FUVWY, czyli drzewo rodowe liter (Część 3)

Spójrzmy na dzieje litery wāw okiem ewolucjonisty. Co się właściwie stało? Zaczęło się od tego, że kiedy Grecy zapożyczyli fenicki system pisma, litera wāw uległa duplikacji. Powstał jej wariant, nieco przekształcony graficznie, który został potraktowany jako odrębna litera z inną wartością fonetyczną. Który z wariantów greckich, digamma/wau (Ϝ, ϝ) czy ypsilon (Y, υ) jest „oryginałem”, a który zmutowaną „kopią”? Wydawałoby się, że odpowiedź jest prosta: ypsilon bardziej przypomina kształtem fenickie wāw, więc to on jest literą oryginalną. Zauważmy jednak, że Grecy oprócz tego, że zapożyczyli ideę pisma, w którym litery odpowiadają głoskom, zachowali też kolejność liter fenickiego alfabetu spółgłoskowego, która nie jest oparta na żadnej podstawie fonetycznej; porządek liter jest w zasadzie czysto umowny i przypadkowy, a utrwalił się tylko jako tradycja kulturalna przez powtarzanie w procesie nauki czytania i pisania. Litera Ϝ (dopóki była używana) zajmowała szóste miejsce po Α, Β, Γ, Δ, Ε, dokładnie tak jak litera wāw po ʔālep, bēt, gīml, dālet, . Zauważmy, że taka sama jest pozycja łacińskiego F po A, B, C, D, E, które genetycznie dokładnie odpowiadają pierwszym pięciu literom fenickim i greckim. Digamma/wau przejęła także funkcję fonetyczną wāw, czyli reprezentowanie głoski [w]. Natomiast Y umieszczono blisko końca alfabetu greckiego wraz z kilkoma znakami wymyślonymi przez Greków na oznaczenie głosek, dla których nie było symboli fenickich.

Używając żargonu zapożyczonego z biologii, można zaryzykować twierdzenie, że to Ϝ jest właściwym ortologiem litery wāw, ponieważ (mimo zmodyfikowanego kształtu) pochodzi od niej wprost i zajmuje to samo miejsce w utrwalonej przez tradycję sekwencji liter; Y jest natomiast paralogiem, czyli duplikatem, który został przeniesiony do innej lokalizacji w alfabecie i przyjął inną funkcję: reprezentowanie samogłosek (krótkiej i długiej) o barwie [u] w grece archaicznej, a następnie [y] w grece klasycznej.

Większość odmian języka starogreckiego (głównym wyjątkiem był dialekt eolski) straciła głoskę [w] na długo przed okresem klasycznym (V–IV w. p.n.e.). Choć w czasach, gdy powstawały Iliada i Odyseja, głoska [w] miała się jeszcze świetnie, oba eposy znamy z kopii rękopisów późniejszych o setki lat, w których nie używano digammy. Dlatego we współczesnych wydaniach Homera nie ma zwyczaju zapisywać np. słowa ‘król’ jako ϝάναξ [wanaks] zgodnie z wymową „z epoki”, tylko w postaci klasycznej jako ἄναξ [anaks]. Digamma znikła zatem z alfabetu. Kolejność liter nie uległa przy tym zmianie, tylko litery następujące po Ϝ przesunęły się o jedną pozycję bliżej początku alfabetu, zapełniając lukę. Genetyk powiedziałby, że nastąpiła delecja (ubytek fragmentu sekwencji).

Rzymianie, tak jak Grecy, z grubsza zachowali linearny porządek alfabetu. W szczególności litery F i V, pochodzące od greckich Ϝ i Y, znalazły się w miejscach odpowiadających pozycji liter greckich. Zmieniła się co prawda ich funkcja, bo F zaczęło oznaczać [f], a V – nie tylko samogłoskę o barwie [u] (krótką lub długą), ale także spółgłoskę [w]. Mimo to kontynuacja historyczna jest tu niewątpliwa. Jednak za sprawą wewnętrznej ewolucji alfabetu łacińskiego zaszły kolejne zmiany wpływające na strukturę systemu. Po kilkuset latach litera Y została przeniesiona z alfabetu greckiego wraz z zapożyczanym słownictwem. Potraktowano ją jako nowy znak pisma i umieszczono tam, gdzie nakazywała tradycja: na końcu alfabetu, zaraz po V i X, które, nawiasem mówiąc, również znalazły się w tej pozycji jako wywodzące się z greckich uzupełnień systemu fenickiego. Na samym końcu umieszczono kolejny import z greki, literę Z.

Tu warto zauważyć, że Z (co prawda o nieco innym, ale pokrewnym kształcie) istniało w pierwotnej wersji alfabetu łacińskiego i oznaczało głoskę [z], a zajmowało w sekwencji liter miejsce siódme, zaraz po F, czyli to samo, co grecka zēta (Ζ, ζ), a jeszcze wcześniej fenickie zayin. Delecja starego Z nastąpiła około 300 r. p.n.e. Usunięto je z alfabetu oficjalnie, jak głosi wieść, na mocy decyzji wysokiego urzędnika, cenzora Appiusza Klaudiusza zwanego Ślepym (Appius Claudius Caecus), ponieważ wskutek postępujących zmian fonetycznych łacina straciła głoskę [z] (w większości pozycji zmieniła się ona w [r]). Wkrótce po delecji dokonano jednak insercji (czyli wstawienia nowej litery) w tym samym miejscu alfabetu. Miejsce siódme zajął duplikat litery C z mutacją polegającą na dopisaniu kreski, czyli G. Była to pożyteczna innowacja, bo mimo że głoski [k] i [g] były w łacinie odrębnymi fonemami, to tradycyjnie zapisywano je tą samą literą C. Teraz wreszcie naprawiono zadawnioną usterkę sięgającą początków alfabetu łacińskiego i można było odróżnić słowa takie jak crūs ‘goleń’ i grūs ‘żuraw’, pierwotnie zapisywane jednakowo jako CRVS. Stare Z było jednak potomkiem greckiej zety w prostej linii, odziedziczonym przez pisma staroitalskie wraz z całym systemem, natomiast nowe Z było takim samym importem jak Y. Obie litery dostały się do alfabetu łacińskiego nie jako kontynuacja historyczna dawniejszych liter italskich, ale jako import z greki hellenistycznej w I w. p.n.e. Biolog nazwałby to transferem poziomym.

Różne warianty tej samej litery alfabetu. Zauważmy, że w tradycji naszej kultury traktujemu duże G i małe g jako formy graficzne tej samej litery, choć są one do pewnego stopnia zróżnicowane funkcjonalnie (przy czym jednak mają tę samą wartość fonetyczną). Językoznawcy nazywają abstrakcję „tej samej litery” grafemem, a poszczególne warianty jego allografami.

Czytelnicy łatwo zauważą, że późniejsza rozbudowa systemu znów polegała na duplikacjach. Najpierw (w późnym średniowieczu) pojawiła się tendencja do traktowania występujących obok siebie dwóch VV jako jednej litery W. Motywacją do takiej zmiany statusu był fakt, że podwójne VV wyspecjalizowało się funkcjonalnie: oznaczało spółgłoskę [w] w odróżnieniu od [u] lub [v] w konwencji przyjętej przez skrybów zapisujących niektóre języki germańskie (do których dołączył m.in. także polski). Wreszcie w XVIII w. nastąpił podział funkcji między dwa kształty litery V, zaokrąglony i kanciasty, w związku z czym stały się one pełnoprawnymi, osobnymi literami, samogłoskową i spółgłoskową. A zatem miejsce w alfabecie zajmowane przez V rozszczepiło się na V, W, a następnie duplikacja VU, V doprowadziła do powstania obecnej sekwencji U, V, W. Jako ćwiczenie domowe pozostawiam rozrysowanie wymienionych zmian ewolucyjnych w formie drzewa rodowego, czyli filogenezy rodziny liter (z uwzględnieniem komplikacji, jaką był transfer poziomy Y).

Oczywiście analogia między alfabetem i literami a – na przykład – genomem i genami jest tylko analogią i nie warto trzymać się jej niewolniczo ani przywiązywać do niej większej wagi, niż na to zasługuje. Niemniej zarówno w przypadku ewolucji biologicznej, jak i kulturowej, mamy do czynienia z podobnymi motywami: duplikacja połączona ze zróżnicowaniem funkcji obu kopii pierwotnego elementu jest częstym źródłem innowacji systemowych niezależnie od tego, z jaką ewolucją mamy do czynienia. Zanik elementu, który stracił dawną funkcję, a nie zyskał nowej, też jest powszednim zjawiskiem ewolucyjnym. Podobny jest również charakter obiektów, na które działa ewolucja. Są one do pewnego stopnia plastyczne, podatne na drobne zmiany i wariantywność bez utraty swojej tożsamości. Dopóki białko kodowane przez jakiś gen wypełnia swoje funkcje, nie ma znaczenia, czy wszystkie elementy kodującej sekwencji DNA są identyczne. Co więcej, różne warianty sekwencji, czyli allele, traktujemy jako kodujące „w zasadzie to samo” białko, nawet jeśli różnice między nimi mają pewien wpływ na sekwencję aminokwasów, a zatem na strukturę i funkcjonalność białka. Białko pozostaje „to samo” w sensie ewolucyjnym, nawet wówczas, gdy jego funkcja ulega zmianom w czasie w sposób płynny, bez dramatycznych rewolucji. Podobnie nie ma znaczenia, jak zapisujemy ręcznie czy też drukujemy daną literę, o ile inni ludzie interpretują ją jako ten sam element systemu pisma i odczytują ją zgodnie z naszą intencją (patrz ilustracja).

Tą interdyscyplinarną refleksją kończę niniejszą miniserię wpisów i zachęcam do szukania inspiracji intelektualnej ponad przegródkami, które dzielą naukę na wąskie specjalności.

FUVWY, czyli drzewo rodowe liter (Część 2)

W poprzednim odcinku dotarliśmy do początków naszej ery, gdy łacina miała już trzy litery pochodzące od wspólnego przodka – fenickiej litery wāw: F, V oraz Y. Jak dobrze wiemy, kształty liter bywają bardzo zmienne zależnie od tego, gdzie i w jaki sposób je zapisujemy, jak szybko piszemy, jak bardzo czytelnie chcemy pisać, albo jakie są osobiste upodobania piszącego. Tak było również z alfabetem łacińskim. Litera V była kanciasta, kiedy ryto ją w kamieniu albo kaligrafowano, ale w piśmie odręcznym łatwo ulegała zaokrągleniu (podobnie jak odręczny wariant greckiego Υ, z którego rozwinął się mały ypsilon, czyli υ). A zatem mniej staranny wariant V wyglądał tak: U. Był jednak tą samą literą, tak samo jak np. nasze G i ɡ, które mimo różnicy kształtów traktowane są jako różne warianty tej samej litery.

Tymczasem łacina ewoluowała. Mniej więcej w I w. n.e. spółgłoska (a właściwie półsamogłoska) [w] w wymowie potocznej zaczęła być wymawiana mniej samogłoskowo, a bardziej spógłoskowo, jako dwuwargowa spółgłoska [β] z artykulacją szczelinową. Jej dalsza ewolucja biegła na ogół w stronę wargowo-zębowej spółgłoski szczelinowej [v]. Taki rozwój jest bardzo naturalny i powtarzał się wielokrotnie oraz niezależnie w różnych językach. Pod koniec I tysiąclecia n.e. w systemach pisma wzorowanych na łacinie używano nadal tej samej litery V/U do zapisu samogłoski typu [u] (albo rezultatów jej dalszego rozwoju, np. francuskiego u wymawianego [y]). Jednocześnie używano jej w funkcji spółgłoskowej do zapisu dźwięku, który teraz brzmiał już [v] (lub podobnie). Nikomu to nie przeszkadzało, bo pozycja litery w wyrazie zwykle jednoznacznie wskazywała, czy mamy wymawiać [u], czy [v]. W starannym piśmie ręcznym czasem preferowano jeden wariant litery (v) na początku wyrazu, a drugi (u) w pozostałych pozycjach (bez względu na wymowę). Ten zwyczaj przejęli pod koniec XV w. drukarze. Jeszcze w XVII w. (na przykład w elżbietańskich wydaniach sztuk Szekspira) widzimy pisownię vpon, vncle, vnderstand (zamiast dzisiejszego upon, uncle, understand), albo też loue, seuen, diuision (zamiast dzisiejszego love, seven, division). Podobnie postępowano, pisząc po łacinie, po francusku, a nawet zapisując polskie [u]: vcho ‘ucho’, vfasz ‘ufasz’ itd. Choć już w XIV w. zdarzały się próby funkcjonalnego zróżnicowania wariantów V i U (czyli uznania ich za dwie litery), taka praktyka rozpowszechniła się dopiero w XVIII w. W roku 1762 Akademia Francuska wprowadziła reformę pisowni, nakazując zapisywać spółgłoskę [v] literą V, a pisownię U zarezerwować dla samogłosek. Inne ortografie narodowe poszły śladem Francuzów i w ten sposób U i V stały się osobnymi literami, sąsiadującymi z sobą w alfabecie na pamiątkę wspólnego pochodzenia.

Już we wczesnym średniowieczu (VII–VIII w.) skrybowie zapisujący niektóre języki (na przykład staroangielski i staro-wysoko-niemiecki) natknęli się na następujący problem: języki, którymi się posługiwali, używały głoski dwuwargowo-tylnojęzykowej [w], której nie było już w średniowiecznej łacinie kościelnej ani w językach romańskich. W słowach pochodzenia łacińskiego litera V/U w funkcji spółgłoskowej nie oznaczała [w], tylko [v]. Skrybowie anglosascy poradzili sobie w końcu, zapożyczając z afabetu runicznego literę wynn (Ƿ) o wartości fonetycznej [w]. Ale zanim to nastąpiło, używano półśrodków – pisowni V/U albo modyfikacji polegającej na podwojeniu litery, kiedy miała oznaczać [w]. Podobnie postępowali piszący po staro-górno-niemiecku, odróżniając [w] od [v] dzięki pisowni podwajającej. Robiono tak również, latynizując germańskie imiona własne. Na przykład imię staroangielskie Ēadweard ‘Edward’, zapisywane w alfabecie staroangielskim EADǷEARD, oddawano po łacinie jako EADVVARDVS. W okresie średnioangielskim, czyli po najeździe normańskim w XI w., staroangielskie tradycje literackie zostały przerwane i piszący po angielsku musieli od nowa tworzyć ortografię swojego języka. Zrezygnowano wówczas z Ƿ i na nowo przyjęto „kontynentalne” podwojenie. Stopniowo podwójna litera V/U przekształciła się w ligaturę (trwałe połączenie dwóch liter w jeden znak złożony), nazywane po angielsku do dziś „podwójnym U”, czyli double u [ˈdʌbljuː], ponieważ zaczęto je uważać za osobną literę już w XIV w., zanim doszło do uniezależnienia się U od V. A zatem w XVIII w. w alfabetach wywodzących się z łacińskiego istniały już następujące litery: F, U, V, W, Y, pochodzące od wspólnego przodka.

Fragment tkaniny z Bayeux, średniowiecznego komiksu o podboju Anglii przez Normanów. Książę Wilhelm (później zwany Zdobywcą) występuje tu jako VVILLELM DVX (Willelm dux) z podwójnym VV dla oznaczenia głoski [w]. W niektórych miejscach tkaniny (na przykład tutaj) spotykamy ligaturę W (oba V częściowo zachodzą na siebie). Źródło: Muzeum Tapisserie de Bayeux.

Pisownia polska ukształtowała się pod wpływem niemieckim i łacińskim. Wskutek zmian zachodzących w języku niemieckim litera V/U używana jako spółgłoska przybierała w nim wartość fonetyczną [v] lub [f] (zależnie od dialektu). W staropolszczyźnie głoska [f] występowała niemal wyłącznie w słowach zapożyczonych i była zapisywana F, natomiast głoska [v] jeszcze nie istniała. Spółgłoska prasłowiańska zapisywana konwencjonalnie *v była w rzeczywistości półsamogłoską typu [w] i taką też wymowę odziedziczył język staropolski. Naturalne było zatem przejęcie niemieckiej litery W dla spółgłoski wymawianej w obu językach w zbliżony sposób. Dopiero nieco później zarówno niemiecki, jak i polski powtórzyły to, co zrobiła łacina w I tysiącleciu n.e.: wymowa [w] przekształciła się w [v], ale pisownia pozostała. Nie zaszło natomiast w polskim wyodrębnienie się dwu różnych liter, U i V, bo w XVIII w., kiedy stało się to możliwe, nie było zapotrzebowania na kolejną literę: spółgłoski polskie miały już utrwaloną pisownię. Polacy nie poszli śladem Czechów, którzy podczas swojego odrodzenia narodowego w XVIII i XIX w. zrezygnowali z używanego wcześniej W na rzecz zreformowanej pisowni V.

Dlaczego niemiecka litera V nosi nazwę [faʊ], używaną także przez Polaków? Ponieważ uczeni niemieccy, dyskutując o kwestiach pisowni, przypomnieli sobie o tym, że spółgłoskowy odpowiednik greckiego ypsilona odziedziczył fenicką nazwę wāw, wymawianą przez Greków [wau] i cytowaną przez autorów rzymskich jako uau (w pisowni zmodernizowanej: vau). Przyjęto zaten vau jako nazwę nowej litery V odrębnej od U, wymawiając ją jednak z niemiecka, a nie jak w klasycznej łacinie.

Oczywiście, skupiając się na alfabecie łacińskim, pominąłem fakt, że pismo fenickie, a następnie alfabet grecki, dały początek wielu innym systemom pisma i że wobec tego fenickie wāw spłodziło mnóstwo innych następców. Pochodzą od niego na przykład (za pośrednictwem alfabetów północnoitalskich typu etruskiego) dwie, a może nawet trzy litery alfabetu runicznego (opracowanego przez Germanów w okresie rzymskim). Najczęściej jednak w danym systemie pisma tylko jedna litera jest kontynuacją wāw (np. w cyrylicy jest to У, oznaczające samogłoskę [u]). Alfabet łaciński – a ściślej mówiąc, jego współczesna wersja – dokonał nadzwyczajnego wyczynu, produkując aż pięć liter, którym można przypisać wspólne pochodzenie. W trzecim i ostatnim odcinku tej miniserii spróbujemu się przyjrzeć pewnym konsekwencjom teoretycznym tej ewolucji ortograficznej.

FUVWY, czyli drzewo rodowe liter (Część 1)

W środkowej epoce brązu, około 3900–3800 lat temu (dokładną datę trudno określić), przedstawiciele jakiegoś ludu mówiącego językiem z grupy północno-zachodnio-semickiej zetknęli się z językiem i pismem staroegipskim. Było to w północno-wschodniej części Egiptu, gdzieś na obszarze między deltą Nilu a półwyspem Synaj. Kontakty kulturalne i handlowe między Egiptem a krajami Lewantu były w tym czasie intensywne, a w Egipcie osiedlały się tysiące imigrantów z przyległego zakątka Azji. Faraon Amenemhat I założył nawet dla nich w XX w. p.n.e. miasto, które później urosło i nabrało znaczenia pod nazwą Awaris, stając się na pewien czas stolicą kraju, gdy Egipt został najechany i na pewien czas zdominowany politycznie przez Hyksosów, przybyszów z tych samych stron, z których pochodzili wcześniejsi imigranci.

Skutki tego kontaktu były na dłuższą metę doniosłe: zawdzięczamy mu większość używanych współcześnie systemów pisma. Cudzoziemcy, zainspirowani pismem egipskim, zaadaptowali je w zmodyfikowanej formie do zapisu własnego języka. Zrobili to w sposób pomysłowy, bo zamiast niewolniczo naśladować skomplikowane, uświęcone przez tysiącletnią tradycję konwencje pisania po staroegipsku, poszli drogą na skróty i uprościli system, używając znaków podobnych do egipskich wyłącznie do zapisu spółgłosek (a nie sylab lub całych wyrazów). Języki semickie mają to do siebie, że o znaczeniu wyrazu decyduje jego szkielet złożony ze spółgłosek (najczęściej trzech), a wstawiane między nie samogłoski pełnią funkcje podobne jak przyrostki słowotwórcze lub fleksyjne: modyfikują znaczenie, nie zmieniając jego sedna. W kontekście zdaniowym nietrudno „dośpiewać” sobie brakujące samogłoski, a zatem pismo konsekwentnie spółgłoskowe (zwane też alfabetem spółgłoskowym albo abdżadem) wystarcza, żeby przekazać komunikat. Wartość fonetyczna znaków nowo wynalezionego pisma, znanego jako protosynajskie, była inna niż ich odpowiedników egipskich, bo wynikała z tzw. zasady akrofonicznej: nazwa litery była rzeczownikiem, którego pierwsza spółgłoska mnemotechnicznie odpowiadała wymowie litery. Na przykład egipski znak oznaczający ‘dom’, transliterowany przez egiptologów jako pr (rzeczywistą wymową było coś w rodzaju [paːɾuw]), został zapożyczony przez imigrantów, którzy nadali mu nazwę ‘domu’ we własnym języku, czyli *bayt. Zaadaptowano go zatem do zapisu spółgłoski [b].

Wynalezione w ten sposób pismo spółgłoskowe pozostało w użyciu wśród ludów mówiących północno-zachodnio-semickim dialektem kananejskim. Mniej więcej 3 tys. lat temu zaczął się on różnicować w odrębne języki, w tym fenicki i hebrajski. Pismo spółgłoskowe także ewoluowało, tworząc różne warianty dla różnych języków. Największe znaczenie miał wariant fenicki, przejęty także przez ludy semickie spoza grupy kananejskiej (południowoarabskie i aramejskie). Nie ma ostrej granicy w czasie między pismem protosynajskim lub „protokananejskim” a fenickim; fenickimi nazywa się umownie inskrypcje późniejsze niż 1050 r. p.n.e.  Za sprawą Fenicjan, których wpływy dzięki żegludze, handlowi i kolonizacji objęły cały region śródziemnomorski, początkowo niszowy wynalazek stał się na początku I tysiąclecia p.n.e. sposobem porozumiewania się używanym na szeroką skalę.

Fenicki alfabet spółgłoskowy oraz nazwy liter zapisane po fenicku. Litera wāw szósta w kolejności od prawej strony w górnym rzędzie (Fenicjanie pisali od prawej do lewej). Źródło: Omniglot.

Około 800 r. p.n.e. zapoznali się z pismem fenickim Grecy, językowo należący do rodziny indoeuropejskiej i także kolonizujący basen Morza Śródziemnego. Kilkaset lat wcześniej (1400–1200 p.n.e.) przodkowie Greków z kręgu cywilizacji mykeńskiej posiadali już własne pismo, znane jako linearne B. Było to jednak pismo sylabiczne, zapożyczone od nieindoeuropejskojęzycznych sąsiadów i niezbyt poręczne jako sposób zapisu mykeńskiej greki. Zresztą zanikło wraz z upadkiem cywilizacji, która je stworzyła. Powtórne zapożyczenie pisma przez Greków było znacznie bardziej udanym eksperymentem. Ponieważ w odróżnieniu od Fenicjan Grecy nie potrafili się obejść bez samogłosek (w ich języku szkielet spółgłoskowy nie wystarczał do skutecznego przekazania znaczenia), wpadli na genialny pomysł. Dużą część znaków fenickich zaadaptowali wprost; na przykład fenicka litera bēt < *bayt została przejęta jako grecka bēta (z tą samą wartością fonetyczną [b]). Parę znaków dodali, żeby zapisywać dźwięki niewystępujące w fenickim. Natomiast kilka spośród liter fenickich, które reprezentowały dźwięki niewystępujące w grece, wykorzystali do zapisu samogłosek. Klasycznym przykładem była pierwsza litera pisma fenickiego, zwana ʔālep ‘wół’, służąca jako zapis początkowej spółgłoski tego wyrazu, czyli zwarcia krtaniowego [ʔ]. Grecy nie potrzebowali litery o takiej wartości fonetycznej, ale litera, której nazwę przejęli w formie alpʰa, przydała im się jako znak reprezentujący samogłoskę [a] (lub jej długi odpowiednik [aː]). Dzięki temu recyklingowi zbędnych liter powstał pełny alfabet, posiadający znaki do zapisywania wszystkich dźwięków języka, zarówno spółgłosek, jak i samogłosek.

Wśród znaków pisma zapożyczonych od Fenicjan była litera wāw ‘hak’, która wyglądała mniej więcej jak nasze Y. Oczywiście wymawiana była zgodnie z zasadą akrofoniczną jako [w] (niezgłoskotwórczy odpowiednik samogłoski [u]). 2800 lat temu język grecki posiadał zarówno spółgłoskę [w], jak i odpowiadające jej artykulacyjnie samogłoski: krótkie [u] i długie [uː]. Grekom nie zależało szczególnie na oddaniu kontrastu długości, ale potrzebowali osobnych liter dla spółgłoski i samogłoski. W obu funkcjach użyli litery wāw, ale w celu zapisywania spółgłoski [w] zmodyfikowali ją nieco, przekręcając górne widełki litery o 90° w prawo. Po drobnych modyfikacjach wyszła z tego litera Ϝ, znana w późniejszej tradycji jako „digamma”, choć prawdopodobnie Grecy używali początkowo nazwy [wau] (przeniesionej z języka fenickiego). W późniejszych stuleciach język grecki ewoluował. Spółgłoska [w] zanikła w grece klasycznej, więc oznaczająca ją litera wyszła z użycia. Natomiast dźwięk [u] zachował swoją dawną wymowę w dyftongach [au] i [eu], ale jako czysta samogłoska uległ zmianie w [y] (lub długie [yː]), czyli dźwięk podobny do francuskiego u albo niemieckiego ü. Grecka nazwa samogłoski brzmiała ū psīlon, czyli ‘Υ zwykłe’, co w początkach naszej ery wymawiano [ypsilon]. Używamy tego słowa dotąd jako synonimu nazwy „igrek” (o której będzie jeszcze mowa poniżej). Nawiasem mówiąc, w języku greckim pojawiło się nowe długie [uː], które rozwinęło się z dawnego dyftongu [ou]. Greka klasyczna zachowała pisownię ΟΥ i nawet w grece dzisiejszej kombinacja liter ου oznacza samogłoskę [u].

Ale wróćmy do czasów, gdy greckie Υ oznaczało [u]/[uː], a Ϝ oznaczało [w]. Mniej więcej w ciągu stulecia od opracowania przez Greków alfabetu przejęli go od greckich kolonistów mieszkańcy wielojęzycznej podówczas Italii, między innymi Etruskowie (mówiący językiem nieindoeuropejskim), a także ludy posługujące się indoeuropejskimi językami z grupy italskiej, wśród nich Rzymianie. O ile Etruskowie zachowali grecką wymowę obu liter, Rzymianom nie był potrzebny specjalny znak pisma do oznaczania spółgłoski [w], bo w łacinie ten dźwięk oraz samogłoska [u] nie kontrastowały z sobą. Funkcjonowały jako niesylabiczny i sylabiczny wariant tej samej głoski. Rzymianie postąpili tak: literę Υ w uproszczonej postaci, bez kreski pionowej, czyli jako V, zaadaptowali do zapisywania łacińskiego spółgłoskowego [w] oraz samogłoskowego [u] lub [uː]. Natomiast greckie Ϝ przejęli jako łacińskie F, nadając mu wartość fonetyczną [f]. Inspiracją była pisownia etruska. W języku etruskim istniała spółgłoska szczelinowa [ɸ], podobna fonetycznie do [f], ale artykułowana za pomocą obu warg, a nie dolnej wargi i górnych siekaczy. Ponieważ brzmiała jak bezdźwięczny odpowiednik [w], w starych inskrypcjach etruskich zapisywano ją jako FH (gdzie H symbolizowało ubezdźwięcznienie). Później Etruskowie dodali do swojego alfabetu nową literę, przypominającą ósemkę, która zastąpiła FH. Zanim jeszcze do tego doszło, Rzymianie przejęli pisownię FH dla łacińskiego [f], ale wkrótce uprościli ją do F, zorientowawszy się, że H jest zbędną komplikacją. Dlaczego Rzymianie nie wykorzystali do zapisu [f] greckiej litery Φ? Ponieważ ani wówczas, ani nawet w okresie klasycznym litera ta nie oznaczała szczelinowego [f], tylko zwarte przydechowe [pʰ]. Zapożyczając wyrazy greckie, które ją zawierały, Rzymianie używali zapisu PH.

Tym sposobem łacina wykształciła dwie litery wywodzące się (za pośrednictwem grecko-etruskim) z fenickiego wāw: F i V. Ale nie dość na tym. W czasach, gdy kwitła łacina klasyczna, zapożyczano z greki liczne wyrazy zawierające greckie Υ (wymawiane w tym czasie jako [y]), na przykład nympha ‘dziewczyna, kochanka’, crypta ‘przejście podziemne, loch’ albo Aegyptus ‘Egipt’. Aby je zapisywać, ponownie zapożyczono z greki literę Y, ale tym razem z pionową kreską. Ci spośród Rzymian, którzy znali grekę biegle i potrafili naśladować grecką wymowę, wymawiali Y jako [y]. Mniej wykształceni zadowalali się imitacją przybliżoną, [u] lub (zwłaszcza w późniejszym okresie) [i], bo w pierwszych stuleciach naszej ery w potocznej wymowie języka greckiego zaczęto mieszać samogłoski [y] i [i]. Stąd wzięło się późniejsze określenie litery Y jako  ī graeca ‘greckie I’, od którego pochodzi nazwa „igrek”. A zatem w okresie „złotego wieku” łaciny były już w obiegu trzy litery wywodzące się z wāw: F, V oraz Y. Pomijam nieudany eksperyment cesarza Klaudiusza, który przejawiał głębokie zainteresowania językoznawcze i filologiczne i próbował zreformować pisownię łacińską. Między innymi, nawiązując do tradycji greckiej i etruskiej, propagował użycie obróconej o 180° digammy na oznaczenie spółgłoskowego [w], pozostawiając V wyłącznie do zapisu samogłoski [u(ː)] lub drugiego elementu dyftongów [au], [eu] (jak w jego własnym imieniu CLAVDIVS). Gdyby reforma Klaudiusza się powiodła, nie pisano by VENI VIDI VICI, tylko ꓞENI ꓞIDI ꓞICI.

To jeszcze nie koniec dziejów potomstwa protosynajskiej i fenickiej litery wāw, ale żeby nie przytłoczyć czytelników nadmiarem informacji, zarządzam w tym miejscu chwilę odpoczynku. Wrócimy do tej historii niebawem.