Moją opowieść zacznę od pewnego zastrzeżenia. Nie jestem zwolennikiem szerokiego dostępu do e-papierosów. Od chwili, gdy zacząłem zajmować się tym tematem, uważam, że jest to urządzenie przeznaczone wyłącznie dla osób dorosłych, które wcześniej paliły i chcą się wyzwolić z nałogu. Jestem natomiast zwolennikiem swobodnego dostępu do wiedzy na ten temat, zgodnie z mądrym określeniem „świadomy wybór” (ang. informed choice). A ponieważ w przestrzeni publicznej mamy sporo niedopowiedzeń, przeinaczeń, a nawet kłamstw, postanowiłem wypełnić tę lukę.
Jeśli ktoś zapyta, skąd moje zainteresowanie tą tematyką, odpowiem po prostu: w temat wszedłem całkiem przypadkiem ponad 15 lat temu, poproszony przez koleżankę o objaśnienie klasycznego już dziś pierwszego chemicznego raportu o e-papierosach autorstwa dr. Murraya Laugesena ze stycznia 2009 r. Co do samego urządzenia byłem dość sceptyczny, aż do jesieni 2009 roku. Wtedy kupiłem pierwszego e-papierosa (strasznie prymitywnego) i dzięki niemu w jednej chwili rzuciłem zwykłe papierosy, które paliłem nałogowo (paczka dziennie) przez niemal 35 lat. Sam byłem bardzo zaskoczony, jak łatwo poszło. A wcześniej próbowałem różnych metod, włącznie z hipnozą. Może tyle tytułem wstępu.
Wybitny brytyjsko-południowoafrykański profesor psychiatrii, Michael Russell, który przez wiele lat zajmował się problemem uzależnień (między innymi od tytoniu), w połowie lat 70. XX w. ukuł powiedzenie: ludzie palą dla nikotyny, a umierają od smoły. Trudno o lepsze streszczenie problemu. Niestety, za czasów Russella nie było żadnej alternatywy, dziś mamy co najmniej kilka opcji do wyboru. Ale zacznijmy od początku.
Ta diabelska nikotyna
Poświęciłem temu związkowi trzyczęściowy cykl na tym portalu, więc zainteresowanych odsyłam tam, jeśli chcą się czegoś dowiedzieć. Tu napiszę tylko, że związek ten jest stosunkowo prostym alkaloidem, obecnym naturalnie w wielu roślinach – począwszy od tytoniu (dość oczywiste) przez bakłażany aż do pomidorów. W przyrodzie pełni bardzo ważną rolę, będąc naturalnym insektycydem, czyli środkiem owadobójczym.
Kiedyś uważano, że jest to związek niemal tak zabójczy jak cyjanek. Dziś wiemy, że jego szkodliwość można porównać do kofeiny (też alkaloidu!), którą przecież spożywamy niemal codziennie w kawie czy herbacie.
Co więcej, chciałbym teraz nieco odmitologizować uzależniające działanie nikotyny. W wielu miejscach można usłyszeć czy przeczytać o tym, że uzależnia on podobnie do twardych narkotyków, nawet heroiny. Na szczęście nie jest to prawdą. Owszem, jeśli zostanie wchłonięta wraz z pewnymi innymi substancjami, może naprawdę uzależnić, ale bez nich nie uzależnia bardziej niż wspomniana wcześniej kofeina. Co to za dodatkowe substancje? Otóż naukowo noszą one nazwę inhibitorów monoaminooksydazy (tzw. inhibitory MAO). Nie będę się tu jednak rozwodził nad mechanizmem tego działania, zainteresowani mogą znaleźć informacje w sieci.
Przejdźmy jednak do tematu głównego.
Historia e-papierosów
Zazwyczaj uznaje się, że twórcą projektu papierosa elektronicznego był chiński farmaceuta Hon Lik – i skonstruował go w 2003 r. Tymczasem tak naprawdę jego historia jest znacznie dłuższa, sięga niemal stu lat. Już w 1927 Joseph Robinson złożył zgłoszenie patentowe na urządzenie waporyzujące (czyli odparowujące pewne substancje), przy czym jego projekt dotyczył przyrządu, który miał dostarczać do płuc substancje lecznicze, a nie nikotynę. Sam projekt pozostał na papierze, nigdy nie został zrealizowany. Z kolei w 1965 Herbert A. Gilbert otrzymał patent na coś zbliżonego do obecnych e-papierosów, ale nie zyskał rozgłosu, ponieważ w owym czasie palenie zwykłych papierosów było popularne i mało kto uważał je za szkodliwe. Ponadto w tamtych czasach istniały duże problemy z zasilaniem takich urządzeń.
Ten współcześnie używany papieros elektroniczny to projekt chiński, jak już wspomniałem. Zyskał on dużą popularność – najpierw w samych Chinach, potem na całym świecie. Trzeba jednak przyznać, że e-papierosy z początków XXI w. do obecnych mają się tak, jak stary trabant do współczesnego ferrari.
Niestety, bardzo bogate koncerny Big Tobacco w pewnym momencie dostrzegły potencjał e-papierosów i albo same zaczęły ich produkcję, albo też wykupiły firmy, które już się tym zajmowały i miały swoją pozycję na rynku. Tak też stało się w Polsce, ale nie będę w to wchodził szczegółowo. Tak czy inaczej wielu ludzi (w tym takich z tytułami naukowymi) rozpowszechnia dziś informacje, że e-papierosy są wynalazkiem producentów zwykłych papierosów, co jest zwykłym kłamstwem.
Konstrukcja e-papierosa i skład płynu
Liczba modeli e-papierosów na rynku może dziś oszałamiać. Konstrukcja tego urządzenia jest jednak dość prosta. Mamy tutaj zawsze akumulator, pojemnik z płynem (tzw. liquidem), element grzewczy zwany atomizerem oraz elektronikę sterującą. Ta ostatnia jest już teraz całkiem imponująca. Nie dość, że możemy sobie dostosować podawany prąd do typu grzałki, to na wyświetlaczu mamy rezystancję grzałki, napięcie i prąd, ale też np. czas pojedynczego zaciągnięcia czy liczbę zaciągnięć. I to wszystko, jeśli chodzi o budowę, reszta tkwi w szczegółach.
OK, a co jest w aerozolu, który wdycha osoba używająca e-papierosa? Odpowiedź brzmi: to zależy od wielu czynników. Jeśli w liquidzie (płynie do napełniania e-papierosa) jest nikotyna, to oczywiście jest ona też w aerozolu. Poza tym mamy tam parę z tzw. nośnika, czyli zazwyczaj mieszaninę gliceryny (VG – vegetable glycerin) i glikolu propylenowego (PG – propylene glycol) w różnych proporcjach. Jeśli mamy do czynienia z płynami smakowymi, są tam dodatkowe substancje, podobne do tych, które wykorzystuje się w aromatach spożywczych.
I właśnie one czasami stanowią problem. Zwykle w takich mieszaninach występują związki z grupy estrów czy aldehydów, a więc takie, które zawierają w strukturze tzw. grupę karbonylową (=C=O). To właśnie jej obecność może powodować problemy zdrowotne. Jak dotąd stwierdzono dość jednoznacznie, że szkodliwe są smaki cynamonowe, w składzie których znajdziemy m.in. aldehyd cynamonowy. Są badania, które pokazują negatywny wpływ tego związku na układ oddechowy. Warto więc czytać opisy składu liquidu. Innymi związkami, które mogą być niebezpieczne, są dwuacetyl (diacetyl) oraz acetylopropionyl. Po stwierdzeniu, że ich inhalacja jest szkodliwa dla płuc, są one dziś jednak bardzo rzadko spotykane w płynach do e-papierosów.
Jest jeszcze jedna istotna sprawa, która dotyczy nie tyle składu płynów, co sposobu ich wykorzystania. Mówię tu o temperaturze ich odparowania. Zbyt wysoka temperatura lub zbyt wolny przepływ mieszaniny przez atomizer może skutkować niepożądanym rozkładem niektórych związków albo też wtórnymi reakcjami między składnikami. W takiej sytuacji także może dochodzić do powstania niebezpiecznych związków karbonylowych. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku nieumiejętnego posługiwania się sprzętem przez tzw. cloudchasers, czyli ludzi, którzy starają się wygenerować jak największe ilości aerozolu, tworząc imponujące chmury. Oni też powinni brać pod uwagę swoje zdrowie.
A od tematu zdrowia zacznę drugi odcinek tego minicyklu.