Wilhelm Maybach.

MAYBACH: PRAWDZIWY TWÓRCA NOWOCZESNEGO SAMOCHODU

Historia przemysłowego wytwarzania pojazdów bez koni w Europie zaczyna się w roku 1886. Jako pionierów, bez których samochód by się nie narodził, najczęściej wymienia się Karla Benza i Gottlieba Daimlera. Większość zapomina o Wilhelmie Maybachu. To wyjątkowy człowiek, który jest ojcem europejskich automobili.

Historia długo o nim milczała, ale nie zapomniała. Warto wiedzieć, co współczesne samochody zawdzięczają rodzinie Maybachów oraz jaka relacja łączyła WIlhelma z Gottliebem Daimlerem. Jeden miał ogromny talent techniczny, drugi kontakty i możliwości. Nie byli w stanie odnieść sukcesu samodzielnie. Związali się na większość życia i razem stworzyli podwaliny współczesnej motoryzacji oraz marki Mercedes.

Aby zrozumieć ich dzieje, musimy cofnąć się o dobrych kilkaset lat. Rodzina Maybachów notowana była w annałach okręgu Heilbronn już w XVI wieku. Zwykle byli kowalami, a niemal bez wyjątku – rzemieślnikami (ojciec Wilhelma Maybacha był z zawodu cieślą), naprawiali też rozmaite urządzenia mechaniczne. Mały Wilhelm urodził się w 1846 roku w wiosce Löwenstein w dzisiejszej Badenii-Wirtembergii. Miał ciężkie dzieciństwo. Najpierw umarła mu matka, potem ojciec, a krewni zaniechali wychowania sierot po jakimś czasie.

Oddali Wilhelma i jego czterech braci na wychowanie do niejakiego Gustava Wernera, pastora i filantropa. Młody Maybach dobrze rysował, więc wysłano go do kreślarni w pobliskiej fabryce, miast kazać mu uczyć się piekarskiego fachu, co pierwotnie planowano. Zakłady mechaniczne Bruderhaus w Reutlingen, w których terminował Wilhelm, miały dyrektora technicznego w osobie Gottlieba Daimlera. Młodziutki adept sztuki projektowania technicznego szybko dostrzegł, że talentem przytłacza Daimlera, ale szanował go za umiejętności organizacyjne i ze względu na wiek, a także za objęcie go opieką niemalże rodzicielską. Daimler patentował wynalazki Maybacha jako swoje i wykorzystywał jego umiejętności na własną korzyść. Wilhelm spędził w fabryce 13 lat, część w biurze projektów, dzięki protekcji odchodzącego Daimlera, a potem został zaproszony przez tego ostatniego do fabryki Deutza w Karslruhe.

Pierwszy jednocylindrowy silnik konstrukcji Maybacha. (Wikimedia Commons)

W 1876 roku amerykański generał George Custer dostawał wielkie lanie od Indian, a Wilhelm Maybach pojechał do USA jako przedstawiciel Deutza i w ten sposób stał się pierwszym niemieckim inżynierem, który poznał amerykański przemysł. Wkrótce z różnych powodów Deutz pozbył się Daimlera, a Maybach zdecydował się odejść wraz z nim. Wilhelm miał 37 lat, gdy w ślad za Daimlerem przeniósł się do Cannstatt. Zostali wspólnikami i pracowali w szklarni w ogrodzie przy Taubenheimerstrasse. Powstawały kolejne projekty silników, nadal bardzo niedoskonałe.

Daimler Reitwagen, zaprojektowany przez Maybacha w 1884 roku. (Wikimedia Commons)

W 1885 roku Maybach zbudował drewniany Reitwagen – motocykl napędzany silnikiem spalinowym. Konstruktor przejechał na swoim sprzęcie trzy kilometry bez kłopotów. Po wymianie przedniego koła na płozę uzyskał z kolei pierwszy na świecie skuter śnieżny! Podobnie jak dziś, możliwości transportowe motocykla były ograniczone. Daimler zamówił w specjalistycznej firmie powóz i – po zamontowaniu w nim silnika – stworzył pierwszy czterokołowy pojazd marki, która wzięła się od jego nazwiska. Zaraz potem zbudowano też łódź motorową, kolejkę wąskotorową oraz użyto motoru w pierwszym sterowcu. Silniki Daimlera kupowali producenci drezyn kolejowych czy tramwajów.

Pierwszy czterokołowy pojazd Daimlera, w całości zaprojektowany przez Maybacha. Pokazano go publicznie w Paryżu w 1889 roku. (Archiwum Mercedes-Benz).

Klienci coraz częściej skarżyli się, że jednocylindrowy silnik jest za słaby. Maybach więc skonstruował motor w układzie V2 i niedługo potem, po uzyskaniu zgody szefa, zamontował go w czterokołowcu na stalowych kołach. Sporo czasu poświęcił także układowi chłodzenia silnika, bowiem wówczas automobiliści musieli bardzo często zatrzymywać się przy studniach i strumykach, by uzupełniać wodę. Maybach wymyślił obrotowy pojemnik na wodę, który dodatkowo spełniał funkcję koła zamachowego, ale nie było to rozwiązanie przyszłościowe. Wilhelm opracował więc układ chłodzenia z chłodnicą z rurek z wentylatorem, wymuszający przepływ powietrza, co umożliwiało uzyskanie lepszych osiągów jednostki napędowej. To także Wilhelm Maybach skonstruował pierwszy nowoczesny gaźnik z komorą pływakową, potrafiący dokładniej dawkować paliwo. Odtąd silniki mogły pracować sprawniej i na wyższych obrotach.

Pierwszy gaźnik pływakowy Maybacha. (Wikimedia Commons)

Aż do masowego wprowadzenia układów wtryskowych paliwa, gaźniki budowano według zasad wymyślonych przez Maybacha. Trudno przecenić wartość tego rozwiązania. Mówimy o milionach silników samochodowych i lotniczych, które równomierną pracę zawdzięczały niemal zapomnianemu niemieckiemu wynalazcy z kompleksem niższości. Silnik systemu Maybacha z gaźnikiem i chłodnicą, napędzający koła auta poprzez zębatkową przekładnię to w istocie fundament nowoczesnego samochodu.

Chłodnica o konstrukcji ulowej, opatentowana przez Wilhelma Maybacha w grudniu 1900 roku. (Archiwum Mercedes-Benz).

O życiorysie Wilhelma można by napisać książkę, ale czas przejść do epoki, w której Maybach projektował pierwsze Mercedesy dla Daimlera. Simplex, którym w 1902 roku hrabia Eliot Zborowski dojechał do mety wyścigu Paryż-Wiedeń na drugim miejscu, też wyszedł spod ręki Maybacha i miał opatentowaną przez niego chłodnicę z rurkami w układzie plastra miodu. Prostszą w produkcji i zawierającą więcej czynnika chłodzącego.

Silniki stosowane do napędu wyczynowych Mercedesów (takich jak ten, w którym wspomniany hrabia Zborowski zginął rok później podczas wyścigu górskiego Nicea-La Turbie) również tworzył niestrudzony Maybach. Użyto ich także do napędu pierwszych sterowców hrabiego Zeppelina. Po 1907 roku Wilhelm stopniowo oddawał prowadzenie działu konstrukcyjnego synowi Karlowi.

Rozrząd silnika lotniczego Maybacha z okresu pierwszej wojny światowej z trzema zaworami na cylinder. (Piotr R. Frankowski)

Karl i Wilhelm Maybachowie zostali zmuszeni do odejścia z firmy Daimler w 1907 roku. Już po śmierci Gottlieba, który zmarł na zawał w 1900 roku. Wówczas porozumieli się z hrabią Zeppelinem i założyli z nim wspólnie, tuż obok hangarów sterowcowych we Friedrichshafen, zakład o nazwie Motorenbau GmbH. Wspólnie rozpoczęli wytwarzanie silników lotniczych i sterowcowych, które musiały sprostać niesamowitym wymaganiom. Stosowano na przykład zapłon z dwiema świecami na cylinder, przy czym każda ze świec połączona była z osobnym iskrownikiem. Układ świec był optymalny pod kątem spalania mieszanki nawet według wiedzy z XXI wieku!

Pierwszy samochód firmy Maybach-Motorenbau GmbH (przełom roku 1924 i 1925), model W 3. Karl Maybach drugi od prawej. (Archiwum Mercedes-Benz)

Traktat wersalski zabronił Niemcom produkcji samolotów, więc firma prowadzona przez Karla przerzuciła się na samochody. Pierwszy prototyp powstał jeszcze na podwoziu Daimlera z silnikiem sześciocylindrowym. Pierwszy seryjny model W3 budowano od 1921 do 1926 roku. Kolejny W5 do 1929 roku, w którym zmarł Wilhelm Maybach. Pierwszy 12-cylindrowy Maybach DS powstał w 1929 roku, by rok później zastąpił go DS7 Zeppelin. Samochód z 7-litrowym motorem o mocy 150 KM i 2-stopniową preselekcyjną przekładnią zautomatyzowaną, zdolny do osiągnięcia 150 km/h. Ośmiolitrowa wersja DS8 budowana była od 1931 do 1940 roku. Później wybuchła wojna i silniki Maybacha napędzały wiele modeli czołgów i innych pojazdów bojowych Trzeciej Rzeszy.

Karl Maybach z Adolfem Hitlerem w 1935 roku. (NAC)

Po wojnie zakłady Maybacha we Friedrichshafen stały się fabryką silników dla statków i lokomotyw, przetrwały do dziś jako MTU Solutions/Rolls-Royce Solutions GmbH. Firma jest spółką zależną brytyjskiego koncernu Rolls-Royce Power Systems i wytwarza potężne silniki wysokoprężne. Sam Wilhelm Maybach został prawie zupełnie zapomniany.

Słynne nazwisko przypomniał fanom motoryzacji koncern DaimlerChrysler w 2002 roku, który postanowił ożywić kultową markę i wytwarzać pod nią luksusowe limuzyny, konkurentów Rolls-Royce’a. Powstały modele Maybach 57 i 62 różniące się rozstawem osi. Nazwy pochodziły od długości nadwozia: 5,7 m oraz 6,2 m. Wraz z „nowożytnym” Maybachem do łask wróciło nawet nazwisko Zeppelin, które zostało użyte do nazwania najbogatszej wersji wyposażenia. Powstało nawet zbudowane na bazie dłuższego modelu 62 nadwozie landaulet z otwieraną tylną pasażerską częścią. Nowy Maybach nie był wielkim sukcesem rynkowym, głównie z powodu tego, że ożywienie ultraluksusowej marki po niemal 60 latach jest prawdziwym wyzwaniem i dlatego, że dyrekcja koncernu Daimler-Benz dość nieporadnie podeszła do kwestii wizerunku auta (początkowo miało przypominać aktualną wówczas S-klasę, a gdy podjęto decyzję o reaktywacji osobnej marki, na zmianę wyglądu było za późno).

Maybach 62 Landaulet przed zamkiem Solitude. (Mercedes-Benz)

Mercedes się nie poddał. Najbardziej eleganckie odmiany klasy S są dziś nazywane Mercedes-Maybach, czyli są już tylko podwariantami modelu Mercedesa – inaczej niż przy okazji pierwszej reaktywacji marki Maybach. Współczesne Mercedesy-Maybachy wyróżniają się charakterystycznym dwukolorowym lakierem, a na ich nadwoziach pyszni się trójkątne logo z podwójnym M. Nazwisko króla konstruktorów przetrwało, a wraz z nim jego legenda. Od lat 90. zaczęli ją przypominać historycy przemysłu samochodowego. Niestety nadal wiele tekstów drukowanych i internetowych wszystkie wynalazki Maybacha przypisuje Daimlerowi…

Przedwojenny emblemat marki Maybach. (Piotr R. Frankowski)
Selektor biegów z samochodu Ford Ranger Wildtrak z roku 2022. Zdjęcie: Ford

Z LENISTWA

U zarania historii samochodu nikt nie myślał o tym, że zmiana biegów to jakiś kłopot – po pierwsze nikt nie wiedział, że może być łatwiejsza, po drugie niewielkie natężenie ruchu sprawiało, że częsta zmiana przełożeń nie była konieczna. Szybko to się jednak zmieniło…

Operowanie wczesnymi skrzyniami biegów wymagało dużej wprawy, ale także sporej siły fizycznej. Pierwsza w pełni zsynchronizowana przekładnia to patent marki Cadillac i pojawiła się dopiero w roku 1928, ale względy kosztowe i tak sprawiły, że jeszcze w latach 70. XX wieku popularne samochody miały skrzynie biegów bez synchronizatorów na niektórych biegach (dobrym przykładem jest Fiat 126). Ten sam bystry inżynier E. A. Thompson, który był autorem przekładni z synchronizacją, pracował intensywnie nad czymś bardziej zaawansowanym: nad przekładnią zmieniającą biegi automatycznie, bez udziału kierowcy.

Dźwignia zmiany biegów w zsynchronizowanej skrzyni przekładniowej samochodu Cadillac Series 341B z 1929 roku. (Bonhams)

Powszechnie uważa się niejakiego Sturtevanta z Bostonu w USA za autora pierwszego projektu automatycznej przekładni dla „wozów bez koni”. Powstał ów projekt w roku 1904, ale rozwiązanie nie było zbyt skuteczne, mechanizm nie wytrzymywał szarpnięć wywołanych przy zmianie biegów, zachodzącej w drodze przesuwania się ciężkich przeciwwag. Wielu próbowało skonstruować lepsze systemy, ale raczej bezskutecznie.

Port w Stettinie (dziś: Szczecin) i Hakenterrasse (dziś: Wały Chrobrego) w latach dwudziestych. (Wikimedia Commons)

Chwalebnym wyjątkiem jest tu projekt firmy Vulcan, działającej w niemieckim wówczas mieście Stettin (dziś: Szczecin) – inżynier Hermann Föttinger wymyślił tu pierwsze na świecie sprzęgło hydrauliczne, a następnie w tym samym biurze konstrukcyjnym stworzono w 1924 dwubiegową przekładnię samoczynną z hydraulicznym przetwornikiem momentu obrotowego – czyli teoretycznie nawet BARDZIEJ zaawansowaną inżyniersko niż pierwsza amerykańska seryjna skrzynia automatyczna, wprowadzona do sprzedaży piętnaście lat później!

Automatyczna skrzynia biegów Hydra-Matic z 1939 roku. (Wikimedia Commons)

I tu wracamy do Ameryki, gdzie od początku lat 30. rzeczony Thompson starał się wyręczyć amerykańskich kierowców, zmęczonych koniecznością ręcznej zmiany przełożeń. Europejska tradycja budowy tak zwanych skrzyń preselekcyjnych (typu Wilson lub Cotal), częściowo upraszczających zmianę biegów, a montowanych wyłącznie w bardzo drogich samochodach, według Amerykanów stanowiła ślepą uliczkę. Dywizje Cadillaca oraz Oldsmobile’a wewnątrz koncernu General Motors przygotowały do produkcji w roku 1939 hydrauliczną, automatyczną skrzynię biegów Hydra-Matic, zaopatrzoną w sprzęgło hydrauliczne. Przekładnia oferowana była początkowo jako opcja dodatkowo płatna w takich samochodach, jak Oldsmobile Series 60. Podczas drugiej wojny światowej stosowano ją także w niektórych amerykańskich pojazdach wojskowych.

Fragment katalogu samochodu Oldsmobile Series 60, w którym dostępna była przekładnia automatyczna. (Wikimedia Commons)

Po wojnie amerykański rynek wewnętrzny stał się bardzo łatwym łupem dla lokalnych producentów, którzy nie czuli już presji do tworzenia innowacji technicznych, samochody stały się maksymalnie proste technicznie – atrakcyjność wizualna zadowalała bowiem klientów. Rosnąca popularność automatycznych skrzyń biegów, oferowanych przez wszystkich producentów, pasowała do atmosfery beztroskich lat 50. i 60. w USA, gdy w cieniu atomowego zagrożenia ludzie starali się w pełni korzystać z życia. Pod koniec lat 60. skrzynie ze zwykłym sprzęgłem hydraulicznym ustąpiły miejsca takim z przekładniami hydrokinetycznymi, zazwyczaj z dostępnymi tylko trzema biegami do jazdy do przodu. Mniej więcej w tym samym okresie ze specjalnych olejów hydraulicznych do przekładni automatycznych usunięto olej z tłuszczu wieloryba (!).

Cadillac Eldorado. (Cadillac)
Puszka płynu do skrzyń automatycznych z roku 1949. (Wikimedia Commons)

Także w Europie skrzynie automatyczne zyskiwały na popularności, początkowo głównie w samochodach luksusowych. Choć ukrywano to skrzętnie latami, bardzo prestiżowi producenci często zmuszeni byli korzystać z rozwiązań innych firm. Ale czego oczy nie widzą… W 1952 brytyjski Rolls-Royce zakupił licencję na produkcję skrzyni Hydra-Matic od koncernu General Motors, a następnie montował ją w różnych modelach Bentleya i Rollsa do roku 1965. Co ciekawe, Brytyjczycy z Rollsa próbowali ulepszyć amerykański produkt, zmniejszając tolerancje wykonania – co sprawiło, że skrzynia przestała działać! Później w 1991 roku Rolls-Royce zakupił prawa do produkcji nowszej skrzyni 4L-80 i, po przeróbkach, stosował ją w wielu modelach Rollsa i Bentleya. Skrzynia, która w USA stosowana była w plebejskich pickupach, trafiła także do Astona Martina DB7 oraz kilku modeli Jaguara. W tej branży korzystanie z czyjegoś solidnego produktu, bez rozgłaszania tego faktu wszem i wobec, zdarzało się także innym producentom premium – automatyczna skrzynia biegów w Porsche 928 pochodziła od Mercedesa.

Selektor skrzyni automatycznej Tiptronic w samochodzie Porsche 993. (Wikimedia Commons)

W ostatnich kilku dekadach pojawiło się kilka rozwiązań, które rzekomo zwiastowały upadek tradycyjnych, hydraulicznych skrzyń automatycznych, na przykład zautomatyzowane przekładnie mechaniczne, skrzynie bezstopniowe, skrzynie dwusprzęgłowe, ale tradycyjne automaty tak łatwo się nie poddają. Powstały systemy ręcznej zmiany biegów, także z łopatkami przy kierownicy, układy elektronicznego sterowania pracą skrzyni, rozwiązania z akumulatorami ciśnienia hydraulicznego, pozwalające na pracę hydraulicznych przekładni automatycznych w autach hybrydowych i z systemami stop-start, skrzyniom nadto przybyło przełożeń – gdzie niedawno zaskakiwała nas skrzynia ZF o sześciu biegach, dziś oferuje się skrzynie ośmio-, dziewięcio- i nawet dziesięciobiegowe. Wymyślony bardzo dawno temu automat ma się dobrze, a samochody przyszłości – jeśli rzeczywiście będą musiały mieć napęd elektryczny – zapewnią wieczną młodość układowi P-R-N-D-L…

Przyciski Teletouch sterowania przekładnią automatyczną w samochodzie Edsel Citation z 1958 roku. (Wikimedia Commons)
Wnętrze współczesnej 9-stopniowej przekładni automatycznej Mercedesa dla pojazdów hybrydowych. (Mercedes-Benz)
Pierwszy Unimog. Fot. autora

SAMOCHODY, SAMOLOTY I WOJNA cz. 2

Gdy mówimy o historii firm samochodowych, często wspominamy o ich związkach z przemysłem zbrojeniowym i ogólnie z wojną, ale rzadko przyglądamy się tym związkom szczegółowo. Postanowiłem zatem napisać dłuższy materiał o koneksjach przemysłu samochodowego, zbrojeniowego, lotniczego, który – być może – rozjaśni nieco w głowach entuzjastów automobilizmu.

6-cylindrowy silnik Daimler DIII Avu (wersja wysokościowa) z 1918 roku. (National Air and Space Museum A19840907000/Wikimedia Commons).

Mercedes-Benz

Podczas pierwszej wojny światowej silniki Daimlera i Benza napędzały wiele liczących się samolotów bojowych, po konferencji wersalskiej naturalnie ten rodzaj biznesu się skończył i między innymi dlatego firmy Daimler i Benz zmuszone były połączyć siły w 1926 roku. Powoli przygotowywano dozwolone silniki dla samolotów cywilnych (które oczywiście mogły też mieć zastosowania wojskowe), ale po 1933 roku przejęto, zgodnie z dyrektywą RLM, wyniki prac silnikowców Junkersa nad bezpośrednim wtryskiem benzyny. Natężone prace badawczo-rozwojowe zaowocowały powstaniem rodziny rzędowych silników lotniczych DB600 z bezpośrednim wtryskiem paliwa, co wówczas stanowiło novum na skalę światową.

Plakat reklamowy silnika DB600. (Wikimedia Commons)

Silniki te, z wiszącymi cylindrami w układzie odwróconego V-12, miały pewne zalety w porównaniu do silników opracowywanych przez przyszłych wrogów Rzeszy, takich jak Merlin Rolls-Royce’a: bezpośredni wtrysk pozwalał na pozbawioną przerw pracę silnika w warunkach ujemnego przeciążenia, gdy zasilane poprzez gaźniki silniki dławiły się; dzięki wiszącym cylindrom widoczność do przodu była lepsza w samolotach jednosilnikowych, kolektory wydechowe znajdowały się u dołu silnika, dzięki czemu płomienie wydobywające się z nich nie oślepiały pilota nocą, dodatkowo w razie trafienia w silnik, w silnikach rodziny DB600 olej zbierał się w wiszących cylindrach i potencjalnie uszkodzony silnik pracował nieco dłużej. W dodatku łatwiejsze było zamontowanie działka strzelającego przez piastę śmigła.

SIlnik lotniczy DB 601. (Archiwum Mercedes-Benz)

Tu trzeba wspomnieć, że według badań archiwalnych, przeprowadzonych przez mojego przyjaciela, byłego konstruktora silników Formuły 1, Caluma E. Douglasa, Brytyjczycy mieli szansę na własny wtrysk paliwa w silnikach lotniczych w tym samym okresie. Już na początku lat 30. dobrze wiedziano, co się dzieje – Niemcy bez żadnych ograniczeń rejestrowali bowiem nowe patenty za granicą i pisali o swoich osiągnięciach w specjalistycznej prasie. Także w Polsce np. Messerschmitt normalnie rejestrował swoje patenty, na przykład ten na jednogoleniowe podwozie główne myśliwca Bf109.

Patent Willy’ego Messerschmitta na podwozie jednogoleniowe, chowane, zarejestrowany w Polsce. (Polona)

Angielska firma Napier kupiła licencję na dwa lotnicze silniki wysokoprężne Junkersa, które wiele lat później przerobiła na produkowane przez kilka dekad kolejowe silniki Diesla Deltic. Mieli więc brytyjscy inżynierowie dostęp na długo przed wojną do nowoczesnych, niemieckich pomp wtryskowych – z jednej nawet skorzystali podczas wspomnianych niżej badań… Firma inżynieryjna Ricardo eksperymentowała z wtryskiem paliwa już w latach dwudziestych.

Gdy okazało się jasne, że podczas walki powietrznej brytyjskim myśliwcom w wielu fazach lotu bojowego, podczas wykonywania gwałtownych manewrów, całkowicie przerywają silniki Rolls-Royce, zaopatrzone w gaźniki z komorami pływakowymi, a niemieccy piloci mogą po prostu odrywać się od przeciwnika przechodząc od razu do nurkowania – ich silniki nie przerywały ani wtedy, ani w locie odwróconym – pojawiła się w dowództwie RAF uzasadniona panika.

Rysunek poglądowy modyfikacji gaźnika, zaprojektowanej przez „Tilly” Shilling. (Wikimedia Commons)

Jako szajspatent, redukujący nieco wadę silników angielskich, zastowano po jakimś czasie „RAE Restrictor”, ogranicznik przepływu paliwa, opracowany przez panią inżynier Beatrice Shilling, zapobiegający chwilowemu nadmiernemu wzbogaceniu mieszanki. Pogardliwie nazywane „otworem panny Shilling” urządzenie nie byłoby w ogóle potrzebne, gdyby państwowy lotniczy instytut RAE zarekomendował pozytywnie zaprojektowany przez tę samą kobietę kilka lat wcześniej gaźnik ciśnieniowy. A tam podczas przedwojennych badań (1936-1937) cyniczny naukowiec, niejaki Dr Morley, całe wyniki badania sfałszował, tabelki zmanipulował, a wszystko po to, by „udowodnić”, że wtrysk paliwa przynosi same straty (bo mu wychodziły wyniki wskazujące na przewagę tegoż wtrysku). Jeszcze w 1941 propagandyści z prasy lotniczej ochoczo pisali bzdury o tym, jak to niemieckie silniki są gorsze od Merlinów, bo mają więcej części składowych (liczono osobno nawet kulki z łożysk) i więcej zużywają paliwa (co było świadomym i cynicznym łgarstwem). Wróćmy jednakże do silników Mercedesa. Merliny zaczęły poprawniej pracować przy ujemnych przeciążeniach dopiero po wprowadzeniu gaźników ciśnieniowych Bendix w 1943 roku.

Silnik Rolls-Royce Merlin. (Imperial War Museum)

Silnik, który napędzał takie masowo produkowane samoloty bojowe jak myśliwiec Messerschmitt Bf-109, produkowano na licencji we Włoszech (Alfa Romeo) oraz w Japonii (Aichi oraz Kawasaki). W 1936 uruchomiono osobną fabrykę silników lotniczych Mercedesa w Genshagen niedaleko Berlina, w której podczas wojny wykorzystywano robotników przymusowych oraz więźniów; pod koniec wojny przenoszono bombardowane uporczywie przez aliantów zakłady do kopalni gipsu w Obrigheim am Neckar. Po wojnie fabryka znalazła się w sowieckiej strefie okupacyjnej, czyli późniejszym NRD – w epoce komunizmu wytwarzano tam skutery, a potem ciężarówki IFA. Po zjednoczeniu Niemiec koncern Daimler-Benz wystąpił o zwrot swojej własności. Na terenie dawnej fabryki w Genshagen od 1990 Mercedes produkuje pojazdy dostawcze i ciężarowe, nazywając to miejsce konsekwentnie „Ludwigsfelde”.

Mercedes-Benz T80. (Wikimedia Commons)

Silniki lotnicze Mercedesa miały wpływ także na inne dziedziny aktywności Trzeciej Rzeszy. Zaprojektowany przez Ferdynanda Porsche, a przeznaczony do bicia rekordu prędkości Mercedes T80 miał sześć kół, a napędzał go lotniczy silnik DB603 o mocy 3000 KM – przewidywano, dość optymistycznie, osiągnięcie prędkości 750 km/h. Miał nim jechać Hans Stuck. W czasie drugiej wojny światowej Fritz Nallinger, powojenny dyrektor działu badawczo-rozwojowego Mercedesa, złożył władzom własny projekt nowatorskiego samolotu bombowego dalekiego zasięgu. Samolot-nosiciel miał startować z niewielkich lotnisk, wynosząc na pewną wysokość bombowce, które dzięki temu mogły być mniejsze, lżejsze i szybsze. Nad projektem pracowali specjaliści Focke-Wulfa, nie była to żadna mrzonka zrodzona w mózgu samochodowego inżyniera.

Projekt bombowca-nosiciela pomysłu Fritza Nallingera. (Wikimedia Commons)

Jeszcze ciekawsze zastosowanie technologii bezpośredniego wtrysku benzyny oraz wiedzy z zakresu budowy zaawansowanych silników lotniczych przyniosły lata powojenne. Gdyby nie inżynier Hans Scherenberg, który przed wojną pracował nad zasilaniem wtryskowym silników lotniczych, nie byłoby ani Gullwinga, ani zwycięstwa Mossa w Mille Miglia, ani niesamowitego Uhlenhaut Coupe, które dopiero co sprzedano za rekordową sumę. Tuż po wojnie alianci zabronili Mercedesowi prac nad wtryskiem paliwa i Dr. Scherenberg nie mógł tam wrócić. Zatrudnił się w niewielkiej firmie Waltera Gutbroda, producenta minisamochodów, i tam skonstruował, produkowany w małych seriach, układ bezpośredniego wtrysku paliwa dla modelu Gutbrod Superior.

W 1952 Scherenberg mógł wreszcie wrócić do Mercedesa i zbudować układ zasilania dla silnika, który z uwagi na koszty musiał trafić do sportowego Gullwinga, projektowanego przez Rudolfa Uhlenhauta. Pochodne tego rozwiązania służyły także w ośmiocylindrowych, rzędowych silnikach niezwyciężonych wyścigówek Grand Prix, w 300 SLR, którym Stirling Moss wygrał Mille Miglia w 1955 roku oraz we wspomnianym Uhlenhaut Coupe, powstałym w dwóch egzemplarzach. Inny inżynier lotniczy, Albert Friedrich, który w latach 30. był dyrektorem technicznym działu konstrukcyjnego silników lotniczych Mercedesa i szefem Scherenberga, jest twórcą Unimoga, bez którego dziś trudno sobie wyobrazić służby drogowe i municypalne na świecie.

Prof. Dr. Hans Scherenberg przy prototypie ESF 22 podczas jego prezentacji w marcu 1973 roku w Tokio. (Archiwum Mercedes-Benz)

Sam Scherenberg został w końcu szefem działu konstrukcyjnego koncernu Mercedes-Benz i to jemu zawdzięczamy wiele przełomowych, a dziś oczywistych, technologii, takich jak ABS, silnik pięcocylindrowy czy rozwiązania z prototypów ESF.

Messerschmitt

Wielki producent lotniczy naturalnie nie mógł produkować samolotów po 1945 roku, ale niejaki Fritz Fend, były inżynier z Luftwaffe, skonstruował ciekawy wózek inwalidzki i przyszedł do zakładów Messerschmitta z pomysłem, by na jego bazie produkować mikrosamochód, rodzaj auta bardzo modnego na początku lat 50. w Europie. W efekcie wytwarzano przez kilka lat modele KR175 i KR200 w różnych konfiguracjach. Dziś to kultowe pojazdy kolekcjonerskie.

Messerschmitt Kabinenroller na węgierskiej ulicy w roku 1969. (Fortepan/Wikimedia Commons)

Heinkel

Firma, która nie tylko dostarczała Luftwaffe znane bombowce He-111, ale także na przykład zbudowała pierwszy na świecie odrzutowy samolot myśliwski z fotelem wyrzucanym i z dopalaczami (He-280), również nie mogła zająć się po wojnie produkcją lotniczą i postanowiła, podobnie jak Messerschmitt, spróbować produkcji mikrosamochodu. Heinkel Kabine miał znakomita reputację, a w Wielkiej Brytanii produkowano go na licencji pod nazwą Trojan. O ile w Niemczech autko wytwarzano w latach 1956-58, na Wyspach Brytyjskich produkcję zakończono dopiero w 1966 roku. Później w kontekście samochodowym firma pojawiła się jeszcze raz, bo jej właśnie zlecono produkcję superlekkich, kompozytowych nadwozi do wyścigowego Porsche 906.

Heinkel Kabine, 1956. (ANEFO/Wikimedia Commons)

Henschel

Wielkie zakłady, które przed wojną i podczas wojny produkowały lokomotywy, pojazdy opancerzone i czołgi (to projekt firmy Henschel wygrał z projektem Porsche w konkursie na czołg Tygrys/Tiger), wytwarzały także samoloty własnej i obcej konstrukcji. Wśród nich bardzo ciekawy był samolot do zwalczania celów naziemnych Henschel Hs-129. Po wojnie zakłady uległy przekształceniom, których efektem było połączenie zasobów firm Henschel i Hanomag w jedną, Hanomag, której dział samochodów ciężarowych został wchłonięty później przez koncern Daimler-Benz. Do 1974 roku produkowano pojazdy użytkowe pod nazwą Hanomag.

Hanomag-Henschel F191 z 1974 roku. (Wikimedia Commons)

W Niemczech zahamowanie rozwoju przemysłu lotniczego wraz zakończeniem wojny zaowocowało uwolnieniem sporej liczby znakomitych konstruktorów i techników, których talenty zostały wykorzystane podczas okresu tzw. niemieckiego cudu gospodarczego i to umożliwiło skokowe postępy w rozwoju technologii samochodowych oraz technologii produkcji. W następnych odcinkach cyklu przyjrzymy się innym krajom, by sprawdzić, czy podobne procesy i tam miały miejsce.

cdn.