Śródziemnomorze Północne, czyli świat języków zaginionych (5): Język baskijski (urodzony pod dobrymi ptakami)

Gallia est omnis dīvīsa in partēs trēs, quārum ūnam incolunt Belgae, aliam Aquītānī, tertiam qui ipsōrum linguā Celtae, nostrā Gallī appellantur (Cała Galia dzieli się na trzy części, z których jedną zamieszkują Belgowie, drugą Akwitanowie, trzecią ci, którzy we własnym języku nazywają się Celtami, a w naszym – Galami). Tym słynnym zdaniem zaczynają się pamiętniki Juliusza Cezara opisujące przebieg dziewięcioletniej kampanii, której celem był podbój Galii. Kim byli Galowie, wiadomo, choć dziś nie uznajemy określeń „Celt” i „Gal” za synonimy. Kim byli Belgowie (starożytni, nie współcześni), nie jest do końca jasne. Wbrew opinii Cezara, który uważał ich za lud odrębny od Galów pod względem języka, zwyczajów i praw, wydaje się, że Belgowie byli konfederacją plemienną, w której dominowali Celtowie używający dialektów niezbyt różnych od galijskiego, aczkolwiek w jej skład mogli także wchodzić mniej lub bardziej zasymilowani Germanie.

A kim byli Akwitanowie? Cezar lokuje ich w południowo-zachodniej Francji na obszarze ograniczonym przez rzekę Garonnę (łac. Garumna), oddzielającą Akwitanów of Galów, Pireneje i „tę część Oceanu, która oblewa Hiszpanię”, czyli Zatokę Biskajską. Obszar ten pokrywa się mniej więcej z historyczną krainą Gaskonią. Akwitanowie nie posiadali własnego pisma, ale w początkach naszej ery nauczyli się pisać po łacinie. Pozostawili sporą liczbę napisów nagrobnych i wotywnych, w których, zagnieżdżone w tekście łacińskim, występują akwitańskie imiona osobowe i imiona bóstw. Tych pierwszych jest ok. 400, drugich ok. 70. Kontekst zwykle wskazuje na płeć wymienionej osoby, a ponadto teksty podają imiona obojga rodziców. W sumie jest to materiał bogaty i poddający się analizie mimo faktu, że w inskrypcjach nie ma oprócz imion żadnych innych słów akwitańskich. Rezultat? Imiennictwo akwitańskie jest bez wątpienia baskijskie. Są to słowa i złożenia nie tylko rozpoznawalne, ale także zgodne z rekonstrukcjami prabaskijskimi uzyskanymi niezależnie (na podstawie analizy porównawczej współczesnych dialektów baskijskich). Część imion akwitańskich, choć nieużywana współcześnie, pojawia się w zapisach średniowiecznych jako nazwiska Basków. Oznacza to, że w czasach rzymskich przodkowie Basków zajmowali znaczną część Galii na południe i zachód od Garonny.

Dłoń z Irulegi – najstarszy znany obecnie zabytek języka baskijskiego (I w. p.n.e.). Źródło: link (domena publiczna).

Sytuacja językowa starożytnej północno-zachodniej Hiszpanii jest mniej jasna ze względu na skrajne ubóstwo dokumentów pisanych, ale nazwy geograficzne, zachowane nazwy plemion i nieliczne inskrypcje trochę rozjaśniają otaczający ją mrok. Kilka napisów z obszaru wschodniej Nawarry zamieszkanych przez lud Waskonów (łac. Vascōnēs) gdzie Rzymianie założyli miasto Pompaelo, czyli dzisiejszą Pampelunę, baskijskie Iruña/Iruñea) zawiera imiona rozpoznawalne jako baskijskie. Chyba najważniejszym zabytkiem językowym z tego obszaru jest odkryta zaledwie dwa lata temu „dłoń z Irulegi”, obiekt z brązu w kształcie ludzkiej dłoni, pochodzący z I w. p.n.e., znaleziony na stanowisku archeologicznym na południe od Pampeluny. Zapisano na nim kilka wyrazów północno-zachodnią odmianą pisma paleohiszpańskiego. Pierwsze z nich (i jedyne, jakie na razie udało się zinterpretować) to sorioneku. We współczesnym baskijskim mamy słowo zorioneko, pochodzące od zorion ‘szczęście’ (złożenie słów zori ‘los, powodzenie’ i on ‘dobry’). Sufiks -ko (poświadczony też w akwitańskim jako -co) ma do dziś wielkie znaczenie w słowotwórstwie baskijskim. Między innymi tworzy przymiotniki pochodzące od wyrażeń rzeczownikowych. Zatem zorioneko oznacza ‘szczęśliwy (cieszący się łaską losu)’. Jeśli dłoń z Irulegi była amuletem, to wystąpienie akurat tego słowa jest jak najbardziej naturalne (choć jeszcze nie rozumiemy całości napisu). Znalezisko po raz pierwszy wskazuje, że przodkom Basków w północnej Hiszpanii nie było obce pismo zapożyczone od Iberów. Następne zabytki, w których występują nie imiona, ale zwykłe słowa baskijskie, są młodsze o co najmniej tysiąc lat.

W okresie rzymskiego podbiju Iberii i Galii środek ciężkości obszaru, gdzie mówiono po prabaskijsku, znajdował się raczej po północnej stronie Pirenejów (nawiasem mówiąc, nazwa Gaskonia pochodzi od dawniejszego Waskonia). W samych górach, jak wskazują nazwy geograficzne, obszar ten sięgał daleko na wschód, co najmniej do doliny Aran, gdzie znajdują się źródła Garonny (dziś oficjalnym językiem tego zakątka Katalonii jest aranejski dialekt języka oksytańskiego). Aran to zresztą nazwa baskijska oznaczająca po prostu dolinę, a zatem „dolina Aran” to z etymologicznego punktu widzenie nazwa tautologiczna: ‘dolina Dolina’. Po stronie południowej prabaskijski był z pewnością używany na obszarze wokół Pampeluny/Iruñea, a być może także na terenie obecnej prowincji Gipuzkoa (nad Atlantykiem przy granicy z Francją), jednak szczątkowe dane, jakie mamy, wskazują, że resztę dzisiejszego Kraju Basków zajmowały raczej plemiona celtyckie blisko spokrewnione z Celtyberami i Galaikami. Baskowie przesunęli się ku zachodowi w późniejszym okresie, korzystając z osłabienia władzy rzymskiej i jej niewielkiego zainteresowania tą częścią Iberii.

W okresie załamania się imperium rzymskiego i wielkich migracji („wędrówek ludów”) Baskowie wciąż utrzymywali się w Gaskonii, w dolinach pirenejskich i na wybrzeżu oceanu po stronie hiszpańskiej. Stawiali skuteczny opór Rzymianom, a następnie Wizygotom i Swebom, nie dali się także zasymilować Frankom w czasach Karolingów, mimo że zostali częściowo wyparci z lewego brzegu Garonny, a ich język zastąpiły tam dialekty gaskońskie języka oksytańskiego. W incydencie, który – mocno zniekształcony – przeszedł do legendy, Baskowie krwawo pomścili zburzenie murów obronnych Pampeluny przez wojska Karola Wielkiego w 778 r., zastawiając partyzancką zasadzkę na jego tylną straż na przełęczy Ibañeta (Roncevaux). Wyrżnęli w pień kwiat frankijskich paladynów z hrabią Rolandem na czele, złupili tabory i rozpłynęli się w górach niczym duchy.

Jednak przez cały ten czas, aż do późnego średniowiecza, starobaskijski pozostawał nieudokumentowany przez źródła pisane. Badając jego wcześniejszą historię polegamy na rekonstrukcjach, które nie są łatwe z powodu izolowanego charakteru języka. Oczywiście głównym potencjalnym kandydatem na jego kuzyna jest język iberyjski, o zbliżonej fonologii i – jak się wydaje – zadziwiająco podobnym systemie liczebników. To podobieństwo jest tak uderzające, że aż podejrzane, bo nie towarzyszą mu inne zbieżności morfologiczne lub słowotwórcze ani nawet struktura imion osobowych. Trudno więc wykluczyć możliwość, że liczebniki baskijskie zostały hurtem zapożyczone z obcego źródła, co jest zjawiskiem rzadkim, ale nie bez precedensu. Hipoteza pokrewieństwa baskijsko-iberyjskiego pozostaje zatem nierozstrzygnięta.

Baskijski jest do tego stopnia owiany mgiełką tajemnicy, że nie wiemy nawet, dlaczego Rzymianie nazywali przodków Basków z terenu Galii Akwitanami ani skąd się wzięła nazwa Vascōnēs (i pochodzące od niej określenia: Gaskończycy, Baskowie). Nie posiada też ogólnie zaakceptowanej etymologii nazwa, którą Baskowie określają własny język: euskara. Jak każdy język izolowany, o którego historii niewiele wiadomo, baskijski przyciąga uwagę nie tylko poważnych badaczy, ale także fantastów i pseudojęzykoznawców. Zresztą i niejeden prawdziwy językoznawca popadł w idée fixe na punkcie takiej czy innej hipotezy dotyczącej Basków i ich języka. Dlatego warto wyjaśnić, co następuje:

1) Język baskijski nie jest „najstarszym językiem świata” ani pierwotnym językiem większej części Europy przed napływem ludów indoeuropejskich. Po prostu tak się złożyło, że jest ostatnim językiem izolowanym Europy Zachodniej, który dotrwał do naszych czasów. Takich języków (jak już widzieliśmy w tej serii wpisów) było więcej nawet w czasach historycznych i nie stanowiły one jednej „przedindoeuropejskiej” rodziny autochtonicznej.

2) Baskowie niekoniecznie są „autochtonami od zarania dziejów”, choć jako populacja wykazują szereg swoistych cechy genetycznych. Jak widzieliśmy, w czasach historycznych przemieścili się do swojej obecnej ojczyzny, migrując na południe i zachód. Badania DNA sugerują, że pierwsza fala ludów rolniczych, która dotarła nad Atlantyk, nałożyła się na miejscową ludność przedneolityczną. Baskowie należeli obok innych ludów historycznej Iberii I Galii do potomków tej zachodnioeuropejskiej populacji mieszanej, ale – w odróżnieniu od sąsiadów – żyli następnie we względnej izolacji przez kilka tysięcy lat. Omijały ich migracje i najazdy Celtów, Luzytanów, Rzymian, Germanów Wschodnich i Zachodnich, Arabów i ludów romańskich. Jak zwracał uwagę Marcin Czerwiński w jednym z wpisów na naszym blogu, cechy genetyczne wyróżniające Basków mogły w warunkach izolacji utrwalić się wskutek dryfu losowego.

3) Fascynujące cechy języka baskijskiego wyglądają egzotycznie na tle Europy zdominowanej dziś (z nielicznymi wyjątkami) przez jedną rodzinę językową, ale mają swoje odpowiedniki wśród innych języków w innych częściach świata. Na przykład baskijski jest językiem ergatywno-absolutywnym: istnieje specjalny przypadek zwany ergatywem, który wyraża działacza jako podmiot w zdaniu zawierającym czasownik przechodni. Natomiast podmiot czasownika nieprzechodniego wyrażony jest innym przypadkiem, absolutywem, który wyraża także dopełnienie czasownika przechodniego. W Europie to rzadkość, ale rozmaite odmiany konstrukcji ergatywnych występują w setkach języków na różnych kontynentach. Nie świadczy to o pokrewieństwie, bo ergatywność nie jest innowacją, która pojawiła się raz, a następnie była przekazywana z przodka na potomków, tylko jednym ze sposobów organizowania zdania, który może wyewoluować wielokrotnie i niezależnie. Jeżeli na przykład endemiczne języki Kaukazu też są ergatywno-absolutywne, nie świadczy to samo w sobie o pokrewieństwie z baskijskim (ani nawet o wzajemnym pokrewieństwie rodzin kaukaskich).

4) Sporadyczne podobieństwa i zbieżności pozbawione charakteru systematycznego też nie mają wartości przy ustalaniu pokrewieństwa. Na przykład fakt, że starożytne królestwo istniejące w Gruzji nazywane było przez autorów grecko-rzymskich Iberią lub Hiberią, nie dowodzi żadnych związków etniczno-językowych z Iberami w Hiszpanii ani tym bardziej z Baskami. Jeśli kilka słów baskijskich wygrzebanych na chybił trafił ze słownika przypomina słowa o podobnym znaczeniu w języku gruzińskim, sumeryjskim, berberyjskim, fińskim, japońskim, eskimoskim albo nawaho (niepotrzebne skreślić), nie świadczy to absolutnie o niczym poza potwierdzeniem trywialnej prawdy, że przypadkowe podobieństwa zdarzają się dość często. Próby zastosowania metody porównawczej dla wykazania regularnych odpowiedniości między baskijskim a innymi językami (także indoeuropejskimi) nie przyniosły dotąd żadnych rezultatów, które można by było potraktować poważnie.

Plaża La Concha (Kontxa Hondartza) w Donastia/San Sebastián, stolicy prowincji Gipuzkoa w Kraju Basków. Źródło: Wikimedia.

Przy tych wszystkich zastrzeżeniach trzeba stwierdzić, że przetrwanie języka baskijskiego pomimo licznych historycznych zagrożeń jest zjawiskiem wyjątkowym i szczególnym darem dla językoznawców. Jest to język fascynująco odmienny od „średniej europejskiej” i jedyny żywy zabytek pierwotnego krajobrazu językowego tej części Europy sprzed agresywnej ekspansji wielkich grup indoeuropejskich. Szczęśliwie w ostatnim czasie wiele zmieniło się na lepsze w polityce językowej krajów europejskich, choć nadal daleka jest ona od ideału, a stosunek do języków mniejszościowych zmienia się w zależności od kraju, regionu i aktualnej polityki rządów. W Hiszpanii liczba użytkowników języka baskijskiego wzrasta, choć jest to głównie wzrost liczby mieszkańców Kraju Basków, dla których baskijski jest językiem drugim (zwłaszcza w młodszych grupach wiekowych). Przekazywanie go z pokolenia na pokolenie jako języka pierwszego niestety nadal nie jest normą. Niemniej używa go aktywnie w życiu codziennym kilkaset tysięcy hiszpańskich Basków, można więc myśleć o przyszłości baskijskiego z ostrożnym optymizmem. Po stronie francuskiej jest gorzej. Liczba użytkowników jest o rząd wielkości mniejsza niż w Hiszpanii i wciąż spada, choć dzięki wysiłkom edukatorów udało się nieco wyhamować tę tendencję. Baskijski (podobnie jak bretoński, oksytański czy kataloński) nie ma we Francji oficjalnego statusu języka regionalnego, co utrudnia mu rozwój w warunkach absolutnej dominacji języka francuskiego.

Na zakończenie ciekawostka. Jedną z trudności przy nauce baskijskiego jest fakt, że podobnie jak polski, baskijski posiada trzy szeregi przedniojęzykowych spółgłosek szczelinowych i odpowiadających im zwartoszczelinowych. Inaczej niż w polskim, są one zawsze bezdźwięczne; mają także inne miejsce artykulacji. Polskie s jest zębowo-dziąsłowe, ś dziąsłowo-podniebienne, a sz zadziąsłowe. Pierwsze dwie spółgłoski są laminalne (artykułowane za pomocą górnej powierzchni języka), a ostatnia jest apikalna (artykułowana za pomocą czubka języka). Baskijski ma natomiast z (laminalne zębowo-dziąsłowe, wymawiane tak jak polskie s), s (apikalne dziąsłowe, z czubkiem języka bliżej zębów niż w przypadku polskiego sz) oraz x (laminalne podniebienno-dziąsłowe, podobne do angielskiego sh). Ich odpowiedniki zwartoszczelinowe to tz, ts i tx (ta ostatnia wymawiana jak angielskie ch). Spółgłoski podniebienno-dziąsłowe x i tx (podobnie jak inne spółgłoski „miękkie”, pisane tt, dd, ñ, ll) występują niemal wyłącznie w słowach ekspresywnych, nacechowanych emocjonalnie (takich jak zdrobnienia lub potoczne odpowiedniki słów „oficjalnych”). Jeżeli jakieś słowo zawiera z lub s, w jego odpowiedniku ekspresywnym wystąpi x (na początku wyrazu często tx). Z kolei tz i ts przy tworzeniu form ekspresywnych są w każdej pozycji zastępowane przez tx. Zobaczmy to na przykładach:

sagu ‘mysz’ → xagu ‘myszka’
zuri ‘biały’ → xuri lub txuri ‘bielutki’
atso ‘starsza kobieta’ → atxo ‘staruszka’

Zauważmy, że w języku polskim w podobnie spieszczający sposób funkcjonują spółgłoski ś, ć, ź i (miś, Staś, Jaś, Małgosia, siusiu, babcia, nózia, dziadzio, Madzia). Gdybyśmy byli poszukiwaczami pokrewieństwa na siłę, być może stworzylibyśmy na tej podstawie hipotezę o pokrewieństwie polsko-baskijskim.

Często się zdarza, że słowo zdrobniałe traci nacechowanie ekspresywne. Wtedy dawne słowo nienacechowane zaczyna być odczuwane jako zgrubiałe. Na przykład słowo zakur ‘pies’ miało zdrobnienie txakur ‘piesek’. Jednak we współczesnym baskijskim to txakur przejęło rolę zwykłego określenia psa, a zakur zaczęło oznaczać ‘psisko’, zwłaszcza duże i złe. W polskim  też się tak zdarza. Na przykład forma córa jest dziś odbierana jako zgrubienie od nienacechowanego słowa córka, a dziad i babka – od dziadek i babcia.

Wróćmy do najstarszego napisu baskijskiego, w którym występuje (jako część złożenia) słowo zori ‘los, powodzenie’ (dawniej także ‘wróżba, omen’). Są dobre powody do przypuszczenia, że jego pierwotnym znaczeniem było ‘ptak’, ponieważ zwykłe baskijskie słowo oznaczające ptaka brzmi txori, a spółgłoska tx wskazuje wyraźnie, że jest to dawne zdrobnienie. Wróżenie z lotu i zachowania ptaków jest stare jak świat, więc można zrekonstruować następującą historię: po prabaskijsku zori mogło oznaczać ptaka zarówno jako żywą istotę i jako omen. Zachowało tylko to drugie znaczenie, podczas gdy pierwsze zostało przejęte przez słowo txori o pierwotnym znaczeniu ‘ptaszek, ptaszyna’. Być może zatem w czasie, gdy tworzono napis na amulecie z Irulegi, zorioneko rozumiane było jeszcze dosłownie jako odnoszące się do kogoś, komu sprzyjają ptaki wróżebne. Życzenie powodzenia brzmi po baskijsku: Zorionak! (etymologicznie: ‘pomyślnych ptaków!’). I tego życzmy Baskom oraz ich językowi.

Śródziemnomorze Północne, czyli świat języków zaginionych (4): Zagadkowe ludy Iberii

Podróż ze wschodu na zachód wzdłuż północnych wybrzeży Morza Śródziemnego kończymy na Półwyspie Iberyjskim. Wpływy cywilizacji posługujących się pismem dotarły tu z opóźnieniem, stąd też niewiele wiadomo o ludach i językach Iberii w głębokiej starożytności. Według autorów antycznych Fenicjanie z Tyru pojawili się tu już ok. 1100 r. p.n.e., ale brak na to dowodów archeologicznych. Osadnictwo fenickie zaczęło się raczej w IX w. p.n.e., a z VIII w. pochodzą najstarsze znane inskrypcje, odkryte w wielu miejscach w południowej Hiszpanii (Andaluzja). W tym czasie istniały już kolonie fenickie na atlantyckim wybrzeżu Iberii, a najważniejdzą z nich był Gādīr (dzisiejszy Kadyks). Fenicjanie prowadzili handel z miastem-państwem Tartessos, położonym blisko ujścia Gwadalkiwiru. Tartesyjczycy, których wpływy sięgały aż po południową Portugalię, byli eksporterami poszukiwanych metali, zwłaszcza srebra, ale także cyny (potrzebnej do wytwarzania brązu), miedzi i złota. Produkcja miedzi i srebra rozwinęła się na szczególnie wielką skalę w okolicach dzisiejszej Huelvy, gdzie również istniały fenickie stacje handlowe.

Stela z napisem po tartesyjsku w piśnie paleohiszpańskim (odmiana najstarsza, południowo-zachodnia, VII w. p.n.e.), znaleziona w Herdade de Abóbada (gmina Almodôvar, południowa Portugalia). Muzeum Regionalne w Beja (domena publiczna). Źródło: link.

W VII w. p.n.e. Tartesyjczycy zapożyczyli od Fenicjan ideę pisma, ale ani nie skopiowali fenickiego systemu pisma spółgłoskowego, ani nie opracowali alfabetu takiego jak grecki. Wynaleźli własny system zapisu, w którym istniały litery (inspirowane wzorami fenickimi) oznaczające sylaby zawierające spółgłoskę zwartą i samogłoskę (czyli np. ka, be, to), ale pozostałe spółgłoski (szczelinowe, nosowe, płynne) oraz samogłoski były zapisywane osobnymi literami jak w alfabecie, nie jak w piśmie sylabiczym. Ten mieszany system – pół sylabiczny, pół alfabetyczny, zwany pismem paleohiszpańskim – został przejęty przez kilka innych języków, tworząc regionalne odmiany. Oryginalna wersja tartesyjska odznacza się pewną osobliwością: po znaku sylabicznym jeszcze na wszelki wypadek dopisywano redundantną literę samogłoskową, np. kaa, bee. Późniejsze odmiany zrezygnowały z tej konwencji. Znamy wartość fonetyczną znaków tartesyjskich, ale nie rozumiemy treści inskrypcji (jest ich około setki). Nie pomaga fakt, że są one na ogół krótkie, a sposób zapisu był ciągły, bez podziału na słowa. Wybitny amerykański celtolog John T. Koch jest autorem hipotezy, że język tartesyjski był celtycki. Jednak jego propozycje interpretacji zachowanych napisów w świetle tej koncepcji są kontrowersyjne, a znaczna większość specjalistów odrzuca je wprost. Niewykluczone, że w tartesyjskim  istniały zapożyczenia celtyckie lub ogólniej indoeuropejskie, zwłaszcza wśród imion osobowych, ale sam język sprawia wrażenie nie tylko nieindoeuropejskiego, ale w dodatku dość odległego od rodziny indoeuropejskiej pod względem typologicznym.

Około połowy VI w. p.n.e. sytuacja w Iberii uległa wielu gwałtownym zmianom. W Tartessos zaszedł jakiś kryzys, którego skutkiem było załamanie się struktury politycznej i ekonomicznej, a także współpracy z Fenicjanami. Rdzenną ludność Andaluzji w późniejszym okresie stanowili Turdetanie, pod którą to nazwą ukrywają się zapewne potomkowie Tartesyjczyków, mówiący nadakl tym samym językiem, ale (zwłaszcza we wschodniej części tego obszaru) mieszali się z nimi Celtowie i Iberowie, o których będzie mowa za chwilę.

Tymczasem na drugim końcu Morza Śródziemnego upadł Tyr, stolica Fenicji, najpierw osłabiony przez najazdy asyryjskie, a w końcu podbity przez króla Persji Cyrusa Wielkiego w 539 r. p.n.e. Miało to ogromne konsekwencje dla kolonii fenickich, bo centrum życia ich morsko-kupieckiego imperium przeniosło się do „Nowego Miasta” (Qart Ḥadašt), czyli Kartaginy (w dzisiejszej Tunezji). Kartagińczycy podporządkowali sobie wszystkie kolonie fenickie w Afryce Północnej i w zachodniej części basenu Morza Śródziemnego. W historii tych kolonii zaczął się tak zwany okres punicki. Żeglarze kartagińscy eksplorowali zachodnie wybrzeża Afryki i Europy oraz wyspy wschodniego Atlantyku; sprowadzali nawet cynę z Kornwalii i założyli kolejną kolonię za „słupami Herkulesa” po stronie afrykańskiej (Tingi, czyli dzisiejszy Tangier). Porty w południowej Hiszpanii nadal miały wielkie znaczenie jako bazy morskie i militarne. Także w VI w. w Iberii pojawili się Grecy, tworząc kolonie satelickie kolonii-matki w Massalii nad Zatoką Lwią (dzisiejsza Marsylia). Byli to Fokajczycy, wywodzący się z zachodniej Anatolii. Najpierw osiedlali się tu i ówdzie wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża, ale stopniowo zapuszczali się i na obszar kolonizacji punickiej, konkurując z Kartagińczykami w handlu z ludnością miejscową.

Kadyks (fenicki Gādīr), jedno z najstarszych miast Europy. Foto: Christopher Walker. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY 2.0).

Wschodnią część półwyspu wzdłuż wybrzeży Morza Śródziemnego zamieszkiwali Iberowie. Ich język zachował się w inskrypcjach od VI w. p.n.e. do I w. n.e. Znakomitą większość z nich zapisano iberyjskimi odmianami pisma paleohiszpańskiego (południową lub północną), ale lokalnie, w Murcji i Alicante, po sługiwano się też alfabetem greckim dostosowanym do iberyjskiego systemu fonologicznego. Inskrypcji jest wiele (około 2 tys.), a Iberowie używali znaków rozdzielających wyrazy, więc językoznawcy, którzy badają język iberyjski, osiągnęli mimo wszelkich trudności pewien poziom zrozumienia jego morfologii i składni; znamy też znaczenie niektórych słów. Jak wspomniałem w jednym z wcześniejszych wpisów, być może słowo ‘srebro’ w językach germańskich i bałtosłowiańskich jest starym zapożyczeniem iberyjskim (śalirban ‘sztuka srebra’). Z całą pewnością nie był to język indoeuropejski. Wskazuje się na zbieżności z baskijskim (pewna liczba podobnych słów, zwłaszcza liczebników), ale nie udało się dotąd wykazać pokrewieństwa między tymi językami w formie systemu regularnych odpowiedniości. Możliwe więc, że podobieństwa wynikają z regionalnej konwergencji języków wzmocnionej przez wzajemne zapożyczenia, a nie z pochodzenia od wspólnego przodka.

Z centralnej Hiszpanii pochodzą zabytki (ok. 200 inskrypcji) języka celtyberyjskiego, należącego do celtyckiej gałęzi rodziny indoeuropejskiej. Powstały one stosunkowo późno (II–I w. p.n.e.), częściowo w półsylabicznym piśmie paleohiszpańskim, częściowo w alfabecie łacińskim, ale nie ulega wątpliwości, że ludność celtycka już wtedy zamieszkiwała Iberię od wielu stuleci. Jako Celtów rozpoznawali ich autorzy starożytni (stąd nadana przez nich etykieta etniczna Celtiberī, czyli ‘celtyccy Iberowie’). Język celtyberyjski ma wiele cech odmiennych od pozostałych języków celtyckich, często zachowując utracone w innych liniach rozwojowych cechy konserwatywne. Musiał zatem oddzielić się od reszty grupy bardzo wcześnie. Niemniej posiada też wspólne innowacje definiujące gałąź celtycką. Oprócz Celtyberów w ścisłym sensie istniały też z pewnością inne grupy celtyckojęzyczne, znane nam z nazw plemiennych, miejscowych i osobowych, ale ponieważ ich języki nie zostały utrwalone na piśmie, trudno powiedzieć, na ile były odrębne od celtyberyjskiego. Szczątkowo – w postaci słów i krótkich zwrotów wkomponowanych w teksty łacińskie z I w. n.e. – poświadczony jest język Galaików (na terenie Galicji, która wzięła od nich swoją nazwę). Wygląda on na północno-zachodnią odmianę regionalną celtyberyjskiego.

Na północ od kraju Tartersyjczyków, nieco w głębi lądu, na obszarze znajdującym się dziś głównie w obrębie Portugalii, żyli Luzytanie. Ich język był niewątpliwie indoeuropejski i dość blisko spokrewniony z gałęzią celtycką, aczkolwiek nie był celtycki w ścisłym sensie. Prawdopodobnie stanowili jakieś wczesne odgałęzienie grupy italoceltyckiej, które jeszcze przed falą migracji celtyckiej dotarło na Półwysep Iberyjski i przetrwało w swojej peryferyjnej lokalizacji aż do czasów rzymskich. Zachowało się po nim tylko kilka dłuższych napisów z I w. n.e. (w alfabecie łacińskim), a prócz tego spora liczba nazw miejscowych i imion bogów.

Archipelag Balearów przed kolonizacją fenicko-punicką zamieszkany był przez ludność autochtoniczną, która przybyła tam z kontynentu w drugiej połowie III tysiąclecia p.n.e. Byli oni nosicielami szeroko rozprzestrzenionej kultury archeologicznej pucharów dzwonowatych z chararakterystycznym dla niej zestawem obiektów materialnych. Oprócz stylu ceramiki, od której pochodzi nazwa, były to charakterystyczne ozdoby i elementy uzbrojenia, w tym łuki refleksyjne. Część autorów utożsamia ekpansję tej kultury na dużym obszarze Europy (od południowej Polski i Czech po Portugalię i od Wysp Brytyjskich po Sycylię) z migracjami grup stanowiących zachodnią flankę Indoeuropejczyków. Jest to możliwe, ale trudne do udowodnienia. Badania szczątków nosicieli kultury pucharów dzwonowatych wskazują na ich znaczne zróżnicowanie genetyczne i dużą mobilność. Możliwe zatem, że nie stanowili grupy jednolitej językowo. Rdzenni mieszkańcy Balearów wznosili budowle megalityczne (tzw. talajoty), a jeśli wierzyć autorom starożytnym, przez większą część roku lubili chodzić nago (dzisiejsze plaże dla naturystów na Majorce, Minorce i Ibizie kontunuują tę tradycję). Kartagińczycy, którzy przejęli kolonie założone przez Fenicjan na Ibizie i pozostałych wyspach archipelagu, zatrudniali ich rdzenną ludność w swoich armiach jako procarzy, albowiem Balearczycy słynęli z zabójczej sprawności w posługiwaniu się tą bronią. Natomiast o ich języku nie wiemy nic konkretnego.

Podobnie jak w Italii, pojawienie się Rzymian i wprowadzenie łaciny zapoczątkowały proces szybkiego zaniku języków lokalnych. W trakcie II wojny punickiej w 206 r. p.n.e. Rzymianie przejęli wszystkie kolonie na południu półwyspu, opuszczone przez Kartagińczyków, uzyskując także dostęp do zasobów mineralnych, z których słynęła ta część Iberii. Tuż potem założyli dwie prowincje na wybrzeżu śródziemnomorskim, na terytoriach zamieszkanych przez Iberów i Turdetanów, a w 123 r. p.n.e. podbili Baleary. Pod koniec I w. p.n.e. Rzym anektował cały Półwysep Iberyjski. Zapewne niektóre ludy miejscowe używały swoich języków w mowie jeszcze przez kilka pokoleń, ale prestiż łaciny wywierał nieubłaganą presję na jej używanie we wszystkich dziedzinach życia.

Rodzime języki Iberii znikały w miarę, jak ludność miejscowa ulegała akulturacji w ramach imperium rzymskiego. Jest jednak jeden wyjątek, tak szczególny, że omówię go w osobnym wpisie. Jeden jedyny nieindoeuropejski język Europy Zachodniej zachował się w górskim refugium, jakim były zachodnie Pireneje i nie tylko oparł się zabójczemu wpływowi łaciny, ale przeżył kolejne burze dziejowe i istnieje nadal. Jest to oczywiście język baskijski.

Pozostałości akweduktu rzymskiego zwane Pont del Diable. Tarragona, Katalonia (I w p.n.e/I w. n.e.). Miasto Tarraco było od 197 r. p.n.e. stolicą prowincji Hispania Citerior (później większej prowincji Hispania Tarraconensis), zamieszkanej głównie przez Iberów. Zdjęcie własne autora.

Podsumujmy: starożytna Iberia zamieszkana była przez ludność posługujących się kilkoma językami nieindoeuropejskimi (tartesyjski, iberyjski, prabaskijski), których wzajemne pokrewieństwo nie jest pewne. Każdy z nich mógł być reliktem innej rodziny językowej. Żaden z nich nie wykazuje związków z językiem etruskim ani innymi językami nieindoeuropejskimi regionu śródziemnomorskiego, o których mamy jakiekolwiek informacje. Ponadto w Iberii występował co najmniej jeden język z grupy celtyckiej (celtyberyjski) i co najmniej jeden język indoeuropejski, którego nie można zaliczyć do żadnej z tradycyjnie wyróżnianych gałęzi (luzytański). Mogło być ich więcej (w tym nieznany język lub języki autochtoniczne Balearów), ale ubóstwo źródeł pisanych z okresu przedrzymskiego uniemożliwia ich identyfikację. Nasz obraz sytuacji językowej Iberii jest niezbyt ostry i z pewnością niepełny. Do tego dochodzą języki kolonistów (fenicki/punicki od IX w. p.n.e. i grecki od VI w. p.n.e.). Ze względu na specyfikę kolonizacji przez śródziemnomorskie potęgi kupieckie języki te nie stanowiły poważnego zagrożenia dla języków miejscowych i współistniały z nimi przez setki lat na równej stopie. Dopiero łacina odegrała rolę walca parowego niwelującego różnorodność językową.

Różnorodność językowa (4): Nowa Gwinea – mnogość do kwadratu. Supermocarstwo językowe

Wyspa Nowa Gwinea podzielona jest politycznie na Papuę–Nową Gwineę (niepodległe państwo od 1975 r.) i Zachodnią Nową Gwineę, przyłączoną do Indonezji w 1962 r. i obecnie składającą się z sześciu prowincji. Łatwo się pogubić w terminologii, bo wszystkie prowincje indonezyjskie także mają w nazwie słowo Papua. Granica przebiega niemal idealnie wzdłuż południka 141°E z lokalnym wyjątkiem przecinającego południk zakola rzeki Fly. Oczywiście z punktu widzenia geografii naturalnej i językoznawstwa ta polityczna granica jest czysto umowna. Ustanowili ją Holendrzy pod koniec XIX w., oddzielając kontrolowaną przez siebie część wyspy od niemieckiej i brytyjskiej strefy wpływów. Do Papui–Nowej Gwinei należą także liczne duże wyspy, w tym cały Archipelag Bismarcka i Wyspa Bougainville’a (reszta Wysp Salomona jest osobnym państwem). Wyjaśnijmy sobie zatem, że niniejsze wpisy dotyczą wyspy Nowej Gwinei bez względu na podziały polityczne, a w szerszym sensie regionu nowogwinejskiego (wraz z wyspami „satelitarnymi”). W braku lepszego terminu będziemy też posługiwać się nazwą języki papuaskie na określenie wszystkich rdzennych języków regionu nowogwinejskiego, które nie są austronezyjskie ani nie należą do żadnej z rodzin językowych kontynentu australijskiego. Języki takie zachowały się nie tylko na Nowej Gwinei, ale też w niektórych częściach Wallacei (Moluki, Timor, archipelag Alor–Pantar), na wyspach Bismarcka i Salomona, a także śladowo na należących do Australii wyspach w cieśninie Torresa. Oprócz języków papuaskich w regionie nowogwinejskim używane są także liczne języki austronezyjskie, które pojawiły się w tych okolicach 3600 lat temu. Austronezyjczycy skolonizowali mniejsze wyspy i część wybrzeża Nowej Gwinei, ale nie zagłębili się w interior wyspy. W czasach najnowszych do tej mieszanki doszły jeszcze języki kolonialne. Język angielski pozostaje jednym z czterech języków urzędowych Papui–Nowej Gwinei. Spośród pozostałych trzech znamy już tok-pisin (język kreolski o słownictwie zapożyczonym głównie z angielskiego). Drugim jest hiri-motu, skreolizowana odmiana austronezyjskiego języka motu, która rozwinęła się jako lingua franca południowo-wschodniego wybrzeża Nowej Gwinei, zanim jeszcze pojawili się tam Europejczycy. Trzecim jest od kilku lat nowogwinejski język migowy. W Zachodniej Nowej Gwinei językiem urzędowym jest indonezyjski. Należy on do rodziny austronezyjskiej, ale nie jest rodzimym językiem etnicznym, tylko został wprowadzony przez administrację państwową.

Ogólną liczbę rdzennych języków regionu nowogwinejskiego szacuje się na ok. 1000–1200, z czego 20–25% stanowią języki austronezyjskie. Jako jedyne mają one znanych krewnych poza tym obszarem. Nikt nie wie dokładnie, ile jest języków papuaskich; prawdopodobnie 800–900. Ich policzenie utrudnia cały szereg komplikacji: niewystarczająca skala badań terenowych, trudności z ustaleniem w poszczególnych przypadkach, czy mamy do czynienia z pełnoprawnym językiem, czy z dialektem, a także niepewność, który język pozostaje żywy (wiele z nich ma poniżej 100 użytkowników, co naraża je na szybkie wymarcie). Wielojęzyczność jest rozpowszechniona, wskutek czego wspólnoty językowe częściowo nakładają się na siebie.

Językami papuaskimi mówi ogółem 4 mln ludzi (spośród ok. 15 mln mieszkańców regionu). Nie tworzą one spójnej jednostki taksonomicznej (rodziny językowej), bo brak dowodów na ich monofiletyzm (pochodzenie od wspólnego przodka unikatowego dla tej grupy języków). Ustalanie pokrewieństw między nimi jest trudne, bo nie wszystkie są opisane i zbadane w zadowalającym stopniu, a dokumentacja ogromnej większości z nich pochodzi w najlepszym razie z XX w. Wielu nie udokumentowano w ogóle. Są one nieznane badaczom, a jednocześnie zagrożone wyginięciem.  Ponadto dziesiątki tysięcy lat sąsiedzkiego współistnienia doprowadziły do pojawienia się  zestawu cech regionalnych szerzących się dzięki wzajemnym wpływom (transfer poziomy). Języki papuaskie wykazują zatem wiele zbieżności, które nie są odziedziczone od pradawnych przodków, tylko przejęte wtórnie wskutek kontaktów językowych. Trudno się dziwić, że konsensus specjalistów w takich sprawach jak klasyfikacja języków papuaskich jest kruchy i chwiejny.

Według w miarę aktualnego stanu badań języki papuaskie można podzielić na około 100 (± 25) rodzin. Tylko jedna czwarta tej liczby to rodziny obejmujące 5 lub więcej języków. Kilkadziesiąt języków ma status izolowanych, co oznacza, że przy obecnym stanie wiedzy nie jesteśmy w stanie ich zaliczyć do żadnej większej rodziny. Są one zatem rodzinami, do których należy tylko jeden język. Jak zawsze się zdarza w tego typu sytuacjach, liczebność rodzin jest skrajnie nierówna. Jedna z nich, centralno-trans-nowogwinejska (nazwijmy ją dla zwięzłości CTNG), zdecydowanie dominuje. Obejmuje ponad 300 języków, składa się z ok. 10 gałęzi (podrodzin) o liczebności od 5 do ponad 100 języków i jest czwartą lub piątą co do wielkości rodziną językową świata (zależy, kto i jaką metodą liczy). Prawdopodobną praojczyzną języków CTNG była środkowo-wschodnia część Gór Centralnych. Przypuszcza się, że ich ekspansja była związana z opanowaniem uprawy roślin takich jak taro i banany. Oznaczałoby to, że głębia chronologiczna CTNG jest rzędu 7–10 tys. lat, czyli na granicy stosowalności klasycznej metody porównawczej. Nic dziwnego, że rekonstrukcja systemu fonologicznego i słownictwa ich wspólnego przodka jest tylko mglistym zarysem. Języki CTNG szerzyły się przede wszystkim wzdłuż łańcuchów górskich, ale kolonizowały także niziny na południe od Gór Centralnych, wypierając pierwotne języki miejscowej ludności. W rezultacie mniejsze rodziny i języki izolowane, choć obecne w całej Nowej Gwinej, skoncentrowane są przede wszystkim w mniej rozległej, ale częściowo górzystej północnej części wyspy, między Górami Centralnymi a wybrzeżem pacyficznym. Jest to teren trudny, sprzyjający podziałowi ludności na niewielkie, izolowane populacje. Druga co do wielkości rodzina, torricelli (55 języków) również rozlokowana jest wzdłuż gór, tyle że w mniejszym paśmie Gór Torricellego w północno-wschodniej Papui–Nowej Gwinei.

Nowogwinejczyk z ludu Huli. Język huli, zaliczany do rodziny CTNG, ma około 150 tys. użytkowników, świadomych swojej tradycji kulturalnej i starannie ją pielęgnujących, należy zatem do najmniej zagrożonych języków papuaskich. W języku huli liczebniki tworzą system piętnastkowy. Na przykład 225, czyli 15², wyraża się jako 15 × 15 (ngui ngui), Foto: Nomadtales (Licencja CC BY 2.1 au) Źródło: Wikipedia.

Czy naprawdę języki Nowej Gwinei pochodzą od ponad setki pierwotnych przodków? Jest rzeczą raczej pewną, że tych przodków było mniej i że gdybyśmy wiedzieli więcej o przeszłości języków papuaskich, moglibyśmy je sprowadzić do o wiele mniejszej liczby rodzin językowych. Ale nasze klasyfikacje odzwierciedlają i naszą wiedzę, i niewiedzę. Kiedy brakuje nam pełnej informacji, musimy się opierać na tym, co wiemy, a nie posiłkować się wyobraźnią bez oparcia w solidnych danych. Na pociechę mogę zapewnić, że nad poznaniem języków Nowej Gwinei pracują jedni z najlepszych językoznawców, znakomicie przygotowani do pracy terenowej. Specjalizują się w tej dziedzinie zwłaszcza badacze australiscy.

Języki austronezyjskie również dokonywały zapożyczeń z języków papuaskich i same były źródłem zapożyczeń, ale ponieważ są częścią krajobrazu językowego Nowej Gwinei dopiero od kilku tysięcy lat, zachowały szereg cech swoistych. Na przykład typowe języki papuaskie wyraźnie rozróżniają rzeczowniki i czasowniki jako odrębne części mowy, natomiast w językach austronezyjskich ten sam wyraz zwykle może występować w obu funkcjach. Rozróżnienie bezdźwięcznych i dźwięcznych spółgłosek zwartych jest powszechne w językach austronezyjskich, ale rzadkie w papuaskich. Do charakterystycznych cech wielu (choś nie wszystkich) rodzin języków papuaskich należą nierozróżnianie spółgłosek płynnych /r/ i /l/ oraz skrajne ubóstwo lub nawet brak spółgłosek szczelinowych. Są także różnice składniowe: w językach papuaskich czasownik zwykle stoi na końcu zdania, podczas gdy w językach austronezyjskich przeważa szyk podmiot–czasownik–dopełnienie. Jednak przy wszystkich cechach zbieżnych języki papuaskie mogą reprezentować skrajnie różnorodne typy organizacji gramatycznej. Na przykład obok języków izolujących, w których słowa są krótkie i niezłożone morfologicznie, można spotkać języki polisyntetyczne, w których słowo może zawierać kilka rdzeni leksykalnych i afiksy gramatyczne, niosąc informację równoważną zawartości całego zdania. Oczywiście istnieje także całe spektrum typów pośrednich.

Jak widać, różnorodność językowa Nowej Gwinei wynika z bardzo szczególnych, niepowtarzalnych warunków ekologicznych. Nie ma na świecie drugiej wyspy o podobnej wielkości, której kilkumilionowa ludność żyłaby we względnej izolacji od reszty świata przez dziesiątki tysięcy lat w warunkach utrudniających migrację i sprzyjających rozdrobnieniu społeczności. Kontynent australijski można uznać za jeszcze bardziej izolowany; był on ponadto połączony z Nową Gwineą przez większą część prehistorii od czasu zasiedlenia Sahulu przez nasz gatunek. A jednak sytuacja językowa Australii i Tasmanii przebiegała inaczej. W czasie pierwszego kontaktu z Europejczykami języków australijskich mogło być nieco ponad 300; trzy czwarte z nich należało do rodziny pama-nyungańskiej (która z zagadkowych powodów rozprzestrzeniła się w holocenie na niemal całą Australię), ale oprócz niej można wyróżnić dwadzieścia kilka reliktowych mniejszych rodzin i języków izolowanych. To spora różnorodność, ale wielokrotnie mniejsza od nowogwinejskiej. Także liczba rdzennej ludności Nowej Gwinei była kilka razy większa niż w Australii. A przecież Australia jest około 10 razy większa od Nowej Gwinei. Australijczycy pozostali łowcami-zbieraczami i nigdy nie rozwinęli uprawy roślin, choć mieli też własne imponujące osiągnięcia kulturalne. Z całą pewnością geografia, klimat i przyroda obu obszarów odegrały kluczową rolę w powstaniu tak dramatycznych różnic. I na pewno potrzebne są dalsze interdyscyplinarne badania, żeby je wyjaśnić.

Lektura uzupełniająca

Mapa języków Nowej Gwinei (część projektu TransNewGuinea.org pod egidą Australian National University)

http://transnewguinea.org/maps/language/