Grenlandia. Część 2. Dawni odkrywcy

Pozostałe części cyklu

Część 1. Historia naturalna
Część 3. Czasy nowożytne
Część 4. Ludy i języki

Zdobywcy Arktyki

Przodkowie pierwszych Grenlandczyków przybyli z zachodu, z okolic Cieśniny Beringa. Zaludnienie obu Ameryk przez pierwszych łowców paleolitycznych należało już w tym czasie do bardzo odległej przeszłości, znaczna część ludzkości zdążyła nawet przejść rewolucję neolityczną, ale kanadyjska Arktyka i Grenlandia wciąż pozostawały niezamieszkane.

Pomost lądowy Beringii łączący Syberię z Alaską został ostatecznie zatopiony 11 tys. lat temu, nie zakończyło to jednak migracji ludzkich między kontynentami i procesu zasiedlania okolicznych wysp. Około 5–6 tys. lat temu na Alasce pojawiła się nowa fala przybyszów ze wschodniej Syberii. Rozwinęli oni technikę wyrobu narzędzi korzystającą z małych, ale precyzyjnie obrabianych elementów kamiennych, polowali, używając łuków, i zaadaptowali się do życia w arktycznej tundrze, coraz sprawniej wykorzystując zasoby morza i jego wybrzeży. Nawiązywali kontakty z rdzennymi ludami Ameryki Północnej i częściowo mieszali się z nimi. Kiedy tylko warunki klimatyczne umożliwiły penetrację kanadyjskiej Arktyki, ludzie skorzystali z tej możliwości, posuwając się na wschód.

Tam, gdzie Cieśnina Naresa łączy się z Morzem Baffina, między Grenlandią a wyspami Ellesmere’a i Devon, znajduje się największa w Arktyce połynia, czyli obszar morza otoczony lodem, ale częściowo niezamarzający nawet zimą. W tym przypadku dzieje się tak dzięki ciepłemu Prądowi Zachodniogrenlandzkiemu. Latem powierzchnia połyni przekracza 80 tys. km2. Jej szczególny mikroklimat sprawia, że jest to obszar tętniący życiem i obfitujący w pokarm przez cały rok. Już tysiące lat temu przyciągał ławice dorszy, stada waleni, fok i morsów, niedźwiedzie polarne, a także ludzi.

Pierwsza fala: Saqqaq i Independence I

Pierwsi mieszkańcy Grenlandii pojawili się ok. 4500 lat temu. Byli to przedstawiciele dwóch grup reprezentujących różne tradycje: kultury Saqqaq (od nazwy osady w zachodniej Grenlandii) i kultury Independence I (od nazwy fiordu na północno-wschodnim wybrzeżu wyspy). Jedni i drudzy przybyli z Kanady szlakiem przez Wyspę Ellesmere’a, którym mniej więcej w tym samym czasie migrowały piżmowoły. Były one ważną zwierzyną łowną dla ludu kultury Independence I, możliwe więc, że ta grupa Grenlandczyków podążała ich śladem. Natomiast twórcy kultury Saqqaq zajmowali się w dużym stopniu rybołówstwem i polowaniami na ssaki morskie – foki, morsy i walenie. Towarzyszyły im psy. Po przekroczeniu Cieśniny Naresa posuwali się wzdłuż wybrzeża ku południowi, kolonizując stopniowo Grenlandię Zachodnią, Południową, a następnie Południowo-Wschodnią.

Kultura Independence I znikła po kilkuset latach, natomiast kultura Saqqaq istniała długo – około 1700 lat. Ulubionym materiałem jej przedstawicieli był grenlandzki łupek krzemionkowy, rozprowadzany poprzez handel wymienny, bo wydobywano go tylko w dwóch miejscach. W zależności od potrzeb lub lokalizacji używano także krystalicznego kwarcu, krzemienia, chalcedonu i kwarcytu. Wykorzystywano kości, ciosy morsów, rogi reniferów, skóry zwierzęce i drewno (na Grenlandii nie brakowało zwałaszcza drewna wyrzucanego przez fale morskie, gromadzącego się na plażach przez tysiące lat). W późnej fazie istnienia kultury Saqqaq rozpowszechniły się rzeźby i naczynia z miękkiej i łatwej w obróbce skały – steatytu, którego głównym składnikiem jest talk. Były to między innymi steatytowe lampki, w których paliwem był olej otrzymywany z tłuszczu fok. W niewiele zmienionej postaci takie lampki (nazywane dziś po grenlandzku qulleq, l. mn. qulliit) przetrwały wśród ludów Arktyki po dziś dzień, choć przestały być podstawowym sprzętem codziennego użytku, zyskując za to znaczenie ceremonialne.

Druga fala: Dorset

Około 800 r. p.n.e. kultura Saqqaq zanikła i została zastąpiona przez kolejną falę migrantów z kanadyjskiej Arktyki, przedstawicieli kultury Dorset. Lud ten przystosował się znakomicie do życia w warunkach Archipelagu Arktycznego i Grenlandii. W odróżnieniu od swoich poprzedników Dorsetowie nie używali łuków ani wierteł do wykonywania okrągłych otworów; nie korzystali też z towarzystwa psów. Nie oznacza to regresu kulturowego, ale raczej ma związek ze specyficznym trybem życia. Lud Dorset jeszcze silniej niż Saqqaq związany był z morzem i wyspecjalizował się w polowaniach na foki (a także morsy, bieługi i narwale) na skraju połyni. Nadal wytwarzano narzędzia z łupków krzemionkowych i lampy olejne ze steatytu oraz handlowano surowcami potrzebnymi do ich produkcji.

Ryc. 1.

W zapisie archeologicznym Grenlandii widoczne są dwie z trzech faz historii ludu Dorset: pierwsza i ostatnia, brakuje natomiast środkowej. Wygląda na to, że na początku naszej ery wyspa wyludniła się całkowicie. Lud Dorset powrócił do Grenlandii Północno-Zachodniej dopiero ok. 700 r. n.e.  W tym okresie rozkwitła sztuka rzeźbiarska. Dorsetowie pozostawili po sobie wielką liczbę pięknie wykonanych miniaturowych figurek, stylizowanych lub realistycznych, przedstawiających zwierzęta i ludzi. Do wyrobu narzędzi używano też miedzi rodzimej i żelaza meteorytowego. Oprócz tradycyjnych okrągłych namiotów ze skór wznoszono długie „megalityczne” domy z kamienia, służące prawdopodobnie jako miejsca zgromadzeń i ceremonii rytualnych. Domostwa zimowe były zagłębione w gruncie, zabezpieczone ścianami z bloków darni i być może izolowane od zewnątrz warstwą śniegu. Na liście zwierzyny łownej figurowały prócz ssaków morskich renifery, piżmowoły i lisy polarne. Lud Dorset przetrwał na Grenlandii do połowy XIV w.

Przybysze ze wschodu

Norwescy wikingowie, którzy odkryli i zasiedlili Islandię już pod koniec IX w., byli mgliście świadomi istnienia wielkiego lądu położonego dalej na zachód. Niektórzy żeglarze skandynawscy widzieli go na horyzoncie lub nawet składali tam krótkie wizyty. W roku 9821 Eryk Rudy (Eiríkr rauði Þorvaldsson), trzydziestokilkuletni syn norweskiego banity, zmuszonego osiedlić się na Islandii wraz z rodziną, sam został skazany na trzy lata wygnania z Islandii za dokonanie kilku zabójstw. Wykorzystał ten czas, aby z niewielką załogą zwiedzić zagadkowy ląd i spenetrować jego wybrzeża. Opłynąwszy południowy kraniec wyspy (przylądek Farvel), dotarł aż do zatoki Disko, 500 km na północ od miejsca, gdzie dziś znajduje się miasto Nuuk, stolica Grenlandii. Stwierdził, że południowo-zachodnia część wyspy jest bezludna, wolna od lodu i nadaje się do zamieszkania, postanowił zatem objąć ją w posiadanie.

Gdy czas wygnania dobiegł końca, Eryk powrócił na Islandię, aby zorganizować wyprawę osadniczą. Ponieważ znał się na promocji, wymyślił nazwę Grœnland, czyli ‘Zielona Ziemia’.2 Jak mówi saga streszczająca jego dzieje, Eryk liczył na to, że atrakcyjna nazwa przyciągnie wielu chętnych. Tak się też stało. W latach 985–986 powstały dwie kolonie, zwane Osiedlem Wschodnim (tuż za przylądkiem Farvel) i Osiedlem Zachodnim (w okolicach Nuuk). U szczytu powodzenia zamieszkiwało je ok. 3 tys. osób w kilkuset gospodarstwach; istniały też mniejsze osady rozproszone wzdłuż wybrzeża. Sam Eryk rezydował w Osiedlu Wschodnim. Około roku 1000 na Grenlandię dotarło chrześcijaństwo, przyniesione za sprawą syna Eryka, Leifa, który przyjął chrzest podczas wizyty na dworze króla Norwegii Olafa I Tryggvasona.3 Leif zasłynął następnie jako pierwszy Europejczyk, który dotarł do Ameryki Północnej (dzisiejsza Kanada), ale to już inna historia.4

Kolonie nie miały władzy centralnej, ale w XIII w. przyjęły zwierzchnictwo króla Norwegii i zgodziły się płacić mu podatki. Dawały sobie dobrze radę dzięki eksportowi poszukiwanych towarów takich jak skóry niedźwiedzi polarnych czy ciosy morsów. Grenlandczycy hodowali bydło, owce, kozy i kuce islandzkie, trzymali psy i koty. Od XII w. Grenlandia miała własne biskupstwo i katedrę, kościoły, klasztory i kaplice. Skandynawscy Grenlandczycy nie kolonizowali terenów na północ od Osiedla Zachodniego, ale urządzali sezonowe wyprawy łowieckie na daleką północ. Zapewne w ten sposób dowiedzieli się, że wyspa ma jednak innych mieszkańców – lud Dorset, nazywany po staroislandzku Skrælingjar (l. poj. Skrælingi). Kontakty były sporadyczne, czasem pokojowe i związane z handlem wymiennym, częściej prowadzące do potyczek. Jednak Dorsetowie i Skandynawowie mieszkali z dala od siebie, więc mimo kilkuset lat koegzystencji raczej nie wchodzili sobie w drogę.

Ryc. 2.

Nie znamy dokładnie przyczyn, dla których kolonie grenlandzkie przestały istnieć. W XIV w. Grenlandię dotknął kryzys demograficzny (nieuchronnie nawiedzający co jakiś czas małe populacje). W Europie spadł popyt na ciosy morsów, więc odwiedziny statków kupieckich stały się rzadsze, a Grenlandczycy nie mogli budować własnych łodzi oceanicznych z powodu niedostatku drewna. Nastał okres narastającej izolacji wyspy. Sytuację Grenlandczyków pogorszyło osłabienie Norwegii po epidemii czarnej śmierci (której ofiarą padły dwie trzecie ludności), unia personalna z Danią i przeniesienie stolicy zjednoczonej monarchii do Kopenhagi, gdzie zainteresowanie dawną zamorską kolonią Norwegów było niewielkie. Po śmierci ostatniego biskupa Grenlandii w 1378 r. Rzym nie przysłał już następcy. Resztki ludności albo wymarły, albo opuściły kolonie. Osiedle Zachodnie zniknęło ok. 1400 r., Wschodnie 50 lat później.

Grenlandia Inuitów

Znacznie wcześniej, w czasie gdy kolonie grenlandzkie nadal prosperowały, w Grenlandii Północnej pojawił się ktoś jeszcze. Był to lud kultury Thule, która rozwinęła się około 1000 r. n.e. na wybrzeżach Alaski i na wyspach Morza Beringa.5 Lud ten szybko rozprzestrzenił się w arktycznej strefie półkuli zachodniej. Jego członkowie nazywali samych siebie Inuit (l. poj. Inuk), co oznaczało po prostu ‘ludzi’. Algonkinowie z ludu Innu, sąsiadujący z Inuitami od południa, nazywali ich ‘noszącymi rakiety śnieżne’, czyli Ayaškimew; stąd wzięła się później nazwa Eskimosi.6 Była to znów kultura ściśle związana z morzem, ale bardziej zaawansowana w porównaniu z poprzednikami. Oprócz wszystkich wcześniejszych wynalazków arktycznych Inuici dysponowali zaprzęgami psimi, wielkimi łodziami obciągniętymi skórą (umiaq), które mogły służyć do transportu i do polowań z harpunem na wale grenlandzkie lub morsy, i mniejszymi łodziami, których nazwę znamy doskonale, to jest kajakami (qajaq), użytecznymi podczas polowań na foki. Inuici organizowali też łowy na renifery, niedźwiedzie polarne, zające i ptaki, używając łuków i strzał.

Pierwsze ślady pobytu Inuitów w Grenlandii pochodzą z połowy XII w. Wkrótce potem kultura Thule zaczęła się szerzyć wzdłuż wybrzeży wyspy, najpierw na dalekiej północy, gdzie stopniowo wypierała kulturę Dorset. Dzięki kontaktom z autochtonami Inuici dowiedzieli się o istnieniu bogatego źródła żelaza – meteorytu, który kilka tysięcy lat temu spadł w pobliżu przylądka York w Grenlandii Północno-Zachodniej, Całkowita masa jego większych fragmentów wynosiła dziesiątki ton, dzięki czemu narzędzia z żelaza meteorytowego wytwarzane były przez setki lat. Trafiały one szlakami handlu wymiennego do Kanady, a także w ręce Skandynawów. Żelazny grot inuickiej strzały znaleziony wśród pamiątek po kolonistach w Osiedlu Zachodnim jest dotykalnym dowodem, że obie społeczności stykały się z sobą.

Ryc. 3.

Skandynawowie przenieśli na Inuitów nazwę Skrælingów. Według dawnych relacji Inuitów grenlandzkich zaakceptowali oni tę nazwę i zapożyczyli ją z języka staronordyjskiego. Jednak wskutek odmiennej budowy fonologicznej słów w języku Inuitów, który między innymi nie dopuszczał grup spógłoskowych w nagłosie i nie miał przedniojęzykowego /r/, nazwę Skrælingi zaadaptowano jako Kalaaleq (l. mn. Kalaallit).7

Kiedy w XV w. przestały istnieć osiedla skandynawskie, a klimat Grenlandii stał się na pewien czas surowszy z powodu pogłębiania się tzw. „małej epoki lodowej”, Inuici grenlandzcy przenieśli się na południe wyspy, przejmując tereny opuszczone przez Europejczyków. Eksplorowali także niezamieszkane od dawna wybrzeża Grenlandii Południowo-Wschodniej. Daleka północ Grenlandii opustoszała aż do XVIII w., kiedy zaczęło ją zasiedlać inne plemię Inuitów, znów przybyłe z Wyspy Ellesmere’a.

W kolejnym odcinku cyklu dowiemy się, jak Europejczycy powrócili na Grenlandię i jak układały się dzieje wyspy od tamtych czasów aż po dzień dzisiejszy.

Przypisy

  1. Warto sobie uprzytomnić, że były to czasy panowania Mieszka I w kraju, który wkrótce zaczęto nazywać Polską. ↩︎
  2. Dziś po duńsku Grønland, a po islandzku Grænland. ↩︎
  3. Sam król ochrzcił się kilka lat wcześniej, podczas wyprawy wojennej przeciwko Anglosasom. ↩︎
  4. Oczywiście jeśli uznać Grenlandię za część Ameryki Północnej, pierwszym Europejczykiem, który dotarł do Ameryki, był nie Leif, ale jego ojciec (nie licząc przelotnych wizyt innych wikingów). Leif natomiast ok. roku 1002 prawdopodobnie jako pierwszy odwiedził Labrador, a zatem część kontynentu północnoamerykańskiego. ↩︎
  5. Nazwa Thule nawiązuje do stanowiska archeologicznego w Qaanaaq (dawniej Thule) w Grenlandii Północno-Zachodniej, choć jest ono oddalone o 4 tys. km od miejsca, gdzie powstała kultura Thule. W starożytności Ultima Thule (Najdalsza Thule) była nazwą legendarnej wyspy na północnym Atlantyku. W średniowieczu odróżniano czasem Thule (Islandię) od Ultima Thule (Grenlandii). Amerykańska Baza Kosmiczna Pituffik, zlokalizowana w pobliżu Qaanaaq, do 2023 r. znana była jako Baza Lotnicza Thule. ↩︎
  6. Językoznawcy nie potwierdzają rozpowszechnionego poglądu, że nazwa nadana Inuitom przez Algonkinów miała oznaczać ‘zjadaczy surowego mięsa’ i że była pejoratywna. Niemniej jednak sami zainteresowani życzą sobie być nazywani Inuitami, wypada zatem uszanować ich wolę i uczucia. Jeśli chodzi o określenie „języki eskimoskie”, wyjaśnimy związane z nim zawiłości w ostatnim odcinku cyklu. ↩︎
  7. Stąd nazwa wyspy w języku grenlandzkim, Kalaallit Nunaat, czyli Kraj Grenlandczyków. ↩︎

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Figurka płynącego niedźwiedzia polarnego, wykonana z ciosu morsa. Środkowy okres kultury Dorset (pierwsze stulecia naszej ery), wyspa Iglulik, Kanada. Kanadyjskie Muzeum Historii, Gatineau (Quebec). Foto: Piotr Gąsiorowski 2023 (domena publiczna).
Ryc. 2. Ruiny kościoła w Hvalsey (dzisiejszy Qaqortoq), zbudowanego ok. 1300 r. W kościele tym w roku 1408 odbył się ostatni oficjalnie odnotowany ślub w wikińskiej Grenlandii. Państwo młodzi, Þorsteinn i Sigríður, pochodzili z Islandii i niebawem wrócili na nią, opuszczając zamierającą kolonię. Foto: Number 57 (2014). Źródło: Wikimedia Commons (domena publiczna).
Ryc. 3. Robert Peary, amerykański badacz Arktyki, obok największego (30 880 kg) fragmentu meteorytu z przylądka York. Lokalizację meteorytu wskazali mu w 1894 r. przewodnicy inuiccy. Peary postanowił przywłaszczyć sobie meteoryt i osiągnął swój cel po trzech latach przygotowań. Wraz z dwoma mniejszymi fragmentami (3000 kg i 407 kg) meteoryt został przetransportowany do USA i sprzedany przez Peary’ego Amerykańskiemu Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku za 40 000 dolarów. Peary przywiózł także z Grenlandii „w celach naukowych” sześcioro Inuitów, z których czworo zmarło na gruźlicę już w pierwszej połowie roku 1898. Źródło: Wikipedia (domena publiczna).

Lektura uzupełniająca

Czy ewolucja nadal nas dotyczy? Część 5: Inne mechanizmy zmian

Inne wpisy z tej serii
Część 1: Prolog
Część 2: Każdy z nas jest mutantem
Część 3: Dobór naturalny, nasz wróg i przyjaciel
Część 4: Jak żyć z doborem?
Część 6: Podsumowanie

Dryf, czyli siła, przed którą nie można uciec

Pojęcie dryfu genetycznego wyjaśniałem i opisywałem już szczegółowo w innym wpisie. Tu przypomnę tylko, że dryf jest losowym składnikiem ewolucji – matematyczną konsekwencją faktu, że w skończonej populacji częstość występowania alleli w kolejnych pokoleniach podlega przypadkowym fluktuacjom nawet wówczas, gdy nie działa na nie kierunkowy nacisk doboru (a także wtedy, gdy dobór działa). Allele poddane tylko działaniu dryfu kiedyś w końcu albo znikają z puli genetycznej, albo zostają w niej utrwalone z powodów czysto stochastycznych, czyli właściwie bez przyczyny. W przypadku człowieka i jego kuzynów znakomita większość mutacji, przede wszystkim (ale nie wyłącznie) neutralnych, jest ostatecznie utrwalana przez dryf.

Ponieważ mutacje zachodzą w sposób nieunikniony, a dryf jest matematyczną koniecznością, ewolucji – rozumianej jako zmiana częstości występowania alleli w perspektywie wielu pokoleń – nie da się zatrzymać. Można tylko, poprzez osłabianie doboru, pozbawiać ją kierunku (albo przynajmniej próbować). Analiza działania dryfu odgrywa centralną rolę w niemal neutralnej teorii ewolcji molekularnej, zapoczątkowanej przez japońską genetyczkę Tomoto Ohtę w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, ale docenionej dopiero po kilku dziesięcioleciach. Teoria ta zwraca uwagę na znaczenie wielkości populacji: nawet w dużych populacjach mutacje niezupełnie neutralne, ale niezbyt szkodliwe, mogą ulegać utrwaleniu przez dryf. Prawdopodobieństwo takiego utrwalenia jest tym większe, im mniejsza jest ewoluująca populacja. W małych populacjach mutacje umiarkowanie niekorzystne lub (znacznie rzadsze) umiarkowanie korzystne przestają być widoczne dla doboru naturalnego i ewoluują podobnie jak mutacje neutralne. Dryf dominuje nad doborem. Mutacje, które w innych warunkach zostałyby wyparte przez korzystniejsze allele, mogą się gromadzić w lokalnej puli genetycznej i odwrotnie: te, które w dużej populacji byłyby promowane przez dobór, często znikają, nie mogąc pokonać losowych fluktuacji.

Ryc. 1.

Podpopulacje, wąskie gardła i efekt założycielski

Współczesna globalna populacja ludzi jest ogromna (ponad 8 miliardów), ale nie stanowi jednolitej masy, w której poszczególne osobniki przystępują do rozrodu równie często i z losowo wybranymi partnerami. Wiele zależy od struktury populacji, czyli od istnienia słabiej lub silniej wyodrębnionych podpopulacji regionalnych, w tym grup społecznych, których członkowie niechętnie szukają partnerów poza swoją społecznością, izolując się rozrodczo. Mogą wówczas powstawać istniejące przez wiele pokoleń demy – zbiorowości, wewnątrz których krzyżowanie się jest znacznie bardziej prawdopodobne niż krzyżowanie się z osobnikami „obcymi”. Sprzyja to działaniu dryfu, a jedną z konsekwencji jest gromadzenie się alleli niekorzystnych, które u osobników homozygotycznych (gdy ten sam allel dziedziczony jest od obojga rodziców) stają się przyczyną chorób o podłożu genetycznym. Klasyczne przykłady to konserwatywne grupy religijne, jak ortodoksyjni Żydzi lub amisze, tradycyjne społeczności afgańskie praktykujące małżeństwa między bliskimi kuzynami, a także dynastie panujące feudalnej Europy.1

W okresach kolonizacji obejmujących regiony niezamieszkane wcześniej przez ludzi, populacje założycielskie były często na tyle małe, że widać w nich efekt „wąskiego gardła”: gwałtowny spadek różnorodności genetycznej, któremu towarzyszy utrzymujący się przez dłuższy czas silny wpływ dryfu na kształtowanie puli genetycznej populacji potomnych. Jeśli kolonistom udawało się przeżyć w nowym otoczeniu i odnieść sukces demograficzny, to i tak w ich genomach widać skutki zdarzeń z przeszłości. Przykładem mogą być grupy krwi. Homo sapiens odziedziczył układ ABO po dalekich przodkach; jest to polimorfizm na tyle korzystny z punktu widzenia odporności na patogeny, że od milionów lat jego istnienie jest promowane przez dobór stabilizujący. Jednak w niezbyt wielkiej populacji dryf może doprowadzić do zubożenia lub całkowitego zaniku takiego polimorfizmu.

U przodków rdzennych Australijczyków całkowicie zanikła grupa B (globalnie nieco rzadsza niż A, więc statystycznie bardziej narażona na eliminację); pozostały tylko typy A i O. Większość rdzennych ludów obu Ameryk, reprezentujących potomków najstarszych fal migracji z Azji przez Beringię, utraciła także typ A (w ich populacji utrwalił się typ O). Ludy z grupy językowej na-dene w Ameryce Północnej, wywodzące się od późniejszych migrantów z Syberii, mają (podobnie jak rdzenni Australijczycy), grupy A i O. Natomiast najmłodsza fala, reprezentowana przez ludy eskimosko-aleuckie, zachowała pełny zestaw typów pierwotnych (A, B, O i AB). U części ludów Polinezji (np. u Hawajczyków i Maorysów) grupa B także zanikła lub stała się bardzo rzadka (podobnie u Basków w Europie), ale u rdzennych Nowogwinejczyków i ogólnie w Melanezji wszystkie odziedziczone grupy mają się dobrze.2

Redukcje tego typu mogą mieć znaczenie adaptacyjne. Co prawda „w normalnych warunkach” są one do pewnego stopnia niekorzystne (inaczej dobór stabilizujący nie zapobiegałby im w skali całego gatunku), ale warunki nie zawsze są „normalne”. Częste występowanie chorób takich jak cholera czy malaria zaburza w skali regionalnej równowagę między wariantami układu ABO, o czym pisał Marcin Czerwiński. Można sobie wyobrazić np. dobór naturalny przeciwko grupie krwi A podczas epidemii ospy zawleczonej do Nowego Świata przez Europejczyków (nosiciele tej grupy są bardziej narażeni na zakażenie wirusem ospy), ale rekonstrukcje filogenomiczne nie potwierdzają tak późnego zaniku grup B i A, są natomiast zgodne z hipotezą efektu założycielskiego i pradawnej redukcji polimorfizmu wskutek działania dryfu.3

Ryc. 2.

Przepływy genów i migracje

Istotnym czynnikiem ewolucji jest przepływ genów między podpopulacjami, a nawet między blisko spokrewnionymi gatunkami. Ta druga możliwość nie zachodzi już obecnie, bo ostatnie gatunki na tyle nam bliskie, że mogły mogły tworzyć z Homo sapiens płodne mieszańce, wymarły kilkadziesiąt tysięcy lat temu. Przekształcenia genomu takie jak fuzja, dzięki której powstał ludzki chromosom 2 (opisana przez Piotra Rieske), uniemożliwiły już w dalekiej przeszłości krzyżowanie się przodków ludzi i szympansów. Jak jednak wiemy od pewnego czasu, neandertalczycy i denisowianie (a być może także inni nasi kuzyni z rodzaju Homo) mieli kariotypy (zestawy chromosomów) tak podobne do naszego, że hybrydyzacja była możliwa i pozostawiła wyraźne ślady w naszych genomach (2–5% utrzymującej się domieszki DNA).

Skutki takiego przepływu genów mogą być niekorzystne np. w przypadku niepełnego dopasowania chromosomowego, gdy rekombinacja powoduje rozrywanie układów alleli, które wspólnie podlegały adaptacji i „dostroiły się” do siebie ewolucyjnie, lub gdy populacja będąca źródłem domieszki jest gorzej dostosowana do danego środowiska. Mogą jednak przynosić korzyść, jeśli niektóre allele zapożyczone od obcej linii ewolucyjnej dają jakąś istotną przewagę przystosowawczą. Tak było prawdopodobnie z niektórymi allelami pochodzenia neandertalskiego i denisowiańskiego; przykładem jest tybetański allel genu EPAS1, który występował także u denisowian. Pomaga on oddychać rozrzedzonym powietrzem (na Wyżynie Tybetańskiej tlenu jest o 40% mniej niż na poziomie morza).

Nasz gatunek jest dziś stosunkowo jednorodny genetycznie (wręcz nietypowo jak na małpę człekokształtną). Dystans geograficzny odpowiada za ok. 15% ludzkiej zmienności genetycznej; pozostałe 85% to wewnętrzne zróżnicowanie poszczególnych populacji regionalnych. Większa część tej zmienności nie ma znaczenia przystosowawczego, ale oczywiście składają się na nią także allele szkodliwe (np. powodujące u swoich nosicieli choroby uwarunkowane genetycznie) i korzystne (np. chroniące przed patogenami). Migracje i ogólna mobilność ludzi w świecie współczesnym sprzyjają intensywności przepływu genów między regionalnymi populacjami.

Trzeba pamiętać, że mutacje nie są szkodliwe lub korzystne same z siebie. Ich wpływ na dostosowanie zależy od interakcji organizmu z otoczeniem. Allel genu β-globiny (HBB) odpowiedzialny za niedokrwistość sierpowatą jest statystycznie korzystny dla populacji tam, gdzie zagrożenie malarią jest stałym elementem środowiska. Region najbardziej dotknięty to Afryce Subsaharyjska. Na malarię zapada tam rocznie ok. 200 mln ludzi; 600 tys. zakażonych umiera, a 80% z nich to dzieci poniżej piątego roku życia. Łatwo zrozumieć, że w tych warunkach zmutowany gen wciąż zachowuje swoją wartość adaptacyjną. Jednak procesy ewolucyjne odznaczają się dużą bezwładnością. Amerykanie pochodzenia afrykańskiego od wielu pokoleń nie są narażeni na malarię, lecz nadal w tej grupie ok. 8% dzieci (1,5% wszystkich noworodków w USA) rodzi się jako nosiciele allelu, który chronił ich przodków w dawnej ojczyźnie. W warunkach, w których żyją obecnie, allel nie przynosi już żadnej korzyści, natomiast stanowi bardzo realne zagrożenie, powodując amemię sierpowatą u nosicieli homozygotycznych. To samo dotyczy imigrantów z krajów Afryki Równikowej w Zjednoczonym Królestwie czy Portugalii.

Z drugiej strony – migranci z regionów, gdzie presja selekcyjna wciąż działa znacznie silniej niż w typowych społeczeństwach industrialnych, mogą być nosicielami alleli, których wartość przystosowawcza zostaje zachowana mimo zmiany otoczenia. Sami zwykle ponoszą pewne straty, bo migracja oznacza znalezienie się w warunkach odległych od macierzystego optimum przystosowawczego, ale zastrzyk alleli wypromowanych przez dobór naturalny może być z kolei cenny dla populacji, która wchłonęła migrantów. Dokładny rachunek zysków i strat niełatwo podsumować, ale jedno nie ulega wątpliwości: migracje są także siłą napędową ewolucji w skali regionalnej, a kto wie, czy nie zmniejszają obciążenia genetycznego populacji odczuwających negatywne konsekwencje „uwolnienia się” od doboru naturalnego.

W kolejnym, ostatnim odcinku tego cyklu postaramy się podsumować dyskusję i udzielić odpowiedzi na tytułowe pytanie.

Przypisy

  1. Marcin Czerwiński opisywał w jednym z wpisów skutki krzyżowania wsobnego między członkami rodu Habsburgów. W tym przypadku kumulacja szkodliwych mutacji doprowadziła do upadku kilku gałęzi dynastii. Patrz też Ceballos & Alváres 2013. ↩︎
  2. Co ciekawe, choć populacja neandertalczyków w zachodniej Eurazji nigdy nie była zbyt liczna i odznaczała się niską różnorodnością genetyczną, u jej przedstawicieli zachowały się wszystkie typy układu ABO (jak wynika z analizy zrekonstruowanych genotypów neandertalskich). ↩︎
  3. Inny scenariusz wart rozważenia to kombinacji dryfu i presji selekcyjnej wśród przybyszów z Beringii, jeśli duża częstość występowania typu O dawała jakiś konkretny zysk w szczególnej sytuacji kolonizacji pionierskiej, np. chroniąc przed jakimś ówcześnie rozpowszechnionym patogenem lub pomagając unikać zatruć pokarmowych w nowym środowisku. Jednak ewentualne korzyści adaptacyjne, które mogłyby premiować grupę O kosztem innych nie są ani łatwe do wskazania, ani jednoznaczne; zob. też Halverson & Bolnick 2008. ↩︎

Lektura dodatkowa

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Nieco surrealistyczne impresje sztucznej inteligencji (MS Copilot) na temat dryfu genetycznego i wąskiego gardła populacyjnego. Czasem nie potrafię odgadnąć, co właściwie kierowało skojarzeniami/halucynacjami chatbota generującego obraz.
Ryc. 2. Dzieci z ludu Janomamów (lasy deszczowe Amazonii w południowej Wenezueli). Podobnie jak u wszystkich innych rdzennych ludów Ameryki Południowej, u Janomamów występuje wyłącznie grupa krwi O. Źródło: Wikimedia (licencja CC BY-SA 3.0).

Trudna rodzina pełna nierówności, czyli języki afroazjatyckie

Inne wpisy na podobny temat
Imazighen, czyli Berberowie
Zaginione ludy i odrodzone pismo Berberów

Języki afroazjatyckie stanowią piątą co do wielkości rodzinę językową świata. Jest ich ponad trzysta i choć nazwy ogromnej większości z nich nic nie mówią laikowi, to kilka języków z tej rodziny odegrało fundamentalną rolę w rozwoju współczesnej cywilizacji ludzkiej. Osobliwą cechą tej rodziny jest nierówność. Można powiedzieć, że każda z jej gałęzi jest pod wieloma względami niepodobna do pozostałych, co utrudnia pracę językoznawcom zajmującym się porównywaniem języków pokrewnych i odtwarzaniem na tej podstawie ich genealogii. Zacznijmy od pobieżnego przeglądu rodziny, zwracając uwagę na wspomniane kontrasty między grupami, które się na nią składają.

Podrodzina egipska, czyli jakim językiem przemawiają hieroglify

Spośród głównych odgałęzień rodziny afroazjatyckiej pierwsza na scenie pojawiła się podrodzina egipska. Jest ona nietypowa z kilku powodów. Po pierwsze – zawsze stanowiła pojedynczą, nierozgałęzioną linię rozwojową, czyli składała się z jednego języka. Co prawda w każdej epoce był on podzielony na dialekty regionalne, ale dialekty te pozostawały wzajemnie zrozumiałe. Oczywiście język egipski zmieniał się z czasem, co jest nieuniknioną konsekwencją zachodzących w każdym języku procesów ewolucyjnych. Egipcjanie – obok mieszkańców Sumeru, położonego w widłach Tygrysu i Eufratu – byli wynalazcami jednego z najstarszych systemów pisma. Rozwijane było ono stopniowo przez kilkaset lat, między 3300 a 2600 r. p.n.e., w okresie zwanym archaicznym (predynastycznym i wczesnodynastycznym). Kolejnym stadium rozwojowym języka najstarszych napisów był język staroegipski, używany w czasach, gdy powstawały piramidy w Gizie. Około 2000 lat p.n.e. język staroegipski wyewoluował w średnioegipski, a następnie w późnoegipski, dzielony na różne fazy historyczne i style. W czasach panowania Rzymu nad Egiptem i językowej dominacji języka greckiego zaczął się ostatni okres w dziejach języka egipskiego. To stadium, umownie zapoczątkowane ok. 200 r. n.e., nazywamy językiem koptyjskim, zapisywanym za pomocą zmodyfikowanego pisma greckiego. Koptyjski zachował status języka liturgicznego egipskich kościołów chrześcijańskich, ale jako język literacki zaczął zanikać w IX w., ustępując arabskiemu, a gdzieś między XIII a XVII w. stopniowo wyszedł z użycia jako język mówiony. Pozostaje jednak faktem, że język egipski, choć obecnie martwy, może się poszczycić historią udokumentowaną przez zabytki pisma na przestrzeni prawie pięciu tysięcy lat.

Ryc. 1.

Podrodzina semicka, czyli kto nam dał alfabet, kodeks karny i święte księgi

Druga historycznie ważna podrodzina to języki semickie. I w tym przypadku mamy do czynienia z językami o bardzo długiej historii. Około roku 2500 p.n.e. w Mezopotamii zaczęto pisać po akadyjsku, czyli w języku, z którego rozwinęły się dialekty asyryjskie i babilońskie. Reprezentował on grupę wschodniosemicką, która wymarła wraz zanikiem języka akadyjskiego w pierwszej połowie I tysiąclecia p.n.e. Niemniej w okresie rozkwitu Asyrii i Babilonu wpływ ich języka i kultury był ogromny na całym Bliskim Wschodzie. Pismo klinowe, przejęte od Sumerów, za pośrednictwem Asyryjczyków  zaadaptowały do własnych potrzeb inne ludy, w tym indoeuropejscy Hetyci i Luwijczycy. Około XIX w. p.n.e. powstały z kolei pierwsze zapisy w języku kananejskim, należącym do grupy północno-zachodnio-semickiej. Wspominałem o nich, omawiając pochodzenie alfabetu, którego dziś używamy. Przypomnę, że Grecy opracowali swój alfabet na podstawie spółgłoskowego pisma fenickiego, a ono z kolei rozwinęło się z pisma kananejskiego, podobnie jak pismo hebrajskie; kananejski był bowiem przodkiem zarówno języka fenickiego, jak i hebrajskiego. Z połowy III tysiąclecia p.n.e. pochodzi kilka linijek zaklęć chroniących przed wężami, zapisanych pismem egipskim w jakimś języku semickim zbliżonym do kananejskiego i włączonych do zbioru znanego jako Teksty Piramid. Do grupy północno-zachodnio-semickiej należy również m.in. język aramejski, wciąż istniejący jako język żywy, z udokumentowaną historią liczącą 3 tys. lat. Klasyczny język hebrajski zanikł w czasach rzymskich jako regularnie używany język mówiony (Żydzi palestyńscy używali na co dzień aramejskiego, który pełnił rolę lingua franca całego Bliskiego Wschodu), ale zachował się w liturgii, a współcześnie został przywrócony do życia jako język państwowy Izraela.

Ryc. 2.

Klasyfikacja pozostałych języków semickich jest trudniejsza. Nie stanowią one jednego kladu językowego (czyli spójnej grupy  pochodzącej od wspólnego przodka i zawierającej wszystkich jego potomków), ale raczej luźny zbiór bocznych odgałęzień, które powstały po oddzieleniu się grupy wschodniosemickiej, ale przed zróżnicowaniem się języków północno-zachodnio-semickich. Ich najważniejszym współcześnie przedstawicielem jest język arabski czy raczej języki arabskie, bo obok języka standardowego, łączącego kulturowo cały świat arabski, istnieje niezliczona różnorodność dialektów regionalnych, często wzajemnie niezrozumiałych, rozciągniętych od Mezopotamii po Mauretanię w konsekwencji podbojów arabskich w VII-VIII w. n.e. Mają one w sumie około 360 mln rodzimych użytkowników, co lokuje arabski w ścisłej czołówce najpowszechniej używanych języków świata. Na początku naszej ery język arabski rozwinął własny system pisma, wywodzący się pośrednio z pisma aramejskiego (a zatem także fenickiego i kananejskiego). Ma ono w ostatecznym rachunku wspólny rodowód nie tylko z pismem hebrajskim, ale także z alfabetem greckim i łacińskim.

Na zakończenie trzeba wspomnieć grupę języków używanych na południu Półwyspu Arabskiego. Wbrew często używanej nazwie „języki południowoarabskie” nie są one dialektami arabskiego i wyodrębniły się już w głębokiej starożytności. Najstarsze teksty w językach z tej grupy, zapisane systemem wzorowanym na piśmie fenickim, pochodzą z końca II tysiąclecia p.n.e. W IX w. p.n.e. zaczęto używać odmiany pisma południowoarabskiego w Afryce, a konkretnie w Etiopii i Erytrei, zasiedlonych częściowo w dalekiej przeszłości przez ludność pochodzącą z południowej Arabii i mówiącą językami semickimi. Klasycznym językiem literackim tej części Afryki od IV w. n.e. był gyyz (geʽez), który wymarł w średniowieczu, ale pozostaje w użyciu jako język liturgiczny. Jego najbliższym żyjącym kuzynem jest tigrinia, używany przez znaczną część ludności Erytrei; dalszym krewnym jest zaś amharski, będący językiem rodzimym dla ok. 30% ponadstumilionowej ludności Etiopii i służący jako jeden z kilku ponadetnicznych języków urzędowych tego kraju. Wszystkich języków semickich z grupy etiopskiej (tigre, dahalik, gurage itd.) jest kilkanaście.

Podrodzina kuszycka, czyli języki, o których rzadko pamiętamy

Kontrast między dotychczas omówionym grupami a podrodziną kuszycką, od początku swojej historii istniejącą w okolicach Rogu Afryki (Półwyspu Somalijskiego) i wzdłuż południowo-zachodniego wybrzeża Morza Czerwonego, jest uderzający. Choć kuszycki język oromo ma w samej Etiopii ok. 36 mln użytkowników, czyli nieco więcej niż amharski, słyszało o nim mniej ludzi, nawet tych, którzy interesują się językami. Być może częściej wspominany jest język somalijski (22 mln użytkowników), ale konia z rzędem temu, kto wie, że należy on do grupy kuszyckiej. Podrodzina ta liczy ogółem ponad czterdzieści języków. Niektóre z nich pozostają słabo poznane. Wewnętrzną klasyfikację języków kuszyckich trudno jest przeprowadzić ze względu na istnienie licznych języków „bazalnych”, niedających się połączyć z innymi w grupy powiązane wspólnym pochodzeniem. Wspominałem w innym wpisie o kuszyckim języku dahalo, używanym w pobliżu ujścia rzeki Tana w Kenii. Jest to jeden z kilku skrajnie rzadkich przypadków języków spoza południowej Afryki, w których używane są mlaski. Dahalo prawdopodobnie przejął je z jakiegoś wymarłego języka „substratowego”. Główną przyczyną, dla której podrodzina kuszycka ma słabszą prasę niż egipska i semicka, jest brak danych historycznych. Najstarsze teksty w językach kuszyckich pochodzą z XVIII w., a nauka zainteresowała się nimi w XIX w. Musimy zatem polegać na porównywaniu języków współczesnych i nie możemy się cofnąć o tysiące lat dzięki analizie dokumentów pisanych.

A szkoda, bo zasięg języków kuszyckich mógł w przeszłości obejmować nawet północną Nubię, a wieloetniczne imperium Kusz nad środkowym Nilem, z którym utrzymywali stosunki i prowadzili wojny starożytni Egipcjanie, składało się przynajmniej częściowo z ludów kuszyckojęzycznych.

Ryc. 3.

Do języków kuszyckich zaliczano także w przeszłości języki omockie – grupę ok. 30–40 języków używanych przez ok. 6 mln ludzi, głównie wzdłuż doliny rzeki Omo w południowo-zachodniej Etiopii. Największy z tych języków to wolaita (2 mln użytkowników). Następnie języki omockie wyodrębniono jako osobną podrodzinę języków afroazjatyckich, a obecnie toczy się dyskusja, czy w ogóle są one afroazjatyckie, czy raczej stanowią osobną, reliktową rodzinę bez wyraźnych powiązań zewnętrznych. Argumenty na rzecz pokrewieństwa z rodziną afroazjatycką są wątłe. Nie jest nawet pewne, czy języki omockie same stanowią grupę jednolitą genetycznie. Ogólnie nie wykazują w przekonującym stopniu diagnostycznych cech afroazjatyckich. Podobnie jak języki kuszyckie, nie mają długiej tradycji literackiej. W formie tekstów udokumentowane są dopiero od XX w.

Podrodzina czadyjska, czyli największa ze wszystkich, choć tylko jeden z jej członków jest szeroko znany

Języki podrodziny czadyjskiej to mniej więcej połowa składu członkowskiego rodziny afroazjatyckiej. Należy do niej 140–200 języków – zależnie od tego, kto i jaką metodą je zlicza (bo nie zawsze jest jasne, czy jakiś etnolekt należy traktować jako samodzielny język, czy jako dialekt). Ich zasięg geograficzny obejmuje głównie północną Nigerię, południowy Niger, południową część Czadu, Republikę Środkowoafrykańską i północny Kamerun. Jak można się spodziewać – biorąc pod uwagę, że mówimy o dużej grupie języków, nie zawsze dokładnie zbadanych – ich klasyfikacja także nastręcza trudności. Udokumentowana historia podrodziny czadyjskiej sięga zaledwie XVII w., kiedy powstały pierwsze teksty w języku hausa, zapisywane pismem arabskim. Hausa to język współcześnie bardzo ważny. Po arabskim stanowi drugi najbardziej rozpowszechniony język Afryki. Ma ok. 50 mln rodzimych użytkowników, a co najmniej ok. 30 mln ludzi używa go regularnie jako języka drugiego, gdyż hausa funkcjonuje jako język kontaktu ponadetnicznego (lingua franca) dużej części Afryki Zachodniej. W Nigerii, której ludność już przekroczyła 200 mln i szybko rośnie, hausa jest jednym z trzech najszerzej używanych języków rdzennych (obok joruba i igbo). Posługuje się nim co czwarty Nigeryjczyk, a trzeba dodać, że mówimy o kraju niesłychanie zróżnicowanym językowo: istnieje tam ponad 500 języków lokalnych zaliczanych do kilku rodzin, nie wspominając o językach izolowanych, opierających się klasyfikacji.

Ryc. 4.

Gdyby historia była sprawiedliwa, językoznawstwo afroazjatyckie opierałoby się w ogromnym stopniu na językach czadyjskich (i to nie tylko na hausa). Niestety dane dostępne dla językoznawców rozłożone są bardzo nierówno i w przypadku języków czadyjskich, podobnie jak kuszyckich, widzimy tylko ich stan współczesny bez możliwości bezpośredniego wglądu w „ciemne tysiąclecia”, które upłynęły od czasu rozpadu wspólnoty afroazjatyckiej. Uprzywilejowane filologicznie języki semickie, a w mniejszym stopniu staroegipski, są – wskutek kaprysów historii – najbardziej prominentnymi przedstawicielami rodziny i głównym źródłem danych w rekonstruowaniu jej dalekiej przeszłości. Trzeba się zatem liczyć z „semitocentrycznym” skrzywieniem rekonstrukcji wskutek przeceniania wagi tych danych.

Podrodzina berberyjska, czyli o czym będzie następny odcinek

Przegląd rodziny afroazjatyckiej zamykamy, okrążając Saharę i docierając do obszarów, na których od tysięcy lat używane są języki berberyjskie. Ponieważ poświęcę im kolejny wpis, wspomnę tu tylko, że przed podbojami arabskimi ludy berberyjskojęzyczne dominowały w śródziemnomorskiej części Afryki i na dużej części Sahary, sięgając od Libii po Mauretanię. Częściowo zostały wyparte przez język arabski, a ich obszar występowania rozpadł się na rozdzielone geograficznie fragmenty. Mimo to nadal mają one 10–15 mln rodzimych użytkowników i odgrywają istotną rolę w krajobrazie językowym Afryki Północnej. Mogą się też poszczycić posiadaniem własnego systemu pisma, którego najstarsze zabytki datowane są na II w. p.n.e. Co prawda interpretacja tych tekstów jest trudna, stąd ich ograniczone znaczenie dla badaczy historii języków berberyjskich, ale pismo berberyjskie przetrwało do dziś. Nie uprzedzajmy jednak faktów: już wkrótce zapoznamy się z Berberami nieco bliżej.

Podsumowanie: hipoteza afroazjatycka, czyli balansowanie na granicy poznania

Skąd właściwie wiemy, że języki egipskie, semickie, kuszyckie, czadyjskie i berberyjskie są z sobą genetycznie spokrewnione? Jak zwykle w językoznawstwie historycznym jest to hipoteza wynikająca z zastosowania metody porównawczej. Porównując słownictwo, formanty słowotwórcze i końcówki odmiany poszukujemy w porównywanych językach regularnych odpowiedniości między formami równoważnymi znaczeniowo lub funkcjonalnie. Metoda ta sprawdziła się znakomicie w przypadku języków indoeuropejskich i działa nieźle w przypadku wielu innych rodzin językowych, a także np. języków semickich rozpatrywanych w oderwaniu od reszty rodziny. Trzeba jednak pamiętać, że już 4,5–5 tys. lat temu, czyli w czasach, z których pochodzą najstarsze teksty egipskie i akadyjskie, oba języki różniły się bardziej niż np. język polski od łaciny. Niewątpliwie miały za sobą kilka tysięcy lat niezależnego rozwoju. Nie sposób określić dokładnie, kiedy istniał język praafroazjatycki, który dał początek dzisiejszym podrodzinom i językom. Różni autorzy datują jego rozpad na 8–12 tysięcy lat temu. Jest to ogromna głębia chronologiczna w porównaniu z wiekiem solidnie zrekonstruowanych prajęzyków np. rodziny indoeuropejskiej lub austronezyjskiej.

Prawdopodobną konsekwencją tego faktu jest niewielka ilość wspólnego słownictwa zachowanego we wszystkich podrodzinach albo chociaż w większości z nich. Odpowiedniości dotyczą raczej np. systemu zaimków osobowych, zbieżności w odmianie rzeczowników i czasowników, rodzajów gramatycznych (męski/żeński), struktury rdzeni leksykalnych (opartej na wzorcu spółgłoskowym determinującym znaczenie) itp. Natomiast ubóstwo materiału słownikowego, który można by było wykorzystać do porównań, oznacza, że trudno jest ustalić regularne odpowiedniości dźwiękowe, co z kolei uniemożliwia dokładną rekonstrukcję słów praafroazjatyckich. Wydaje się, że w przypadku takim jak rodzina afroazjatycka zbliżamy się do granicy stosowalności klasycznej metody porównawczej. Pozwala ona zidentyfikować akurat tyle charakterystycznych cech wspólnych, żeby hipoteza o wspólnym pochodzeniu przekonująco przeważała nad hipotezą zerową (obserwowane podobieństwa są dziełem przypadku, a pokrewieństwo jest iluzoryczne).

Jeśli istniał wspólny prajęzyk, musiał on także być gdzieś zlokalizowany. Wśród specjalistów przeważa pogląd, że tą językową praojczyzną była Afryka Północno-Wschodnia, być może wschodnia część Sahelu, czyli przecinającego Afrykę pasa sawannowego, być może południowy Egipt i północny Sudan. Łatwiej jest postulować migrację jednej z potomnych wspólnot językowych (przodka podrodziny semickiej) do Azji Południowo-Zachodniej niż migrację wszystkich pozostałych podrodzin z Azji do Afryki. Pradawne migracje można rekonstruować, śledząc przepływy genów. Trzeba jednak pamiętać, że obszar, gdzie graniczą z sobą Afryka i Azja, od niepamiętnych czasów był „pasem transmisyjnym” dla populacji migrujących w obie strony. Języki etiopskie (a w czasach późniejszych arabski) są żywym dowodem, że wyszedłszy z Afryki, można do niej wrócić. Ponadto nie ulega wątpliwości, że ekspansja geograficzna języków semickich, czadyjskich czy berberyjskich związana była z wchłanianiem i asymilacją ludów mówiących pierwotnie innymi językami, po których zaginął wszelki ślad (poza ewentualnym wpływem na język, który je wyparł). Z tych wszystkich względów nie można pokrewieństwa języków afroazjatyckich kojarzyć z określonym profilem genetycznym, kolorem skóry lub oczu, kulturą czy stylem życia ludów, które ich używają.

Tak oto rysuje się widok z lotu ptaka na całą rodzinę afroazjatycką, co umożliwi nam w kolejnym odcinku zrozumienie, gdzie na tym tle lokują się ludy i języki berberyjskie.

Opisy ilustracji

Mapa w nagłówku: współczesne rozmieszczenie poszczególnych grup języków afroazjatyckich. Autor: Noahedits. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 4.0).

Ryc. 1.  Kompleks piramid w Gizie, wzniesiony w czasach IV dynastii (Stare Państwo, 2600–2500 p.n.e.). Foto: Ricardo Liberato. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 2.0).
Ryc. 2. Aszurbanipal, król Asyrii, polujący na lwy. Płaskorzeźba z Niniwy (dzisiejszy Irak), 645–635 p.n.e. The British Museum. Foto: Osama Shukir Muhammed Amin. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 4.0).
Ryc. 3. Matka z córką z plemienia Beni-Amer, stanowiącego część ludu Bedża w północno-wschodnim Sudanie. Beni-Amer używają języka kuszyckiego bedża lub semickiego tigre – często obu, a obok nich arabskiego. Foto: PoProstuJoanna. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 4.0).
Ryc. 4. Mężczyźni z ludu Hausa (północna Nigeria) w strojach tradycyjnych. Foto: The Hausa People (domena publiczna).