Imazighen, czyli Berberowie

Inne wpisy na podobny temat
Trudna rodzina pełna nierówności, czyli języki afroazjatyckie
Zaginione ludy i odrodzone pismo Berberów

Tło historyczne

Jak chyba wszyscy wiedzą, w Afryce Północnej wzdłuż brzegów Morza Śródziemnego absolutnie dominuje język arabski. Jest to oczywisty skutek błyskawicznego podboju tej części świata przez Arabów w VII-VIII w. n.e. O ile na przykład Persja czy emirat Kordoby przyjęły islam, ale zachowały własne języki i część wcześniejszych tradycji kulturalnych, o tyle asymilacja Egiptu i krajów Maghrebu była bardzo gruntowna.

W Egipcie czasów rzymskich w miastach dominowała ponadregionalna greka epoki hellenistycznej, czyli koine, służąca jako lingua franca wschodniej części imperium. Ludność wiejska mówiła – podobnie jak trzy tysiące lat wcześniej – po egipsku, czyli we własnym rdzennym języku, który właśnie wchodził w okres koptyjski, ostatnią fazę swojej długiej historii. W pozostałej części Afryki Północnej, czyli w częściach imperium rzymskiego zwanych Africa i Mauretania, używano jako języka ponadetnicznego kontaktu prowincjonalnej łaciny. Obok niej kwitły liczne inne języki – zarówno miejscowe, jak i importowane. Na przykład w okolicach dzisiejszego Tunisu aż do V w. n.e. część ludności mówiła nadal w punickim dialekcie języka fenickiego, odziedziczonym po założycielach Kartaginy z IX w. p.n.e.

W 429 r. n.e. król Wandalów Gajzeryk wraz ze swoim ludem przeprawił się przez Cieśninę Gibraltarską, zajął rzymską Ceutę i rozpoczął podbój, który po dziewięciu latach uwieńczył założeniem potężnego państwa ze stolicą w Kartaginie, kontrolującego także Sycylię, Sardynię, Korsykę i Baleary. Na tym etapie swojej historii Wandalowie ulegli już częściowej romanizacji, jednak przynajmniej ich starsze pokolenie (w tym sam król, urodzony gdzieś w Panonii), znało jeszcze wandalski – język wschodniogermański przyniesiony z terenów dzisiejszej Polski. Wandalom towarzyszyli inni uczestnicy „wędrówek ludów”, jak zachodniogermańscy Swebowie i irańscy Alanowie; świadczą o tym utrwalone w inskrypcjach imiona osobowe. Po stu latach istnienia państwo Wandalów zostało pokonane przez armię bizantyjską pod wodzą Belizariusza. Kartagina znalazła się pod władzą wschodniorzymską, z grecką koine jako językiem urzędowym, aż do 698 r., gdy zdobyli ją prący na zachód Arabowie.

Tutejsi od tysiącleci

W czasie tych burz historycznych, powstawania i upadania imperiów i mieszania się ludów – jedno pozostało niezmienne. Mimo wpływów punickich, rzymskich i silnej  presji języka arabskiego (a współcześnie także francuskiego) część miejscowej ludności Afryki Północnej zachowała swój język. A właściwie języki, bo mówimy o całej grupie połączonej wspólnym pochodzeniem – o podrodzinie berberyjskiej języków afroazjatyckich.

Ich dalekie pokrewieństwo z językiem egipskim i podrodziną semicką nie ulega wątpliwości. Część badaczy sugeruje nawet (na podstawie podobieństw gramatycznych i słownikowych), że te trzy gałęzie wspólnie stanowią genetycznie spójną jednostkę taksonomiczną: grupę północno-afroazjatycką. Trudno jednak wykluczyć, że wspomniane zbieżności nie są odziedziczone, ale rozwinęły się wskutek „transferu poziomego”, czyli oddziaływania na siebie języków pozostających w kontakcie przez tysiące lat. Niewątpliwie kontakty Berberów z Egipcjanami czy Fenicjanami były bliskie i intensywne, czego nie da się powiedzieć np. o ludach używających języków czadyjskich.

Sytuacja języków berberyjskich jest nieco paradoksalna. Wiadomo, że musiały się wyodrębnić na długo przed początkiem historii królestw egipskich, a jednak jest to gałąź słabo zróżnicowana. Oprócz dwóch dość odmiennych grup izolowanych geograficznie – języków zachodnioberberyjskich (w zachodnim Nigrze oraz na pograniczu Mauretanii i Senegalu) i języków tuareskich (w Mali, Nigrze, południowej Algierii oraz przyległych rejonach Libii i Burkina Faso) – pozostałe języki berberyjskie, skupione głównie na obszarze Algierii i Maroka (ale także rozproszone po enklawach na terenie całego Maghrebu) są z sobą blisko spokrewnione i tworzą raczej sieć dialektów niż wyraźnie rozdzielone języki. Dlatego pytanie o liczbę języków berberyjskich jest trudne. Jedni językoznawcy wyróżniają ich „około pół tuzina”, inni kilkanaście – zależnie od przyjętych kryteriów. Ogółem posługuje się nimi 15–25 mln użytkowników (dokładną liczbę trudno ustalić).

Po grupie tak starej i obejmującej spory region geograficzny można by się było spodziewać różnorodności podobnej jak w przypadku języków semickich. Najwyraźniej jakieś wydarzenia historyczne spowodowały redukcję tej różnorodności. Być może nastąpiła ekspansja któregoś z pierwotnych języków berberyjskich kosztem innych, tak jak łacina wymazała z mapy inne języki italskie. W starożytności na obszarze Maghrebu istniały silne federacje plemienne utrzymujące stosunki polityczne z Kartaginą, a po wojnach punickich zjednoczone w królestwo Numidii, które z czasem podporządkował sobie Rzym. Jeden z języków tego obszaru zapewne uzyskał pozycję dominującą jako medium polityki, kultury i handlu. Mimo późniejszego pofragmentowania wskutek dominacji rzymskiej i podbojów arabskich zdecydowana większość dzisiejszych języków berberyjskich nosi ślady wspólnego pochodzenia od stosunkowo niedawnego wspólnego przodka (2–3 tys. lat temu).

Spośród ludów berberyjskich Tuaregowie dość wcześnie oddzielili się od pozostałych plemion. W IV w. n.e. powędrowali z marokańskiej części północnego obrzeża Sahary na południe, w kierunku południowej Algierii i Sahelu. Ich dialekty nie uległy późniejszym wpływom spajającym języki północnoberberyjskie, toteż zachowały wiele cech konserwatywnych. Tuaregowie byli ludem pasterskim, a ich wojownicza arystokracja miała monopol na posiadanie wielbłądów – konkretnie dromaderów (Camelus dromedarius), słusznie nazywanych okrętami pustyni i znakomicie ułatwiających penetrację Sahary. Tuaregowie przechowali także tradycję używania pisma, ale tej sprawie poświęcę kolejny wpis.

Ryc. 1.

W centralnej grupie języków berberyjskich największą liczbą użytkowników wyróżniają się tamazight ze środkowego Atlasu, taszelhit z południowo-zachodniego Maroka, tarifit z gór Rif w północnym Maroku i kabylski z północnej Algierii. Nomenklaturę komplikuje fakt, że prócz języków lokalnych, tradycyjnych, używanych częściej na wsi niż w wielkich miastach, istnieją oficjalne języki standardowe, sztucznie skodyfikowane: jeden w Maroku (oparty na kombinacji składników zaczerpniętych z trzech głównych języków berberyjskich w tym kraju), a drugi w Algierii (oparty na kabylskim). Oba często są nazywane tak samo – „tamazight” albo „standardowy berberyjski” – co może zmylić niespecjalistę.

Skomplikowana tożsamość rdzennych mieszkańców Maghrebu

W ogóle tożsamość berberyjska, kształtowana obecnie przez renesans świadomości etnicznej, zwłaszcza w Maroku i Algierii, jest skomplikowana – kilkuwymiarowa i kilkupiętrowa. Jeden Algierczyk może się uważać za przede wszystkim za Kabyla (Aqbayli, członka tradycyjnej wspólnoty językowej), a ubocznie, w bardziej abstrakcyjnym sensie, za Berbera, a inny – właśnie przede wszystkim za Berbera, poczuwającego się do uczestnictwa w ponadpaństwowej wspólnocie etniczno-kulturowej. Oczywiście są i tacy, dla których podstawą tożsamości jest uważanie się za Algierczyka, a przynależność etniczna i językowa mają znaczenie drugorzędne. Co do Tuaregów, ich sytuację komplikuje niestabilność polityczna Mali. Próba uzyskania niepodległości przez Tuaregów z Azawadu (północne Mali) przerodziła się w wojnę domową 2012–2014, a groźba brutalnych konfliktów wewnętrznych i zamachów stanu stale wisi nad krajem. Niemniej w tym roku – w wyniku referendum – trzynastu językom etnicznym Mali, w tym językowi tamaszek (tămašăɣt lub tămašăqq) z grupy tuareskiej, przyznano status języków urzędowych. Tamaszek jest także jednym z 11 języków urzędowych Nigru.

Aczkolwiek językoznawcy dla uniknięcia nieporozumień zachowują tradycyjną etykietkę „języki berberyjskie”, określenie Berber bywa uznawane za niepoprawne politycznie. Pochodzi bowiem z arabskiego barbariyy, a to z kolei z greckiego bárbaros ‘barbarzyńca’ (a dokładniej ktoś, kto mówi językiem niezrozumiałym dla wykształconego Greka lub Rzymianina). Aczkolwiek Arabowie nie mieli na myśli nic złego, przejmując po prostu słowo, którego Bizantyjczycy używali w odniesieniu do północnoafrykańskich autochtonów, można temu słowu przypisać wydźwięk pejoratywny, jak to się często zdarza z egzonimami, czyli nazwami etnicznymi narzuconymi „z zewnątrz”, w tym przypadku przez kolonizatorów. Ruch odrodzenia Berberów preferuje nazwę etniczną Amazigh (Amaziɣ, l.mn. Imaziɣen), gdzie gh (ɣ) oznacza dźwięczną spółgłoskę szczelinową języczkową, podobną do francuskiego r [ʁ]. Preferowaną nazwą języka berberyjskiego (któregokolwiek) jest wówczas przymiotnik pochodny tamazight (tamaziɣt) ‘język ludu Imazighen’. Etnonim Amaziɣ, o dyskusyjnej etymologii, znany jest w tej czy innej formie formie od starożytności. Nazwy głównych języków/dialektów tuareskich (tămašăqq, tămahăqq, tămažăqq) są po prostu lokalnymi odpowiednikami północnoberberyjskiego tamaziɣt.

Aczkolwiek przynależność do Imazighen jest coraz częściej przedmiotem dumy, w przeszłości odmienność Berberów bywała raczej powodem do dyskryminacji, skłaniając wielu z nich do ulegania asymilacji narzucanej przez wpływy arabskie lub – w Algierii – francuskie. W reakcji na przeszłość kolonialną pojawiła się chęć odnajdywania korzeni etnicznych. Wiele znanych postaci publicznych zarówno w Afryce Północnej, jak i w diasporze algierskiej czy marokańskiej (zwłaszcza, choć nie wyłącznie we Francji) jest pochodzenia berberyjskiego. Na przykład Zinedine „Zizou” Zidane urodził się we Francji, ale jego rodzice byli imigrantami z wioski w Kabylii w północnej Algierii, gdzie mówiło się dialektem berberyjskim. Urodzona w Algierze pieśniarka Souad Massi ma wielu fanów także w Polsce. W jej wielojęzycznym repertuarze są też teksty w języku kabylskim. Marokańskim Berberem (urodzonym w Mogadorze) był nawet jeden z pradziadków Édith Piaf.

Ryc. 2.

W górach Atlasu spółgłoskom wolno więcej

Ciekawostek dotyczących języków berberyjskich jest więcej, niż mógłbym zmieścić we wpisie na blogu. Tu wspomnę jeden przykład. Język taszelhit (taclḥiyt) fascynuje fonologów z następującego powodu: choć posiada on trzy fonemy samogłoskowe (/a/, /i/, /u/), nie każda sylaba musi zawierać którykolwiek z nich. To jeszcze małe piwo, bo przecież nie brakuje języków, w których spółgłoski nosowe (jak [m], [n]) lub płynne (jak [l], [r]) mogą pod nieobecność samogłoski pełnić rolę ośrodka sylaby – jako przykłady bliskie nam geograficznie wystarczy wspomnieć czeskie vlk ‘wilk’, trh ‘targ’, krk ‘szyja, gardło’ itp. Ale w taszelhit każda spółgłoska, nawet zwarta lub szczelinowa, może być sylabiczna. Czy jest, czy nie jest, to już kwestia reguł sylabifikacji zastosowanych do ciągu spółgłosek. Sam ciąg może być praktycznie dowolny, bo taszelhit nie narzuca żadnych ograniczeń na to, jaka sekwencja spółgłoskowa może stać na początku, w środku czy też na końcu wyrazu.

Słowo takie jak tbdg ‘to było mokre’ składa się z dwu sylab: [tb̩] i [dg̩] (pionowa kreseczka pod spółgłoską oznacza jej sylabiczność). Rozkaźnik ‘jedz!’ brzmi w taszelhit cc. Litera c oznacza tu spółgłoskę [ʃ] (jak angielskie sh), przy czym pierwsze [ʃ] stanowi nagłos sylaby, a drugie jej ośrodek: [ʃʃ̩]. Także dłuższe wyrażenia, nawet kompletne zdania, mogą nie zawierać żadnej samogłoski ani nawet żadnej spółgłoski z klasy tych, które w innych językach, takich jak czeski, mogłyby być sylabiczne. Wyrażenie tsskcftstt tftxtstt ‘wysuszyłeś i rozwałkowałeś ją’ wymawiane jest [ts̩.sk̩.ʃf̩.ts̩tt tf̩.tχ̩.ts̩tt], gdzie kropki oznaczają granice sylab. Innymi słowy – zawiera siedem sylab, ale ani jednej samogłoski czy choćby spółgłoski dźwięcznej. Podczas jego wymawiania od początku do końca fałdy głosowe nie wibrują ani przez chwilę, co sprawia wrażenie, że całe zdanie jest wypowiedziane szeptem.

Analizę językoznawczą potwierdza metrum poetyckie. W poezji w języku taszelhit liczy się zarówno liczba sylab, jak ich „ciężar”. Sylaba ciężka to taka, w której po segmencie sylabicznym następuje jeszcze spółgłoska. Sylaba lekka to taka, która kończy się na głoskę sylabiczną. Wyraz taki jak tsbɣt [ts̩.bʁ̩t] ‘namalowałeś’ liczy się na potrzeby wersyfikacji jako dwie sylaby, lekka i ciężka.

Kolejny wpis z tej serii będzie poświęcony dwóm ciekawym językom martwym, o których nie było dotąd mowy, a które z dużym prawdopodobieństwem także należały do podrodziny berberyjskiej, oraz unikatowemu systemowi pisma, opracowanemu przez przodków Berberów/Imazighen w I tysiącleciu p.n.e., przechowanemu w tradycji, a obecnie propagowanemu jako rodzimy system zapisu języków berberyjskich, używany obok pisowni opartej na piśmie arabskim lub alfabecie łacińskim.

Mapa w nagłówku

Zasięg współczesnego występowania języków berberyjskich. Po lekturze wpisu nie powinno sprawić trudności skojarzenie poszczególnych barwnych plam z językami tuareskimi, północnoberberyjskimi i zachodnioberberyjskimi. Autor: Ajellid-n-arif Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 4.0).

Opisy ilustracji

Ryc. 1: Tuarescy jeźdźcy wielbłądów podczas Festiwalu Soli w Agadez (Niger), 2007. Inaczej niż zwykle w krajach arabskich, mężczyźni noszą stale chusty tagelmust zasłaniające usta i dolną część twarzy, natomiast kobiety nie zasłaniają twarzy. Foto: Dr Ralf Kosma. Źródło: Mostly Mammoths (fair use).
Ryc. 2: Zinadine Zidane, jeden z najsławniejszych potomków Imazighen, syn rodowitych Kabylów z wioski Aguemoune w prowincji Béjaïa (kabylskie Bgayet) w Algierii. Sam podobno tak definiuje swoją tożsamość: w pierwszym rzędzie Kabyl z dzielnicy La Castellane, w drugim Algierczyk z Marsylii, w trzecim Francuz. Foto: Tasnim News Agency. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY 4.0).

Dodatek

Mała próbka języka taszelhit (znanego też jako szilha). Warto porównać wymowę z użytą tu konwencją zapisu alfabetem łacińskim: litera e nie oznacza samogłoski; nie jest wymawiana, tylko sygnalizuje, że następująca po niej spółgłoska jest sylabiczna.
O drugim z użytych w napisach systemów pisma będzie mowa w następnym wpisie.

Rzadkie dźwięki (4): jak mlaskać na sto sposobów

Inne odcinki serii:

Rzadkie dźwięki (1): walijskie ll
Rzadkie dźwięki (2): azteckie tl
Rzadkie dźwięki (3): wystrzałowe spółgłoski i zgrzytliwe samogłoski Majów

Mlaski, zwane też klikami (ang. clicks), mają opinię dźwięków bardzo egzotycznych. Jest prawdą, że tylko wyjątkowo są używane jako głoski (dźwięki mowy), ale wcale nie są takie znów niezwykłe. Kilku z nich używamy powszechnie jako dźwięków „parajęzykowych”, wyrażających coś, czego nie ubieramy w słowa. Na przykład przesyłając komuś symboliczny pocałunek, artykułujemy mlask dwuwargowy, którego symbol w międzynarodowym alfabecie fonetycznym (IPA) wygląda tak: [ʘ]. Cmokając z irytacją za pomocą czubka języka, wydajemy z siebie mlask zębowy [|]. Popędzając konia, możemy, zamiast wołać „wio!”, wyartykułować mlask dziąsłowy boczny [ǁ]. Mój pies rozumie, że kiedy wypowiadam powtórzony mlask przedniojęzykowo-dziąsłowy [!], mam na myśli „chodź tu!”. Jest jeszcze na przykład mlask środkowojęzykowo-podniebienny [ǂ], dla którego nie mam żadnych szczególnych zastosowań, ale potrafię wymówić go bez trudu.

Mlaski to właściwie bardzo dobre spółgłoski, dość łatwe w artykulacji i wyraziste akustycznie. Aż dziw, że nie są używane na całej Ziemi jako dźwięki mowy, natomiast niemal wszędzie są zarezerwowane dla komunikacji niewerbalnej. Często także służą do porozumiewania się ze zwierzętami domowymi, które z łatwością je rozpoznają i rozumieją, że te „dźwięki specjalne” ludzie kierują właśnie do nich. Jak powstają mlaski? Trzeba to wytłumaczyć, bo nawet jeśli potrafimy je wymówić, rzadko jesteśmy świadomi, co się w trakcie tej czynności dzieje z naszymi narządami mowy. W odróżnieniu od głosek ejektywnych, które wymagają silnego sprężenia powietrza, artykulacja mlasku polega na wytworzeniu podciśnienia, po czym następuje szybkie zassanie powietrza z charakterystycznym donośnym cmoknięciem.

Aby uzyskać podciśnienie, tylną część języka zwieramy z podniebieniem miękkim (jak przy wymawianiu [k]), uniemożliwiając przepływ powietrza. Do tego tworzymy dodatkowe zwarcie w przedniej części traktu głosowego albo za pomocą warg (jak przy przesyłaniu całusa), albo za pomocą przedniej lub środkowej części języka (jak przy pozostałych mlaskach). Obniżając główną masę języka, powiększamy objętość powietrza zamkniętą między obydwoma zwarciami, a przez to rozrzedzamy je. W końcu odrywamy od siebie wargi (mlask dwuwargowy), czubek języka od zębów lub dziąsła (mlask zębowy lub dziąsłowy), boki języka od bocznych zębów (mlask boczny), albo środek języka od podniebienia twardego (mlask podniebienny), a gwałtownie wessane powietrze robi swoje, produkując pożądany efekt akustyczny. Wtedy możemy zwolnić (już bezgłośnie) zwarcie tylnojęzykowe.

Oto zatem kilka podstawowych mlasków, przy czym od razu zaznaczam, że możliwości jest więcej, ale od czegoś musimy zacząć:

artykulacjadwuwargowazębowadziąsłowabocznapodniebienna
symbol IPAʘ|!ǁǂ
Najczęściej występujące typy mlasków

Możemy od razu na próbę połączyć mlaski z samogłoskami, do czego nie przywykliśmy, i co może sprawiać trudności, bo mlaski niewerbalne normalnie występują samodzielnie. Spróbujmy więc powiedzieć [ʘoʘo], starając się, żeby zabrzmiało to płynnie, jak gdybyśmy mówili [popo], albo [ǁaǁa] w takim samym tempie i z podobną swobodą, z jaką byśmy powiedzieli [tata]. Wymaga to trochę ćwiczeń, ale dla chcącego nic trudnego. Możemy to ćwiczenie powtórzyć kolejno z każdym mlaskiem z tabelki, aż do odpowiedniego rozgimnastykowania mięśni artykulacyjnych.

To jednak nie wszystko, co można zrobić z mlaskami. Zauważmy, że w ich wymowę zaangażowany jest język, czasem wargi – ogólnie jama ustna. Krtań (wraz ze strunami głosowymi) może w tym czasie przybierać dowolny stan. Możemy na przykład rozsunąć więzadła głosowe na boki tak, żeby w fazie przechodzenia od mlasku do samogłoski powstał bezdźwięczny przydech, np. [ǁʰa] (tak jak przy wymawianiu przydechowego [pʰ], [tʰ] lub [kʰ]). Choć podczas wymawiania mlasku blokujemy przepływ powietrza przez usta, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pozwolić mu przepływać przez nos, bo połączenie gardła z jamą nosową znajduje się z tyłu za podniebieniem miękkim. Najłatwiej się o tym przekonać, wymawiając długo i przeciągle tylnojęzykową spółgłoskę nosową [ŋ], a jednocześnie cmokając wargami lub językiem w dowolny sposób, jaki nam przyjdzie do głowy. Można więc na przykład sprawić, że dwuwargowemu „całusowi” [ʘ] towarzyszy nosowość: [ŋʘ]. Zresztą czasem wykorzystujemy ten dźwięk, symbolicznie wyrażając „całowanie z lubością” albo coś w rodzaju „pycha! palce lizać!”. Ale równie łatwo można wyartykułować np. [ŋǁ] lub [ŋǂ]. Jeśli chcemy ich użyć jako dźwięków mowy, musimy tylko pamiętać, że nosowość i mlaśnięcie powinny zacząć się i skończyć mniej więcej równocześnie, aby było jasne, że wypowiadamy jedną głoskę, a nie grupę spółgłoskową: [ŋǁ], a nie [ŋ] plus [ǁ].

Jeśli potrafimy już wymówić mlaski przydechowe i unosowione, możemy eksperymentować dalej. Na przykład możemy mlask nosowy wymówić bezdźwięcznie (jak gdyby szeptem): powietrze wypływa nosem, ale struny głosowe nie drgają. Możemy to zapisać tak: [ŋ̥ǁ] (kółeczko pod znakiem spółgłoski oznacza tu bezdźwięczność). Mlaskowi może też towarzyszyć zwarcie krtaniowe, zwalniane dopiero, kiedy zaczynamy artykułować następującą po nim samogłoskę. Na przykład symbol [!ʔ] oznacza mlask dziąsłowy glottalizowany (czyli z towarzyszeniem zwarcia krtaniowego). A skoro mowa o mlasku dziąsłowym, to czasem jest on realizowany w szczególny sposób: język tak energicznie odrywa się od dziąsła, że towarzyszy temu głośne plaśnięcie spodu języka o dolne dziąsło. Czasem używamy tego dźwięku, naśladując odgłos kopyt końskich stukających o twarde podłoże. Istnieje nawet specjalny symbol dla oznaczenia tego plaśnięcia: [¡]. A zatem „plaśnięty” mlask dziąsłowy to [!¡]. Każdy mlask w wersji podstawowej jest w zasadzie bezdźwięczny, ale jeśli wymawiając go, wypuszczamy z płuc nieco powietrza, wprawiając fałdy głosowe w drgania, otrzymujemy mlask udźwięczniony. Zapisujemy go na przykład tak: [ɡǀ] (udźwięczniona wersja mlasku zębowego). Mlask dźwięczny brzmi tak, jakbyśmy próbowali jednocześnie mlasnąć i wymówić [ɡ].

Dodatkowe efekty artykulacyjne towarzyszące mlaskom nazywamy akompaniamentami. Akompaniamenty są na ogół artykułowane niezależnie zarówno od mlasków, jak i od siebie nawzajem, a zatem mogą występować w rozmaitych kombinacjach. A skoro tak, to mając do dyspozycji choćby tylko pięć podstawowych mlasków z tabelki powyżej (co zresztą nie wyczerpuje ludzkich możliwości), możemy za pomocą przydechu, nosowości, udźwięcznienia, glottalizacji albo różnych kombinacji tych (i nie tylko tych) cech dokonać ich cudownego rozmnożenia. Teoretyczna liczba sposobów, na jakie można mlaskać, sięga kilkuset. I wiele z tych sposobów jest rzeczywiście wykorzystywanych w językach, które posługują się mlaskami jako dźwiękami mowy.

Rodzina użytkowników jednego z języków khoe-kwadi (prawdopodobnie naro). Dystrykt Ghanzi w Botswanie (Kalahari). Foto: Mopane Game Safaris. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 4.0).

Gdzie spotykamy takie języki? W zasadzie tylko na jednym kontynencie – w Afryce, a konkretnie w jej południowej części. Część języków, które dziś używają głosek mlaskowych, pierwotnie ich nie posiadała. Nabyły je dzięki kontaktom z rdzennymi ludami tej części kontynentu. Dawne określenie tych ludów autochtonicznych, „Buszmeni i Hotentoci”, jest nienaukowe i anachroniczne, a może też być postrzegane jako obraźliwe, więc lepiej go unikać. Używana w językoznawstwie nazwa zbiorcza „języki khoisan” nie jest zbyt szczęśliwa, bo w zamyśle miała oznaczać rodzinę językową, czyli grupę języków wywodzących się od wspólnego przodka. Jednak próby rekonstrukcji takiego wspólnego przodka nie powiodły się i większość badaczy dzieli te języki na pięć niezależnych rodzin.

Trzy z nich, zwane khoe-kwadi, tuu i kx’a, przetrwały w rejonie pustyni Kalahari, głównie na terenie Namibii i Botswany. Najwięcej użytkowników (ok. 200 tys.) ma język nama, znany też jako khoekhoe (z rodziny khoe-kwadi). Pozostałe mają w najlepszym razie kilka lub kilkanaście tysięcy użytkowników, a większość jest niebezpiecznie blisko granicy wymarcia. W systemie fonologicznym języka nama jest dwadzieścia mlasków: zębowe, dziąsłowe, boczne i podniebienne, a każdy z nich może występować w stanie podstawowym lub w połączeniu z którymś spośród czterech akompaniamentów: przydechu, nosowości, nosowości bezdźwięcznej (z przydechem) oraz nosowości z glottalizacją. Innych spółgłosek jest jedenaście, a zatem prawie dwie trzecie spośród 31 spółgłosek w nama to mlaski. To zresztą bynajmniej nie jest szczyt mlaskowego wyrafinowania. W niektórych dialektach języka ǃxóõ (z rodziny tuu) liczba wszystkich fonemów mlaskowych wynosi co najmniej około osiemdziesięciu (językoznawcy różnią się w ocenie, bo niektóre dźwięki mogą być analizowane jako zbitki spółgłoskowe, a nie pojedyncze segmenty mowy). Odpowiada to pięciu podstawowym artykulacjom (jak w tabelce) i kilkunastu typom akompaniamentów (od prostszych do bardziej złożonych). ǃXóõ ma ponadto dużą liczbę spółgłosek niemlaskowych, więc całkowita liczba głosek wykorzystywanych w tym języku przekracza setkę. Znaczna większość słów zaczyna się na któryś z licznych mlasków.

Dwie pozostałe rodziny to dwa języki izolowane, nieposiadające znanych kuzynów i niespokrewnione z sobą nawzajem: sandawe i hadza. Oba używane są w Tanzanii, ok. 2 tys. km od innych rdzennych języków posługujących się mlaskami. Ich dzisiejsze rozmieszczenie jest prawdopodobnie reliktem znacznie szerszego zasięgu w dalekiej przeszłości.

Około dwóch tysięcy lat temu całą południową część Afryki zajmowały prawdopodobnie rodziny językowe typologicznie podobne do tych, które przetrwały do dziś na znacznie mniejszym i pofragmentowanym obszarze. W tym czasie do południowej Afryki docierały migrujące z terenów położonych na wschód od Jeziora Wiktorii grupy wędrownych ludów pasterskich, a wraz z nimi przybywały najpierw owce, a następnie kozy i bydło domowe. Umożliwiał to korytarz trawiastych stepów przejściowo wolny od bariery, jaką dla pasterzy stanowiło występowanie muchy tsetse, przenoszącej pasożytnicze świdrowce. Wydaje się, że główny szlak tych wczesnych migracji skręcał na wschód w okolicach Mozambiku i prowadził w poprzek kontynentu ku Namibii. Przynależność językowa tych migrujących grup nie jest jasna, ale badania genetyczne sugerują, że byli spokrewnieni z populacjami używającymi dziś języków kuszyckich z rodziny afroazjatyckiej, a być może także z ludami nilosaharyjskimi. Pasterze żyli w jakiegoś rodzaju kulturowej symbiozie z rdzenną ludnością zbieracko-łowiecką, co doprowadziło do asymilacji społecznej i przejęcia pasterstwa przez część ludów używających języków khoe-kwadi. Zasięg tej rodziny był w przeszłości znacznie większy niż obecnie i jeszcze w początkach kolonizacji europejskiej sięgał aż w okolice Przylądka Dobrej Nadziei. Użytkownicy języków z rodzin tuu i kx’a (oraz pozostałej części rodziny khoe-kwadi) pozostali przy tradycyjnym, zbieracko-łowieckim trybie życia i prowadzą go do tej pory, głównie na terenie Botswany.

W I tysiącleciu n.e. do Afryki Południowej dotarła fala ekspansji ludów mówiących językami bantu z rodziny atlantycko-kongijskiej. Była to ludność rolnicza, uprawiająca również pasterstwo i znająca się na metalurgii. Wraz z nią rozprzestrzeniła się w Afryce Południowej technologia wytopu żelaza (od dawna znana w Afryce Środkowo-Zachodniej, gdzie epoka żelaza nastąpiła bezpośrednio po neolicie). Języki bantu wyparły bliżej nieznane wcześniejsze języki rdzenne w całej południowo-wschodniej części Afryki oraz stały się poważną konkurencją dla reliktowych języków z rodzin nadal istniejących, które utrzymały się głównie w ekologicznie trudnym, niegościnnym dla rolnictwa regionie Kalahari.

Grupa nguni, stanowiąca jedną z gałęzi bantu, wyodrębniła się na południowym wschodzie i częściowo przejęła cechy języków, które zastąpiła. Języki nguni mają systemy fonemów mlaskowych. W języku suazi jest ich tylko sześć. Wszystkie mają to samo miejsce artykulacji (zębowe lub dziąsłowe), ale każdy ma także odpowiednik unosowiony, a niezależnie od tego mogą być także (oprócz stanu podstawowego) przydechowe lub dźwięczno-przydechowe. W języku zulu jest piętnaście mlasków (trzy miejsca artykulacji i pięć sposobów wymawiania), a w języku xhosa osiemnaście (trzy miejsca artykulacji i sześć sposobów wymawiania). Ten ostatni język na także bardzo rozbudowany system spółgłosek niemlaskowych, w tym rozmaite rarytasy omawiane w poprzednich wpisach z tej serii: iniektywne [ɓ] i spółgłoski ejektywne (zwarte i zwartoszczelinowe) jak w języku maja oraz boczną spółgłoskę szczelinową [ɬ] jak w walijskim.

Także inne języki z południowych gałęzi bantu zapożyczyły mlaski od języków lokalnych: na przykład język yeyi znad rzeki Okawango (w Botswanie i Namibii) ma 18 mlasków (choć nie całkiem tych samych co xhosa). Oprócz języków bantu znamy jeszcze jeden przypadek zapożyczenia mlasków: język dahalo z kuszyckiej gałęzi rodziny afroazjatyckiej, używany opodal ujścia rzeki Tana w Kenii, ma cztery fonemy mlaskowe, najwyraźniej przejęte z jakiegoś zaginionego języka substratowego. Dahalo, podobnie jak xhosa, ma także bogaty system spółgłosek, wykorzystujący wszystkie znane ludzkości mechanizmy produkowania strumienia powietrza.

Przykłady te są dla językoznawców ważne, bo dowodzą, że mlaski mogą się szerzyć wskutek kontaktów językowych i tworzyć nowe podsystemy głosek w językach, które ich wcześniej nie miały. Być może coś takiego zaszło w Afryce Południowej tysiące lat temu, gdy głoski mlaskowe stały się regionalną specjalnością, niekoniecznie odziedziczoną po bardzo dalekich przodkach. Mogły się rozwinąć spontanicznie jako warianty wymowy innych, mniej egzotycznych głosek. Nie sposób dziś rozstrzygnąć, czy mlaski południowoafrykańskie są archaizmem, czy innowacją, ale na pewno stanowią cechę unikatową, niespotykaną w innych regionach Ziemi. Właściwie nie wiadomo dlaczego, bo jak wspominałem, nie nastręczają większych trudności w wymowie i nie trzeba mieć DNA łowców-zbieraczy z Kalahari, żeby je poprawnie wymawiać. Poza Afryką mlaski wykorzystano tylko w języku damin. Jest to sztuczny język obrzędowy używany podczas ceremonii rytualnych przez użytkowników języków lardil i yangkaal z rodziny tangkijskiej w północnej Australii. Język damin został celowo obmyślony tak, żeby brzmiał dziwnie, dlatego zawiera głoski o bardzo wymyślnej i osobliwej artykulacji, w tym kilka różnych mlasków.

Małe ćwiczenie: język xhosa ma prawie 10 mln użytkowników, dla których jest językiem ojczystym, i drugie tyle, dla których jest językiem drugim. Jest jednym  z języków oficjalnych RPA, liczebnie drugim po zulu (afrikaans jest dopiero trzeci). Wstyd byłoby nie wiedzieć, jak wymawiać jego nazwę. W opracowanej dla niego ortografii litera x oznacza mlask dziąsłowy boczny [ǁ], czyli trochę jakby azteckie tl, ale wymawiane za pomocą zassania powietrza przez mechanizm mlaskowy, a nie za pomocą powietrza wydychanego z płuc. Dwuznak xh oznacza przydechowy odpowiednik tego mlasku, czyli [ǁʰ]. Cała nazwa wymawiana jest [ǁʰoːsa] (z długą samogłoską o). Pierwsza sylaba ma wysoki ton, ale ten detal pozwoliłem sobie pominąć. A teraz przykład z języka nama: jeśli już trochę go opanowaliśmy, ale rozmówca mówi za szybko i nie wszystko łapiemy, mówimy: ǂause toxoba !hoa re ‘proszę, mów wolniej’, gdzie [ǂ] jest mlaskiem podniebiennym, a trzecie słowo zaczyna się na przydechowy mlask dziąsłowy [!ʰ]. W tym przypadku x nie jest mlaskiem, tylko spółgłoską wymawianą jak polskie ch, a b oznacza szczelinowe [β], wymawiane jak w hiszpańskim lobo ‘wilk’.

Ilustracja

Nagrania mlasków języka nama. Na zalinkowanej stronie mlasku są transkrybowane w trochę inny sposób niż w tym wpisie. Symbol [k] przez znakiem mlasku oznacza jego wersję podstawową, bez dźwięczności bądź nosowości, czyli np. [kǁ] oznacza to samo co moje [ǁ].

https://www.phonetik.uni-muenchen.de/studium/skripten/languagedemos/Demos/nama.html