będzie to proste mnożenie grup SU(2)XU(1) z SU(3), lecz konieczność zrozumienia kolejnej tajemnicy Wszechświata!

(c) by Lucas Bergowsky
Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem
.

Diagramy Feynmana i Model Standardowy

Gdybym zapytał o to, co opisuje teoria powszechnego ciążenia sformułowana przez Newtona, to zapewne odpowiedzielibyście intuicyjnie, że jest to teoria opisująca oddziaływania pomiędzy masywnymi obiektami (choć zapewne ciut innymi słowami). I jest to prawda – znany wszystkim wzór opisuje właśnie wzajemne przyciąganie takich ciał:

fot. CC BY 3.0

Warto wobec tego zapytać, czy mamy teorię, która opisuje oddziaływania pomiędzy obiektami w naszym Wszechświecie w jak największej ogólności. Teorii Wszystkiego nadal nie mamy i nadal jej szukamy, ale mamy inną teorię, która opisuje materię na najniższym ze znanych nam poziomów i oddziaływania pomiędzy cząstkami ją budującymi a tymi, które oddziaływania przenoszą, i nie tylko. Teorią tą jest oczywiście Model Standardowy:

fot. CC BY 3.0

Ten obrazek sporo mówi o graczach, ale bardzo niewiele o grze, w której biorą udział. Przypominam po raz kolejny: nie ma żadnych „cząstek”, ale są wzbudzenia pól kwantowych. Elektron nie jest cząstką w formie kulki, ale efektem pobudzenia pola kwantowego energią 0,511 MeV. Stąd polecam myśleć o cząstkach nie jak o maleńkich kuleczkach, ale jak o maleńkich falach. Każdy typ cząstki jest wzbudzeniem pola kwantowego o odpowiednich cechach: pole fotonowe różni się od pola neutrina elektronowego itp. Matematyka, która stoi za tym niewinnym obrazkiem to ten potwór:

O ile wzór opisujący wzajemne przyciąganie obiektów da się wytłumaczyć na skrawku papieru, o tyle tu warto by mieć kilka lat i kilka grubszych zeszytów, aby opisać każdy z elementów, które tu widzimy, oraz ich wzajemne powiązania. Nie jest to praca jednego człowieka, ale setek naukowców na przestrzeni wielu lat. Jako że chciałbym to wyjaśnić w formie „do kawy”, to skorzystamy z barbarzyńsko skróconej wersji „tego czegoś” i pokażemy sobie, jak można to zobrazować za pomocą bardzo intuicyjnych diagramów.

Tak więc od początku: „to coś” to jest lagranżjan. Jeśli to słowo nic nie wyjaśnia, to spokojnie – automatyczna korekta również podkreśla je na czerwono. Bez wchodzenia w matematykę, jest to suma energii zawartych w tym modelu. Dlaczego nie mas i energii? Bo E=mc2 :). Prostsza, barbarzyńska wersja wygląda tak:

Jeśli to dalej wygląda niezrozumiale, to absolutnie mnie to nie dziwi: jak ktoś mądrze zauważył, do mechaniki kwantowej wystarczy znać trzy liczby i cztery alfabety. Więc spójrzmy sobie na ten zapis wiersz po wierszu.

Pierwszy z nich opisuje to, jak bozony, a więc wzbudzenia odpowiednich pól, oddziałują z sobą:

Powtarzające się w każdym z członów greckie litery μ (mi) i ν (ni) reprezentują trzy wymiary przestrzenne i jeden czasowy. Pierwszy człon opisuje pole związane z fotonem, czyli nośnikiem oddziaływań elektromagnetycznych. Jest tylko jeden rodzaj wzbudzenia takiego pola, którym jest foton, nie przenoszący ładunku elektrycznego, co oznacza, że fotony nie reagują same z sobą w tym zakresie. Kolejny człon opisuje pola związane z oddziaływaniem słabym i przenoszące je wuony, mogące mieć dodatni lub ujemny ładunek elektryczny, oraz neutralny zeton. Ostatni reprezentuje wzbudzenia pola sił kolorowych, czyli gluony. Istnieją po trzy kolory i antykolory; każdy z gluonów ma podwójny ładunek kolor-antykolor, co daje nam osiem różnych rodzajów gluonów, które oddziałują również same z sobą.

Matematykę związaną z tymi interakcjami można zapisać przy pomocy diagramów Feynmana w następujące sposoby:

Kolejna część tego zapisu opisuje interakcje pomiędzy polami fermionowymi a polami bozonów, czyli po polsku – są to opisy oddziaływań pomiędzy materią a siłami takimi jak elektromagnetyzm, oddziaływania silne i słabe:

Suma kwarków reprezentuje wszystkie sześć rodzajów: górny, dolny, dziwny, powabny, prawdziwy i piękny. Ponieważ istnieje antymateria, która również oddziałuje z siłami, mamy q i q „z kreską”, jednostka urojona i zaś to takie matematyczne narzędzie, które pozwala korzystać z większego zakresu wartości niż tylko liczby rzeczywiste. Urojona – bo trzeba sobie uroić, że takie wartości istnieją: wolno z nich korzystać w równaniach tak długo, jak długo nie pojawiają się w wynikach, bo to oznacza że nie mają one fizycznego sensu. Więcej o tych tworach i ich zastosowaniu w tekście Piotra Gąsiorowskiego Liczby nie całkiem urojone – historia w trzech aktach. Akt I: Początki i kolejnych częściach tego cyklu.

Kolejne dwa wersy to opis interakcji leptonów, a więc elektronu, mionu, taonu i odpowiadających im neutrin z poszczególnymi siłami. Zapis ten nie różni się znacząco od zapisu takich interakcji w przypadku kwarków, choć na pierwszy rzut oka widać, że jest tak jakby zdublowany, choć leptonów i antyleptonów jest – tak jak kwarków i antykwarków – łącznie dwanaście. Rozwiązaniem są litery L i R przy greckiej literze psi (ψ). Litery te oznaczają cechę cząstki, jaką jest jej „skrętność”. Cząstka jest prawoskrętna, jeśli jej spin jest zgodny z kierunkiem jej ruchu, a lewoskrętna, jeśli spin jest ułożony w kierunku przeciwnym. Należy to rozróżnić, gdyż pośród leptonów tylko elektron, mion i taon mogą być prawo lub lewoskrętne, podczas gdy prawoskrętnych neutrin nigdy nie zaobserwowano, a interakcje leptonów R i L z siłami nie są dokładnie takie same. Matematyka powyżej jest przedstawiana przy pomocy takich diagramów:

Gluony oddziałują z kwarkami, a neutrina z bozonami W i Z. Wszystkie fermiony poza neutrinami oddziałują elektromagnetycznie. Kolejna część tego zapisu dotyczy pola Higgsa, a dokładnie interakcji bozonów cechowania i interakcji pola Higgsa z samym sobą:

Jakie to ma znaczenie dla naszego Wszechświata? Jak pamiętacie z tekstu O polach które łączą – nie tylko ludzi, pole Higgsa ma niezerowy potencjał i z powodu interakcji z nim bozony W i Z stają się masywne. Niezerowy potencjał pola Higgsa sprawia, że jego bozon jest również cząstką masywną – i to całkiem, bo waży ok. 125 GeV, co wyróżnia się na tle rzędy wielkości lżejszych kwarków i leptonów czy bezmasowych fotonów i gluonów. Więcej o naturze tego oddziaływania w kolejnym tekście, w którym wyjaśnimy również znaczenie prawo- i lewoskrętności leptonów dla tego pola. Tymczasem interakcje te na diagramach Feynmana wyglądają tak:

Kolejną częścią jest zapis opisujący interakcje pomiędzy polami fermionowymi a polem Higgsa, czyli zapis tego, w jaki sposób materia zyskuje swoją masę spoczynkową:

Znów mamy L i R dla cząstek lewo i prawoskrętnych oraz grecką literę ϕ (phi) dla pola Higgsa. Y, czyli współczynnik Yukawy, opisuje „jak mocno” pola oddziałują z polem Higgsa. Im mocniejszy charakter tego oddziaływania, tym większa masa spoczynkowa cząstki. Znajdujący się na końcu „h.c” to taki matematyczny zapis, który w tym przypadku reprezentuje te same interakcje pomiędzy polami, ale w przypadku antymaterii, która skoro istnieje w naszym Wszechświecie, to bez wątpienia musi być w tym zapisie ujęta. Przykładem na diagramie może być rozpad bozonu Higgsa na parę kwark prawdziwy i takiż antykwark:

No to podsumowując raz jeszcze cały zapis – nie jest to nic innego, jak opis znanych nam cząstek i ich interakcji z siłami. Nie jest to opis pełny, gdyż nadal brakuje w nim grawitacji, jak również tzw. „ciemnej materii” oraz „ciemnej energii”:

Tak działa Wszechświat! A konkretnie to jest jakieś 5% wiedzy o nim, co i tak stanowi spory krok od czasów starożytnych, gdzie interpretowano ogień jako ostre cząstki. Zapis matematyczny może i odrzuca, ale pamiętajcie, że każdy z tych procesów oraz te, które z nich wynikają, można zapisać w przyjaźniejszy sposób za pomocą diagramów Feynmana. Zapis jest niezwykle prosty, gdyż linie ciągłe reprezentują w nim fermiony, a różne sprężynki i fale – bozony. Diagramy można obracać i łączyć w większe grupy, aby intuicyjnie zrozumieć różne zjawiska. Poniżej kilka przykładów dla elektromagnetyzmu:

Pod numerem 1 znajduje się proces emisji lub absorpcji fotonu przez elektron. W taki sposób elektrony przeskakują pomiędzy powłokami elektronowymi w atomie. Wymuszona emisja takich fotonów to nic innego niż sposób działania lasera. 2 – to odpychanie elektronów o tożsamym ładunku elektrycznym które polega na wymianie wirtualnego fotonu pomiędzy elektronami. 3 – to kreacja par elektron–pozyton lub jej anihilacja, a pod numerem 4 kryje się zjawisko znane jako „polaryzacja próżni” pod wpływem powstających wirtualnych par cząstek z ładunkiem elektrycznym. Jak łatwo zauważyć, cechą tych diagramów jest to, że cząstki, które „poruszają się w czasie w tył”, to cząstki reprezentujące antymaterię. Podróże w czasie są oczywiście niemożliwe i żadna cząstka w tył nie podróżuje.

Kolejny diagram przedstawia proces z królestwa oddziaływań słabych – przemianę neutronu w proton w procesie znanym jako „rozpad beta minus”:

Przemiana taka następuje, gdy jeden z kwarków dolnych zmienia zapach i emituje za pośrednictwem wuonu elektron i odpowiednie antyneutrino. Oddziaływania silne zapisane za pomocą tych diagramów są najbardziej złożone z nich wszystkich z uwagi na mnogość kombinacji ładunków kolorowych. Możecie sami skonstruować takie diagramy dla dowolnego zjawiska i dowolnej cząstki – warunkiem jest aby suma ładunków i spinów na początku i końcu się zgadzała tj. aby elektron i jego ładunek ujemny nie pojawił się znikąd a za pośrednictwem Bozonu W, aby po wymianie pary kwar-antykwark (mezonu) pomiędzy protonem i neutronem (barionami) ładunek koloru nadal pozostawał neutralny itp.

Oczywiście to wszystko, co widzicie powyżej, jest znacznym uproszczeniem całości a sam zapis matematyczny w moim wykonaniu nie w pełni oddaje całość teorii, ale przecież „nieścisłości są warunkiem rozmowy”, jak mawiał Feynman, następnym razem porozmawiamy zaś o tym, skąd wziął się w fizyce beton i dlaczego oddziaływanie słabe i elektromagnetyczne to w gruncie rzeczy to samo.

(c) by Lucas Bergowsky
Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem
.

O polach które łączą – nie tylko ludzi.

Zapewne każdy w Polsce wie, gdzie są działki pewnego polityka; a wiecie, gdzie każdy z nas ma swoje pola? Wszędzie!

W swoich tekstach, jak do tej pory, starałem się przybliżyć, jak powstawała nasza obecna wiedza o materii, z której jest zbudowany świat. O tym, jak od rozważań greckich filozofów i eksperymentów chińskich alchemików poprzez Newtona i innych doszliśmy do ściany, którą okazała się niezgodność mechaniki klasycznej z obserwacjami, które poczyniliśmy w mikroświecie. Dotychczasowe teorie, które doskonale opisywały ruch planet, nie miały żadnego zastosowania, gdy chciano się nimi posłużyć do opisu ruchu elektronu wokół atomowego jądra. Dwoista natura każdej z cząstek wymykała się zarówno naszemu rozumieniu, jak i próbom matematycznego opisu.

Rozwiązanie przyniosły dopiero prace Plancka, Schrödingera, Heisenberga, Bohra, Einsteina, Borna i innych, dzięki którym zrozumieliśmy subtelność natury na tym poziomie: każda z cząstek jest jednocześnie falą, a atom nie przypomina miniaturowego układu słonecznego, tylko coś o wiele bardziej dziwacznego – chmurę, w której w nieznanym położeniu o nieznanym dystansie od jądra możemy natknąć się na elektron. Jedyne co wiemy, to to, że szanse na natknięcie się na ów elektron w chmurze są różne w jej różnych miejscach. Nie da się określić położenia elektronu w żaden sposób, dopóki go nie znajdziemy poprzez pomiar. Białe obszary na poniższej ilustracji nie oznaczają nic fizycznego, a jedynie określają prawdopodobieństwo napotkania tam elektronu obliczone przy pomocy równania Schrödingera.

fot. CC BY-SA 3.0

Sposób rozwiązywania tego równania nie jest tu istotny; piękno matematyki to temat na zupełnie osobny wpis, ważnym jest to, że dane obserwacyjne dowiodły, iż zyskaliśmy narzędzie do opisu mikroświata. No właśnie – do opisu? Niestety, jak się okazało bardzo szybko, to równanie daje błędne rezultaty, gdy próbujemy je zastosować do opisu cząstki poruszającej się z prędkościami bliskimi prędkości światła; ponadto za pomocą tego równania nie da się opisać sytuacji, w której w czasie zmienia się liczba cząstek, a przecież takie sytuacje zachodzą. Mam tu na myśli na przykład rozpad beta, podczas którego neutron rozpada się na proton, elektron i antyneutrino. Takich rzeczy wyjaśnić się nie dało, a zachodziły. To kazało prowadzić dalsze obserwacje i udoskonalać dotychczasowy aparat matematyczny. I tak doszliśmy do czegoś co, osobiście uważam za najpiękniejsze teorie w fizyce: do Kwantowej Teorii Pola i Modelu Standardowego.

fot. CC BY-SA 3.0

Model Standardowy dzieli znane nam cząstki na budujące materię fermiony i przenoszące oddziaływania bozony, porządkuje je stosownie do przenoszonych ładunków w generacje, a Kwantowa Teoria Pola pozwala nam zrozumieć co właściwe nas otacza. Model Standardowy opisuje pola dla każdej z cząstek. Istnieją osobne pola kwarkowe, elektronowe itp. które wypełniają całą przestrzeń we wszystkich kierunkach, są wszędzie, także wewnątrz nas. Choć to obiekty matematyczne, to nie są niczym – można je sobie wyobrazić jako pomarszczoną na wietrze wodną taflę, te zmarszczki powstają ponieważ każde z pól, nawet w najniższym stanie energetycznym jest powierzchnią, na której powstają pary cząstka–antycząstka, które natychmiast anihilują. Są to tzw. “cząstki wirtualne”, które powstają, “pożyczając” niezbędną do ich kreacji energię dosłownie z próżni, by natychmiast anihilować. Czas ich życia jest zbyt krótki, aby można było go zmierzyć, stąd ich nazwa. Tak jak na powierzchni wody obserwujemy fale powstające pod wpływem dodatkowej energii dostarczonej np. przez wiatr, tak samo i pole kwantowe może zyskać pewną energię, która sprawi powstanie większej fali – cząstki. Energia, jaką może mieć takie pole, jest skwantowana i nie oznacza to nic ponad to, że np. pole elektronowe może wytworzyć jeden elektron (0.511 MeV), dwa elektrony (2*0.511 MeV) i tak dalej, ale nigdy nie będzie pola półtoraelektronowego itp. Spójrzcie, jak prosty staje się dzięki tej teorii opis wspomnianego wcześniej rozpadu beta nawet przy pominięciu matematycznych równań. Pole kwarka dolnego, zmieniając zapach, przekazało za pośrednictwem pola bozonu W energię polom elektronowemu i neutrinowemu, co zaowocowało ich wzbudzeniem, a więc, mówiąc obrazowo, powstaniem “realnych” cząstek. Tajemniczy proces przemiany kwarka w kwark i powstania dwóch nowych cząstek okazał się niczym innym jak transferem energii pomiędzy polami wypełniającymi przestrzeń – elektron i antyneutrino nie pojawiły się znikąd, ani nie stała za tym żadna magia.

Matematyka użyta do opisu tego modelu sprawdza się świetnie, gdyż można za jej pomocą obliczyć również inne rzeczy z tego modelu, które faktycznie obserwujemy, np. liczbę nośników poszczególnych oddziaływań. Przeprowadzając odpowiednie operacje matematyczne, stwierdzamy, że pole o cechach pola elektromagnetycznego powinno mieć jeden nośnik. I tak jest faktycznie, bo istnieje tylko jeden rodzaj fotonu. Gdy spróbujemy przeprowadzić podobną operację dla pola gluonowego, okaże się, że powinno być osiem różnych rodzajów gluonów. I tak faktycznie jest. Gdy spróbowano zastosować tę samą metodę do opisu pól związanych z nośnikami oddziaływania słabego, okazała się poprawna co do liczby, ale wskazywała na coś jeszcze, co wzbudziło zaniepokojenie fizyków: wuony i zeton powinny być dokładnie tak samo jak foton i gluony bezmasowe, a więc poruszać się z prędkością światła. Spójrzcie na tabelkę wyżej: w takim układzie zeton i foton niczym nie powinny się różnić! Mają dokładnie ten sam spin i ładunek, przy zerowej masie spoczynkowej nie dałoby się ich odróżnić, a oddziaływanie słabe i elektromagnetyczne powinny być nierozróżnialne jako jedna siła. Gdy spróbować poddać pola związane z fermionami podobnym operacjom, to okazuje się, że żadna z cząstek budujących materię, z możliwym wyjątkiem dla neutrin, nie powinna posiadać masy spoczynkowej.

Tak niestety nie jest i są na to liczne dowody, w tym naoczne. Zasięg oddziaływania słabego jest śmiesznie mały, zeton i foton różnią się diametralnie, elektrony i kwarki mają masy spoczynkowe – i nie widać żadnego dobrego powodu, aby tak było. Gdyby faktycznie było tak, jak wskazywały obliczenia, to Wszechświat byłby cokolwiek dziwny: wypełniałyby go podróżujące z prędkością światła elektrony, których cała energia byłaby zgromadzona pod postacią pędu, jak w przypadku bezmasowych fotonów. Żadna chemia nie byłaby możliwa, a więc życie również. Rozwiązaniem tego cokolwiek niepokojącego stanu, w którym istniejemy, choć nie powinniśmy, jest dodanie do tych wszystkich równań jeszcze jednego pola – pola, które nie ma wpływu na spin i ładunek cząstki, bo samo ich nie posiada, a jedynie poprzez oddziaływanie może mieć wpływ na masę spoczynkową cząstki. I jak się okazuje, takie pole istnieje wraz z własną, jak na pełnoprawne pole przystało, cząstką i oddziaływaniem. Jak zapewne się domyślacie, chodzi o nazywany niekiedy “boską cząstką” bozon Higgsa. Zrozumienie mechanizmu oddziaływania, które przenosi, jest o wiele prostsze niż matematyka za tym stojąca. Weźmy jedno z takich pól kwantowych we Wszechświecie, zapakujmy w pudełko, postawmy na niezwykle zaawanasowanej wadze rodem z sci-fi i odpowiedzmy sobie na pytanie, jakiej wartości energii – a więc na mocy E=mc2 masy – się spodziewamy? Nawet jeśli powstają tam na bieżąco cząstki wirtualne, to i tak anihilują, więc oczekiwaną wartością energii takich pól jest 0 eV. Problem zaczyna się, gdy spróbować tego dla pola Higgsa. Jak się okazuje, wartość energii, której oczekujemy w przypadku tego pola, nie wynosi 0 ale 246 GeV! Z uwagi na naturę pól kwantowych można sobie to trochę zobrazować jako temperaturę. Gdybym zapytał, gdzie jest temperatura w pomieszczeniu, to każdy odpowiedziałby, że “wszędzie”. Wartość tej energii to, obrazowo mówiąc, taka “temperatura” będąca wszędzie w przestrzeni, z którą oddziaływują inne pola kwantowe; efektem tego oddziaływania jest energia, która sprawia, że cząstka spowalnia, a więc efektywnie nabiera masy. Stopień tego oddziaływania, a więc energia, sprawia, że cząstki nabierają masy i różnicują się pod tym względem.

Jak wspomniałem, Kwantowa Teoria Pola jest dla mnie jedną z najpiękniejszych teorii, gdyż mówi nam, że wszyscy i wszystko jesteśmy połączeni za pomocą najbardziej subtelnego z poziomów rzeczywistości: pola kwantowe wypełniają nie tylko przestrzeń, ale i czas. Oznacza to, że istnienie każdego z nas, ale też każdej istoty, to efekt energii przekazanej przez takie pola również w czasie.

fot. pochodzi z “Symmetry Magazine” https://www.symmetrymagazine.org/article/the-deconstructed-standard-model-equation?language_content_entity=und

Nasza wiedza o Modelu Standardowym jest zapisana właśnie tutaj. Pierwsza z sekcji to opis oddziaływania silnego i gluonów, w kolejnej, niezwykle rozbudowanej, znajdziemy opis m.in interakcji pomiędzy bozonami W i Z, trzecia zawiera opis oddziaływań pomiędzy cząstkami tworzącymi materię a bozonem Higgsa etc. Sekcje pozostałe to historie o duchach.

O duchach oraz o tłuczeniu lustra porozmawiamy sobie już kolejnym razem, gdy zastanowimy się, co Higgs popsuł w relacjach pomiędzy fotonem a zetonem i jak ma z tym związek beton 🙂

(c) by Lucas Bergowsky
Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem