Nanotechnologia

Na dole jest mnóstwo miejsca”. Tak brzmiała myśl przewodnia wykładu Richarda Feynmana na spotkaniu Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego 29 grudnia 1959 r. Jest to zarazem umowna data narodzin nanotechnologii. Wykład Feynmana zawierał w zasadzie wszystkie koncepcje nanotechnologii rozwijane współcześnie:
Coraz gęstsze obwody komputerowe. Stało się to widoczne od czasu zdefiniowania przez Gordona Moore’a w 1965 „prawa” mówiącego, że ekonomicznie optymalna liczba tranzystorów w układzie scalonym zwiększa się w kolejnych latach wykładniczo. Wykładnik Moore’a wynosił 1,5, obecnie jest skorygowany do 2, ale prawo Moore’a nadal obowiązuje.
Jeszcze dokładniejsza mikroskopia. W latach 50. szczytem techniki mikroskopowej były skaningowe mikroskopy elektronowe (od 1935 roku). W międzyczasie powstały wielokrotnie dokładniejsze mikroskopy: mikroskop tunelowy, mikroskop sił atomowych, mikroskop z sondą skanującą.
Nanomaszyny „układające atomy tak, jak chcemy” i dokonujące syntezy chemicznej poprzez mechaniczną manipulację atomami.
Nanoroboty medyczne. Feynman przedstawił koncepcję „połknięcia lekarza” w postaci nanorobota chirurgicznego.
Nowe materiały do produkcji elektroniki w nanoskali: szkło i plastik. Obecną realizacją tej wizji są światłowody (szkło) i polimerowe tranzystory polowe.

Wykład miał miejsce w 1959 roku i przez następne 20-30 lat nie wywierał praktycznie żadnego wpływu na rozwój technologiczny, który musiał „dogonić” wizję Feynmana. Dopiero na początku lat 90. XX. wieku nanotechnologia zaczęła coraz śmielej wypełniać niszę naukową zapowiedzianą przez genialnego fizyka. Termin „nanotechnologia” został pierwszy raz użyty przez Japończyka Norio Taniguchi w 1974 r. w celu opisania precyzyjnego wytwarzania materiałów z tolerancjami nanometrowymi.

W 1985 roku Thomas Newman z Uniwersytetu Stanforda odtworzył pierwszą stronę „Opowieści o dwóch miastach” Charlesa Dickensa, stosując litografię wiązką elektronów. Otrzymał za to osiągnięcie Nagrodę Feynmana, wyznaczoną w 1959 za stworzenie tekstu pisanego w skali 1/25 000.

Ryc. 1 „Opowieść o dwóch miastach” w wykonaniu Thomasa Newmana.
Źródło: Nature Nanotechnology

Przełomowy okazał się słynny eksperyment Eiglera-Schweizera, precyzyjnie manipulujący 35 atomami ksenonu, opisany w Nature w 1990 r.

Ryc. 2 Logo IBM utworzone z 35 atomów ksenonu na powierzchni niklu za pomocą skaningowego mikroskopu tunelowego. Każda litera ma zaledwie 5 nanometrów wysokości.
Źródło: IBM

Ciekawostka (a nawet dwie)

W 2016 roku grupa badaczy z TU Delft ogłosiła, że zapisała binarnie jeden z akapitów przemówienia Feynmana umieszczając atomy chloru na podłożu z atomów miedzi, wykorzystując do manipulowania atomami skaningowy mikroskop tunelowy. Każdy atom chloru może znajdować się w dwóch pozycjach: jeśli znajduje się na dolnym atomie miedzi, jest to „0”; jeśli znajduje się na najwyższym atomie, to jest to „1” (Ryc. 1). Poniżej treść tego akapitu (tłumaczenie), będącego w istocie manifestem nanotechnologii:

Ale nie boję się rozważyć ostatniego pytania, czy ostatecznie – w wielkiej przyszłości – będziemy mogli ułożyć atomy tak, jak chcemy; same atomy, aż do samego dołu! Co by się stało, gdybyśmy mogli ułożyć atomy jeden po drugim tak, jak chcemy (oczywiście w granicach rozsądku; nie można ich ułożyć tak, aby były na przykład niestabilne chemicznie). Do tej pory zadowalaliśmy się kopaniem w ziemi w poszukiwaniu minerałów. Podgrzewamy je i robimy z nimi różne rzeczy na dużą skalę, mając nadzieję, że otrzymamy czystą substancję z taką ilością zanieczyszczeń i tak dalej. Ale zawsze musimy zaakceptować jakiś układ atomowy, jaki daje nam natura. Nie mamy niczego, powiedzmy, w układzie „szachownicy”, z atomami zanieczyszczeń precyzyjnie rozmieszczonymi w odległości 1000 angstremów lub w jakimś innym szczególnym układzie.

Do zapisania tekstu wykorzystano dokładnie jeden kikibajt informacji (8192 bity). Skala miniaturyzacji zapisu jest taka, że „wszystkie książki świata” można zapisać na powierzchni znaczka pocztowego (teoretycznie).

Ryc. 3 Najmniejszy „dysk twardy” wykonany w TU Delft z zapisanym słynnym cytatem z artykułu Feynmana. Źródło: https://nos.nl/artikel/2118333-wetenschappers-tu-delft-ontwikkelen-kleinste-harde-schijf-ooit

Zapewne większość z Was zapyta teraz „co to jest, ten kikibajt?”. Kikibajt to 210 bajtów czyli dokładnie 1024. „Ale przecież to jest kilobajt!” – odpowiecie. Nie, kilobajt to 1000 bajtów. Właśnie dlatego IEC, czyli International Electrotechnical Commission, czyli towarzystwo terminologicznych purystów, międzynarodowa organizacja normalizacyjna, która przygotowuje i publikuje normy dotyczące elementów elektrycznych i elektronicznych, utworzyła taki termin. Zainteresowanych odsyłam do [1].

Nagroda Feynmana

Tak jak napisałem wcześniej, dopiero w latach 90. XX wieku nanotechnologia stała się uznaną dziedziną nauki. Duża w tym zasługa Kima Erica Drexlera, którego praca doktorska „Nanosystems: Molecular Machinery Manufacturing and Computation” z 1991 roku otrzymała nagrodę Association of American Publishers za najlepszą książkę o informatyce. Wcześniejsza książka Drexlera Engines of Creation: The Coming Era of Nanotechnology to wizjonerskie dzieło, mądre i inspirujące. Autor przedstawia w nim maszyny budujące „atom po atomie” oraz inne pomysły Feynmana z roku 1959, widziane oczami inżyniera 30 lat później. Niewątpliwie książka ta, wielokrotnie wznawiana i aktualizowana, była (i jest) ogromnym inspirującym bodźcem dla badaczy. Tenże Drexler założył instytut badawczy nanotechnologii Foresight Institute, który ustanowił nagrodę Feynmana. To prestiżowe wyróżnienie było przyznawane od 1993 roku, początkowo co dwa lata, a od 1997 roku corocznie, w dwóch kategoriach: teoretycznej i eksperymentalnej. Przeglądając listę wyróżnień z ostatnich 25 lat [4] możemy znaleźć co najmniej kilka rewolucyjnych i przyszłościowych rozwiązań (w kategorii eksperymentalnej) takich jak: nanorurki węglowe, silniki molekularne, mikroskopy do manipulacji atomami i cząsteczkami, tranzystory jednoatomowe, nanotechnologia DNA.

Oprócz dorocznych nagród, instytut Foresight sformułował wymagania do dwóch Wielkich Nagród Feynmana:
1. Zaprojektowanie i skonstruowanie ramienia robota, które mieści się w sześcianie o wymiarach nie większych niż 100 nanometrów. Ideą tej nagrody jest przyspieszenie prac nad manipulowaniem pojedynczymi atomami lub cząsteczkami i łączenia ich w większe struktury z atomową precyzją.
2. Zaprojektowanie i skonstruowanie komputera mieszczącego się w sześcianie o wymiarze nie większym niż 50 nanometrów. Komputer ten powinien poprawnie dodać dowolną parę 8-bitowych liczb binarnych, odrzucając przepełnienie.
Nagrody nie zostały jeszcze (i długo nie będą) przyznane, ale ich wysokość (milion dolarów) z pewnością zmotywuje wiele zespołów, dając tym samym impuls do szybszego rozwoju nanotechnologii.

Nagrody Nobla związane z nanotechnologią

Nagrody Nobla z fizyki są od lat zdominowane przez tematy ekstremalne na pograniczu science i fiction. Oprócz pewniaków, czyli czarnych dziur, egzoplanet, fal grawitacyjnych czy neutrin, także nanotechnologia coraz śmielej zdobywa przychylność Komitetu Noblowskiego. I to zarówno w dziedzinie fizyki jak i chemii. Niestety, Alfred Nobel ustanawiając nagrodę, nie przewidział (ponad 120 lat temu), że za sto lat chemia (a przynajmniej pewne jej obszary) zostanie wchłonięta przez fizykę. Z tego powodu jeden z postulatów manifestu Feynmana, ten o nanomaszynach „układających atomy tak, jak chcemy”, dotyczy obu dziedzin.

W ciągu ostatnich dwudziestu lat kilka nagród Nobla zostało przyznanych za osiągnięcia dotyczące nanotechnologii sensu stricte. Przedstawię pokrótce trzy z nich, mam nadzieję, że reprezentatywnie pokazujące perspektywiczne kierunki badań.

Nagroda Nobla z fizyki 2023
Anne L’Huillier, Pierre Agostini i Ferenc Krausz

Nagroda została przyznana za opracowanie metody wytwarzania ultrakrótkich, attosekundowych (10-18s) impulsów światła, pozwalających na badanie struktury wewnętrznej atomów, w tym (a może przede wszystkim) obserwacji i rejestracji ruchu elektronów. Dotychczas dostępne impulsy femtosekundowe (10-15s) nie umożliwiały rejestracji ruchu a jedynie obserwacje i pomiary zachowania elektronów na zasadzie uśredniania. Z tego powodu osiągnięcie można uznać za przełomowe. Jako ciekawostkę i ilustrację, co znaczy atto-ułamek wystarczy powiedzieć, że attosekunda jest tak krótka, że ​​ich liczba w ciągu jednej sekundy jest równa liczbie sekund, które upłynęły od powstania Wszechświata, czyli 13,8 miliarda lat temu.

Ryc. 4 Attosekunda ma się do jednej sekundy tak, jak jedna sekunda do wieku wszechświata. Źródło: https://www.nobelprize.org/prizes/physics/2023/popular-information/

Nagroda Nobla z chemii 2016
Jean Pierre Sauvage, Sir J. Fraser Stoddart, Bernard Lucas Feringa
„Za projektowanie i syntezę maszyn molekularnych”.

Wszystko zaczęło się od pracy Jeana Pierre’a Sauvage’a na temat katenanów (splecionych struktur podwójnych lub potrójnych pierścieni) i J.Frasera Stoddarta nad rotaksanami (cząsteczka w kształcie hantla połączona z makrocząsteczką w kształcie pierścienia). Utorowała ona drogę do rozwoju przełączników molekularnych i silników molekularnych. Zespół Bernarda Feringa zaprojektował nano-samochód, syntetycznie skonstruowaną cząsteczkę, która ma korpus i cztery koła (struktury molekularne przypominające koła prawdziwego samochodu). Taki samochód może się poruszać ruchem kroczącym, na podobieństwo białek kinezynowych na włóknach aktynowych. Przyszłe wykorzystanie może polegać na transporcie ładunków wielkości molekularnej (na przykład leków) do docelowej lokalizacji, na przykład komórki nowotworowej. Innym zastosowaniem, bardzo na czasie, jest precyzyjny transport zmodyfikowanych antybiotyków. Modyfikacja polegałaby na umożliwieniu włączania aktywności antybiotyku dopiero po dotarciu do celu. Pomogłoby to w walce z coraz bardziej powszechnym problemem antybiotykoopornych bakterii.

Ryc. 5 Nano-samochód Bernarda Faringi. Źródło: https://www.molecularcloud.org/p/nobel-prize-in-the-field-of-nanotechnology

Nagroda Nobla z fizyki 2007
Peter Gruenberg i Francuz Albert Fert
“Za odkrycie zjawiska gigantycznej magnetorezystancji”

Pod takim, dość hermetycznym, opisem kryją się zastosowania, bez których nie byłby możliwy tak ogromny rozwój dysków twardych, używanych m.in. w odtwarzaczach MP3. To właśnie odkrycie jest jednym z pierwszych praktycznych zastosowań nanotechnologii.
Na czym polega istota odkrycia? Połączenie cienkich warstw materiałów magnetycznych i niemagnetycznych tworzy materiał, który przy braku pola magnetyczne ma wysoką oporność elektryczną. Oporność maleje jednak znacznie w obecności pola magnetycznego. Aby jednak zjawisko Giant Magnetoresistance (GMR) wystąpiło, grubości poszczególnych warstw magnetycznych i niemagnetycznych powinny być rzędu atomów. Powstał więc problem opracowania technologii umożliwiającej produkcję na skalę przemysłową. Metoda stosowana przez Grünberga i Ferta (epitaksja) była pracochłonna i kosztowna, lepiej nadawała się do laboratorium badawczego niż do procesu technologicznego. Stuart Parkin, Anglik pracujący w Stanach Zjednoczonych, udowodnił, że podobny efekt można osiągnąć przy użyciu znacznie prostszej technologii – napylania. Od tego czasu wydarzenia potoczyły się błyskawicznie, wkrótce na rynek trafiły pierwsze głowice dysków twardych stosujące nową technologię GMR, zastępując dotychczas stosowane głowice MR, zwłaszcza dla wielkich pojemności.

Ryc. 6 Gęstość zapisu twardych dysków komputerowych. Zaznaczono lata wprowadzenia nowych technologii MR i GMR. Źródło: Szwedzka Akademia Nauk. https://www.nobelprize.org/prizes/physics/2007/popular-information/

Refleksja końcowa

Nagrody Nobla są przyznawane, zdarza się, że parędziesiąt lat po dokonaniu odkrycia. Nie inaczej jest z nanotechnologią. Zjawisko GMR zostało odkryte w 1997 roku, a Nagroda Nobla została przyznana dopiero 20 lat później. Prace Anne L’Huillier pochodzą z 1997 roku, a Pierre Agostini i Ferenc Krausz dokonali swoich odkryć w 2001. Otrzymali za to Nobla w 2023 roku. Prace Sauvage’a, Stoddarta i Feringa pochodzą z przełomu wieków, Nobla zaś otrzymali w 2016.

Dwadzieścia lat to w rozwoju nauki i technologii epoka. Boję się myśleć, jakie współcześnie opracowywane (i trzymane w tajemnicy) nanotechnologie zostaną uhonorowane Noblem za 10-20 lat.

Źródła:
1. https://www.logicmonitor.com/blog/what-the-hell-is-a-kibibyte
2. https://www.nature.com/articles/344524a0
3. https://www.newscientist.com/gallery/dn16474-tiny-letters/
4. https://en.wikipedia.org/wiki/Feynman_Prize_in_Nanotechnology
5. https://www.molecularcloud.org/p/nobel-prize-in-the-field-of-nanotechnology
6. https://www.nobelprize.org/prizes/physics/2023/popular-information/

Profesor Geist miał rację, czyli rzecz o aerożelach

Bolesław Prus – Lalka, wyd. Gebethner i Wolff, 1890, licencja: domena publiczna

Marzenie profesora Geista

Przez 4 lata liceum przeczytałem od deski do deski tylko dwie lektury. Jedną z nich była „Lalka”. Zafascynowała mnie epizodyczna postać profesora Geista, szalonego wynalazcy, „starego waryata”, jak sam siebie określał. Marzyciel w 100% oddany nauce.

Zacytuję fragment z wizyty Wokulskiego w pracowni Geista w Paryżu.

„Mamy trzy sześciany tej samej wielkości i z tego samego materyału, które jednak są nierównej wagi. A dlaczego? Gdyż w pełnym sześcianie jest najwięcej cząstek stali, w pustym mniej, a w drucianym najmniej. Wyobraź więc sobie, że udało mi się zamiast pełnych cząstek, budować klatkowate cząstki ciał, a zrozumiesz tajemnicę wynalazku. Polega on na zmianie budowy wewnętrznej materyałów, co nawet dla dzisiejszej chemii nie jest żadną nowością”.

Ludzie – Prus to napisał ponad 130 lat temu!

Dziś zapewne sam Prus, jak też Geist, z fascynacją oglądaliby współczesne cuda: aerożele i nanopianki. Sam oglądam te materiały z szeroko otwartymi oczami. Ale zacznijmy od pewnych pojęć podstawowych. Chodzi o układy koloidalne, potocznie zwane koloidami. Są to specyficzne mieszaniny niejednorodne, składające się z (najczęściej) dwóch faz. Jedna z nich nazywa się fazą rozpraszającą, druga – rozpraszaną. Na pewno znacie je z codziennego życia. Mamy np. pianę, gdzie w cieczy (faza rozpraszająca) są zawieszone bąbelki powietrza (faza rozpraszana). Znamy też emulsje, gdzie są dwie niemieszające się ciecze. Do tej grupy zaliczamy np. mleko czy majonez. Być może widzieliście kiedyś tzw. szkło rubinowe, gdzie w zwykłym szkle występują cząstki złota nadające całości piękną czerwoną barwę. Jedyną mieszaniną, która z definicji nie tworzy koloidów, są gazy – one zawsze się ze sobą doskonale mieszają.

Podbudowani teorią możemy wyruszyć na wyprawę w krainę aerożeli. Sto lat temu amerykański chemik i inżynier Samuel Kistler pracował nad otrzymaniem materiałów o wielkiej porowatości. Efektem była publikacja w „Nature” w 1931 roku. Opisał tam, jak uzyskać porowaty materiał, który nazwano aerożelem. Wykorzystywał krzemionkę, tlenki metali, ale też substancje organiczne: albuminę, agar, nitrocelulozę. Aerożele są popularnie nazywane zamrożonym dymem (ang. frozen smoke), co doskonale obrazuje strukturę tego materiału. W zasadzie składa się on z powietrza „obudowanego” substancją stałą.

„Mrożony dym” – 2,5 kilogramowa cegła na 2-gramowym aerożelu
licencja: domena publiczna

Sam Kistler nie był zainteresowany przełożeniem swojego wynalazku na praktykę. Zainteresowała się nim firma Monsanto, dziś znana z zupełnie innych produktów. Produkowany przez nią aerożel miał być materiałem izolacyjnym, ale też zagęstnikiem do napalmu. Świat jednak nie był specjalnie zainteresowany, stąd aerożele pozostały na długie lata tylko ciekawostką technologiczną.

Jak się produkuje aerożel?

Zacznijmy od podstaw. W tym przypadku tzw. fazą rozpraszającą jest ciało stałe (np. krzemionka), a fazą rozproszoną gaz (zwykle powietrze). Pewnego rodzaju aerożele znamy z natury. Tego typu układem jest choćby pumeks, wulkaniczna skała magmowa o wysokiej porowatości. Aby otrzymać aerożel z krzemionki, bierze się ziarna krzemionki dobrze wymieszane z wodą. Drugim etapem jest zamiana fazy rozproszonej (wody) na inną ciecz, najczęściej alkohol, który z kolei jest zamieniany na inny łatwo parujący rozpuszczalnik organiczny. Całość umieszcza się w autoklawie i ogrzewa. Rozpuszczalnik odparowuje, pozostawiając w strukturze materiału pory. I gotowe. Innym rodzajem takiego żelu jest znany wszystkim styropian – tu fazą stałą jest polistyren. Przez lata wypracowano setki rozmaitych metod syntezy aerożeli dostosowanych do konkretnych zastosowań.

Aerożel z azotku boru (BN) o gęstości 0,6 mg/cm3 podtrzymywany dwoma włosami

Źródło: Wikipedia, licencja: CC BY-SA 4.0

Dlaczego aerożele są interesujące?

Tak naprawdę niezwykle mała gęstość aerożeli to tylko jedna z istotnych właściwości, ale niekoniecznie najważniejsza. Niesamowicie ważne są ich właściwości izolujące termicznie. Nawet cienka warstwa tego materiału chroni przed wysoką temperaturą. Wiadomo, że powietrze jako takie jest dobrym izolatorem ciepła. W strukturze aerożeli większość objętości stanowi właśnie powietrze, ale jest tu ono jeszcze lepszym izolatorem. Wynika to z tzw. efektu Knudsena. Wyjątkowo niewielkie wymiary przestrzeni porowatej w tym materiale powodują, że cząsteczki powietrza mają znacznie mniejszą średnią drogę swobodną (czyli nie mogą się efektywnie poruszać), a co za tym idzie znacznie słabiej przewodzą ciepło. Łatwo można się domyślić, że im mniejsze będą pory w aerożelu, tym bardziej efektywne będzie izolowanie.

Demonstracja doskonałych właściwości izolacyjnych aerożelu, licencja: domena publiczna

Ponowne odkrycie aerożeli

Ale tak naprawdę aerożelowa rewolucja #2 zaczęła się dopiero w latach 70. XX w. Było to związane z syntezą związków znanych jako siloksany. Okazały się one bardzo wdzięcznym materiałem do produkcji coraz to ciekawszych aerożeli. Sporo prac pochodziło w tym czasie z laboratoriów francuskich. Badacze poszukiwali efektywnych metod przechowywania tlenu i paliwa rakietowego w materiałach porowatych. Opracowali prostszy proces w porównaniu z Kistlerem, eliminując etap zamiany wody na alkohol. Odparowanie rozpuszczalnika w warunkach nadkrytycznych pozwoliło na uzyskanie aerożelu o wyjątkowo porowatej strukturze. W kolejnych latach okazało się, że materiały te są doskonałe do produkcji detektorów wykrywających promieniowanie Czerenkowa.

Jednak dopiero na przełomie XX i XXI w. zaczęto produkować naprawdę niezwykłe rodzaje aerożelu. Tym razem w grę nie wchodziły tlenki metali, ale same metale. W tym przypadku najpierw przygotowuje się związek kompleksowy metalu z ligandem organicznym, a następnie silnie ogrzewa (np. przy pomocy lasera), co powoduje utlenienie części organicznej do dwutlenku węgla i pozostawienie silnie porowatego metalu. Tego typu struktury nazywane są często nanopiankami, ponieważ średnica porów wewnątrz takich materiałów jest właśnie rzędu nanometrów. Uzyskano wiele rodzajów takich nanopianek, głównie z metali przejściowych, takich jak pallad, platyna, złoto czy nikiel. Nie była to tylko sztuka dla sztuki. Ze względu na olbrzymią powierzchnię właściwą takie aerożele / nanopianki znajdują zastosowanie jako wyjątkowo efektywne katalizatory. Gęstość metalicznych nanopianek jest zdecydowanie mniejsza od gęstości wody. W ostatnich latach spore zainteresowanie budzą nanopianki miedziowe, ponieważ są wykorzystywane jako katalizatory bardzo ważnej z ekologicznego punktu widzenia reakcji konwersji dwutlenku węgla do węglowodorów.

Mikrofotografia nanopianki złota (Au)

Źródło: Burpo, F., Nagelli, E., Morris, L., McClure, J., Ryu, M., & Palmer, J. (2017). Direct solution-based reduction synthesis of Au, Pd, and Pt aerogels. Journal of Materials Research, 32(22), 4153-4165. doi:10.1557/jmr.2017.412

Aerożele z węgla

Od jakiegoś czasu bardzo intensywne prace prowadzone są z wykorzystaniem takich odmian alotropowych węgla jak grafit, grafen i nanorurki. W przypadku tego pierwszego najczęściej stosowane są techniki druku 3D. Często otrzymuje się aerożele węglowe metodą pirolizy, czyli silnego ogrzewania bez dostępu powietrza. Otrzymany produkt charakteryzuje się wyjątkowo wielką porowatością i powierzchnią właściwą sięgającą 2500 m2/g. W zależności od procedury produkcji można uzyskać aerożele węglowe dobrze przewodzące prąd. Mają one zastosowanie praktyczne – produkuje się z nich superkondensatory, służące m.in. do magazynowania energii elektrycznej. Jest to temat bardzo przyszłościowy, stąd intensywne poszukiwania nowych metod wytwarzania aerożeli węglowych.

Ultralekki aerożel węglowy otrzymany przez zespół naukowców z Chin

Źródło: Adv. Mater., 2013, 25, 2554-2560

Przy okazji – inna odmiana alotropowa węgla, nanorurki, wytwarzana metodą chemicznego osadzania z fazy gazowej, czasami też jest określana, błędnie, mianem aerożelu. Owszem, tego typu produkt ma niesamowite właściwości wytrzymałościowe i elektryczne, ale nie są aerożelami, ponieważ nie wykazują regularnej porowatości.

Przyszłość

Wydaje się pewne, że aerożele to materiały XXI wieku. Poza już znanymi zastosowaniami prowadzi się obecnie prace nad przechowywaniem wodoru w porach aerożelowych. Materiały te znajdą też zastosowanie w technice – m.in. do konstruowania mocnych i lekkich struktur lotniczych i kosmicznych. Mówi się o zastosowaniu specjalistycznych aerożeli do produkcji okien o wysokim stopniu izolacji termicznej. Innym obszarem zastosowań jest technologia oczyszczania wody i powietrza.

I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od zakładu wspomnianego na początku Kistlera i jego kolegi z laboratorium, dr. Charlesa Learneda. Kistler stwierdził, że da radę usunąć wodę z żelu krzemionkowego bez zmniejszania jego objętości, Learned wątpił, że uda się to zrobić. Myślę, że żaden z nich nie spodziewał się, że sto lat później aerożele będą robić tak zawrotną karierę.

Indygo: od chemii przez dżinsy do muzyki

Pisałem wcześniej o używanych kilkanaście wieków temu przez cywilizację Majów niesamowicie trwałych pigmentach. Do ich wyrobu używano klasycznego niebieskiego barwnika ekstrahowanego z roślin – indygo, znanego wcześniej w wielu częściach świata. Myślę, że warto napisać o nim nieco więcej. Przedstawię tutaj sposób jego uzyskiwania, a w drugiej części pokrótce opiszę ciekawą chemię, która towarzyszy tym procesom.

Historia indygo jest ściśle związana z Afryką Zachodnią. Właśnie stamtąd pochodzi indygowiec barwierski (Indigofera tinctoria), niewielki półkrzew z rodziny bobowatych.

Indygowiec barwierski

Źródło: Wikipedia

Licencja: GNU Free Documentation License

Dziś już go nie spotkamy w stanie dzikim, natomiast jest jeszcze uprawiany, m.in. w Indiach. Jako pierwszy opisał go w Europie Marco Polo. W Polsce niespotykany, ale mamy tu jego odpowiednik: urzet barwierski (Isatis tinctoria), pochodzący z rodziny kapustowatych.

Jak się otrzymuje słynny niebieski barwnik? Proces jest względnie prosty, choć wymaga nieco cierpliwości. Pierwszym etapem jest zbiór roślin, który odbywa się wczesną jesienią. Co ciekawe, fioletowe kwiaty się odrzuca. Zebrane rośliny (łodygi z liśćmi) są wiązane w niezbyt duże pęczki. Następnie umieszcza się je w odpowiednio dużych kubłach, zalewa ciepłą wodą, a same pęczki roślin przyciska kamieniami. Tę mieszaninę pozostawia się na ok. 24 godziny. W tym czasie zaczyna się fermentacja (uwaga: cuchnie!), w trakcie której do roztworu uwalnia się barwnik – woda zaczyna przybierać kolor zielonkawy. Wtedy usuwa się pęczki roślin, które można dodać do kompostu. Do roztworu dodaje się 2-procentowe wapno gaszone (Ca(OH)2), aby całość była lekko zasadowa. I tu następuje bardzo istotny etap – napowietrzanie roztworu. Tradycyjnie robi się to mieszając intensywnie roztwór kijami, ale w przypadku małoskalowej, domowej produkcji, można użyć elektrycznego miksera. Proces kontroluje się wzrokowo. Roztwór zmienia barwę z zielonkawej przez zielononiebieski do niebieskiego, a nawet granatowego. Zmiana koloru wynika z utleniania związków chemicznych obecnych w mieszaninie. Napowietrzanie (aeracja) trwa zwykle ok. 20 minut. Doświadczeni specjaliści poznają moment, w którym należy zakończyć ten etap, po charakterystycznym dźwięku pękających pęcherzyków powietrza. Kolejnym etapem jest sączenie przez gęste płótno, aby oddzielić ewentualne odpady. Drobny osad barwnika opada bardzo powoli na dno, a wtedy ciecz znad osadu (brązowawą) bardzo ostrożnie się usuwa, a pozostałą wilgotną pastę suszy. Można ją też zamknąć w plastikowym pojemniku i przechowywać nawet przez dwa lata.

Indygo (kolekcja drezdeńska)

Źródło: Wikipedia

Autor: Shisha-Tom

Licencja: CC BY SA 3.0

Proces barwienia przy pomocy indygo też wymaga kilku etapów. Samo indygo jest bardzo słabo rozpuszczalne w wodzie. Aby się rozpuściło, trzeba je zredukować i przeprowadzić w tzw. białe indygo (które dla zmyłki ma barwę zielonkawą). Do tego celu stosuje się m.in. cukier owocowy, czyli fruktozę, ale z dodatkiem zasady. W trakcie redukcji powstaje związek znany jako leukoindygo. Zamiast fruktozy można zastosować siarczan żelaza(II) albo naturalną hennę, która też ma właściwości redukujące.

Cząsteczka indygo

Źródło: Wikipedia

Licencja: domena publiczna

Cząsteczka leukoindygo

Źródło: Wikipedia

Licencja: domena publiczna

Leukoindygo, jeśli się uważnie przyjrzymy wzorom, różni się od indygo strukturą cząsteczki – zwykłe indygo ma zespół tzw. sprzężonych wiązań podwójnych ułożonych w jednej płaszczyźnie, i stąd jego barwa. W postaci leuko ich nie ma, dlatego barwa jest znacznie słabsza. No dobrze, dość chemii, bo was zanudzę. Dodam tylko, że świeżo barwiony materiał nie ma jeszcze charakterystycznego niebieskiego koloru. Powstaje on powoli w trakcie utleniania się barwnika tlenem z powietrza. A barwnik indygo jest ściśle związany z pewną bardzo popularną na całym świecie tkaniną – dżinsem (jeans, denim).

Tkanina dżinsowa barwiona indygo

Autor: Nikodem Nijaki

Licencja: CC BY-SA 3.0

Chociaż sam materiał znany jest od XVI w., to prawdziwą popularność zdobył, gdy panowie Jacob Davis i Levi Strauss opatentowali niezwykle trwałe niebieskie spodnie, wyposażone w wiele nitów. Było to dokładnie 150 lat temu, w 1873 r., kiedy panowała gorączka złota, i takie trwałe spodnie były bardzo poszukiwane, ponieważ w ich kieszeniach można było przechowywać próbki skał czy złote samorodki.

Dziś już rzadko produkuje się naturalne indygo. Pod koniec XIX w. niemiecki chemik Adolf von Baeyer opracował syntezę tego barwnika, ale dopiero w 1901 r. Johannes Pfleger wymyślił jeszcze lepszą wersję syntezy, z której korzysta się do dziś. Produkcja syntetycznego indygo osiąga poziom kilkudziesięciu tysięcy ton rocznie.

A już na sam koniec zapraszam do posłuchania mistrza fortepianu Duke’a Ellingtona grającego… no oczywiście – „Mood indigo”. Utwór z 1930 roku nadal brzmi świeżo. Tu wersja z 1967.

Literatura dodatkowa:

Japoński domowy przepis na indygo

Przepis na barwienie przy pomocy indygo

(c) by Mirosław Dworniczak

Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem. Linkować oczywiście można.