Rozmówki indoeuropejskie. Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego

Pozostałe części cyklu
Część 1: Zaproszenie
Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 5: Rdzenie i słowa
Część 6: Ach, te końcówki!
Część 7: Paleontologia językowa

August Schleicher rysuje drzewa

Zanim jeszcze powstała koncepcja rodziny indoeuropejskiej, było jasne dla badaczy, że niektóre języki tworzą wyraźne grupy połączone bliskim pokrewieństwem (na przykład języki słowiańskie, germańskie czy celtyckie). Kiedy August Schleicher rysował pierwsze wersje drzewa rodowego języków europejskich (wprowadzając do językoznawstwa historycznego myślenie filogenetyczne), węzły, z których rozchodziły się gałęzie, odpowiadały ostatniemu wspólnemu przodkowi każdej z tych grup. Ale u Schleichera nie wygląda to tak, że z pierwszego węzła (język praindoeuropejski) wyodrębniają się od razu języki prasłowiański, pragermański, praceltycki itd., a z pragermańskiego bezpośrednio niemiecki, angielski czy szwedzki. Schleicher zdawał sobie sprawę, że filogeneza to proces zachodzący etapami i generujący różnorodność dzięki wielokrotnie powtarzającym się podziałom – patrz ilustracja w nagłówku. Dlatego w jego drzewie rodowym na przykład z węzła pragermańskiego wyrastają trzy gałęzie: gocka (wymarła), zachodniogermańska i skandynawska1; z kolei przodek języków zachodniogermańskich daje początek gałęzi wysokoniemieckiej i gałęzi „języków Morza Północnego”, z której pączkują fryzyjski, dolnoniemiecki, niderlandzki i angielski (także pogrupowane według stopnia pokrewieństwa). Podobne podgrupy, zorganizowane hierarchicznie, wyróżnił wśród języków słowiańskich.

Ryc. 1.

Na początku drugiej połowy XIX w. rozumiano też, że niektóre spośród dużych gałęzi języków indoeuropejskich można połączyć w większe „konary”. Na przykład języki indoaryjskie (wywodzące się ze staroindyjskiego) i irańskie są z sobą wyraźnie spokrewnione. Fakt ten jest tym bardziej oczywisty, im starszych przedstawicieli obu grup porównujemy (na przykład sanskryt po stronie indyjskiej i język staroperski lub awestyjski po stronie irańskiej). Podobne cechy fonetyczne, zbieżności gramatyczne i wspólne słownictwo niewystępujące w innych grupach pozwalają nam mówić o grupie indoirańskiej i rekonstruować na tej podstawie język praindoirański.2 Już u Schleichera (jednego z pionierów badań nad językiem litewskim) występuje też grupa bałtosłowiańska. Jej spójność genealogiczna jest powszechnie przyjmowana również w naszych czasach: według naszej najlepszej wiedzy istniał etap bałtosłowiańskiej wspólnoty językowej, czego widoczną konsekwencją jest duża liczba identycznych zmian dźwiękowych, innowacji gramatycznych i słownictwa specyficznego dla Bałtów i Słowian. Nieco mniej oczywistym przykładem bliższego pokrewieństwa jest proponowana przez Schleichera grupa italoceltycka. W tym przypadku w późniejszych czasach przytaczano argument za i przeciw, ale z dzisiejszego punktu można powiedzieć, że dokładne analizy porównawcze potwierdzają intuicję Schleichera. Większość współczesnych indoeuropeistów akceptuje języki italoceltyckie jako poprawnie zdefiniowaną jednostkę taksonomiczną.

Schleicher był także zdania, że języki bałtosłowiańskie i germańskie tworzą większą grupę „słowiańsko-germańską” i że albański jest bliski greckiemu. O ormiańskim nie miał nic szczególnego do powiedzenia, bo uważano go wówczas za trochę nietypowy język z grupy irańskiej. Dopiero w 1875 r. Heinrich Hübschmann wykazał, że ormiański nie ma bliskich krewnych i stanowi osobną, wcześnie wyodrębnioną gałąź języków indoeuropejskich. U Schleichera grupa grecko-albańska łączyła się z italoceltycką, a obie razem – z indoirańską. Te propozycje zestarzały się gorzej niż te, o których była mowa w poprzednim akapicie, ale nie ma w tym nic złego. Pamiętajmy, że uprawianie nauki polega na formułowaniu i sprawdzaniu hipotez i cierpliwym posuwaniu się naprzód metodą prób i błędów, a nie na odgadywaniu prawd ostatecznych.

Języki jak ssaki, czyli analogie interdyscyplinarne

Języki anatolijskie poznano dopiero w XX w. Co do ich pozycji, panuje ogólna zgoda, że po pierwsze stanowią jedną, genealogicznie zwartą gałąź, a po drugie – są grupą siostrzaną względem wszystkich pozostałych języków indoeuropejskich. Druga późno poznana grupa to języki tocharskie. Tutaj zdania są nieco bardziej podzielone, ale gdyby zaprosić indoeuropeistów do głosowania nad hipotezą, że języki tocharskie są drugą po anatolijskich grupą „bazalną”, czyli znowu siostrzaną względem pozostałych, to pogląd ten wygrałby znaczną większością głosów. Oczywiście nie w taki sposób rozstrzyga się spory naukowe; mam tylko na myśli, że w różnych analizach filogenetycznych języki tocharskie sytuują się w takiej pozycji wystarczająco konsekwentnie.

Gdyby porównać drzewo rodowe języków indoeuropejskich do jakiegoś przykładu z biologii, np. filogenezy ssaków, to języki anatolijskie odpowiadałyby stekowcom, tocharskie – torbaczom, a pozostałe – łożyskowcom.3 Analogię tę można posunąć dalej. Drzewo rodowe łożyskowców rozwidla się w kilkanaście głównych gałęzi, którym przypisano rangę rzędów (gryzonie, nietoperze, naczelne, parzystokopytne itd.). I podobnie jak językoznawcy, biolodzy zajmujący się ssakami borykali się z problemem wzajemnego pokrewieństwa tych gałęzi. Tradycyjnie wyróżniane rzędy w zasadzie utrzymały swój status, kiedy zastosowano do klasyfikacji najnowsze metody ustalania pokrewieństwa (zwłasza analizę genomów), ale wciąż trwają dyskusje dotyczące ich wzajemnych relacji rodzinnych. W ciągu ostatnich dwudziestu–trzydziestu lat udało się wreszcie pogrupować rzędy łożyskowców w trzy podstawowe klady, ale nadal nie ma pełnej zgody co do szczegółów ich wewnętrznej systematyki.

Przyczyna jest podobna jak w przypadku języków indoeuropejskich. Rzędy wyróżniają się wyraźnie, bo każdy z nich ma za sobą długą osobną historię i wspólnego przodka, w którego linii rodowej nagromadziło się przez miliony lat wiele unikatowych innowacji. Natomiast rozwidlenia, które doprowadziły do powstania dzisiejszych rzędów, następowały szybko jedne po drugich, szczególnie po globalnej katastrofie sprzed 66 mln lat. Ocalałe ssaki opanowały wiele opustoszałych nisz ekologicznych i ich ewolucja przybrała charakter wielkiej radiacji przystosowawczej. Czynniki komplikujące, które utrudniają stosowanie modelu drzewa rodowego (hybrydyzacja, niekompletne sortowanie linii rodowych), dodatkowo zatarły ślady tych wczesnych podziałów.

Wielki wybuch języków indoeuropejskich

Podobna była dynamika ewolucyjna rodziny indoeuropejskiej. Należy ona do największych znanych rodzin językowych, co świadczy o tym, że przeszła w swojej historii stadium gwałtownej ekspansji, którego skutkiem był rozpad wspólnoty językowej na wiele lokalnych linii rozwojowych. Stało się to już po odłączeniu się języków anatolijskich, których zasięg pozostał ograniczony do Azji Mniejszej. Przyczyny tego „wielkiego wybuchu” nie są jasne. Przypisuje się je zmianom cywilizacyjnym na przełomie chalkolitu i wczesnej epoki brązu; mobilności związanej z rozwojem transportu kołowego i gospodarki opartej w dużym stopniu na pasterstwie i hodowli bydła; zapaści demograficznej pierwotnych (nieindoeuropejskich) społeczeństw rolniczych Europy na przykład wskutek epidemii; ukształtowaniu się elity społecznej kultywującej etos „wojownika-herosa” (co sprzyjało agresywnym podbojom nowych obszarów), a także udomowieniu koni i wykorzystaniu ich jako zwierząt pociągowych, wierzchowych i bojowych. Zapewne, jak to zwykle bywa, ekspansja indoeuropejska spowodowana była przez kumulację kilku różnych czynników. Podziały migrujących populacji i różnicowanie się używanych przez nie języków następowały na tyle szybko, że między jednym a drugim podziałem nie było zbyt wiele czasu, żeby nagromadziły się innowacje pozwalające po tysiącach lat zrekonstruować topologię drzewa rodowego.

Tak jak w biologii, dowodem na bliższe pokrewieństwo są właśnie innowacje odziedziczone po wspólnym przodku i niewystępujące w innych liniach rodowych. W językoznawstwie największą wagę przypisuje się innowacjom fonetycznym (zmianom dźwiękowym). Aby jednak miały wartość dowodową, muszą spełniać pewne warunki. Po pierwsze, powinny być nietrywialne, czyli reprezentować typ procesów zachodzących na tyle rzadko, że prawdopodobieństwo ich wielokrotnego niezależnego wystąpienia w różnych językach jest niewielkie. Po drugie, jeżeli można odtworzyć ich kolejność w czasie, to powinna ona być taka sama w porównywanych językach. Mile widziane są zatem zmiany rzadkie, osobliwe i występujące w określonej sekwencji. Zwykle nie brak ich w ogólnie uznanych kladach językowych (i właśnie dlatego są one ogólnie uznane). Na przykład w językach germańskich odkryto stopniowo cały kompleks uporządkowanych chronologicznie zmian spółgłoskowych, znanych jako prawa Grimma, Vernera i Klugego – unikatowy jak odcisk palca. Zmiany te zaszły tylko raz w historii języka pragermańskiego, a ich ślady zostały odziedziczone przez wszystkie języki potomne. Inne możliwości są po prostu skrajnie nieprawdopodobne.

Jeśli jakaś linia rozwojowa istniała krótko, zanim uległa rozszczepieniu, to mogło się zdarzyć, że nie zdążyły w niej nagromadzić mało prawdopodobne zmiany fonetyczne. Warto więc także zwrócić uwagę na wspólne innowacje morfologiczne, czyli niespotykane gdzie indziej cechy fleksji (odmiany gramatycznej wyrazów) lub schematy słowotwórcze. Mniejszą wartość dowodową ma wspólne słownictwo, ponieważ ze wszystkich elementów struktury języka słowa są najbardziej podatne na zapożyczanie. Żeby użyć innowacji słownikowych jako argumentu na rzecz pokrewieństwa, trzeba wykluczyć zapożyczenia.4

Ilu autorów, tyle drzew

Do rekonstrukcji drzewa rodowego języków używa się od pewnego czasu algorytmów filogenetycznych naśladujących te, które opracowano na potrzeby biologii ewolucyjnej. Wyniki są interesujące, ale nie przyniosły rozstrzygnięcia kwestii spornych. Fakt, że konsekwentnie potwierdzają poprawność podziału na tradycyjnie wyróżniane gałęzie (oraz spójność genetyczną grup indoirańskiej, bałtosłowiańskiej, a zwykle też italoceltyckiej) jest krzepiący, ale trudno go nazwać sensacyjnym. Jak to zwykle bywa z algorytmami, diabeł tkwi w szczegółach – takich jak poprawny dobór danych. Tu filogenetyka językoznawcza wciąż ma kłopoty, o czym świadczy duży rozrzut wyników (patrz ryc. 2). Każda nowo opublikowana analiza (oczywiście korzystająca z big data i zaawansowanych algorytmów) jest promowana jako przełom lub wielki krok naprzód, ale dopóki nie zacznie się wyłaniać coś w rodzaju zbieżności rezultatów, wskazana jest rezerwa.

Ryc. 2.

Tutaj mogę się podzielić własną opinią – prywatną i subiektywną, a zatem także zasługującą na sceptycyzm. Podobnie jak zdecydowana większość indoeuropeistów, przyjmuję bez zastrzeżeń „bazalny” status języków anatolijskich jako grupy siostrzanej względem całej reszty rodziny indoeuropejskiej. Przyjmuję także, wzorem większości, że kolejny podział doprowadził do oddzielenia się języków tocharskich od przodka „grupy koronnej”, obejmującej wszystkie współcześnie używane języki indoeuropejskie (i tożsamej z rodziną indoeuropejską w rozumieniu dziewiętnastowiecznym). Tu kończy się konsensus, a pojawia się pytanie, co było dalej.

Uważam, że grupę koronną można podzielić na trzy mniejsze grupy. Na pierwszą – nazwijmy ją „zachodnią” – składają się języki germańskie i italoceltyckie. Druga to grupa „wschodnia”, której rdzeń stanowią języki indoirańskie i bałtosłowiańskie; z dużym wahaniem skłonny jestem sądzić, że pozycję satelitarną – siostrzaną względem jednych i drugich łącznie – zajmuje język ormiański. Do trzeciej grupy, „bałkańskiej”, należą języki grecki i albański. Podgrupy druga i trzecia wydają się bliżej spokrewnione z sobą nawzajem niż z podgrupą zachodnią.

Od razu zastrzegam, że istnieje tu duża rozbieżność zdań, a także wyników produkowanych przez algorytmy. Języki germańskie bywają, jak u Schleichera, łączone z bałtosłowiańskimi5, a nawet z albańskim. Ormiański i albański mają tak wiele cech nietypowych, że wykazują niepokojącą tendencję do skakania po całym drzewie rodowym. Od początku XX w. utrwalił się tradycyjny pogląd o pokrewieństwie grecko-ormiańskim, jednak nowsze analizy podważyły wiele z proponowanych wspólnych innowacji tych języków. Krótko mówiąc, na tym poziomie klasyfikacji panuje wciąż galimatias, z którego wyłaniają się dobrze znane, niekontrowersyjne gałęzie.

Języki fragmentaryczne, czyli ciemna materia rodziny indoeuropejskie

Warto jeszcze wspomnieć o językach udokumentowanych historycznie i niewątpliwie indoeuropejskich, ale o niepewnym stanowisku systematycznym. Luzytański (Portugalia, zachodnia Hiszpania) i wenetyjski (północno-wschodnie Włochy), oba wymarłe na początku naszej ery, wydają się związane genealogicznie z grupą italoceltycką (być może bliżej z językami italskimi niż celtyckimi). Frygijski, udokumentowany na przestrzeni ponad tysiąca lat w środkowej Azji Mniejszej i wymarły około V w. n.e., był niewątpliwie blisko spokrewniony z greckim. Jeszcze bliższym kuzynem greki był starożytny macedoński (nie mylić ze współczesnym językiem słowiańskim znanym po tą samą nazwą). Może nawet stanowił część kontinuum bardzo zróżnicowanych dialektów starogreckich (o odkryciu i odcyfrowaniu najstarszego z nich, mykeńskiego, pisałem przy innej okazji). Z południowo-wschodnich Włoch (Apulia) znamy używany do II w. p.n.e. język mesapijski, prawdopodobnie importowany z Bałkanów i być może bliski albańskiemu (patrz wpis o starożytnej Italii). O innych językach ludów regionu bałkańskiego (Ilirów, Daków, Getów czy Traków) wiemy bardzo niewiele. Ze względu na rozmieszczenie geograficzne można prowizorycznie podejrzewać ich pokrewieństwo z greckim i albańskim, ale ze względu na ubóstwo danych jest to zgadywanie pozbawione solidnej podstawy. O skomplikowanej sytuacji językowej tej części Europy w czasach starożytnych była już mowa w innym wpisie.

Ryc. 3.

Wspomniane języki i mówiące nimi ludy znamy przynajmniej z nazwy, ze wzmianek w źródłach starożytnych, z nielicznych inskrypcji albo z cytatów w dawnych glosariuszach. Nie sposób powiedzieć, ile języków indoeuropejskich znikło bezpotomnie, nie zostawiając po sobie tego rodzaju „skamieniałości“, choćby dlatego, że wymarły, zanim pojawiła się możliwość utrwalenia ich w formie pisanej. Ich ślady mogły zachować się np. w najstarszej warstwie nazw geograficznych albo w formie zapożyczeń w językach udokumentowanych. Nie bardzo jednak wiadomo, jak je analizować, żeby nie narazić się na zarzut uprawiania niesprawdzalnej spekulacji.

Uwagi końcowe

Podobnie jak w biologii, także w językoznawstwie model drzewa rodowego ma swoje ograniczenia. Kontakty między językami prowadzą do wtórnych upodobnień, które mogą być trudne do odróżnienia od zbieżności wynikających z pokrewieństwa. Języki danego regionu mogą się wymieniać słownictwem – czasem na skalę masową; ale cechy składniowe, morfologiczne i fonetyczne też mogą przenikać z jednego języka do drugiego tym łatwiej, im bardziej rozpowszechniona jest dwu- lub wielojęzyczność.

W przypadku języków blisko spokrewnionych i w dużym stopniu wciąż wzajemnie zrozumiałych dla swoich użytkowników pojawia się pytanie (w ogólnym przypadku nierozstrzygalne), czy naprawdę mamy już do czynienia z osobnymi jednostkami taksonomicznymi, czy z różnymi odmianami tego samego języka. Wobec nieistnienia efektywnej bariery komunikacyjnej lokalnie powstające innowacje szerzą się bez trudu w sieci dialektów (lub języków „w trakcie powstawania”) nie drogą przekazu z pokolenia na pokolenie, ale przez naśladowanie sąsiadów. Z tego względu klasyfikacja języków bardzo sobie bliskich i zróżnicowanych dialektalnie nie daje się wtłoczyć w prosty schemat drzewa rodowego.6

Języki odznaczają się wewnętrzną zmiennością, a w przypadku ich podziału na języki potomne współistniejące warianty mogą być dziedziczone przez linie potomne i zanikać lub utrwalać się w nich niezależnie, tworząc złudzenie wspólnych innowacji. Jest to zjawisko analogiczne do znanego z biologii niekompletnego sortowania linii rodowych. Każda cecha wariantywna może mieć własne drzewo rodowe tylko częściowo pokrywające się z drzewem rodowym języków.

Wybaczcie zatem językoznawcom historycznym, że nie zawsze potrafią udzielić jednoznacznej odpowiedzi na szczegółowe pytania dotyczące stosunków pokrewieństwa między językami danej rodziny. Gałęzie drzewa rodowego nie mają ostrych konturów. Czasem, zamiast rozdzielać się elegancko na osobne linie rodowe, tworzą pogmatwany krzak, w którym gałązki mogą się splatać i łączyć na powrót. Model drzewa i oparta na nim klasyfikacja stanowią uproszczoną, choć użyteczną idealizację skomplikowanej rzeczywistości. Na dobrą sprawę analiza kladystyczna (której wynikiem jest diagram w postaci drzewa) nie ma zastosowania do całości systemu języka, tylko do tej jego części, która ma homologiczne odpowiedniki w innych językach. Nie można zrozumieć w pełni ewolucji języka, jeśli skupiamy się tylko na elementach dziedziczonych od niepamiętnych czasów w postaci historycznego pakietu, traktując zapożyczenia i wpływy zewnętrzne jako kłopotliwą, ale w sumie mało istotną komplikację.

W kolejnym odcinku skupimy się na rekonstrukcji języka praindoeuropejskiego, zaczynając od jego systemu dźwiękowego. Innymi słowy, mowa będzie o tym, jak brzmiał język nigdy nie zapisany ani nie nagrany, a jednak dostępny dzięki śladom, jakie pozostawił w językach potomnych. Sam fakt, że możemy o tym dyskutować, jest znacznym osiągnięciem intelektualnym.

Przypisy

  1. Współcześnie dzielimy języki germańskie na grupę wschodnią (której jedynym udokumentowanym przedstawicielem jest wymarły język gocki) i północnozachodnią. Ta druga dzieli się na języki zachodniogermańskie i północnogermańskie (skandynawskie). ↩︎
  2. Oprócz języków irańskich i indoaryjskich należą do niej także języki nurystańskie – mała grupa reliktowych języków z rejonu Hindukuszu na pograniczu Afganistanu i Pakistanu. ↩︎
  3. Analogia ta abstrahuje od faktu, że języki anatolijskie i tocharskie wymarły, a stekowce i torbacze żyją nadal. ↩︎
  4. Słownictwo „podstawowe“ (o dużej częstości użycia, reprezentujące rozpowszechniony zespół znaczeń, bez których w ogóle trudno by się było porozumieć) jest z natury bardziej konserwatywne i odporniejsze na zastępowanie przez zapożyczenia. Odgrywa też szczególną rolę w stosowaniu metody porównawczej. ↩︎
  5. Moim zdaniem nie wynika to z rzeczywistego pokrewieństwa, tylko z długotrwałego sąsiedztwa tych języków w Europie Północnej, czego skutkiem była wtórna konwergencja. ↩︎
  6. Podobne problemy występują w biologii, czego skutkiem jest nieostra definicja pojęcia „gatunku“. ↩︎

Opisy ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Jedno z drzew Schleichera, zamieszczone w jego książce z roku 1863, Die Darwinsche Theorie und die Sprachwissenschaft (Teoria Darwina a nauka o języku); wydawca: Hermann Böhlau, Weimar (domena publiczna).
Ryc. 1. August Schleicher (1821–1868), pionier filogenetyki językowej. Rycina z czeskiego tygodnika kulturalnego Světozar (22 stycznia 1869), towarzysząca artykułowi wspomnieniowemu o zmarłym miesiąc wcześniej językoznawcy. Źródło: Archiwum czasopism Instytutu Literatury Czeskiej (Czeska Akademia Nauk), domena publiczna.
Ryc. 2. Przykłady drzew filogenetycznych języków indoeuropejskich generowanych przy wykorzystaniu technik algorytmicznych. Zaadaptowane ze wstępu Thomasa Olandera do książki The Indo-European family: a phylogenetic perspective, red. Olander 2022, Cambridge University Press, ryc. 1.2, 1.3 (licencja CC-BY-NC-ND 4.0). Widać tu charakterystyczne problemy rekonstrukcji: niektóre zgrupowania gałęzi są stabilne (języki bałtosłowiańskie, indoirańskie i italoceltyckie), a języki anatolijskie i tocharskie konsekwentnie zajmują pozycję bazalną. Co do tego panuje zgoda. Poza tym jednak brak powtarzających się elementów wspólnych oprócz skądinąd wątpliwego pokrewieństwa grecko-ormiańskiego.
Ryc. 3. Najdłuższa ze znanych dotąd inskrypcji w języku trackim, zapisana alfabetem greckim na złotym pierścieniu z Ezerowa (Bułgaria), datowanym na V w. p.n.e. Podjęto wiele prób jej zinterpretowania, ale trudno je uznać za przekonujące. Być może niedawno odkryte graffiti trackie ze świątyni Apollina w Zone (północno-wschodnia Grecja, VI–IV w. p.n.e.) po odpowiednim opracowaniu rzucą wreszcie więcej światła na strukturę języka trackiego i jego miejsce w rodzinie indoeuropejskiej. Foto: Nikołaj Genow. Źródło: Bulgariana (fair use).

Różnorodność językowa (4): Nowa Gwinea – mnogość do kwadratu. Supermocarstwo językowe

Pozostałe części cyklu

Część 1. Sieć wielojęzyczności w Vaupés (Kolumbia)
Część 2. Vanuatu – szczyt zróżnicowania
Część 3. Nowa Gwinea – mnogość do kwadratu. Prolog

Wyspa Nowa Gwinea podzielona jest politycznie na Papuę–Nową Gwineę (niepodległe państwo od 1975 r.) i Zachodnią Nową Gwineę, przyłączoną do Indonezji w 1962 r. i obecnie składającą się z sześciu prowincji. Łatwo się pogubić w terminologii, bo wszystkie prowincje indonezyjskie także mają w nazwie słowo Papua. Granica przebiega niemal idealnie wzdłuż południka 141°E z lokalnym wyjątkiem przecinającego południk zakola rzeki Fly. Oczywiście z punktu widzenia geografii naturalnej i językoznawstwa ta polityczna granica jest czysto umowna. Ustanowili ją Holendrzy pod koniec XIX w., oddzielając kontrolowaną przez siebie część wyspy od niemieckiej i brytyjskiej strefy wpływów. Do Papui–Nowej Gwinei należą także liczne duże wyspy, w tym cały Archipelag Bismarcka i Wyspa Bougainville’a (reszta Wysp Salomona jest osobnym państwem). Wyjaśnijmy sobie zatem, że niniejsze wpisy dotyczą wyspy Nowej Gwinei bez względu na podziały polityczne, a w szerszym sensie regionu nowogwinejskiego (wraz z wyspami „satelitarnymi”). W braku lepszego terminu będziemy też posługiwać się nazwą języki papuaskie na określenie wszystkich rdzennych języków regionu nowogwinejskiego, które nie są austronezyjskie ani nie należą do żadnej z rodzin językowych kontynentu australijskiego. Języki takie zachowały się nie tylko na Nowej Gwinei, ale też w niektórych częściach Wallacei (Moluki, Timor, archipelag Alor–Pantar), na wyspach Bismarcka i Salomona, a także śladowo na należących do Australii wyspach w cieśninie Torresa. Oprócz języków papuaskich w regionie nowogwinejskim używane są także liczne języki austronezyjskie, które pojawiły się w tych okolicach 3600 lat temu. Austronezyjczycy skolonizowali mniejsze wyspy i część wybrzeża Nowej Gwinei, ale nie zagłębili się w interior wyspy. W czasach najnowszych do tej mieszanki doszły jeszcze języki kolonialne. Język angielski pozostaje jednym z czterech języków urzędowych Papui–Nowej Gwinei. Spośród pozostałych trzech znamy już tok-pisin (język kreolski o słownictwie zapożyczonym głównie z angielskiego). Drugim jest hiri-motu, skreolizowana odmiana austronezyjskiego języka motu, która rozwinęła się jako lingua franca południowo-wschodniego wybrzeża Nowej Gwinei, zanim jeszcze pojawili się tam Europejczycy. Trzecim jest od kilku lat nowogwinejski język migowy. W Zachodniej Nowej Gwinei językiem urzędowym jest indonezyjski. Należy on do rodziny austronezyjskiej, ale nie jest rodzimym językiem etnicznym, tylko został wprowadzony przez administrację państwową.

Ogólną liczbę rdzennych języków regionu nowogwinejskiego szacuje się na ok. 1000–1200, z czego 20–25% stanowią języki austronezyjskie. Jako jedyne mają one znanych krewnych poza tym obszarem. Nikt nie wie dokładnie, ile jest języków papuaskich; prawdopodobnie 800–900. Ich policzenie utrudnia cały szereg komplikacji: niewystarczająca skala badań terenowych, trudności z ustaleniem w poszczególnych przypadkach, czy mamy do czynienia z pełnoprawnym językiem, czy z dialektem, a także niepewność, który język pozostaje żywy (wiele z nich ma poniżej 100 użytkowników, co naraża je na szybkie wymarcie). Wielojęzyczność jest rozpowszechniona, wskutek czego wspólnoty językowe częściowo nakładają się na siebie.

Językami papuaskimi mówi ogółem 4 mln ludzi (spośród ok. 15 mln mieszkańców regionu). Nie tworzą one spójnej jednostki taksonomicznej (rodziny językowej), bo brak dowodów na ich monofiletyzm (pochodzenie od wspólnego przodka unikatowego dla tej grupy języków). Ustalanie pokrewieństw między nimi jest trudne, bo nie wszystkie są opisane i zbadane w zadowalającym stopniu, a dokumentacja ogromnej większości z nich pochodzi w najlepszym razie z XX w. Wielu nie udokumentowano w ogóle. Są one nieznane badaczom, a jednocześnie zagrożone wyginięciem.  Ponadto dziesiątki tysięcy lat sąsiedzkiego współistnienia doprowadziły do pojawienia się  zestawu cech regionalnych szerzących się dzięki wzajemnym wpływom (transfer poziomy). Języki papuaskie wykazują zatem wiele zbieżności, które nie są odziedziczone od pradawnych przodków, tylko przejęte wtórnie wskutek kontaktów językowych. Trudno się dziwić, że konsensus specjalistów w takich sprawach jak klasyfikacja języków papuaskich jest kruchy i chwiejny.

Według w miarę aktualnego stanu badań języki papuaskie można podzielić na około 100 (± 25) rodzin. Tylko jedna czwarta tej liczby to rodziny obejmujące 5 lub więcej języków. Kilkadziesiąt języków ma status izolowanych, co oznacza, że przy obecnym stanie wiedzy nie jesteśmy w stanie ich zaliczyć do żadnej większej rodziny. Są one zatem rodzinami, do których należy tylko jeden język. Jak zawsze się zdarza w tego typu sytuacjach, liczebność rodzin jest skrajnie nierówna. Jedna z nich, centralno-trans-nowogwinejska (nazwijmy ją dla zwięzłości CTNG), zdecydowanie dominuje. Obejmuje ponad 300 języków, składa się z ok. 10 gałęzi (podrodzin) o liczebności od 5 do ponad 100 języków i jest czwartą lub piątą co do wielkości rodziną językową świata (zależy, kto i jaką metodą liczy). Prawdopodobną praojczyzną języków CTNG była środkowo-wschodnia część Gór Centralnych. Przypuszcza się, że ich ekspansja była związana z opanowaniem uprawy roślin takich jak taro i banany. Oznaczałoby to, że głębia chronologiczna CTNG jest rzędu 7–10 tys. lat, czyli na granicy stosowalności klasycznej metody porównawczej. Nic dziwnego, że rekonstrukcja systemu fonologicznego i słownictwa ich wspólnego przodka jest tylko mglistym zarysem. Języki CTNG szerzyły się przede wszystkim wzdłuż łańcuchów górskich, ale kolonizowały także niziny na południe od Gór Centralnych, wypierając pierwotne języki miejscowej ludności. W rezultacie mniejsze rodziny i języki izolowane, choć obecne w całej Nowej Gwinej, skoncentrowane są przede wszystkim w mniej rozległej, ale częściowo górzystej północnej części wyspy, między Górami Centralnymi a wybrzeżem pacyficznym. Jest to teren trudny, sprzyjający podziałowi ludności na niewielkie, izolowane populacje. Druga co do wielkości rodzina, torricelli (55 języków) również rozlokowana jest wzdłuż gór, tyle że w mniejszym paśmie Gór Torricellego w północno-wschodniej Papui–Nowej Gwinei.

Nowogwinejczyk z ludu Huli. Język huli, zaliczany do rodziny CTNG, ma około 150 tys. użytkowników, świadomych swojej tradycji kulturalnej i starannie ją pielęgnujących, należy zatem do najmniej zagrożonych języków papuaskich. W języku huli liczebniki tworzą system piętnastkowy. Na przykład 225, czyli 15², wyraża się jako 15 × 15 (ngui ngui), Foto: Nomadtales (Licencja CC BY 2.1 au) Źródło: Wikipedia.

Czy naprawdę języki Nowej Gwinei pochodzą od ponad setki pierwotnych przodków? Jest rzeczą raczej pewną, że tych przodków było mniej i że gdybyśmy wiedzieli więcej o przeszłości języków papuaskich, moglibyśmy je sprowadzić do o wiele mniejszej liczby rodzin językowych. Ale nasze klasyfikacje odzwierciedlają i naszą wiedzę, i niewiedzę. Kiedy brakuje nam pełnej informacji, musimy się opierać na tym, co wiemy, a nie posiłkować się wyobraźnią bez oparcia w solidnych danych. Na pociechę mogę zapewnić, że nad poznaniem języków Nowej Gwinei pracują jedni z najlepszych językoznawców, znakomicie przygotowani do pracy terenowej. Specjalizują się w tej dziedzinie zwłaszcza badacze australiscy.

Języki austronezyjskie również dokonywały zapożyczeń z języków papuaskich i same były źródłem zapożyczeń, ale ponieważ są częścią krajobrazu językowego Nowej Gwinei dopiero od kilku tysięcy lat, zachowały szereg cech swoistych. Na przykład typowe języki papuaskie wyraźnie rozróżniają rzeczowniki i czasowniki jako odrębne części mowy, natomiast w językach austronezyjskich ten sam wyraz zwykle może występować w obu funkcjach. Rozróżnienie bezdźwięcznych i dźwięcznych spółgłosek zwartych jest powszechne w językach austronezyjskich, ale rzadkie w papuaskich. Do charakterystycznych cech wielu (choć nie wszystkich) rodzin języków papuaskich należą nierozróżnianie spółgłosek płynnych /r/ i /l/ oraz skrajne ubóstwo lub nawet brak spółgłosek szczelinowych. Są także różnice składniowe: w językach papuaskich czasownik zwykle stoi na końcu zdania, podczas gdy w językach austronezyjskich przeważa szyk podmiot–czasownik–dopełnienie. Jednak przy wszystkich cechach zbieżnych języki papuaskie mogą reprezentować skrajnie różnorodne typy organizacji gramatycznej. Na przykład obok języków izolujących, w których słowa są krótkie i niezłożone morfologicznie, można spotkać języki polisyntetyczne, w których słowo może zawierać kilka rdzeni leksykalnych i afiksy gramatyczne, niosąc informację równoważną zawartości całego zdania. Oczywiście istnieje także całe spektrum typów pośrednich.

Jak widać, różnorodność językowa Nowej Gwinei wynika z bardzo szczególnych, niepowtarzalnych warunków ekologicznych. Nie ma na świecie drugiej wyspy o podobnej wielkości, której kilkumilionowa ludność żyłaby we względnej izolacji od reszty świata przez dziesiątki tysięcy lat w warunkach utrudniających migrację i sprzyjających rozdrobnieniu społeczności. Kontynent australijski można uznać za jeszcze bardziej izolowany; był on ponadto połączony z Nową Gwineą przez większą część prehistorii od czasu zasiedlenia Sahulu przez nasz gatunek. A jednak sytuacja językowa Australii i Tasmanii przebiegała inaczej. W czasie pierwszego kontaktu z Europejczykami języków australijskich mogło być nieco ponad 300; trzy czwarte z nich należało do rodziny pama-nyungańskiej (która z zagadkowych powodów rozprzestrzeniła się w holocenie na niemal całą Australię), ale oprócz niej można wyróżnić dwadzieścia kilka reliktowych mniejszych rodzin i języków izolowanych. To spora różnorodność, ale wielokrotnie mniejsza od nowogwinejskiej. Także liczba rdzennej ludności Nowej Gwinei była kilka razy większa niż w Australii. A przecież Australia jest około 10 razy większa od Nowej Gwinei. Australijczycy pozostali łowcami-zbieraczami i nigdy nie rozwinęli uprawy roślin, choć mieli też własne imponujące osiągnięcia kulturalne. Z całą pewnością geografia, klimat i przyroda obu obszarów odegrały kluczową rolę w powstaniu tak dramatycznych różnic. I na pewno potrzebne są dalsze interdyscyplinarne badania, żeby je wyjaśnić.

Lektura uzupełniająca

Mapa języków Nowej Gwinei (część projektu TransNewGuinea.org pod egidą Australian National University)

http://transnewguinea.org/maps/language/

Porozmawiajmy o języku (6): Rodziny, różnorodność i nierówności

Pozostałe części cyklu

Część 1. Wstęp: Człowiek mówiący
Część 2. Geny języka
Część 3. Od prajęzyka do języka
Część 4. Oś czasu i niewidzialna historia
Część 5. Metoda porównawcza i dowodzenie pokrewieństwa
Część 7. Superrodziny i prajęzyk

Rodzina językowa to grupa języków, których wzajemne pokrewieństwo potrafimy wykazać z dużą dozą pewności, stosując metody opisane w poprzednim odcinku tej serii. Zwykle rezerwujemy określenie „rodzina” dla maksymalnej grupy tego typu. Jeśli nie zaliczamy danego języka np. do rodziny kartwelskiej, to znaczy, że mimo usilnych starań nie potrafimy przekonująco wykazać, że między nim a językami tej rodziny istnieją głębokie związki świadczące o ich wspólnym pochodzeniu i nie dające się wyjaśnić np. zapożyczeniami albo zbiegiem okoliczności.

Drzewo rodowe kartwelskiej rodziny językowej.

Rodzina kartwelska jest nieduża: składa się współcześnie tylko z czterech języków używanych na południowym Kaukazie. Strukturę ich pokrewieństwa ilustruje „drzewo rodowe” narysowane powyżej. Prócz wierzchołków drzewa odpowiadających czterem żyjącym językom widzimy węzeł A odpowiadający ich hipotetycznemu ostatniemu wspólnemu przodkowi (językowi prakartwelskiemu) i dwa inne węzły, B i C, odpowiadające ostatnim wspólnym przodkom niektórych z nich. Węzeł B to przodek trzech języków łączonych w tzw. grupę kartozańską. Węzeł C  to z kolei przodek blisko z sobą spokrewnionych języków zańskich (megrelskiego i lazyjskiego).

Szacuje się, że linia rozwojowa języka swańskiego oddzieliła się od przodka języków kartozańskich ok. 4 tys. lat temu, język gruziński odłączył się od grupy zańskiej ok. VIII w. p.n.e., a rozpad języka (pra)zańskiego na megrelski i lazyjski zakończył się mniej więcej 500 lat temu. Te daty są obarczone dużą niepewnością, ale dla językoznawców ważna jest sama struktura drzewa rodowego, umożliwiająca klasyfikację języków na podstawie wspólnego pochodzenia, i kolejność wyodrębniania się jego gałęzi. Zakładając, że historyczne podziały w ramach rodziny językowej są z reguły binarne (jeden język dzieli się na dwa języki potomne), dla 4 języków istnieje 15 możliwych schematów pokrewieństwa (bez tego założenia byłoby ich 26). Ten, który badacze języków kartwelskich uznali za poprawny i odzwierciedlający ich rzeczywistą ewolucję, najlepiej tłumaczy obserwowane cechy języków potomnych, a zwłaszcza unikatowe wspólne innowacje przedstawicieli mniejszych grup.

Na całej Ziemi istnieje obecnie ok. 7 tys. języków. Liczba rodzin, na które je dzielimy, może się wydawać szokująca: jest ich prawie 400. Oznacza to, że jedna rodzina obejmuje średnio ok. 18 języków. Jednak rozkład liczebności rodzin jest skrajnie nierówny. Jedynie ok. 40 rodzin (10% ogólnej liczby) ma rozmiary powyżej średniej. Spośród pozostałych 90% połowa, czyli mniej więcej 180 rodzin, liczy sobie tylko jednego członka, którego przy obecnym stanie wiedzy nie jesteśmy w stanie połączyć z innymi w większą grupę. W Europie jedynym współczesnym przykładem tak skrajnie zredukowanej rodziny (czyli języka izolowanego) jest baskijski, ale jeszcze w okresie rzymskim takich reliktów (maleńkich rodzin liczących 1–3 członków) było więcej. W samej starożytnej Italii było ich kilka, w tym język etruski. Ich użytkownicy zostali jednak zdominowani przez rosnącą potęgę Rzymu i ulegli wpływowi łaciny. Tymczasem w górach Kaukazu przetrwały do naszych czasów aż trzy endemiczne rodziny (w sumie ok. 40 języków). Oprócz zaprezentowanej wyżej kartwelskiej są to rodziny nach-dagestańska (należy do niej np. język czeczeński) i abchasko-adygejska (np. język abchaski). Taka różnorodność jest charakterystyczna dla regionów trudno dostępnych, omijanych przez wielkie migracje, dzięki którym niektóre rodziny językowe szerzą się kosztem innych.

Na drugim krańcu dysproporcji mamy rodziny gigantyczne. Dwie z nich mają po ponad 1000 członków. Największa na świecie jest rodzina atlantycko-kongijska w Afryce (jednym z jej odgałęzień są szeroko rozprzestrzenione języki bantu). Druga z kolei jest rodzina austronezyjska, zajmująca wyspy Azji Południowo-Wschodniej, w tym Tajwan, Archipelag Malajski, wybrzeża Nowej Gwinei, wyspy Oceanii od Nowej Zelandii po Hawaje, a także Madagaskar na Oceanie Indyjskim. Ten nieprawdopodobny zasięg i wewnętrzna różnorodność to konsekwencja umiejętności żeglarskich Austronezyjczyków i ich niechęci do zasiedlania kontynentów. Dzięki temu stworzyli niezliczone populacje wyspiarskie, rozwijające własne języki.

Siedem rodzin obejmuje więcej niż 100, ale mniej niż 1000 języków. Na trzecim miejscu na świecie lokuje się rodzina indoeuropejska. Należy do niej większość języków Europy (w tym polski), ale warto pamiętać, że największą gałęzią w jej drzewie rodowym są języki indoirańskie, używane głównie w Indiach i w Azji Południowo-Zachodniej. Jest ich ok. 320 czyli ponad dwie trzecie obecnego składu rodziny. Dalej mamy rodzinę chińsko-tybetańską, afroazjatycką (w tym języki semickie, staroegipski, berberyjski i hausa, ale także wiele mniej znanych języków północnej Afryki), centralno-trans-nowogwinejską, pama-nyungańską (w Australii), oto-mangueską (w Meksyku) i austroazjatycką (należą do niej języki takie jak wietnamski i khmerski). Nazwy niektórych z tych rodzin nawet nie obiły się o uszy laikom, a przecież należą one wszystkie do największych na Ziemi. Rodzin o liczebności między 20 a 100 języków jest około trzydziestu.

Wskutek ekspansji języków indoeuropejskich pod koniec neolitu i na początku epoki brązu, a następnie kolejnych przypadków rozprzestrzeniania się języków tworzących mniejsze odgałęzienia rodziny indoeuropejskiej (zwłaszcza łaciny przed podziałem na języki romańskie, języków germańskich, a następnie słowiańskich), różnorodność językowa Europy uległa poważnemu zubożeniu. Są jednak miejsca na Ziemi, gdzie warunki geograficzno-przyrodnicze sprzyjały zachowaniu zróżnicowania. Tam krajobraz językowy wygląda zupełnie inaczej. Nowa Gwinea, wyspa 2,5 raza większa od Polski, jest ojczyzną ok. 800 języków należących do kilkudziesięciu rodzin (w tym wielu pojedynczych języków izolowanych). Jest to więcej niż 10% różnorodności językowej świata, a przy tym – z wyjątkiem rodziny austronezyjskiej, która skolonizowała północne i wschodnie wybrzeża wyspy – cała reszta to rdzenne rodziny endemiczne, niespotykane nigdzie indziej.

Oczywiście rozdrobnienie światowej puli języków na wiele małych rodzin i języków „bez przydziału” to częściowo wynik naszej ograniczonej wiedzy. Wiele języków nie doczekało się jeszcze bliższego zbadania; nie znamy także ich historii, bo nigdy nie miały formy pisanej. Ale co do zasady rozkład wielkości rodzin nie zmieniłby się znacząco, nawet gdybyśmy, dysponując dokładniejszą wiedzą, posklejali część z nich w nieco większe grupy sprowadzalne do wspólnego przodka. Wynika to ze skrajnie nierównomiernej skali sukcesu ewolucyjnego różnych linii rodowych, zależnej od splotu wielkiej liczby okoliczności losowych. Podobnie w ramach jednej rodziny istnieją zazwyczaj wielkie, średnie i maleńkie odgałęzienia drzewa rodowego. Również liczba użytkowników poszczególnych języków waha się w ogromnym zakresie. Połowa języków na Ziemi ma mniej niż 6 tys. użytkowników, ale jest i kilka takich, które są używane przez setki milionów ludzi jako pierwszy język przyswojony w dzieciństwie.

Podobne nierówności są powszechne w ewolucji biologicznej. W ramach tej samej gromady ssaków wyróżniamy grupy w randze rzędów, połączone bliższym pokrewieństwem. Trzy największe z nich – gryzonie, nietoperze i ryjówkokształtne – obejmują łącznie 70% gatunków ssaków. Samych gryzoni znamy prawie 2300 gatunków. Tymczasem rząd rurkozębnych (Tubulidentata) obejmuje tylko jeden żyjący gatunek (mrównika), rząd latawców (Dermoptera) – dwa gatunki, a rząd trąbowców (Proboscidea) – trzy gatunki współczesnych słoni. Oczywiście są i rzędy całkowicie wymarłe. Także wiele rodzin językowych znamy jedynie w postaci „kopalnej”, jako zbiory zachowanych tekstów. Sumeryjski, bardzo ważny historycznie jako jeden z dwóch języków najdawniej udokumentowanych w postaci pisanej, jest jednocześnie izolowany i wymarły. Nie ma żadnych zidentyfikowanych kuzynów i nie pozostawił po sobie języków potomnych.

Mrównik (Orycteropus afer), jedyny żyjący przedstawiciel rzędu rurkozębnych. Języki izolowane są równie ciekawe i godne ochrony jak mrówniki. (Foto: ogród zoologiczny w Chester, Wielka Brytania. Źródło).

Ale o ssakach wiemy przynajmniej tyle, że mimo nieuniknionych dysproporcji w ich taksonomii, wynikających z asymetrycznej struktury drzewa rodowego, wszystkie one wywodzą się od jednego wspólnego przodka. Czy możemy to samo powiedzieć o obecnie istniejących językach? Temu pytaniu będzie poświęcony kolejny odcinek serii.

Pomoc naukowa

Wielka baza danych o językach (zwłaszcza mało znanych) i rodzinach językowych całego świata

https://glottolog.org/