Grenlandia. Część 3: Czasy nowożytne

Pozostałe części cyklu

Część 1. Historia naturalna
Część 2. Dawni odkrywcy
Część 4. Ludy i języki

Patrz też: Wypadek jądrowy na Grenlandii – 1968 (Mirosław Dworniczak)

Powrót Europejczyków

W pierwszej połowie XV w. kontakt między osadnikami na Grenlandii a Europą urwał się zupełnie. Nie oznacza to, że o istnieniu Grenlandii zapomniano całkowicie. Około pół wieku po zniknięciu Osiedla Wschodniego wyprawy Kolumba i jego następców uświadomiły Europejczykom istnienie kontynentów półkuli zachodniej.1 Rozwój techniki budowy statków i nawigacji umożliwił podróże transoceaniczne i ułatwił eksplorację dalekich lądów. Wielorybnicy, odkrywcy, awanturnicy i poszukiwacze legendarnego „przejścia północno-zachodniego” zaczęli się regularnie pojawiać także na dalekiej północy, często zahaczając o Grenlandię. Jedna z wypraw, która wylądowała na południu wyspy w 1540 r. odkryła zmumifikowane zwłoki skandynawskiego osadnika, nie natknięto się jednak na żywych Europejczyków. Spotykano za to Inuitów i prowadzono z nimi handel wymienny. Okazji było niemało, bo Brytyjczycy, Holendrzy, Niemcy, Skandynawowie, Francuzi, Portugalczycy, a także baskijscy wielorybnicy zapuszczali się w te strony regularnie. Grenlandia widnieje na słynnej mapie Mercatora z 1569 r. (jej kontur jest zdumiewająco zgodny z rzeczywistością). Na początku XVIII w. średnio kilkadziesiąt statków rocznie przybijało na krótko do brzegów Grenlandii.

Choć nikt nie podejmował prób ponownej kolonizacji wyspy, powrócił problem jej statusu. Po zerwaniu przez Szwecję w 1523 r. unii kalmarskiej, która od lat czterdziestych XV w. jednoczyła wszystkie państwa skandynawskie, kolonie zamorskie pozostały formalnie w rękach królestwa Danii i Norwegii. Wielorybnictwo na wodach grenlandzkich stało się tak lukratywne, że w 1636 r. armatorzy kopenhascy uzyskali królewski przywilej, który miał im zapewnić monopol na tę działalność. Zachęcano ich przy okazji do uprowadzania młodych Inuitów w celu ich eksperymentalnego „nawrócenia”, „ucywilizowania” i zbadania przez uczonych w Norwegii lub Danii. Podobnego procederu dopuszczali się Holendrzy i Brytyjczycy. Większość ofiar porwań umierała szybko na europejskie choroby, wobec których ich system odpornościowy był bezsilny, zakazano więc w końcu takich praktyk.

Misja Hansa Egedego

W 1721 r. wyruszyła z Bergen na Grenlandię misja luterańskiego duchownego Hansa Egedego, objęta oficjalnym patronatem królewskim. Sponsorowali ją kupcy, którzy założyli Bergeńską Kompanię Grenlandzką w nadziei na zyski z eksploatacji wyspy. Około pół setki kolonistów, w tym Egede z żoną i dziećmi, płynęło na statku Håbet (Nadzieja) z zamiarem stworzenia na Grenlandii zalążka kolonii europejskiej. Nie było wówczas jasne, czy jacyś potomkowie wikingów przeżyli na wyspie. Jeśli tak, to zachodziła obawa, że po trzystu latach stoczyli się w pogaństwo, czcząc Thora, Odyna i Freję, albo – co gorsza – pozostali papistami. Zaginęły stare dokumenty opisujące położenie dawnych osiedli; wszystko trzeba było odkrywać na nowo. Po dwóch miesiącach wyprawa wylądowała w Grenlandii Południowo-Zachodniej. Nie znaleziono wikingów, natomiast założono osadę i nawiązano kontakt z okolicznymi Inuitami. Wyznawali oni animistyczny szamanizm, uprawiali poligamię i hołdowali daleko posuniętej swobodzie seksualnej, co nie mogło przypaść do gustu misjonarzowi tytułowanemu „apostołem Grenlandii”. Hans Egede postanowił zmienić ten stan rzeczy, narzucając Inuitom chrześcijaństwo i europejski model rodziny.

Ryc. 1.

W 1728 r. Egede przeniósł swoją kwaterę główną do nowej osady nazwanej Godthåb (Dobra Nadzieja – dzisiejsze Nuuk, stolica Grenlandii); w kolejnych dziesięcioleciach założono kilka nowych kolonii. Ich losy były początkowo niepewne. Nie przynosiły spodziewanego zysku; nowy król Danii–Norwegii to tracił, to odzyskiwał wiarę w celowość przedsięwzięcia; kolonistów dziesiątkowały szkorbut i ospa, której ofiarą padła między innymi pani Egede. Część Skandynawów wróciła do ojczyzny. Był wśród nich sam Hans Egede, przybity niepowodzeniami i śmiercią żony. Jednak synowie kontynuowali jego misję. Pozwolono również działać na wyspie ewangelickiej wspólnocie braci morawskich z Saksonii. Wielu kolonistów, w tym misjonarze, opanowało zachodni dialekt języka grenlandzkiego (kalaallisut), którym posługiwali się okoliczni Inuici.2 W 1744 r. Poul Egede, syn Hansa, opublikował przekład czterech ewangelii na grenlandzki we współpracy z niezwykle utalentowaną Inuitką o imieniu Arnarsaq. W 1750 r. ukazał się jego słownik grenlandzko-duńsko-łaciński, a w 1460 r. gramatyka grenlandzka.

Grenlandia staje się duńska

Aczkolwiek rządy duńsko-norweskie na Grenlandii były łagodniejsze niż kolonializm europejski w wielu innych częściach świata, Inuici musieli długo czekać, aby uzyskać jakiekolwiek prawa publiczne i wpływ na zarządzanie sprawami wyspy. Niemniej decyzja Hansa Egedego, żeby samemu nauczyć się języka Inuitów, zamiast zmuszać ich do uczenia się duńskiego, prawdopodobnie uratowała grenlandzki przed wymarciem. Wykształcił on odmianę literacką, a do tego stał się językiem kościoła Grenlandii3, co zapewniło mu pozycję pozwalającą wytrzymać konkurencję z duńskim. Sto lat później większość ludności miejscowej potrafiła już czytać we własnym języku. Edukacja w szkołach powszechnych prowadzona była po grenlandzku. W roku 1847 założono w Jakobshavn (Ilulissat) kolegium szkolące nauczycieli, a w 1861 ukazało się pierwsze czasopismo grenlandzkojęzyczne, Atuagagdliutit, wydawane przez duńskiego geologa i administratora Hinricha Rinka, rozprowadzane bezpłatnie wśród Inuitów. Dwujęzyczność była rozpowszechniona, tym bardziej, że istniało wiele rodzin mieszanych. Jednak aby awansować w hierarchii społecznej, trzeba było biegle posługiwać się językiem duńskim, a wykształcenie wyższe można było zdobyć tylko poza Grenlandią.

Unia duńsko-norweska rozpadła się w roku 1814. Na mocy traktatu kilońskiego Dania, znalazłszy się po przegranej stronie wojen napoleońskich, zmuszona była oddać Norwegię Szwecji, przy czym zdanie Norwegów nie było przez nikogo brane pod uwagę, a Szwecja błyskawicznie stłumiła ich próbę wybicia się na suwerenność. Terytoria zamorskie, które uprzednio formalnie podlegały Norwegii – Wyspy Owcze, Islandia i Grenlandia – przypadły Danii. Gdy w roku 1905 Norwegia wreszcie odzyskała niepodległość, nikt nie miał zamiaru zwracać jej utracone posiadłości. Symboliczne próby Norwegów ustanowienia swojej zwierzchności nad niemal całkowicie bezludną Grenlandią Wschodnią w 1931 r. nie odniosły skutku. Międzynarodowy trybunał w Hadze przyznał Danii całą Grenlandię. Norwegii na pociechę pozostał uzyskany wcześniej Svalbard (Spitsbergen).4

W ten oto sposób – za sprawą kaprysów historii – Grenlandia pozostała kolonią duńską. Miała dla Danii niebagatelne znaczenie gospodarcze. W Ivittuut w Grenlandii Południowo-Zachodniej istniały (wyczerpane obecnie) złoża kriolitu (Na3AlF6), rzadkiego minerału wykorzystywanego najpierw w produkcji sody, a później jako topik przy elektrolitycznym otrzymywaniu glinu. Duże dochody przynosiło także wydobycie grafitu. Na wodach wokół Grenlandii kwitło rybołówstwo, które stopniowo stawało się ważniejsze niż polowania na foki. Ludność, licząca niewiele ponad 5 tysięcy około roku 1800, podwoiła się w ciągu XIX w. i nadal powiększała się szybko na początku XX w., choć wśród Inuitów szerzyły się przywleczone z Europy choroby, zwłaszcza gruźlica. Około 90% populacji stanowili Inuici lub Grenlandczycy mieszanego pochodzenia, jednak władza polityczna i administracja pozostawały w rękach Duńczyków. Dopiero w 1926 r. wszyscy Grenlandczycy uzyskali obywatelstwo duńskie. Władzom Danii nie zależało na otwieraniu Grenlandii na świat, co zagrażałoby utrwalonej stabilności systemu kolonialnego i ścisłej kontroli rządu duńskiego nad sprawami wyspy. Wszelki import i handel objęty był monopolem państwowym.

Druga wojna światowa i schyłek kolonializmu

O dalszych losach Grenlandii znów zdecydowały kaprysy historii. Niemiecka okupacja Danii w 1940 r. i podporządkowanie polityki duńskiej interesom Trzeciej Rzeszy spowodowały, że Grenlandia niechcący stała się „wolną Danią” – niezależną nie tylko od Niemców, ale i od Kopenhagi. Administracja grenlandzka ogłosiła wyspę terytorium samorządnym. Strategiczne położenie Grenlandii spowodowało nagłe zainteresowanie nią ze strony walczących państw. Wyspa była w zasadzie bezbronna5, choć Wielka Brytania, zająwszy Wyspy Owcze i Islandię, utrudniała Kriegsmarine operacje w pobliżu Grenlandii.

Stany Zjednoczone (wówczas jeszcze nie biorące udziału w wojnie) zgodnie z doktryną Monroego traktowały półkulę zachodnią jako swoją strefę wpływów i w kwestii Grenlandii nie życzyły sobie oddawać inicjatywy Wielkiej Brytanii lub Kanadzie. Duński ambasador w Waszyngtonie, Henrik Kauffmann, który wypowiedział posłuszeństwo rządowi okupowanej Danii, ale był uznawany przez USA, w 1941 r. „w imieniu króla” upoważnił Amerykanów do zapewnienia Grenlandii bezpieczeństwa przez ulokowanie tam amerykańskich baz wojskowych. USA gwarantowały w zamian poszanowanie statusu Grenlandii. Niebawem same stały się stroną walczącą. Ponieważ import z Danii nie był możliwy w czasie wojny, zastąpiła go wymiana handlowa ze Stanami Zjednoczonymi, stanowiąca dla Grenlandczyków nowość.

Gdy wojna się skończyła, nowy rząd duński natychmiast zrehabilitował Kauffmanna (wcześniej oskarżonego o zdradę) i uznał ważność traktatu zawartego z USA. Odrzucił natomiast amerykańską ofertę odkupienia Grenlandii za 100 mln dolarów. Nowy traktat z roku 1951 usankcjonował stałą obecność wojsk amerykańskich w rozbudowanej w tym celu Bazie Lotniczej Thule (obecnie Baza Kosmiczna Pituffik).6 Dokładano jednak starań, żeby uniemożliwić lub przynajmniej utrudnić kontakty Inuitów z personelem amerykańskim. Służyło temu przesiedlenie miejscowej ludności z okolic Thule.

Modernizacja szokowa

Pod koniec lat czterdziestych władze duńskie podjęły próby dostosowania się do realiów świata powojennego, aby przełamać stagnację gospodarczą Grenlandii, unowocześnić jej infrastrukturę, poprawić fatalny stan opieki zdrowotnej i ucywilizować nieco stosunki panujące na wyspie. W 1953 r. Grenlandia przestała być formalnie kolonią i stała się pełnoprawną częścią królestwa Danii, a administracyjnie – jednym z jej okręgów z własną symboliczną reprezentacją w parlamencie duńskim (Folketingu). Polityka władz zmierzała do tego, aby zmusić Grenlandczyków do rezygnacji z tradycyjnego trybu życia i „zurbanizować” społeczeństwo. W praktyce oznaczało to zwykle, że Inuici mieli mieszkać w blokowiskach, pracować jako nisko wykwalifikowani robotnicy w przetwórniach dorsza czy krewetek, a w ostateczności zdać się na łaskę opieki społecznej. Nie wszyscy potrafili sobie poradzić z narzuconymi zmianami, stąd rozpowszechniony alkoholizm i rosnąca liczba samobójstw. Udało się jednak zwalczyć plagę gruźlicy, dzięki czemu spadła śmiertelność, znacznie wydłużyła się średnia długość życia Grenlandczyków, społeczeństwo odmłodniało, a między rokiem 1950 a 1970 liczba ludności uległa podwojeniu .

Ryc. 2.

Ten wzrost zaniepokoił władze, które w latach 1966–1975 postanowiły ograniczyć związane z nim koszty w sposób wyjątkowo perfidny, naruszający prawa człowieka. Dochodzenie w sprawie tej akcji, ujawnionej dopiero w 2022 r., jeszcze się nie zakończyło. Pod pozorem okresowych badań lekarskich kilku tysiącom młodych kobiet, a nawet nastolatek inuickich założono – mniej lub bardziej przymusowo, zwykle bez wiedzy i zgody pacjentek lub ich rodziców – wkładki domaciczne. W ten sposób potraktowano około 50% kobiet grenlandzkich w wieku rozrodczym.7 Konsekwencją było zredukowanie tempa wzrostu ludności inuickiej o połowę. Skutki demograficzne „afery ze spiralami” (po duńsku spiralsagen) odczuwane są do dziś.

Ponieważ uznano, że nauka duńskiego jest podstawą nowoczesnego wykształcenia (Grenlandia nadal nie miała własnych szkół ponadpodstawowych oprócz kolegiów nauczycielskich), w 1950 r. duński stał się głównym językiem nauczania. Podminowało to prestiż społeczny języka grenlandzkiego. Młodych ludzi, którzy pragnęli osiągnąć wyższy szczebel edukacji, wysyłano do specjalnych szkół dla Grenlandczyków, utworzonych w Danii. Taka polityka sprzyjała asymilacji Inuitów, którzy z biegiem czasu stopniowo porzucaliby własny język i tradycje, stając się przykładnymi Duńczykami.

Droga do suwerenności

Tymczasem jednak rodzimi Grenlandczycy mieli już własną elitę społeczną i wzrastała ich determinacja, aby wziąć we własne ręce sprawy wyspy i ratować swoją tożsamość. Proces ten nasilił się w latach siedemdziesiątych, a jego skutkiem była przygotowywana przez cztery lata ustawa o samorządzie krajowym, która weszła w życie w roku 1979. Za sprawy zagraniczne, wojsko, wymiar sprawiedliwości i policję miała nadal odpowiadać Dania, jednak Grenlandia uzyskała własny parlament (Inatsisartut) i rząd (Naalakkersuisut), zajmujące się pozostałymi dziedzinami życia publicznego.

Stolica Godthåb została przemianowana na Nuuk; wiele innych nazw miejscowych także zostało zastąpionych przez odpowiedniki inuickie. Grenlandzki stał się pierwszym językiem oficjalnym; dopiero w starszych klasach szkoły wprowadzano obowiązkową naukę języka duńskiego, a następnie angielskiego. W 1985 r. Grenlandia opuściła Europejską Wspólnotę Gospodarczą, zachowując z nią uprzywilejowane stosunki. Przyczyną była niemożność uzgodnienia przepisów dotyczących rybołówstwa, wielorybnictwa i handlu skórami foczymi. W tym samym roku Grenlandia zaczęła używać własnej flagi.

Kolejnym krokiem ku większej niezależności był samorząd Grenlandii, wprowadzony w 2009 r. W gestii Danii pozostały już tylko sprawy zagraniczne i obronność. Choć nie w pełni suwerenna, Grenlandia cieszy się wysokim stopniem autonomii. Grenlandczycy uznawani są za odrębny naród, a grenlandzki jest w teorii jedynym językiem oficjalnym wyspy. W praktyce duński pozostał w dużej części roboczym językiem administracji, a w wyższych klasach szkoły średniej i na studiach wyższych jest de facto językiem nauczania. Aczkolwiek Grenlandia pozostaje poza Unią Europejską, Grenlandczycy mają status obywateli Unii. Mimo dążenia do pełnej niepodległości, Grenlandia musi się liczyć z zależnością finansową od Danii, która dotuje budżet Grenlandii sumą ponad trzech miliardów koron rocznie. Liczba ludności ustabilizowała się w ostatnich dziesięcioleciach na poziomie ok. 56 000. Podobną liczbę mieszkańców mają Wyspy Owcze, także stanowiące terytorium autonomiczne wchodzące w skład królestwa Danii.

Ryc. 3.

Co dalej z Grenlandią?

Grenlandia sprawuje obecnie kontrolę nad swoimi bogactwami naturalnymi, które są znaczne i różnorodne, ale nie do końca zbadane i tylko w małym stopniu eksploatowane (częściowo ze względu na regulacje środowiskowe). Stanowią szansę dla Grenlandczyków, ale także wabią cynicznych polityków postrzegających Grenlandię jako nieruchomość, która łatwo mogłaby zmienić właściciela. Do szczególnie pożądanych zasobów należą złoża ziem rzadkich, należące do największych na świecie.8 Z powodu stosunkowo niskiej koncentracji cennych pierwiastków w rudzie ich pozyskanie i oczyszczenie nie byłoby łatwe ani tanie; wiązałoby się także z ryzykiem środowiskowym. Jednak kluczowe znaczenie pierwiastków ziem rzadkich dla przemysłu i techniki oraz fakt, że Chiny niemal całkowicie zmonopolizowały ich produkcję, prędzej czy później zmuszą resztę świata do poszukiwania ich alternatywnych źródeł. Nie do pogardzenia są także grenlandzkie złoża uranu, gazu ziemnego i ropy naftowej. Ponadto topnienie lodowców może odsłonić bogactwa dotąd niedostępne.

Pamiętajmy jednak, że Grenlandczycy aspirują do pełnej niezależności i chcą być gospodarzami własnej ziemi. Zaszli na tej drodze tak daleko, że trudno sobie wyobrazić, by mieli z niej dobrowolnie zawrócić. Ich terytorium nie jest po prostu własnością Danii. Nie można się targować o jego cenę ponad ich głowami tak, jakby jeden posiadacz ziemski sprzed kilkuset lat kupował od drugiego ziemię i wioski wraz z chłopami. Choć ludność Grenlandii jest niewielka, a jej dobrobyt zależy od współpracy z innymi państwami, Grenlandczycy zasługują na to, żeby szanować ich dążenia, godność i ocaloną tożsamość. Aby lepiej zrozumieć, kim są, w kolejnym odcinku tego cyklu przyjrzymy się bliżej samym Grenlandczykom pod względem etnicznym i językowym.

Przypisy

  1. Wypada tu wspomnieć o wątku polskim. Według bardzo wątpliwych i nie dających się zweryfikować przekazów, w latach siedemdziesiątych XV w. flotylla kilku duńskich statków z polecenia króla Chrystiana I miała dotrzeć do Grenlandii Zachodniej i być może aż do Labradoru, aby poznać losy zaginionej kolonii. Wśród uczestników wyprawy wymienia się niejakiego Jana Scolusa lub Scolvusa, identyfikowanego też jako Jan z Kolna, polski żeglarz w służbie duńskiej. Postać ta i jej polski rodowód mogą jednak być tworami wyobraźni późniejszych autorów, bo brak o niej wzmianek w źródłach z końca XV lub początku XVI w. ↩︎
  2. Według legendy, która nie jest niestety prawdziwa, Hans Egede przełożył wiadomy fragment „Ojcze nasz” jako „Foki naszej codziennej daj nam dzisiaj”, jako że Inuici nie znali pojęcia chleba. To prawda, że Egede miał kłopot z przetłumaczeniem „chleba”, ale w rzeczywistości wybrnął z tego, nie odwołując się do fok. ↩︎
  3. Mówiąc dokładniej, grenlandzki był językiem obu kościołów obecnych na wyspie: luterańskiego oraz kościoła braci morawskich. ↩︎
  4. W 1925 archipelag, wcześniej nazywany Spitsbergenem, przemianowano oficjalnie na Svalbard, zachowując nazwę Spitsbergen dla jego największej wyspy. W Polsce używano też nazwy Spitsberg, przejętej z tradycji francuskiej. Historyczna nazwa archipelagu nadal jest używana w wielu językach (np. niemieckim, niderlandzkim i rosyjskim). ↩︎
  5. W obliczu klęski Dania zatopiła swoją flotę wojenną; na Grenlandii pozostały tylko dwie jednostki. ↩︎
  6. Patrz wpis Mirosława Dworniczaka o bazie Thule i niebezpiecznym wypadku z roku 1968, wskutek którego rozbił się bombowiec strategiczny B-52, a radioaktywne szczątki czterech bomb wodorowych rozproszyły się w okolicach bazy. ↩︎
  7. Praktykę taką (stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy etnicznej) można uznać za formę ludobójstwa na mocy konwencji ONZ. ↩︎
  8. Warto przypomnieć sobie nieco podstawowych informacji o pierwiastkach ziem rzadkich. Pisał o nich Lucas Bergowsky. ↩︎

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Hans Egede straszy Inuitów wizerunkiem diabła i mąk piekielnych. Autor litografii: Louis Moe (1857–1945). Biblioteka Uniwersytetu w Aarhus (domena publiczna).
Ryc. 2. Blok P – monstrualny i ponury blok mieszkalny zbudowany w Godthåb (obecnie Nuuk) w 1965/66 r., wyburzony w 2012. Foto: Peter Løvstrøm 2009. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY 2.0).
Ryc. 3. Flaga narodowa Grenlandii, zaprojektowana przez Thuego Christiansena, obowiązująca od 1985 r. (domena publiczna).

Lektura dodatkowa

Orselki z Makaronezji a sprawa Guanczów

Wpis na pokrewny temat
Zaginione ludy i odrodzone pismo Berberów

Porosty z Wysp Szczęśliwych

Nazwa Makaronezji nie pochodzi od makaronu, ale od starogreckiego przymiotnika mákar (μάκαρ) ‘szczęśliwy, błogosławiony’ i rzeczownika nêsos (νῆσος) ‘wyspa’. Spotykane już u Hezjoda (czyli ok. 700 r. p.n.e.) wyrażenie makárōn nêsoi (μακάρων νῆσοι) ‘wyspy błogosławionych’, tłumaczone też nie całkiem ściśle jako ‘wyspy szczęśliwe’, oznaczało legendarne rajskie wyspy na Oceanie za Słupami Heraklesa. Przekonanie o istnieniu na dalekim zachodzie wysp obfitujących we wszelkie dobro było wśród dawnych Europejczyków tak głębokie, że traktowano je jako fakt mimo braku konkretnych informacji. Toteż kiedy geografowie rzymscy zaczęli opisywać Wyspy Kanaryjskie, rzecz jasna nadali im nazwę Fortūnātae Īnsulae ‘Wyspy Szczęśliwe’, nawiązując do pradawnych podań.

Dziś Makaronezją nazywamy obszar geograficzny obejmujący kilka archipelagów wysp wulkanicznych położonych na Atlantyku na zachód od Afryki Północnej i Półwyspu Iberyjskiego: Azory, Maderę, Wyspy Kanaryjskie i Wyspy Zielonego Przylądka. W sensie biogeograficznym stanowią one region, do którego można by też zaliczyć atlantyckie wybrzeża Afryki i Europy od Senegalu po Portugalię. Charakteryzuje go łagodny klimat – ciepły i wilgotny – oraz bogata bioróżnorodność. Makaronezja jest w pewnym sensie rajem – jeśli niekoniecznie dla ludzi, to przynajmniej dla niektórych grup organizmów.

Jedną z nich są porosty z rodzaju Roccella (kto nie pamięta, czym są porosty, może sobie odświeżyć pamięć tutaj).1 Nie spotykamy ich w Polsce, bo idealnym środowiskiem dla nich są skalne urwiska nad oceanem w klimacie cieplejszym niż środkowoeuropejski. W polskiej tradycji biologicznej mają jednak całkiem uroczą rodzimą nazwę: orselka, co nawiązuje do francuskiej nazwy orseille i innych podobnych słów w językach romańskich (zob. także angielskie zapożyczone orchil lub archil). Jednym z jej zniekształconych wariantów jest oficjalna nazwa łacińska rodzaju, wskutek etymologii ludowej upodobniona do późnołacińskiego rocca ‘skała’. Nie znamy pochodzenia pierwotnej nazwy porostu, poświadczonej od średniowiecza.

Ryc. 1.

Rodzaj Roccella obejmuje około 40 znanych gatunków, z których kilka występuje w obfitości w Makaronezji. Są to między innymi R. tinctoria (orselka barwierska), R. canariensis, R. fuciformis, R. phycopsis czy R. maderensis. Jak to aż nadto często bywa z porostami, systematyka rodzaju nie jest do końca jasna i wymaga dalszych badań. Na przykład R. tinctoria i R. canariensis różnią się tym, że pierwsza rozmnaża się bezpłciowo za pomocą sorediów (urwistków), a druga – płciowo za pomocą apotecjów (owocników produkujących zarodniki). Jednak badania molekularne pokazują, że linie rodowe odmian płciowych i bezpłciowych nie są wyraźnie rozdzielone, ale tworzą gmatwaninę sugerującą, że przejście od rozmnażania płciowego do wegetatywnego zaszło kilka razy niezależnie, a zatem z ewolucyjnego punktu widzenia trudno rozbić kompleks R. canariensis/tinctoria na porządnie zdefiniowane, odrębne gatunki.

Purpura na każdą kieszeń

Takie problemy intrygują jednak lichenologów, czyli biologów specjalizujących się w badaniach porostów, a dla laików większe znaczenia ma pytanie, skąd się wzięła nazwa gatunkowa tinctoria (barwierska). Tīnctor to łaciński odpowiednik staropolskiego słowa barwierz, które oznaczało rzemieślnika farbującego tkaniny.2 Od czasów starożytnych zdawano sobie sprawę, że niektóre porosty (produkujące mnóstwo tzw. metabolitów wtórnych) mogą być źródłem interesujących pigmentów. Eksperymentując metodą prób i błędów, nauczono się je uzyskiwać z rozmaitych źródeł, często w pomysłowy i nieoczywisty sposób.

Już w starożytności gdzieś na wschodnich wybrzeżach Morza Śródziemnego jakiś przedsiębiorczy wynalazca opracował metodę wytwarzanie barwnika o efektownym i poszukiwanym kolorze podobnym do tak zwanej purpury tyryjskiej. Purpura była dostępna tylko dla arystokratów z powodu zawrotnej ceny: produkowano ją według fenickiej receptury z wydzieliny gruczołu podskrzelowego ślimaków morskich – rozkolców z gatunków takich jak Hexaplex trunculus czy Bolinus brandaris. Aby uzyskać jeden gram pigmentu, trzeba było przetworzyć – w pracochłonnym i bardzo niemile pachnącym procesie – gruczoły wycięte żywcem z około 10 tysięcy ślimaków.

Nowy barwnik nie był tak trwały jak purpura tyryjska, ale według niektórych antycznych estetów miał nawet ładniejszy odcień, a przede wszystkim można go było nabyć za znacznie przystępniejszą cenę. Jak wykazały badania opublikowane w roku 2016, barwnikiem tym nasączono pergamin, na którym spisano srebrnym tuszem ze złotymi inicjałami Ewangelie z Rossano, jeden z tzw. „kodeksów purpurowych” z VI w., uznawany za bezcenny zabytek sztuki bizantyjskiej. Sądzono dawniej, że swoją barwę kodeks zawdzięcza purpurze tyryjskiej, okazało się jednak, że twórcy kodeksu użyli orseiny – tańszego pigmentu otrzymywanego z orselki z dodatkiem natronu (naturalnego uwodnionego węglanu sodu Na2CO3·10H2O).

Zawarty w porostach depsyd kwasu orselinowego (dwie cząsteczki kwasu połączone wiązaniem estrowym) w wyniku hydrolizy i dekarboksylacji rozkłada się na jednopierścieniowy orcynol, związek z grupy alkilofenoli. Orcynol jest bezbarwny. Żeby otrzymać z niego kilkupierścieniowe orseiny – rodzinę związków chemicznych koloru głębokiej purpury – trzeba go utlenić w obecności amoniaku. W starożytności i w średniowieczu podstawowym źródłem amoniaku był mocz. Mieszano zatem zmacerowane porosty z odstałym moczem i poddawano dwu- lub trzymiesięcznym zabiegom, których szczegóły stanowiły pilnie strzeżoną tajemnicę producentów. Orseiny zidentyfikowano również w innych kodeksach purpurowych (wcześniej uważanych za barwione pigmentem ze ślimaków) i w kilku sławnych iluminowanych manuskryptach, np. w irlandzkiej Księdze z Kells z IX w., przechowywanej w bibliotece Trinity College w Dublinie.

Orselki rosły m.in. na skalistych brzegach Krety, na Cykladach (słynęła z nich zwłaszcza wyspa Amorgos), na Balearach, Sycylii i na tyrreńskim wybrzeżu Italii, ale popyt na „purpurę dla ubogich” mógł doprowadzić do wyczerpania zasobów cennego surowca. Tym bardziej, że znajomość metody wytwarzania barwnika rozprzestrzeniała się stopniowo. Florencki ród handlarzy wełną, którego początki sięgały XII w., zapoznał się z nią i zbił fortunę na sprzedaży purpurowego sukna. Przybrał też nazwisko Oricellari, które z czasem wyewoluowało w Rucellari i wreszcie w Rucellai. Upamiętniało ono barwnik zwany po włosku oricello, na którym zbudowano bogactwo i prestiż rodu. Florentyjczycy także nie utrzymali monopolu: po pewnym czasie z sekretem zapoznali się barwierze flamandzcy, francuscy i inni (stąd późniejsza nazwa pourpre française ‘purpura francuska’).

Krzyżowiec z Normandii

Położona nad kanałem La Manche normandzka wieś Grainville-la-Teinturière (druga część nazwy oznacza barwiernię, czyli farbiarnię tkanin) dostała się w spadku tamtejszemu szlachcicowi nazwiskiem Jean IV de Béthencourt. Pod koniec XIV w. odbudował on rodzinny zamek Grainville, zburzony na rozkaz króla Karola V w trakcie wojny stuletniej. Dobra Grainville obejmowały siedem parafii i przynosiły dochody m.in. z ceł przewozowych i z manufaktur, w których farbowano wełnę. Ponieważ wojna stuletnia tliła się nadal i od czasu do czasu wybuchała na nowo, zwierzchnictwo Normandii przechodziło z rąk do rąk, a Jean de Béthencourt musiał lawirować między królem Francji Karolem VI (notabene chorym psychicznie) a królem Anglii Henrykiem V Lancasterem. Jednocześnie szukał możliwości poprawy swojej sytuacji materialnej.

W tym celu zaciągnął się w 1390 r. na tzw. krucjatę berberyjską. Zorganizowali ją kupcy z Genui. Rzeczywistym celem wyprawy było zdobycie i złupienie Mahdii, tunezyjskiej twierdzy piratów berberyjskich, którzy dawali się we znaki genueńskim statkom handlowym. Doża Genui Antonietto Adorno zaprezentował ją jednak papieżowi i królowi Francji jako wyprawę krzyżową. Genueńczycy wnosili wkład w postaci floty, piechoty i łuczników, ale potrzebowali ponadto około półtora tysiąca rycerzy. Użyczyła ich głównie Francja, a w mniejszej liczbie także Anglia. Nagrodą za udział – oczywiście prócz spodziewanych łupów – było zwolnienie z długów i kar sądowych, a do tego odpust papieski. Wyprawa zakończyła się po kilku miesiącach rozejmem, który obie strony – wyczerpane przedłużającym się oblężeniem, wzajemnym nękaniem się w potyczkach, kłopotami z logistyką i stratami w ludziach – uznały za sukces.

W rezultacie tego remisu doża Genui oraz sułtan Tunisu Ahmad II zobowiązali się do wzajemnej nieagresji. Ponad 200 rycerzy francuskich poległo w walkach lub zmarło na choroby. Pozostali wrócili okryci chwałą, z odpuszczonymi grzechami, ale poza tym właściwie z niczym. Nie był to jednak dla Jeana de Béthencourt czas całkowicie zmarnowany. Zapewne właśnie od żeglarzy genueńskich dowiedział się o istnieniu na Atlantyku Wysp Kanaryjskich i o tym, że ich skaliste wybrzeża obfitują w orselkę. Genueńczycy, podobnie jak żeglarze portugalscy, kastylijscy i aragońscy, zapuszczali się w tamte strony przez cały XIV w. i dobrze znali archipelag. Zetknęli się także z rdzenną ludnością wysp, czyli z Guanczami.

Podczas krucjaty berberyjskiej i oblężenia Mahdii Jean de Béthencourt odnowił też dawniejszą znajomość z innym poszukiwaczem fortuny, Gadiferem de La Salle, rodem z nadatlantyckiej Piktawii. Był to doświadczony obieżyświat, który brał już wcześniej udział w rejzach krzyżackich przeciwko Litwie i Żmudzi (sprzedawanych propagandowo jako krucjata litewska), a także w zbrojnych przedsięwzięciach zakonu szpitalników z wyspy Rodos. Obaj rycerze mieli podobne zainteresowania i ambicje, zostali więc przyjaciółmi i wspólnikami.

Konkwistadorzy

Béthencourt i La Salle zaczęli zatem planować wspólną ekspedycję i doprowadzili ją do skutku, wyruszając z La Rochelle 1 maja 1402 r. W miesiąc później, po różnych przygodach w Galicji, Portugalii i Kadyksie, wylądowali na Lanzarote. To, co się później działo, spisali dwaj duchowni uczestniczący w wyprawie i pełniący rolę kapelanów, w kronice zatytułowanej Le Canarien (Kanaryjczyk), opublikowanej prawie 60 lat po śmierci głównego bohatera. Jest to opowieść nieco hagiograficzna, podkreślająca zasługi Jeana de Béthencourt. Za całe zło obwiniany jest jego rodak z Normandii, Berthin de Berneval, czarny charakter kroniki, który knuł, intrygował i w imię własnych ciemnych interesów zdradzał i oszukiwał wszystkich, od rdzennych Kanaryjczyków z Lanzarote (początkowo nastawionych dość ufnie względem Europejczyków), przez La Salle’a i Béthencourta, aż po własnych wspólników. Ciekawe, że odkryta później wcześniejsza wersja rękopisu kroniki bohaterem pozytywnym czyni w większym stopniu La Salle’a, a Béthencourtowi nie szczędzi krytyki. Tekst ostateczny został ewidentnie poddany cenzurze idealizującej i wybielającej Béthencourta.

Kronika napisana jest żywym językiem i przypomina romans przygodowy, trzeba jednak pamiętać, że protagoniści nie przybyli na Wyspy Kanaryjskie w celach rozrywkowych ani krajoznawczych. Także nawracanie na chrześcijaństwo tubylców (zaliczanych ogólnie do „Saracenów”) nie było celem, ale środkiem do celu, którym było wzbogacenie się. Aby zdobyć fundusze na wyprawę, Jean de Béthencourt musiał sprzedać lub zastawić sporą część majątku. Wkrótce po rozpoczęciu swojej prywatnej konkwisty i założeniu ufortyfikowanej bazy na Lanzarote zawrócił do Hiszpanii, aby w Sewilli wystarać się u króla Henryka III Chorowitego o wyłączny patent na podbój wysp w jego imieniu oraz wsparcie finansowe i zapasy pozwalające na kontynuację działań. Otrzymał, czego chciał, ale zadbał tylko o własne interesy, całkiem pomijając La Salle’a. Oznaczało to koniec pięknej przyjaźni. Po uspokojeniu konfliktów na Lanzarote (sprowokowanych przez intrygi Berthina de Bernevala) i podbiciu Fuerteventury rozżalony Gadifer de La Salle opuścił wyspy, natomiast Béthencourt stał się praktycznie właścicielem zagarniętych części archipelagu jako lennik króla Kastylii. Miał prawo bić własną monetę, pobierać procent of dochodów z eksploatacji wysp, a w końcu nawet (dzięki wsparciu papieża Innocentego VII) mianować się ich królem. Zanim wrócił do Normandii na stałe w roku 1412, pozostawiając na wyspach swojego bratanka jako namiestnika, zdążył jeszcze podbić mniejszą wyspę El Hierro.

Ryc. 2.

Orselka zamiast złota

Wyspy Kanaryjskie nie miały tego, co Hiszpanie lubili najbardziej, czyli srebra ani złota. Sprowadzano z nich kozie skóry, łój, sery czy produkty naturalne takie jak żywica draceny smoczej, ceniona w ówczesnej medycynie jako tzw. smocza krew. Jednak szczególnie atrakcyjnymi towarami były: orselka, na którą popyt stale rósł (autorzy Kanaryjczyka wspominają ją kilkakrotnie jako oursolle), i lokalna ludność, pacyfikowana, asymilowana po przymusowym przyjęciu chrześcijaństwa, ale także masowo porywana i sprzedawana w niewolę. Na jej miejsce sprowadzano osadników – Kastylijczyków i Normanów. Genueńscy i hiszpańscy handlarze niewolników sponsorowali konkwistę kanaryjską. Guanczowie szybko zorientowali się w intencjach kolonizatorów, stąd ich zażarty opór; znacznie spowolnił on próby podboju największych wysp archipelagu, których społeczności były liczne i dobrze zorganizowane.

Trudno byłoby dowieść, że perspektywa zysków z importu porostów farbiarskich była dla Béthencourta główną motywacją, ale jako właściciel barwierni z całą pewnością zdawał sobie sprawę, jak cenny był to surowiec. W odróżnieniu od wcześniejszych kupców, którzy nabywali orselkę od tubylców, wymieniając ją za narzędzia żelazne i błyskotki, kolonizatorzy szybko zaczęli ją pozyskiwać i importować na skalę przemysłową (co nie było takie łatwe, bo robotnicy zbierający orselkę musieli się spuszczać na linach w miejscach, gdzie porastała ona pionowe klify). Przez długi czas, dopóki nie odkryto innych miejsc, gdzie masowo rosły porosty z rodzaju Roccella3, Wyspy Kanaryjskie pozostawały ich głównym źródłem, a handel nimi objęty był królewskim monopolem.

Lakmus

W XVI–XVII w. niderlandzcy specjaliści od barwników, eksperymentując z orselką, zauważyli, że jeśli do mieszanki, z której otrzymywano „purpurę francuską”, dodać wapno gaszone (wodorotlenek wapnia Ca(OH)2), gips (uwodniony siarczan wapnia CaSO4·2H2O) i potaż (węglan potasu K2CO3), można otrzymać fioletowy barwnik – jak dziś wiemy, składający się ze związków spokrewnionych z orseinami, ale bardziej skomplikowanych, o większej masie cząsteczkowej. Można go oddzielić od orsein, wypłukując je za pomocą alkoholu. Nazwano go po niderlandzku lakmoes, co w wolnym tłumaczeniu oznacza ‘pastę barwnikową’. Jako odpowiednik angielski przyjęło się litmus, słowo podobne, ale o innym pochodzeniu, poświadczone już w XIV w (jako litmose) i zapożyczone ze staronordyjskiego lit-mosi ‘mech barwiący’. Oznaczało ono jakiekolwiek porosty będące źródłem barwników (w czasach przednaukowych mylone z mchami).

Tak powstał lakmus, który następnie zrobił zawrotną karierę w chemii jako środek wykorzystywany w papierkach lakmusowych, zmieniających kolor w zależności od odczynu ośrodka: papierek barwi się na czerwono w środowisku kwaśnym (niskie pH), a na niebiesko w zasadowym (wysokie pH). Przez długi czas produkcją lakmusu zajmowali się wyłącznie Holendrzy według własnych tajnych receptur. Rozpowszechnienie się syntetycznych barwników anilinowych spowodowało spadek popytu na pigmenty uzyskiwane z porostów, a w laboratoriach chemicznych tradycyjne papierki lakmusowe zostały wyparte z użytku przez dokładniejsze papierki uniwersalne i wskaźnikowe oraz inne indykatory. Może to lepiej dla orselek, bo nie grozi im wymarcie wskutek nadmiernej eksploatacji. Ludzka chciwość i tak spowodowała już zbyt wiele nieodwracalnych szkód.

Przypisy

1) Fotobiontami tych porostów są pospolite zielenice lądowe z rodzaju Trentepohlia.
2) Nie mylić z innym barwierzem/balwierzem, czyli cyrulikiem lub fryzjerem. Barwierz–farbiarz jest utworzony od niemieckiego Farbe ‘kolor, barwa, barwnik’, a barwierz–cyrulik – od łacińskiego barba ‘broda’.
3) Rzecz dziwna, Portugalczycy dopiero po wielu latach zdali sobie sprawę z równie obfitego występowania orselek w swojej części Makaronezji, czyli na Maderze, Azorach i Wyspach Zielonego Przylądka (wcześniej bezludnych, więc niewymagających zbrojnego podboju). Inne regiony bogate w te porosty  to afrykańskie wybrzeża Oceanu Indyjskiego, Madagaskar, Peru, wyspy Galapagos. Kalifornia (USA i Meksyk) i region karaibski.

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Orselka barwierska (Roccella tinctoria) na skałach nadmorskich w Las Palmas, Gran Canaria (Wyspy Kanaryjskie). Na odcinkach plechy widoczne gruzełkowate soralia, czyli skupiska urwistków. Foto: Fero Bednar. Źródło: iNaturalist (licencja CC BY-SA 4.0).
Ryc. 2. Jean de Béthencourt i Gadifer de La Salle (dwaj rycerze z mieczami na kasztelu rufowym statku) udają się na podbój Wysp Kanaryjskich. Miniatura z niekompletnego starszego rękopisu Le Canarien (ok. 1420–1440), czyli Codex Egerton 2709 (The British Library). Źródło: Proyecto Tarha (fair use).

Dodatkowa lektura (linki)

Orselki z Makaronezji: Tehler et al. 2004.
Szczególny użytek z moczu: https://www.livescience.com/55310-urine-dye-found-in-ancient-gospel.html
Pierre Bontier i Jean le Verrier (XV w.), przekład angielski (Richard Henry Major 1872): The Canarian (Le Canarien).