Czy znacie język polski? (5): co zacz i przecz się swarzy ni ocz

Inne odcinki serii i wpisy pokrewne:

Czy znacie język polski? (1): reguła Wackernagla
Czy znacie język polski? (2): niepożądane misie
Czy znacie język polski? (3): weń, doń i inne dziwne połączenia
Czy znacie język polski? (4): co zasię przedsięwziąć z nasięźrzałem
Patrz także: Wzięłem i poszłem: krótki wykład o względności norm

Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, jak szacowne i starożytne jest słownictwo, którego używamy. Dotyczy to nawet skromnych i nierzucających się w oczy zaimków. Zaimek, który znamy dzisiaj jako co, ma dość skomplikowaną historię. Jego praindoeuropejskim przodkiem był zaimek pytajny rodzaju nijakiego, którego mianownik i biernik brzmiały *kʷid (patrz łacińskie quid), a dopełniacz *kʷesjo lub w wersji nieco uprodszczonej *kʷeso.

W języku prasłowiańskim końcowe *d znikło, a * straciło zaokrąglenie warg, a następnie uległo zmiękczeniu przed samogłoskami przednimi. Krótkie *i rozwinęło się w nienapiętą samogłoskę *ь. W wyniku tych zmian pojawiły się formy prasłowiańskie: mianownik/biernik *čь, dopełniacz *česo. Pierwszy z nich miał prasłowiańską formę oboczną powstałą wskutek dodania do niego zaimka wskazującego *to (z praindoeuropejskiego *tod). Z tego połączenia powstało *čьto, którego refleksy spotykamy w językach wschodnio- i południowosłowiańskich.

Już w okresie prasłowiańskim istniała tendencja do zastępowania odziedziczonej końcówki dopełniacza w zaimkach, *‑eso, przez słowiańską innowację *‑ego/*‑ogo. Jednak forma *česo przeżyła szczególnie długo w językach zachodniosłowiańskich, opierając się zastąpieniu przez *čego skuteczniej niż inne zaimki. Uległa tylko nieznacznym zmianom: samogłoska pierwszej sylaby zredukowała się fonetycznie, wskutek czego powstała forma *čьso.

Zanim jeszcze wyodrębnił się język polski, *čьso, które jako forma izolowana i morfologicznie nieprzejrzysta nie było wyraźnie postrzegane jako dopełniacz, zaczęło być traktowane jako rozszerzona, bardziej wyrazista forma mianownika/biernika *čь (niewygodnie krótkiego, tym bardziej że słaba samogłoska *ь miała tendencję do całkowitego zaniku). Dawny biernik ostał się tylko w połączeniach z przyimkami, podczas gdy „swobodna” forma *čьso mogła odgrywać jednocześnie rolę mianownika, biernika i dopełniacza. W tej ostatniej funkcji zaczęło ją zastępować *čego (analogiczne do *jego), choć – jak zobaczymy – ten proces, rozpoczęty ponad tysiąc lat temu, nadal bynajmniej się nie zakończył.

Stan staropolski był następujący: podstawową formą mianownika/biernika było *čьso, które po zaniku słabej samogłoski dało czso (tak właśnie pisane w najstarszej polszczyźnie). Wskutek asymilacji fonetycznej rozwinęło się one w cso i wreszcie w co (XVI w.). W dopełniaczu szerzyło się *čego > czego. Natomiast po przyimkach wymagających biernika zachowała się reliktowa forma *čь, po utracie samogłoski skrócona do ‑cz (pisanego łącznie z przyimkiem). Wrócimy do niej za chwilę, ale trzeba wspomnieć o jeszcze jednej formie: zaimku zaprzeczonym, który miał formę *ni-čь (wersja archaiczna) lub *ni-čьso (wersja nowsza), stąd piętnastowieczne warianty nicz, niczso, nicso oraz (z zanikiem samogłoski w drugiej sylabie) niczs, nics i dominujące od XVI w. nic.

Opowiadanie Stanisława Lema o maszynie, która zaczęła robić nic (w odróżnieniu od nierobienia nic).

Staropolskie połączenia ‑cz z przyimkami wyglądały następująco: wecz (stopniowo zastępowane przez we czso, a następnie w co), ocz (o co), zacz (za co). Przyimek przez miał starszy wariant prze (widoczny w skostniałych wyrażeniach takich jak przeto ‘dlatego’ i przebóg < prze Bóg ‘na Boga’), tworzył więc połączenie przecz (przez co), używane głównie w znaczeniu ‘dlaczego, czemu’. Niektóre z nich przetrwały w utartych zwrotach, tak archaicznych, że właściwie nie rozumiemy dziś ich budowy. Sienkiewicz w Trylogii wielokrotnie używa przecz lub przeczże, zapewne jednak większość współczesnych czytelników nie wie, co to za formy. Zacz przetrwało w zwrocie kto on zacz, choć historycznie poprawną formą jest raczej co zacz, odpowiadające współczesnemu co za jeden – dosłownie: ‘co za co(ś)’. Pytano zatem: „coście zacz?” albo „co to zacz jest?” Można też było powiedzieć: „proście, ocz chcecie”, „wecz mam nalać wina?” albo „pocześ tu przyszedł?” Połączenia takie były całkowicie żywe w XVI w., w czasach Reja czy Kochanowskiego, póżniej jednak ich zakres użycia zaczął się kurczyć, aż pozostała po nich tylko garść zleksykalizowanych „żywych skamieniałości”.

Ciekawe było zachowanie partykuły przeczącej ni w połączeniach z przyimkiem i zredukowaną formą zaimka ‑cz. Dziś mówimy za nic, natomiast dawniej można było powiedzieć ni zacz, przesuwając negację przed przyimek. Jeśli ktoś się użalał: „nizacz mnie nie mają” (albo, co na jedno wychodziło, „nizacz mię mają”), to miał na myśli, że jest lekceważony. „Swarzyć się ni ocz” oznaczało ‘kłócić się o nic’. Z kolei ni przecz oznaczało ‘bez powodu’, a ni nacz – ‘na nic, na próżno’. I wreszcie ni wecz było odpowiednikiem dzisiejczego w nic.

Już w XVI w. ludzie mówiący po polsku zaczynali tracić wyczucie, jak poprawnie używać tych zwrotów. Mając do wyboru ni zacz i za nic (o tym samym znaczeniu) tworzyli hybrydy w rodzaju za nizacz ‘za darmo’ lub ‘tanio, za psi grosz’. Były one tautologiczne jak masło maślane, ale tautologie zwykle niezbyt wadzą użytkownikom języka. Podobnie ze skrzyżowania synonimowych wyrażeń ni wecz i w nic powstało hybrydowe w niwecz, współcześnie pisane łącznie i zachowane w wyrażeniu obrócić wniwecz ‘unicestwić’. Dawniej można także było iść w niwecz ‘znikać, marnować się’ albo czynić coś w niwecz ‘nadaremnie’. Oczywiście to właście od ni wecz utworzono czasownik niweczyć ‘pozbawiać wartości, udaremniać’.

Wspomniałem, że innowacyjny dopełniacz czego nie do końca wyparł odziedziczone co. Dotyczy to zwłaszca jego zanegowanej formy niczego, która nadal nie zastąpiła nic w funkcji dopełniacza. Po przyimkach wymagających dopełniacza mamy zawsze czego i niczego: „od czego zaczniemy?”, „ta rura jest do niczego”. Jednak czasowniki bywają bardziej tolerancyjne. Niektóre z nich, choć normalnie rządzą dopełniaczem, dopuszczają co na równi z czego. Dotyczy to zwłaszcza czasownika chcieć. Od najdawniejszych czasów można zapytać zarówno „co chcesz?”, jak i „czego chcesz?”. Można powiedzieć „nie ma co żałować”, lecz równie dobrze „nie ma czego żałować”. Zdania takie jak „gdzieżem ja nie był, cóżem nie widział!” odczuwamy jako nacechowane stylistycznie, ale nie jako niegramatyczne.

Szczególnie dużo swobody ma zaimek nic, który  po dziś dzień jest używany wymiennie z niczego po czasownikach zanegowanych. Spójrzmy na kilka charakterystycznych przypadków, gdzie obie wersje są jednakowo poprawne:

Nic nie pamiętam. | Niczego nie pamiętam.
Nie kupiłem nic na obiad. | Nie kupiłem niczego na obiad.
Nic mi nie brakuje. | Niczego mi nie brakuje.
Nie widzę w tym nic zdrożnego. | Nie widzę w tym niczego zdrożnego.
Nic tu nie ma. | Niczego tu nie ma.

W wielu tradycyjnie utrwalonych konstrukcjach można użyć tylko nic w charakterze dopełniacza:

Nie mam nic przeciwko temu.
Ona nie ma w sobie nic z małej dziewczynki.
To wszystko nic nie znaczy.
Nie mam tu nic do roboty.
Nic a nic nie rozumiesz.

Z drugiej strony niczego jest obowiązkowe w zwrotach takich jak niczego sobie albo niczego nieświadom, gdy zaimek nie towarzyszy czasownikowi.

Spotykałem się z próbami pedantycznego „poprawiania” nic na niczego w zdaniach typu „nic mu nie można zarzucić”, przy czym poprawiający argumentował, że przecież nic jest biernikiem, a nie dopełniaczem. To po prostu nieprawda. Jeżeli nic jest zależne składniowo od czasownika, to nie tylko pozostaje pełnoprawną formą dopełniacza, ale jako spadkobierca pierwotnego *ni-česo ma do tego prawo historyczne sięgające czasów, gdy *ni-čego nawet jeszcze nie istniało.