Zimowe grzybobranie

Aczkolwiek zima nie kojarzy nam się zwykle z grzybobraniem, kilka gatunków grzybów jadalnych wytwarza owocniki właśnie wtedy i można się wybrać na ich poszukiwanie w grudniu, styczniu lub lutym, zwłaszcza w cieplejsze dni, jeśli śnieg nie zalega zbyt grubo. Grzyby rosnące w sezonie zimowym mają tę zaletę, że brak w tym czasie ich trujących sobowtórów. Choć więc zazwyczaj unikam wypowiadania się o toksyczności bądź walorach kulinarnych grzybów, tym razem z czystym sumieniem mogę zaprezentować trójkę moich osobistych zimowych faworytów. Wszystkie ilustracje to moje własne zdjęcia grzybów z okolicznych lasów, a sugestie kulinarne wypróbowałem na sobie samym.

1. Płomiennica zimowa (Flammulina velutipes)

Płomiennica zimowa, znana też pod dawniejszymi  nazwami zimówki aksamitnotrzonowej lub monetki aksamitnej (nie wspominając o licznych nazwach ludowych, jak pieniążek lub bedłka wierzbowa), rośnie zazwyczaj od października do maja. Owocniki wyrastają sporymi grupami na obumarłych osikach lub wierzbach albo na ich pieńkach, a także na innych drzewach liściastych. Łatwo je rozpoznać po płomienistej barwie kapelusza i po trzonie, który w dolnej części pokryty jest aksamitnym meszkiem i jest zdecydowanie ciemniejszy niż u góry, a bywa nawet całkiem czarny. Płomiennica nie ma pierścienia wokół trzonu, a blaszki kapelusza są jasne – u młodych owocników białawe, później żółtawe.

Plomiennice można przyrządzać na wszelkie sposoby: nadają się do zup, sosów i do marynowania. Można też z nimi eksperymentować: moja własna, rodzinna specjalność to płomiennice podsmażone lekko na maśle i posolone, a następnie upieczone na grzankach. Do jedzenia bierze się tylko kapelusz.

W kuchniach Dalekiego Wschodu popularne są grzyby zwane enokitake (nazwa oznacza dosłownie ‘grzyb rosnący na enoki, czyli wiązowcu chińskim’). Są to także płomiennice, ale hodowane w szczególny sposób, dzięki czemu wyrastają wiązki owocników białych, silnie wydłużonych, o małych kapeluszach. Uważano dawniej, że płomiennice dalekowschodnie należą do tego samego gatunku co nasze płomiennice zimowe, jednak w roku 2015 dokładne badania genetyczne wykazały, że enokitake trzeba wyodrębnić w osobny gatunek, Flammulina filiformis. Z kulinarnego punktu widzenia nie ma to żadnego znaczenia, bo oba gatunki są jadalne i równie smaczne.

2. Uszak bzowy (Auricularia auricula-judae)

Uszaki bzowe znane są popularnie jako bzowe uszy lub uszy judaszowe. Ta ostatnia nazwa utrzymuje się w różnych wariantach od średniowiecza w folklorze wielu krajów (stąd też łacińska nazwa gatunkowa). Rosną na wielu gatunkach drzew i krzewów, ale szczególnie chętnie na bzie czarnym (Sambucus nigra), żywym lub obumarłym. Podobnie jak płomiennica zimowa, uszak bzowy, uważany dawniej za gatunek kosmopolityczny, został po badaniach DNA rozbity na kilka gatunków łudząco do siebie podobnych. Jednym z nich jest bliski krewny z Dalekiego Wschodu, Auricularia heimuer. Heimuer to nazwa chińska uszaków, natomiast po japońsku nazywają się one kikurage – dosłownie ‘meduza drzewna’. Z przyczyn nieznanych nauce (czy to mykologii, czy językoznawstwu), w Polsce – i tylko w Polsce – używa się nazwy handlowej grzyby mun lub mung.

Wygląd uszaka bzowego jest bardzo charakterystyczny. Owocnik o kształcie odwróconej miseczki ma konsystencję zwięzłej galarety, jest lekko przejrzysty, czerwonobrązowy do bordowego, o powierzchni matowej, lekko omszałej. Nie ma trzona, blaszek ani widocznych porów. Z wiekiem staje się pofałdowany. Skojarzenia zarówno z małżowiną uszną, jak i z meduzą są całkowicie zrozumiałe. Uszaki mogą wyrastać przez cały rok, ale latem są zwykle niepozorne, zasuszone i twarde. Zima to dla nich najlepszy czas.

Uszak bzowy nie ma wyraźnego smaku ani zapachu, ale kolor i konsystencja sprawiają, że po posiekaniu w cienkie paski jest interesującym dodatkiem do zup lub sosów w stylu orientalnym; można go także łączyć z innymi grzybami jako neutralny smakowo składnik mieszanki. Wysuszone uszaki można przechowywać tak jak importowane „grzyby mun” ze stoiska z żywnością azjatycką i po namoczeniu w wodzie wykorzystywać w identyczny sposób.

3. Boczniak ostrygowaty (Pleurotus ostreatus)

W Polsce rośnie kilka gatunków boczniaków, ale nasz bohater wyróżnia się tym, że można go spotkać od późnej jesieni do wiosny. Podobny do niego i także jadalny boczniak łyżkowaty (P. pulmonarius) zdecydowanie woli lato i wczesną jesień. Boczniak ostrygowaty wyrasta dużymi grupami na pieńkach, ale także na obumierających częściach żywych drzew liściastych. Przyrośnięty jest do drewna krótkim trzonem osadzonym przy krawędzi kapelusza. Kolor górnej powierzchni kapelusza bywa różny: od popielatego przez szarobrązowy do odcieni fioletu. Blaszki, trzon i miąższ są jasne, prawie białe. Kształt kapelusza może przywodzić na myśl dużą muszlę małża.

Ciekawostką jest fakt, że boczniaki należą do grzybów drapieżnych. Zaspokajają zapotrzebowanie na związki azotu, zabijając i trawiąc nicienie zamieszkujące butwiejące drewno. Grzybnia boczniaka wydziela toksynę, która szybko paraliżuje nicienia, a jednocześnie wywołuje martwicę jego tkanek, ułatwiając grzybni wniknięcie do ciała ofiary i pożywienie się zwierzęcymi białkami.

Na szczęście boczniaki nie tylko nie szkodzą ludziom, ale zawierają związki stymulujące układ odpornościowy i działające przeciwnowotworowo. Komu nie chce się ich zbierać, może w prawie każdym sklepie spożywczym kupić boczniaki pochodzące z hodowli, ale moim prywatnym zdaniem nie dorównują one grzybom dzikim konsystencją ani aromatem.

Podobnie jak płomiennice i uszaki, boczniaki ostrygowate (w tym przypadku ten sam gatunek co w Europie) uchodzą za delikates na Dalekim Wschodzie. Jeżeli powiem, że po japońsku boczniak nazywa się hiratake, czytelnik, który porówna tę nazwę z enokitake, być może domyśli się, że take to po japońsku ‘grzyb’. Słowo hira oznacza ‘płaski’, a zatem Japończycy nazywają boczniaka „płaskogrzybem’”.

Trzon boczniaka jest łykowaty i należy go odciąć. Jeśli komuś żal go wyrzucić, można go wysuszyć, sproszkować i używać jako przyprawy (tak robi Tomasz Kubowicz z naszego zespołu). Kapelusz zaś ma w kuchni niezliczone zastosowania. W niektórych potrawach z powodzeniem zastępuje mięso. Moje ulubione danie z boczniaków to flaczki. Wykonanie nie jest skomplikowane. Cebulę i pora kroi się drobno, podsmaża na oliwie, następnie dodaje się grubo starte warzywa: marchew, pietruszkę i selera – a po kilku minutach boczniaki pokrojone w paski w poprzek blaszek. Całość zalewa się bulionem lub jego wegetariańskim odpowiednikiem i przyprawia solą, pieprzem, papryką słodką i ostrą oraz koniecznie majerankiem, imbirem w proszku i startą gałką muszkatołową. Zresztą takie szczegóły każdy kucharz może sobie dopracować według własnego gustu.

Miliony lat bez seksu

Liszajec (Lepraria) jest grzybem z rodziny chróścikowatych (Stereocaulaceae), który współpracuje z jednokomórkowymi zielenicami z rodzaju Asterochloris, tworząc porosty. W odróżnieniu od porostów barwnych lub o fantazyjnych kształtach Lepraria to organizm bardzo niepozorny. Wiele gatunków przypomina po prostu szary, kremowy lub seledynowy proszek rozsypany na podłożu. Inne mogą tworzyć bardziej zwarte, skorupiaste plechy o wyraźnych brzegach, czasem rozrastające się w rozety podzielone na łuseczki lub odcinki, ale w zasadzie typowy liszajec to organizm o morfologii minimalistycznej, prawie bezpostaciowy. Plecha składa się zwykle z maleńkich granulek (o średnicy rzędu 0,05−0,1 mm), będących jednocześnie rozmnóżkami (sorediami), umożliwiającymi rozmnażanie wegetatywne. Strzępki grzyba otaczają w nich komórki symbiotycznej zielenicy i wraz z nimi dają początek nowym koloniom.

Porost z rodzaju Lepraria na pniu drzewa. Zdjęcie własne autora.

Badania genetyczne umożliwiły porządne zdefiniowanie rodzaju Lepraria. Niektóre gatunki wcześniej do niego zaliczane okazały się przedstawicielami zupełnie innych rodzin, a z kolei niektóre gatunki pierwotnie umieszczane w innych rodzajach wylądowały wśród liszajców. Obecnie oficjalna liczba znanych gatunków liszajca wynosi ponad 70 i jest oczywiste, że to tylko wierzchołek góry lodowej: wiele kolejnych dopiero oczekuje na odkrycie i opisanie, a ich identyfikację utrudnia złudne podobieństwo morfologiczne, niekoniecznie świadczące o bliskim pokrewieństwie. Analizy filogenetyczne wskazują, że liszajce przeszły w swojej historii co najmniej trzy duże radiacje przystosowawcze, kolonizując rozmaite nisze ekologiczne (podłoża różnego typu) na wszystkich lądach od Grenlandii po Antarktydę. Z powodu braku śladów kopalnych trudno jest określić precyzyjnie wiek rodzaju, ale samo jego zróżnicowanie, globalny zasięg i oszacowania korzystające z metody zegara molekularnego pozwalają sądzić, że ostatni wspólny przodek dzisiejszych liszajców istniał zapewne dziesiątki milionów lat temu, być może w eocenie lub oligocenie.

Cladonia carneola (chrobotek cielisty), dość bliski krewny liszajców. Widoczne są brązowe owocniki (apotecja) i pyknidy (punkciki na obrzeżach kieliszkowatych podecjów). Zdjęcie własne autora.

Uproszczona budowa liszajców nie świadczy o ich prymitywizmie, ale jest wynikiem ewolucyjnej redukcji, jakiej uległ ich bardziej złożony przodek. Do bliskich krewnych liszajców należą np. chróściki (Stereocaulon) i chrobotki (Cladonia). Nawet partner fotosyntetyzujący (Asterochloris) jest ten sam w dwu siostrzanych rodzinach, Cladoniaceae i Stereocaulaceae (do tej drugiej należą Stereocaulon i Lepraria). Kuzyni liszajców to łatwo rozpoznawalne porosty tworzące trzoneczkowate lub porozgałęziane plechy wtórne (podecja), często o wyglądzie nader fantazyjnym. Pojawiają się na nich charakterystyczne dla workowców owocniki (tzw. apotecja) lub pyknidy (wytwarzające zarodniki służące do rozmnażania bezpłciowego). Nic takiego nie znaleziono nigdy u liszajców. Ich plechy dosłownie rozpadły się w proch, a mówiąc ściślej – w nagromadzenie granulkowatych sorediów. Żaden ze znanych gatunków Lepraria nie wytwarza zarodników; brak też przekonujących dowodów genetycznych na to, że w ewolucyjnej historii rodzaju zachodziła jakakolwiek forma rekombinacji (choćby bez udziału zarodników, wskutek fuzji komórek grzybni). Apotecja są po prostu nieobecne, a nie skrajnie rzadkie – przynajmniej taki jest obecny stan wiedzy na ten temat.

Apotecja (owocniki) Cladonia carneola w powiększeniu. Zdjęcie własne autora.

Wygląda na to, że od milionów lat rodzaj Lepraria obywa się bez seksu i rekombinacji, a mimo to nadal żyje, ma się dobrze, a nawet podbił cały świat. Należy do porostów wytrzymałych i odpornych na zanieczyszczenia, więc również istnienie Homo sapiens niezbyt mu przeszkadza. Jego badanie jest ważne dla zrozumienia zjawiska, jakim jest istnienie wśród eukariontów taksonów całkowicie aseksualnych, i zagadki, jaką stanowi fakt, że wbrew wszelkim oczekiwaniom niektóre z nich odnoszą sukces ewolucyjny, zamiast szybko wymrzeć. Żeby przez miliony lat żyć bez seksu, trzeba znaleźć sposób na uniknięcie tzw. zapadki Mullera, czyli nieodwracalnego gromadzenia się niekorzystnych mutacji obciążających pulę genetyczną populacji, która rozmnaża się wyłącznie bezpłciowo. Zapadka Mullera prowadzi do konsekwentnego obniżania średniego dostosowania populacji i spadku różnorodności genetycznej z pokolenia na pokolenie. Konsekwencją jest spadek wielkości populacji, co nasila działanie zapadki i ostatecznie prowadzi do wymarcia gatunku. Lepraria w jakiś sposób unika tego z pozoru nieubłaganego efektu statystycznego, choć nie do końca wiadomo jak.

Ogromna większość grzybów porostowych należy do gromady workowców (Ascomycota). W odróżnieniu od podstawczaków (Basidiomycota), których dziwny seks opisywałem przy innej okazji, workowce mają tylko dwa typy koniugacyjne („płci”). Wiele gatunków workowców tworzących porosty rozmnaża się głównie lub wyłącznie wegetatywnie, ale niemal zawsze należą one do rodzajów, w których inne, blisko spokrewnione gatunki zachowały zdolność do rozmnażania płciowego. Liszajec jest wyjątkiem jako duży rodzaj, w którym aseksualność wydaje się bezwyjątkowa i stabilna w długiej skali ewolucyjnej.

Po lewej: Physcia caesia (obrost modry) z rodziny Physciaceae. Jest to porost rzadko rozmnażający się płciowo. Tworzy liczne „pomponikowate” skupiska sorediów (dobrze widoczne na zdjęciu), dzięki którym rozmnaża się bezpłciowo, ale można też spotkać okazy takie jak ten, z apotecjami (w kształcie okrągłych tarczek). Nie można go zatem nazwać gatunkiem aseksualnym. Zdjęcie własne autora.

Oczywiście brak rozmnażania płciowego oznacza, że gatunki liszajców nie mogą być definiowane za pomocą koncepcji Mayra (wg której gatunek to „grupa realnie lub potencjalne krzyżujących się populacji, które rozrodczo odizolowane są od podobnych sobie grup”). Odpada też kryterium morfologiczne, bo odlegle spokrewnione liszajce mogą na oko wyglądać identycznie. Trzeba się zatem opierać na stopniu pokrewieństwa: monofiletyczne linie rozwojowe liszajców, które dzieli odpowiednio duży dystans genetyczny, zwłaszcza w połączeniu z występowaniem odrębnych przystosowań (których skutkiem są odmienne cechy chemiczne i preferencje środowiskowe) zalicza się do różnych gatunków. Trudno: świat istot żywych jest zbyt skomplikowany, żeby jedna uniwersalna definicja pozwoliła go poszufladkować ku ogólnemu zadowoleniu.

Jeśli chodzi o zwierzęta, jednym z najczęściej przytaczanych przykładów aseksualności utrzymującej się przez wiele milionów lat są wrotki bdelloidalne (gromada Bdelloidea). Tworzą one wielkie populacje składające się wyłącznie z rozmnażających się dzieworódczo (czyli bezpłciowo) samic. W 2022 r. ukazał się jednak artykuł, którego autorzy prezentują dane genomowe wskazujące na sporadyczne uprawianie seksu przez przynajmniej niektóre wrotki bdelloidalne (gatunek Macrotrachella quadricornifera). Przeczyłoby to poglądowi, wg którego wszystkie wrotki z gromady Bdelloidea są wyłącznie partenogenetyczne od ok. 40–60 mln lat. Co prawda nikt dotąd nie widział samca któregokolwiek z kilkuset gatunków wrotków bdelloidalnych, ale nie stanowi to dowodu, że samce nie istnieją. Mogą się po po prostu pojawiać skrajnie rzadko. Seks fakultatywny i kryptyczny – np. raz na dziesięć tysięcy pokoleń – to nadal nie jest ścisła abstynencja.

Wrotek bdelloidalny. Foto: Frank Fox. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 3.0 de).

Ponadto wrotki bdelloidalne potrafią sobie kompensować brak lub rzadkość rekombinacji za pomocą poziomego transferu DNA (pozyskiwania fragmentów obcych genomów) o wiele częściej, niż się to zdarza u innych zwierząt. Prawdopodobnie sprzyjają temu ich cykle życiowe: wrotki przy braku wody mogą wejść w stan anabiozy i ulec zasuszeniu, ale powracają do życia po ponownym nawodnieniu. W ogóle ich zdolność do anabiozy jest zadziwiająca, podobnie jak u niesporczaków: dwa lata temu udało się ożywić wrotka bdelloidalnego, który spędził 24 tys. lat, hibernując w syberyjskiej wiecznej zmarzlinie. W trakcie takiego „zmartwychwstawania” uruchamiana jest naprawa DNA i scalanie uszkodzonych chromosomów. Podczas anabiozy błony komórkowe stają się przepuszczalne, a zatem bariera chroniąca genom przed przenikaniem obcego DNA nie jest stuprocentowo szczelna. Podczas sklejania przerwanych nici DNA przez wyspecjalizowane enzymy może się zdarzyć wklejenie do niego obcych sekwencji (pochodzących od rozmaitych organizmów, niekoniecznie zwierząt). Ukradkowy seks raz na wiele pokoleń oraz stosunkowo częsty transfer poziomy mogą być wystarczającym źródłem innowacji wspomagających ewolucję nowych funkcji i cech przystosowawczych. Pozwala to powstrzymać spadek średniego dostosowania populacji. Zjawiska tego typu są rzadkie wśród zwierząt, ale dobrze znane na przykład wśród prokariontów i prymitywnych eukariontów, które na różne sposoby wymieniają się nośnikami informacji genetycznej.

Roztocz Oppiella nova. Foto: M. Maraun and K. Wehner. Źródło: Uniwersytet w Getyndze (domena publiczna).

Dla równowagi w 2021 r. przedstawiono dowody, również genomowe, że maleńki roztocz Oppiella nova jest naprawdę wyłącznie partenogenetyczny od kilku lub kilkunastu milionów lat. Wskazuje na to tzw. efekt Meselsona (niezależna ewolucja każdej z haploidalnych połówek diploidalnego genomu, świadcząca o całkowitym niewystępowaniu rekombinacji i segregacji chromosomów). O. nova to gatunek ciekawy także z innych względów. Aczkolwiek nie rzuca się w oczy (ma 0,22–0,35 mm długości), odznacza się wyjątkowym zasięgiem występowania. Żyje na wszystkich kontynentach (z ewentualnym wyjątkiem Antarktydy) i wielu wyspach oceanicznych, od lasów deszczowych Ameryki Południowej po tundrę na Spitsbergenie i hałdy śmieci w Polsce. Jest jednym z kandydatów do tytułu najbardziej rozpowszechnionego stawonoga lądowego na Ziemi. Odżywia się głównie strzępkami grzybni. Jak widać, można przez miliony pokoleń nie uprawiać seksu, a jednocześnie odnosić rekordowe sukcesy reprodukcyjne. Być może nawet między jednym a drugim istnieje jakiś związek czekający na wyjaśnienie. W każdym razie istnieją przykłady organizmów, które najwyraźniej nie przejmują się zapadką Mullera i mają jakiś sposób na jej obchodzenie.

Lektura dodatkowa

Problemy dotyczące definiowania gatunków aseksualnego rodzaju Lepraria.
Skrzętnie skrywana seksualność wrotków bdelloidalnych.
Nieskalane dziewictwo Oppiella nova
. Patrz także: popularne streszczenie.

Organizmy mało znane: Grzyby i ich dziwne życie seksualne

Stanisław Lem w „Podróży dwudziestej piątej” Ijona Tichego (Dzienniki gwiazdowe) opisuje pięciorniaki, istoty rozumne zamieszkujące ognistą planetę i przyswajające amoniak, których reprodukcja wymaga udziału pięciu płci (Dada, Gaga, Mama, Fafa i Haha). Pięciorniaki zakładają bez dyskusji, że inny system nie byłby możliwy. Także i my na podstawie naszego zwierzęcego doświadczenia milcząco zakładamy, że liczba płci biologicznych u istot rozmnażających się płciowo wynosi dwie i że jest to logiczne i nieuniknione. Przywykliśmy bowiem do tzw. anizogamii, czyli istnienia gamet dwóch bardzo różnych typów: żeńskiej komórki jajowej, dużej i stacjonarnej, oraz męskiego plemnika, maleńkiego i ruchliwego. Każda z nich jest haploidalna, czyli zawiera pojedynczy komplet chromosomów. Z ich połączenia powstaje diploidalna zygota z podwójnym zestawem chromosomów i rozwija się w organizm z takimże podwójnym zestawem w każdej komórce ciała (prócz komórek linii płciowej, które po podziale mejotycznym dają początek haploidalnym gametom i kółko się zamyka).

Tymczasem istnieją liczne grupy organizmów, u których wykształciły się inne mechanizmy rozmnażania płciowego, a anizogamia nie zawsze istnieje, gdyż formy haploidalne łączące się seksualnie (koniugujące) mogą się nie różnić rozmiarami ani wyglądem. Nadal nie wyklucza to istnienia dwóch typów koniugacyjnych (które można uznać za uogólnienie pojęcia płci), ale też nie ogranicza ich liczby do dwóch. Najbogatsza w gatunki grupa grzybów, workowce (Ascomycota), jest zasadniczo dwupłciowa. Żeby dwie formy haploidalne workowca mogły połączyć swój materiał genetyczny, muszą należeć do różnych typów, ale jakkolwiek je nazwiemy, jest ich tyle samo, ile płci u zwierząt. Płeć jest zdeterminowana przez jeden locus DNA, który może mieć dwa warianty.

Jednak jest jeszcze inna duża grupa grzybów, obejmująca kilkadziesiąt tysięcy gatunków, podstawczaki (Basidiomycota). Należy do niej większość grzybów, których owocniki zbieramy po lasach, żeby je włożyć do garnka. Podstawczaki wykształciły bardziej skomplikowane systemy dobierania się form haploidalnych (w ich przypadku grzybni pierwotnej, powstającej z haploidalnych zarodników) w pary, dzięki czemu powstaje grzybnia dikariotyczna, w której każda komórka ma parę jąder sprzężonych; z niej z kolei rozwijają się owocniki (czyli to, co potocznie nazywamy grzybami). U ogromnej większości podstawczaków typ koniugacyjny (płeć) zależy od dwóch niezależnie dziedziczonych loci (lokalizacji w obrębie genomu). W jednym z nich (A) rezydują geny kodujące czynniki transkrypcyjne regulujące rozwój owocników. W drugim (B) – geny kodujące feromony i sprzężone z nimi receptory, pozwalające grzybni pierwotnej rozpoznać potencjalnego partnera. U części podstawczaków zarówno pierwszy, jak i drugi locus mogą mieć wiele wariantów (alleli). Żeby spłodzić potomstwo, partnerzy muszą się różnić w obu loci. Inaczej nici z seksu.

Dość skrajnym przykładem jest rozszczepka pospolita (Schizophyllum commune), grzyb kosmopolityczny z rzędu Agaricales (do którego należą także np. pieczarki, gąski, muchomory i purchawki). U rozszczepki locus A ma 288 znanych alleli, a locus B – 81. Po wymnożeniu daje to 288 × 81 = 23328 kombinacji. Tyle właśnie płci (typów koniugacyjnych) może mieć Schizophyllum commune. Jeśli jednak stawiamy wymaganie, żeby partnerzy różnili się w obu loci, dla konkretnej grzybni pierwotnej odpada 288 + 81 − 1 (razem 368) płci, a pozostaje 22960 płci, z którymi można uprawiać grzybowy seks. W ten sposób rozszczepka gwarantuje sobie z jednej strony dostateczny dystans genetyczny między partnerami (co wpływa na różnorodność genetyczną gatunku i jego zdolności adaptacyjne), a z drugiej strony – ok. 98% szans, że z napotkanym na chybił trafił partnerem można się rozmnożyć.

W jednym z wcześniejszych wpisów wspominałem o typach koniugacyjnych u śluzowców. U nich także w obrębie tego samego gatunku mogą istnieć setki płci. Rozszczepka jednak bije śluzowce na głowę, a biorąc pod uwagę naszą wciąż szczątkową wiedzę o biologii grzybów, można spokojnie założyć, że prawdziwi rekordziści nadal się ukrywają przed mykologami.

Zdjęcia rozszczepki pospolitej własne. © 2023 by Piotr Gąsiorowski