O “liście E” z pewnością każdy słyszał już wszystko i prawdopodobnie połowa z tego nie ma związku z rzeczywistością. Mnie zdarzyło się mierzyć z pomysłami, które opierały się na tezie mówiącej o wyłącznie syntetycznym pochodzeniu substancji kryjących się pod tymi numerami, przy czym im numer wyższy, tym substancja miała być “bardziej sztuczna”, cokolwiek to oznacza. Temat “listy E” pojawił się też niedawno w mediach społecznościowych pod wpływem kremówek rozdawanych pasażerom PKP w ramach akcji upamiętniania Karola Wojtyły.
Pomijając ocenę samej akcji, pojawiły się liczne stwierdzenia o składzie, który miał być “samą chemią” i zawierać “całą tablicę Mendelejewa” łącznie z gipsem. O tym, jak to jest z tym gipsem, wyjaśnię później, a teraz skupmy się na samym symbolach E i tym co się za nimi kryje. Skoro wspomniałem o tym, że jest jakaś lista, to zapewne ktoś ją ustala. Taką instytucją jest Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (European Food Safety Authority) z siedzibą w Parmie, co jest, biorąc pod uwagę z czego jest znane to miasto, na swój sposób zabawne. Jest to agencja UE zajmująca się doradztwem naukowym w związku z żywnością, procesami jej produkcji, przetwarzania, bezpieczeństwem itp. Każdy dodatek do żywności kryjący się pod jednym z kodów E został przez tę agencję zaaprobowany do użycia jako bezpieczny. Lista taka jest dołączana do odpowiedniej dyrektywy Komisji Europejskiej, litera E w samym kodzie zaś pochodzi, jak łatwo się domyślić, od nazwy naszego kontynentu. Ważnym jest to, że kolejne numery E nie mogą być dodawane do tej listy “po uważaniu”, a jedynie wtedy, gdy istnieje konieczność użycia dodatku w danym procesie, nie służy on wprowadzaniu w błąd i udowodniono, że jego użycie nie stanowi ryzyka dla zdrowia konsumenta.
Pomimo tego, że wszystkie substancje na tej liście są raczej bezpieczne, to ich dodawanie do tych czy innych produktów wzbudza regularne dyskusje i stanowi przedmiot licznych kontrowersji i artykułów na portalach o zdrowiu, odżywianiu i nie tylko. Cóż – lista E i obowiązek umieszczania w składzie produktów tych kodów zostały wprowadzone dla wygody, tak aby każdy mógł łatwo zidentyfikować niechciane składniki i wybrać inny produkt. Kody E są wygodne, gdyż powierzchnia, którą można zadrukować składem, jest najczęściej ograniczona, a nazwy wielu substancji są zwyczajnie długie. Nazwy praktycznie każdej substancji można zapisać na różne sposoby, różnymi systemami czy po prostu po łacinie, co utrudnia identyfikację niechcianego dodatku. Ponieważ wszystko po przekroczeniu pewnej dawki staje się trucizną, to dopuszczalne ilości każdego z tych dodatków zostały ściśle określone – zainteresowanych odsyłam do rozporządzenia Ministra Zdrowia Dz.U. 2011 nr 91 poz. 525.
Na liście E znajdziemy zarówno substancje, które są pochodzenia naturalnego, jak i produkty syntezy chemicznej. Substancje na tej liście zostały umieszczone według efektu, jaki mają powodować; i tak zakres numerów od E100 do E199 zawiera barwniki takie jak kurkumina, witamina B2 czy wspomniany w tekście Mirka Likopen – węglowodór, ale bardzo zdrowy. Znajdziemy też tam rzeczy o nazwach tak dziwnych jak karmel amoniakalno-siarczynowy czy czerwień litolowa BK. Pewne kontrowersje może wzbudzać E120, znany jako koszenila lub karmin. Substancja ta jest pochodzenia naturalnego, a konkretnie pozyskuje się ją z pancerzyków pluskwiaków o wdzięcznej nazwie Dactylopius coccus.
Wśród numerów od E200 do E299 znajdują się substancje, które są konserwantami, i znajdziemy tam rzeczy tak swojskie jak kwas octowy czy mlekowy, znane z kiszonek i kwaszonek, ale też mniej oczywiste, jak aldehyd mrówkowy czy dwutlenek węgla. Tutaj również znajdują się mające złą prasę benzoesan sodu czy sorbinian potasu.
Substancje kryjące się pod kodami od E300 do E399 to głównie przeciwutleniacze mające za zadanie powstrzymać psucie się jedzenia będące skutkiem działania tlenu zawartego w powietrzu i nie tylko. Znajdziemy wśród nich np. kwas askorbinowy, tokoferole, czyli substancje znane jako “witamina E”, lub coś o nazwie, która wręcz prosiła się o skrócenie – sól wapniowo-disodową kwasu etylenodiaminotetraoctowego. Substancje z tej grupy pełnią również rolę regulatorów kwasowości, czyli mają wpływ na pH danego produktu, i są to np. kwas jabłkowy czy fumarowy lub winian sodu i adypinian potasu.
Jeśli chodzi o kolejną grupę oznaczoną numerami od E400 do E499, to znajdziemy tam substancje, których nazwy wręcz musiały zostać jakoś skrócone. O ile nazwy środków mających produkt spulchnić, zagęścić, zemulgować czy żelować, takich jak pozyskiwane z glonów agar czy karagen lub używany niekiedy jako słodzik mannitol, nie stanowią wyzwania, to nazwy takie jak sól sodowa karboksymetylocelulozy usieciowana czy mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych mogą przyprawić o oczopląs i zawrót głowy.
Jeśli chodzi o rzekomo zawarty w słynnych kremówkach gips, to nie znajdziemy go w składzie gdyż ów symbol pamięci zwyczajnie go nie zawiera. Substancje o numerach od E500 do E599 mają zapobiegać zbrylaniu się produktu, utrzymywać jego kształt etc. Znajdziemy tu tlenki oraz wodorotlenki metali, np. tlenek wapnia i wodorotlenek magnezu, jak również ich sole, np. kryjący się pod numerem E516 siarczan wapnia. Pomiędzy gipsem a tym związkiem chemicznym nie można postawić znaku równości. Występujący w naturze gips jest minerałem będącym uwodnioną postacią takiej soli, w której cząsteczki wody są wbudowane pomiędzy cząsteczki siarczanu wapnia.
Środki mające numery od E600 do E699 mają za zadanie wzmacniać i poprawiać skład produktu. Tu znajdziemy np. glutaminian sodu. W Państwie Środka jest on popularnym dodatkiem kulinarnym używanym w kuchni w ilościach, które przyprawiłyby europejskiego regulatora o zawał. Sporym szokiem było dla mnie, gdy zobaczyłem w tamtejszym supermarkecie taką paczuszkę:
Lista urywa się na numerze E650, by kontynuować od numeru E999 do E1999, gdzie zostały zbiorczo skatalogowane środki słodzące, nabłyszczające, stabilizujące i inne. Znajdziemy tu nie tylko wosk pszczeli czy podtlenek azotu ubijający śmietanę w puszce, ale też cysteinę czy mocznik oraz całą paletę gazów od wodoru poprzez tlen, propan, butan na argonie kończąc. Tutaj również znajdziemy popularne słodziki takie jak aspartam czy acesulfam K.
Podsumowując – substancje E to nie jest “straszna chemia”, tylko chemia która otacza nas każdego dnia. Część z tych substancji może wzbudzać kontrowersje, dlatego zostały jasno oznaczone. To, że coś ma numer E, nie oznacza że jest “sztuczne”. Każde jedzenie to chemia, co widać na poniższym obrazku, pokazującym skład całkowicie naturalnych jagód, jajek i banana.
(c) by Lucas Bergowsky
Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem.