Zwał się ten słoń…

Imiona to nazwy własne, czyli słowa odnoszące się do konkretnego, jednostkowego bytu, a nie do całej klasy takich bytów (od tego mamy rzeczowniki pospolite). We wszystkich społeczeństwach ludzkich ich członkowie identyfikowani są indywidualnie poprzez nadawane im imiona. Praktyka ta jest z pewnością równie stara jak język, bo porozumiewając się, adresujemy nasze wypowiedzi do konkretnych osób i często zaczynamy je od wołacza, aby adresat skierował na nas swoją uwagę. Jesteśmy gatunkiem społecznym. Ludzie, wśród których żyjemy, odgrywają w naszym życiu różne niepowtarzalne role, a język, dzięki istnieniu imion, uwzględnia tę niepowtarzalność. Ludzie, jak na ssaki, żyją długo, więc imiona znanych nam osób pozostają trwałymi „adresami” przez dziesiątki lat.

O ile wiemy, żadne inne zwierzęta nie posługują się językiem przypominającym ludzki pod względem złożoności oraz zdolności do przekazywania innym osobnikom tego, co zachodzi w ich umyśle. Nie oznacza to, że nie przekazują sobie komunikatów. Robią to na wiele sposobów, posługując się „mową ciała”, sygnałami chemicznymi, dotykiem, a także dźwiękami. Język ludzki nie powstał przecież z niczego, tylko wyewoluował jako szczególnie wyrafinowana forma komunikacji wokalnej. Czy inne gatunki także potrafią adresować swoje komunikaty do konkretnych osobników, znanych im indywidualnie? Takiej zdolności moglibyśmy się spodziewać zwłaszcza u zwierząt, które tworzą skomplikowane struktury społeczne, obdarzone są zaawansowaną inteligencją, rozpoznają się nawzajem, współpracują z sobą, a także mają świadomość własnej roli w społeczności. Trwale przypisane imię byłoby szczególnie praktyczne u zwierząt żyjących długo i tworzących grupy, których członkowie towarzyszą sobie przez wiele lat.

Tylko u kilku gatunków udało się stwierdzić, że adresat komunikatu jest wywoływany przy użyciu czegoś, co można od biedy uznać za jego imię. Południowoamerykańskie papugi zwane konurami pomarańczowoczelnymi (Eupsittula canicularis) oraz delfiny butlonosy zwyczajne (Tursiops truncatus) używają indywidualnych sygnatur wokalnych, dzięki którym są rozpoznawane przez innych członków stada. Ich towarzysze potrafią naśladować te okrzyki, co z kolei wywołuje odpowiedź osobnika wywołanego „po imieniu”. Zapewne zarówno wśród papug, jak i wśród waleni – grup słynących z wysokiej inteligencji − taka zdolność jest szerzej rozpowszechniona, ale badania systemów komunikacji dziko żyjących zwierząt są szalenie trudne. W każdym razie „imiona” konur i butlonosów są naśladowcze – imitują charakterystyczne dźwięki wydawane przez ich nosicieli. Brak było dotąd dowodów na istnienie imion czysto konwencjonalnych, nienaśladowczych, nadawanych osobnikom przez innych członków społeczności.

Loxodonta africana. Mpumalanga, RPA. Foto: Alan Mandon (alandmanson) 2023, iNaturalist (licencja CC BY).

Afrykańskie słonie sawannowe (Loxodonta africana) komunikują się bardzo intensywnie w zakresie bardzo niskich dźwięków, zwykle o częstotliwości podstawowej 14−35 Hz, czyli częściowo poniżej progu wrażliwości ucha ludzkiego (ok. 20 Hz). To częściowo infradźwiękowe basso profondo wytwarzane jest dzięki specjalnej budowie krtani – większej niż u jakiegokolwiek innego ssaka – i modulowane za pomocą systemu rezonatorów traktu głosowego słoni (w tym jamy ustnej oraz nosowej wraz z trąbą). Pomruki mogą być bardzo donośne: osiągają poziom ciśnienia akustycznego do 117 dB i są słyszalne dla innych słoni – w zależności od warunków fizycznych i terenowych – na odległość 2−10 km. Typowe słoniowe wypowiedzi trwają od kilku do kilkunastu sekund i mogą mieć złożoną strukturę akustyczną, w której można upakować pokaźną ilość informacji, czyli złożony komunikat. Niestety komunikaty te nie są zrozumiałe dla ludzi. Obserwacje wskazują jednak, że adresatami pomruków mogą być konkretne osobniki, a nie całe stado – słonie mogą bowiem odpowiadać i reagować indywidualnie na wezwanie innego słonia, podczas gdy pozostali członkowie grupy zajmują się spokojnie własnymi sprawami, jak gdyby wiedząc, że nie o nich mowa. Pojawiło się zatem pytanie, czy przypadkiem w pomrukach nie są w jakiś sposób zawarte imiona odnoszące się jednostkowo do poszczególnych słoni.

Testowanie takiego przypuszczenia w warunkach naturalnych to oczywiście wielkie wyzwanie dla badaczy, którzy obserwują słonie z dystansu i mają tylko powierzchowny wgląd w ich życie społeczne. To, co można było zrobić, i co zrobiono w ramach badania, którego wyniki opublikowano kilka dni temu w Nature Ecology & Evolution (Pardo et al. 2024), to zebranie korpusu nagrań powiązanych z obserwacjami zachowania słoni. Nagrywano kilka typów pomruków wydawanych w okolicznościach, w których użycie „wołacza” identyfikującego adresata wydaje się prawdopodobne. Są to następujące sytuacje: nawiązywanie kontaktu (gdy słonie nie widzą się nawzajem), witanie się przy spotkaniu i opieka słonicy nad młodymi. Nagrania zebrano w latach 2019−2022 w rezerwatach słoni w północnej Kenii i uzupełniono nagraniami archiwalnymi z Parku Narodowego Amboseli w południowej Kenii.

Badacze przeanalizowali w sumie 469 nagrań pomruków kierowanych przez 101 słoni do 117 zidentyfikowanych odbiorców. Użyto samouczącego się algorytmu, który próbował powiązać cechy akustyczne pomruków z ich adresatem. Rezultat może się wydawać skromny: algorytm nauczył się poprawnie przewidywać adresata na podstawie pomruku w 27,5% przypadków. Jest to jednak poziom sukcesu ponad trzykrotnie wyższy niż w próbach kontrolnych i oczywiście istotny statystycznie. Trzeba mieć na uwadze piętrzące się ograniczenia: korpus nagrań był ze względów praktycznych stosunkowo skromny; nie mamy pojęcia, co i jak jest zakodowane w pomrukach słoni (zwłaszcza tych dłuższych) oprócz domniemanych imion własnych ani jak te imiona wyizolować; nie jest pewne, które parametry akustyczne sygnału i cechy jego przebiegu w czasie są dla słoni istotne. Ponadto część wypowiedzi, nawet adresowanych indywidualnie, może w ogóle nie zawierać „wołacza” (tak jest na pewno w przypadku ludzi). Słoniowi językoznawcy poruszają się po omacku w niezbadanym dotąd terenie.

Druga część badania polegała na odtworzeniu nagrań siedemnastu słoniom i porównaniu ich reakcji. Okazało się, że słonie reagowały energicznie − odpowiadały głosem i maszerowały ku głośnikom nadającym nagrania − w przypadku pomruków adresowanych do nich samych, inaczej niż wówczas, gdy odtwarzano pomruki kierowane do innych słoni. Rozpoznawały zatem siebie jako odbiorców komunikatu. Oczywiście pionierskie badania tego typu trzeba traktować z ostrożnością i czekać na ciąg dalszy, dają one jednak mocne podstawy do przypuszczenia, że w pomrukach słoni zakodowana jest informacja wskazująca na konkretnego odbiorcę – tak jak wołacz dołączony do zdania wypowiadanego przez człowieka. Badacze nie znaleźli zależności między wokalizacjami danego słonia a cechami kierowanych do niego pomruków, można zatem sądzić, że – inaczej niż w przypadku papug czy delfinów – nie mamy tu do czynienia z naśladownictwem głosu adresata. Oznaczałoby to istnienie jakiegoś „odgórnego” mechanizmu nadawania młodym słoniom imion. Biorąc pod uwagę strukturę społeczną słoni, długi okres opieki nad potomstwem i fakt, że duża część wypowiedzi „adresowanych” jest generowana przez matki zajmujące się dziećmi, nasuwa się przypuszczenie, że to matka wymyśla dla słoniątka unikatowy i trwały identyfikator akustyczny.

Słonie mogą inicjować i podtrzymywać ożywione dyskusje grupowe, wymieniając pomruki, nie wiadomo jednak, czego dotyczą te rozmowy. Czy słonie potrafią np. nadawać nazwy własne miejscom, które często odwiedzają (co umożliwiałoby uzgadnianie planów przemieszczenia się całego stada)? Czy używają imion tylko w funkcji wołacza, czy mogą dyskutować o nieobecnym towarzyszu za jego plecami? Czy słoń „własne imię wymawia, gdy się na przykład komuś przedstawia”? Tego na razie nie wiadomo. Możliwe jednak, że badając komunikację słoni, dowiemy się przez analogię czegoś ciekawego o procesach, dzięki którym rozwinął się język naszego własnego gatunku.

Źródła