Rozmówki indoeuropejskie. Część 7: Paleontologia językowa

Pozostałe części cyklu

Część 1: Zaproszenie
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 5: Rdzenie i słowa
Część 6: Ach, te końcówki!

Język a rzeczywistość

Język jest złożonym systemem adaptacyjnym, który istnieje dzięki temu, że jest niezbędny dla ludzi i potrafi się dostroić do ich potrzeb. Jest narzędziem do przekazywania informacji, ale jednocześnie pełni wiele innych funkcji. Służy do wyrażania i porządkowania myśli „na użytek własny”; stanowi spoiwo wspólnot i jeden z filarów ludzkiej tożsamości; jest tworzywem literatury, podstawą rytuałów społecznych, magicznych i religijnych oraz medium adaptacji społecznej i wykształcenia. Język utrwala kulturę, wiedzę i zbiorową pamięć historyczną, pomagając je przekazywać z pokolenia na pokolenie. Użytkownicy i świat, w którym żyją, to zewnętrzne środowisko języka – jego nisza ekologiczna. Każdy żywy system językowy charakteryzuje się wewnętrznym zróżnicowaniem, wariantywnością i zdolnością do generowania innowacji. Dzięki temu język może ewoluować i przystosowywać się do zmian w swoim środowisku – i kulturowym, i naturalnym.

Oznacza to, że analizując język, możemy się czegoś dowiedzieć o otaczającej go rzeczywistości pozajęzykowej, tak jak paleontolog badający skamieniałości odnajduje ślady przystosowań świadczące o tym, w jakim środowisku żyły dawne organizmy i jaki tryb życia prowadziły. W przypadku języka rekonstruowanego na podstawie porównawczej, jak indoeuropejski, dysponujemy niemal wyłącznie słownictwem i morfologią (regułami słowotwórstwa i odmiany gramatycznej). Nie zachowała się praindoeuropejska tradycja literatury ustnej ani żadne teksty w prajęzyku. Mimo to materiał jest obszerny i można z niego coś niecoś wywnioskować. Pokażę to na przykładzie kilku wybranych „pól semantycznych”, bo pełny przegląd słownictwa indoeuropejskiego nie jest możliwy w formacie wpisu na portalu.

Z punktu widzenia metody porównawczej szczególnie interesujące jest słownictwo podstawowe, czyli lista konceptów występujących mniej więcej uniwersalnie, czyli spotykanych w językach całego świata. Trudno sobie wyobrazić język, w którym nie byłoby nazw najważniejszych części ciała i elementów przyrody pojawiających się wszędzie niezależnie od położenia geograficznego i klimatu. Nikogo zatem nie dziwi, że wśród dających się zrekonstruować słów praindoeuropejskich mamy takie jako oko (*h3okw), serce (*ḱerd‐), dłoń/ręka (*ǵhésōr), stopa/noga (*pod‐) czy głowa (*ḱerh2). Wszyscy ludzie na Ziemi (*dhéǵhōm) znają Słońce (*sáh2wl̥), Księżyc (*mḗh₁n̥s), gwiazdy (*h2h1stḗr), wodę (*wódr̥), ogień (*páh2wr̥) i wiatr (*h2wéh1n̥t‐). Prawie wszędzie, gdzie żyją ludzie, są też drzewa (*doru). Od trzydziestu tysięcy lat towarzyszą nam psy (*ḱwon‐) i kilka tysięcy lat temu bardzo niewiele społeczeństw na świecie nie miało z nimi do czynienia. Są także uniwersalne przymiotniki, np. nowy (*néwo‐), a do najbardziej rozpowszechnionych nazw kolorów należy czerwony (*h1rudhró‐, *h1rowdhó‐), Są czasowniki oznaczające powszechnie znane czynności i stany, np. wstać (*stah2), usiąść (*sed‐), położyć się (*legh), iść (*h1ej‐), jeść/gryźć (*h1ed‐), umrzeć (*mer‐) itd.

Słowa tego typu odznaczają się dużą częstością użycia i stabilnością ewolucyjną (rzadko są wycofywane z obiegu), stąd ich znaczenie dla rekonstrukcji. Natomiast niewiele nam mówią o realiach praindoeuropejskich – właśnie dlatego, że są mało zależne od kultury i otoczenia fizycznego. Paleontologów języka interesuje najbardziej słownictwo nieoczywiste i zależne od warunków zewnętrznych – słowa, które malują nam specyficzny, a nie uniwersalny językowy obraz świata.

Liczymy rytmicznie po praindoeuropejsku

Zacznijmy od liczebników. Z przyczyn, które opisywałem w innym artykule, około 60% języków świata stosuje dziś system dziesiętny, a około 10% system dwudziestkowy lub mieszany (dziesiętno-dwudziestkowy). Inne podstawy liczbowe zdarzają się tu i ówdzie, ale są współcześnie bardzo rzadkie. Idea systemu, w którym operację liczenia do dziesięciu lub dwudziestu można powtarzać wielokrotnie, rejestrując liczbę powtórzeń, nie jest jednak odwieczna. Niewątpliwie szerzyła się przez naśladownictwo wraz z innymi osiągnięciami ewolucji kultury, o czym świadczy jej zasięg geograficzny (Eurazja, większa część Afryki, Ameryka Północna i część Południowej). Systemy pierwotniejsze (bez podstawy liczbowej) można spotkać wyłącznie tam, gdzie dyfuzja kulturowa napotykała na bariery. W Australii, Amazonii i rdzennych rodzinach językowych na południu Afryki górną granicą liczenia bywa ‘3’–‘5’.1 Wiele języków w górach Nowej Gwinei przyporządkowuje kolejne liczebniki różnym częściom ciała. Przy odrobinie pomysłowości można tą metodą liczyć do kilkudziesięciu, nie stosując żadnej podstawy liczbowej.

Praindoeuropejski już 6–7 tys. lat temu miał rozwinięty system liczebników dziesiętnych umożliwiający posługiwanie się dziesiątkami i setkami (aczkolwiek liczebniki oznaczające ‘1000’ pojawiły się prawdopodobnie już po rozpadzie prajęzyka). Podstawą systemu były następujące liczebniki proste:

Tabela 1.

Liczebniki ‘2’–‘4’ zachowywały się jak przymiotniki odmieniane przez rodzaje i przypadki. Miały zatem osobne formy dla rodzaju nieożywionego i ożywionego (pierwsza i druga forma w tabeli 1). W przypadku ‘3’ i ‘4’ zachowały się także specjalne feminatywy (starsze niż żeński rodzaj gramatyczny). Liczebnik ‘4’, sądząc z jego struktury, był pierwotnie rzeczownikiem rodzaju nieożywionego przybierającym formę zbiorową (*kwétwōr). Ponieważ została ona zinterpretowana jako liczba mnoga, dorobiono do niej liczbę mnogą rodzaju ożywionego (*kwétwores). Formy zbiorowe odznaczały się wahaniami miejsca akcentu: obok *kwétwōr istniało *kwətwṓr i odpowiadające mu *kwətwóres. Oboczności te są raczej dość późnego pochodzenia, skoro nadal konkurowały z sobą w językach potomnych.2

Można by tu zapytać: a gdzie jest liczebnik ‘1’?  Odpowiedź brzmi: to nie takie proste. Istniało kilka wyrazów funkcjonujących jako ‘1’, a na dokładkę niektóre z nich nie były spokrewnione z pozostałymi. Najstarsze z tych słów to temat rdzenny (bez przyrostków) *sem‐ (mianownik rodzaju ożywionego *sém‐s > *sḗm zgodnie z prawem Szemerényiego, w rodzaju nieożywionym *sém). Rdzeń ten wyrażał znaczenia takie jak ‘razem, niepodzielnie’ albo ‘ten sam’. Z czasem jednak w roli liczebnika zaczęły go zastępować innowacje – przymiotniki najprawdopodobniej utworzone od zaimka anaforycznego *h1ej ‘on, ten, o którym mowa’. Najczęściej spotykamy *h1ój‐(h)no‐ (łacińskie ūnus, germańskie *ainaz), ale pojawiają się też formy oboczne *h1ój‐wo‐ (języki irańskie, greka) i *h1ój-ko‐ (języki indoaryjskie). Nie zawsze te pochodne stają się liczebnikami; mogą także oznaczać ‘pojedynczy, osobny, pewien’.

A zatem liczebnik ‘1’ był trochę zaimkiem, trochę przymiotnikiem, ‘2’ i ‘3’ były przymiotnikami, a ‘4’ rzeczownikiem, który dopasował się do nich i też stał się przymiotnikiem. Liczebniki ‘5’–‘10’ były nieodmienne (jeśli nie od początku, to przynajmniej stały się takie już w prajęzyku). Jedynie ‘10’ tworzył liczbę mnogą (zbiorową) *dḱómth2 (dziesiątki) według schematu charakterystycznego dla rzeczowników nieożywionych. Liczebnik pochodny *dḱm̥tóm > *ḱm̥tóm ‘100’ (dosłownie ‘dziesiąte [dziesięć]’) zachowywał się już jak normalny rzeczownik. Ten nierówny status liczebników musi jakoś wynikać z ich historii. Możliwe, że pierwotny system przed-praindoeuropejski był typu „jeden (sam), dwa (w parze), trzy”. Dopiero gdzieś w okolicach ‘4’ lub ‘5’ zaczęło się „prawdziwe liczenie” – zapewne na palcach, skoro doszło do ‘10’. Następnie ktoś wpadł na genialny pomysł, aby liczyć iteracyjnie, dodając do ‘10’ kolejne liczebniki proste. Tak osiągano ‘podwójne 10’ i tak dalej (co wymagało już pewnych intuicji arytmetycznych odpowiadających operacjom mnożenia i dodawania). Być może pomysł nie był oryginalny, tylko krążył po Eurazji dzięki wymianie kulturalnej.3

Liczebniki ‘5’–‘10’ (a być może także ‘4’) wymyślono prawdopodobnie za jednym zamachem, bo trudno sobie wyobrazić, żeby liczenie na palcach rozwijano stopniowo. Są to bez wyjątku słowa nieprzejrzyste etymologicznie: na temat ich pochodzenia mamy w najlepszym razie mgliste hipotezy. Bywa, że zachowują się dziwnie. Na przykład *swéḱs ‘6’ miało częsty wariant *séḱs z uproszczonym nagłosem, a jego rozwój w językach indoirańskich i bałtosłowiańskich jest w ogóle trudno zrozumiały. Skąd się wzięło bałtosłowiańskie nagłosowe *š, staroindyjskie , irańskie *šw‐ lub nawet *xšw‐, jak w awestyjskim xṣ̌uuaš)? Prawdę mówiąc, nie wiemy.

Niektóre osobliwości mają jednak znaną przyczynę. Wynikają z faktu, że przy rytmicznym liczeniu na głos liczebniki układały się w pary jak w cytowanej poniżej wyliczance, którą pamiętam z dzieciństwa (nie wiem, czy jest jeszcze używana). W każdej parze liczebniki uległy częściowemu upodobnieniu wskutek takiego grupowania. W językach słowiańskich i do ‘5’, i do ‘6’ dodano przyrostek *‐ti‐, stąd *pen(kw)‐ti-, *šećs‐ti‐ > *pętь, *šestь. Nie ma go w ‘7’ i ‘8’, ale za to ‘8’ zainfekowało się końcowym *‐m‐ przeniesionym z ‘7’: *sedmь, *osmь. Słowiańskie *devętь ‘9’ upodobniło się do *desętь ‘10’ nie tylko wskutek dodania identycznego przyrostka, ale także przez nieregularną zamianę początkowego *n na *d.4

Raz, dwa – Jasio ma,
Trzy, cztery – smaczne sery,
Pięć, sześć – chciał je zjeść,
Siedem, osiem – spotkał Zosię,
Dziewięć, dziesięć – schował w kieszeń.

Jestem skłonny sądzić, że przekształcenie liczebnika ‘4’ w przymiotnik z końcówkami liczby mnogiej obu pierwotnych rodzajów i dorobienie mu feminatywu z elementem *‐sr‐ nastąpiły, ponieważ tworzył on parę z ‘3’ i wskutek tego stał się podatny na kontaminację (przejęcie cech liczebnika „partnerskiego”). Nieoczekiwany akcent na końcowej sylabie (pozbawionej samogłoski!) w praindoeuropejskim *septḿ̥ ‘7’ nie może być pierwotny. Musiał się przesunąć ze względów rytmicznych pod wpływem końcowego akcentu w *h3oḱtṓw ‘8’. Jak widać, dzięki analizie systemu liczebników praindoeuropejskich jesteśmy w stanie ustalić stadia jego rozwoju, a nawet stwierdzić, że ludzie mówiący po praindoeuropejsku zwykli byli liczyć rytmicznie.

Rodzina bliższa i dalsza

Teraz przyjrzyjmy się rodzinie. Nie jest raczej niespodzianką, że nazwy pokrewieństwa najczęściej używane i ugruntowane biologicznie, odnoszące się do dwupokoleniowej „rodziny nuklearnej”, są w językach indoeuropejskich bardzo dobrze poświadczone.5 Są to określenia ojca (*ph2tḗr), matki (*máh2tēr), syna (*suhnús ~ *suhjús), córki (*dhugh2tḗr), brata (*bhráh2tēr) i siostry (*swésōr). Wszystkie znane języki rozróżniają te koncepty, natomiast mogą na różne sposoby klasyfikować i nazywać odleglejsze relacje pokrewieństwa i powinowactwa. W tej dziedzinie mniej zależy od biologii, a więcej od kultury. Antropolodzy zidentyfikowali różne typy terminologii rodzinnej. Na przykład w tzw. systemie hawajskim słowo oznaczające biologiczną matkę odnosi się też do siostry matki lub siostry ojca, a biologiczny ojciec jest nazywany tak samo jak brat któregokolwiek z rodziców.

Współczesny język polski stosuje inny system, zwany eskimoskim. Brat ojca lub matki to wuj, a siostra ojca lub matki to ciotka. Ale jeszcze kilka pokoleń temu konsekwentnie odróżniano wuja (brata matki) od stryja (brata ojca) oraz braci i siostry wujecznych od stryjecznych (dziś nazywamy ich ogólnie kuzynami i kuzynkami). Im dalej cofamy się w przeszłość, tym więcej spotykamy nazw pokrewieństwa całkowicie dziś zapomnianych. W XV–XVI w. kobieta nazywała brata męża dziewierzem, a siostrę męża zełwią lub zełwicą. Z kolei mężczyzna nazywał brata żony szurzym, a siostrę żony świeścią. Żona brata była jątrwią. Dziś ogólnikowe określenia szwagier i szwagierka całkowicie wyparły te i podobne dawne nazwy.

Taki asymetryczny system z dużą liczbą precyzyjnych określeń relacji w rodzinie rozszerzonej – wyrażanych jednym słowem, a nie opisowo, i częto nieprzejrzystych etymologicznie – jest raczej rzadki we współczesnym świecie z powodu malejącego znaczenia rodziny rozszerzonej, ale jeszcze kilka lub kilkanaście stuleci temu dominował w językach Europy. I nic dziwnego, bo język praindoeuropejski właśnie w taki sposób etykietował dalszych członków rodziny.

Ryc. 1.

Dziewierz to praindoeuropejski *dajwḗr, a zełẃ (prasłowiańskie *zъly/*zъlъv‐) to *ǵélh2ōws/*ǵl̥h2u‐. Staropolska jątry (biernik jątreẃ), później jątrew lub jątrewka, pochodzi od praindoeuropejskiego *h1jénh2tēr ‘żona brata lub żona brata męża (dziewierza)’. W tym drugim przypadku żony dwóch braci były dla siebie nawzajem jątrwiami. Trochę to skomplikowane, prawda? Ale za to niektóre relacje, które my rozróżniamy, w terminologii praindoeuropejskiej nazywane były tak samo. Słowo *népōts oznaczało wnuka, ale także siostrzeńca. Słowo *h2áwh2os ‘dziadek’ odnosiło się zwłaszcza do ojca matki, ale pochodziły od niego także (zwykle w formie zdrobnień) określenia brata matki. Dlatego po łacinie dziadek nazywał się avus, a wuj –  avunculus, czyli dziadek z przyrostkiem zdrabniającym. Polski wuj (prasłowiański *ujь) pochodzi od *h2awh2jós, jest zatem także pochodną dawnego określenia dziadka. Ponieważ avunculus zmieniło się we francuskie oncle, zapożyczone do języka angielskiego jako uncle, okazuje się, że słowa wuj i uncle mają wspólne źródło.

Natomiast bracia ojca i dziadek w męskiej linii byli terminologicznie związani z ojcem. Ojciec ojca mógł być nazywany ‘wielkim/starym ojcem’. Ogólnie męscy członkowie rodziny ojca określani byli jako *ph2trow‐/*ph2tru‐ ‘ojcowy’, a dodając do tego tematu różne przyrostki można było tworzyć bardziej konkretne nazwy pokrewieństwa, jak *ph2trujos lub *ph2tr̥wih2os ‘brat ojca’, stąd łacińskie patruus i być może słowiańskie *strъjь > polskie stryj (choć nie wszyscy akceptują sugerowaną bałtosłowiańską zmianę *ph2tr‐ > *ptr‐ > *str‐).

Dla porządku wspomnę, że rodzice małżonka (nie jest pewne, czy po obu stronach, czy tylko rodzice męża) nazywani byli *swéḱuros ‘teść’ i *sweḱrúh2 ‘teściowa’ (patrz polskie świekier i świekra). Utworzona od nazwy teścia pochodna, *swēḱurós oznaczała ‘należący do (rodziny) teściów’. Stąd wzięło się germańskie *swēgraz > niemieckie Schwager, zapożyczone przez język polski jako wspomniany wyżej szwagier (w bardzo szerokim sensie). Ciekawe jest określenie synowej: *snusós, odnoszące się do kobiety mimo z pozoru męskiej końcówki. Słowo to przetrwało w pierwotnej formie z czasów, zanim powstał rodzaj żeński, jednak w niektórych gałęziach rodziny indoeuropejskiej zostało później formalnie sfeminizowane jako *snusáh2. W prasłowiańskim miało postać *snъxa (po rosyjsku snoxá, w dawnej polszczyźnie zwykle zdrobniale sneszka).

W kilku nazwach pokrewieństwa powtarza się zagadkowy i nieznany poza tą grupą słów przyrostek *‐h2ter‐. Według jednej z hipotez na temat pochodzenia określenia ojca, *p(ə)h2tér‐ było nazwą działacza utworzoną od czasownika *pah2 ‘strzec, opiekować się’.6 Jeśli etymologia ta jest poprawna, to pseudoprzyrostek *‐h2ter‐ został wyekstrahowany ze słowa oznaczającego ojca i dodany przez analogię najpierw do określenia matki (* + *‐h2ter‐), a potem brata, córki i paru nazw dalszych związków rodzinnych. Wyjaśniałoby to osobliwy fakt, że gdy akcent pada na sylabę początkową (jak w słowach oznaczających matkę i brata) mamy na końcu tematu *‐ter‐, a nie oczekiwane w pozycji poakcentowej *-tor‐. Innymi słowy, nieetymologiczny element *‐h2ter‐ zaczął żyć własnym życiem jako przyrostek tworzący nazwy rodzinne.

Przy obecnym stanie wiedzy trudno jednoznacznie stwierdzić, który z sześciu typów porządkowania więzi rodzinnych wyróżnianych przez antropologów najlepiej pasuje do terminologii praindoeuropejskiej. Niektóre cechy wskazują na system omahijski, inne na sudański. Nie będę zanudzał czytelników szczegółami – wystarczy wiedzieć, że oba te systemy należą do rozbudowanych. Praindoeuropejski mógł posiadać system mieszany, co w praktyce zdarza się często. Istotne jest to, że w świecie praindoeuropejskim krewni ze strony męża/ojca odgrywali uprzywilejowaną rolę, a dotyczące ich słownictwo było bardziej szczegółowe, co wskazuje na patrylinearną organizację życia społecznego (włączanie dzieci do rodziny ojca). Rodzinę matki w życiu jej dzieci reprezentowali głównie jej najbliżsi męscy krewni, czyli dziadek i wujowie.

Nie ma śladu jakichś specjalnych określeń żony i męża prócz słów, które określały także po prostu dorosłą kobietę (*gwon‐, *gwenh2) i dorosłego mężczyznę (*wih1ró‐ lub *h2ner‐). Z tego, co wiemy, wyłania się obraz społeczeństwa, w którym o pozycji jego członków decydowało miejsce w strukturze pokrewieństwa, zwłaszcza patrylinearnego, w obrębie wielopokoleniowego rodu. Praindoeuropejskie wspólnoty plemienne dzieliły się zapewne na klany definiowane na podstawie wspólnego pochodzenia „po mieczu”, a małżeństwa zawierane były między członkami różnych klanów, przy czym żona wchodziła do rodziny męża.

Krajobrazy z fauną i florą

Aby spróbować rozstrzygnąć, na jakim obszarze używano języka praidoeuropejskiego, można się przyjrzeć zakonserwowanym w słownictwie nazwom elementów krajobrazu, a także roślin i zwierząt. Co do terminologii topograficznej, jest ona niestety mało specyficzna i pasuje do różnych obszarów umiarkowanej strefy klimatycznej Eurazji. Kontrast między zimą (*ǵʰéjōm/*ǵhim‐) a wiosną (*wḗsr̥/*wésn‐) i terminologia dotycząca śniegu (*snígwh, *snójgwhos) wykluczają regiony o gorącym klimcie. Słownictwo odnoszące się do rzek i strumieni było bogate (*h2óp‐/*h2áp‐ lub *h2áp‐h3on‐ > *h2ábh3ō7, *sréwmn̥ lub *sréwmon‐, *dáh2nu­‐), natomiast wspólne słowa oznaczające wielkie jeziora lub morze mają zasięg ograniczony do kilku gałęzi rodziny indoeuropejskiej, zwłaszcza w Europie.

Korzystano z łodzi (*náh2u‐) i wiosłowano (*h1reh1), ale brak udokumentowanego słownictwa związanego z podróżami morskimi, rybołówstwem, z realiami nadmorskimi lub wyspiarskimi. Językowy krajobraz praindoeuropejski uzupełnia kilka określeń równiny bądź pola, pochodzących od rdzenia *pleh2/*pelh2 lub od przymiotnika *pl̥th2‐ú­­‐ ‘szeroki, rozległy’, i wzniesień, na których można było budować osady obronne (pochodne od rdzenia *bherǵh). Wszystko to razem wzięte pasuje do krajobrazu nizinnego lub umiarkowanie górzystego, położonego raczej w głębi lądu, bogatego w wody płynące; wykluczyć można pustynie i wysokie góry.

Nazwy zwierząt niezbyt zawężają wybór. Jeśli chodzi o ptaki, bardzo dobrze zachowała się nazwa orła (*h3ór‐on­­‐), kilka określeń żurawia pochodzących od rdzenia *gerh2 (prawdopodobnie o znaczeniu ‘krzyczeć’)8, a także nazwy ptaków związanych z wodą: kaczek (*h2ánh2ts) i gęsi (*ǵhā́ns). Z gadów obecne były węże: można zrekonstruować kilka różnych nazw, np. *h1óǵhis/*h1éǵhi‐ i *h2angwhis, ale trudno je przypisać do konkretnych gatunków.

Jeśli chodzi o ssaki, szczególnie dobrze zachowały się nazwy kilku  dużych drapieżników: niedźwiedzia (*hŕ̥tḱos) i wilka (*wĺ̥kwos), a nieco słabiej nazwa rysia, mająca kilka pokrewnych wariantów (*lūḱ‐, *lunḱ‐, *luḱ(s)o‐). Istniało też ogólne określenie dzikiego zwierzęcia, *ǵhwḗr (np. prasłowiańskie *zvěrь, starogreckie thḗr) i związany z nim przymiotnik ǵhwéro‐ ‘dziki’ (łacińskie ferus, pragermańska nazwa niedzwiedzia *beran‐). Zwraca uwagę brak rodzimego określenia lwa, co jest o tyle intrygujące, że w okresie praindoeuropejskim zasięg tego gatunku obejmował Kaukaz, Płaskowyż Irański, Azję Mniejszą i Półwysep Bałkański aż po dzisiejsze Węgry. Jest to potencjalny argument przeciwko lokowaniu praojczyzny indoeuropejskiej w Anatolii lub na Bałkanach.

Zachowały się rozmaite określenia jeleniowatych, częściowo opisowe (typu „rogacz”), ale także nazwa *h1el‐h1on‐ ‘jeleń’, wyglądająca na starą.9 Praindoeuropejczycy znali też konie. Dane języków anatolijskich wskazują, że najstarszą nazwą konia było prawdopodobnie *h1éḱus i że dopiero w grupie pozaanatolijskiej nazwa ta została rozszerzona o przyrostek samogłoskowy: *h1éḱwos. Jednak udomowienie konia nastąpiło dość późno, a zatem nazwa praindoeuropejska odnosiła się początkowo raczej do dzikich koni.

Można z mniejszą lub większą dokładnością zrekonstruować nazwy kilku rodzajów drzew. Chyba najlepiej poświadczone są nazwy brzozy (*bherh1ǵós, *bhr̥h1ǵós), pochodzące od rdzenia czasownikowego *bhreh1ǵ‐ ‘błysnąć’ (nawiązują one do jaskrawo białej kory brzozy). Dąb miał wiele nazw o zasięgu lokalnym, lecz nie zachowało się żadne określenie ogólne; ale za to słowa o znaczeniu ‘żołądź’, oparte na rdzeniu *gwelh2 (z różnymi przyrostkami) są szeroko rozpowszechnione. A skoro użytkownikom praindoeuropejskiego były znane żołędzie, musieli znać także dęby.

Gospodarstwo i transport

Indoeuropejski zestaw zwierząt domowych (oprócz wspomnianych już psa i konia) jest typowy dla dziedzictwa neolitu zachodniej Eurazji. Hodowano przede wszystkim owce (*h2ówis, *wr̥h1ḗn ‘baran’,*h2agwnós ‘jagnię’), świnie (*sū́s, *pórḱos ‘prosię’) i bydło domowe (*gwṓws ‘krowa’, *táwros ‘byk’, *uksḗn ‘wół’). Istniało też słowo *péḱu łączące znaczenia ‘bydło, trzoda’ i ‘majątek, bogactwo’.10 Kozy nosiły wiele różnych nazw (np. *h2aǵó‐, *h2ajǵ‐, *ghajd‐, *kapro‐), ale każda z nich jest ograniczona do kilku gałęzi języków i nie można ich sprowadzić do wspólnego prototypu. Rdzenie czasownikowe związane z hodowlą zwierząt to np. *pah2(s)‐ ‘paść, pilnować bydła’ i *h2aǵ‐ ‘gnać, popędzać’. Bardzo stare słowo *h2wĺ̥h1no‐/-ah2 ‘wełna’ wskazuje na konkretny użytek, jaki czyniono z owiec. Natomiast dopiero w grupie pozaanatolijskiej czasownik *h2melǵ‐ przybrał znaczenie ‘doić’ i pojawiły się wyspecjalizowane określenia mleka jako produktu zwierzęcego (aczkolwiek na Bliskim Wschodzie dojono zwierzęta i produkowano ser już we wczesnym neolicie). Wykorzystanie mleka szerzyło się zapewne wraz z mutacją zapewniającą tolerancję laktozy. Praindoeuropejczycy znali miód, zarówno surowy (*melit), jak i fermentowany (*medhu), uprawiali zatem pszczelarstwo (patrz wpis o pszczołach).

Ryc. 2.

Praindoeuropejczycy niewątpliwie znali rolnictwo, ale wspólna terminologia dotycząca zbóż i ich uprawy poświadczona jest w ograniczonym zakresie w językach anatolijskich. Rozpowszechniony czasownik *h2arh3‘orać’ i utworzony od niego rzeczownik *h2árh3trom ‘radło, pług’ nie mają dokładnych odpowiedników anatolijskich, istnieje natomiast hetyckie hārs‐ (prawdopodobnie < *h2arh3‐s‐) ‘wzruszać, spulchniać (glebę)’. Zarówno w grupie anatolijskiej, jak i poza nią występuje ogólne określenie zboża, *jéwom, zawężane czasem do konkretnych gatunków (jęczmienia, orkiszu). Jednak terminologia rolnicza stawała się coraz bardziej rozbudowana i szczegółowa już po rozpadzie języka praindoeuropejskiego.

Na wczesne wykorzystanie zwierząt (początkowo bydła) w celach pociągowych wskazuje powszechne występowanie słowa *jugóm ‘jarzmo’ od czasownika *jeug‐ ‘połączyć, zaprząc’. Zasięg obejmujący języki anatolijskie ma także *h2ih3sáh2 ‘dyszel’ (pokrewne *h2ajh3os zachowało się w grupie słowiańskiej, stąd wzięła się staropolska nazwa dyszla, oje). Natomiast słownictwo związane z budową pojazdów kołowych jest późniejszego pochodzenia. Najszerzej znane nazwy koła, *kwékwlos (angielskie wheel, staroindyjskie cakrám) i *(h)rótah2 (łacińskie rota, niemieckie Rad) nie występują w grupie anatolijskiej, podobnie jak rozmaite nazwy wozów lub rydwanów i uniwersalny w „grupie koronnej” czasownik *weǵh ‘transportować, przewozić, jechać’ (polskie wieźć, zob. także wóz < prasłowiańskie *vozъ < późnoindoeuropejskie *woǵhos). Hetycka nazwa koła, hurkis < *h2wr̥gi‐ została utworzona niezależnie od czasownika praindoeuropejskiego *h2werg‐ ‘obrócić się’.

Według danych archeologicznych koła garncarskie i koła służące do transportu wynaleziono około 6 tys. lat temu. Wynalazek koła rozprzestrzenił się tak szybko, że trudno stwierdzić, gdzie się pojawił po raz pierwszy. W każdym razie początki transportu kołowego zbiegają się w czasie z rozpadem wspólnoty praindoeuropejskiej, a prawdopodobnie nawet nastąpiły nieco później. Wyjaśniałoby to niezależny rozwój terminologii związanej z wozami i kołami w najstarszych odgałęzieniach rodziny. Lekkie koła do szybkiej jazdy zaopatrzone w szprychy i rydwany zaprzężone w konie – to już osiągnięcia znacznie późniejsze, a w ich spopularyzowaniu ważną rolę odegrały ludy indoirańskie.

Zanim wynaleziono brąz

Nie ma tu miejsca, żeby obszernie się rozpisywać o słownictwie praindoeuropejskim dotyczącym kultury (w tym religii i organizacji społecznej) i techniki (np. wytwarzania tkanin albo budownictwa). Wspomnę jednak o jeszcze jednej dziedzinie – metalurgii. Poza grupą anatolijską znamy szeroko rozpowszechnione określenie metalu: *h2ájos/*h2ájes‐ (staroindyjskie áyas‐, łacińskie aes, pragermańskie *aiz), odnoszące się pierwotnie do miedzi. Brak jednak wspólnych słów na określenie brązu, cyny czy ołowiu.11 Choć język praindoeuropejski podzielił się na grupy potomne przed wielką rewolucją metalurgiczną IV w. p.n.e., jego użytkownikom najprawdopodobniej była znana miedź, na przykład pochodząca z Bałkanów, gdzie istniały bardzo wczesne ośrodki jej wydobycia. Złoto i srebro, występujące w postaci rodzimej, także były znane różnym ludom na długo przed epoką brązu. Różne określenia złota nie mają zasięgu ogólnoeuropejskiego i dają się zinterpretować jako opisowe, np. *h2á‐h2us‐o‐m ‘świecące’ (łacińskie aurum) lub *ǵhl̥h3‐tó‐m ‘żółte’ (patrz tutaj). Nazwy srebra często pochodzą od rdzenia *h2arǵ‐ ‘bieleć, połyskiwać’. Choć hetycka nazwa srebra częściowo ukrywa się pod sumeryjskim logogramem, jej zapisywana fonetycznie końcówka ‐ant‐ sugeruje, że słowo *h2r̥ǵ‐ént‐ ‘srebro’ (dosłownie: ‘bielejące’) znane było Anatolijczykom, jest więc autentycznie praindoeuropejskie (hetycki miał też pokrewny przymiotnik harki‐ ‘biały’). Poza grupą anatoliską tę nazwę srebra przeniesiono je do odmiany samogłoskowej (*h2r̥ǵ‐n̥t‐ó‐m, stąd np. łacińskie argentum). O pochodzeniu dziwnych północnoeuropejskich nazw srebra pisałem przy innej okazji.

Przed pojawieniem się miedzi, a potem brązu (stopów miedzi) i żelaza głównym materiałem do wyrobu wytrzymałych narzędzi był kamień. Praindoeuropejska nazwa kamienia, *h2áḱ‐mon‐ (mianownik *h2áḱmō) utworzona była od rdzenia *h2aḱ‐ ‘ostry’. Widzimy ją w staroindyjskim áśman‐ i litewskim ašmuo, a jej nieregularnym refleksem jest także słowiańskie słowo *kamy/*kamen‐.12 Jednak w językach irańskich to samo słowo oznacza ‘niebo’, a starogreckie ákmōn to ‘kowadło’, ale także ‘niebo’ i ‘żelazo’. Te różnorodne znaczenia sugerują, że wyobrażano sobie niebo jako kamienne sklepienie, którego fragmenty czasem spadają na ziemię lub używane są przez bogów jako pociski miotane na Ziemię pod postacią meteorytów. Możliwe więc, że już indoeuropejskie *h2áḱ‐mon‐ oznaczało także ‘kamień z nieba (meteoryt)’ i ‘żelazo meteorytowe’. Najstarsze potwierdzone przykłady wykorzystania żelazoniklu rodem z kosmosu pochodzą sprzed 5200 lat (Egipt), ale meteoryty uderzały w Ziemię „od zawsze” i mogły być okazyjnie wykorzystywane w celach praktycznych. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z epoką żelaza, która zaczęła się, gdy opanowano technikę wytopu żelaza z ziemskich rud.

Zakończenie

Na tym kończę tę serię wpisów. Nie zawiera ona oczywiście pełnej wiedzy o indoeuropeistyce ani o języku praindoeuropejskim, ale może posłużyć jako materiał pomocniczy dla każdego, kto chciałby niego głębiej zrozumieć rekonstrukcje, którymi się posługuję zwłaszcza we wpisach należących do cyklu Etymologiae. O pochodzeniu słów. Mam nadzieję, że Czytelnicy wybaczą mi prezentowanie szczegółów technicznych. Robię to bynajmniej nie po to, żeby nimi epatować, tylko żeby pokazać, iż językoznawstwo historyczno-porównawcze w zastosowaniu do rodziny indoeuropejskiej osiągnęło pewien poziom rygoru naukowego. Nie jest zdane na niesprawdzalną spekulację, tylko używa bardzo konkretnego modelu, który był sprawdzany i uzupełniany przez wiele dziesięcioleci, pozwala oceniać propozycje badaczy, falsyfikować  niektóre z nich lub osiągać konsensus, a od czasu do czasu nawet generuje hipotezy, które dzięki nowym odkryciom można sprawdzić empirycznie.

Przypisy

  1. W wyjątkowych przypadkach w ogóle nie ma liczebników. Taki stan rzeczy panuje w pirahã, jedynym nadal używanym języku z rodziny mura (brazylijska część Amazonii). ↩︎
  2. Sytuację komplikuje fakt, że języki anatolijskie używały alternatywnego liczebnika oznaczającego ‘4’ (praanatolijskie *meju‐/*mjew‐). Jednak ślady ogólnoindoeuropejskiego *kwétwōr występują w hetyckim kutruwan‐ ‘świadek’ (dosłownie: czwarty uczestnik postępowania obok dwu stron i sędziego). ↩︎
  3. Wiadomo na przykład, że w rodzinie uralskiej bardzo trudno jest zrekonstruować jakiekolwiek rodzime liczebniki większe od ‘2’, a system dziesiętny, występujący obecnie we wszystkich językach tej rodziny, rozwinął się wskutek kontaktów kulturowych, zwłaszcza z językami indoeuropejskimi, a do pewnego stopnia także turkijskimi. ↩︎
  4. Podobne zmiany zaszły w językach wschodniobałtyjskich, por. litewskie devyni ‘9’ z początkowym /d/. ↩︎
  5. Nie należy jednak uważać tego za absolutny pewnik. Na przykład w rodzinie uralskiej określenia członków najbliższej rodziny są z niejasnych przyczyn bardzo zmienne i niesprowadzalne do wspólnego źródła, podczas gdy nazwy dalszych relacji rodzinnych są historycznie stabilne. Choć praindoeuropejskie określenie ojca na ogół jest wiernie zachowywane w językach potomnych, w kilku gałęziach rodziny lub w indywidualnych językach (języki anatolijskie i bałtosłowiańskie, język albański, gocki) zastąpiły je dziecinne synonimy, najczęściej *ata. W formie zdrobniałej (*atikos) słowo to rozwinęło się w prasłowiańskie *otьcь (polskie ociec > ojciec). ↩︎
  6. Od rozszerzonego wariantu tego samego rdzenia, *pah2s‐, pochodzi słowo *páh2s‐tor‐ ‘pasterz’, zob. łacińskie pāstor i prasłowiańskie *pastyrь. ↩︎
  7. Udźwięcznienie *p spowodowane było przez dodanie przedrostka zaczynającego się na dźwięczną spółgłoskę *h3. ↩︎
  8. Patrz Gąsiorowski 2013. ↩︎
  9. Oczywiście słowiańskie *ely/*elen‐ ‘jeleń’ pochodzi z tego źródła. Trudniej się domyślić, że ta sama nazwa jelenia po dodaniu przyrostka feminizującego (*h1elh1n‐ih2) rozwinęła się w prasłowiańskie *olni (z tzw. akutowym akcentem tonalnym na pierwszej sylabie, stanowiącym ślad po spółgłosce laryngalnej) > staropolskie łani > współczesne polskie łania.
    ↩︎
  10. Nasuwa się podejrzenie, że rozwój pasterstwa ze szczególnym uwzględnieniem hodowli owiec i bydła był jednym z impulsów wymuszających rozwinięcie udoskonalonego systemu liczebników. Jeśli stada są traktowane jako majątek ruchomy, możliwość dokładnego określenia ich liczebności staje się istotna dla właściciela (patrz ryc. 2). ↩︎
  11. Bardzo staranny przegląd indoeuropejskich terminów metalurgicznych można znaleźć w Thorsø et al. 2023. ↩︎
  12. Rozwój musiał wyglądać mniej więcej tak: *h2áḱ‐mon‐ > *h2ák‐mon‐ > *káh2‐mon‐ > *kamy/*kamen‐, ale szczegóły nie są jasne, zwłaszcza że języki bałtyjskie, najbliżej spokrewnione ze słowiańskimi, zachowały pierwotną postać tego słowa. ↩︎

Opisy ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Słynna waza z Bronocic (woj. świętokrzyskie) – naczynie ceramiczne ze stanowiska datowanego radiowęglowo na środek IV tysiąclecia p.n.e. (kultura pucharów lejkowych, późny neolit i chalkolit). Rysunki zdobiące wazę interpretowane są jako jedne z najstarszych przedstawień czterokołowych wozów z dyszlem. Muzeum Archeologiczne w Krakowie. Foto: Silar 2013. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 3.0).
Ryc. 1. Lista tradycyjnych polskich nazw stopni pokrewieństwa z książki Józefa Aleksandra Jabłonowskiego Heraldica, to jest osada klejnotów rycerskich i wiadomość znaków herbownych (1742). Źródło: Wikipedia (domena publiczna).
Ryc. 2. Liczenie owiec (niekoniecznie przed snem) ma długą tradycję. Rozszyfrowanie podpisów pozostawiam Czytelnikom jako ćwiczenie do samodzielnego wykonania. Foto: Pat O’Malley (tekst dodany). Źródło: Sightline (licencja CC BY-SA-NC-ND 2.0).

Rozmówki indoeuropejskie. Część 6: Ach, te końcówki!

Pozostałe części cyklu
Część 1: Zaproszenie
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 5: Rdzenie i słowa
Część 7: Paleontologia językowa

Być? To nie takie proste

Języki indoeuropejskie odznaczają się skomplikowaną fleksją: odziedziczyły po wspólnym przodku bogaty system słowotwórczy oraz wiele klas koniugacyjnych i deklinacyjnych. W ich wczesnej historii ten system czasem ulegał dalszym komplikacjom, ale częściej bywał upraszczany. Przyczyna tendencji do upraszczania jest następująca: wskutek zachodzenia zmian dźwiękowych schematy odmiany, początkowo regularne, stają się z biegiem pokoleń coraz mniej przejrzyste, aż wreszcie rodzimi mówcy zaczynają je postrzegać jako nieregularne i trudne w użyciu. Pojawia się zatem presja selekcyjna na rzecz ich wyrównania (czyli przywrócenia regularności) lub zastąpienia słów odmienianych w dziwny sposób przez jakieś synonimy przyjazne dla użytkownika. Presja ta jest słabsza dla słownictwa postawowego (słów często używanych niezależnie od zmian w otoczeniu, w którym funkcjonuje język). Mózg ludzki działa w ten sposób, że formy odmiany słów stale potrzebnych stara się w całości magazynować w pamięci, aby móc szybciej przetwarzać nadawane lub odbierane komunikaty. Nie ma więc znaczenia, że odmiana czasownika takiego jak ‘być’ to menażeria form zupełnie szalonych, jak w tabeli 1:

Tabela 1.

Pola zacieniowane wskazują przypadki, w których dany język zastąpił formę odziedziczoną jakąś innowacją. Mogło to nastąpić w głębokiej prehistorii albo w czasach stosunkowo niedawnych. W języku staroangielskim liczba mnoga od czasownika ‘być’ brzmiała zwykle sind i oczywiście pasowała do pozostałych form wymienionych w tabeli. Konkurencyjna forma earon (dzisiejsze are), szerząca się najpierw w północnych dialektach angielskich, jest niepewnego pochodzenia. Być może została zapożyczona z koniugacji rdzenia czasownikowego *h3or‐ ‘ruszyć, wznieść się, powstać’. Czas przeszły was, were (staroangielskie , wǣron) należał kiedyś do czasownika *h2wes‐ ‘przebywać, nocować’. Polskie był to dawny imiesłów o znaczeniu ‘były’, który przejął funkcję czasownika w czasie przeszłym. Już w XV w. zastąpił on tzw. aoryst – czas przeszły wyrażający jednorazową czynność lub zdarzenie, istniejący w języku prasłowiańskim i odziedziczony z praindoeuropejskiego. Forma aorystu od ‘być’ brzmiała by. Nie zaginęła całkiem, bo znalazła się dla niej nowa funkcja: stała się partykułą wyrażającą przypuszczenie i w tej roli nadal występuje w języku polskim. Odpowiada dokładnie staroindyjskiemu bhūt i greckiemu phū.

Czasowniki Frankensteina

Aoryst *bhuh2-t, jak łatwo zgadnąć,także nie należał pierwotnie do odmiany *h1es‐, tylko do bliskoznacznego czasownika *bhwah2 ‘wyrosnąć, pojawić się’. Eksperci nie są zgodni co do tego, skąd się wziął słowiański rozkaźnik *bǫdi (polskie bądź) i związany z nim czas przyszły *bǫdǫ (będę). Hetyckie est < *h1est jest nie tyle innowacją, co jeszcze innym czasem przeszłym, tzw. imperfektem, który w języku praindoeuropejskim miał te same końcówki, co czas teraźniejszy, ale bez końcowego *‐i.

Zjawisko kojarzenia z sobą form różnego pochodzenia, widoczne nawet dzisiaj w języku angielskim – gdzie oczywiście formy is, are, was, be pochodzą każda z innej parafii – nazywamy odmianą supletywną. Termin ten oznacza coś w rodzaju potwora Frankensteina: schemat odmiany sklecony z form, których nie łączy pokrewieństwo. Widzimy, że już w bardzo dawnej epoce czasownik *h1es‐, zamiast utworzyć swój własny aoryst (co właściwie byłoby wykonalne), wszedł w spółkę z *bhwah2 i oba rdzenie uzupełniły się nawzajem, dostarczając sobie brakujących form. Z tego powodu mamy polski bezokolicznik być skojarzony (ale nie spokrewniony) z formami jest, , a także angielskie formy be i been. Na zakończenie wspomnę o rozkaźniku: mógł on mieć formę bezkońcówkową *h1és albo łączyć się z partykułą wzmacniającą *dhí. W tym drugim przypadku nieakcentowany rdzeń ulegał redukcji.

Najważniejszy był aspekt

Czasownik *h1es‐ to przykład tematu utworzonego od „gołego” rdzenia (bez przyrostków). Końcówki osobowe dodawano wprost do rdzenia, jak widać w tabeli. Inny taki czasownik to *h1ej‐ ‘iść, być w ruchu’. Tworzył on formy *h1éi‐mi ‘idę’, *h1éi‐si ‘idziesz’, *h1éi‐ti ‘idzie’, ale np. w trzeciej osobie liczby mnogiej akcent przenosił się na końcówkę: *h1j‐énti ‘idą’. Rozkaźnik mógł brzmieć *h1éj ‘idź’ lub *h1i‐dhí ‘idźże’. Podobieństwo tej ostatniej formy do polskiego idź nie jest przypadkowe. Ten rdzeń także nie tworzył własnego aorystu o znaczeniu ‘poszedł, przyszedł, ruszył w drogę’. Funkcję tę przejmowały inne bliskoznaczne czasowniki, np. *gwem‐t ‘przybył, udał się (dokądś)’, *gwm‐ént ‘przybyli, udali się (dokądś)’. Przypomina to sytuację w wielu językach współczesnych, gdzie czas teraźniejszy i przeszły tworzą odmianę supletywną: patrz polskie idzie, szedł albo angielskie goes, went.

Skąd wziął się w praindoeuropejskim taki podział ról? Otóż każdy rdzeń czasownikowy posiadał przypisany mu „wrodzony” aspekt – niedokonany lub dokonany. Jeśli czasownik tworzył temat składający się tylko z rdzenia, to temat ten wyrażał ten sam aspekt co rdzeń. Dodając odpowiednie przyrostki lub stosując reduplikację, można było tworzyć nowe tematy o zmienionym aspekcie (np. niedokonane *gwm̥‐jé/ó‐ lub *gwm̥‐sḱé/ó‐ ‘przybywać, iść’). Nie zawsze jednak tak robiono, bo niektóre niespokrewnione z sobą czasowniki tworzyły pary zbliżone znaczeniowo, ale różniące się aspektem. W językach potomnych często powstawały w ten sposób schematy odmiany złożone z form niejednorodnego pochodzenia.

Konsekwencje posiadania określonego aspektu były poważne. Temat dokonany (aorystowy) nie mógł tworzyć zwykłego czasu teraźniejszego (podobnie jest w polskim, gdzie np. runąć ma tylko czas przeszły i przyszły). Mógł natomiast wyrażać czas przeszły dokonany albo „prawdę ponadczasową”. Natomiast temat niedokonany mógł tworzyć czas teraźniejszy (wyrażający działalność trwającą w obecnej chwili) lub czas przeszły niedokonany (który także mógł być interpretowany jako forma z nieokreślonym czasem). Czas teraźniejszy miał końcówki rozszerzone o formant oznaczający ‘tu i teraz’ (w naszych przykładach było to *‐i). Jak widać, czas był w praindoeuropejskim kategorią mało wyrazistą; fundamentalną rolę odgrywał aspekt. Trzeba jednak zauważyć, że w grupie anatolijskiej aspekt został całkowicie wyeliminowany z systemu gramatycznego.

Czasownik odmieniał się przez osoby i liczby (nie tylko pojedynczą i mnogą, ale także podwójną). Do tego mógł także występować w stronie czynnej lub w tzw. stronie pośredniej, łączącej cechy strony biernej, zwrotnej, wyrażania wzajemności („kochamy się”) i konstrukcji typu „obiad się robi” albo „ta książka dobrze się czyta”. Podobnie jak to jest np. w łacinie, strona pośrednia wyrażana była przez końcówki, a nie konstrukcje składniowe. Co ciekawe, strona czynna i pośrednia miały niemal całkowicie różne, niespokrewnione z sobą końcówki (i cały ich komplet dla trzech osób i trzech liczb). Wystarczyłoby tego, żeby odmianę czasowników indoeuropejskich uznać za skomplikowaną, ale na tym nie koniec. W językach anatolijskich czasowniki dzieliły się na dwie koniugacje: jedna z nich (zwana koniugacją na ‐mi) w stronie czynnej miała końcówki takie, jakie już znamy, a druga (zwana koniugacją na ‐hi) – końcówki podobne do końcówek strony pośredniej i ewidentnie z nimi spokrewnione.

Tabela 2.

Języki pozostałej części rodziny indoeuropejskiej utraciły koniugację na ‐hi (aczkolwiek pozostały po niej pewne ślady), ale za to pojawił się w nich kolejny aspekt, nieznany grupie anatolijskiej. Jest to tak zwany perfekt indoeuropejski. Wyrażał on stan będący wynikiem działania; miał końcówki podobne do końcówek strony pośredniej oraz anatolijskiej koniugacji na ‐hi; charakteryzował się reduplikacją oraz ruchomym akcentem (zob. tabela 2, w której podane jest znaczenie zacieniowanych form 3. osoby liczby pojedynczej). W odróżnieniu od aspektu dokonanego i niedokonanego perfekt mógł być utworzony od dowolnego rdzenia czasownikowego, ale nie był przypisany do żadnego z nich. Znamy tylko jeden czasownik wyjątkowy, który tworzył perfekt bez reduplikacji: *wejd‐ ‘ujrzeć’. Jego perfekt *wojd‐/*wid‐ przybrał znaczenie ‘wiedzieć’ (bo kto zobaczył, ten wie).

Pochodzenie perfektu owiane jest tajemnicą. Wydaje się oczywiste, że jest on jakoś związany z anatolijską koniugacją na ‐hi (która jednak nie wymaga reduplikacji), ale wobec skąpych danych, jakimi dysponujemy, rekonstrukcja tych powiązań należy do największych wyzwań stojących przed współczesną indoeuropeistyką.1

Najłatwiejsza koniugacja i kilka innych spraw

Zwróćmy uwagę na kolumny tabeli 2 poświęcone aspektowi niedokonanemu. Ilustrują one odmianę tematu *bhér-e/o- (z końcową samogłoską, której barwa zależy od dodanej końcówki osobowej).2 Tradycyjnie podręczniki językoznawstwa indoeuropejskiego zaczynały omawianie koniugacji od czasowników tego typu (czyli tak zwanych prostych czasowników tematycznych). Powody były następujące: czasowniki te miały przejrzystą strukturę i były łatwe w odmianie. Wystarczyło do rdzenia w podstawowym stopniu *e dodać samogłoskę, a do niej z kolei doklejać końcówki osobowe. Akcent był ustalony – padał we wszystkich formach na rdzeń; nie było zatem żadnych redukcji sylab, a samogłoska oddzielająca rdzeń od końcówki pełniła rolę bufora, minimalizując ich wzajemne oddziaływanie. Odmiana była dzięki temu regularna i nie obciążała mózgu użytkownika nadmiarem wysiłku.

Nic dziwnego, że w większości grup języków indoeuropejskich proste czasowniki tematyczne szerzyły się kosztem starszych i bardziej skomplikowanych koniugacji. Dotyczy to także języków słowiańskich (obok indoirańskich, germańskich, celtyckich, italskich czy greki). Dość wspomnieć, że od *bhéreti pochodzi polskie bierze, greckie phérei, staroindyjskie bhárati, angielskie bears itd. Można by stąd wysnuć wniosek, że tak rozpowszechniona, największa klasa czasowników (znamy ich kilkaset) musiała dominować już w prajęzyku. Tak uważano w XIX w. Dziś jednak wiemy, że było inaczej. Proste czasowniki tematyczne w ogóle – choćby nawet śladowo – nie występowały w grupie anatolijskiej, a w językach tocharskich były nieliczne, jak gdyby dopiero zaczynały powstawać. Najprawdopodobniej – podobnie jak perfekt – nie istniały w praindoeuropejskim i rozwinęły się w linii rozwojowej prowadzącej do języków współczesnych już po jej oddzieleniu się od grupy anatolijskiej.

Prócz tego wszystkiego czasownik mógł się odmieniać przez tryby. Oprócz oznajmującego istniał co najmniej tryb rozkazujący (wspomniany już powyżej). Dwa inne tryby (łączący i życzący, których funkcje w największym skrócie można streścić jako „aby” i „oby”) występują poza grupą anatolijską. Nie jest jasne, czy mamy do czynienia z zanikiem tych kategorii w językach anatolijskich, czy stanowiły one innowację wspólnego przodka pozostałej części rodziny (możliwe też, że pierwszy sięga epoki praindoeuropejskiej, a drugi powstał później). Jeśli chodzi o formy nieosobowe, to od praindoeuropejskich rdzeni czasownikowych można było tworzyć na kilka popularnych sposobów rzeczowniki odsłowne i przymiotniki o charakterze imiesłowów. Nie istniała natomiast kategoria bezokolicznika. Może nam się to wydać dziwne, bo przyzwyczailiśmy się traktować bezokolicznik jako „hasłową” formę czasownika, ale wiele języków znakomicie się bez niej obchodzi (przykładem może być współczesna greka). Bezokoliczniki w łacinie, językach bałtosłowiańskich, germańskich, w starożytnej grece czy sanskrycie tworzone są w najrozmaitszy sposób i wyewoluowały niezależnie od siebie.

Deklinacja, czyli dalsze komplikacje

Przejdźmy teraz do rzeczowników i przymiotników. Nie różniły się one odmianą, a tylko tym, że rzeczowniki miały przypisany konkretny rodzaj gramatyczny, a przymiotniki mogły przybierać różne rodzaje, dostosowując się do rzeczownika, któremu towarzyszyły. Rodzaje były początkowo dwa: ożywiony i nieożywiony. Taki stan rzeczy przetrwał w grupie anatolijskiej, natomiast wspólny przodek pozostałych języków indoeuropejskich przeprowadził „rewolucję seksualną”, rozbijając rodzaj ożywiony na dwa nowe rodzaje: męski i żeński (które w tematach zakończonych na spółgłoskę często nie różniły się formą). Kontynuacją rodzaju nieożywionego jest rodzaj nijaki.

Jeszcze zanim powstał żeński rodzaj gramatyczny, można było tworzyć słowa odnoszące się do kobiet, używając złożeń feminatywnych. Jako ich drugi człon występowało bardzo dawne określenie kobiety, *sor‐/*ser‐. Rzeczownik ten, wypierany z obiegu przez nowsze synonimy *gwon‐/*gwen‐, *gwen‐h2/*gwn‐ah2, stopniowo przekształcał się w przyrostek, dobrze widoczny w językach anatolijskich, ale też tu i ówdzie w pozostałej części rodziny, np. w słowie *swe-sōr (dopełniacz *swe‐sr‐es) ‘siostra’ (etymologicznie = ‘krewna płci żeńskiej’). Szczególnie godne uwagi są unikatowe liczebniki rodzaju żeńskiego znane z języków celtyckich i indoirańskich: *tisres ‘3’, *kwetesres ‘4’, które powstały przez uproszczenie form typu *tri(su)‐sr-, *kwetwer-sr‐ oznaczających ‘kobiety w grupie złożonej z trzech/czterech’. Feminatywy te są ewidentnie archaiczne i starsze niż powstanie rodzaju żeńskiego.

Podział rzeczowników na ożywione i nieożywione pod pewnym względem przypomina podział czasowników na dokonane i niedokonane także pod następującym względem: istniały pary rzeczowników o podobnym znaczeniu, z których jeden był ożywiony, a drugi nieożywiony. Klasyczny przykład to pary słów oznaczających ‘ogień’ (nieożywione *páh2‐wr̥/*ph2‐wén‐ i ożywione *h1n̥gw-ni-) oraz ‘wodę’ (nieożywione *wod‐r̥/*wéd‐n‐ i ożywione *h2ap‐). W odmianie tematów spółgłoskowych (do których zaliczały się także rzeczowniki zakończone na *‐i, *‐u, rodzaj nieożywiony nie miał żadnej końcówki fleksyjnej w mianowniku i bierniku. W tematach samogłoskowych oba przypadki miały końcówkę *‐m (czyli kończyły się na *‐o‐m).  Natomiast rodzaj ożywiony we wszystkich typach odmiany rozróżniał mianownik zakończony na *‐s od biernika zakończonego na *‐m. Pozostałe przypadki (jak dopełniacz pokazany w tabeli 3) były wspólne. Mogły przybierać różną formę zależnie od zakończenia tematu rzeczownika, ale nie od jego rodzaju.

Tabela 3.

Co się kryje za mianownikiem i biernikiem?

W liczbie mnogiej rodzaj ożywiony i nieożywiony także różniły się tylko w mianowniku/bierniku. Rodzaj ożywiony miał właściwą (policzalną) liczbę mnogą, w której mianownik i biernik miały różne formy, a obok niej mógł także przyjmować liczbę mnogą zbiorową. Na przykład rzeczownik *kwékwlos ‘koło’ miał liczbę mnogą *kwékwloes, a obok niej formę zbiorową *kwəkwláh2 ‘koła stanowiące komplet’. Natomiast rodzaj nieożywiony miał tylko liczbę mnogą zbiorową, tak jakby należące do niego rzeczowniki były odczuwane jako mało „zindywidualizowane”. Jednak poza mianownikiem/biernikiem od najdawniejszych czasów przypadki obu rodzajów były takie same. Forma zbiorowa mogła tworzyć własne formy przypadków (z końcówkami liczby pojedynczej) tylko wtedy, gdy była interpretowana jako rzeczownik oznaczający dużą ilość ciągłej substancji.

Co ciekawe, oba rodzaje miały komplet form liczby podwójnej, choć w mianowniku/bierniku tej liczby przybierały różne końcówki (patrz ostatni wiersz tabeli 3). Pozostałe przypadki liczby podwójnej były prawdopodobnie wspólne dla obu rodzajów, choć w ogóle ich rekonstrukcja jest utrudniona, ponieważ występowały rzadziej niż analogiczne formy liczby pojedynczej lub mnogiej, a wiele języków udokumentowanych historycznie wcześnie straciło liczbę podwójną. Wydaje się, że podział na dwa rodzaje miał znaczenie wyłącznie w mianowniku i bierniku. Tylko rzeczowniki rodzaju ożywionego mogły tworzyć osobną formę mianownika, przybieraną, jeśli funkcjonowały jako podmiot zdania. Jeśli były używane jako dopełnienie, były częściowo zrównywane z rodzajem nieożywionym (a przynajmniej z jego deklinacją samogłoskową) przez użycie końcówki *‐m.

Być może przodek języka praindoeuropejskiego używał konstrukcji ergatywnych, jak dzisiejszy język baskijski, a rodzaj ożywiony pierwotnie obejmował tylko rzeczowniki mogące występować w roli „aktywnego wykonawcy czynności” jako podmiot zdania z czasownikiem przechodnim. Gdy odnosiły się do obiektu, który zmienia stan lub biernie poddaje się czynności, przybierały tę samą formę co rzeczowniki klasyfikowane jako nieożywione. Sam język praindoeuropejski reprezentował jednak zasadniczo typ mianownikowo-biernikowy, a z hipotetycznej dawnej ergatywności pozostały tylko relikty utrwalone w jego systemie deklinacyjnym. Wiele słów zaliczanych do rodzaju ożywionego nie oznaczało ludzi, zwierząt ani nawet obiektów fizycznych zdolnych do samodzielnego działania. Niektóre części ciała (ząb, ręka, stopa) miały nazwy rodzaju ożywionego; inne (oko, głowa, serce, kolano, wątroba) – nieożywionego. To samo dotyczy nazw elementów przyrody, wytworów ludzkich, czynności itd. Zdarzały się słowa rodzaju nieożywionego oznaczające zwierzęta. Z biegiem czasu o przynależności do danego rodzaju decydowała w coraz większym stopniu klasa odmiany, do której należał temat rzeczownika, a nie jego znaczenie.

W praindoeuropejskim istniały wszystkie przypadki znane nam dobrze z języka polskiego plus ablatyw (odpowiadający na pytania o pochodzenie lub początkowe umiejscowienie: skąd? z czego? od kogo?). Sanskryt zachował wiernie osiem przypadków prajęzyka, ale w większości języków indoeuropejskich stary system przypadków uległ uproszczeniom. Wiele języków współczesnych w ogóle straciło kategorię przypadka gramatycznego wyrażanego za pomocą końcówek.

Gdzie się podziały dawne przypadki?

Łacina utraciła narzędnik i miejscownik, których funkcje wchłonął ablatyw.3 Z kolei w językach słowiańskich funkcje ablatywu przejął dopełniacz. Jednak formy ablatywu żyją nadal w jednej z najbardziej produktywnych klas rzeczowników słowiańskich – tematów rodzaju męskiego i nijakiego na *‐o‐ (była to zresztą jedyna indoeuropejska deklinacja, w której końcówki dopełniacza i ablatywu były wyraźnie różne). Współczesny polski dopełniacz wilka (prasłowiańskie *vьlka) nie kontynuuje praindoeuropejskiego *wĺ̥kwosjo (zob. staroindyjskie vŕ̥kasya), tylko ablatyw *wĺ̥kwoh2ad (staroindyjskie vŕ̥kāt). Języki słowiańskie na ogół wyjątkowo dobrze zachowały system przypadków indoeuropejskich, choć np. w rosyjskim niemal całkowicie zanikł wołacz, a bułgarski – przeciwnie – zachował wołacz jako jedyny przypadek różniący się formą od mianownika.

Najstarszy udokumentowany język indoeuropejski, hetycki (grupa anatolijska) utożsamił celownik z miejscownikiem, ale za to powstały w nim dwa nowe przypadki: allatyw (oznaczający cel ruchu: dokąd? w co?) i ergatyw. Końcówki ergatywu używano tylko dla rzeczowników rodzaju nieożywionego, jeśli funkcjonowały jako podmiot czasownika przechodniego. Jej powstanie wiązało się z faktem, że (prawdopodobnie pod wpływem sąsiednich języków nieindoeuropejskich) hetycki wytworzył częściową ergatywność.

Na scenę wkracza rodzaj żeński

Rodzaj żeński, który rozwinął się u wspólnego przodka języków pozaanatolijskich, miał formy albo nieodróżnialne od męskich (tak było na ogół w deklinacjach spółgłoskowych), albo charakteryzowane przez specjalne przyrostki feminizujące. We wczesnym okresie funkcję tę pełniło często *‐ih2, ale ostatecznie dominującą końcówką rodzaju żeńskiego stało się *‐ah2 (widoczne między innymi jako słowiańskie *‐a, łacińskie ‐a, starogreckie ‐ē/‐ā, staroindyjskie ‐ā). Rozbicie rodzaju ożywionego na męski i żeński (podczas gdy rodzaj nijaki kontynuował dawną klasę czasowników nieożywionych) szerzyło się szybko. Rzeczowniki o tematach na *‐ah2 > *‐ā‐ (po zaniku laryngalnych) wytworzyły własne, bardzo charakterystyczne końcówki liczb i przypadków. Tak powstała „klasyczna trójca” rodzajów, znana nam z greki, łaciny, sanskrytu i wielu języków współczesnych. Przymiotniki dopasowały się do nowych reguł zgody gramatycznej, czyli np. obok odziedziczonych form *néwos ‘nowy’ (pierwotnie także ‘nowa’) i *néwom ‘nowe’ wyłoniła się trzecia forma, *néwah2 (por. łacińskie novus, novum, nova, starogreckie néos, néon, néā, staroindyjskie návas, návam, návā; ich słowiańskich odpowiedników chyba nie muszę cytować).

Rodzaj żeński (podobnie jak dwa pozostałe) był tylko częściowo skorelowany ze znaczeniem (np. *déjwos ‘bóg’, *déjwih2 ‘bogini’). O zaliczeniu do niego współdecydowało kilka różnych czynników, w tym zwyczaj językowy, ale zwłaszcza przynależność do tematów na *‐ah2. Polskie głowa, noga, ręka, góra, zima, wiosna, krew, miłość, mowa nie oznaczają kobiet/samic. Ich rodzaj nie ma związku z biologiczną płcią: jest czysto gramatyczny, nie semantyczny. Choć rodzaj żeński stał się bardzo ważną częścią pozaanatolijskiego systemu odmiany rzeczowników i przymiotników, pochodzenie jego form pozostaje zagadkowe. Przeważa pogląd, że do wyrażania żeńskości zaadaptowano znaną nam już końcówkę *‐h2 praindoeuropejskich rzeczowników zbiorowych, ale nie udało się dotąd wytłumaczyć tego procesu w szczegółach.

‘Lekki’ i ‘lżejszy’ oraz kilka słów o liczebnikach

Przymiotniki o znaczeniu stopniowalnym tworzyły pochodne wyrażające stopień wyższy i najwyższy. Najstarszy (i w nowszych czasach mniej produktywny) sposób stopniowania polegał na tym, że przyrostek *‐jos‐/*‐is‐ dodawano nie do tematu, ale wprost do rdzenia przymiotnika (z akcentowaną pełną samogłoską *e). Na przykład przymiotnik *h1ln̥gwh‐ú‐ ‘lekki, szybki’ i jego synonim *h1ln̥gwh‐ró‐ (utworzony od tego samego rdzenia za pomocą innego przyrostka)4 miały wspólny stopień wyższy *h1léngwh‐jos‐.5 W stopniu najwyższym dodawany był kolejny przyrostek: *h1léngwh‐is‐to‐. Co prawda form tego typu nie ma w językach anatolijskich i tocharskich, jednak ten schemat stopniowania robi wrażenie bardzo konserwatywnego: jest raczej spadkiem po epoce praindoeuropejskiej niż wspólną innowacją „grupy koronnej”.

O liczebnikach praindoeuropejskich wspomnę w kolejnym odcinku; tu zauważę tylko, że liczebniki ‘1’–‘4’ zachowywały się jak przymiotniki i odmieniały się przez rodzaj i przypadek (przy czym liczebnik *dwo‐ ‘2’ przyjmował końcówki liczby podwójnej). Natomiast liczebniki 5–10 wcześnie stały się nieodmienne (bezkońcówkowe), jednak *déḱm̥t‐ ‘10’ do pewnego stopnia zachował cechy rzeczownika rodzaju nieożywionego (nijakiego) i wymianę samogłosek: miał warianty oboczne *dḱomt‐ i *dḱm̥t‐, używane w liczebnikach złożonych. Liczebnik ‘20’ miał formę *(h1)wí‐dkm̥t‐ih1 z końcówką liczby podwójnej (zob. łacińskie vīgintī). Zapewne podstawą było wcześniejsze złożenie *dwí‐dḱm̥t ‘podwójne dziesięć’, w którym pierwsze *d uległo rozpodobnieniu (dysymilacji). Wyższe liczebniki dziesiątkowe (takie jak ‘30’) mogły mieć postać złożeń (*tri‐dḱm̥t), wyrażeń (*trih2 dḱomth2 ‘trzy dziesiątki’) lub postać hybrydową, w której mieszały się obie możliwości.

Liczebnik ‘100’ zachował najwięcej cech rzeczownika. Był pochodną liczebnika ‘10’ z przymiotnikowym przyrostkiem *‐ó-, traktowaną jak rzeczownik rodzaju nieożywionego: *dḱm̥t‐ó‐m > *ḱm̥tóm (z wczesnym uproszczeniem skomplikowanego nagłosu). Polskie sto, dwieście, trzysta (prasłowiańskie *sъto, *dvě sъtě, *tri sъta) ilustrują użycie wyrażeń o znaczeniu ‘dwie setki’, ‘trzy setki’ w liczbie podwójnej (*dwojh1 ḱm̥tojh1) i mnogiej (*trih2 ḱm̥tah2).

Zaimki, czyli warstwy kambryjskie

Przegląd odmiany słów indoeuropejskich nie byłby pełny, gdybym pominął zaimki. Deklinacja zaimków wskazujących, względnych i pytajnych częściowo przypominała odmianę rzeczowników, ale miała swoje osobliwości. Na przykład mianownik zaimka o znaczeniu ‘ten’ brzmiał *so w rodzaju ożywionym, a *tod w nieożywionym (w językach pozaanatolijskich dodano do kompletu formę żeńską *sah2). Liczba mnoga brzmiała *toj w rodzaju ożywionym, a *tah2 w nieożywionym. W wielu językach indoeuropejskich rzeczowniki rodzaju męskiego w odmianie samogłoskowej zapożyczyły od zaimków końcówkę M. pl. *-oj, która wyparła rzeczownikowe *‐oes. Nie będę torturował czytelników wyliczaniem dalszych różnic, tylko przejdę od razu do tego, co najdziwniejsze: do zaimków osobowych pierwszej i drugiej osoby.6

Zaimki pierwszej i drugiej osoby (część ich form odmiany przedstawia tabela 4)7 nie rozróżniały rodzaju ożywionego od nieożywionego, co nie jest szczególnie dziwne, bo normalnie odnoszą się one do uczestników rozmowy, czyli z założenia istot żywych. Ale kiedy powstał rodzaj żeński, zaimki te także nie wykształciły kontrastujących z sobą form żeńskich i męskich. Miały trzy liczby – pojedynczą, podwójną i mnogą – ale na tym właściwie się kończy ich podobieństwo do rzeczowników i przymiotników. Ich odmiana była w dużym stopniu nieprzejrzysta, nieregularna i rządziła się własnymi prawami. Obok form akcentowanych zaimki mogły mieć warianty „słabe”, enklityczne, uwzględnione w tabeli (patrz polskie tobie/ci, ciebie/cię). Prócz zaimków pierwszej i drugiej osoby istniał też zaimek zwrotny (odpowiadający polskiemu się) odmieniany tak samo jak druga osoba, z tą różnicą, że nie miał mianownika.

Tabela 4.

Cały system reprezentuje najstarszą znaną warstwę gramatyki prajęzyka. Bywa ze względu na swoją archaiczność nazywany „skałami dewońskimi indoeuropeistyki”, ale trafniej byłoby go porównać ze skałami kambryjskimi. Bardzo niewiele rozumiemy z tej mieszaniny form, zwłaszcza że jej ewolucja w językach potomnych była skomplikowana. Praktycznie każda z cytowanych tu form wymaga dalszych badań. Nawet mianownik 1 os. liczby pojedynczej (przodek łacińskiego ego, niemieckiego ich, polskiego ja itd.) ma kilka wariantów rekonstrukcji; być może zresztą wszystkie te formy współistniały w prajęzyku.

Podsumowanie

Na tym kończę tę skrótową prezentację koniugacji i deklinacji praindoeuropejskich. Przyda się jako punkt odniesienia dla innych wpisów i pomoże zrozumieć ich treść, choć oczywiście zmuszony byłem pominąć mnóstwo szczegółów i powstrzymywać się przed omawianiem kwestii spornych i alternatywnych hipotez (których, jak w każdej dziedzinie badań, nie brak i w indoeuropeistyce). Zapraszam na ostatni odcinek serii, który będzie mniej przeładowany opisami technicznymi. Poświęcę go pytaniu, co słownictwo indoeuropejskie mówi nam o środowisku, w którym żyli ludzie mówiący po praindoeuropejsku, i o ich kulturze.

Przypisy

  1. Szczególne znaczenie ma tu następująca monografia: Jay H. Jasanoff. 2003. Hittite and the Indo-European verb. Oxford University. Uwzględnia ona w całej rozciągłości bogate dane języków anatolijskich i zrywa całkowicie z tradycyjną, wywodzącą się jeszcze z XIX w., teorią czasowników indoeuropejskich. ↩︎
  2. W 1 sg. spodziewalibyśmy się czegoś w rodzaju *bhéromi ‘niosę’ analogicznie do pozostałych form. Zamiast tego mamy jednak *bhérō nie do końca jasnego pochodzenia. Zwykle zakłada się, że pochodzi ona od *bhéro-h2, z końcówką podobną do tej występującej w perfekcie, ale zachodzi pytanie, dlaczego takie zastępstwo miałoby być ograniczone do pierwszej osoby liczby pojedynczej. Nosowość występująca w grupie słowiańskiej (*berǫ > biorę) jest wtórna i wynika z dodania do *bhérō końcowego *-m przez analogię (podobnie powstało staroindyjskie bhárāmi). ↩︎
  3. Niektóre dawne formy narzędnika i miejscownika zachowały się w łacinie jako przysłówki, np. domī ‘w domu’, humī ‘na ziemi’. ↩︎
  4. Oba współwystępują w języku starogreckim: elakhús ‘mały, krótki’, elaphrós ‘lekki’. ↩︎
  5. Ten stary wzorzec tworzenia stopnia wyższego widoczny jest dobrze nawet w języku polskim. Przymiotnik lekki pochodzi od prasłowiańskiego *lьgъkъ. Odziedziczoną częścią jest tu *lьgъ < *h1ln̥gwh‐ú‐, rozszerzone o przyrostek *‐ko‐, przenoszący przymiotnik do łatwej w użyciu klasy tematów samogłoskowych. Przysłówek lżej zawiera przyrostek stopniujący (notabene wywodzący się z indoeuropejskiego *‐jos, charakteryzującego stopień wyższy w rodzaju nijakim) dołączony wprost do rdzenia mającego tu postać lż‐ < *lьž‐ (czyli *lьg‐ ze zmiękczeniem końcowego *g wywołanym przez przyrostek). W polszczyźnie stare formy stopnia wyższego odbierane są jako nieregularne i nieprzejrzyste, stąd ich liczne przekształcenia. Przyrostek ‐szy‐ (*‐ьš‐ < *‐is-) od czasów prasłowiańskich bywał zastępowany przez innowację ‐ejszy‐ (gęstszygęściejszy) albo przez stopniowanie opisowe (miększybardziej miękki). Wskutek tego procesu oczekiwana forma *leższy (patrz tęgi, tęższy) została już w staropolskim wyparta przez lekszy lub lżejszy (ta ostatnia stała się standardowa). Dziś można spotkać wariant gwarowy lekciejszy, który próbuje bezpośrednio nawiązać do pełnej formy przymiotnika. ↩︎
  6. Trzecią osobę można pominąć, bo do tej roli angażowano tzw. zaimki anaforyczne, czyli zastępujące użyty wcześniej rzeczownik. ↩︎
  7. Rekonstrukcje podane w tabeli są przybliżone. Ich wzajemne relacje próbuje tłumaczyć kilka hipotez, a każda inaczej. Akcentowane formy jednosylabowe takie jak *tu, *twe, *me, *we, *ju często występują z wydłużoną samogłoską: *, *twē itd. ↩︎

Opis ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Stosik książek na moim biurku podczas powstawania tego wpisu.
Tabele 1–4. Autor: Piotr Gąsiorowski 2024 (CC BY-SA 4.0).

Rozmówki indoeuropejskie. Część 5: Rdzenie i słowa

Pozostałe części cyklu
Część 1: Zaproszenie
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 6: Ach, te końcówki!
Część 7: Paleontologia językowa

Z czego się robi słowa

Język praindoeuropejski miał dobrze rozwinięty system reguł słowotwórczych, w którym dużą rolę odgrywały akcent i apofonia (wymiana samogłosek). Początkowo te dwa zjawiska musiały towarzyszyć sobie dość ściśle, bo jest oczywiste, że stopień zerowy morfemu (skutek zaniku samogłoski) był pierwotnie wynikiem braku akcentu. Jednak już w prajęzyku częściowo uniezależniły się od siebie; mamy zatem liczne słowa praindoeuropejskie z akcentem na spółgłosce sylabicznej (np. stare nazwy zwierząt: *wĺ̥kwos ‘wilk’, *h2ŕ̥tḱos ‘niedźwiedź’), samogłoski pełne w sylabach nieakcentowanych (*dejwós ‘bóstwo’) i słowa w ogóle pozbawione „prawdziwych” samogłosek (np. *mn̥tís ‘myśl, rozum’, *pl̥th2ús ‘rozległy’).1 Korelacja między stopniem apofonicznym a miejscem akcentu pozostawała silna w praindoeuropejskim, ale wynikała w większym stopniu z reguł zakonserwowanych w morfologii języka niż z żywych procesów fonetycznych.

Typowy wyraz indoeuropejski składał się z rdzenia (zwanego także pierwiastkiem), do którego zwykle dodawano przyrostek (sufiks), często więcej niż jeden. Rdzeń to główny morfem wyrazu, określający z grubsza jego znaczenie, natomiast przyrostki modyfikują to znaczenie lub nadają słowu funkcję gramatyczną. Mogą na przykład przekształcić jemowy w inną. Istniał też w praindoeuropejskim przynajmniej jeden wrostek (infiks) wstawiany wewnątrz rdzenia. Był to tzw. infiks nosowy, charakteryzujący jedną z klas koniugacyjnych czasowników. W środku rdzenia takiego jak *ḱlew‐ ‘usłyszeć’ można było ulokować infiks, który przybierał formę *‐né‐/*‐n­‐ w zależności od miejsca akcentu: *ḱl̥néw‐ti ‘słyszy’ (z akcentem na infiksie), ale *ḱl̥nw‐énti ‘słyszą’ (z akcentowaną końcówką osobową) – stąd staroindyjskie śr̥nóti/śr̥nvánti. Infiks umieszczany był przed ostatnią spółgłoską rdzenia. Jednym ze szczególnie przenikliwych spostrzeżeń Ferdinanda de Saussure’a było to, że tak samo się działo w rdzeniach zakończonych na spółgłoskę laryngalną. Na przykład od *pleh1 ‘napełnić’ tworzono formy z infiksem: *pl̥néh1‐ti ‘napełnia’, *pl̥nh1‐énti ‘napełniają’ (staroindyjskie pr̥nā́ti/pr̥nánti).

Obfitość przyrostków indoeuropejskich kontrastuje z ubóstwem przedrostków (prefiksów). Było ich niewiele, a ich źródłem były zwykle stare złożenia, których pierwszy element przestał być utożsamiany z samodzielnie występującym wyrazem. Na przykład partykuła *ne, wyrażająca przeczenie, mogła być dodawana do przymiotników i imiesłowów, zmieniając ich znaczenie na odwrotne. Traciła przy tym samogłoskę, czyli przybierała formę sylabicznego *, jak w *n̥‐mr̥tos ‘nieśmiertelny’ (od rdzenia *mer‐ ‘umrzeć’). Również proste przysłówki, przyimki i niektóre często występujące przymiotniki łatwo traciły samodzielność, specjalizując się w roli przedrostków. Przykładem może być para *h1su‐ ‘dobry’ i *dus‐ ‘zły’. Miały one funkcję wartościującą: *dus‐menēs znaczyło dosłownie ‘mający zły umysł’, czyli ‘źle usposobiony’ lub ‘przygnębiony’ (od rzeczownika *ménos ‘umysł’). Odwrotnością tego przymiotnika, jak łatwo zgadnąć, było *h1su‐menēs ‘przychylnie usposobiony, w dobrym nastroju’.

Od rdzenia do tematu

Łączniki, które często widzimy w rekonstrukcjach, oznaczają podział słowa na morfemy (jeśli chcemy go zaznaczyć), ale sygnalizują też, że cytowana forma jest niekompletna i trzeba ją z czymś połączyć, żeby powstał samodzielny wyraz. Na przykład rdzeń cytujemy tak: *pleh1 ‘napełnić’. Jest to morfem oznaczający czynność, a zatem czasownikowy. Nie oznacza to, że był kompletnym czasownikiem. Żeby stał się słowem, należałoby go przynajmniej uzupełnić o końcówki odmiany. W istocie od *pleh1 można było utworzyć całą rodzinę czasowników różniących się subtelnie znaczeniem lub funkcją. Oprócz wspomnianego wyżej czasownika z infiksem istniał na przykład tak zwany czasownik reduplikowany (z podwojonym nagłosem rdzenia), *pi‐pléh1/*pé‐pl̥h1, zapewne o nieco innym niuansie znaczeniowym. Można też było od tego samego rdzenia utworzyć przymiotnik odczasownikowy opisujący stan, czyli zbliżony znaczeniowo do imiesłowu biernego: *pl̥h1‐nó‐ ‘napełniony, pełny’. Zresztą właśnie od tej formy pochodzi w prostej linii polski przymiotnik pełny, litewskie pìlnas, angielskie full, staroindyjskie pūrṇás, walijskie llawn itd.

Rdzeń pouzupełniany o wszystkie elementy słowotwórcze nadal nie jest słowem. Brakuje czegoś jeszcze: końcówek odmiany. „Produkt słowotwórczy”, do którego je dołączamy, nazywamy tematem. Na to, jakie końcówki wybrać i jak będą się zachowywały w połączeniu z resztą wyrazu, ma na ogół decydujący wpływ ostatni morfem tworzący temat. Przymiotnik *pl̥h1-nó- reprezentuje szczególnie rozpowszechniony typ odmiany – tematy na *‐o‐. Język praindoeuropejski miał dwa rodzaje gramatyczne: ożywiony i nieożywiony. Ich odmiana była podobna; na przykład biernik l.poj. brzmiał w obu rodzajach *pl̥h1nóm. Jednak mianownik rodzaju nieożywionego był identyczny z biernikiem, natomiast rodzaj ożywiony miał specjalną końcówkę mianownika *pl̥h1nós. Różnica istniała także w liczbie mnogiej, gdzie mianownik rodzaju ożywionego brzmiał *pl̥h1nóes, a biernik *pl̥h1nṓms. Natomiast rodzaj nieożywiony nie tworzył zwykłej liczby mnogiej, ale używał zamiast niej formy zbiorowej (collectivum), która miała w mianowniku i bierniku tę samą postać: *pl̥h1náh2.

O końcówkach odmiany porozmawiamy jednak następnym razem. Tu chciałbym tylko zwrócić uwagę na ciekawą własność rzeczowników i przymiotników o tematach na *‐o‐: w zasadzie nie zachodziły w ich odmianie przesunięcia akcentu i wymiany samogłosek. Żeby je odmieniać przez liczby czy przypadki, wystarczyło dodawać odpowiednie końcówki. Wołacz liczby pojedynczej w ogóle nie przyjmował końcówki, za to jego „samogłoska tematyczna” przyjmowała barwę *‐e (np. *wĺ̥kwe, co odpowiada np. łacińskiemu lupe, greckiemu lúke i staropolskiemu wilcze). Podobną stabilność wykazywały czasowniki o tematach zakończonych na samogłoskę *‐e‐/*‐o‐. Samogłoska tematyczna dostosowywała swoją barwę do końcówki, natomiast reszta tematu pozostawała niezmieniona. Na przykład temat samogłoskowy *gwr̥h3‐é/ó‐ ‘żreć, pożerać’ przybierał formy czasu teraźniejszego takie jak *gwr̥h3‐é‐ti/*gwr̥h3‐ó‐nti (trzecia osoba liczby pojedynczej i mnogiej), od których notabene pochodzą prasłowiańskie *žьretь/*žьrǫtь, staropolskie żrze/żrą i ostatecznie polskie żre/żrą (z analogicznym wyrównaniem form).

Kilka trudnych tematów

Natomiast tematy zakończone na spółgłoskę (wliczając w to półsamogłoski *j, *w, które w końcowym przyrostku mogły być realizowane jako samogłoski *i, *u) podlegały grze samogłosek – nieraz dość skomplikowanej – i przeskokom akcentu między rdzeniem a przyrostkiem, rdzeniem a końcówką odmiany lub przyrostkiem a końcówką. Nawet jeśli akcent był unieruchomiony np. na samogłosce rdzenia lub na przyrostku, nie zapobiegało to wymianom apofonicznym. Największa rozmaitość typów odmiany spółgłoskowej (nazywanej trochę nielogicznie „atematyczną”) występowała w rzeczownikach. Wiele z nich, zwłaszcza tych, które należały do podstawowego zasobu słownictwa, odznacza się budową sugerującą, że kiedyś dawno temu, w „praprajęzyku” rodziny indoeuropejskiej, zawierały one rdzeń i przyrostki, jednak ich struktura zatarła się tak bardzo, że nie jesteśmy już w stanie wyróżnić w nich morfemów o rozpoznawalnym znaczeniu.

Przykładem może być ‘słońce’, czyli praindoeuropejskie *sáh2wl̥ (rodzaj nieożywiony). Dopełniacz brzmiał *sh2wéns, z przesunięciem akcentu na element *‐wl̥/*‐wén-. Wygląda on na wariant rozpowszechnionego przyrostka *‐wr̥/*‐wén-, jak w rzeczowniku *páh2wr̥ (dopełniacz *ph2wéns) ‘ogień’. Tworzył on rzeczowniki nieożywione i na ogół dodawany był do rdzeni czasownikowych. Nie znamy jednak nawet zadowalającej odpowiedzi na pytanie, skąd się wzięła wymiana spółgłosek *r/n (zwana odmianą heteroklityczną). Istniała już w języku praindoeuropejskim, a jej pochodzenie ginie we mgle przeszłości, tam, dokąd nie sięga rekonstrukcja oparta na metodzie porównawczej. Nie wiemy, czy w nazwie słońca występuje na pewno ten sam przyrostek i dlaczego miałby się wyjątkowo kończyć na *l zamiast na *r. Na temat znaczenia hipotetycznego rdzenia *sah2 możemy tylko spekulować. Istniał co prawda rdzeń czasownikowy o takiej postaci, oznaczający ‘nasycić się, mieć dość’, ale trudno powiązać go znaczeniowo ze słońcem, a jeszcze trudniej zweryfikować tego rodzaju skojarzenie. Jeśli oddawano Słońcu cześć boską, to trzeba było traktować je jako byt ożywiony, co wymagało zmiany rodzaju. Przyrostek zmieniał wówczas formę i przestawał być heteroklityczny: *sáh2wōl (dopełniacz *sh2ul‐és, w którym zachodziła tzw. przestawka laryngalnej: *suh2lés).2 Istniała też forma oboczna *sh2wṓl, z akcentem przeniesionym na drugą sylabę, co powodowało zanik pierwszej samogłoski. Pełnemu omówieniu indoeuropejskich nazw Słońca (także polskiej) poświęciłem osobny wpis.

Ryc. 1.

Do tematów heteroklitycznych oprócz ‘słońca’ i ‘ognia’ należała też ‘woda’, czyli praindoeuropejskie *wód‐r̥. W tym przypadku dopełniacz brzmiał pierwotnie *wéd‐n̥‐s. Warto tu zwrócić uwagę na stały akcent na pierwszej sylabie, któremu jednak towarzyszy różnica między formą „mocną” z samogłoską *o i „słabą” z *e. Jest to apofonia innego typu niż w odmianie z ruchomym akcentem, gdzie samogłoska *e (forma mocna) alternuje z brakiem samogłoski (forma słaba). Nazwa wody tworzyła też formę zbiorową *wéd‐ōr rozumianą jako ‘masa wody, akwen’3, której mógł towarzyszyć jeszcze inny dopełniacz, *ud‐n‐és. W tym przypadku stosowano inny, ruchomy schemat akcentowania. Nie trzeba chyba wyjaśniać, że odmiana ‘wody’ z jednoczesną wymianą samogłosek i końcowej spółgłoski już w języku praindoeuropejskim mogła być odczuwana jako nieregularna i kłopotliwa.

O ważnych częściach ciała

Unikatowe osobliwości widzimy w wielu innych tematach spółgłoskowych zaliczanych do słownictwa podstawowego. Rzeczowniki nieożywione bardzo rzadko składały się z jednosylabowego pierwiastka bez żadnych przyrostków. Jednak wśród najczęściej używanych nazw części ciała mamy dwa pewne przykłady: *h3okw ‘oko’ i *ḱerd‐ ‘serce’. Pierwszy z tych tematów zachował się najlepiej w postaci pradawnej formy liczby podwójnej *h3okw‐ih1 ‘dwoje oczu’; jej spadkobiercą w prostej linii jest polskie słowo oczy. Drugi miał mianownik/biernik *ḱēr, w którym zanikło końcowe *d, powodując kompensacyjne wydłużenie samogłoski. Odpowiadała mu forma słaba bez samogłoski, jak w dopełniaczu *ḱr̥dés. Ta oboczność nie powtarza się w żadnym innym znanym przypadku. Fakt, że o każdym z tych słów można długo opowiadać, analizując niepowtarzalne cechy ich odmiany, miał wielkie znaczenie dla rekonstrukcji języka praindoeuropejskiego. Jeśli mamy jakiś regularny i produktywny schemat słowotwórczy, to generowane przezeń słowa mogły z łatwością powstać niezależnie w różnych językach. Ale zakonserwowane wyjątki od reguł i dziwactwa odmiany muszą stanowić część wspólnego dziedzictwa języków, w których znajdujemy ich ślady. Są zbyt specyficzne, żeby mogły rozwinąć się niezależnie; gwarantują zatem, że mamy do czynienia ze słownictwem bardzo starym.

Oboczności te były stopniowo eliminowane w późniejszej historii języków indoeuropejskich. Na przykład język prasłowiański odziedziczył temat na stopniu redukcji *ḱr̥d-, ale rozrzerzył go o przyrostek zdrabniający: *ḱr̥d‐iko‐ > prasłowiańskie *sьrdьce > staropolskie sierce.4 W ten sposób nazwa serca została przniesiona do tematów samogłoskowych, „przyjaznych dla użytkownika”, bo pozbawionych trudnych oboczności. Stopień pełny *ḱerd‐ z zachowaną samogłoską przetrwał dzięki staremu miejscownikowi ‘w sercu’, używanemu w sensie przenośnym ‘w środku’. Opuścił on ojczystą deklinację i stał się samodzielnym przysłówkiem. Tak powstał prasłowiański morfem *serd‐, który spotykamy w słowach śród, środek, środa, średni itd. Nie odczuwamy już jednak jego związku etymologicznego ze słowem serce. Dopiero porównanie z innymi językami indoeuropejskimi dowodzi, że mamy do czynienia z rozrzuconymi pozostałościami odmiany jednego rzeczownika o bardzo starym rodowodzie.

Są także podstawowe nazwy części ciała, których pochodzenie jest mniej tajemnicze. Na przykład *pod‐ ‘stopa’, temat spółgłoskowy rodzaju ożywionego (mianownik *pṓds, biernik *pódm̥, dopełniacz *péds)5 to rzeczownik utworzony wprost od rdzenia czasownikowego *ped‐ ‘opaść’, a także ‘stąpnąć’. Do tej samej rodziny słów należy temat samogłoskowy rodzaju nijakiego *pédo‐ ‘grunt, miejsce’ (hetyckie pēdan, greckie pédon). Choć historia nazwy stopy niewątpliwie sięga prajęzyka (związek ‘opadania’ ze ‘stopą’ nie jest na tyle oczywisty, żeby założyć możliwość niezależnej ewolucji znaczenia), to jednak pozostała stosunkowo przejrzysta.

Dość nieoczekiwana jest etymologia rozpowszechnionej nazwy zęba, widocznej w takich refleksach jak łacińskie dēns (dopełniacz dentis), greckie odoús (dopełniacz odóntos), litewskie dantis, staroindyjskie dán (biernik dántam, dopełniacz datás), angielskie tooth czy niemieckie Zahn (pragermańskie *tanþ‐). Pochodzi ona od czasownika *h1ed‐/*h1d‐ ‘ugryźć’, lepiej poświadczonego pod postacią tematu wyrażającego aspekt niedokonany *h1ēd‐/*h1ed‐ ‘jeść’. Od tego rdzenia powstał przymiotnik odczasownikowy funkcjonujący jak imiesłów czynny, *h1éd‐ont‐/*h1d‐n̥t‐ ‘gryzący’. Częste w takich przypadkach przesunięcie akcentu przekształciło go w rzeczownik rodzaju ożywionego (nazwę działacza) *h1dónts (dopełniacz *h1dn̥tés) ‘ząb’. W większości języków początkowe *h1 znikło bez śladu, przez co związek nazwy zęba z jedzeniem stał się nieprzejrzysty. Nie widać go zupełnie w angielskiej parze słów eat i tooth.

Zakazane kombinacje

Zauważyliście już zapewne, że rdzenie praindoeuropejskie (podstawowe morfemy, do których dodawano przyrostki, przedrostki lub infiksy) były obowiązkowo jednosylabowe, a dokładniej – w swoim „stanie podstawowym” zawierały nbie więcej niż jedną samogłoskę. Istniała też spora liczba innych ograniczeń dotyczących ich struktury. Najprawdopodobniej nie było rdzeni czasownikowych ani rzeczownikowych zaczynających się lub kończących na samogłoskę (typu *et-, *te- lub nawet z długą samogłoską *tē‐). Zakaz ten nie dotyczył elementów gramatycznych takich jak zaimki, spójniki czy partykuły zdaniowe, które bardzo często miały formę *CV, gdzie C oznacza spółgłoskę, a V samogłoskę. W najprostszej postaci rdzeń mógł mieć zatem strukturę *CVC‐.

Istniały jednak pewne zakazane kombinacje. Rdzeń nie mógł zaczynać się i kończyć na tę samą spółgłoskę (nie było rdzeni typu *tet‐ albo *nen‐).6 Rzadko też zdarzało się, żeby spółgłoska początkowa i końcowa miały to samo miejsce artykulacji. Rdzeń nie mógł zaczynać się i kończyć na spółgłoskę dźwięczną bez przydechu (nie było rdzeni typu *deg-). Nie mógł zaczynać się na spółgłoskę bezdźwięczną, a kończyć na dźwięczną przydechową lub odwrotnie, czyli nie było rdzeni typu *tebh ani *dhep‐, aczkolwiek zakaz ten nie dotyczył spółgłoski bezdźwięcznej, przed którą stało *s, jak w *stejgh ‘ruszyć naprzód, wspiąć się’. Wydaje się, że w języku praindoeuropejskim spółgłoska *r nie występowała na początku wyrazu, natomiast częste były grupy spółgłoskowe zawierające *r (*tr‐, *bhr‐, *sr- itp.), w tym połączenia z laryngalnymi: *h1r‐, *h2r‐, *h3r‐. W wielu językach potomnych po zaniku laryngalnej pozostawało w nagłosie samo *r-, ale na przykład starogrecki utrzymał ślad pierwszego segmentu pod postacią samogłoski wstawnej zabarwionej przez utraconą spółgłoskę: er‐, ar‐, or‐. Niechęć do początkowego *r nie rozciągała się na głoskę boczną *l, która mogła występować zarówno w absolutnym nagłosie, jak i w grupach spółgłoskowych.

Na początku i na końcu rdzenia mogła się znajdować grupa spółgłosek. Jeśli tak było, to najbliżej samogłoski stały spółgłoski sonorne (półsamogłoski *j, *w, spółgłoski płynne *r, *l i nosowe *m, *n), a najdalej – obstruenty (spółgłoski szczelinowe i zwarte). Przykładem mogą być takie rdzenie jak *h2melǵ‐ ‘doić’ lub *h1rewdh ‘zaczerwienić się’. Rdzeń mógł się zaczynać na zbitki w rodzaju *wr‐, *mr‐ lub *mj‐, ale w grupie końcowej mogła się pojawić co najwyżej jedna spółgłoska sonorna. Pamiętajmy, że spółgłoski laryngalne miały artykulację szczelinową, zatem nic nie stało na przeszkodzie, żeby istniał rdzeń taki jak *kwelh1 ‘okrążyć, obejść dookoła’. Spółgłoski laryngalne i *s mogły dość swobodnie występować w kombinacjach ze spółgłoskami zwartymi na początku i na końcu rdzenia, niekoniecznie przestrzegając jednej ustalonej kolejności.

Czego jeszcze nie wiemy?

Wiele rdzeni miało warianty nagłosu ze szczelinowym *s‐ i bez niego. Mamy na przykład *teg‐ ~ *steg‐ ‘okrywać, osłaniać’, *ker‐ ~ *sker‐ ‘rozcinać, kroić’ albo *penh1 ~ *spenh1 ‘spiąć, połączyć’. Nie wiadomo, skąd się wzięło to *s zwane „ruchomym” (s-mobile) ani jaka była jego pierwotna funkcja. Istnieje na ten temat kilka hipotez; być może mamy do czynienia z jakimś przedpraindoeuropejskim przedrostkiem, którego funkcja uległa zatarciu. Istniały też rdzenie podobne znaczeniowo, ale różniące się ostatnią spółgłoską. Na przykład *ploh3, *plew‐, *plewd‐ znaczą mniej więcej ‘płynąć (biernie lub aktywnie), lać się’. Przy odrobinie wyobraźni można by było dodać do nich znany nam już rdzeń *pleh1 ‘napełnić’. Trudno rozstrzygnąć, czy mamy tu do czynienia ze skamieniałościami przedpraindoeuropejskiej morfologii (hipotetyczny, nieznany skądinąd rdzeń *pel‐ plus zrośnięte z nim różne przyrostki o zapomnianych funkcjach), czy może raczej z rodziną rdzeni, których brzmienie kojarzy się z dźwiękiem rozbryzgiwanej wody (por. polskie plusk, plum-plum, angielskie plop, splash). Byłyby to wówczas onomatopeje tworzone w dużym stopniu niezależnie.

Nie wiadomo też, co począć z rdzeniami takimi jak *gwem‐, *gwah2 i być może *gwew‐, oznaczającymi ‘pójść, ruszyć naprzód’. W nich także występuje aliteracja (ta sama spółgłoska początkowa), ale trudno im przypisać wartość onomatopeiczną. Można by podejrzewać, że zachodzi tu przypadkowa zbieżność brzmienia i znaczenia, w której nasz mózg dostrzega iluzję porządku, ale ten sam schemat powtarza się w przypadku *drem‐, *dreh2 i *drew- ‘pobiec, uciec’.

Skacząc między częściami mowy

Podobnie jak w językach znanych współcześnie, procesy słowotwórcze mogły modyfikować rdzeń czasownika, tworząc bardziej skomplikowane tematy czasownikowe. Od czasowników można było tworzyć całą gamę wyrazów pochodnych, jak rzeczowniki (nazwy działacza, czynności, instrumentu lub rezultatu działania) lub przymiotniki o znaczeniu imiesłowowym. I odwrotnie: od rzeczowników można było tworzyć czasowniki, a także rozmaite typy przymiotników i rzeczowników kolejnej generacji. Wszystkie główne części mowy mogły być dość swobodnie przekształcane jedna w drugą.

Ryc. 2.

Oto przykład: praindoeuropejski rdzeń *swep‐ oznaczał ‘zasnąć’. Można było bezpośrednio od niego (bez użycia przyrostków) utworzyć temat czasownika dokonanego o tym znaczeniu (*swép‐/*sup‐). Zostawił on ślady w kilku gałęziach rodziny indoeuropejskiej, w tym w językach anatolijskich. Obok niego tworzono tematy z przyrostkami, jak *sup‐jé/ó‐ ‘zasypiać’ (z sufiksem wyrażającym aspekt niedokonany), od którego pochodzi słowiańskie *sъpjǫ > polskie śpię. Czasownik kauzatywny (wyrażający spowodowanie czynności lub stanu) *swop‐éje/o‐ ‘usypiać, wprowadzać w sen’ zawiera charakterystyczny dla tej formy stopień *o i dwusylabowy przyrostek. Prócz tego w językach indoeuropejskich poza grupą anatolijską rozwinął się temat tzw. perfektu indoeuropejskiego z reduplikacją; wyrażał on stan wynikający ze zdarzenia: *se‐swóp‐/*se‐sup‐ ‘spać, być uśpionym’. W poszczególnych grupach języków indoeuropejskich powstawało więcej alternatywnych tematów, np. *swép‐e/o‐ (staroangielskie swefen ‘spać’) albo typowo słowiański czasownik z sufiksem nosowym *sъpnǫ ‘zasypiam’, zachowany w połączeniach z przedrostkami, jak w polskim zasnę, usnę itp. Dlaczego nie *zaspnę? Gdzie się podziało *p? Znikło wskutek regularnego uproszczenia grupy spółgłoskowej *pn > *n, które zaszło pod koniec epoki prasłowiańskiej.

Wprost od rdzenia utworzono przymiotnik *sup-tó- ‘uśpiony’ (staroindyjskie suptá‐), a także rzeczownik będący nazwą stanu *sup‐no‐ ‘sen’. Widzimy go w greckim húpnos (patrz hipnotyczny), albańskim gjumë i słowiańskim *sъpnъ > *snъ > polskie sen (z tym samym uproszczeniem, o którym pisałem przed chwilą). Istniały także rzeczowniki o tym samym znaczeniu ze stopniem pełnym, *swep‐no‐ i *swop‐no‐. Łacińskie somnus, podobnie jak staroindyjskie svápnas ‘sen’, może pochodzić od któregokolwiek z nich, bo dalszy rozwój fonetyczny w obu językach dałby ten sam wynik. Współistnienie takich wariantów obocznych sugeruje ich wspólne pochodzenie od rzeczownika heteroklitycznego *swópr̥ (dopełniacz *swépn̥s), którego ślady zachowały się w hetyckim i w starożytnej grece. Łacińskie sopor być może pochodzi z tego samego źródła. Nie jest to jednak jedyna możliwość, bo schematów umożliwiających tworzenie rzeczowników odczasownikowych było niemało.

Formy powstałe w pierwszej kolejności mogły być źródłem kolejnych, tworzonych już nie w praindoeuropejskim, ale w językach potomnych. Na przykład od słowiańskiego rzeczownika *sъnъ można było przez dodanie odpowiednich przyrostków utworzyć przymiotnik własnościowy *sъnьnъ ‘senny’ albo czasownik *sъniti ‘śnić’. Warto zwrócić uwagę, że w odróżnieniu od spać, sypiać czy zasnąć, które są rozmaitymi modyfikacjami pierwotnego czasownika *swep‐/*sup‐ ‘zasnąć’, śnić ma pochodzenie odrzeczownikowe. Rzeczownik *supnos oznaczał ‘sen’ nie tylko jako ‘stan uśpienia’, ale także jako ‘wizję senną’ – i właśnie do tego znaczenia nawiązuje czasownik pochodny śnić. Im krętsza historia danego słowa, tym bardziej jego znaczenie mogło się oddalić od punktu wyjścia.

Złożenia i skostnienia

Na zakończenie wypada wspomnieć, że w różnych grupach języków indoeuropejskich tworzono z wielkim upodobaniem wyrazy złożone, w których skład wchodziły dwa (czasem nawet trzy) rdzenie/tematy. Odmianie podlegał tylko ostatni z nich. Złożenia były szczególnie popularne w stylu poetyckim, ale przenikały także do języka ogólnego. Praktyka ta z całą pewnością sięga czasów praindoeuropejskich. Pomnażała ona zwłaszcza zasób rzeczowników i przymiotników (a także liczebników), ale zdarzały się też czasowniki złożone. Imiona osobowe często miały formę złożeń dwuskładnikowych – także w tradycji słowiańskiej. Oprócz typowych złożeń w rodzaju *mr̥ǵhu‐gwih3wo‐ ‘krótkożyciowy’ albo *ghosti‐potis ‘gospodarz’ (dosłownie ‘gościo-pan’) istniały też zrosty – skostniałe wyrażenia, które zaczęły być odczuwane jako jedno słowo. Typowym przykładem jest *dems‐potis ‘pan domu; ktoś, kto ma władzę’ (stąd despota, zapożyczenie z greki); jego pierwszym składnikiem jest archaiczny dopełniacz od słowa *dṓm ‘dom’.7 W bardzo starej poezji (np. greckiej i staroindyjskiej) zachowało się kilka utartych formuł, które mogą sięgać czasów językowego wspólnego przodka. Często cytowanym przykładem jest prawdziwy łamaniec językowy: *ḱléwos ń̥‐dhgwhitom ‘sława niezniszczalna’, czyli to, co próbowali osiągnąć bohaterowie opowieści epickich w epoce brązu; patrz greckie kléos áphthiton i staroindyjskie (wedyjskie) śrávas ákṣitam.8

Wiemy już obecnie dość o tworzeniu słów praindoeuropejskich i o ich strukturze, żeby w następnym odcinku zająć się ich odmianą.

Przypisy

  1. W tych przypadkach przyrostki *-i-, *-u- reprezentują stopień zredukowany formy pełnej *‐ej‐, *‐ew‐, w której wskutek zaniku samogłoski jej funkcję przejmuje sylabiczny odpowiednik następującej po niej półsamogłoski. ↩︎
  2. Długa samogłoska w ostatniej sylabie mianownika *sáh2wōl to wynik tzw. prawa Szemerényiego. Wydłużenie następowało w czasach przedpraindoeuropejskich w formach z końcówką *-s (mianownik l.poj. rodzaju ożywionego) lub *-h2 (forma zbiorowa). Po niektórych spółgłoskach końcówki te zanikły w języku praindoeuropejskim, ale długa samogłoska pozostała jako ślad ich dawnej obecności. ↩︎
  3. *wédor‐h2 > *wedōr zgodnie z prawem Szemerényiego (patrz przypis 2). ↩︎
  4. Przypominam, że polski wraz całą grupą bałtosłowiańską należy do języków „satemowych” (patrz wcześniejszy odcinek tej serii) i że słowiańskie *s często kontynuuje praindoeuropejskie *. ↩︎
  5. Tu znów za wydłużenie samogłoski w mianowniku odpowiada prawo Szemerényiego, jednak końcówka mianownika utrzymała się po spółgłosce zwartej. W wymowie następowała asymilacja bezdźwięczności: *pṓds → *pṓts, ale dla uproszczenia pomijam tego rodzaju drobne komplikacje. ↩︎
  6. Istniało kilka wyjątków: rdzeń *ses‐ ‘odpoczywać, spać’ oraz szereg rdzeni zaczynających się i kończących na *h1 (np. *h1reh1 ‘wiosłować’). Nie było żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o rdzenie zaczynające się i zakończone na różne spółgłoski laryngalne, np. *h2weh1 ‘wiać, dmuchać’, *h2anh1 ‘oddychać’. *h2arh3 ‘orać’ ↩︎
  7. W języku polskim typowymi zrostami są Wielkanoc, Białystok, dobranoc, zmartwychwstać (w odróżnieniu od właściwych złożeń takich jak wielkolud, białoskrzydły, dobrobyt, uprawomocnić). ↩︎
  8. Słowiańskim refleksem rzeczownika rodzaju nijakiego *ḱléwes‐ (mianownik *ḱléwos) jest w prostej linii *slovo > polskie słowo. Rzeczownik ten pochodzi od wspomnianego wyżej rdzenia czasownikowego *ḱlew‐ ‘usłyszeć’. Zarówno ‘sława’, jak i ‘słowo’ oznaczają ‘coś, co słyszymy’. Cytowana tu formuła poetycka może nie być praindoeuropejska w ścisłym sensie, bo poświadczona jest tylko w językach grupy koronnej, ale w każdym razie greka i staroindyjski zapewne odziedziczyły ją po swoim ostanim wspólnym przodku. ↩︎

Opisy ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Fragment Rygwedy (mandala I, hymn 9, strofa 7) i Iliady (księga IX, wiersz 413) zawierające wyróżnione na czerwono frazy wywodzące się z praindoeuropejskiego *ḱléwos ń̥‐dhgwhitom. Tekst wedyjski zawiera prośbę do Indry o sławę „długowieczną, niezniszczalną” połączoną z obfitością bydła i zdobyczy, natomiast w tekście greckim Achilles stwierdza, że pozostając pod Troją, straci szansę na powrót do domu, lecz za to zyska sławę niezniszczalną.
Ryc. 1. Wydra europejska (Lutra lutra). Foto: Diego González Dopico 2024. Lokalizacja: okolice A Coruña, Hiszpania. Źródło: iNaturalist (licencja CC BY 4.0). Nazwy wydry w językach słowiańskich (*vydra), bałtyjskich (*ūdras) czy germańskich (*utraz, por. angielskie otter) pochodzą od praindoeuropejskiego *udros ‘zwierzę wodne’ lub od późniejszego wariantu żeńskiego *udrah2 (patrz też starogreckie húdrā ‘potwór wodny, Hydra’, húdros ‘zaskroniec’). Utworzono je od tematu rzeczownika *wodōr w stopniu zredukowanym (*udr‐), dodając przyrostek *‐o‐, często tworzący przymiotnikowe pochodne od tematów spółgłoskowych.
Ryc. 2. Konwersja słowotwórcza, czyli zamiana jednej części mowy w inną; proces szczególnie łatwy w języku angielskim. Komiks Billa Wattersona (1994) z cyklu Calvin and Hobbes (fair use).