Maj i Maja: notka etymologiczna

Część cyklu Etymologiae. O pochodzeniu słów

Maj to prócz marca jedyny miesiąc kalendarzowy, który w języku polskim ma nazwę pochodzenia obcego, przejętą z łaciny − jak można sądzić, za pośrednictwem niemieckim i czeskim.1 Jest ona nieprzerwanie w użyciu od średniowiecza. Odmiana staropolska różniła się od dzisiejszej tylko tym, że samogłoska mianownika/biernika była pierwotnie długa (māj), a następnie przeszła w tzw. pochylone a (måj), wymawiane [ɒ]. W pozostałych przypadkach samogłoska pozostawała krótka (dopełniacz maja itp.). Kontrast ten zanikł w XVIII w. w polszczyźnie „głównego nurtu”, ale np. śląską nazwą maja jest moj, a kaszubski mianownik brzmi môj [mɞj], z inną samogłoską niż w dopełniaczu maja [maja].2

Po łacinie maj nazywał się Maius. Właściwszą pisownią byłoby Maiius, dokładniej oddające wymowę [majjʊs], ale Rzymianie − wbrew wymowie − nie lubili podwajać litery i w śródgłosie. Grupa [jj] powodowała, że pierwsza sylaba liczyła się jako zakończona na półsamogłoskę, a zatem ciężka („długa”) z punktu widzenia łacińskiej prozodii. W języku włoskim (i ogólnie w dialektach italoromańskich) takie [jj] rozwijało się w długie zwartoszczelinowe [ddʒ], stąd współczesne włoskie maggio [maddʒo] ‘maj’. Według przekazanej nam tradycji rzymskiej miesiąc Maius nazwano na cześć bogini wzrostu i płodności imieniem Maja (łacińskie Maia [majja]). Imię to pochodzi od dawniejszego *magjā i spokrewnione jest z takimi słowami łacińskimi jak magnus ‘wielki’ i magis ‘więcej’. Stopień wyższy od magnus brzmiał w rodzaju męskim i żeńskim maior (maiior) < *magjōs, a w rodzaju nijakim maius (maiius) < *magjos. Od tej formy utworzono rzeczownik maiestās ‘majestat, dostojeństwo’. Słowa powyższe wykazują taki sam rozwój *-gj- między samogłoskami jak w imieniu Maia, czyli zmianę w [jj]. Wszystkie one pochodzą w ostatecznym rachunku od praindoeuropejskiego przymiotnika *meǵh2 ‘wielki’. Wśród jego licznych refleksów w językach potomnych można wymienić np. greckie mégas (rodzaj żeński megálē, nijaki méga)3 i staroindyjskie mahā́n (jak w złożeniu mahārājá- ‘maharadża’ czyli ‘potężny władca’).

Ryc. 1.

Rzymska Maja była zatem ‘wielką boginią’ − ucieleśnieniem wiosennego rozkwitu natury, a także personifikacją samej Ziemi. Jej pierwotne funkcje w mitologii rzymskiej uległy zmianom pod wpływem greckim. Chłonąc kulturę promieniującą z greckich kolonii w Italii, Rzymianie dowiedzieli się, że Grecy także znają postać o imieniu Maja (Maîa). Była to najstarsza z siedmiu Plejad, córek tytana Atlasa i nimfy morskiej (oceanidy) Plejone. Za sprawą romansu z Zeusem została matką boga Hermesa. Ponieważ wraz z siostrami została przeniesiona przez Zeusa na niebo, obecnie przebywa ok. 380 lat świetlnych od Ziemi pod postacią niebieskobiałego olbrzyma o typie widmowym B8 III − czwartej co do jasności spośród gwiazd składających się na gromadę otwartą Plejad w gwiazdozbiorze Byka (zob. ryc. 1).4

Imię greckiej boginki pochodziło od rzeczownika pospolitego maîa (udokumentowanego głównie w formie wołacza), którego znaczenie najlepiej chyba oddałoby polskie ‘mateczka’. Zwracano się w ten sposób do piastunek, położnych oraz do starszych kobiet – pieszczotliwie, ale z szacunkiem. Była to (obok i mámmē) jedna z nieregularnych, dziecinnych wersji słowa ‘matka’ (mḗtēr, mā́tēr); pod względem etymologicznym nie miała nic wspólnego z łacińskim Maia. Jednak podobieństwo brzmienia skłoniło Rzymian do uznania greckiej Mai za tożsamą z ich własną Mają. W ten sposób Maja została niechcący kochanką Jowisza (jako odpowiednika Zeusa) i matką Merkurego (utożsamionego z Hermesem). Według alternatywnej, starszej tradycji, Merkury był synem boga nieba (Caelus) i bogini dnia (Diēs), natomiast Maja była towarzyszką Wulkana (Vulcānus), boga kojarzonego z ogniem, wulkanami, metalurgią i kowalstwem.

O ile Maja grecka odgrywała w mitologii rolę epizodyczną, o tyle Mai rzymskiej oddawano w kalendy majowe (1 maja) cześć należną bogini z prawdziwego zdarzenia. Flamen Wulkana (członek piętnastoosobowego kolegium kapłanów) składał tego dnia Mai ofiarę z ciężarnej maciory. Także 1 maja przypadało jedno z dwóch świąt Dobrej Bogini (Bona Dea), ważnej, ale tak enigmatycznej, że znamy tylko jej przydomki. Maja była w niejasny sposób związana z Dobrą Boginią, a może nawet częściowo z nią utożsamiana. Merkuralia, święto kupców i ludzi interesu, obchodzone w idy majowe (15 maja), raczej nie przypadkiem odbywało się w miesiącu poświęconym bogini, która została uznana za matkę Merkurego. W taki oto sposób pragmatyczni Rzymianie godzili nie całkiem spójne, synkretyczne wierzenia dotyczące tożsamości Mai.

Ryc. 2.

Nazwa miesiąca Maius (zapożyczana różnymi drogami, także za pośrednictwem greckiej wersji Máïos) przyjęła się w wielu językach słowiańskich − podobnie jak w innych językach europejskiego kręgu kulturowego − tu i ówdzie wypierając rodzime synonimy takie jak *travьnь ‘czas traw’ (zob. ukraińskie trávenʹ). Tak zgrabnie wtopiła się w naszą fonetykę i słowotwórstwo, jak gdyby była rdzennie słowiańska. Obocznym znaczeniem staropolskiego måj było ‘przybranie z zielonych gałązek lub kwiatów’ (takich, jakie można znaleźć wiosną), stąd czasownik maić, przymiotnik umajony i rzeczownik maik ‘przystrojone drzewko lub słup podczas obrzędów wiosennych’ (być może hybryda rodzimych słów gaj, gaik i niemieckiego Maibaum ‘słup majowy’, patrz ryc. 2). Polacy ze szczególnym zapałem (choć w zmodyfikowanej formie) kontynuują kult wiosennej bogini Mai, korzystając z przypadającej na początku maja serii świąt, aby rozciągnąć majówkę co najmniej na trzy pierwsze dni miesiąca, a zwykle dodatkowo na przyległe dni weekendowe.

Przypisy

  1. Czeską nazwą maja jest obecnie květen, ale została ona wprowadzona w XIX w. jako neologizm, który zastąpił staroczeskie słowo máj. Słowo to zachowało się do dziś np. w porzekadłach dotyczących maja. ↩︎
  2. [ɞ] to samogłoska centralna zaokrąglona, o artykulacji pośredniej między polskim e i o. W części gwar kaszubskich słowo môj wymawiane jest jako mej albo moj, a tu i ówdzie spotyka się archaiczne måj. ↩︎
  3. Stąd oczywiście przedrostek mega- używany w terminologii naukowej, a ostatnio niezmiernie popularny w potocznej polszczyźnie. ↩︎
  4. Maja pozostaje oficjalną nazwą własną gwiazdy 20 Tauri, zatwierdzoną przez Międzynarodową Unię Astronomiczną. ↩︎

Opis ilustracji

Ryc. 1. Plejady. Zdjęcie wykonane przez Kosmiczny Teleskop Hubble’a. Czerwona strzałka wskazuje Maję (20 Tauri). Źródło: NASA/STScI (domena publiczna).
Ryc. 2. Pieter Brueghel Młodszy (1550), Kiermasz św. Jerzego i taniec wokół słupa majowego. Tradycja wiosennych zabaw obrzędowych wokół umajonych słupów, wywodząca się z czasów przedchrześcijańskich, była szczególnie popularna wśród ludów germańskich, ale rozpowszechniona także u Słowian. Źródło: Wikipedia (domena publiczna).

Etymologie wiosenne

Wiosna na błoniach

Pisząc o zimie, wspomniałem, że wiosna jest drugą porą roku której nazwa wyraźnie się utrwaliła w językach indoeuropejskich. Aczkolwiek w niektórych gałęziach drzewa rodowego słowo oznaczające wiosnę rozwijało się nieco osobliwie i szczegóły tego rozwoju oraz ustalona na ich podstawie rekonstrukcja to nadal kwestie sporne1, możemy z grubsza stwierdzić, że najdawniejsza dająca się odtworzyć forma wyglądała tak: *wēs-r̥ w mianowniku/bierniku, *wes-n- (z odpowiednimi końcówkami odmiany) w przypadkach zależnych, takich jak celownik, dopełniacz itd. Bez trudności wyprowadzamy z tego źródła słowa takie jak starogreckie éar ‘wiosna’ czy staroindyjskie vasar-.

Mieliśmy już (we wpisach poświęconych nietoperzom i słońcu) do czynienia z rzeczownikami heteroklitycznymi zaopatrzonymi w przyrostek, którego spółgłoska wymieniała się w zależności od przypadka (najczęściej *r/*n). Przypisywano im rodzaj nijaki (czyli w zasadzie nieożywiony, jeśli mówimy o epoce praindoeuropejskiej). Napomknąłem też wcześniej, że tworzyły one przysłówki typu *wes-er, *wes-en ‘wiosną’, funkcjonalnie odpowiadające miejscownikowi. Formy te dały początek kolejnej generacji słów pochodnych, takich jak choćby prasłowiańskie *vesna (*wes-n-ah2). Polskie wiosna jest wynikiem przegłosu *e > o przed twardą spółgłoską przedniojęzykową.2 Jeśli następna sylaba zawierała samogłoskę przednią, powodującą zmiękczenie spółgłoski, przegłos nie zachodził. Dlatego celownik/miejscownik *vesnĕ i przymiotnik *vesnьnъ(jь) powinny były dać polskie *wieśnie i *wieśnien/*wieś(n)ny. Istotnie, w XV w. spotykamy jeszcze wieśnie w znaczeniu ‘wiosną’, ale analogia szybko doprowadziła do uproszczenia odmiany, wyrównując ją według formy mianownika: wiośnie, wiosenny.

W językach bałtyjskich, choć są one blisko spokrewnione ze słowiańskimi, indoeuropejska nazwa wiosny występuje z przyrostkiem zawierającym *r i ze zmienionym znaczeniem: litewskie i łotewskie vasara oznacza ‘lato’, natomiast pavasaris (o pierwotnym znaczeniu ‘przedwiośnie’) przejęło rolę określenia wiosny. Co do przyrostka, widocznie w epoce prabałtosłowiańskiej konkurowały jeszcze z sobą różne warianty dawnej odmiany heteroklitycznej. W językach słowiańskich zwyciężyło *n, w bałtyjskich *r. Jeśli natomiast chodzi o znaczenie, podobna zmiana semantyczna zaszła w językach romańskich. Późnołacińskie wyrażenie prīma vēra ‘początek wiosny, przedwiośnie’ przyjęło znaczenie ‘wiosna’. Klasyczne słowo vēr, a raczej jego późne, ludowe pochodne w niektórych językach wymarły, a w innych zmieniły znaczenie na ‘lato’. Mamy zatem rumuńskie primăvară oraz włoskie, hiszpańskie, portugalskie i katalońskie primavera ‘wiosna’, podczas gdy rumuńskie vară, hiszpańskie verano i portugalskie verão oznaczają ‘lato’.

Ryc. 1.

Czy można ustalić, skąd się wzięło słowo praindoeuropejskie? Nie jest to łatwe po tysiącach lat, ale spróbować można. W praindoeuropejskim istniał rdzeń czasownikowy *wes-/*wēs- ‘paść (się)’, widoczny np. w hetyckim wesi- ‘łąka, pastwisko’, wesiye/a- ‘paść (się)’ i wēstara- ‘pasterz’, w tocharskim A wsäryās (biernik l.mn.) ‘pastwiska, błonia’, w awestyjskim vāstar- ‘pasterz’, w germańskim *wesa-/*wisi- ‘ucztować’, *wistiz ‘żywność, zaopatrzenie’, *wisund-/*wesand- ‘żubr’ (niemieckie Wisent)3, w łacińskim vēscor ‘żywić się’ itd. Zwłaszcza bogate poświadczenie rdzenia w słownictwie hetyckim dowodzi, że mamy do czynienia z naprawdę starodawną rodziną słów. Pasterstwo było jednym z najważniejszych zajęć ludów mówiących po praindoeuropejsku, nie byłoby więc niczym dziwnym, gdyby nasi dalecy przodkowie definiowali wiosnę jako nastanie pory wypasu, kiedy stepy zaczynały się zielenić.

Marsowy miesiąc

Pierwszym wiosennym (lub przedwiosennym) miesiącem jest marzec. W języku polskim jest to jedna z dwu nazw miesięcy przejętych z łaciny (drugą jest maj). Alternatywną nazwą staropolską w przybliżeniu odpowiadającą marcowi było słowo brzezień < *berzьnь. Chyba nie każdy wie, skąd ta nazwa, choć jest oczywiste, że ma związek z brzozą (*berza). Otóż mniej więcej w marcu na całej Słowiańszczyźnie − podobnie jak w krajach bałtyckich i skandynawskich, a także w Szkocji − pozyskiwano oskołę, czyli sok brzozowy, używany do sporządzania napojów i leków.4 Rodzima nazwa marca zachowała się np. w języku czeskim (březen), ukraińskim (bérezenʹ) i serbsko-chorwackim (brezan). Z kolei w staro-cerkiewno-słowiańskim brězьnъ oznaczało ‘kwiecień’, podczas gdy marzec nazywano suxъ (dosłownie ‘suchy’). Takie przesunięcia nazw miesięcy w kalendarzach słowiańskich były częste i naturalne (o czym pisałem tutaj).

W wielu językach słowiańskich swojska nazwa marca została wyparta przez łacińskie mārtius, zapożyczone albo bezpośrednio ze średniowiecznej łaciny, albo za pośrednictwem innych języków: bizantyjskiej greki (mártios) lub dialektów zachodniogermańskich (patrz niemieckie März). W zasadzie oczekiwalibyśmy w polskim formy *marc, ale już w XV w. słowo to upodobniło się pod względem odmiany do takich rzeczowników rodzimych z ruchomą samogłoską (dawnym jerem) jak korzec/korca lub dworzec/dworca (w znaczeniu ‘dwór wiejski, gospodarstwo’).

Ryc. 2.

A skąd się wzięła nazwa mārtius? Był to miesiąc poświęcony bogu wojny Marsowi (łacińskie Mārs, dopełniacz Mārtis). W starszej łacinie imię boga było nieco dłuższe i brzmiało Māvors (dopełniacz Māvortis), a najstarsze inskrypcje (ok. 600 r. p.n.e.) i świadectwo innych języków italskich wskazują na formę oboczną Māmart-. Wcześniejsze dzieje imienia Marsa okrywa mgła tajemnicy. Niewykluczone, że zostało zapożyczone z któregoś z nieindoeuropejskich języków starożytnej Italii (ale nie z etruskiego, w którym imię boga wojny brzmiało Laran). W najstarszych kalendarzach rzymskich marzec był pierwszym miesiącem roku. Mars był bogiem wojowników, ale także rolników. Czczono go szczególnie w marcu i październiku, które wyznaczały początek i koniec zarówno prac rolnych, jak i sezonu odpowiedniego do prowadzenia kampanii wojennych.

Marcowe porzekadło z morałem

Powiedzenie w marcu jak w garncu tłumaczy się współcześnie tym, że pogoda podczas przedwiośnia jest zmienna i wszystkie pory roku mieszają się jak składniki potrawy w garnku. Taką interpretację przyjmuje Wikisłownik, jak również internetowy Wielki Słownik Języka Polskiego. Tak też tłumaczy się sens porzekadła dzieciom w szkołach. Sprawa nie jest jednak całkiem oczywista. W języku średniopolskim używano porównania ciepło jako w garncu (XVI w.), a gdy gdzieś panowały zgiełk i kotłowanina, opisywano to słowami jako w garcu albo wre jako w garku (oba wyrażenia podaję za Pamiętnikami Jana Chryzostoma Paska, lata 1660 i 1672). Można też było zamieszać [wrogów podczas bitwy] jako w garcu kaszę (Wacław Potocki). Zasadne jest więc pytanie, czy w porzekadle chodziło pierwotnie o to, że marzec to okres wiosennego ocieplenia po miesiącu lutym (czyli dosłownie ‘srogim’), czy o to, że marcowa pogoda jest kapryśna, a może o to, że zaczyna się sezon prac polowych i związanej z tym krzątaniny „jak w ukropie”. Odpowiedzi nie znamy, ale użytkownicy języka mają swoje prawa i próżno polemizować z ich wyborem. W dzisiejszych czasach powiedzenie w marcu jak w garncu interpretowane jest jednoznacznie tak, jak podają słowniki.

Jak być może przed chwilą zauważyliście, w dawnej polszczyźnie (od początku epoki piśmiennej), odmieniając słowa garniec, garnek często pomiajno literę n (garca, garcem, garce, garki itp.). Pisownia naśladowała w tym przypadku wymowę: skomplikowaną grupę spółgłoskową upraszczano przez usunięcie najsłabiej słyszalnego, środkowego elementu. Podobnie ziarnko często pisano ziarko; na tej samej zasadzie ł znikało w słowach takich jak jabłko, ździebłko, bedłka. Wymowa taka (w odróżnieniu od pisowni) nadal jest poprawna i – jak widzimy – ma oparcie w wielowiekowej tradycji. Mamy dziś w stylu oficjalnym skłonność do wymowy hiperstarannej, naśladującej pisownię. Jednak przysłowia takie jak w marcu jak w gar(n)cu lub ziar(n)ko do ziar(n)ka, zbierze się miarka brzmią naturalniej i rymują się gładko, gdy nie próbujemy za wszelką cenę udowodnić, że potrafimy wymówić [n] między spółgłoskami.

Przypisy

  1. Dotyczy to np. łacińskiego vēr i germańskiego *wēra-, zob. Gąsiorowski 2012 ↩︎
  2. W niektórych dialektach polskich przegłos nie zachodził po spółgłoskach wargowych (takich jak *v), stąd mamy regionalne formy oboczne typu wiesna, spotykane też w języku literackim w dawniejszej polszczyźnie (na wiesnę, w pół wiesny). ↩︎
  3. Jeśli ta etymologia jest poprawna, germańska nazwa żubra oznaczała dosłownie ‘pasący się’. Na początku naszej ery słowo germańskie zapożyczyli Rzymianie w nieco zniekształconej postaci jako bisōn (l. mn. bisōntēs). Pliniusz Starszy, pisząc o faunie Germanii, wyraźnie odróżnia żubra (posiadającego grzywę) od lepiej znanego Rzymianom tura, zwanego ūrus – silnego, szybkiego i (jak pisze uczony) mylonego przez ciemny lud z bawołem. ↩︎
  4. Brzoza miała dla Indoeuropejczyków szczególne znaczenie, czego dowodzi szeroki zasięg jej nazwy, opartej na rdzeniu *bhreh1ǵ- ‘jaśnieć, błyszczeć’ (występującym też w słowie brzask). ↩︎

Opisy ilustracji

Ryc. 1. La Primavera (Wiosna), obraz Sandra Botticellego, namalowany ok. 1481 r. Tytuł nadał mu Giorgio Vasari ok. 70 lat później. Choć jest to najbardziej znana alegoria wiosny, nie ma pewności, czy dokładnie taka była intencja malarza. Galeria Uffizi, Florencja, Włochy (domena publiczna).
Ryc. 2. Zwiastun wiosny, śnieżyczka przebiśnieg (Galanthus nivalis), roślina z rodziny amarylkowatych, kwitnąca od lutego do kwietnia. Foto: Piotr Gąsiorowski (16 marca 2023). Lokalizacja: Puszcza Zielonka, Wielkopolska (licencja CC BY-SA 3.0).

Etymologiczna opowieść zimowa. Część 3: Rzecz na Nowy Rok

Inne wpisy z tej serii
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 1: Zima i jej kuzyni
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 2: O śnieżeniu
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 4: Zagadka baraniego skoku

Prolog

O ile pojęcie zimy nie było obce naszym przodkom z epoki praindoeuropejskiej (8-6 tys. lat temu), a wiele ludów starożytnych potrafiło precyzyjnie określać porę roku na podstawie obserwacji astronomicznych, o tyle kalendarz z formalnym podziałem na miesiące i numeracją dni jest wynalazkiem stosunkowo niedawnym. Wczesne kalendarze księżycowo-słoneczne próbowały jakoś wybrnąć z faktu, że długości dnia, miesiąca księżycowego i roku astronomicznego nie da się wyrazić za pomocą prostych proporcji w liczbach całkowitych. Pierwotnie precyzyjną rachubę czasu w krótkiej skali zapewniały cykle księżycowe z dobrze widocznymi fazami, a cykl pór roku traktowano raczej całościowo: mówiono, że ktoś przeżył pięć lub dwadzieścia takich cykli, ale bez dzielenia ich na krótsze miary czasu. Dlatego w językach indoeuropejskich ‘miesiąc’ i ‘księżyc’ były synonimami, a odnoszące się do nich słowo *meh₁ns- ma związek z czasownikiem *meh₁- ‘zmierzyć’ (patrz wpis O księżycu, księdzu, książętach i księżniczkach). Natomiast w celu określenia wieku często zliczano jakąś wybraną porę roku (pięć zim, pięć wiosen), mającą reprezentować pełny rok. W tradycji słowiańskiej często było to lato, wskutek czego funkcję liczby mnogiej rzeczownika rok przejęły w języku polskim lata. Bardziej skomplikowana sytuacja występuje w rosyjskim, gdzie liczbą mnogą od słowa god ‘rok’ jest zasadniczo góda, ale po liczebnikach wymagających dopełniacza używane jest słowo let (dopełniacz liczby mnogiej od léto ‘lato’) zamiast godóv. Czyli na przykład tri góda ‘trzy lata’, ale pjatʹ let ‘pięć lat’.

Roki, lata i gody

Samo słowo rok na określenie cyklu kalendarzowego nie jest szczególnie stare. Pochodzi od słowiańskiego czasownika *rek- ‘mówić’ (bezokolicznik *rekti > *retji > polskie rzec) i ma związek z takimi słowami jak prorok (ktoś, kto przepowiada), wyrok (orzeczenie), urok (wypowiedzenie zaklęcia, dawniej też coś ustalonego w umowie), rzecz (to, o czym mówimy, dawniej także opowieść), rokowania (umawianie się, pertraktacje) i wiele, wiele innych. Słowo *rokъ (po staropolsku rok z liczbą mnogą roki) oznaczało z początku wyznaczony termin odbycia lub ukończenia jakiejś czynności (którą można było odroczyć, czyli przesunąć na późniejszy termin). Wyrażenie roki sądowe oznaczało terminy regularnych posiedzeń sądu (bez względu na to, jak często się odbywały), a czynić roki oznaczało ‘procesować się’. A zatem rok był bliski znaczeniowo dzisiejszemu termin, data i dopiero wtórnie zaczął oznaczać cykl, względem którego wyznaczano sezonowe terminy. W staropolszczyźnie oba znaczenia występowały obok siebie. Tradycja ma jednak twardy żywot: w XXI w. upływ czasu nadal liczymy po dawnemu w latach (tyle że przed laty miejscownik brzmiał w leciech). W językoznawstwie taki mieszany typ odmiany, gdy różne formy tej samej jednostki słownikowej (np. liczba pojedyncza i mnoga) są różnego pochodzenia (jak rok/lata), nazywamy supletywnym.

W kilku językach słowiańskich słowo *lěto (o podstawowym znaczeniu ‘lato’) pojawia się w znaczeniu ‘rok’ także w liczbie pojedynczej. Tak jest w języku słoweńskim, w językach łużyckich, w wymarłym języku połabskim i – rzecz godna uwagi – w staro-cerkiewno-słowiańskim. Taka szeroka dystrybucja wskazuje, że w okresie prasłowiańskim znaczenie nazwy ‘lata’ rozciągało się na cały rok. Dopiero po okresie wielkich migracji Słowian pojawiły się bardziej wyspecjalizowane określenia roku: *rokъ (< ‘termin’) rozprzestrzenił się na części obszaru zachodniosłowiańskiego (języki czeski, słowacki, polski i kaszubski), a z polskiego został zapożyczony także do ukraińskiego (rik, liczba mnoga róky). Innowacją pierwotnie charakterystyczną dla obszaru wschodniosłowiańskiego (zachowaną w rosyjskim i białoruskim) był *godъ, a na południu Słowiańszczyzny (w grupach bułgarsko-macedońskiej i serbsko-chorwackiej) pokrewne słowo *godina. Rzeczownik *godъ oznaczał pierwotnie stosowną, odpowiednią porę na coś. W języku polskim utrzymał się tylko w liczbie mnogiej jako gody ‘święto, wesele, okres świąteczny’, a także ‘okres reprodukcyjny zwierząt’. Natomiast pełna lista polskich słów utworzonych od niego byłaby sążnista: godny/godzien, dogodny, wygoda, pogoda, ugoda, zgodzić się, pogodzić itd., a nawet godzić w znaczeniu ‘trafiać, uderzać’. Słowo godzina występuje w polskim nie tylko w pierwotnym znaczeniu ‘czas, pora, termin’, lecz także jako jednostka czasu. Tyle że nie oznacza roku, jak w większości języków południowosłowiańskich, ale 1/24 doby. Takie samo znaczenie przybrała *godina w innych językach zachodniosłowiańskich, a także w ukraińskim i białoruskim.

Ryc. 1.

Jak Juliusz i Grzegorz naprawiali rok

Wraz z chrześcijaństwem wprowadzono w krajach słowiańskich kalendarz stanowiący pamiątkę po Cesarstwie Rzymskim. Dzielił on rok na 12 miesięcy o długości takiej, jaką znamy dziś (30 lub 31 dni), zrywając związek między miesiącem kalendarzowym a księżycowym (liczącym 29,53 doby). We wczesnym okresie rzymskim rok zaczynał się w miesiącu zwanym mārtius (na cześć boga Marsa). Ostatni miesiąc roku, zwany februārius, był nieco krótszy od pozostałych i służył tradycyjnie do okresowego regulowania średniej długości roku kalendarzowego, tak aby była mniej więcej zgodna z długością roku astronomicznego. Tę funkcję regulacyjną zachowano w kalendarzu juliańskim. Odtąd februārius miał liczyć sobie zwykle 28 dni, ale co cztery lata – 29 dni. Zwiększało to liczbę dni roku z 365 do 366 w latach przestępnych i dawało średnią długość roku kalendarzowego 365,25 doby. Oczywiście nadal stosujemy tę samą sztuczkę, dlatego w tym roku luty będzie miał 29 dni. Rzymianie nie wprowadzili jednak dalszych, długookresowych poprawek, a ponieważ długość roku astronomicznego mierzona w dobach nie wynosi dokładnie 365,25, ale raczej 365,2425…, po odpowiednio długim czasie pojawiała się zauważalna rozbieżność między cyklicznymi zjawiskami astronomicznymi (jak przesilenie zimowe bądź letnie i równonoc wiosenna bądź jesienna) a przypisaną im pierwotnie datą.

Od 45 r. p.n.e. na mocy edyktu Juliusza Cezara początek roku urzędowego (choć nie religijnego) zaczęto w Rzymie liczyć od pierwszego dnia miesiąca iānuārius, poświęconego bogu o imieniu Janus (Iānus). Bóg ten był strażnikiem bram (iānua) oraz opiekunem przejść, początków i zakończeń, więc nadawał się symbolicznie na patrona początku nowego roku i zakończenia starego. Ten nowy system rzymski, po drobnych poprawkach ustabilizowany za czasów Oktawiana Augusta, służył Europejczykom przez około 1600 lat pod nazwą kalendarza juliańskiego. Zreformował go dopiero papież Grzegorz XIII w 1582 r., wprowadzając prócz zwykłych lat przestępnych dodatkowe korekty (stosowane co 100 i 400 lat) redukujące rozbieżność między urzędową rachubą czasu a czasem astronomicznym.

Szczególne zaniepokojenie kościoła budziła niestabilność kalendarzowej daty Wielkanocy, ustalanej (w nawiązaniu do tradycji kalendarza żydowskiego) względem równonocy wiosennej i faz Księżyca, a zatem według kryteriów astronomicznych. W roku 45 p.n.e. przesilenie zimowe wypadło 25 dnia miesiąca zwanego december (pierwotnie, zgodnie z etymologią nazwy, dziesiątego, a od tamtej pory – dwunastego). W roku 1581 przesilenie wypadło 11 dnia tegoż miesiąca, czyli cofnęło się o dwa tygodnie wskutek narastającej rozbieżności między kalendarzem a pozycją Ziemi na orbicie wokółsłonecznej. Nowy Rok, który zgodnie z intencją Juliusza Cezara miał się zaczynać tydzień po zimowym przesileniu, w XVI w. wypadał trzy tygodnie po nim, dryfując w stronę wiosny i ciągnąc za sobą Boże Narodzenie. Groziło to katastrofą teologiczną: zderzeniem Bożego Narodzenia z Wielkanocą po dalszych paru tysiącach lat.

Reforma gregoriańska nie tylko poprawiła regulację średniej długość roku (tempo narastania błędu zredukowano do 1 doby na ok. 3300 lat), ale także jednorazowo wycięła z kalendarza 10 dni, aby skompensować narosłe przez wieki przesunięcie: po 4 października 1582 r. nastąpił bezpośrednio 15 października. Dopasowanie dni roku do konfiguracji Ziemi i Słońca cofnięto w ten sposób do stanu z początków IV w. n.e. Nie był to przypadkowy wybór „punktu przywrócenia systemu”, ale starannie przemyślana decyzja, albowiem na soborze nicejskim I w 325 r. uzgodniono obowiązujący od tej pory algorytm obliczania daty Wielkanocy. Kościół postanowił więc zakonserwować ówczesny stan kalendarza, aby nie było wątpliwości, że główne święta chrześcijańskie wyznaczające rytm roku liturgicznego mają solidne umocowanie astronomiczne nadane im za czasów cesarza Konstantyna Wielkiego. Polska, wzorem większości krajów katolickich, przyjęła reformę natychmiast po jej ogłoszeniu.

Ryc. 2.

Tajemnica pierwszego miesiąca

W XVI w. ustaliły się z grubsza polskie nazwy miesięcy. Już wcześniej próbowano je nazywać za pomocą nazw zaczerpniętych z tradycji słowiańskiej, które odnosiły się niezbyt konkretnie do pewnych charakterystycznych fragmentów cyklu rocznego bez szczególnej dbałości o to, kiedy jeden się kończy, a drugi zaczyna. Robiono to bardzo nieformalnie i wiele miesięcy miało nazwy alternatywne. Na przykład februārius był często określany jako luty (z prasłowiańskiego *ljutъ ‘srogi, okrutny’), ale nazywano go również sieczniem, strąpaczem, jatniem (mianownik jacień), a także styczniem. Z kolei nazwa luty odnosiła się okazyjnie także do pierwszego miesiąca (iānuārius), jako że nadal odczuwano jej opisowość (czas srogich mrozów), niekoniecznie uwiązaną do konkretnych dat. Pierwszy miesiąc roku nazywano także ledniem (mianownik ledzień, oczywiście od lodu), prosińcem (nazwa ta mogła też odnosić się do grudnia), tyczniem, ale najczęściej styczniem. Kiedy wymagana była precyzja, na użytek urzędowy trzymano się nazw łacińskich.

Słowiańskie nazwy niektórych miesięcy są przejrzyste etymologiczne i nawet laik potrafi poprawnie zgadnąć, na jakiej podstawie je utworzono. Inne z kolei bywają zagadkowe. Dotyczy to między innymi słowa styczeń. Pokrewna nazwa pierwszego miesiąca, stëcznik, występuje w języku kaszubskim, ale poza tym styczeń nie ma odpowiedników w innych językach słowiańskich. Popularne wyjaśnienie, że chodzi o miesiąc „styczny” (czyli na styku starego i nowego roku), pachnie na milę tzw. etymologią ludową, opartą wyłącznie na podobieństwie brzmienia, na dokładkę słów współczesnych, nie piętnastowiecznych. Inna możliwość zakłada, że wariant tyczeń jest starszy i oznacza miesiąc „tyczny” od rzeczownika tyka lub tycza/tycz. Miał to bowiem być okres, w którym – obok zimowej zrywki drewna i zbierania opału – pozyskiwano materiał na potrzebne w gospodarstwie tyczki, żerdzie i paliki.

Hipoteza ta nie wyjaśnia jednak nagłosowego s w formie styczeń, która dominowała już w XV w. Najpopularniejsze obecnie wyjaśnienie zakłada, że nastąpiła tzw. kontaminacja – skojarzenie nazwy tyczeń z którąś z powierzchownie podobnych nazw miesięcy zimowych, mającą jednak inne pochodzenie. Dobrym kandydatem jest sieczeń (*sěčьnjь ‘okres wyrębu’), w różnych językach słowiańskich kojarzony z kalendarzowym lutym lub styczniem. Hybrydyzacja pary sieczeń ~ tyczeń jest według tej koncepcji źródłem nazwy stycznia. W każdym razie w XVI w. styczeń utrwalił się w Polsce na dobre jako rodzimy zamiennik nazwy iānuārius i pozostał nim do dziś.

I jeszcze ten baran…

Wyjaśniwszy w ten sposób kilka problemów noworocznych, chciałbym się podzielić z Czytelnikami refleksją na temat jednego z licznych porzekadeł związanych z początkiem roku. Otóż mówi się: „Na Nowy Rok przybywa dnia na barani skok”. Chyba wszyscy znają to powiedzenie, ale co ono właściwie oznacza? I czy „na barani skok” to dużo, czy mało? Nie tylko w internecie, ale nawet w uczonych artykułach można się natknąć na sprzeczne opinie. Jedni twierdzą, że baran jest zwierzęciem skocznym, a porzekadło oznacza, że długość dnia na początku roku zaczyna dynamicznie rosnąć. Inni – przeciwnie – utrzymują, że baran skacze wprawdzie wysoko, ale praktycznie w miejscu, co oznacza, że choć na Nowy Rok długość dnia już rośnie, to jest to wzrost z początku nieznaczny i ledwo zauważalny. Często towarzyszy tym egzegezom sugestia, że skaczący baran niesie jakieś ukryte znaczenie jako metafora płodności i życia odradzającego się po najkrótszych dniach zimowych.

Żeby poważnie podejść do problemu, musimy najpierw ustalić stan faktyczny i przyjrzeć się długości dnia w zależności od daty. Jak zmienia się ta długość po przesileniu zimowym? Kiedy względne przyrosty długości dnia stają się największe? Ponieważ w niniejszym wpisie nie ma już na to miejsca, zagadką baraniego skoku zajmę się w ostatnim odcinku tego cyklu.

Opis ilustracji

Ryc. 1. Rzymska herma (ozdobne popiersie) przedstawiająca Janusa, boga o dwóch obliczach (czasem jedno było twarzą młodzieńca, a drugie – starszego mężczyzny z brodą). Muzeum Watykańskie. Foto: Paolo Bondielli (domena publiczna).
Ryc. 2. Tzw. kalendarz wieczny – tabela z prostym algorytmem umożliwiającym powiązanie dowolnej daty (dzień–miesiąc–rok) z dniem tygodnia – sporządzony dla kalendarza gregoriańskiego przez flamandzkiego rytownika Jana Sadelera w 1595 r. (trzy lata po papieskiej reformie kalendarza). Rijksmuseum, Amsterdam (domena publiczna).