Odpady radioaktywne – część 1

Większość ludzi, słysząc o odpadach promieniotwórczych (radioaktywnych), kojarzy je przede wszystkim z odpadami pochodzącymi z elektrowni jądrowych. Nic bardziej mylnego. W Polsce co roku powstają tony odpadów promieniotwórczych, choć nadal nie mamy tu elektrowni.

Dla przypomnienia – w przyrodzie istnieją izotopy promieniotwórcze. Jedne z nich są naturalne i w zasadzie od zawsze były obecne wśród nas. Inne z kolei powstają, także w sposób naturalny, w środowisku, niezależnie od naszej woli. Typowym przykładem jest radon, o którym już kiedyś pisałem.
Jeśli chcecie się nieco więcej dowiedzieć, szukajcie hasła „szeregi promieniotwórcze”.
Jeszcze inne są w pewnym stopniu dziełem człowieka: produkujemy je, ponieważ są nam potrzebne, głównie w medycynie. No i oczywiście są te, które są typowymi odpadami jądrowymi, czyli takie, które pozostają po tym, jak pręty paliwowe zakończą swoją pracę w reaktorze jądrowym. O tych ostatnich będzie na końcu, bo zasługują na osobny akapit.
Nie wchodząc w szczegóły techniczne napiszę też, że odpady można z grubsza podzielić na przejściowe oraz krótko- i długożyciowe. Te pierwsze mają czas półrozpadu krótszy niż 3 lata, drugie 3-30 lat, trzecie powyżej 30 lat. Jest też klasyfikacja ze względu na ich aktywność: mamy tu odpady wysoko-, średnio- i niskoaktywne.
W zależności od kategorii odpadów, istnieją różne sposoby postępowania z nimi. Na koniec jedna uwaga: odpady promieniotwórcze mogą być we wszystkich stanach skupienia. Najczęściej są to roztwory o bardzo różnej aktywności, często ciała stałe, najrzadziej gazy, ale właśnie z nimi jest największy problem.

Zacznijmy od medycznych. Być może mieliście kiedyś badania, które wymagały podania wam środka promieniotwórczego (zwykle zwanego niewinnie, aczkolwiek błędnie kontrastem − patrz komentarz Michała Berskiego). Przykładowo może to być obrazowanie wątroby, dróg żółciowych, płuc czy tarczycy. Do tych badań stosuje się promieniotwórcze izotopy technetu, jodu, fosforu, strontu i wielu innych. Placówki medyczne otrzymują je z ośrodków nuklearnych, w których są wytwarzane, albo też w niektórych przypadkach generuje się je na miejscu. W trakcie badania zazwyczaj podaje się je w formie wlewu. Po badaniu pacjent częściowo wydala radiofarmaceutyk. Trafia on do ścieków, gdzie rozcieńcza się i rozkłada powoli. No dobrze – skąd w takim razie biorą się odpady? Prosta sprawa – każdy element aparatury, który miał kontakt z preparatem promieniotwórczym, uznaje się za odpad promieniotwórczy. Dlatego też wszystkie strzykawki, wenflony, rurki, a nawet waciki, którymi wyciera się skórę pacjenta, podlegają specjalnym procedurom, których zadaniem jest ograniczenie kontaktu elementów nawet potencjalnie radioaktywnych z osobami postronnymi. Można powiedzieć, że procedury medyczne generują największą ilość takich odpadów.
Są też oczywiście inne miejsca, w których powstają takie odpady. W wielu dziedzinach techniki stosuje się rozmaite przyrządy, np. defektoskopy oraz czujniki (np. dymu), które po okresie przydatności stają się automatycznie odpadami podlegającymi specjalnej utylizacji. Oczywiście nie można zapomnieć o pewnych ilościach takich odpadów, które powstają na uczelniach i w instytutach badawczych. Nie jest ich tyle, co odpadów medycznych, ale ich też trzeba się pozbywać zgodnie z przepisami.
No i oczywiście są też odpady z elektrowni jądrowych, czyli zużyte pręty paliwowe. Są one najbardziej niebezpieczne i uciążliwe. Co jakiś czas, zależny od konstrukcji reaktora oraz rodzaju paliwa, pręty w nim umieszczone podlegają wymianie. Te zużyte są przenoszone do specjalnych basenów znajdujących się zwykle na terenie samej elektrowni, gdzie pod warstwą wody leżą kilka lat. W tym czasie rozpadają się niebezpieczne izotopy krótkożyciowe, a przy okazji wydzielają się spore ilości ciepła. Następnie zostają one przekazane do zakładów, które poddają je recyklingowi. Odzyskuje się to, co można wykorzystać do produkcji nowego paliwa, a odpady oddziela. To, co jest bezużyteczne, podlega następnie procesowi witryfikacji. Polega ona na stopieniu w piecu elektrycznym odpadów ze szkłem, w wyniku czego otrzymujemy amorficzny materiał, który można przechowywać w zasadzie bezterminowo.
Wszystkie procesy związane z unieszkodliwianiem zużytego paliwa jądrowego są niebezpieczne i kosztowne. Tu warto dodać, że odpady z naszego reaktora MARIA przetwarzane są w Rosji.

W naszym kraju obowiązuje ustawa „Prawo atomowe”. Mówi ona, że jedyną instytucją zajmującą się odpadami promieniotwórczymi jest Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych. Nietrudno się domyślić, że jest on położony przy naszym reaktorze „MARIA” w Otwocku-Świerku.

ZUOP – widok z lotu ptaka
źródło: ZUOP


Właśnie z tą instytucją załatwia się przekazanie materiałów promieniotwórczych. Absolutnie nie wolno tego robić w inny sposób. Odpadów tych nie zawozi się oczywiście samemu – ZUOP sam przyjedzie i je odbierze. Sprawa zamknięta. Warto też wiedzieć, że ZUOP zajmuje się też dekontaminacją (np. praniem skażonej odzieży), usuwaniem skutków zdarzeń radiacyjnych czy demontażem źródeł promieniotwórczych. Uprzedzając pytania: wszystko oczywiście odpłatnie, co absolutnie nie powinno nas dziwić.

Beczki 200 litrowe z odpadami – przygotowane do transportu
żródło: ZUOP


No dobrze, ale co się dzieje z tymi odpadami dalej? Zostają przetworzone w odpowiedni sposób w ZUOP, a następnie trafiają w stosowne miejsce, a konkretnie do miejscowości Różan (woj. mazowieckie, ok. 90 km od Warszawy), gdzie znajduje się Krajowe Składowisko Odpadów Promieniotwórczych (KSOP). Jest ono wybudowane na terenie dawnego rosyjskiego fortu z początku XX w. Zostało uruchomione w 1961 r. i w założeniu ma działać do 2038-40, gdy zacznie działać Nowe Składowisko Powierzchniowe Odpadów Promieniotwórczych. W zasadzie powinienem napisać „jeśli zacznie działać”, ponieważ w tym momencie nie ma nawet lokalizacji tego przedsięwzięcia. A zegar tyka.