Czy glin = aluminium?

Muszę przyznać, że nieco mnie nosi, gdy czytam, nawet w niby poważnych źródłach, takie określenia, jak tlenek czy wodorotlenek aluminium. Buntuję się przeciw używaniu nazwy „glin” i „aluminium” zamiennie. Pierwiastek Al nosi polską nazwę glin. Nazwa ta pochodzi z XIX w. i jest skróconą wersją słowa „glinek”. Ale jako pierwszy spolszczenia dokonał jeden z ojców polskiej nomenklatury chemicznej, Jędrzej Śniadecki – nazwał ten pierwiastek „glinianem” (dziś ta nazwa jest zarezerwowana dla soli pochodzących od amfoterycznego wodorotlenku glinu). Nazwa ta pojawiła się w jego wspaniałym dziele „Początki chemii”, które zainteresowani mogą znaleźć w serwisie Polona.

Nazwa „glin” pojawiła się w połowie XIX w. i przyjęła się powszechnie. Dość oczywiste, że wszystkie te nazwy pochodzą od nazwy „glina”, ilastej skały osadowej zawierającej duże ilości glinokrzemianów.

Ten lekki metal jest jednym z głównych składników skorupy ziemskiej. Czysty glin jest srebrzysty, błyszczący. W takiej postaci możemy go zobaczyć w chwili, gdy np. przetniemy bryłkę metalu. Szybko jednak matowieje, ponieważ niemal natychmiast pokrywa się bardzo cienką (kilka nm) warstwą tlenku Al2O3. Jeśli mówimy o jego związkach, musimy używać nazwy pierwiastka, dlatego też mamy np. chlorek czy azotan glinu (nie aluminium!).

Czym w takim razie jest aluminium? Otóż jest to produkt techniczny, zawierający oprócz glinu niewielkie ilości zanieczyszczeń. Także stopy glinu z innymi składnikami mają w nazwie aluminium. Przykładowo: znane wszystkim alufelgi są produkowane z duraluminium, czyli stopu glinu z miedzią i magnezem. Jest to materiał bardzo wytrzymały, stąd stosowany powszechnie w inżynierii.

Odlewanie technicznego aluminium

Źródło: Wikipedia
Autor: Siegertyp2013
Licencja: CC BY-SA 3.0

Od jakiegoś czasu istnieje tendencja do stosowania nazw „glin” i „aluminium” zamiennie. Muszę powiedzieć, że jestem przeciwnikiem tego procesu, może już jednym z nielicznych.

Ale skoro już jesteśmy przy tym temacie, parę słów wyjaśnień „kuchennych”. Co jakiś czas można przeczytać ostrzeżenia przed używaniem aluminium w kuchni. Autorzy piszą, że metal ten „przenika do żywności”, a tam sieje spustoszenie w układzie nerwowym i jest odpowiedzialny za wiele straszliwych schorzeń. Prawda li to? No cóż, powiem tak: mam w swojej kuchni mały garnek aluminiowy. Kiedyś gotowaliśmy w nim mleko, teraz służy zwykle do gotowania jajek (ten temat też kiedyś opiszę, bo warto). I robię to bez obawy. Natomiast na pewno nie odgrzewałbym w nim kwaszonej kapusty, bigosu czy zupy ogórkowej. Potrawy o odczynie kwaśnym mogą bowiem reagować z powierzchnią aluminium i wtedy faktycznie jakaś ilość związków glinu może przeniknąć do potraw.

To samo dotyczy folii aluminiowej. Możemy spokojnie w nią owijać różne potrawy, byle nie kwaśne. A propos: na pewno zauważyliście, że jedna strona folii jest zawsze błyszcząca, a druga matowa. I znowu: w poradnikach piszą, że ta błyszcząca odbija ciepło, a matowa znacznie mniej. MIT! Różnica jest na tyle mała, że nie ma co sobie tym zawracać głowy. Owijajcie, jak tam chcecie. Ktoś spyta: a dlaczego w takim razie te strony są różne? Ha! To efekt uboczny procesu jej produkcji. W ostatnim etapie walcowania przepuszcza się pomiędzy walcami dwie taśmy aluminiowe. Gdyby przepuszczano jedną, rwałaby się. Po walcowaniu się je rozdziela. Ta powierzchnia, która przylegała do walca, błyszczy, ta druga jest matowa. Ot, i cała tajemnica.

Folia aluminiowa

Źródło: Wikimedia
Autor: MdeVicente
Licencja: CC0 – public domain