Wielkanoc w Rzeczypospolitej

Jak się składa wyrazy

Wśród wyrazów złożonych możemy wyróżnić złożenia i zrosty. Ze złożeniem mamy do czynienia wtedy, gdy jeden wyraz zawiera co najmniej dwa rdzenie słowotwórcze lub ich pochodne połączone w taki sposób, że tylko ostatni z nich może przyjmować końcówki odmiany. Złożeniami są na przykład takie słowa jak winogrono, językoznawstwo, listonosz, golibroda, rzezimieszek, nocleg, a także nazwy własne takie jak Białowieża, Czarnolas, Nowogród. Zrost to połączenie dwóch (a czasem więcej) w pełni uformowanych wyrazów (wraz z końcówkami odmiany) związanych z sobą składniowo. Połączenie takie przechowywane jest w pamięci użytkowników jako całość i wymawiane jak jeden wyraz: doʹbranoc, Biaʹłystok (z akcentem na przedostatniej sylabie), a nie ʹdobraʹnoc, ʹBiałyʹstok. Jednak jego składniki cieszą się pewną autonomią. Jeśli zrost pochodzi od wyrażenia, w którym oba człony odmieniały się samodzielnie, to po sklejeniu w jeden wyraz mogą one nadal zachowywać zdolność do odmiany. Dlatego mówimy do Białegostoku, a nie *do Białystoku.

Zrosty to wynik rozwoju wyrażeń złożonych z co najmniej dwóch słów, które tak często występowały razem, że zaczęły tracić niezależność. Kolejnym etapem ewolucji zrostu może być nieodmienność pierwszego członu wskutek zacierania się w świadomości mówiących faktu, że był to kiedyś samodzielny wyraz. Na przykład swawola (po staropolsku swåwolå)1 to zrost pochodzący od wyrażenia sw(oj)a wola. Oczekiwalibyśmy dopełniacza swejwoli – i rzeczywiście formy swéjwoli, swywoli istniały w dawniejszej polszczyźnie. Ale ponieważ przestano odczuwać złożoność tego słowa, dziś mamy tylko swawoli, z nieodmienianym pierwszym członem.

Rzeczpospolita, czyli republika po polsku

Pod koniec istnienia republiki rzymskiej jej obywatele określali ustrój swojego państwa wyrażeniem rēs pūblica. Jego oba człony posiadają cały wachlarz znaczeń, można więc tłumaczyć całość na różne sposoby: ‘rzecz ogółu’, ‘dobro powszechne’ albo też ‘sprawa społeczna’.2 Zwrot rēs pūblica przetrwał wprowadzenie władzy cesarskiej, a używany był na tyle często, że ewoluował w kierunku zrostu, o czym świadczy częsta pisownia łączna: rēspūblica. Oba człony odmieniały się jednak samodzielnie: biernik brzmiał rēmpūblicam, dopełniacz rēipūblicae, ablatyw rēpūblicā itd.3

W XVI w., za czasów ostatnich Jagiellonów, Polacy skopiowali łaciński zrost, tłumacząc oba jego elementy na język polski, aby podkreślić fakt, że ich państwo nie było własnością króla, tylko „demokracją szlachecką”, której obywatele wybierali sobie władcę i mieli poprzez swoich reprezentantów wpływ na sprawy państwowe i stanowienie praw.4 Tak powstał termin Rzeczpospolitå, od 1569 będący oficjalnym określeniem unii polsko-litewskiej. Podobnie jak w łacinie, funkcjonował on jako zrost, w którym odmieniane były oba człony: biernik Rzeczpospolitą, dopełniacz/celownik/miejscownik Rzeczypospolitéj, narzędnik Rzecząpospolitą, wołacz Rzeczypospolitå.5

Odmiana ta zachowała się do dzisiaj bez zmian (pomijając szczegóły fonetyczne). Jednak od samego początku widoczna była tendencja do jej uproszczenia. Już w XVI w. spotykamy dość często formy typu Rzeczpospolitéj lub Rzeczpospolitą (w narzędniku), z nieodmiennym pierwszym członem. W ten sposób zrost upodabniał się do złożenia. Formy te istniały obok tych z samodzielną odmianą obu członów. Dziś Rzeczypospolitej uchodzi za wariant dostojniejszy i zalecany w stylu oficjalnym, a Rzeczpospolitej – za nieco potoczny. Niemniej wszystkie słowniki dopuszczają oba sposoby odmiany, a ponieważ oba są równie szacowne z racji wieku (około 500 lat), nie ma sensu potępianie Rzeczpospolitej, co wiele osób robi z czystej nadgorliwości, nie znając historii języka polskiego. Niepoprawne jest tylko mieszanie obu schematów, na przykład przez uogólnianie formy Rzeczy‐ w tych przypadkach, w których nie ma ona uzasadnienia gramatycznego. Rzeczypospolita to poprawna forma wołacza, ale nie mianownika. Ani biernik, ani narzędnik nie powinien brzmieć *Rzeczypospolitą.

Całkowicie normalne jest także wahanie dotyczące miejsca akcentowania: część ludzi mówi Rzeczpospoʹlita (z typowym dla polszczyzny naciskiem na sylabie przedostatniej), a część Rzeczpoʹspolita (z naciskiem na trzeciej sylabie od końca, w którym słychać echo łacińskiego rēsʹpūblica). Oba sposoby są równie poprawne, a jeśli ktoś woli jeden z nich, jest to wyłącznie kwestia gustu, czyli prywatna sprawa mówiącego.

Ryc. 1.

O tym, co właśnie mamy w kalendarzu

Kolejnym interesującym zrostem jest Wielkanoc. I w tym przypadku mamy dwa warianty odmiany. Dopuszczalne jest odmienianie obu członów, zwłaszcza w dopełniaczu/celowniku/miejscowniku (Wielkiejnocy), rzadziej w narzędniku (Wielkąnocą). Jednak biernik Wielkąnoc, choć teoretycznie poprawny, jest w praktyce niespotykany. W każdym przypadku poprawna jest także forma oboczna z nieodmiennym pierwszym członem (po Wielkanocy, przed Wielkanocą, na Wielkanoc). Wielkanoc zachowuje się wówczas bardziej jak złożenie niż jak typowy zrost.

Co ciekawe, w XV w. słowo oznaczające Wielkanoc było stuprocentowym złożeniem i brzmiało Wielikonoc lub Wielkonoc. Skopiowano je (podobnie jak wiele innych słów związanych z religią) ze staroczeskiego Velikonoc (zob. dzisiejsze czeskie Velikonoce). Pierwotnym źródłem inspiracji było nowotestamentowe greckie megálē hēmérā (dosłownie: ‘wielki dzień’), odnoszące się do święta Paschy (Pesach). W językach ludów słowiańskich rozwijających się w sferze wpływów kościoła wschodniego spotykamy zrost stanowiący kalkę tego wyrażenia: bułgarskie Velíkden, białoruskie Vjalíkdzjenʹ (dopełniacz Vjalíkadnja), ukraińskie Velýkdenʹ (dopełniacz Velýkodnja).6 Natomiast w kręgach bardziej zbliżonych do Rzymu Czesi i Polacy, a także Słowacy i Słoweńcy podkreślali znaczenie nocnej fazy celebracji święta. Obok zrostu spotykamy również zestawienie, czyli utarte połączenie dwóch wyrazów zachowujących samodzielność zarówno fleksyjną, jak i fonetyczną: patrz słowackie Veľka noc i słoweńskie Velika noč.

W XVI w. obok Wielkonocy pojawiła się Wielkånoc, stopniowo wypierając starszy wariant. Ten kierunek ewolucji, od złożenia do zrostu z potencjalnie odmienianym pierwszym członem, jest nietypowy. Ułatwił go niewątpliwie fakt, że tzw. „pochylone a”, czyli å [ɒ] w przymiotniku wiel(i)kå, było w owym czasie fonetycznie zbliżone do o [ɔ]. Zmiana Wielkonocy w Wielkanoc przeniosła się także na wyrazy pochodne, dlatego mamy dziś przymiotnik wielkanocny zamiast dawnego wielkonocny.

Walki poznańskich koziołków

Miejscowości, których nazwy są zrostami (w odróżnieniu od złożeń), zwykle zachowują tradycyjną odmianę obu członów. Oprócz Białegostoku mamy także Krasnystaw (dopełniacz Krasnegostawu). Są jednak wyjątki, na przykład Babimost (dopełniacz Babimostu, nie *Babiegomostu). O rzut kamieniem od miejsca, gdzie mieszkam, leży podpoznańska wieś Koziegłowy (wieś – dodajmy – zurbanizowana, licząca ponad 11 tys. ludności i złożona głównie z osiedli bloków). Co do odmiany nazwy Koziegłowy, istnieją dwa obozy, między którymi od czasu do czasu wybucha wojna, na szczęście równie bezkrwawa jak walka koziołków na wieży poznańskiego ratusza. Czy jedziemy autobusem do Koziegłów, czy do Kozichgłów? Czy mieszkamy w Koziegłowach, czy w Kozichgłowach? Głównym argumentem w tych sporach jest autorytet osobisty: „Ja, jako poznaniak z dziada pradziada…” – „A ja, jako mieszkaniec Koziegłów…”

Warto zauważyć, że miejscowości noszących nazwę Koziegłowy jest w Polsce kilka, a wśród nich poczesne miejsce zajmują miasto i zamek niedaleko Myszkowa w obecnym województwie śląskim. Posiadamy wiele zapisów sięgających XIV w., w których Koziegłowy są wspominane, a także odmieniane przez przypadki. Od średniowiecza aż po dziś dzień można sporadycznie spotkać formy z odmianą obu członów (z Kozichgłów), ale od najdawniejszych czasów zdecydowanie przeważa nieodmienność pierwszego (z Koziegłów). Koziegłowy pod Poznaniem to także miejscowość stara, ale odgrywająca w przeszłości skromną, słabo udokumentowaną rolę, dlatego trudniej prześledzić losy jej nazwy. W XIX w., gdy mieszkańców było około 170, używano zarówno formy Kozichgłów, jak i Koziegłów, przy czym trudno bez grzebania się w archiwach stwierdzić, która występował częściej. Aktualny wykaz urzędowych nazw miejscowości zaleca formę Koziegłów i dla miasta, i dla wszystkich wsi o tej nazwie. Prawdopodobnie nie ma rady na naturalną tendencję do ignorowania wewnętrznej struktury zrostów i nieobciążania ich nadmiarem końcówek fleksyjnych.

Ryc. 2.

Na zakończenie pozostaje mi życzyć drogim Czytelnikom radosnych świąt Wielkanocy, albo, jeśli kto woli, Wielkiejnocy.

Przypisy

  1. O tzw. samogłoskach pochylonych (å, é, ó) w dawnej polszczyźnie pisałem tutaj. ↩︎
  2. Współczesne słowo republika i jego odpowiedniki w innych językach to zapożyczenia z języków romańskich (francuskie république, włoskie repubblica), które przejęły rēspūblica z literatury łacińskiej. ↩︎
  3. Ablatyw łaciński łączył funkcje narzędnika, miejscownika i ablatywu praindoeuropejskiego, który odpowiadał na pytania takie jak: od kogo/czego? skąd? przez kogo/co? ↩︎
  4. Podobne było pochodzenie angielskiego terminu commonwealth, pierwotnie także common weal, interpretującego rēspūblica jako ‘dobro powszechne’. W czasach rządów Cromwella Commonwealth określał republikę jako antytezę monarchii. ↩︎
  5. Słowo rzeczpospolita (pisane małą literą) występuje także jako – nomen omen – rzeczownik pospolity, synonim republiki. Jest wtedy odmieniane również w liczbie mnogiej, a wówczas np. mianownik może brzmieć rzeczypospolite lub rzeczpospolite, narzędnik – rzeczamipospolitymi lub rzeczpospolitymi itd. ↩︎
  6. Podobne formy występowały do XVI w. w rosyjskim, zanim wyparła je Pásxa. I w białoruskim, i w ukraińskim odmiana pierwszego elementu stała się nieregularna wskutek uproszczeń fonetycznych. Język bułgarski nie ma odmiany przez przypadki, więc oba człony są z konieczności nieodmienne. ↩︎

Opis ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Ukraińskie pisanki wielkanocne (a może raczej wielkodzienne, czyli velykódni). Foto: Luba Petrusha 2011. ŹródłoWikipedia (licencja CC BY-SA 3.0).
Ryc. 1. Marmurowe popiersie Marka Tulliusza Cycerona (106–43 p.n.e.), autora filozoficznego dialogu o ustroju Rzymu i teorii rządów doskonałych, Dē rē pūblicā (O państwie), zachowanego mniej więcej w jednej czwartej. Muzeum Kapitolińskie, Rzym. Ogromny wpływ Cycerona na późniejszych autorów był jedną z głównych przyczyn spopularyzowania terminu rēspūblica. Bez większej przesady można powiedzieć, że gdyby nie Cyceron, nie powstałoby pojęcie Rzeczypospolitej. Foto: Liam Clarkson-Holborn 2020. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 4.0).
Ryc. 2. Koziegłowy (pow. poznański), jedna z największych wsi w Polsce, w sezonie wielkanocnym. Foto: Piotr Gąsiorowski 2025 (licencja CC BY-SA 4.0).

Lektura dodatkowa

Echa sporu o odmianę Koziegłów (a może Kozichgłów?). Co sądzą koziegłowianie? Portal ekoziegłowy.

Rozmówki indoeuropejskie. Część 6: Ach, te końcówki!

Pozostałe części cyklu
Część 1: Zaproszenie
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 5: Rdzenie i słowa
Część 7: Paleontologia językowa

Być? To nie takie proste

Języki indoeuropejskie odznaczają się skomplikowaną fleksją: odziedziczyły po wspólnym przodku bogaty system słowotwórczy oraz wiele klas koniugacyjnych i deklinacyjnych. W ich wczesnej historii ten system czasem ulegał dalszym komplikacjom, ale częściej bywał upraszczany. Przyczyna tendencji do upraszczania jest następująca: wskutek zachodzenia zmian dźwiękowych schematy odmiany, początkowo regularne, stają się z biegiem pokoleń coraz mniej przejrzyste, aż wreszcie rodzimi mówcy zaczynają je postrzegać jako nieregularne i trudne w użyciu. Pojawia się zatem presja selekcyjna na rzecz ich wyrównania (czyli przywrócenia regularności) lub zastąpienia słów odmienianych w dziwny sposób przez jakieś synonimy przyjazne dla użytkownika. Presja ta jest słabsza dla słownictwa postawowego (słów często używanych niezależnie od zmian w otoczeniu, w którym funkcjonuje język). Mózg ludzki działa w ten sposób, że formy odmiany słów stale potrzebnych stara się w całości magazynować w pamięci, aby móc szybciej przetwarzać nadawane lub odbierane komunikaty. Nie ma więc znaczenia, że odmiana czasownika takiego jak ‘być’ to menażeria form zupełnie szalonych, jak w tabeli 1:

Tabela 1.

Pola zacieniowane wskazują przypadki, w których dany język zastąpił formę odziedziczoną jakąś innowacją. Mogło to nastąpić w głębokiej prehistorii albo w czasach stosunkowo niedawnych. W języku staroangielskim liczba mnoga od czasownika ‘być’ brzmiała zwykle sind i oczywiście pasowała do pozostałych form wymienionych w tabeli. Konkurencyjna forma earon (dzisiejsze are), szerząca się najpierw w północnych dialektach angielskich, jest niepewnego pochodzenia. Być może została zapożyczona z koniugacji rdzenia czasownikowego *h3or‐ ‘ruszyć, wznieść się, powstać’. Czas przeszły was, were (staroangielskie , wǣron) należał kiedyś do czasownika *h2wes‐ ‘przebywać, nocować’. Polskie był to dawny imiesłów o znaczeniu ‘były’, który przejął funkcję czasownika w czasie przeszłym. Już w XV w. zastąpił on tzw. aoryst – czas przeszły wyrażający jednorazową czynność lub zdarzenie, istniejący w języku prasłowiańskim i odziedziczony z praindoeuropejskiego. Forma aorystu od ‘być’ brzmiała by. Nie zaginęła całkiem, bo znalazła się dla niej nowa funkcja: stała się partykułą wyrażającą przypuszczenie i w tej roli nadal występuje w języku polskim. Odpowiada dokładnie staroindyjskiemu bhūt i greckiemu phū.

Czasowniki Frankensteina

Aoryst *bhuh2-t, jak łatwo zgadnąć,także nie należał pierwotnie do odmiany *h1es‐, tylko do bliskoznacznego czasownika *bhwah2 ‘wyrosnąć, pojawić się’. Eksperci nie są zgodni co do tego, skąd się wziął słowiański rozkaźnik *bǫdi (polskie bądź) i związany z nim czas przyszły *bǫdǫ (będę). Hetyckie est < *h1est jest nie tyle innowacją, co jeszcze innym czasem przeszłym, tzw. imperfektem, który w języku praindoeuropejskim miał te same końcówki, co czas teraźniejszy, ale bez końcowego *‐i.

Zjawisko kojarzenia z sobą form różnego pochodzenia, widoczne nawet dzisiaj w języku angielskim – gdzie oczywiście formy is, are, was, be pochodzą każda z innej parafii – nazywamy odmianą supletywną. Termin ten oznacza coś w rodzaju potwora Frankensteina: schemat odmiany sklecony z form, których nie łączy pokrewieństwo. Widzimy, że już w bardzo dawnej epoce czasownik *h1es‐, zamiast utworzyć swój własny aoryst (co właściwie byłoby wykonalne), wszedł w spółkę z *bhwah2 i oba rdzenie uzupełniły się nawzajem, dostarczając sobie brakujących form. Z tego powodu mamy polski bezokolicznik być skojarzony (ale nie spokrewniony) z formami jest, , a także angielskie formy be i been. Na zakończenie wspomnę o rozkaźniku: mógł on mieć formę bezkońcówkową *h1és albo łączyć się z partykułą wzmacniającą *dhí. W tym drugim przypadku nieakcentowany rdzeń ulegał redukcji.

Najważniejszy był aspekt

Czasownik *h1es‐ to przykład tematu utworzonego od „gołego” rdzenia (bez przyrostków). Końcówki osobowe dodawano wprost do rdzenia, jak widać w tabeli. Inny taki czasownik to *h1ej‐ ‘iść, być w ruchu’. Tworzył on formy *h1éi‐mi ‘idę’, *h1éi‐si ‘idziesz’, *h1éi‐ti ‘idzie’, ale np. w trzeciej osobie liczby mnogiej akcent przenosił się na końcówkę: *h1j‐énti ‘idą’. Rozkaźnik mógł brzmieć *h1éj ‘idź’ lub *h1i‐dhí ‘idźże’. Podobieństwo tej ostatniej formy do polskiego idź nie jest przypadkowe. Ten rdzeń także nie tworzył własnego aorystu o znaczeniu ‘poszedł, przyszedł, ruszył w drogę’. Funkcję tę przejmowały inne bliskoznaczne czasowniki, np. *gwem‐t ‘przybył, udał się (dokądś)’, *gwm‐ént ‘przybyli, udali się (dokądś)’. Przypomina to sytuację w wielu językach współczesnych, gdzie czas teraźniejszy i przeszły tworzą odmianę supletywną: patrz polskie idzie, szedł albo angielskie goes, went.

Skąd wziął się w praindoeuropejskim taki podział ról? Otóż każdy rdzeń czasownikowy posiadał przypisany mu „wrodzony” aspekt – niedokonany lub dokonany. Jeśli czasownik tworzył temat składający się tylko z rdzenia, to temat ten wyrażał ten sam aspekt co rdzeń. Dodając odpowiednie przyrostki lub stosując reduplikację, można było tworzyć nowe tematy o zmienionym aspekcie (np. niedokonane *gwm̥‐jé/ó‐ lub *gwm̥‐sḱé/ó‐ ‘przybywać, iść’). Nie zawsze jednak tak robiono, bo niektóre niespokrewnione z sobą czasowniki tworzyły pary zbliżone znaczeniowo, ale różniące się aspektem. W językach potomnych często powstawały w ten sposób schematy odmiany złożone z form niejednorodnego pochodzenia.

Konsekwencje posiadania określonego aspektu były poważne. Temat dokonany (aorystowy) nie mógł tworzyć zwykłego czasu teraźniejszego (podobnie jest w polskim, gdzie np. runąć ma tylko czas przeszły i przyszły). Mógł natomiast wyrażać czas przeszły dokonany albo „prawdę ponadczasową”. Natomiast temat niedokonany mógł tworzyć czas teraźniejszy (wyrażający działalność trwającą w obecnej chwili) lub czas przeszły niedokonany (który także mógł być interpretowany jako forma z nieokreślonym czasem). Czas teraźniejszy miał końcówki rozszerzone o formant oznaczający ‘tu i teraz’ (w naszych przykładach było to *‐i). Jak widać, czas był w praindoeuropejskim kategorią mało wyrazistą; fundamentalną rolę odgrywał aspekt. Trzeba jednak zauważyć, że w grupie anatolijskiej aspekt został całkowicie wyeliminowany z systemu gramatycznego.

Czasownik odmieniał się przez osoby i liczby (nie tylko pojedynczą i mnogą, ale także podwójną). Do tego mógł także występować w stronie czynnej lub w tzw. stronie pośredniej, łączącej cechy strony biernej, zwrotnej, wyrażania wzajemności („kochamy się”) i konstrukcji typu „obiad się robi” albo „ta książka dobrze się czyta”. Podobnie jak to jest np. w łacinie, strona pośrednia wyrażana była przez końcówki, a nie konstrukcje składniowe. Co ciekawe, strona czynna i pośrednia miały niemal całkowicie różne, niespokrewnione z sobą końcówki (i cały ich komplet dla trzech osób i trzech liczb). Wystarczyłoby tego, żeby odmianę czasowników indoeuropejskich uznać za skomplikowaną, ale na tym nie koniec. W językach anatolijskich czasowniki dzieliły się na dwie koniugacje: jedna z nich (zwana koniugacją na ‐mi) w stronie czynnej miała końcówki takie, jakie już znamy, a druga (zwana koniugacją na ‐hi) – końcówki podobne do końcówek strony pośredniej i ewidentnie z nimi spokrewnione.

Tabela 2.

Języki pozostałej części rodziny indoeuropejskiej utraciły koniugację na ‐hi (aczkolwiek pozostały po niej pewne ślady), ale za to pojawił się w nich kolejny aspekt, nieznany grupie anatolijskiej. Jest to tak zwany perfekt indoeuropejski. Wyrażał on stan będący wynikiem działania; miał końcówki podobne do końcówek strony pośredniej oraz anatolijskiej koniugacji na ‐hi; charakteryzował się reduplikacją oraz ruchomym akcentem (zob. tabela 2, w której podane jest znaczenie zacieniowanych form 3. osoby liczby pojedynczej). W odróżnieniu od aspektu dokonanego i niedokonanego perfekt mógł być utworzony od dowolnego rdzenia czasownikowego, ale nie był przypisany do żadnego z nich. Znamy tylko jeden czasownik wyjątkowy, który tworzył perfekt bez reduplikacji: *wejd‐ ‘ujrzeć’. Jego perfekt *wojd‐/*wid‐ przybrał znaczenie ‘wiedzieć’ (bo kto zobaczył, ten wie).

Pochodzenie perfektu owiane jest tajemnicą. Wydaje się oczywiste, że jest on jakoś związany z anatolijską koniugacją na ‐hi (która jednak nie wymaga reduplikacji), ale wobec skąpych danych, jakimi dysponujemy, rekonstrukcja tych powiązań należy do największych wyzwań stojących przed współczesną indoeuropeistyką.1

Najłatwiejsza koniugacja i kilka innych spraw

Zwróćmy uwagę na kolumny tabeli 2 poświęcone aspektowi niedokonanemu. Ilustrują one odmianę tematu *bhér-e/o- (z końcową samogłoską, której barwa zależy od dodanej końcówki osobowej).2 Tradycyjnie podręczniki językoznawstwa indoeuropejskiego zaczynały omawianie koniugacji od czasowników tego typu (czyli tak zwanych prostych czasowników tematycznych). Powody były następujące: czasowniki te miały przejrzystą strukturę i były łatwe w odmianie. Wystarczyło do rdzenia w podstawowym stopniu *e dodać samogłoskę, a do niej z kolei doklejać końcówki osobowe. Akcent był ustalony – padał we wszystkich formach na rdzeń; nie było zatem żadnych redukcji sylab, a samogłoska oddzielająca rdzeń od końcówki pełniła rolę bufora, minimalizując ich wzajemne oddziaływanie. Odmiana była dzięki temu regularna i nie obciążała mózgu użytkownika nadmiarem wysiłku.

Nic dziwnego, że w większości grup języków indoeuropejskich proste czasowniki tematyczne szerzyły się kosztem starszych i bardziej skomplikowanych koniugacji. Dotyczy to także języków słowiańskich (obok indoirańskich, germańskich, celtyckich, italskich czy greki). Dość wspomnieć, że od *bhéreti pochodzi polskie bierze, greckie phérei, staroindyjskie bhárati, angielskie bears itd. Można by stąd wysnuć wniosek, że tak rozpowszechniona, największa klasa czasowników (znamy ich kilkaset) musiała dominować już w prajęzyku. Tak uważano w XIX w. Dziś jednak wiemy, że było inaczej. Proste czasowniki tematyczne w ogóle – choćby nawet śladowo – nie występowały w grupie anatolijskiej, a w językach tocharskich były nieliczne, jak gdyby dopiero zaczynały powstawać. Najprawdopodobniej – podobnie jak perfekt – nie istniały w praindoeuropejskim i rozwinęły się w linii rozwojowej prowadzącej do języków współczesnych już po jej oddzieleniu się od grupy anatolijskiej.

Prócz tego wszystkiego czasownik mógł się odmieniać przez tryby. Oprócz oznajmującego istniał co najmniej tryb rozkazujący (wspomniany już powyżej). Dwa inne tryby (łączący i życzący, których funkcje w największym skrócie można streścić jako „aby” i „oby”) występują poza grupą anatolijską. Nie jest jasne, czy mamy do czynienia z zanikiem tych kategorii w językach anatolijskich, czy stanowiły one innowację wspólnego przodka pozostałej części rodziny (możliwe też, że pierwszy sięga epoki praindoeuropejskiej, a drugi powstał później). Jeśli chodzi o formy nieosobowe, to od praindoeuropejskich rdzeni czasownikowych można było tworzyć na kilka popularnych sposobów rzeczowniki odsłowne i przymiotniki o charakterze imiesłowów. Nie istniała natomiast kategoria bezokolicznika. Może nam się to wydać dziwne, bo przyzwyczailiśmy się traktować bezokolicznik jako „hasłową” formę czasownika, ale wiele języków znakomicie się bez niej obchodzi (przykładem może być współczesna greka). Bezokoliczniki w łacinie, językach bałtosłowiańskich, germańskich, w starożytnej grece czy sanskrycie tworzone są w najrozmaitszy sposób i wyewoluowały niezależnie od siebie.

Deklinacja, czyli dalsze komplikacje

Przejdźmy teraz do rzeczowników i przymiotników. Nie różniły się one odmianą, a tylko tym, że rzeczowniki miały przypisany konkretny rodzaj gramatyczny, a przymiotniki mogły przybierać różne rodzaje, dostosowując się do rzeczownika, któremu towarzyszyły. Rodzaje były początkowo dwa: ożywiony i nieożywiony. Taki stan rzeczy przetrwał w grupie anatolijskiej, natomiast wspólny przodek pozostałych języków indoeuropejskich przeprowadził „rewolucję seksualną”, rozbijając rodzaj ożywiony na dwa nowe rodzaje: męski i żeński (które w tematach zakończonych na spółgłoskę często nie różniły się formą). Kontynuacją rodzaju nieożywionego jest rodzaj nijaki.

Jeszcze zanim powstał żeński rodzaj gramatyczny, można było tworzyć słowa odnoszące się do kobiet, używając złożeń feminatywnych. Jako ich drugi człon występowało bardzo dawne określenie kobiety, *sor‐/*ser‐. Rzeczownik ten, wypierany z obiegu przez nowsze synonimy *gwon‐/*gwen‐, *gwen‐h2/*gwn‐ah2, stopniowo przekształcał się w przyrostek, dobrze widoczny w językach anatolijskich, ale też tu i ówdzie w pozostałej części rodziny, np. w słowie *swe-sōr (dopełniacz *swe‐sr‐es) ‘siostra’ (etymologicznie = ‘krewna płci żeńskiej’). Szczególnie godne uwagi są unikatowe liczebniki rodzaju żeńskiego znane z języków celtyckich i indoirańskich: *tisres ‘3’, *kwetesres ‘4’, które powstały przez uproszczenie form typu *tri(su)‐sr-, *kwetwer-sr‐ oznaczających ‘kobiety w grupie złożonej z trzech/czterech’. Feminatywy te są ewidentnie archaiczne i starsze niż powstanie rodzaju żeńskiego.

Podział rzeczowników na ożywione i nieożywione pod pewnym względem przypomina podział czasowników na dokonane i niedokonane także pod następującym względem: istniały pary rzeczowników o podobnym znaczeniu, z których jeden był ożywiony, a drugi nieożywiony. Klasyczny przykład to pary słów oznaczających ‘ogień’ (nieożywione *páh2‐wr̥/*ph2‐wén‐ i ożywione *h1n̥gw-ni-) oraz ‘wodę’ (nieożywione *wod‐r̥/*wéd‐n‐ i ożywione *h2ap‐). W odmianie tematów spółgłoskowych (do których zaliczały się także rzeczowniki zakończone na *‐i, *‐u, rodzaj nieożywiony nie miał żadnej końcówki fleksyjnej w mianowniku i bierniku. W tematach samogłoskowych oba przypadki miały końcówkę *‐m (czyli kończyły się na *‐o‐m).  Natomiast rodzaj ożywiony we wszystkich typach odmiany rozróżniał mianownik zakończony na *‐s od biernika zakończonego na *‐m. Pozostałe przypadki (jak dopełniacz pokazany w tabeli 3) były wspólne. Mogły przybierać różną formę zależnie od zakończenia tematu rzeczownika, ale nie od jego rodzaju.

Tabela 3.

Co się kryje za mianownikiem i biernikiem?

W liczbie mnogiej rodzaj ożywiony i nieożywiony także różniły się tylko w mianowniku/bierniku. Rodzaj ożywiony miał właściwą (policzalną) liczbę mnogą, w której mianownik i biernik miały różne formy, a obok niej mógł także przyjmować liczbę mnogą zbiorową. Na przykład rzeczownik *kwékwlos ‘koło’ miał liczbę mnogą *kwékwloes, a obok niej formę zbiorową *kwəkwláh2 ‘koła stanowiące komplet’. Natomiast rodzaj nieożywiony miał tylko liczbę mnogą zbiorową, tak jakby należące do niego rzeczowniki były odczuwane jako mało „zindywidualizowane”. Jednak poza mianownikiem/biernikiem od najdawniejszych czasów przypadki obu rodzajów były takie same. Forma zbiorowa mogła tworzyć własne formy przypadków (z końcówkami liczby pojedynczej) tylko wtedy, gdy była interpretowana jako rzeczownik oznaczający dużą ilość ciągłej substancji.

Co ciekawe, oba rodzaje miały komplet form liczby podwójnej, choć w mianowniku/bierniku tej liczby przybierały różne końcówki (patrz ostatni wiersz tabeli 3). Pozostałe przypadki liczby podwójnej były prawdopodobnie wspólne dla obu rodzajów, choć w ogóle ich rekonstrukcja jest utrudniona, ponieważ występowały rzadziej niż analogiczne formy liczby pojedynczej lub mnogiej, a wiele języków udokumentowanych historycznie wcześnie straciło liczbę podwójną. Wydaje się, że podział na dwa rodzaje miał znaczenie wyłącznie w mianowniku i bierniku. Tylko rzeczowniki rodzaju ożywionego mogły tworzyć osobną formę mianownika, przybieraną, jeśli funkcjonowały jako podmiot zdania. Jeśli były używane jako dopełnienie, były częściowo zrównywane z rodzajem nieożywionym (a przynajmniej z jego deklinacją samogłoskową) przez użycie końcówki *‐m.

Być może przodek języka praindoeuropejskiego używał konstrukcji ergatywnych, jak dzisiejszy język baskijski, a rodzaj ożywiony pierwotnie obejmował tylko rzeczowniki mogące występować w roli „aktywnego wykonawcy czynności” jako podmiot zdania z czasownikiem przechodnim. Gdy odnosiły się do obiektu, który zmienia stan lub biernie poddaje się czynności, przybierały tę samą formę co rzeczowniki klasyfikowane jako nieożywione. Sam język praindoeuropejski reprezentował jednak zasadniczo typ mianownikowo-biernikowy, a z hipotetycznej dawnej ergatywności pozostały tylko relikty utrwalone w jego systemie deklinacyjnym. Wiele słów zaliczanych do rodzaju ożywionego nie oznaczało ludzi, zwierząt ani nawet obiektów fizycznych zdolnych do samodzielnego działania. Niektóre części ciała (ząb, ręka, stopa) miały nazwy rodzaju ożywionego; inne (oko, głowa, serce, kolano, wątroba) – nieożywionego. To samo dotyczy nazw elementów przyrody, wytworów ludzkich, czynności itd. Zdarzały się słowa rodzaju nieożywionego oznaczające zwierzęta. Z biegiem czasu o przynależności do danego rodzaju decydowała w coraz większym stopniu klasa odmiany, do której należał temat rzeczownika, a nie jego znaczenie.

W praindoeuropejskim istniały wszystkie przypadki znane nam dobrze z języka polskiego plus ablatyw (odpowiadający na pytania o pochodzenie lub początkowe umiejscowienie: skąd? z czego? od kogo?). Sanskryt zachował wiernie osiem przypadków prajęzyka, ale w większości języków indoeuropejskich stary system przypadków uległ uproszczeniom. Wiele języków współczesnych w ogóle straciło kategorię przypadka gramatycznego wyrażanego za pomocą końcówek.

Gdzie się podziały dawne przypadki?

Łacina utraciła narzędnik i miejscownik, których funkcje wchłonął ablatyw.3 Z kolei w językach słowiańskich funkcje ablatywu przejął dopełniacz. Jednak formy ablatywu żyją nadal w jednej z najbardziej produktywnych klas rzeczowników słowiańskich – tematów rodzaju męskiego i nijakiego na *‐o‐ (była to zresztą jedyna indoeuropejska deklinacja, w której końcówki dopełniacza i ablatywu były wyraźnie różne). Współczesny polski dopełniacz wilka (prasłowiańskie *vьlka) nie kontynuuje praindoeuropejskiego *wĺ̥kwosjo (zob. staroindyjskie vŕ̥kasya), tylko ablatyw *wĺ̥kwoh2ad (staroindyjskie vŕ̥kāt). Języki słowiańskie na ogół wyjątkowo dobrze zachowały system przypadków indoeuropejskich, choć np. w rosyjskim niemal całkowicie zanikł wołacz, a bułgarski – przeciwnie – zachował wołacz jako jedyny przypadek różniący się formą od mianownika.

Najstarszy udokumentowany język indoeuropejski, hetycki (grupa anatolijska) utożsamił celownik z miejscownikiem, ale za to powstały w nim dwa nowe przypadki: allatyw (oznaczający cel ruchu: dokąd? w co?) i ergatyw. Końcówki ergatywu używano tylko dla rzeczowników rodzaju nieożywionego, jeśli funkcjonowały jako podmiot czasownika przechodniego. Jej powstanie wiązało się z faktem, że (prawdopodobnie pod wpływem sąsiednich języków nieindoeuropejskich) hetycki wytworzył częściową ergatywność.

Na scenę wkracza rodzaj żeński

Rodzaj żeński, który rozwinął się u wspólnego przodka języków pozaanatolijskich, miał formy albo nieodróżnialne od męskich (tak było na ogół w deklinacjach spółgłoskowych), albo charakteryzowane przez specjalne przyrostki feminizujące. We wczesnym okresie funkcję tę pełniło często *‐ih2, ale ostatecznie dominującą końcówką rodzaju żeńskiego stało się *‐ah2 (widoczne między innymi jako słowiańskie *‐a, łacińskie ‐a, starogreckie ‐ē/‐ā, staroindyjskie ‐ā). Rozbicie rodzaju ożywionego na męski i żeński (podczas gdy rodzaj nijaki kontynuował dawną klasę czasowników nieożywionych) szerzyło się szybko. Rzeczowniki o tematach na *‐ah2 > *‐ā‐ (po zaniku laryngalnych) wytworzyły własne, bardzo charakterystyczne końcówki liczb i przypadków. Tak powstała „klasyczna trójca” rodzajów, znana nam z greki, łaciny, sanskrytu i wielu języków współczesnych. Przymiotniki dopasowały się do nowych reguł zgody gramatycznej, czyli np. obok odziedziczonych form *néwos ‘nowy’ (pierwotnie także ‘nowa’) i *néwom ‘nowe’ wyłoniła się trzecia forma, *néwah2 (por. łacińskie novus, novum, nova, starogreckie néos, néon, néā, staroindyjskie návas, návam, návā; ich słowiańskich odpowiedników chyba nie muszę cytować).

Rodzaj żeński (podobnie jak dwa pozostałe) był tylko częściowo skorelowany ze znaczeniem (np. *déjwos ‘bóg’, *déjwih2 ‘bogini’). O zaliczeniu do niego współdecydowało kilka różnych czynników, w tym zwyczaj językowy, ale zwłaszcza przynależność do tematów na *‐ah2. Polskie głowa, noga, ręka, góra, zima, wiosna, krew, miłość, mowa nie oznaczają kobiet/samic. Ich rodzaj nie ma związku z biologiczną płcią: jest czysto gramatyczny, nie semantyczny. Choć rodzaj żeński stał się bardzo ważną częścią pozaanatolijskiego systemu odmiany rzeczowników i przymiotników, pochodzenie jego form pozostaje zagadkowe. Przeważa pogląd, że do wyrażania żeńskości zaadaptowano znaną nam już końcówkę *‐h2 praindoeuropejskich rzeczowników zbiorowych, ale nie udało się dotąd wytłumaczyć tego procesu w szczegółach.

‘Lekki’ i ‘lżejszy’ oraz kilka słów o liczebnikach

Przymiotniki o znaczeniu stopniowalnym tworzyły pochodne wyrażające stopień wyższy i najwyższy. Najstarszy (i w nowszych czasach mniej produktywny) sposób stopniowania polegał na tym, że przyrostek *‐jos‐/*‐is‐ dodawano nie do tematu, ale wprost do rdzenia przymiotnika (z akcentowaną pełną samogłoską *e). Na przykład przymiotnik *h1ln̥gwh‐ú‐ ‘lekki, szybki’ i jego synonim *h1ln̥gwh‐ró‐ (utworzony od tego samego rdzenia za pomocą innego przyrostka)4 miały wspólny stopień wyższy *h1léngwh‐jos‐.5 W stopniu najwyższym dodawany był kolejny przyrostek: *h1léngwh‐is‐to‐. Co prawda form tego typu nie ma w językach anatolijskich i tocharskich, jednak ten schemat stopniowania robi wrażenie bardzo konserwatywnego: jest raczej spadkiem po epoce praindoeuropejskiej niż wspólną innowacją „grupy koronnej”.

O liczebnikach praindoeuropejskich wspomnę w kolejnym odcinku; tu zauważę tylko, że liczebniki ‘1’–‘4’ zachowywały się jak przymiotniki i odmieniały się przez rodzaj i przypadek (przy czym liczebnik *dwo‐ ‘2’ przyjmował końcówki liczby podwójnej). Natomiast liczebniki 5–10 wcześnie stały się nieodmienne (bezkońcówkowe), jednak *déḱm̥t‐ ‘10’ do pewnego stopnia zachował cechy rzeczownika rodzaju nieożywionego (nijakiego) i wymianę samogłosek: miał warianty oboczne *dḱomt‐ i *dḱm̥t‐, używane w liczebnikach złożonych. Liczebnik ‘20’ miał formę *(h1)wí‐dkm̥t‐ih1 z końcówką liczby podwójnej (zob. łacińskie vīgintī). Zapewne podstawą było wcześniejsze złożenie *dwí‐dḱm̥t ‘podwójne dziesięć’, w którym pierwsze *d uległo rozpodobnieniu (dysymilacji). Wyższe liczebniki dziesiątkowe (takie jak ‘30’) mogły mieć postać złożeń (*tri‐dḱm̥t), wyrażeń (*trih2 dḱomth2 ‘trzy dziesiątki’) lub postać hybrydową, w której mieszały się obie możliwości.

Liczebnik ‘100’ zachował najwięcej cech rzeczownika. Był pochodną liczebnika ‘10’ z przymiotnikowym przyrostkiem *‐ó-, traktowaną jak rzeczownik rodzaju nieożywionego: *dḱm̥t‐ó‐m > *ḱm̥tóm (z wczesnym uproszczeniem skomplikowanego nagłosu). Polskie sto, dwieście, trzysta (prasłowiańskie *sъto, *dvě sъtě, *tri sъta) ilustrują użycie wyrażeń o znaczeniu ‘dwie setki’, ‘trzy setki’ w liczbie podwójnej (*dwojh1 ḱm̥tojh1) i mnogiej (*trih2 ḱm̥tah2).

Zaimki, czyli warstwy kambryjskie

Przegląd odmiany słów indoeuropejskich nie byłby pełny, gdybym pominął zaimki. Deklinacja zaimków wskazujących, względnych i pytajnych częściowo przypominała odmianę rzeczowników, ale miała swoje osobliwości. Na przykład mianownik zaimka o znaczeniu ‘ten’ brzmiał *so w rodzaju ożywionym, a *tod w nieożywionym (w językach pozaanatolijskich dodano do kompletu formę żeńską *sah2). Liczba mnoga brzmiała *toj w rodzaju ożywionym, a *tah2 w nieożywionym. W wielu językach indoeuropejskich rzeczowniki rodzaju męskiego w odmianie samogłoskowej zapożyczyły od zaimków końcówkę M. pl. *-oj, która wyparła rzeczownikowe *‐oes. Nie będę torturował czytelników wyliczaniem dalszych różnic, tylko przejdę od razu do tego, co najdziwniejsze: do zaimków osobowych pierwszej i drugiej osoby.6

Zaimki pierwszej i drugiej osoby (część ich form odmiany przedstawia tabela 4)7 nie rozróżniały rodzaju ożywionego od nieożywionego, co nie jest szczególnie dziwne, bo normalnie odnoszą się one do uczestników rozmowy, czyli z założenia istot żywych. Ale kiedy powstał rodzaj żeński, zaimki te także nie wykształciły kontrastujących z sobą form żeńskich i męskich. Miały trzy liczby – pojedynczą, podwójną i mnogą – ale na tym właściwie się kończy ich podobieństwo do rzeczowników i przymiotników. Ich odmiana była w dużym stopniu nieprzejrzysta, nieregularna i rządziła się własnymi prawami. Obok form akcentowanych zaimki mogły mieć warianty „słabe”, enklityczne, uwzględnione w tabeli (patrz polskie tobie/ci, ciebie/cię). Prócz zaimków pierwszej i drugiej osoby istniał też zaimek zwrotny (odpowiadający polskiemu się) odmieniany tak samo jak druga osoba, z tą różnicą, że nie miał mianownika.

Tabela 4.

Cały system reprezentuje najstarszą znaną warstwę gramatyki prajęzyka. Bywa ze względu na swoją archaiczność nazywany „skałami dewońskimi indoeuropeistyki”, ale trafniej byłoby go porównać ze skałami kambryjskimi. Bardzo niewiele rozumiemy z tej mieszaniny form, zwłaszcza że jej ewolucja w językach potomnych była skomplikowana. Praktycznie każda z cytowanych tu form wymaga dalszych badań. Nawet mianownik 1 os. liczby pojedynczej (przodek łacińskiego ego, niemieckiego ich, polskiego ja itd.) ma kilka wariantów rekonstrukcji; być może zresztą wszystkie te formy współistniały w prajęzyku.

Podsumowanie

Na tym kończę tę skrótową prezentację koniugacji i deklinacji praindoeuropejskich. Przyda się jako punkt odniesienia dla innych wpisów i pomoże zrozumieć ich treść, choć oczywiście zmuszony byłem pominąć mnóstwo szczegółów i powstrzymywać się przed omawianiem kwestii spornych i alternatywnych hipotez (których, jak w każdej dziedzinie badań, nie brak i w indoeuropeistyce). Zapraszam na ostatni odcinek serii, który będzie mniej przeładowany opisami technicznymi. Poświęcę go pytaniu, co słownictwo indoeuropejskie mówi nam o środowisku, w którym żyli ludzie mówiący po praindoeuropejsku, i o ich kulturze.

Przypisy

  1. Szczególne znaczenie ma tu następująca monografia: Jay H. Jasanoff. 2003. Hittite and the Indo-European verb. Oxford University. Uwzględnia ona w całej rozciągłości bogate dane języków anatolijskich i zrywa całkowicie z tradycyjną, wywodzącą się jeszcze z XIX w., teorią czasowników indoeuropejskich. ↩︎
  2. W 1 sg. spodziewalibyśmy się czegoś w rodzaju *bhéromi ‘niosę’ analogicznie do pozostałych form. Zamiast tego mamy jednak *bhérō nie do końca jasnego pochodzenia. Zwykle zakłada się, że pochodzi ona od *bhéro-h2, z końcówką podobną do tej występującej w perfekcie, ale zachodzi pytanie, dlaczego takie zastępstwo miałoby być ograniczone do pierwszej osoby liczby pojedynczej. Nosowość występująca w grupie słowiańskiej (*berǫ > biorę) jest wtórna i wynika z dodania do *bhérō końcowego *-m przez analogię (podobnie powstało staroindyjskie bhárāmi). ↩︎
  3. Niektóre dawne formy narzędnika i miejscownika zachowały się w łacinie jako przysłówki, np. domī ‘w domu’, humī ‘na ziemi’. ↩︎
  4. Oba współwystępują w języku starogreckim: elakhús ‘mały, krótki’, elaphrós ‘lekki’. ↩︎
  5. Ten stary wzorzec tworzenia stopnia wyższego widoczny jest dobrze nawet w języku polskim. Przymiotnik lekki pochodzi od prasłowiańskiego *lьgъkъ. Odziedziczoną częścią jest tu *lьgъ < *h1ln̥gwh‐ú‐, rozszerzone o przyrostek *‐ko‐, przenoszący przymiotnik do łatwej w użyciu klasy tematów samogłoskowych. Przysłówek lżej zawiera przyrostek stopniujący (notabene wywodzący się z indoeuropejskiego *‐jos, charakteryzującego stopień wyższy w rodzaju nijakim) dołączony wprost do rdzenia mającego tu postać lż‐ < *lьž‐ (czyli *lьg‐ ze zmiękczeniem końcowego *g wywołanym przez przyrostek). W polszczyźnie stare formy stopnia wyższego odbierane są jako nieregularne i nieprzejrzyste, stąd ich liczne przekształcenia. Przyrostek ‐szy‐ (*‐ьš‐ < *‐is-) od czasów prasłowiańskich bywał zastępowany przez innowację ‐ejszy‐ (gęstszygęściejszy) albo przez stopniowanie opisowe (miększybardziej miękki). Wskutek tego procesu oczekiwana forma *leższy (patrz tęgi, tęższy) została już w staropolskim wyparta przez lekszy lub lżejszy (ta ostatnia stała się standardowa). Dziś można spotkać wariant gwarowy lekciejszy, który próbuje bezpośrednio nawiązać do pełnej formy przymiotnika. ↩︎
  6. Trzecią osobę można pominąć, bo do tej roli angażowano tzw. zaimki anaforyczne, czyli zastępujące użyty wcześniej rzeczownik. ↩︎
  7. Rekonstrukcje podane w tabeli są przybliżone. Ich wzajemne relacje próbuje tłumaczyć kilka hipotez, a każda inaczej. Akcentowane formy jednosylabowe takie jak *tu, *twe, *me, *we, *ju często występują z wydłużoną samogłoską: *, *twē itd. ↩︎

Opis ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Stosik książek na moim biurku podczas powstawania tego wpisu.
Tabele 1–4. Autor: Piotr Gąsiorowski 2024 (CC BY-SA 4.0).

Rozmówki indoeuropejskie. Część 5: Rdzenie i słowa

Pozostałe części cyklu
Część 1: Zaproszenie
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 6: Ach, te końcówki!
Część 7: Paleontologia językowa

Z czego się robi słowa

Język praindoeuropejski miał dobrze rozwinięty system reguł słowotwórczych, w którym dużą rolę odgrywały akcent i apofonia (wymiana samogłosek). Początkowo te dwa zjawiska musiały towarzyszyć sobie dość ściśle, bo jest oczywiste, że stopień zerowy morfemu (skutek zaniku samogłoski) był pierwotnie wynikiem braku akcentu. Jednak już w prajęzyku częściowo uniezależniły się od siebie; mamy zatem liczne słowa praindoeuropejskie z akcentem na spółgłosce sylabicznej (np. stare nazwy zwierząt: *wĺ̥kwos ‘wilk’, *h2ŕ̥tḱos ‘niedźwiedź’), samogłoski pełne w sylabach nieakcentowanych (*dejwós ‘bóstwo’) i słowa w ogóle pozbawione „prawdziwych” samogłosek (np. *mn̥tís ‘myśl, rozum’, *pl̥th2ús ‘rozległy’).1 Korelacja między stopniem apofonicznym a miejscem akcentu pozostawała silna w praindoeuropejskim, ale wynikała w większym stopniu z reguł zakonserwowanych w morfologii języka niż z żywych procesów fonetycznych.

Typowy wyraz indoeuropejski składał się z rdzenia (zwanego także pierwiastkiem), do którego zwykle dodawano przyrostek (sufiks), często więcej niż jeden. Rdzeń to główny morfem wyrazu, określający z grubsza jego znaczenie, natomiast przyrostki modyfikują to znaczenie lub nadają słowu funkcję gramatyczną. Mogą na przykład przekształcić jemowy w inną. Istniał też w praindoeuropejskim przynajmniej jeden wrostek (infiks) wstawiany wewnątrz rdzenia. Był to tzw. infiks nosowy, charakteryzujący jedną z klas koniugacyjnych czasowników. W środku rdzenia takiego jak *ḱlew‐ ‘usłyszeć’ można było ulokować infiks, który przybierał formę *‐né‐/*‐n­‐ w zależności od miejsca akcentu: *ḱl̥néw‐ti ‘słyszy’ (z akcentem na infiksie), ale *ḱl̥nw‐énti ‘słyszą’ (z akcentowaną końcówką osobową) – stąd staroindyjskie śr̥nóti/śr̥nvánti. Infiks umieszczany był przed ostatnią spółgłoską rdzenia. Jednym ze szczególnie przenikliwych spostrzeżeń Ferdinanda de Saussure’a było to, że tak samo się działo w rdzeniach zakończonych na spółgłoskę laryngalną. Na przykład od *pleh1 ‘napełnić’ tworzono formy z infiksem: *pl̥néh1‐ti ‘napełnia’, *pl̥nh1‐énti ‘napełniają’ (staroindyjskie pr̥nā́ti/pr̥nánti).

Obfitość przyrostków indoeuropejskich kontrastuje z ubóstwem przedrostków (prefiksów). Było ich niewiele, a ich źródłem były zwykle stare złożenia, których pierwszy element przestał być utożsamiany z samodzielnie występującym wyrazem. Na przykład partykuła *ne, wyrażająca przeczenie, mogła być dodawana do przymiotników i imiesłowów, zmieniając ich znaczenie na odwrotne. Traciła przy tym samogłoskę, czyli przybierała formę sylabicznego *, jak w *n̥‐mr̥tos ‘nieśmiertelny’ (od rdzenia *mer‐ ‘umrzeć’). Również proste przysłówki, przyimki i niektóre często występujące przymiotniki łatwo traciły samodzielność, specjalizując się w roli przedrostków. Przykładem może być para *h1su‐ ‘dobry’ i *dus‐ ‘zły’. Miały one funkcję wartościującą: *dus‐menēs znaczyło dosłownie ‘mający zły umysł’, czyli ‘źle usposobiony’ lub ‘przygnębiony’ (od rzeczownika *ménos ‘umysł’). Odwrotnością tego przymiotnika, jak łatwo zgadnąć, było *h1su‐menēs ‘przychylnie usposobiony, w dobrym nastroju’.

Od rdzenia do tematu

Łączniki, które często widzimy w rekonstrukcjach, oznaczają podział słowa na morfemy (jeśli chcemy go zaznaczyć), ale sygnalizują też, że cytowana forma jest niekompletna i trzeba ją z czymś połączyć, żeby powstał samodzielny wyraz. Na przykład rdzeń cytujemy tak: *pleh1 ‘napełnić’. Jest to morfem oznaczający czynność, a zatem czasownikowy. Nie oznacza to, że był kompletnym czasownikiem. Żeby stał się słowem, należałoby go przynajmniej uzupełnić o końcówki odmiany. W istocie od *pleh1 można było utworzyć całą rodzinę czasowników różniących się subtelnie znaczeniem lub funkcją. Oprócz wspomnianego wyżej czasownika z infiksem istniał na przykład tak zwany czasownik reduplikowany (z podwojonym nagłosem rdzenia), *pi‐pléh1/*pé‐pl̥h1, zapewne o nieco innym niuansie znaczeniowym. Można też było od tego samego rdzenia utworzyć przymiotnik odczasownikowy opisujący stan, czyli zbliżony znaczeniowo do imiesłowu biernego: *pl̥h1‐nó‐ ‘napełniony, pełny’. Zresztą właśnie od tej formy pochodzi w prostej linii polski przymiotnik pełny, litewskie pìlnas, angielskie full, staroindyjskie pūrṇás, walijskie llawn itd.

Rdzeń pouzupełniany o wszystkie elementy słowotwórcze nadal nie jest słowem. Brakuje czegoś jeszcze: końcówek odmiany. „Produkt słowotwórczy”, do którego je dołączamy, nazywamy tematem. Na to, jakie końcówki wybrać i jak będą się zachowywały w połączeniu z resztą wyrazu, ma na ogół decydujący wpływ ostatni morfem tworzący temat. Przymiotnik *pl̥h1-nó- reprezentuje szczególnie rozpowszechniony typ odmiany – tematy na *‐o‐. Język praindoeuropejski miał dwa rodzaje gramatyczne: ożywiony i nieożywiony. Ich odmiana była podobna; na przykład biernik l.poj. brzmiał w obu rodzajach *pl̥h1nóm. Jednak mianownik rodzaju nieożywionego był identyczny z biernikiem, natomiast rodzaj ożywiony miał specjalną końcówkę mianownika *pl̥h1nós. Różnica istniała także w liczbie mnogiej, gdzie mianownik rodzaju ożywionego brzmiał *pl̥h1nóes, a biernik *pl̥h1nṓms. Natomiast rodzaj nieożywiony nie tworzył zwykłej liczby mnogiej, ale używał zamiast niej formy zbiorowej (collectivum), która miała w mianowniku i bierniku tę samą postać: *pl̥h1náh2.

O końcówkach odmiany porozmawiamy jednak następnym razem. Tu chciałbym tylko zwrócić uwagę na ciekawą własność rzeczowników i przymiotników o tematach na *‐o‐: w zasadzie nie zachodziły w ich odmianie przesunięcia akcentu i wymiany samogłosek. Żeby je odmieniać przez liczby czy przypadki, wystarczyło dodawać odpowiednie końcówki. Wołacz liczby pojedynczej w ogóle nie przyjmował końcówki, za to jego „samogłoska tematyczna” przyjmowała barwę *‐e (np. *wĺ̥kwe, co odpowiada np. łacińskiemu lupe, greckiemu lúke i staropolskiemu wilcze). Podobną stabilność wykazywały czasowniki o tematach zakończonych na samogłoskę *‐e‐/*‐o‐. Samogłoska tematyczna dostosowywała swoją barwę do końcówki, natomiast reszta tematu pozostawała niezmieniona. Na przykład temat samogłoskowy *gwr̥h3‐é/ó‐ ‘żreć, pożerać’ przybierał formy czasu teraźniejszego takie jak *gwr̥h3‐é‐ti/*gwr̥h3‐ó‐nti (trzecia osoba liczby pojedynczej i mnogiej), od których notabene pochodzą prasłowiańskie *žьretь/*žьrǫtь, staropolskie żrze/żrą i ostatecznie polskie żre/żrą (z analogicznym wyrównaniem form).

Kilka trudnych tematów

Natomiast tematy zakończone na spółgłoskę (wliczając w to półsamogłoski *j, *w, które w końcowym przyrostku mogły być realizowane jako samogłoski *i, *u) podlegały grze samogłosek – nieraz dość skomplikowanej – i przeskokom akcentu między rdzeniem a przyrostkiem, rdzeniem a końcówką odmiany lub przyrostkiem a końcówką. Nawet jeśli akcent był unieruchomiony np. na samogłosce rdzenia lub na przyrostku, nie zapobiegało to wymianom apofonicznym. Największa rozmaitość typów odmiany spółgłoskowej (nazywanej trochę nielogicznie „atematyczną”) występowała w rzeczownikach. Wiele z nich, zwłaszcza tych, które należały do podstawowego zasobu słownictwa, odznacza się budową sugerującą, że kiedyś dawno temu, w „praprajęzyku” rodziny indoeuropejskiej, zawierały one rdzeń i przyrostki, jednak ich struktura zatarła się tak bardzo, że nie jesteśmy już w stanie wyróżnić w nich morfemów o rozpoznawalnym znaczeniu.

Przykładem może być ‘słońce’, czyli praindoeuropejskie *sáh2wl̥ (rodzaj nieożywiony). Dopełniacz brzmiał *sh2wéns, z przesunięciem akcentu na element *‐wl̥/*‐wén-. Wygląda on na wariant rozpowszechnionego przyrostka *‐wr̥/*‐wén-, jak w rzeczowniku *páh2wr̥ (dopełniacz *ph2wéns) ‘ogień’. Tworzył on rzeczowniki nieożywione i na ogół dodawany był do rdzeni czasownikowych. Nie znamy jednak nawet zadowalającej odpowiedzi na pytanie, skąd się wzięła wymiana spółgłosek *r/n (zwana odmianą heteroklityczną). Istniała już w języku praindoeuropejskim, a jej pochodzenie ginie we mgle przeszłości, tam, dokąd nie sięga rekonstrukcja oparta na metodzie porównawczej. Nie wiemy, czy w nazwie słońca występuje na pewno ten sam przyrostek i dlaczego miałby się wyjątkowo kończyć na *l zamiast na *r. Na temat znaczenia hipotetycznego rdzenia *sah2 możemy tylko spekulować. Istniał co prawda rdzeń czasownikowy o takiej postaci, oznaczający ‘nasycić się, mieć dość’, ale trudno powiązać go znaczeniowo ze słońcem, a jeszcze trudniej zweryfikować tego rodzaju skojarzenie. Jeśli oddawano Słońcu cześć boską, to trzeba było traktować je jako byt ożywiony, co wymagało zmiany rodzaju. Przyrostek zmieniał wówczas formę i przestawał być heteroklityczny: *sáh2wōl (dopełniacz *sh2ul‐és, w którym zachodziła tzw. przestawka laryngalnej: *suh2lés).2 Istniała też forma oboczna *sh2wṓl, z akcentem przeniesionym na drugą sylabę, co powodowało zanik pierwszej samogłoski. Pełnemu omówieniu indoeuropejskich nazw Słońca (także polskiej) poświęciłem osobny wpis.

Ryc. 1.

Do tematów heteroklitycznych oprócz ‘słońca’ i ‘ognia’ należała też ‘woda’, czyli praindoeuropejskie *wód‐r̥. W tym przypadku dopełniacz brzmiał pierwotnie *wéd‐n̥‐s. Warto tu zwrócić uwagę na stały akcent na pierwszej sylabie, któremu jednak towarzyszy różnica między formą „mocną” z samogłoską *o i „słabą” z *e. Jest to apofonia innego typu niż w odmianie z ruchomym akcentem, gdzie samogłoska *e (forma mocna) alternuje z brakiem samogłoski (forma słaba). Nazwa wody tworzyła też formę zbiorową *wéd‐ōr rozumianą jako ‘masa wody, akwen’3, której mógł towarzyszyć jeszcze inny dopełniacz, *ud‐n‐és. W tym przypadku stosowano inny, ruchomy schemat akcentowania. Nie trzeba chyba wyjaśniać, że odmiana ‘wody’ z jednoczesną wymianą samogłosek i końcowej spółgłoski już w języku praindoeuropejskim mogła być odczuwana jako nieregularna i kłopotliwa.

O ważnych częściach ciała

Unikatowe osobliwości widzimy w wielu innych tematach spółgłoskowych zaliczanych do słownictwa podstawowego. Rzeczowniki nieożywione bardzo rzadko składały się z jednosylabowego pierwiastka bez żadnych przyrostków. Jednak wśród najczęściej używanych nazw części ciała mamy dwa pewne przykłady: *h3okw ‘oko’ i *ḱerd‐ ‘serce’. Pierwszy z tych tematów zachował się najlepiej w postaci pradawnej formy liczby podwójnej *h3okw‐ih1 ‘dwoje oczu’; jej spadkobiercą w prostej linii jest polskie słowo oczy. Drugi miał mianownik/biernik *ḱēr, w którym zanikło końcowe *d, powodując kompensacyjne wydłużenie samogłoski. Odpowiadała mu forma słaba bez samogłoski, jak w dopełniaczu *ḱr̥dés. Ta oboczność nie powtarza się w żadnym innym znanym przypadku. Fakt, że o każdym z tych słów można długo opowiadać, analizując niepowtarzalne cechy ich odmiany, miał wielkie znaczenie dla rekonstrukcji języka praindoeuropejskiego. Jeśli mamy jakiś regularny i produktywny schemat słowotwórczy, to generowane przezeń słowa mogły z łatwością powstać niezależnie w różnych językach. Ale zakonserwowane wyjątki od reguł i dziwactwa odmiany muszą stanowić część wspólnego dziedzictwa języków, w których znajdujemy ich ślady. Są zbyt specyficzne, żeby mogły rozwinąć się niezależnie; gwarantują zatem, że mamy do czynienia ze słownictwem bardzo starym.

Oboczności te były stopniowo eliminowane w późniejszej historii języków indoeuropejskich. Na przykład język prasłowiański odziedziczył temat na stopniu redukcji *ḱr̥d-, ale rozrzerzył go o przyrostek zdrabniający: *ḱr̥d‐iko‐ > prasłowiańskie *sьrdьce > staropolskie sierce.4 W ten sposób nazwa serca została przniesiona do tematów samogłoskowych, „przyjaznych dla użytkownika”, bo pozbawionych trudnych oboczności. Stopień pełny *ḱerd‐ z zachowaną samogłoską przetrwał dzięki staremu miejscownikowi ‘w sercu’, używanemu w sensie przenośnym ‘w środku’. Opuścił on ojczystą deklinację i stał się samodzielnym przysłówkiem. Tak powstał prasłowiański morfem *serd‐, który spotykamy w słowach śród, środek, środa, średni itd. Nie odczuwamy już jednak jego związku etymologicznego ze słowem serce. Dopiero porównanie z innymi językami indoeuropejskimi dowodzi, że mamy do czynienia z rozrzuconymi pozostałościami odmiany jednego rzeczownika o bardzo starym rodowodzie.

Są także podstawowe nazwy części ciała, których pochodzenie jest mniej tajemnicze. Na przykład *pod‐ ‘stopa’, temat spółgłoskowy rodzaju ożywionego (mianownik *pṓds, biernik *pódm̥, dopełniacz *péds)5 to rzeczownik utworzony wprost od rdzenia czasownikowego *ped‐ ‘opaść’, a także ‘stąpnąć’. Do tej samej rodziny słów należy temat samogłoskowy rodzaju nijakiego *pédo‐ ‘grunt, miejsce’ (hetyckie pēdan, greckie pédon). Choć historia nazwy stopy niewątpliwie sięga prajęzyka (związek ‘opadania’ ze ‘stopą’ nie jest na tyle oczywisty, żeby założyć możliwość niezależnej ewolucji znaczenia), to jednak pozostała stosunkowo przejrzysta.

Dość nieoczekiwana jest etymologia rozpowszechnionej nazwy zęba, widocznej w takich refleksach jak łacińskie dēns (dopełniacz dentis), greckie odoús (dopełniacz odóntos), litewskie dantis, staroindyjskie dán (biernik dántam, dopełniacz datás), angielskie tooth czy niemieckie Zahn (pragermańskie *tanþ‐). Pochodzi ona od czasownika *h1ed‐/*h1d‐ ‘ugryźć’, lepiej poświadczonego pod postacią tematu wyrażającego aspekt niedokonany *h1ēd‐/*h1ed‐ ‘jeść’. Od tego rdzenia powstał przymiotnik odczasownikowy funkcjonujący jak imiesłów czynny, *h1éd‐ont‐/*h1d‐n̥t‐ ‘gryzący’. Częste w takich przypadkach przesunięcie akcentu przekształciło go w rzeczownik rodzaju ożywionego (nazwę działacza) *h1dónts (dopełniacz *h1dn̥tés) ‘ząb’. W większości języków początkowe *h1 znikło bez śladu, przez co związek nazwy zęba z jedzeniem stał się nieprzejrzysty. Nie widać go zupełnie w angielskiej parze słów eat i tooth.

Zakazane kombinacje

Zauważyliście już zapewne, że rdzenie praindoeuropejskie (podstawowe morfemy, do których dodawano przyrostki, przedrostki lub infiksy) były obowiązkowo jednosylabowe, a dokładniej – w swoim „stanie podstawowym” zawierały nbie więcej niż jedną samogłoskę. Istniała też spora liczba innych ograniczeń dotyczących ich struktury. Najprawdopodobniej nie było rdzeni czasownikowych ani rzeczownikowych zaczynających się lub kończących na samogłoskę (typu *et-, *te- lub nawet z długą samogłoską *tē‐). Zakaz ten nie dotyczył elementów gramatycznych takich jak zaimki, spójniki czy partykuły zdaniowe, które bardzo często miały formę *CV, gdzie C oznacza spółgłoskę, a V samogłoskę. W najprostszej postaci rdzeń mógł mieć zatem strukturę *CVC‐.

Istniały jednak pewne zakazane kombinacje. Rdzeń nie mógł zaczynać się i kończyć na tę samą spółgłoskę (nie było rdzeni typu *tet‐ albo *nen‐).6 Rzadko też zdarzało się, żeby spółgłoska początkowa i końcowa miały to samo miejsce artykulacji. Rdzeń nie mógł zaczynać się i kończyć na spółgłoskę dźwięczną bez przydechu (nie było rdzeni typu *deg-). Nie mógł zaczynać się na spółgłoskę bezdźwięczną, a kończyć na dźwięczną przydechową lub odwrotnie, czyli nie było rdzeni typu *tebh ani *dhep‐, aczkolwiek zakaz ten nie dotyczył spółgłoski bezdźwięcznej, przed którą stało *s, jak w *stejgh ‘ruszyć naprzód, wspiąć się’. Wydaje się, że w języku praindoeuropejskim spółgłoska *r nie występowała na początku wyrazu, natomiast częste były grupy spółgłoskowe zawierające *r (*tr‐, *bhr‐, *sr- itp.), w tym połączenia z laryngalnymi: *h1r‐, *h2r‐, *h3r‐. W wielu językach potomnych po zaniku laryngalnej pozostawało w nagłosie samo *r-, ale na przykład starogrecki utrzymał ślad pierwszego segmentu pod postacią samogłoski wstawnej zabarwionej przez utraconą spółgłoskę: er‐, ar‐, or‐. Niechęć do początkowego *r nie rozciągała się na głoskę boczną *l, która mogła występować zarówno w absolutnym nagłosie, jak i w grupach spółgłoskowych.

Na początku i na końcu rdzenia mogła się znajdować grupa spółgłosek. Jeśli tak było, to najbliżej samogłoski stały spółgłoski sonorne (półsamogłoski *j, *w, spółgłoski płynne *r, *l i nosowe *m, *n), a najdalej – obstruenty (spółgłoski szczelinowe i zwarte). Przykładem mogą być takie rdzenie jak *h2melǵ‐ ‘doić’ lub *h1rewdh ‘zaczerwienić się’. Rdzeń mógł się zaczynać na zbitki w rodzaju *wr‐, *mr‐ lub *mj‐, ale w grupie końcowej mogła się pojawić co najwyżej jedna spółgłoska sonorna. Pamiętajmy, że spółgłoski laryngalne miały artykulację szczelinową, zatem nic nie stało na przeszkodzie, żeby istniał rdzeń taki jak *kwelh1 ‘okrążyć, obejść dookoła’. Spółgłoski laryngalne i *s mogły dość swobodnie występować w kombinacjach ze spółgłoskami zwartymi na początku i na końcu rdzenia, niekoniecznie przestrzegając jednej ustalonej kolejności.

Czego jeszcze nie wiemy?

Wiele rdzeni miało warianty nagłosu ze szczelinowym *s‐ i bez niego. Mamy na przykład *teg‐ ~ *steg‐ ‘okrywać, osłaniać’, *ker‐ ~ *sker‐ ‘rozcinać, kroić’ albo *penh1 ~ *spenh1 ‘spiąć, połączyć’. Nie wiadomo, skąd się wzięło to *s zwane „ruchomym” (s-mobile) ani jaka była jego pierwotna funkcja. Istnieje na ten temat kilka hipotez; być może mamy do czynienia z jakimś przedpraindoeuropejskim przedrostkiem, którego funkcja uległa zatarciu. Istniały też rdzenie podobne znaczeniowo, ale różniące się ostatnią spółgłoską. Na przykład *ploh3, *plew‐, *plewd‐ znaczą mniej więcej ‘płynąć (biernie lub aktywnie), lać się’. Przy odrobinie wyobraźni można by było dodać do nich znany nam już rdzeń *pleh1 ‘napełnić’. Trudno rozstrzygnąć, czy mamy tu do czynienia ze skamieniałościami przedpraindoeuropejskiej morfologii (hipotetyczny, nieznany skądinąd rdzeń *pel‐ plus zrośnięte z nim różne przyrostki o zapomnianych funkcjach), czy może raczej z rodziną rdzeni, których brzmienie kojarzy się z dźwiękiem rozbryzgiwanej wody (por. polskie plusk, plum-plum, angielskie plop, splash). Byłyby to wówczas onomatopeje tworzone w dużym stopniu niezależnie.

Nie wiadomo też, co począć z rdzeniami takimi jak *gwem‐, *gwah2 i być może *gwew‐, oznaczającymi ‘pójść, ruszyć naprzód’. W nich także występuje aliteracja (ta sama spółgłoska początkowa), ale trudno im przypisać wartość onomatopeiczną. Można by podejrzewać, że zachodzi tu przypadkowa zbieżność brzmienia i znaczenia, w której nasz mózg dostrzega iluzję porządku, ale ten sam schemat powtarza się w przypadku *drem‐, *dreh2 i *drew- ‘pobiec, uciec’.

Skacząc między częściami mowy

Podobnie jak w językach znanych współcześnie, procesy słowotwórcze mogły modyfikować rdzeń czasownika, tworząc bardziej skomplikowane tematy czasownikowe. Od czasowników można było tworzyć całą gamę wyrazów pochodnych, jak rzeczowniki (nazwy działacza, czynności, instrumentu lub rezultatu działania) lub przymiotniki o znaczeniu imiesłowowym. I odwrotnie: od rzeczowników można było tworzyć czasowniki, a także rozmaite typy przymiotników i rzeczowników kolejnej generacji. Wszystkie główne części mowy mogły być dość swobodnie przekształcane jedna w drugą.

Ryc. 2.

Oto przykład: praindoeuropejski rdzeń *swep‐ oznaczał ‘zasnąć’. Można było bezpośrednio od niego (bez użycia przyrostków) utworzyć temat czasownika dokonanego o tym znaczeniu (*swép‐/*sup‐). Zostawił on ślady w kilku gałęziach rodziny indoeuropejskiej, w tym w językach anatolijskich. Obok niego tworzono tematy z przyrostkami, jak *sup‐jé/ó‐ ‘zasypiać’ (z sufiksem wyrażającym aspekt niedokonany), od którego pochodzi słowiańskie *sъpjǫ > polskie śpię. Czasownik kauzatywny (wyrażający spowodowanie czynności lub stanu) *swop‐éje/o‐ ‘usypiać, wprowadzać w sen’ zawiera charakterystyczny dla tej formy stopień *o i dwusylabowy przyrostek. Prócz tego w językach indoeuropejskich poza grupą anatolijską rozwinął się temat tzw. perfektu indoeuropejskiego z reduplikacją; wyrażał on stan wynikający ze zdarzenia: *se‐swóp‐/*se‐sup‐ ‘spać, być uśpionym’. W poszczególnych grupach języków indoeuropejskich powstawało więcej alternatywnych tematów, np. *swép‐e/o‐ (staroangielskie swefen ‘spać’) albo typowo słowiański czasownik z sufiksem nosowym *sъpnǫ ‘zasypiam’, zachowany w połączeniach z przedrostkami, jak w polskim zasnę, usnę itp. Dlaczego nie *zaspnę? Gdzie się podziało *p? Znikło wskutek regularnego uproszczenia grupy spółgłoskowej *pn > *n, które zaszło pod koniec epoki prasłowiańskiej.

Wprost od rdzenia utworzono przymiotnik *sup-tó- ‘uśpiony’ (staroindyjskie suptá‐), a także rzeczownik będący nazwą stanu *sup‐no‐ ‘sen’. Widzimy go w greckim húpnos (patrz hipnotyczny), albańskim gjumë i słowiańskim *sъpnъ > *snъ > polskie sen (z tym samym uproszczeniem, o którym pisałem przed chwilą). Istniały także rzeczowniki o tym samym znaczeniu ze stopniem pełnym, *swep‐no‐ i *swop‐no‐. Łacińskie somnus, podobnie jak staroindyjskie svápnas ‘sen’, może pochodzić od któregokolwiek z nich, bo dalszy rozwój fonetyczny w obu językach dałby ten sam wynik. Współistnienie takich wariantów obocznych sugeruje ich wspólne pochodzenie od rzeczownika heteroklitycznego *swópr̥ (dopełniacz *swépn̥s), którego ślady zachowały się w hetyckim i w starożytnej grece. Łacińskie sopor być może pochodzi z tego samego źródła. Nie jest to jednak jedyna możliwość, bo schematów umożliwiających tworzenie rzeczowników odczasownikowych było niemało.

Formy powstałe w pierwszej kolejności mogły być źródłem kolejnych, tworzonych już nie w praindoeuropejskim, ale w językach potomnych. Na przykład od słowiańskiego rzeczownika *sъnъ można było przez dodanie odpowiednich przyrostków utworzyć przymiotnik własnościowy *sъnьnъ ‘senny’ albo czasownik *sъniti ‘śnić’. Warto zwrócić uwagę, że w odróżnieniu od spać, sypiać czy zasnąć, które są rozmaitymi modyfikacjami pierwotnego czasownika *swep‐/*sup‐ ‘zasnąć’, śnić ma pochodzenie odrzeczownikowe. Rzeczownik *supnos oznaczał ‘sen’ nie tylko jako ‘stan uśpienia’, ale także jako ‘wizję senną’ – i właśnie do tego znaczenia nawiązuje czasownik pochodny śnić. Im krętsza historia danego słowa, tym bardziej jego znaczenie mogło się oddalić od punktu wyjścia.

Złożenia i skostnienia

Na zakończenie wypada wspomnieć, że w różnych grupach języków indoeuropejskich tworzono z wielkim upodobaniem wyrazy złożone, w których skład wchodziły dwa (czasem nawet trzy) rdzenie/tematy. Odmianie podlegał tylko ostatni z nich. Złożenia były szczególnie popularne w stylu poetyckim, ale przenikały także do języka ogólnego. Praktyka ta z całą pewnością sięga czasów praindoeuropejskich. Pomnażała ona zwłaszcza zasób rzeczowników i przymiotników (a także liczebników), ale zdarzały się też czasowniki złożone. Imiona osobowe często miały formę złożeń dwuskładnikowych – także w tradycji słowiańskiej. Oprócz typowych złożeń w rodzaju *mr̥ǵhu‐gwih3wo‐ ‘krótkożyciowy’ albo *ghosti‐potis ‘gospodarz’ (dosłownie ‘gościo-pan’) istniały też zrosty – skostniałe wyrażenia, które zaczęły być odczuwane jako jedno słowo. Typowym przykładem jest *dems‐potis ‘pan domu; ktoś, kto ma władzę’ (stąd despota, zapożyczenie z greki); jego pierwszym składnikiem jest archaiczny dopełniacz od słowa *dṓm ‘dom’.7 W bardzo starej poezji (np. greckiej i staroindyjskiej) zachowało się kilka utartych formuł, które mogą sięgać czasów językowego wspólnego przodka. Często cytowanym przykładem jest prawdziwy łamaniec językowy: *ḱléwos ń̥‐dhgwhitom ‘sława niezniszczalna’, czyli to, co próbowali osiągnąć bohaterowie opowieści epickich w epoce brązu; patrz greckie kléos áphthiton i staroindyjskie (wedyjskie) śrávas ákṣitam.8

Wiemy już obecnie dość o tworzeniu słów praindoeuropejskich i o ich strukturze, żeby w następnym odcinku zająć się ich odmianą.

Przypisy

  1. W tych przypadkach przyrostki *-i-, *-u- reprezentują stopień zredukowany formy pełnej *‐ej‐, *‐ew‐, w której wskutek zaniku samogłoski jej funkcję przejmuje sylabiczny odpowiednik następującej po niej półsamogłoski. ↩︎
  2. Długa samogłoska w ostatniej sylabie mianownika *sáh2wōl to wynik tzw. prawa Szemerényiego. Wydłużenie następowało w czasach przedpraindoeuropejskich w formach z końcówką *-s (mianownik l.poj. rodzaju ożywionego) lub *-h2 (forma zbiorowa). Po niektórych spółgłoskach końcówki te zanikły w języku praindoeuropejskim, ale długa samogłoska pozostała jako ślad ich dawnej obecności. ↩︎
  3. *wédor‐h2 > *wedōr zgodnie z prawem Szemerényiego (patrz przypis 2). ↩︎
  4. Przypominam, że polski wraz całą grupą bałtosłowiańską należy do języków „satemowych” (patrz wcześniejszy odcinek tej serii) i że słowiańskie *s często kontynuuje praindoeuropejskie *. ↩︎
  5. Tu znów za wydłużenie samogłoski w mianowniku odpowiada prawo Szemerényiego, jednak końcówka mianownika utrzymała się po spółgłosce zwartej. W wymowie następowała asymilacja bezdźwięczności: *pṓds → *pṓts, ale dla uproszczenia pomijam tego rodzaju drobne komplikacje. ↩︎
  6. Istniało kilka wyjątków: rdzeń *ses‐ ‘odpoczywać, spać’ oraz szereg rdzeni zaczynających się i kończących na *h1 (np. *h1reh1 ‘wiosłować’). Nie było żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o rdzenie zaczynające się i zakończone na różne spółgłoski laryngalne, np. *h2weh1 ‘wiać, dmuchać’, *h2anh1 ‘oddychać’. *h2arh3 ‘orać’ ↩︎
  7. W języku polskim typowymi zrostami są Wielkanoc, Białystok, dobranoc, zmartwychwstać (w odróżnieniu od właściwych złożeń takich jak wielkolud, białoskrzydły, dobrobyt, uprawomocnić). ↩︎
  8. Słowiańskim refleksem rzeczownika rodzaju nijakiego *ḱléwes‐ (mianownik *ḱléwos) jest w prostej linii *slovo > polskie słowo. Rzeczownik ten pochodzi od wspomnianego wyżej rdzenia czasownikowego *ḱlew‐ ‘usłyszeć’. Zarówno ‘sława’, jak i ‘słowo’ oznaczają ‘coś, co słyszymy’. Cytowana tu formuła poetycka może nie być praindoeuropejska w ścisłym sensie, bo poświadczona jest tylko w językach grupy koronnej, ale w każdym razie greka i staroindyjski zapewne odziedziczyły ją po swoim ostanim wspólnym przodku. ↩︎

Opisy ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Fragment Rygwedy (mandala I, hymn 9, strofa 7) i Iliady (księga IX, wiersz 413) zawierające wyróżnione na czerwono frazy wywodzące się z praindoeuropejskiego *ḱléwos ń̥‐dhgwhitom. Tekst wedyjski zawiera prośbę do Indry o sławę „długowieczną, niezniszczalną” połączoną z obfitością bydła i zdobyczy, natomiast w tekście greckim Achilles stwierdza, że pozostając pod Troją, straci szansę na powrót do domu, lecz za to zyska sławę niezniszczalną.
Ryc. 1. Wydra europejska (Lutra lutra). Foto: Diego González Dopico 2024. Lokalizacja: okolice A Coruña, Hiszpania. Źródło: iNaturalist (licencja CC BY 4.0). Nazwy wydry w językach słowiańskich (*vydra), bałtyjskich (*ūdras) czy germańskich (*utraz, por. angielskie otter) pochodzą od praindoeuropejskiego *udros ‘zwierzę wodne’ lub od późniejszego wariantu żeńskiego *udrah2 (patrz też starogreckie húdrā ‘potwór wodny, Hydra’, húdros ‘zaskroniec’). Utworzono je od tematu rzeczownika *wodōr w stopniu zredukowanym (*udr‐), dodając przyrostek *‐o‐, często tworzący przymiotnikowe pochodne od tematów spółgłoskowych.
Ryc. 2. Konwersja słowotwórcza, czyli zamiana jednej części mowy w inną; proces szczególnie łatwy w języku angielskim. Komiks Billa Wattersona (1994) z cyklu Calvin and Hobbes (fair use).