Śródziemnomorze Północne, czyli świat języków zaginionych (1): Anatolia

Nazwa Anatolia pochodzi od greckiego anatolḗ, oznaczającego ‘wschód słońca’ albo ‘wschód’ jako kierunek świata (od czasownika anatéllō ‘wschodzić’). Starożytni Grecy nazywali ją Asíā, a w archaicznym dialekcie mykeńskim Aswijā. Nazwę tę, przejętą z któregoś ze starożytnych języków Anatolii, uogólniono z czasem na cały kontynent rozciągający się na wschód od Morza Śródziemnego. Wówczas półwysep, do którego się pierwotnie odnosiła, przemianowano na Azję Mniejszą (po łacinie Asia Minor). Anatolia odegrała wielką rolę w rozwoju rolnictwa i pierwszych cywilizacji miejskich. Miasta budowano tam już w VIII tysiącleciu p.n.e. ale w późniejszych czasach osiągnięcia Mezopotamii i Egiptu przyćmiły trochę wszystko, co działo się opodal, jako że w tych dwóch krainach wynaleziono pismo i już w III tysiącleciu p.n.e. produkowano na wielką skalę teksty, które dotrwały do naszych czasów. Gdy one tworzyły historię, Anatolia nadal pozostawała w półmroku prehistorii.

W XIX w. odczytano zarówno hieroglify egipskie, jak i pismo klinowe wynalezione przez Sumerów, a przejęte przez Akadyjczyków, których potomkami i spadkobiercami byli Asyryjczycy i Babilończycy. Historycy i językoznawcy z ogromnym entuzjazmem rzucili się na nowe dane w postaci ogromnych korpusów tekstów odkrywanych przez archeologów nad Nilem, Tygrysem i Eufratem. Anatolia pozostawała na marginesie zainteresowania, bo odkrywane tam teksty w lokalnych językach były o wiele późniejsze i praktycznie niezrozumiałe.

Najstarsze dokumenty z terenu Anatolii pochodzą XIX–XVIII w. p.n.e. ze stanowiska w Kültepe w środkowej Turcji. Istniało tam miasto nazywane przez miejscowych Nesas. Na jego obrzeżach istniała kolonia handlowa Kanesz (po akadyjsku kārum Kaneš), stanowiąca centrum sieci placówek prowadzonych w Anatolii przez kupców asyryjskich. Ponad sto lat temu archeolodzy zaczęli tam odkrywać gliniane tabliczki zapisane po asyryjsku (do tej pory znaleziono ich ok. 20 tys.). Występują w nich nazwy własne z języków Anatolii i jest to najdawniejszy, choć sam w sobie niewiele mówiący, materialny ślad tych języków. Ciekawsze było inne odkrycie, dokonane w roku 1906. W  ruinach stolicy bliżej nieznanego ludu, położonej w pobliżu wsi Boğazköy (dzisiejsze miasteczko Boğazkale), niemiecka ekspedycja archeologiczna odkryła wówczas królewskie archiwum z dużą liczbą tabliczej zapisanych pismem klinowym zapożyczonym od Akadyjczyków (najbardziej przypominającym system starobabiloński gdzieś z terenów północnej Syrii), ale w nieznanym języku. Do uczonych uśmiechnęło się szczęście, bo wartość fonetyczna znaków klinowych była już z grubsza znana, wiadomo więc było, jak brzmiał język, w którym zapisano tabliczki, tyle że nadal brakowało klucza do zrozumienia, o czym mówią teksty.

Już w XIX w. rozpowszechniła się hipoteza, że miasta z II tysiąclecia p.n.e., odkopywane w centralnej Turcji, budowali Hetyci, lud znany tylko ze wzmianek w Biblii. Im też zatem przypisano znalezione teksty. Podczas I wojny wybitny czeski orientalista Bedřich Hrozný, profesor Uniwersytetu Wiedeńskiego, powołany do czynnej służby w armii cesarsko-królewskiej, został oddelegowany daleko od frontu, aby kopiować wspomniane napisy klinowe, zdeponowane w Otomańskim Museum Imperialnym w Konstantynopolu. Jeden z tekstów, jakie przepisywał, zawierał taki oto fragment: nu NINDA-an e-ez-za-at-te-ni wa-a-tar-ma e-ku-ut-te-ni (nu NINDA-an ēzzatteni wātar-ma ekutteni). Zapis NINDA był tzw. sumerogramem (logogramem sumeryjskim zastępującym często używany rzeczownik), do którego dopisano końcówkę przypadka. Ponieważ znaczenie sumerogramów było znane, Hrozný wiedział, że NINDA oznacza ‘chleb’. Wyrazy ēzzateni i ekutteni wyglądały na czasowniki z jednakową końcówką, a więc w tej samej formie gramatycznej. Można też było sądzić, że nu i ma to jakieś spójniki lub partykuły. Ale co mogło znaczyć wātar? „Coś tam, coś tam chleb i bla, bla, bla wātar”… I nagle Hroznego olśniło: „Ježíš Maria! Toż to jakiś język indoeuropejski! Pierwsza część mówi o jedzeniu chleba, druga o piciu wody. Bo wātar to przecież Wasser, voda itd. A ēzz- może odpowiadać essen i jíst, czyli ‘jeść’!”

Sumerogram NINDA oznaczający ‘chleb’. Po sumeryjsku czytano go jako ninda, po akadyjsku akalum, a po hetycku zūwa- (zu-u-wa-) z dołączoną odpowiednią hetycką końcówką deklinacyjną. W zdaniu odczytanym przez Hroznego widzimy biernik NINDA-an czyli zūwan (zu-u-wa-an), wymawiane [tsuːwan]. Mianownik wyglądałby tak: NINDA-aš = zūwaš (zu-u-wa-aš), wymawiane [tsuːwas].

Jak dziś wiemy, całe zdanie rzeczywiście znaczy: ‘I chleb jeść będziecie, a wodę pić będziecie’. Hrozný zdołał je przetłumaczyć w ogólnym zarysie, choć może nie w stu procentach poprawnie. Oczywiście nawet pojawienie się znajomo wyglądających słów w odpowiednim kontekście samo w sobie niewiele znaczy (trudno wykluczyć przypadkowe podobieństwo lub zapożyczenia), ale nowo odkopany korpus hetycki był pokaźny i Hrozný wkrótce był w stanie zrozumieć duże fragmenty tekstów i zidentyfikować o wiele więcej indoeuropejskiego materiału w nich zawartego – od zaimków, spójników i partykuł do czasowników, rzeczowników i przymiotników. Znów nie zawsze poprawnie, ale to przywilej pionierów. W 1917 r. Hrozný opublikował wyniki swoich odczytań tekstów hetyckich. Odkrycie języka należącego do rodziny indoeuropejskiej w tekstach, z których najstarsze pochodziły z XVII–XVI w. p.n.e., było sensacją. A był to język dobrze udokumentowany: dziś znamy około 30 tys. tabliczek zapisanych po hetycku. Wciąż publikowane są nowe, a wiele nadal czeka na opracowanie. Sylabiczne pismo klinowe było trochę nieporęczne do zapisywania języka, którego system fonologiczny był bardzo odległy od akadyjskiego, ale Hetyci radzili sobie, używając sprytnych konwencji ortograficznych, które z czasem udało się rozpracować.

Tu należy wyjaśnić, że nazwy „Hetyci” i „język hetycki” to właściwie wynik nieporozumienia historycznego. Lud, którego stolicę odkryto pod Boğazköy, sam określał siebie mianem Nesyjczyków, a swój język nesyjskim od wcześniej wspomnianego miasta Nesas (będącego ich wcześniejszą stolicą według przekazywanej z pokolenia na pokolenie tradycji). Natomiast Hatti było nazwą autochtonicznego ludu centralnej Wyżyny Anatolijskiej, na który Hetyci się nawarstwili, rozrzeszając swój stan posiadania w Anatolii. Przejęli nazwę krainy Hatti oraz wiele elementów kultury i religii oraz nazwę stolicy, Hattusas. Język hattyjski znamy tylko fragmentarycznie z zapożyczeń, cytowanych formuł religijnych i krótkich tekstów dwujęzycznych zapisanych przez Nesyjczyków. Danych jest dość, żeby stwierdzić, że mamy do czynienia z językiem nieindoeuropejskim – izolowanym, bo brak dowodów na jego pokrewieństwo z innymi językami. Jednak wskutek przyzwyczajenia do tradycyjnej terminologii miano Hetytów przylgnęło do Nesyjczyków w literaturze historycznej i językoznawczej i chyba nie ma na to rady.

Jak się okazało, hetycki nie był w Anatolii jedynym językiem indoeuropejskim. Wkrótce stwierdzono, że niektóre spośród tekstów klinowych zawierają cytaty z innego języka, zwanego luwijskim. Był on spokrewniony z hetyckim, ale różnił się od niego znacznie. Później udało się dokonać pewnego postępu w odczytaniu jeszcze innej grupy inskrypcji z Anatolii, zapisanych oryginalnym pismem hieroglificznym, nieimportowanym z zewnątrz, ale wynalezionym lokalnie i używanym od XIII w. p.n.e. Wydawało się z początku, że napisano je po hetycku. Dopiero po II wojnie światowej odkryto, że inskrypcje hieroglificzne są luwijskie.

Luwijska inskrypcja hieroglificzna z IX w. p.n.e. Źródło: Wikipedia (CC BY-SA 4.0).

Dziś wiemy, że luwijski używany był na dużym obszarze Anatolii prawdopodobnie już w III tysiącleciu p.n.e., a około XIII w. p.n.e. stał się językiem potocznym ludności Hattusas i pełnił rolę anatolijskiej lingua franca, choć hetyckiego używano nadal jako oficjalnego języka administracji państwa Hetytów. Między XV a XII w. p.n.e. państwo to rozrosło się w regionalne imperium kontrolujące większość Anatolii i niektóre przyległe do niej tereny. Graniczyło ono ze strefami wpływów sąsiednich mocarstw: Egiptu, Asyrii i państwa Mitanni, założonego przez Hurytów. Mitanni leżało głównie w północnej Syrii, ale obejmowało swoim zasięgiem także południowo-wschodnią Anatolię. Huryci to kolejny lud posługujący się językiem nieindoeuropejskim. Jedynym znanym krewnym języka huryckiego jest nieco późniejszy urartyjski, używany w pierwszej połowie I tysiąclecia p.n.e. w okolicach jeziora Wan na Wyżynie Armeńskiej. Oba tworzą wymarłą mini-rodzinę językową. Hurycki znikł ze sceny dziejów ok. 1000 r. p.n.e., a urartyjski kilkaset lat później. Natomiast państwo Hetytów załamało się ostatecznie w XII w. p.n.e. Osłabiły je wojny z Egiptem i Asyrią, a dobił najazd Frygów, ludu indoeuropejskiego, który w tym czasie pojawił się w Anatolii. Zawarłszy sojusz z Kaskami, autochtonicznym ludem zamieszkującym góry w pobliżu Morza Czarnego (o języku i pochodzeniu Kasków nie wiemy prawie nic), splądrowali oni Hattusas. Dawna stolica kraju Hatti już nigdy nie podniosła się z upadku, a język hetycki zanikł.

Oprócz hetyckiego i luwijskiego w korpusie tekstów z Hattusas występuje jeszcze jeden język: palajski, używany w kraju Palā, który leżał na północny zachód od Hatti. Dokumentacja języka palajskiego jest skromna, nad czym ubolewają specjaliści, bo choć spokrewniony z hetyckim i luwijskim, język palajski zachował wiele cech archaicznych, których dokładniejsza znajomość bardzo by wzbogaciła rekonstrukcję wspólnego przodka całej grupy anatolijskiej (tak bowiem nazywamy tę gałąź języków indoeuropejskich). Język palajski wyszedł z codziennego użytku jeszcze w czasach „starego królestwa” Hetytów, czyli w XVI w. p.n.e.

Upadek państwa Hetytów był częścią większego kryzysu regionalnego znanego jako załamanie się epoki brązu (mniej więcej 1200–1150 p.n.e.). Objął od obszar od Egiptu przez Mezopotamię po Kaukaz, Anatolię i Bałkany wraz z Wyspami Egejskimi. Charakteryzowało go pojawienie się nowych technologii o znaczeniu militarnym (związanych z opanowaniem wytopu żelaza) i wędrówki ludów prowadzące do lokalnych wojen i ogólnej destabilizacji politycznej. Niewiele państw wyszło z kryzysu obronną ręką (udało się to Asyrii). W późniejszej tradycji przetrwała zmitologizowana pamięć o tych niespokojnych czasach np. w formie legend o wojnie trojańskiej. Na zachodnim wybrzeżu Anatolii już przed 1400 r. p.n.e. istniały kolonie mykeńskich Greków, znanych Hetytom jako Ahhijawa (w dialekcie mykeńskim Akʰaiwoi ‘Achajowie’); najważniejszą z nich był Milet. W epoce żelaza nastąpiły kolejne migracje ludów greckich mówiących dialektami jońskimi i eolskimi; zasiedlały one stopniowo brzegi Anatolii.

Język luwijski nie podzielił losu hetyckiego i palajskiego. W epoce żelaza pozostał w użyciu (obok semickiego języka aramejskiego) w państewkach „neohetyckich”, utworzonych na gruzach imperium w północnej Syrii i południowo-wschodniej Anatolii. Znamy z tego czasu liczne monumentalne inskrypcje hieroglificzne. Dopiero podbój tych państewek przez Asyrię ok. 700 r. p.n.e. zakończył karierę języka luwijskiego.  Prawdopodobnie mówiono nim jeszcze przez jakiś czas, ale nie mamy już późniejszych zabytków pisanych. To jednak nadal nie był ostateczny koniec grupy anatolijskiej. W królestwie Lidii ze stolicą w Sardis między VIII a III w. p.n.e. używano języka lidyjskiego, zapisywanego alfabetem wzorowanym na greckim. Lidyjski ma wiele cech odrębnych od pozostałych języków anatolijskich. Natomiast kilka kolejnych języków z I tysiąclecia: licyjski, karyjski, sydetyjski i pizydyjski to bliscy krewniacy luwijskiego, tworzący wraz z nim grupę luwicką języków anatolijskich. Wszystkie znamy z inskrypcji zapisanych zaadaptowanymi odmianami alfabetu greckiego i wszystkie używane były w zachodniej Anatolii, w sąsiedztwie miast greckich. Otatni z nich, pizydyjski, istniał jeszcze w II w. n.e. Kiedy został ostatecznie wyparty przez grekę, wraz z nim  wymarła cała gałąź anatolijska.

Języki anatolijskie są niezwykle interesujące dla językoznawców historycznych, ponieważ reprezentują efekt najstarszego podziału wewnątrz rodziny indoeuropejskiej, który nastąpił około połowy V tysiąclecia p.n.e. Przodek gałęzi anatolijskiej oddzielił się od przodka pozostałych języków indoeuropejskich gdzieś na stepach południowo-wschodniej Europy (mniej więcej nad dolnym Donem i Wołgą) wskutem migracji jednej z grup indoeuropejskich na południe. Pozostała część rodziny ewoluowała jeszcze przez pewien czas wspólnie, gromadząc innowacje nieobecne w językach anatoliskich (jedną z nich było powstanie rozróżnienia rodzaju gramatycznego męskiego i żeńskiego). Dokładnej lokalizacji języka praanatolijskiego nie znamy, ale wszystko wskazuje na migrację porzez region Kaukazu i stopniowe szerzenie się już zróżnicowanych potomków tego prajęzyka w Anatolii w III tysiącleciu p.n.e. Znalazłszy się na peryferiach cywilizacji bliskowschodniej ludy anatolijskie chłonęły jej osiągnięcia. W ten sposób dostąpiły zaszczytu bycia najstarszymi językami rodziny utrwalonymi w formie materialnej. Wynalazek pisma dotarł do nich mniej więcej w tym czasie, gdy ludy austronezyjskie wyruszały na podbój Oceanii.

W roku 1927 młody polski językoznawca Jerzy Kuryłowicz zauważył, że głoski szczelinowe zapisywane w hetyckim jako h lub hh odpowiadają tzw. spółgłoskom laryngalnym (*h₁, *h₂, *h₃), rekonstruowanym dla praindoeuropejskiego przez niektórych językoznawców na postawie analizy oboczności w budowie morfemów indoeuropejskich. Pierwszą wersję tej hipotezy zaproponował w. 1878 r. Ferdinand de Saussure. Spostrzeżenie to przyniosło Kuryłowiczowi sławę w środowisku indoeuropeistów. I słusznie! Według naszej obecnej wiedzy języki anatolijskie zachowały spółgłoskowe refleksy *h₂ i *h₃, a utraciły *h₁, ale odkrycie miało tak czy owak wielkie znaczenie: dostarczyło po prawie 50 latach pozytywnej weryfikacji empirycznej hipotezy de Saussure’a (która wcześniej nie cieszyła się powszechną akceptacją właście ze względu na brak „dotykalnych” dowodów realności tych głosek). Uderzające są liczne różnice gramatyczne między językami anatolijskimi a resztą rodziny, zwłaszcza dotyczące systemu czasowników. Jeszcze nie wszystkie przyczyny tych różnic rozumiemy, ale ich badanie spowodowało gruntowną rewizję dawnycyh poglądów na gramatykę języka praindoeuropejkiego.

Ponieważ podział na języki anatolijskie i nieanatolijskie nastąpił wcześniej niż kolejne podziały w nieanatolijskiej części rodziny, odkrycia w Anatolii zmieniły samą definicję rodziny indoeuropejskiej i jej prajęzyka. Kiedy porównujemy dane wszystkich języków indoeuropejskich znanych w XIX w., metoda porównawcza pozwala nam zrekonstruować ich wspólnego przodka, który jednak nie był przodkiem języków anatolijskich (nie był też przodkiem innej wymarłej grupy nieznanej w XIX w. – języków tocharskich – ale to już inna historia). Dodanie nowej grupy zewnętrznej spowodowało, że języki anatolijskie i języki indoeuropejskie w sensie XIX-wiecznym zostały połączone w nową, większą rodzinę o głębszej historii. Metoda porównawcza zastosowana do tej powiększonej rodziny pozwala sięgnąć głębiej w przeszłość. Z tego względu badania nad językami anatolijskimi nie są jakimś pokrytym kurzem rozdziałem w historii językoznawstwa, tylko dziedziną żywą, rozwijającą się dynamicznie od ostatnich dziesięcioleci XX w.

W ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat Anatolia nie wróciła już do różnorodności językowej z czasów, gdy była ojczyzną najstarszej, „bazalnej” gałęzi indoeuropejskiej, reliktów nieindoeuropejskich (języki Hattów, Hurytów, zapewne Kasków i być może innych ludów, o których pamięć zaginęła) oraz języków napływowych jak grecki czy frygijski, do których w I tysiącleciu p.n.e. dołączyły inne: język przodków Ormian, język staroperski i inne języki irańskie, a w III w. p.n.e. nawet jeden z dialektów galijskich – język celtyckich Galatów, którzy osiedlili się wokół miasta zwanego po grecku Ankyra, czyli dzisiejszej Ankary, w dawnym kraju Hatti. Później zdominowała Anatolię greka, a następnie dialekty turkijskie. Dzisiejsza Turcja nie jest państwem całkowicie homogenicznym, ale 90% ludności mówi po turecku, a jedyną znaczącą mniejszością są irańskojęzyczni Kurdowie, których prawa, także językowe, są brutalnie łamane przez władze tureckie. Tak to podboje, imperia i nacjonalizmy zubożają świat.

Polecana literatura

Najlepsze przystępne opracowanie tematu w języku polskim zawiera następująca książka:

Maciej Popko. 1999. Ludy i języki starożytnej Anatolii. Warszawa: Wydawnictwo Akademickie Dialog.

Wydanie II, rozszerzone i uzupełnione, ukazało się w roku 2011. Gorąco polecam miłośnikom języków i historii!

FUVWY, czyli drzewo rodowe liter (Część 3)

Spójrzmy na dzieje litery wāw okiem ewolucjonisty. Co się właściwie stało? Zaczęło się od tego, że kiedy Grecy zapożyczyli fenicki system pisma, litera wāw uległa duplikacji. Powstał jej wariant, nieco przekształcony graficznie, który został potraktowany jako odrębna litera z inną wartością fonetyczną. Który z wariantów greckich, digamma/wau (Ϝ, ϝ) czy ypsilon (Y, υ) jest „oryginałem”, a który zmutowaną „kopią”? Wydawałoby się, że odpowiedź jest prosta: ypsilon bardziej przypomina kształtem fenickie wāw, więc to on jest literą oryginalną. Zauważmy jednak, że Grecy oprócz tego, że zapożyczyli ideę pisma, w którym litery odpowiadają głoskom, zachowali też kolejność liter fenickiego alfabetu spółgłoskowego, która nie jest oparta na żadnej podstawie fonetycznej; porządek liter jest w zasadzie czysto umowny i przypadkowy, a utrwalił się tylko jako tradycja kulturalna przez powtarzanie w procesie nauki czytania i pisania. Litera Ϝ (dopóki była używana) zajmowała szóste miejsce po Α, Β, Γ, Δ, Ε, dokładnie tak jak litera wāw po ʔālep, bēt, gīml, dālet, . Zauważmy, że taka sama jest pozycja łacińskiego F po A, B, C, D, E, które genetycznie dokładnie odpowiadają pierwszym pięciu literom fenickim i greckim. Digamma/wau przejęła także funkcję fonetyczną wāw, czyli reprezentowanie głoski [w]. Natomiast Y umieszczono blisko końca alfabetu greckiego wraz z kilkoma znakami wymyślonymi przez Greków na oznaczenie głosek, dla których nie było symboli fenickich.

Używając żargonu zapożyczonego z biologii, można zaryzykować twierdzenie, że to Ϝ jest właściwym ortologiem litery wāw, ponieważ (mimo zmodyfikowanego kształtu) pochodzi od niej wprost i zajmuje to samo miejsce w utrwalonej przez tradycję sekwencji liter; Y jest natomiast paralogiem, czyli duplikatem, który został przeniesiony do innej lokalizacji w alfabecie i przyjął inną funkcję: reprezentowanie samogłosek (krótkiej i długiej) o barwie [u] w grece archaicznej, a następnie [y] w grece klasycznej.

Większość odmian języka starogreckiego (głównym wyjątkiem był dialekt eolski) straciła głoskę [w] na długo przed okresem klasycznym (V–IV w. p.n.e.). Choć w czasach, gdy powstawały Iliada i Odyseja, głoska [w] miała się jeszcze świetnie, oba eposy znamy z kopii rękopisów późniejszych o setki lat, w których nie używano digammy. Dlatego we współczesnych wydaniach Homera nie ma zwyczaju zapisywać np. słowa ‘król’ jako ϝάναξ [wanaks] zgodnie z wymową „z epoki”, tylko w postaci klasycznej jako ἄναξ [anaks]. Digamma znikła zatem z alfabetu. Kolejność liter nie uległa przy tym zmianie, tylko litery następujące po Ϝ przesunęły się o jedną pozycję bliżej początku alfabetu, zapełniając lukę. Genetyk powiedziałby, że nastąpiła delecja (ubytek fragmentu sekwencji).

Rzymianie, tak jak Grecy, z grubsza zachowali linearny porządek alfabetu. W szczególności litery F i V, pochodzące od greckich Ϝ i Y, znalazły się w miejscach odpowiadających pozycji liter greckich. Zmieniła się co prawda ich funkcja, bo F zaczęło oznaczać [f], a V – nie tylko samogłoskę o barwie [u] (krótką lub długą), ale także spółgłoskę [w]. Mimo to kontynuacja historyczna jest tu niewątpliwa. Jednak za sprawą wewnętrznej ewolucji alfabetu łacińskiego zaszły kolejne zmiany wpływające na strukturę systemu. Po kilkuset latach litera Y została przeniesiona z alfabetu greckiego wraz z zapożyczanym słownictwem. Potraktowano ją jako nowy znak pisma i umieszczono tam, gdzie nakazywała tradycja: na końcu alfabetu, zaraz po V i X, które, nawiasem mówiąc, również znalazły się w tej pozycji jako wywodzące się z greckich uzupełnień systemu fenickiego. Na samym końcu umieszczono kolejny import z greki, literę Z.

Tu warto zauważyć, że Z (co prawda o nieco innym, ale pokrewnym kształcie) istniało w pierwotnej wersji alfabetu łacińskiego i oznaczało głoskę [z], a zajmowało w sekwencji liter miejsce siódme, zaraz po F, czyli to samo, co grecka zēta (Ζ, ζ), a jeszcze wcześniej fenickie zayin. Delecja starego Z nastąpiła około 300 r. p.n.e. Usunięto je z alfabetu oficjalnie, jak głosi wieść, na mocy decyzji wysokiego urzędnika, cenzora Appiusza Klaudiusza zwanego Ślepym (Appius Claudius Caecus), ponieważ wskutek postępujących zmian fonetycznych łacina straciła głoskę [z] (w większości pozycji zmieniła się ona w [r]). Wkrótce po delecji dokonano jednak insercji (czyli wstawienia nowej litery) w tym samym miejscu alfabetu. Miejsce siódme zajął duplikat litery C z mutacją polegającą na dopisaniu kreski, czyli G. Była to pożyteczna innowacja, bo mimo że głoski [k] i [g] były w łacinie odrębnymi fonemami, to tradycyjnie zapisywano je tą samą literą C. Teraz wreszcie naprawiono zadawnioną usterkę sięgającą początków alfabetu łacińskiego i można było odróżnić słowa takie jak crūs ‘goleń’ i grūs ‘żuraw’, pierwotnie zapisywane jednakowo jako CRVS. Stare Z było jednak potomkiem greckiej zety w prostej linii, odziedziczonym przez pisma staroitalskie wraz z całym systemem, natomiast nowe Z było takim samym importem jak Y. Obie litery dostały się do alfabetu łacińskiego nie jako kontynuacja historyczna dawniejszych liter italskich, ale jako import z greki hellenistycznej w I w. p.n.e. Biolog nazwałby to transferem poziomym.

Różne warianty tej samej litery alfabetu. Zauważmy, że w tradycji naszej kultury traktujemu duże G i małe g jako formy graficzne tej samej litery, choć są one do pewnego stopnia zróżnicowane funkcjonalnie (przy czym jednak mają tę samą wartość fonetyczną). Językoznawcy nazywają abstrakcję “tej samej litery” grafemem, a poszczególne warianty jego allografami.

Czytelnicy łatwo zauważą, że późniejsza rozbudowa systemu znów polegała na duplikacjach. Najpierw (w późnym średniowieczu) pojawiła się tendencja do traktowania występujących obok siebie dwóch VV jako jednej litery W. Motywacją do takiej zmiany statusu był fakt, że podwójne VV wyspecjalizowało się funkcjonalnie: oznaczało spółgłoskę [w] w odróżnieniu od [u] lub [v] w konwencji przyjętej przez skrybów zapisujących niektóre języki germańskie (do których dołączył m.in. także polski). Wreszcie w XVIII w. nastąpił podział funkcji między dwa kształty litery V, zaokrąglony i kanciasty, w związku z czym stały się one pełnoprawnymi, osobnymi literami, samogłoskową i spółgłoskową. A zatem miejsce w alfabecie zajmowane przez V rozszczepiło się na V, W, a następnie duplikacja VU, V doprowadziła do powstania obecnej sekwencji U, V, W. Jako ćwiczenie domowe pozostawiam rozrysowanie wymienionych zmian ewolucyjnych w formie drzewa rodowego, czyli filogenezy rodziny liter (z uwzględnieniem komplikacji, jaką był transfer poziomy Y).

Oczywiście analogia między alfabetem i literami a – na przykład – genomem i genami jest tylko analogią i nie warto trzymać się jej niewolniczo ani przywiązywać do niej większej wagi, niż na to zasługuje. Niemniej zarówno w przypadku ewolucji biologicznej, jak i kulturowej, mamy do czynienia z podobnymi motywami: duplikacja połączona ze zróżnicowaniem funkcji obu kopii pierwotnego elementu jest częstym źródłem innowacji systemowych niezależnie od tego, z jaką ewolucją mamy do czynienia. Zanik elementu, który stracił dawną funkcję, a nie zyskał nowej, też jest powszednim zjawiskiem ewolucyjnym. Podobny jest również charakter obiektów, na które działa ewolucja. Są one do pewnego stopnia plastyczne, podatne na drobne zmiany i wariantywność bez utraty swojej tożsamości. Dopóki białko kodowane przez jakiś gen wypełnia swoje funkcje, nie ma znaczenia, czy wszystkie elementy kodującej sekwencji DNA są identyczne. Co więcej, różne warianty sekwencji, czyli allele, traktujemy jako kodujące „w zasadzie to samo” białko, nawet jeśli różnice między nimi mają pewien wpływ na sekwencję aminokwasów, a zatem na strukturę i funkcjonalność białka. Białko pozostaje „to samo” w sensie ewolucyjnym, nawet wówczas, gdy jego funkcja ulega zmianom w czasie w sposób płynny, bez dramatycznych rewolucji. Podobnie nie ma znaczenia, jak zapisujemy ręcznie czy też drukujemy daną literę, o ile inni ludzie interpretują ją jako ten sam element systemu pisma i odczytują ją zgodnie z naszą intencją (patrz ilustracja).

Tą interdyscyplinarną refleksją kończę niniejszą miniserię wpisów i zachęcam do szukania inspiracji intelektualnej ponad przegródkami, które dzielą naukę na wąskie specjalności.

FUVWY, czyli drzewo rodowe liter (Część 2)

W poprzednim odcinku dotarliśmy do początków naszej ery, gdy łacina miała już trzy litery pochodzące od wspólnego przodka – fenickiej litery wāw: F, V oraz Y. Jak dobrze wiemy, kształty liter bywają bardzo zmienne zależnie od tego, gdzie i w jaki sposób je zapisujemy, jak szybko piszemy, jak bardzo czytelnie chcemy pisać, albo jakie są osobiste upodobania piszącego. Tak było również z alfabetem łacińskim. Litera V była kanciasta, kiedy ryto ją w kamieniu albo kaligrafowano, ale w piśmie odręcznym łatwo ulegała zaokrągleniu (podobnie jak odręczny wariant greckiego Υ, z którego rozwinął się mały ypsilon, czyli υ). A zatem mniej staranny wariant V wyglądał tak: U. Był jednak tą samą literą, tak samo jak np. nasze G i ɡ, które mimo różnicy kształtów traktowane są jako różne warianty tej samej litery.

Tymczasem łacina ewoluowała. Mniej więcej w I w. n.e. spółgłoska (a właściwie półsamogłoska) [w] w wymowie potocznej zaczęła być wymawiana mniej samogłoskowo, a bardziej spógłoskowo, jako dwuwargowa spółgłoska [β] z artykulacją szczelinową. Jej dalsza ewolucja biegła na ogół w stronę wargowo-zębowej spółgłoski szczelinowej [v]. Taki rozwój jest bardzo naturalny i powtarzał się wielokrotnie oraz niezależnie w różnych językach. Pod koniec I tysiąclecia n.e. w systemach pisma wzorowanych na łacinie używano nadal tej samej litery V/U do zapisu samogłoski typu [u] (albo rezultatów jej dalszego rozwoju, np. francuskiego u wymawianego [y]). Jednocześnie używano jej w funkcji spółgłoskowej do zapisu dźwięku, który teraz brzmiał już [v] (lub podobnie). Nikomu to nie przeszkadzało, bo pozycja litery w wyrazie zwykle jednoznacznie wskazywała, czy mamy wymawiać [u], czy [v]. W starannym piśmie ręcznym czasem preferowano jeden wariant litery (v) na początku wyrazu, a drugi (u) w pozostałych pozycjach (bez względu na wymowę). Ten zwyczaj przejęli pod koniec XV w. drukarze. Jeszcze w XVII w. (na przykład w elżbietańskich wydaniach sztuk Szekspira) widzimy pisownię vpon, vncle, vnderstand (zamiast dzisiejszego upon, uncle, understand), albo też loue, seuen, diuision (zamiast dzisiejszego love, seven, division). Podobnie postępowano, pisząc po łacinie, po francusku, a nawet zapisując polskie [u]: vcho ‘ucho’, vfasz ‘ufasz’ itd. Choć już w XIV w. zdarzały się próby funkcjonalnego zróżnicowania wariantów V i U (czyli uznania ich za dwie litery), taka praktyka rozpowszechniła się dopiero w XVIII w. W roku 1762 Akademia Francuska wprowadziła reformę pisowni, nakazując zapisywać spółgłoskę [v] literą V, a pisownię U zarezerwować dla samogłosek. Inne ortografie narodowe poszły śladem Francuzów i w ten sposób U i V stały się osobnymi literami, sąsiadującymi z sobą w alfabecie na pamiątkę wspólnego pochodzenia.

Już we wczesnym średniowieczu (VII–VIII w.) skrybowie zapisujący niektóre języki (na przykład staroangielski i staro-wysoko-niemiecki) natknęli się na następujący problem: języki, którymi się posługiwali, używały głoski dwuwargowo-tylnojęzykowej [w], której nie było już w średniowiecznej łacinie kościelnej ani w językach romańskich. W słowach pochodzenia łacińskiego litera V/U w funkcji spółgłoskowej nie oznaczała [w], tylko [v]. Skrybowie anglosascy poradzili sobie w końcu, zapożyczając z afabetu runicznego literę wynn (Ƿ) o wartości fonetycznej [w]. Ale zanim to nastąpiło, używano półśrodków – pisowni V/U albo modyfikacji polegającej na podwojeniu litery, kiedy miała oznaczać [w]. Podobnie postępowali piszący po staro-górno-niemiecku, odróżniając [w] od [v] dzięki pisowni podwajającej. Robiono tak również, latynizując germańskie imiona własne. Na przykład imię staroangielskie Ēadweard ‘Edward’, zapisywane w alfabecie staroangielskim EADǷEARD, oddawano po łacinie jako EADVVARDVS. W okresie średnioangielskim, czyli po najeździe normańskim w XI w., staroangielskie tradycje literackie zostały przerwane i piszący po angielsku musieli od nowa tworzyć ortografię swojego języka. Zrezygnowano wówczas z Ƿ i na nowo przyjęto „kontynentalne” podwojenie. Stopniowo podwójna litera V/U przekształciła się w ligaturę (trwałe połączenie dwóch liter w jeden znak złożony), nazywane po angielsku do dziś „podwójnym U”, czyli double u [ˈdʌbljuː], ponieważ zaczęto je uważać za osobną literę już w XIV w., zanim doszło do uniezależnienia się U od V. A zatem w XVIII w. w alfabetach wywodzących się z łacińskiego istniały już następujące litery: F, U, V, W, Y, pochodzące od wspólnego przodka.

Fragment tkaniny z Bayeux, średniowiecznego komiksu o podboju Anglii przez Normanów. Książę Wilhelm (później zwany Zdobywcą) występuje tu jako VVILLELM DVX (Willelm dux) z podwójnym VV dla oznaczenia głoski [w]. W niektórych miejscach tkaniny (na przykład tutaj) spotykamy ligaturę W (oba V częściowo zachodzą na siebie). Źródło: Muzeum Tapisserie de Bayeux.

Pisownia polska ukształtowała się pod wpływem niemieckim i łacińskim. Wskutek zmian zachodzących w języku niemieckim litera V/U używana jako spółgłoska przybierała w nim wartość fonetyczną [v] lub [f] (zależnie od dialektu). W staropolszczyźnie głoska [f] występowała niemal wyłącznie w słowach zapożyczonych i była zapisywana F, natomiast głoska [v] jeszcze nie istniała. Spółgłoska prasłowiańska zapisywana konwencjonalnie *v była w rzeczywistości półsamogłoską typu [w] i taką też wymowę odziedziczył język staropolski. Naturalne było zatem przejęcie niemieckiej litery W dla spółgłoski wymawianej w obu językach w zbliżony sposób. Dopiero nieco później zarówno niemiecki, jak i polski powtórzyły to, co zrobiła łacina w I tysiącleciu n.e.: wymowa [w] przekształciła się w [v], ale pisownia pozostała. Nie zaszło natomiast w polskim wyodrębnienie się dwu różnych liter, U i V, bo w XVIII w., kiedy stało się to możliwe, nie było zapotrzebowania na kolejną literę: spółgłoski polskie miały już utrwaloną pisownię. Polacy nie poszli śladem Czechów, którzy podczas swojego odrodzenia narodowego w XVIII i XIX w. zrezygnowali z używanego wcześniej W na rzecz zreformowanej pisowni V.

Dlaczego niemiecka litera V nosi nazwę [faʊ], używaną także przez Polaków? Ponieważ uczeni niemieccy, dyskutując o kwestiach pisowni, przypomnieli sobie o tym, że spółgłoskowy odpowiednik greckiego ypsilona odziedziczył fenicką nazwę wāw, wymawianą przez Greków [wau] i cytowaną przez autorów rzymskich jako uau (w pisowni zmodernizowanej: vau). Przyjęto zaten vau jako nazwę nowej litery V odrębnej od U, wymawiając ją jednak z niemiecka, a nie jak w klasycznej łacinie.

Oczywiście, skupiając się na alfabecie łacińskim, pominąłem fakt, że pismo fenickie, a następnie alfabet grecki, dały początek wielu innym systemom pisma i że wobec tego fenickie wāw spłodziło mnóstwo innych następców. Pochodzą od niego na przykład (za pośrednictwem alfabetów północnoitalskich typu etruskiego) dwie, a może nawet trzy litery alfabetu runicznego (opracowanego przez Germanów w okresie rzymskim). Najczęściej jednak w danym systemie pisma tylko jedna litera jest kontynuacją wāw (np. w cyrylicy jest to У, oznaczające samogłoskę [u]). Alfabet łaciński – a ściślej mówiąc, jego współczesna wersja – dokonał nadzwyczajnego wyczynu, produkując aż pięć liter, którym można przypisać wspólne pochodzenie. W trzecim i ostatnim odcinku tej miniserii spróbujemu się przyjrzeć pewnym konsekwencjom teoretycznym tej ewolucji ortograficznej.