Część pierwsza znajduje się tutaj
Jak sobie z nimi radzi świat
W zasadzie nie ma kraju, w którym nie powstawałyby odpady promieniotwórcze. Nie wszyscy jednak składują je na miejscu. Biedniejsze kraje wolą np. podpisać umowę z jakimś sąsiadem i składować je poza granicami. Z drugiej strony są też państwa, które od dziesiątek lat zajmują się ich składowaniem, a często też przetwarzaniem. Klasycznym przykładem są tu Stany Zjednoczone. Tam sprawami takich odpadów zajmuje się Agencja Ochrony Środowiska (Environmental Protection Agency – EPA). Nadzoruje ona setki zakładów zajmujących się przetwarzaniem i składowaniem tych odpadów. Są wśród nich specjalne składowiska materiałów o niskiej aktywności, do których regularnie dostarczane są odpady w szczelnych pojemnikach. Wszystkie podlegają federalnemu prawu atomowemu i są regularnie monitorowane, a więc można je uznać za bezpieczne.
Trwają prace nad przygotowaniem składowisk, do których trafią najbardziej niebezpieczne odpady zawierające silnie promieniotwórcze izotopy długożyciowe. Projekty zakładają wykorzystanie do tego celu dawnych kopalń albo też drążenie specjalnych tuneli wewnątrz gór.
Także Unia Europejska planuje budowę składowisk odpadów najbardziej niebezpiecznych. Aktualne projekty zakładają wykorzystanie do tego specjalnie drążonych tuneli, najprawdopodobniej w Szwecji lub Finlandii. Jeden z nich, realizowany od ponad 20 lat w Finlandii, w pobliżu miejscowości Onkalo (80 km na północ od Oulu), ma zostać uruchomiony niebawem. Jest to zespół tuneli wydrążonych w litej skale, a pojemniki z odpadami będą umieszczone na głębokości ok. 500 m. Trzeba jednak powiedzieć, że nie wystarczy on na długo.
Odpady radioaktywne w oceanach
Dość słabo znanym tematem jest to, co miało miejsce w latach 1946-1993, a mianowicie masowe topienie odpadów promieniotwórczych w oceanach na całym świecie. Pierwszy przypadek miał miejsce już w 1946 r. tuż przy wybrzeżu USA – zaledwie 50 mil od brzegów Kalifornii. Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie stwierdzić, kto i ile takich odpadów wrzucił do oceanów. Wiemy, że było to dzieło co najmniej 13 krajów, a zatopienie pojemników z odpadami miało miejsce w ponad 100 miejscach we wszystkich oceanach świata. Regularnie prowadzone są badania wpływu tych odpadów na środowisko naturalne. W wielu miejscach stwierdzono wycieki radioaktywne, ale pomiary wykazały, że mają one minimalne oddziaływanie. Jednak trudno przewidzieć, jak będzie wyglądała sytuacja za sto czy dwieście lat.
Fukushima
Wszyscy zapewne pamiętają tragiczne tsunami, którego efektem była wielka awaria japońskiej elektrowni w Fukushimie. Co prawda szacowana ilość promieniowania wydzielona w efekcie kolejnych wybuchów i pożarów była mniejsza niż w Czarnobylu, jednak ta katastrofa w zasadzie cały czas trwa. Nie wdając się w szczegóły: Japończycy byli zmuszeni wykorzystać miliony ton wody do chłodzenia samych bloków energetycznych, jak i zużytych prętów paliwowych. Wszystko było jednak skrzętnie zbierane. Do czasu. W następnym etapie skażona woda została poddana procesom pozwalającym rozdzielić izotopy przy użyciu kolumn jonowymiennych. Pozostałość to głównie woda skażona trytem – promieniotwórczym izotopem wodoru (czas półtrwania trochę ponad 12 lat). I właśnie tę wodę operator elektrowni postanowił systematycznie zrzucać do oceanu, co spowodowało zdecydowane protesty lokalnych ekologów. Jednak zrzut ten wydaje się konieczny, ponieważ każdego dnia przybywa tam ponad 200 ton skażonej wody. Niestety, Fukushima pozostanie z nami jeszcze przez dziesięciolecia.
Komunikaty dla przyszłych pokoleń
Na całym świecie mamy setki miejsc, gdzie składowane są odpady radioaktywne. Te, które są krótkożyciowe i niskoaktywne nie stanowią wielkiego problemu. Jeśli są dobrze oznakowane, ludzie będą je omijać szerokim łukiem. No ale trzeba mieć na względzie także daleką przyszłość. Jeśli powstaną duże składowiska materiałów długożyciowych, trzeba będzie pomyśleć o ich mądrym oznakowaniu. Takim, które będzie zrozumiałe dla kolejnych pokoleń – za 500 czy 10 tys. lat. Czy żyjący wtedy ludzie zrozumieją znaczenie naszej „koniczynki”? Całkiem możliwe, że nie.
W 1981 roku w USA powstał zespół Human Interference Task Force. Składa się on ze specjalistów z wielu dziedzin: inżynierów, antropologów, fizyków jądrowych, specjalistów nauk behawioralnych itd. Jak widać jest to grupa prawdziwie interdyscyplinarna. Jego głównym zadaniem jest wypracowanie sposobu ostrzegania przyszłych pokoleń przed „radioaktywnymi niespodziankami”, na które w przyszłości mogą się natknąć. Jeśli się nad tym dobrze zastanowić, nie jest to łatwe zadanie. Nie wiadomo, jak ludzie będą się komunikować za 1000 czy 100 tys. lat. Czy zrozumieją przekaz słowny napisany po angielsku / niemiecku / chińsku? Niekoniecznie. Czy zrozumieją piktogramy lub instrukcje obrazkowe? Trudno powiedzieć. A może ktoś z was ma jakiś rewolucyjny pomysł?