Rozmówki indoeuropejskie. Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat

Pozostałe części cyklu
Część 1: Zaproszenie
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 5: Rdzenie i słowa [w przygotowaniu]

Zmiany dźwiękowe, czyli ruch głównie jednostronny

Zmiany dźwiękowe zachodzą przez cały czas w językach, które znamy; możemy je obserwować i badać bezpośrednio, dlatego wiemy, że duża część z nich to zmiany częste i „naturalne”. Oznacza to, że z przyczyn zależnych od tego, jak artykułujemy i postrzegamy dźwięki, mają one tendencję do zachodzenia w określonym kierunku i do asymetrii (zmiana A > B jest bardziej prawdopodobna niż B > A). Na przykład często się zdarza, że spółgłoski tylnojęzykowe, takie jak [k], ulegają palatalizacji (przesunięciu artykulacyjnemu ku przodowi), jeśli występuje po nich samogłoska przednia: [ke] > [tɕe] ze spółgłoską zwartoszczelinową (wymawiane jak polskie cie). Zmiana odwrotna jest mało prawdopodobna, natomiast uprzednienie spółgłoski często posuwa się dalej, może więc dać wynik typu [tʃe] lub [tse]. Spółgłoska zwartoszczelinowa może następnie utracić komponent zwarty, możliwa jest zatem dalsza ewolucja w stronę [ʃe], [se] itp. Wiemy więc, że [ke] może w naturalny sposób zmienić się w [tʃe] albo [se], ale nie widziano jeszcze, żeby [se] zmieniło się w [ke].

Jeśli zatem porównamy pokrewne słowa w grupie języków pochodzących od wspólnego przodka, to z ich wymowy często można bez wielkiego trudu wydedukować, jaka musiała być forma pierwotna, zakładając, że setki i tysiące lat temu procesy fonetyczne przebiegały podobnie jak obecnie (a nie ma powodu sądzić, że było inaczej, bo ani anatomia i fizjologia ludzka, ani prawa fizyki nie zmieniły się w tym czasie). W języku włoskim słowo oznaczające liczbę 100 brzmi cento /tʃɛnto/, po francusku cent /sɑ̃/, po hiszpańsku ciento /θjento/ lub /sjento/ (zależnie od dialektu), po portugalsku /sẽtu/, a w języku sardyńskim /kentu/. Widzimy, że choć brak palatalizacji w sardyńskim jest wyjątkiem wśród dzisiejszych języków romańskich, to właśnie ta forma musi być bardzo konserwatywna, bo wszystkie pozostałe spółgłoski początkowe w romańskich refleksach liczebnika ‘100’ mogą pochodzić od pierwotnego *k, ale nie na odwrót.1

Jest to początek rozumowania, które prowadzi nas do wniosku, że praromańska wymowa ‘100’ brzmiała w przybliżeniu *kentu. Ale język praromański to przecież po prostu łacina, aczkolwiek prowincjonalna, ludowa i potoczna – niekoniecznie taka sama, jakiej używali wykształceni literaci i elita rzymska. W łacinie klasycznej słowo ‘100’ pisane było centum, a realizowane jako /kentum/ – fonetycznie [kɛntʊ̃], jeśli zależy nam na aż takiej precyzji. Świadczy o tym nie tylko rozwój tego wyrazu w językach romańskich, ale także informacje z pierwszej ręki: zachowane uwagi gramatyków rzymskich opisujących własny język.2

Jak rozpracowano wymowę praindoeuropejską

Analizy porównawczej tego typu nie możemy bezpośrednio zweryfikować w przypadku języków, których wspólny przodek nie zachował się w formie pisanej, ale samo rozumowanie jest na tyle dobrze sprawdzone, że otrzymane w ten sposób rekonstrukcje możemy traktować z dużą dozą ufności. Pionierskie próby Jacoba Grimma czy Augusta Schleichera do końca XIX w. rozwinęły się w szczegółową „mapę drogową”. Dla większości gałęzi składających się na rodzinę indoeuropejską zrekonstruowano niemal kompletne sekwencje zmian, jakie zaszły między ostatnim wspólnym przodkiem ich wszystkich (językiem praindoeuropejskim) a przodkami poszczególnych grup oraz między ostatnim wspólnym przodkiem każdej grupy a językami współczesnymi. Odkrycia XX w. w połączeniu z pogłębioną wiedzą na temat mechanizmów zmian językowych pozwoliły na uzupełnienia i korekty.3 W przypadku języków „trudnych”, jak albański i ormiański, których izolowany charakter i ograniczona dokumentacja utrudnia odtworzenie łańcuchów zmian, wiele szczegółów pozostaje do dziś niepewnych, ale świadectwo pozostałych języków pozwala sięgnąć aż do czasów ostatniego wspólnego przodka rodziny i odtworzyć jego system dźwiękowy.

Czasem jest to łatwe. Na przykład, jeśli skupimy się na nagłosie wyrazu – a jest to pozycja, w której spółgłoski najrzadziej ulegają zmianom – to okazuje się, że istnieje duża klasa słów pokrewnych, które w każdej grupie języków indoeuropejskich zaczynają się na /m/. Jest to po prostu w tej pozycji spółgłoska bardzo stabilna, odporna na zmiany. Nie ma powodu wątpić, że w tej klasie słów już język praindoeuropejski miał początkowe *m.4 Spółgłoska /t/ jest nieco bardziej zmienna. Tam, gdzie niemal wszystkie grupy języków języki indoeuropejskie mają początkowe /t/, język ormiański i grupa germańska wyłamują się z jednomyślności. Ormiański ma przydechowe /th/ (tradycyjnie transliterowane jako ), a z porównania języków germańskich wynika, że pragermańskim odpowiednikiem /t/ było *þ, wymawiane /θ/.5 Najoszczędniej jest przyjąć, że w praindoeuropejskim istniała głoska *t, która w większości linii potomnych zachowała się bez większych zmian, a tylko w pojedynczych przypadkach przybrała silny przydech lub zmieniła artykulację na szczelinową. Germańska zmiana *t > *þ jest zresztą częścią bardziej ogólnego procesu znanego jako prawo Grimma.

Ryc. 1.

Dziwactwa i niespodzianki

Kiedy już rozpracowano zmiany częste i naturalne, czyli gdy większa część puzzle’a została ułożona, można było zidentyfikować inne odpowiedniości, dziwne lub wręcz unikatowe, ale regularne i „pasujące do układanki”. Na przykład praindoeuropejskie *s w pozycji początkowej przed akcentowaną samogłoską pojawia się w albańskim jako gj /ɟ/ (wymawiane jak polskie „miękkie g” w giąć); zjawisko to nie powtarza się nigdzie indziej w rodzinie indoeuropejskiej. Praindoeuropejskie *kw (wymawiane z zaokrągleniem warg) przed samogłoskami przednimi rozwinęło się w greckie /t/, poza tym w /p/, ale w niektórych kontekstach straciło zaokrąglenie i stało się zwykłym /k/.6 Jedną ze zmian najbardziej kuriozalnych jest rozwój nagłosowego *dw w języku ormiańskim: *dw > erk. Na przykład polskiemu dwa, łacińskiemu duo czy staroindyjskiemu dvā odpowiada klasyczne ormiańskie erku (patrz ryc. 1).

Gdybyśmy wcześniej nie dopasowali do siebie innych kawałków układanki, trudno byłoby uwierzyć, że tak może wyglądać regularna odpowiedniość. Jest ona jednak poparta przez kilka innych solidnych przykładów, a jak mawiał Sherlock Holmes: „Gdy wyeliminujesz niemożliwe, to, co pozostanie, jakkolwiek nieprawdopodobne, musi być prawdą”. Oczywiście rozwój *dw > erk nie nastąpił w jednym kroku. Ten uproszczony zapis pokazuje stan początkowy i końcowy, pomijając stadia pośrednie. Co się działo pomiędzy nimi – to problem znany w literaturze przedmiotu jako „wielka zagadka ormiańska”.

Model standardowy: spółgłoski

Ale pomińmy problemy szczegółówe (których jest legion) i przyjrzyjmy się głoskom praindoeuropejskim zrekonstruowanym według modelu uznawanego obecnie za standardowy. Zacznijmy od systemu spółgłosek, pokazanego na ryc. 2. Wiele z nich to głoski występujące powszechnie, ale system praindoeuropejski miał swoje dziwactwa. Zresztą który język ich nie ma? Wystarczy wspomnieć barokowe bogactwo głosek szczelinowych i zwartoszczelinowych, dzięki którym język polski jest zmorą fonetyczną dla cudzoziemców pragnących się go nauczyć. W poniższej tabeli spółgłoski uporządkowane są według miejsca artykulacji (kolumny) i mechanizmu artykulacji (wiersze).

Ryc. 2.

Trzy szeregi, w tym jeden niezwykły

Pierwsze trzy wiersze tabeli zajmują spółgłoski zwarte. Osobliwością, na którą warto zwrócić uwagę, jest to, że tworzą one aż trzy szeregi różniące się fonacją, czyli aktywnością strun głosowych. Pierwszy szereg to zwykłe spółgłoski bezdźwięczne (np. *p). Drugi – to ich odpowiedniki dźwięczne (np. *b). Na razie nic niezwykłego. Ale istniał jeszcze trzeci szereg, reprezentowany przez *bh. Dodatkowy symbol (podniesione h) oznacza przydech, czyli energiczny wyrzut wydychanego powietrza towarzyszący rozwarciu narządów artykulacji. Podobne trzy szeregi istniały np. w klasycznej grece: /p, b, ph/, ale tam szereg przydechowy był bezdźwięczny, co zdarza się o wiele częściej. Spółgłoski łączące dźwięczność z przydechowością są bardzo rzadkie, ale można je spotkać np. w języku staroindyjskim i w wielu wywodzących się z niego współczesnych językach Indii, takich jak hindi. System indyjski obejmuje nawet aż cztery szeregi: /p, ph, b, bh/.7

Ze świecą szukać języka, w którym przydechowe byłyby tylko spółgłoski dźwięczne. Język praindoeuropejski był pod tym względem unikatem. Z fonetycznego punktu widzenia przydech bezdźwięczny [ph] jest czymś innym niż przydech dźwięczny [bh]. Pierwszy polega na tym, że w chwili rozwarcia fałdy głosowe krtani pozostają szeroko rozsunięte i powietrze wypływa jeszcze przez chwilę bez przeszkód, zanim fałdy przyjmą pozycję umożliwiającą wprawienie ich w wibracje (co wymaga zamknięcia szczeliny między nimi). W drugim przypadku trzeba jakoś pogodzić przydech z dźwięcznością (czyli jak gdyby wodę z ogniem). Można to zrobić na kilka sposobów (dających podobny efekt akustyczny), np. zbliżając fałdy głosowe na części ich długości, pozostawiając jednak w pozostałej części szczelinę (tak jest w języku hindi), albo zbliżając je do siebie niekompletnie, tak że wibrują „na pół gwizdka”, jak przy teatralnym szepcie. Głoski artykułowane w ten sposób nazywamy „dyszącymi” (po angielsku breathy-voiced).

Trudno mieć pewność, co dokładnie działo się z krtanią ludzi mówiący po praindoeuropejsku. Wiemy jednak, że w wielu językach (m.in. w bałtosłowiańskich, irańskich czy celtyckich) spółgłoski trzeciego szeregu straciły swoją dyszącą wymowę i utożsamiły się ze zwykłymi dźwięcznymi. W greckim uległy ubezdźwięcznieniu (np. *bh > /ph/). W językach indoaryjskich zachowały się jako bh (być może wymawiane nieco inaczej niż w prajęzyku, ale też dyszące). W języku praitalskim stały się szczelinowe: dawne *bh zmieniło się w *β (wymawiane jak hiszpańskie b) w środku wyrazu, a w nagłosie ubezdźwięczniło się, dając *f. W łacinie śródgłosowe *β ostatecznie „stwardniało”, zmieniając się w /b/, ale nagłosowe /f/ pozostało szczelinowe, jak w wyrazie frāter, spokrewnionym z polskim brat albo angielskim brother. W językach germańskich zgodnie z prawem Grimma ze spółgłosek dyszących powstały dźwięczne szczelinowe, które następnie w niektórych pozycjach przekształciły się w zwarte dźwięczne, w tym przypadku /b/.8

Krótko mówiąc, rozwój trzeciego szeregu wskazuje na tendencję do zaniku dźwięczności przy zachowaniu przydechu, do wzmocnienia dźwięczności połączonego z utratą „efektów specjalnych” albo do wymowy szczelinowej. Tego właśnie należałoby oczekiwać, jeśli trzeci szereg miał wymowę dyszącą, fonetycznie półdźwięczną. W językach indoaryjskich, które wykształciły dodatkowo głoski par excellence przydechowe typu /ph/, odziedziczone głoski typu /bh/ zostały zinterpretowane jako ich dźwięczne odpowiedniki.

Gdzie się podziało *b?

Inną osobliwością systemu spółgłosek praindoeuropejskich jest fakt nietypowej częstości występowania spółgłosek zwartych wargowych. Zarówno *p, jak i *bh występowały w bardzo wielu słowach, także w słownictwie podstawowym, natomiast *b było skrajnie rzadkie, a tam, gdzie da się je zrekonstruować, jest nieraz tylko wariantem *p udźwięcznionym przez upodobnienie do następującej po nim głoski dźwięcznej. Można nawet wątpić, czy w ogóle istniało jako odrębny fonem. Jak to możliwe, skoro bardziej skomplikowana artykulacja *bh była tak częsta? Jedna z hipotez głosi, że standardowa rekonstrukcja trzech szeregów jako /p, b, bh/ jest błędna i że w szczególności drugi szereg był czymś innym, niż się wydaje. Mogły to być np. spółgłoski glotalizowane – ejektywne lub „zgrzytliwe”, którym towarzyszyło zwarcie krtaniowe lub podobnego typu aktywność fałdów głosowych.

Z przyczyn fizycznych, które wyjaśniałem, omawiając języki Majów, w systemach zawierających spółgłoski tego typu może występować luka – brak spółgłoski wargowej. Ta hipoteza (tzw. „teoria glotalna”) jest pod niektórymi względami atrakcyjna, ale nie wyparła interpretacji standardowej. Można też rozważać możliwość kompromisową, że glotalizacja była cechą tych spółgłosek w zamierzchłych czasach pra-praindoeuropejskich, ale że w języku praindoeuropejskim zastąpiła ją zwykła dźwięczność. Taki scenariusz tłumaczyłby nieobecność *b (i kilka innych dziwnych zachowań spółgłosek drugiego szeregu), ale nie wymagałby modyfikacji modelu standardowego, który mimo wszystko dobrze wyjaśnia drogi rozwoju spółgłosek w późniejszym okresie.

„K“ w trzech smakach i języki satemowe

Następna ciekawa cecha zrekonstruowanego systemu to występowanie trzech odmian spółgłosek tylnojęzykowych: palatalnych, czyli „miękkich” (typu *, co oznacza wymowę uprzednioną, [kj]), zwykłych welarnych o artykulacji zdecydowanie cofniętej (typu *k) i labializowanych, czyli wymawianych z zaokrągleniem warg (typu *kw). System ten był historycznie mało stabilny. Kontrast między wszystkimi trzema odmianami zachował się szczątkowo w kilku językach (m.in. w albańskim), przeważnie jednak któraś z nich znikała. Jedną z możliwości było utożsamienie * z *k (poprzez utratę palatalizacji), podczas gdy *kw zachowywało swoją odrębność i ślady zaokrąglenia. Druga możliwość polegała na tym, że *kw traciło zaokrąglenie i utożsamiało się z *k, natomiast * nie tylko zachowywało swoją odrębność, ale jeszcze ją podkreślało, przesuwając swoje miejsce artykulacji coraz bardziej ku przodowi. W rezultacie przestawało być tylnojęzykowe, zmieniając się w spółgłoskę zwartoszczelinową lub szczelinową artykułowaną za pomocą środkowej lub przedniej części języka.

Oznaczmy sobie ten wynik zmiękczenia jako *ć (wymowa polskiej litery ć idealnie tu pasuje). Zmiana *, *k, *kw > *ć, *k, *k zaszła w językach indoirańskich i bałtosłowiańskich, a także w języku ormiańskim. Część badaczy uważa, że niezależnie. Moim zdaniem była to raczej wspólna innowacja języka będącego przodkiem tych trzech gałęzi. Równolegle zmieniły się dwa pozostałe szeregi zwartych: *ǵ, *g, *gw > *, *g, *g oraz *ǵh, *gh, *gwh > *h, *gh, *gh. Późniejszy rozwój *ć, *, *h przebiegał już różnie w poszczególnych liniach potomnych. Refleksami praindoeuropejskiego * są ormiańskie s, staroindyjskie ś [ɕ], prairańskie *c [ts] (a następnie awestyjskie s i staroperskie θ), litewskie š [ʃ], łotewskie s i słowiańskie s. Języki, w których zaszła ta zmiana, są określane zbiorowo nazwą satemowych.9 Urobiono ją od awestyjskiego liczebnika satəm ‘100’, który pochodzi od praindoeuropejskiego *ḱm̥tom i ilustruje losy początkowej spółgłoski (patrz też sanskryckie śatam, litewskie šimtas czy polskie sto). W łacinie, która nie należała do języków satemowych, początkowe * utożsamiło się z *k, dając centum /kentum/, słowo wspomniane już wyżej.

Tu ktoś czujny mógłby mi przerwać: Chwileczkę! Przecież język francuski ma w tym słowie /s/, hiszpański /θ/ lub /s/, a włoski /tʃ/. Czy w takim razie nie powinniśmy zaliczyć języków romańskich do grupy satemowej? Nie, ponieważ w ich przypadku zmiękczenie jest wtórne. Zmiana ta zaszła późno, około V w. n.e. (omijając język sardyński), i była uwarunkowana otoczeniem fonetycznym (wpływ samogłoski przedniej). Tymczasem „satemowe” *, *ǵ, *ǵh nie były wariantami pozycyjnymi spółgłosek welarnych, lecz niezależnymi fonemami, i ulegały zmianie niezależnie od kontekstu – także przed samogłoską tylną lub spółgłoską. A zatem fakt, że i polski, i francuski mają liczebnik ‘100’ zaczynający się od /s/ (sto, cent), jest wynikiem konwergencji (niezależnej zmiany w tym samym kierunku), a nie homologii (wspólnej innowacji odziedziczonej po wspólnym przodku).

Spółgłoski laryngalne i cała reszta

Ostatnia grupa głosek wymagająca specjalnego omówienia to tzw. spółgłoski laryngalne.10 Wśród indoeuropeistów istnieje dziś niemal pełna zgoda, że istniały trzy fonemy praindoeuropejskie tego typu. Wszystkie były spółgłoskami tylnymi, artykułowanymi gdzieś między krtanią a podniebieniem miękkim – co do tego badacze są zgodni. Ponieważ jednak nie jesteśmy na sto procent pewni szczegółów artykulacyjnych, dla świętego spokoju oznaczamy je symbolem h i numerkiem (indeksem): *h1, *h2, *h3. Najczęściej przyjmuje się, że *h1 było szczelinową spółgłoską krtaniową /h/, czyli głoską wymawianą tak samo jak angielskie /h/ w hat lub house.11 Według mniej popularnej hipotezy konkurencyjnej *h1 mogło być zwarciem krtaniowym /ʔ/. Tak czy owak było spółgłoską krtaniową, czyli właściwie pozbawioną miejsca artykulacji, fonologicznie słabą, z silną skłonnością do zaniku w językach potomnych. Pozostałe dwie spółgłoski były szczelinowe i „gardłowe” (w luźnym sensie, obejmującym różne możliwe artykulację). Niektóre dane wskazują na dźwięczność *h3, stąd podejrzenie, że *h2, *h3 tworzyły parę dźwięczna : bezdźwięczna. Ich wpływ na sąsiednie głoski sugeruje, że były to spółgłoski albo faryngalne, czyli /ħ, ʕ/ (spotykane np. w arabskim), albo języczkowe (uwularne), czyli [χ, ʁ] (wymawiane podobnie do standardowego francuskiego r).12 Przyjrzyjmy się dobrze trzem laryngalnym i zapamiętajmy je, bo odegrają one jeszcze ważną rolę w naszych rozmówkach.

Oprócz laryngalnych praindoeuropejski posiadał tylko jedną spółgłoskę szczelinową, *s, pospolicie spotykaną w językach świata. Jak to zwykle bywa, gdy system jest ubogi w głoski tej kategorii, *s zapewne miało dość szeroki zakres możliwych realizacji dopasowujących się do otoczenia fonetycznego. Przed dźwięcznymi spółgłoskami zwartymi ulegało udźwięcznieniu i było realizowane jako [z], ale był to tylko alofon (wariant pozycyjny) /s/, a nie osobny fonem. Cała reszta spółgłosek, umieszczona w wierszach 6–8 tabeli, to głoski bardzo pospolite i nienastręczające problemów. Są to wszystko sonoranty, czyli spółgłoski z natury dźwięczne: nosowe, płynne (boczne lub rotyczne) i półsamogłoski. Cechami akustycznymi przypominają one samogłoski i brały udział w praindoeuropejskiej „grze samogłosek”. Czym jednak była ta gra i jakie były jej zasady, dowiemy się w kolejnym odcinku.

Przypisy

  1. Gwiazdka, zwana fachowo asteryskiem, oznacza rekonstrukcję. ↩︎
  2. Nie mylić z dzisiejszą szkolną wymową łaciny, która wywodzi się z tradycji średniowiecznej i renesansowej, ale nie jest wierną rekonstrukcją autentycznej wymowy starożytnych Rzymian. ↩︎
  3. Najważniejsze z tych odkryć to odczytanie języków anatolijskich i tocharskich oraz pisma linearnego B, w którym zapisano najstarsze teksty greckie. ↩︎
  4. Zasada oszczędnego rozumowania, zwana „brzytwą Ockhama“, zaleca, żeby nie przyjmować wyjaśnień skomplikowanych, dopóki wyjaśnienie najprostsze dostatecznie dobrze tłumaczy fakty. ↩︎
  5. Spółgłoskę tę zachowały języki angielski i islandzki; miały ją także gocki i staronordyjski. W większości współczesnych języków germańskich /θ/ uległo dalszym zmianom, przekształcając się w /d/ jak w niemieckim czy niderlandzkim, lub w /t/ jak w duńskim, szwedzkim czy norweskim (przypadkiem powracając do punktu wyjścia). Wiemy, że to /t/ nie może być zachowaną wymową pierwotną, ponieważ dobrze udokumentowany staronordyjski – przodek dzisiejszych języków skandynawskich – niewątpliwie miał szczelinowe /θ/. ↩︎
  6. Wyjątkiem był archaiczny dialekt mykeński z II tysiąclecia p.n.e., w którym zachowała się pierwotna wymowa /kw/. ↩︎
  7. Drugi z tych szeregów jest innowacją indoirańską lub indoaryjską, nieznaną językowi praindoeuropejskiemu. ↩︎
  8. Dla uproszczenia w rekonstrukcjach pragermańskich piszemy często *b, *d, *g, *gw, jednak warto pamiętać, że rzeczywista wymowa tych głosek była szczelinowa: [β, ð, ɣ, ɣw], o czym świadczą ich dalsze losy w grupie germańskiej. ↩︎
  9. W albańskim * zmieniło się w th /θ/, a *ǵ, *ǵh dały dh /ð/. Przypomina to rozwój satemowy, ale albański zachował częściowo kontrast między *k a *kw. ↩︎
  10. Nazwa ta przylgnęła do nich na mocy tradycji, warto jednak wiedzieć, że przymiotnik „laryngalny“ odnosi się do krtani (larynx), a tylko jedna z tych spółgłosek była rzeczywiście krtaniowa. Nie ma jednak potrzeby kłócić się o konwencjonalne etykietki. ↩︎
  11. Nie mylić z polskim ch, które jest spółgłoską welarną [x]: podczas jej wymowy tylna część języka zbliża się do podniebienia miękkiego. ↩︎
  12. Francuskie r jest dźwięczne w lettre ′list, litera’, a dźwięczne w roi ′król’ – fonetycznie [lɛtχ] i [ʁwa]. Jeśli kogoś interesują szczegóły artykulacyjne, ich omówienie można znaleźć tutaj. ↩︎

Opisy ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Klasyczny alfabet ormiański (36 liter), inspirowany pismem greckim, ale wybitnie oryginalny, opracowany na początku V w. n.e. przez Mesropa Masztoca (po ormiańsku Mesrop Maštoc’ z przydechowym [tsh] na końcu). Język ormiański ewoluował przez bardzo długi czas jako osobna linia rozwojowa języków indoeuropejski i słynie z zagadkowych, trudnych do zrekonstruowania zmian dźwiękowych nagromadzonych w tym czasie. Domena publiczna.
Ryc. 1. Piękna infografika Ryana Starkey, pokazująca refleksy praindoeuropejskiego liczebnika ‘2’ w językach potomnych. Źródło: Starkey Comics (fair use).
Ryc. 2. System praindoeuropejskich fonemów spółgłoskowych. Autor: Piotr Gąsiorowski (CC BY-SA 3.0).

Etymologiczna opowieść zimowa. Część 2: O śnieżeniu

Inne wpisy z tej serii
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 1: Zima i jej kuzyni
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 3: Rzecz na Nowy Rok
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 4: Zagadka baraniego skoku

Wstęp dotyczący śniegu

Dwie rzeczy mogą dziwić, jeśli chodzi o indoeuropejskie określenia śniegu. Po pierwsze to, że występują powszechnie w różnych gałęziach naszej rodziny językowej, podczas gdy nie da się tego samego powiedzieć o deszczu. Istnieją ogólnoindoeuropejskie słowa oznaczające np. mgłę czy chmurę, natomiast słowa o znaczeniu ‘deszcz’ mają zwykle zasięg ograniczony do pojedynczych grup blisko spokrewnionych języków. Dlaczego? Tego nie wiemy.

Druga dziwna rzecz, to fakt, że czasownik odnoszący się do spadania śniegu na ziemię jest pierwotniejszy niż rzeczowniki oznaczające śnieg. W polskim (podobnie jak w innych językach słowiańskich) jest na odwrót: śnieżyć to czasownik utworzony od rzeczownika śnieg, tak jak głodzić od głód. Także angielskie to snow jest czasownikiem utworzonym za pomocą tzw. konwersji, czyli bezprzyrostkowo, od rzeczownika snow. Nie zawsze tak jednak było: język staroangielski posiadał jeszcze czasownik snīwan ‘śnieżyć’, który nie był utworzony od snāw ‘śnieg’, choć był z nim spokrewniony. Odpowiada to relacji między współczesnym niemieckim schneien (czasownik) a Schnee (rzeczownik).

Choć zatem wydawałoby się, że ‘śnieg’, jako widzialne i namacalne zjawisko przyrodnicze, posiada wyrazistą naturę rzeczownikową, najwyraźniej bywa traktowany jako pojęcie wtórne wobec procesu, jakim jest śnieżenie. Zauważmy, że czasownik śnieżyć i odpowiadające mu słowa w innych językach są używane niemal wyłącznie w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Jeśli dany język (np. polski) dopuszcza zdania bez wyrażonego podmiotu, to powiemy po prostu: śnieży. Co śnieży? Nic konkretnego – siły przyrody. Po angielsku powiemy: it snows, ale it nie oznacza tu określonego działacza; wypełnia tylko miejsce zarezerwowane dla podmiotu, które w angielskim nie powinno pozostać puste. A zatem nawet taki ułomny czasownik o niekompletnej odmianie i nie posiadający własnego wykonawcy może być traktowany jako forma podstawowa, nieredukowalna do prostszych składników.

Słowiańskie *sněgъ i bałtyjskie *snaigas to oczywiście słowa pokrewne. Oba pochodzą od prajęzykowego rzeczownika *snojgʷʰos. Dziwna spółgłoska praindoeuropejska *gʷʰ wymawiana była podobnie jak *g, ale towarzyszyło jej silne zaokrąglenie warg i jednocześnie półdźwięczny przydech. Tak skomplikowane artykulacje są z natury mało stabilne, toteż żaden język dzisiejszy nie zachował *gʷʰ w niezmienionej postaci. Przekształciło się ono w inne dźwięki w sposób często zależny od tego, z jakimi głoskami sąsiadowało. Nie powinno nas zatem dziwić, że jego refleksy w językach potomnych byłyby trudne do rozpoznania, gdyby nie to, że zmiany fonetyczne, choćby dziwne, są na szczęście przeważnie regularne. Na przykład w języku prasłowiańskim regularnym wynikiem zmian *gʷʰ było *g, które już na gruncie słowiańskim mogło ulec kolejnym zmianom – na przykład zmiękczeniu, którego wynikiem (w zależności od kontekstu) jest polskie ż lub dz. Regularne przekształcenia charakterystyczne dla poszczególnych języków słowiańskich zmieniły *sněgъ w polskie śnieg, rosyjskie sneg, ukraińskie snih, czeskie sníh, serbsko-chorwackie sneg, snijeg lub snig (zależnie od dialektu), bułgarskie snjag itd.

Natomiast w językach germańskich w pozycji między samogłoskami dawne *gʷʰ najpierw regularnie zmieniło się w *, fonetycznie realizowane jako szczelinowe [ɣʷ], które szybko utożsamiło się półsamogłoską *w, wymawianą niemal identycznie. Dlatego *snojgʷʰos przekształciło się w pragermańskie *snaiwaz. Ta forma nadal regularnie (a zatem przewidywalnie w każdej linii rozwojowej języków germańskich) ewoluowała w gockie snaiws, staroangielskie snāw (ang. snow), staro-wysoko-niemieckie snēo (niem. Schnee), staronordyjskie snjór (szwedzkie snö itd.).

Ryc. 1.

Krótki wykład teoretyczny

Ale zostawmy w spokoju rzeczownik i przyjrzyjmy się spokrewnionemu z nim czasownikowi. Język praindoeuropejski miał to do siebie, że jego słowotwórstwo oparte było w bardzo dużej części na tzw. rdzeniach czasownikowych, czyli jednostkowych (nierozkładalnych) morfemach wyrażających czynność, proces lub stan. Często całe rodziny rzeczowników czy przymiotników tworzone były na podstawie morfemów czasownikowych. Rdzeń składał się z co najmniej jednej nagłosowej spółgłoski lub grupy spółgłosek (nie całkiem dowolnej, bo musiała spełniać praindoeuropejskie normy wymawialności) oraz z grupy wygłosowej, między którymi znajdowało się pojedyncze miejsce na samogłoskę. W typowym przypadku samogłoską tą było *e (taką postać rdzenia nazywamy kanoniczną i w takiej postaci jest on cytowany), ale możliwe były także rozmaite komplikacje. Tu wystarczy nam wiedza o dwu z nich. Proces słowotwórczy mógł spowodować zastąpienie *e przez *o albo usunięcie samogłoski (najczęściej wtedy, gdy rdzeń nie był akcentowany i ulegał wskutek tego redukcji fonetycznej). Te trzy stany rdzenia nazywamy odpowiednio „stopniem e”, „stopniem o” i „stopniem redukcji” (lub „stopniem zero”).

Na przykład praindoeuropejski rdzeń cytowany jako *wert- ‘obrócić (się)’ mógł przybierać dwa inne stany: *wort- i *wr̥t-. W tym ostatnim przypadku usunięcie samogłoski powodowało, że sąsiadująca z nią spółgłoska płynna *r przejmowała funkcję ośrodka sylaby (co indoeuropeiści zwyczajowo oznaczają kółeczkiem pod symbolem spółgłoski). Te trzy formy zachowały się w językach słowiańskich, przekształcając się w prasłowiańskie *vert-/*vort-/*vьrt-, np. w słowach *verteno, *vorta, *vьrtlo, które w języku polskim dają wrzeciono, wrota i wiertło – trzy rzeczowniki połączone ideą obracania się (zresztą czasownik obrócić, pochodzący od prasłowiańskiego *ob-vortiti, zawiera ten sam rdzeń). Zauważmy, że w języku czeskim dawny stopień zero nadal realizowany jest z sylabicznym [r̩] (= praindoeur. *) – patrz vrtak ‘wiertło’, vrtět ‘wiercić’, wymawiane dwusylabowo.

Jak zbudować czasownik

Podstawą słowotwórczą „śniegu” był rdzeń czasownikowy *snejgʷʰ-, który mógł też przybierać formy *snojgʷʰ- i *snigʷʰ- (w tej ostatniej po usunięciu samogłoski jej funkcję zgłoskotwórczą przejmowało *j, zmieniając się w swój sylabiczny odpowiednik, czyli *i). Ważną cechą rdzeni praindoeuropejskich było to, że w swojej podstawowej formie posiadały one „wrodzony” aspekt – dokonany albo niedokonany. Mogły zatem wyrażać czynność bądź stan albo jako przydarzające się lub zakończone w danym momencie, albo jako trwające i rozciągnięte w czasie. Aspekt rdzenia można było zmienić, ale wymagało to utworzenia na jego podstawie nowego, bardziej złożonego czasownika. Czasem nie trzeba było tego robić, bo istniały pary różnych czasowników o tym samym znaczeniu, ale różniących się aspektem. Dobrym przykładem polskim jest czasownik niedokonany brać. Można mu nadać aspekt dokonany albo za pomocą środków słowotwórczych, przez dodanie przedrostka (zabrać), albo zastępując go przez niezwiązany z nim etymologicznie czasownik o bardzo podobnym znaczeniu, ale dokonany (wziąć).

Rdzeń *snejgʷʰ- miał „sam z siebie” aspekt dokonany. Podobnie jak w języku polskim, czasownik dokonany nie mógł tworzyć czasu teraźniejszego (polskie formy czasowników dokonanych z końcówkami „teraźniejszymi”, np. weźmie, trzaśnie, runie interpretowane są jako czas przyszły). Najprostszy czasownik, jaki mógł być utworzony od *snejgʷʰ-, składał się z samego rdzenia z dołączonymi do niego końcówkami osobowymi. A że używany był niemal wyłącznie w trzeciej osobie liczby pojedynczej, dołączaną końcówką było *-t. Forma osobowa *snéjgʷʰt oznaczała mniej więcej ‘naśnieżyło’ (tzn. ‘spadł śnieg’). Interpretowana była jako czas przeszły dokonany (tzw. aoryst, ale nie musimy się tu zajmować fachowym żargonem indoeuropeistów). Podmiot, tak jak w języku polskim, mógł pozostać niewyrażony wprost. Gdyby ktoś koniecznie chciał utworzyć liczbę mnogą o znaczeniu ‘naśnieżyły/naśnieżyli’ (uznając za podmiot chmury, niebiosa lub bóstwa odpowiedzialne za pogodę), dodałby końcówkę trzeciej osoby liczby mnogiej, -ent. Końcówka ta miała własną samogłoskę i przyciągała akcent. Wskutek tego rdzeń przybierał stopień redukcji: *snigʷʰént ‘(bogowie) naśnieżyli’. Ot i cała tajemnica koniugacji praindoeuropejskiej (w dydaktycznym skrócie).

Ryc. 2.

Czas teraźniejszy miał w trzeciej osobie końcówki rozszerzone o dodaną na końcu samogłoskę *i, sygnalizującą, że coś się dzieje „tu i teraz”: *-ti/*-enti. Aby ich użyć, trzeba było najpierw przekształcić czasownik na odpowiednik niedokonany. W epoce rozpadu wspólnoty indoeuropejskiej, już po odłączeniu się języków anatolijskich i tocharskich od wspólnego przodka wszystkich współczesnych przedstawicieli rodziny, istniało kilka popularnych mechanizmów przekształcania rdzenia dokonanego w „temat” (bardziej rozbudowaną formę czasownika) posiadający aspekt niedokonany. Jedną z możliwości było dodanie do rdzenia przyrostka samogłoskowego, który w zależności od końcówki osobowej przybierał formę *-e- lub -o-: *snéjgʷʰ-e/o-. Trzecia osoba miała wtedy formę *snéjgʷʰeti ‘śnieży’ w liczbie pojedynczej i *snéjgʷʰonti ‘śnieżą’ w liczbie mnogiej. Warto zauważyć, że ten wtórnie utworzony czasownik miał ustalony akcent na pierwszej sylabie, dzięki czemu jego rdzeń nie zmieniał formy w zależności od osoby. Ta prostota odmiany sprzyjała szerzeniu się czasowników tej kategorii w późnej historii języków indoeuropejskich. Wspomniane wyżej staroangielskie snīwan (3 os. snīwþ) i niemieckie schneien (3 os. schneit) pochodzą w prostej linii od *snéjgʷʰeti.

Innym sposobem dającym podobny efekt było użycie tzw. infiksu nosowego, czyli morfemu o postaci *-né- (wariant akcentowany) lub *-n- (wariant nieakcentowany) umieszczanego wewnątrz rdzenia przed jego ostatnią spółgłoską (po uprzednim usunięciu samogłoski rdzennej). Brzmi to skomplikowanie, ale nie jest takie trudne. Bierzemy *snejgʷʰ-, wyrzucamy *e i wstawiamy infiks we właściwym miejscu, otrzymując *sni-né-gʷʰ-/*sni-n-gʷʰ-. Pierwszy wariant był używany przed końcówkami osobowymi niemającymi własnego akcentu, a drugi – przed akcentowanymi. Mamy zatem alternatywne formy czasu teraźniejszego: *sninégʷʰti ‘śnieży’, *sningʰʷénti ‘śnieżą’.

Infiks nosowy (w formie trochę zniekształconej przez procesy ewolucyjne) przetrwał w niektórych czasownikach łacińskich. Łacina uogólniła niekcentowany wariant infiksu, używając go także w liczbie pojedynczej, a także wstawiła przed końcówką osobową samogłoskę przez analogię do tematów samogłoskowych. Dlatego w łacinie mamy ninguit ‘śnieży’ i ningunt ‘śnieżą’. Co się stało z początkowym *s? Otóż w niektórych językach indoeuropejskich, między innymi w łacinie i grece, nagłosowa zbitka *sn uległa uproszczeniu, tracąc *s. Praitalskie formy osobowe wyglądały tak: *sningʷeti/*sningʷonti (ze zmianą *gʷʰ > * po spółgłosce nosowej). Można je uznać za efekt hybrydyzacji między tematami zakończonymi na samogłoskę a czasownikami z infiksem nosowym. Ich dalszy rozwój w łacińskie ninguit/ningunt był już całkowicie regularny. Labializowane (zaokrąglone) * traciło zaokrąglenie przed samogłoską u (jak w liczbie mnogiej), ale zachowywało się jako gu (wymawiane [gw]) przed samogłoską przednią (jak w liczbie pojedynczej). Rzymianom trudno było zrozumieć, skąd się bierze ta oboczność, dlatego obok regularnego ninguit spotykamy także ningit (utworzone przez analogię do form, w których wcześniej zanikło zaokrąglenie warg).

Podobna była historia litewskiej formy sninga ‘śnieży’, w której także pojawia się ślad infiksu nosowego. Jest to trzecia osoba liczby pojedynczej czasu teraźniejszego od czasownika snigti ‘śnieżyć’. Obok niej istnieją też warianty oboczne lub gwarowe: sniega (od tematu *snejgʷʰ-e/o-, jak w językach germańskich) i sniegti (od pierwotnego *snejgʷʰ-).

Spójrzmy teraz na czasownik ‘śnieżyć’ w języku greckim. Mamy tu formę neípʰei ‘śnieży’. O zaniku początkowego *s przed spółgłoską nosową już wiemy. Przydechowe (pisane po grecku φ) to typowy refleks dawnego *gʷʰ w języku starogreckim (w grece mykeńskiej, czyli w najstarszym dialekcie, jaki znamy, widzimy pośredni etap ewolucji, kʷʰ). Czasownik grecki jest zatem (po formach germańskich i bałtyjskich) kolejnym przykładem na występowanie tematu samogłoskowego *snejgʷʰ-e/o-. Jak by brzmiał ten czasownik, gdyby przetrwał w językach słowiańskich? W języku polskim odmieniałby się podobnie jak strzyc: bezokolicznik *śnic, czas teraźniejszy *śniże/*śnigą. Znikł jednak, ponieważ wyparł go czasownik utworzony od rzeczownika: prasłowiańskie *sněžitь/*sněžǫtь > śnieży/śnieżą.

Śnieg dla zaawansowanych

Wróćmy teraz do królestwa rzeczowników. Śnieg w pewnym sensie jest wykonawcą czynności śnieżenia. Indoeuropejczycy znali kilka sposobów na utworzenie rzeczownika tego typu od morfemu czasownikowego. Jeden przepis wyglądał tak: weź rdzeń czasownika, zamień *e na *o, a na końcu doklej przyrostek *-o-, do którego będziesz przyłączał końcówki przypadków. W ten sposób od rdzenia *snejgʷʰ- tworzymy rzeczownik *snojgʷʰ-o- ‘coś, co sypnęło z nieba’. Teraz możemy go uzupełnić o końcówkę mianownika (*snojgʷʰos) albo na przykład biernika (*snojgʷʰom). Jest to nasz dobry znajomy, przodek polskiego słowa śnieg (a także litewskiego sniegas, angielskiego snow itd.).

Ale był i drugi sposób, znacznie starszy, choć mniej produktywny w czasach historycznych. Polegał on na tym, że rdzeń czasownika konwertowano wprost na rzeczownik i dołączano do niego bezpośrednio końcówki przypadków. Niektóre z tych końcówek miały własny akcent, co powodowało zanik samogłoski w rdzeniu (ten mechanizm już znamy). Wyglądało to tak: mianownik *snéjgʷʰ-s, biernik *snéjgʷʰ-m̥, ale dopełniacz z końcówką „kradnącą” akcent – *snigʷʰ-és. Ten rzeczownik także oznaczał ‘śnieg’. Już w epoce praindoeuropejskiej istniała tendencja do uproszczenia odmiany rzeczowników rdzennych, jeśli zawierały one spółgłoski płynne lub półsamogłoski, które mogły przejąć funkcję ośrodka sylaby. Wskutek tego wyrównania mianownik i biernik przekształciły się w *snigʷʰs, *snigʷʰm̥.

Wiemy już, że *gʷʰ dawało łacińskie gu [gw] po spółgłosce nosowej. Między samogłoskami natomiast, tak jak w językach germańskich, zmieniało się w łacińskie v, wymawiane [w]. Przed spółgłoską s ulegało ubezdźwięcznieniu i upraszczało się do [k]. W ten sposób formy *snigʷʰs, *snigʷʰm̥, *snigʷʰes zmieniły się w łacińskie nix [niks], nivem, nivis (rzeczownik rodzaju żeńskiego). Podobny był rozwój grecki, aczkolwiek w tym języku stary rzeczownik rdzenny prawie całkiem zanikł; zachowała się tylko forma biernika *snigʷʰm̥ > greckie nípʰa. Znaczenie ‘śnieg’ przeniesiono na inny wyraz, znany nam z poprzedniego odcinka niniejszej serii: kʰiṓn, spokrewniony ze słowem zima.

Od łacińskiego nix, nivem, nivis pochodzą – czasem wprost, czasem nieco krętymi drogami – słowa oznaczające ‘śnieg’ w językach romańskich: włoskie neve, hiszpańskie nieve, francuskie neige, rumuńskie nea itd. Z łacińskiego przymiotnika nivātus ‘ośnieżony’ rozwinęło się hiszpańskie nevado (o tym samym znaczeniu). W Grenadzie (południowa Hiszpania) wznosi się masyw Gór Śnieżnych, czyli Sierra Nevada. Nazwę tę przeniesiono na kilka ośnieżonych pasm górskich w Nowym Świecie. Jedno z nich znalazło się w obrębie Stanów Zjednoczonych, a w XIX w. nazwano od niego Terytorium Nevady, które następnie przekształciło się w stan Nevada. Innym pokrewnym przymiotnikiem było łacińskie niveus ‘śnieżnobiały’. Jego forma żeńska stała się w 1911 r. nazwą kremu Nivea i linii kosmetyków wciąż popularnej po ponad stu latach.

Ryc. 3.

Śnieg topnieje w Indiach

Zarówno rdzeń *sneigʷʰ-, jak i jego pochodne zachowały się w językach indoirańskich, ale w grupie języków indoaryjskich, których wspólnym przodkiem był staroindyjski, nastąpiła zmiana semantyczna. W sanskrycie czasownik snihyati < *snigʷʰ-jé/ó- (jeszcze jeden wariant aspektu niedokonanego) oznacza ‘kleić się, przywierać’, a metaforycznie ‘przywiązywać się (do kogoś), być zakochanym’. Przymiotnik odczasownikowy snigdha- < *snigʷʰ-tó- znaczy ‘kleisty, lepki’, a także ‘przywiązany, kochający’. Rzeczownik sneha- < *snojgʷʰo-, dokładnie odpowiadający polskiemu śnieg, znaczy ‘smar, maść’ itp. Także rzeczownik rdzenny snih- (mianownik sniṭ < *snigʷʰs), odpowiednik łacińskiego nix, przybrał w sanskrycie znaczenie ‘wilgoć’.

Hipoteza, że to znaczenie ‘kleić się’ jest pierwotne, cieszyła się w swoim czasie pewną popularnością. Jednak nawet w językach irańskich, najbliżej spokrewnionych z indoaryjskimi, słowa pochodzące od *sneigʷʰ- mają podobny zakres znaczeń jak w innych językach indoeuropejskich (patrz np. awestyjskie snaēž- ‘śnieżyć’). Co więcej, choć znaczenia „śnieżne” zanikły w klasycznym sanskrycie, istniały w innych dialektach dawnych Indii i występują reliktowo tu i ówdzie we współczesnych językach indoaryjskich. Świadczy to o tym, że znaczenia ‘sypnąć śniegiem’, ‘śnieżyć’, ‘śnieg’ itd. są starsze, a zmiana widoczna w Indiach spowodowana była tym, że poza regionami górskimi na północy subkontynentu świadomość, jak wygląda śnieg, uległa zatarciu. Tylko w słownictwie, przekazywanym z pokolenia na pokolenie, przechowała się niejasna pamięć o czymś, co było mokre i lepkie.

Kolejny odcinek serii poświęcony będzie styczniowi, czyli miesiącowi, w którego środku właśnie się znajdujemy.

Opisy ilustracji

Ryc. 1. Kilka okazów z wielkiej kolekcji Wilsona Bentleya (1865–1931), pioniera fotografii płatków śniegu. Zdjęcia wykonane ok. 1902 r. Źródło: Wikipedia (domena publiczna).
Ryc. 2. Wielka zamieć śnieżna (Snowzilla lub Snowmageddon) w USA w roku 2016. NOAA Photo Library. Foto: Joe Flood. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 2.0).
Ryc. 3. Bałwan śniegowy z Auburn (Alabama, USA). Bałwany zawdzięczają swoje istnienie faktowi, że śnieg (w odpowiednich warunkach) dobrze się lepi. Foto: Thomas Cook 2009. Źródło: Wikimedia (licencja CC BY-SA 2.0).

Etymologiczna opowieść zimowa. Część 1: Zima i jej kuzyni

Inne wpisy z tej serii
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 2: O śnieżeniu
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 3: Rzecz na Nowy Rok
Etymologiczna opowieść zimowa. Część 4: Zagadka baraniego skoku

Sądząc ze śladów zachowanych w słownictwie języków indoeuropejskich, najbardziej wyrazistą porą roku w praojczyźnie Indoeuropejczyków była zima; dobrze zachowała się także nazwa wiosny, natomiast lato i jesień mają różne nazwy w różnych grupach języków i trudno zrekonstruować na ich podstawie prajęzykowe określenia pór roku. O wiośnie porozmawiamy, jak przyjdzie, a na razie zajmijmy się zimą.

Zima bałtosłowiańska i pogłębiona rekonstrukcja

Polskie słowo zima ma oczywiste odpowiedniki – praktycznie identyczne, pomijając trywialne różnice wymowy – w innych językach słowiańskich, a także w grupie bałtyjskiej (litewskie žiema, łotewskie ziema, staropruskie semo). Wszystkie te wyrazy pochodzą od prabałtosłowiańskiego *dźeimā. Tyle możemy wydedukować bez sięgania po dane z innych języków. Jednak bałtosłowiańskie * może pochodzić albo z dawniejszego *ǵ (palatalnego, czyli „miękkiego” odpowiednika *g), albo z *ǵʰ, o tym samym miejscu artykulacji, ale wymawianego przydechowo.

Na pytanie, z którą możliwością mamy do czynienia, odpowiedzi trzeba szukać w językach, które zachowały kontrast między tymi spółgłoskami. Należą do nich między innymi łacina i greka. Praindoeuropejskie *ǵ rozwijało się w greckie i łacińskie g, natomiast przydechowe *ǵʰ – w łacińskie h i starogreckie kh (zapisywane za pomocą litery χ). Zima po łacinie nazywała się hiems, a po grecku kʰeimṓn, a zatem sprawa jest jasna: słowo oznaczające zimę miało podstawę słowotwórczą *ǵʰejm- lub *ǵʰjem-, do której mogły być dodawane różne przyrostki. Ruchomość samogłoski *e sugeruje, że sama podstawa miała pierwotnie budowę złożoną: *ǵʰej plus przyrostek *-em-. W zależności od tego, gdzie padał akcent, połączenie to było realizowane jako *ǵʰéj-m- lub *ǵʰj-ém-.

Ryc. 1

Nie wiemy, czy rdzeń *ǵʰej- występował kiedyś samodzielnie ani co mógł oznaczać. Sufiks *-(e)m- występuje tylko w paru rzeczownikach, co prawda szeroko rozpowszechnionych, ale zbyt nielicznych, żeby na ich podstawie dało się coś powiedzieć o jego funkcji. Te szczegóły giną w mrokach pradziejów. Natomiast metody używane w językoznawstwie historycznym pozwalają nam zrekonstruować jako formę wyjściową dla późniejszego rozwoju rzeczownik rodzaju nijakiego, czyli nieożywiony, *ǵʰéjm̥ (z sylabicznym * na końcu). Tak wyglądały jego mianownik i biernik, nierozróżniane w rodzaju nijakim. W przypadkach zależnych (takich jak np. dopełniacz) przybierał on formę *ǵʰjém-, z akcentem przesuniętym na przyrostek, do której dołączały się końcówki przypadków. Oznaczał on najprawdopodobniej ‘opad śniegu’ lub ‘śnieżycę’.

Praindoeuropejskie rzeczowniki nijakie w zasadzie nie miały prawdziwej liczby mnogiej. Zamiast niej występowała forma zbiorowa (tzw. collectivum), oznaczającą „pewną ilość” czegoś bez liczenia w sztukach (aczkolwiek już w czasach praindoeuropejskich można było używać collectivum także z liczebnikami). Bez wdawania się w szczegóły techniczne powiem tylko, że collectivum, o którym mówimy, brzmiało *ǵʰéjōm w mianowniku i bierniku, w przypadkach zależnych przybierało natomiast formę nieakcentowaną *ǵhim- z odpowiednią końcówką deklinacyjną (np. dopełniacz l.poj. *ǵʰim-és). Prócz tego istniała specjalna forma miejscownika, *ǵʰjém(-i) (*-i było opcjonalne, miejscownik występował też w wariancie bezkońcówkowym).

Collectivum mogło przybierać znaczenia takie jak ‘śniegi’, ‘pora śnieżyc’, a stąd już tylko krok do znaczenia ‘zima’. Zatem miejscownik *ǵʰjém(-i) oznaczał ‘w okresie śnieżyc, zimą’. Spotykamy go już w najdawniejszym odgałęzieniu rodziny indoeuropejskiej, czyli w językach anatolijskich: hetyckie giemi oznaczało właśnie ‘w zimie, zimą’. Niewykluczone, że miejscownik (jako określenie czasu) był używany częściej niż mianownik. Tłumaczyłoby to fakt, że łacina na jego podstawie uogólniła *ǵʰjem- > hiem- w całej odmianie rzeczownika (mianownik hiems, dopełniacz hiemis itd.).

Jak rosła zimowa rodzina słów: od zamieci do hibernacji

Collectivum rzeczownika nijakiego często przekształcało się w rzeczownik ożywiony (pierwotnie bez podziału na rodzaj męski i żeński). Tej zmianie rodzaju mogło towarzyszyć przesunięcie akcentu z rdzenia na przyrostek. Wynikiem tego procesu było *ǵʰjṓm (z wariantami *ǵʰjóm-, *ǵʰim- w zależności od przypadka). W wyrazach jednosylabowych w nagłosowej grupie spółgłosek półsamogłoska *j mogła się stawać samogłoską; *ǵʰjṓm było wówczas realizowane fonetycznie jako dwusylabowe *ǵʰiṓm. Stąd wzięło się starogreckie kʰiṓn ‘pokrywa śnieżna; woda z topniejącego śniegu’. Spółgłoska n, która rozwinęła się regularnie w mianowniku z końcowego *-m, została przez analogię przeniesiona także do pozostałych przypadków, dlatego mamy np. dopełniacz kʰiónos.

Na tym jednak nie koniec. Od rzeczownika z tematem spółgłoskowym (w tym przypadku zakończonym na *m) można było utworzyć przymiotnik *ǵʰejm-o- ‘związany ze śnieżycami’ (z odpowiednimi końcówkami deklinacyjnymi). Kiedy w językach indoeuropejskich rozwinął się żeński rodzaj gramatyczny, używano go między innymi do przekształcania przymiotników w rzeczowniki abstrakcyjne. Tak powstało słowo *ǵʰejm-ah₂ > prabałtosłowiańskie *dźeimā ‘pora zamieci śnieżnych’, czyli ‘zima’. Od słowiańskiego *zima powstał z kolei przymiotnik *zimь (z wariantem *zimьnjь) > polski zimny. Jego pierwotnym znaczeniem było ‘zimowy’; spotykamy je w polszczyźnie piętnastowiecznej, kiedy np. łacińskie tempus hībernum ‘pora zimowa, zima’ tłumaczono jako czas zimny. Również słowiańskie odpowiedniki, takie jak czeskie zimní, rosyjskie zímnij czy bułgarskie zímen, mają znaczenie ‘zimowy’.

Język praindoeuropejski pozwalał na różne sposoby tworzyć przysłówki pochodzące od rzeczowników. Miały one znaczenie praktycznie takie samo jak miejscownik i nieraz zastępowały jego formy w odmianie przez przypadki. Typowymi przedstawicielami tej kategorii są synonimowe przysłówki *ǵʰéjm-en i *ǵʰéjm-er ‘w porze śniegów, zimą’. One z kolei stawały się źródłem nowych słów pochodnych. Tak powstały starogreckie rzeczowniki kʰeimṓn < *ǵʰejmon- ‘zima’ (wspomniany już powyżej) i kʰéima < *ǵʰéjmn̥ ‘mróz, zamieć’, a także przymiotnik kʰeimerinós ‘zimowy’< *ǵʰejmer-ino-. Temu ostatniemu odpowiada praitalskie *xeim(e)rino- > prałacińskie *heimr̥no- > łacińskie hībernus, także o znaczeniu ‘zimowy’. Od przymiotnika o znaczeniu ‘zimowy’ utworzono czasownik hībernāre ‘zimować’. Niby wszyscy wiemy, że hibernacja jest związana z zimą, ale fakt, że są to słowa pokrewne (pochodzące od wspólnego przodka), może zaskoczyć laika.

W kilku językach zachowała się forma zredukowaną *ǵʰim- (z zanikiem samogłoski rdzennej), używana była jako drugi element złożeń. Na przykład, określając wiek, możemy informować słuchacza nie o tym, ile kto ma lat albo wiosen, tylko ile przeżył zim. Dwuletni (a ściśle mówiąc, „dwuzimowy”) to po praindoeuropejsku *dwi-ǵʰim-o-, a trzyletni to *tri-ǵʰim-o-. W linii rozwojowej prowadzącej do łaciny zrobiło się z tego *dwi-himo-, *tri-himo- i ostatecznie łacińskie bīmus, trīmus. Z kolei złożenie *dus-ǵʰim-o- ‘podobny do złej zimy lub zamieci’ przekształciło się w starogrecki przymiotnik poetycki dúskʰimos ‘groźny, budzący lęk’.

Ryc. 2.

Monstrualne kozy i podniebne szczyty

Zwierzę jednoroczne można było określić jako *ǵʰimro- (dosłownie: ‘mające [jedną] zimę’); stąd się wzięło pragermańskie słowo *gimrī(n)- ‘owca między pierwszym a drugim strzyżeniem’ z przyrostkiem sygnalizującym rodzaj żeński. Słowo to – dobrze zachowane w językach północnogermańskich (np. islandzkie gimbur), zostało także zapożyczone w formie gimmer od średniowiecznych skandynawskich osadników przez północne dialekty języka angielskiego i bliski im historycznie język scots. Ma ono odpowiednik grecki: *ǵʰimrih₂ > kʰímaira. Wyraz ten przybrał w grece niewinne znaczenie ‘samica kozy’ (niekoniecznie w drugim roku życia), ale znamy go lepiej jako imię własne mitycznego potwora – Kʰímaira ‘Chimera’. Było to surrealistyczne monstrum skomponowane z części różnych zwierząt: lwa, kozy (do tego ziejącej ogniem) i węża. Współczesne języki zapożyczyły to słowo na oznaczenie czegoś urojonego lub dziwacznego. Natomiast w języku nauki chimera to organizm zbudowany z komórek różniących się genetycznie, a także nazwa ryb chrzęstnoszkieletowych z rzędu zrosłogłowych (Holocephali), odznaczających się osobliwym wyglądem. Związek etymologiczny wszelakich chimer z ‘zimą’ kompletnie zatarł się w świadomości językowej (tak było już w starożytnej Grecji).

Ryc. 3.

Pominę pokrewne słowa ormiańskie, albańskie czy celtyckie. Jest ich niemało, ale nie skończyłbym tego wpisu do jutra, gdybym chciał wyczerpać temat. Nie sposób jednak nie napomknąć o językach indoirańskich. Zachowały się w nich między innymi refleksy przysłówka *ǵʰéjm-en ‘w zimnej porze roku’ (staroindyjskie héman) i rzeczownika rodzaju nijakiego *ǵʰim-ó- ‘coś związanego z zimą’ > praindoirańskie *dźʰimá- > staroindyjskie himá- ‘mróz, szron, śnieg’. Wydawałoby się, że w Indiach zima i śnieg nie są zjawiskami pospolitymi, ale przecież północne Indie leżą u stóp Himalajów, najwyższych gór świata, o szczytach skutych lodowcami i pokrytych śniegiem. Ich nazwa wywodzi się z sanskrytu: Himālaya- to złożenie słów himá- (patrz wyżej) i ālaya- ‘dom, schronienie’, oznacza zatem ‘miejsce, gdzie mieszka mróz’.

W następnym odcinku tej zimowej serii zajmiemy się śniegiem i przekonamy się, że powiązania etymologiczne polskiego słowa śnieg z rozmaitymi wyrazami pokrewnymi w innych językach indoeuropejskich są równie zaskakujące jak związek zimy z hibernacją, chimerą i Himalajami.

Opis ilustracji

Ryc. 1. Pieter Breughel Starszy, Zimowy pejzaż z łyżwiarzami i pułapką na ptaki. Obraz, namalowany w 1601 r., jest zapewne najpopularniejszym w dziejach pejzażem zimowym. Był kopiowany lub trawestowany ponad sto razy, głównie przez Pietera Breughela Młodszego i malarzy zatrudnionych w jego pracowni, ale także przez innych malarzy XVII w. (domena publiczna).
Ryc. 2. Chimera z Arezzo (etruskie Aritim), rzeźba z brązu, dzieło sztuki etruskiej z ok. 400 r. p.n.e. Narodowe Muzeum Archeologiczne we Florencji. Etruskowie inspirowali się kulturą i sztuką grecką, przejęli też od Greków wynalazek alfabetu. Na prawej przedniej łapie Chimery widnieje krótka inskrypcja wotywna w alfabecie etruskim: TINSCVIL ‘ofiara dla boga Tinii’ (odpowiednika Zeusa i Jowisza). Foto: sailko. Źródło: Wikimedia (licencja CC BY-SA 3.0).
Ryc. 3. Dolina rzeki Marśyāṅdī w Himalajach (Nepal). W tle szczyt Annapurna II. Foto: Sergey Ashmarin. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 3.0).