Samolot bojowy RAF Westland Wapiti w locie nad miastem Mosul w Iraku w 1932 roku.

WSPÓLNOTA CZERWIENI cz. 9

Po pierwszej wojnie światowej mocarstwa różnie myślały o rozwoju lotnictwa wojskowego. Pod tym względem teoretycy wojskowości w ZSRR i Niemczech odbiegali od swoich kolegów w Imperium Brytyjskim i Francji.

Upraszczając nieco sprawę, Brytyjczycy i Francuzi wierzyli, że następna, mało prawdopodobna według nich wojna, rozegrana zostanie praktycznie w ten sam sposób, co pierwsza światowa, „the war to end all wars”. Zakładali, że będzie to wojna pozycyjna, podczas której będzie można spokojnie przekazywać rozkazy za pośrednictwem telegrafu lub telefonu polowego i gdzie przełamań oporu wroga dokonywać się będzie formacjami piechoty wspieranymi przez czołgi. Czołgi stanowiące tak naprawdę coś w rodzaju ruchomych bunkrów, samobieżnych punktów ogniowych, poruszających się powoli, w tempie znużonego piechura.

Trudno w to uwierzyć, ale przedstawiciele innych rodzajów sił zbrojnych nalegali na likwidację Royal Air Force (brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych) po zakończeniu wojny, twierdząc, że okres przydatności tej formacji minął. Lotnictwo zmniejszono o 90 procent i naciskano, by wszystkie jego funkcje oprócz szkolenia w pilotażu przejęły Admiralicja i dowództwo wojsk lądowych. RAF uratowany został przez człowieka, uznawanego do dziś za narodowego bohatera, generała Hugh Trencharda, Pierwszego Wicehrabiego Trenchard.

Wpadł on oto na pomysł, by użyć sił lotniczych do tłumienia powstań krnąbrnych tubylców w różnych zakątkach wielkiego imperium. W Somalilandzie, Iraku (gdzie dowództwo całych sił brytyjskich przypadło lotnictwu) i na pograniczu Indii skutecznie zwalczano zbuntowane plemiona z powietrza, bombardując je i ostrzeliwując. Używano lotnictwa do rozpoznania i transportu żołnierzy. Poszukując zastosowań dla RAF Trenchard zaproponował także, by z powietrza tłumić robotnicze protesty w Anglii, ale nawet dla Churchilla był to pomysł zbyt radykalny.

W tym samym czasie w rozbrojonych i złupionych Niemczech realiści wiedzieli, że kraju nie będzie stać ani na ogromne wojsko, ani na długotrwałe wojny – zwyciężało myślenie, preferujące ruchliwe, szybko przemieszczające się siły, zadające przeciwnikowi głębokie ciosy. Oprócz broni pancernej do tego sposobu prowadzenia wojny pasowało także nowoczesne lotnictwo. Sowieci z kolei, podążając drogą „rewolucji światowej”, także myśleli o szybkich uderzeniach, uderzeniach tak silnych, by odebrały wrogowi zdolność prowadzenia dalszych działań zbrojnych. Byli przekonani, że lotnictwo, także korzystające z broni chemicznej, jest niezbędnym składnikiem planów wojennych. Planów, w których brakowało jakichkolwiek śladów doktryny obronnej – Związek Radziecki myślał wyłącznie o ataku.

Niemcom w rozwoju doktryny, techniki oraz w szkoleniu personelu przeszkadzał Traktat Wersalski, a w szczególności Komisja Kontroli, pilnująca, by Republika Weimarska nie zyskała przewagi militarnej. Związkowi Radzieckiemu obok międzynarodowego ostracyzmu przeszkadzał fakt, że robotniczo-chłopska rewolucja zdołała ubić ponad sto lotniczych przedsiębiorstw, działających w carskiej Rosji. Nowoczesna technika lotnicza, wiedza na temat budowy płatowców i silników, musiała przybyć z zewnątrz.

Problem polegał także na tym, że nawet wśród tych, którzy uważali, że przyszła wojna w powietrzu będzie się różnić od zmagań w latach 1914-1918, nikt nie wiedział na pewno, w jaki sposób. Wróżenie z fusów nie jest metodą przewidywania przeszłości lubianą przez teoretyków wojskowości, szukano więc koncepcji, która mogła wydawać się wiarygodna. Wielką popularność zyskała książka włoskiego generała Giulio Douheta „Panowanie w powietrzu”. W niej ten entuzjasta nowych technologii proponował nową doktrynę. Polegała ona na prowadzeniu masowych bombardowań ludności cywilnej w miastach w kraju wroga – doprowadzona do skrajnej desperacji ludność miała się w konsekwencji buntować wobec władzy i wymuszać poddanie się. Teoria Douheta, który spędził trochę czasu w więzieniu za krytykowanie włoskich władz wojskowych podczas pierwszej wojny światowej, podobała się wielu generałom – ale praktyczne zastosowanie tejże trzeba było dopiero wypracować.

Lata 30. XX wieku w jakimś stopniu zniechęciły Niemców i Sowietów do doktryny Douheta – Niemców przede wszystkim po doświadczeniach wojny w Hiszpanii i wobec ograniczonych możliwości własnego przemysłu (np. czterosilnikowy bombowiec o dużym udźwigu miał tyle silników ile dwa średnie bombowce), Sowietów dlatego, że niszczenie dóbr, które chce się przejąć, wykorzystać czy ukraść w krajach, które chce się podbić, zupełnie nie ma sensu. Ale – na początku lat 20. takich wniosków nie było. Wojskowi od von Seeckta chcieli po prostu szkolić personel latający i potajemnie badać samoloty bojowe, a władze ZSRR potrzebowały wykonać skok jakościowy i szybko się zaopatrzyć w nowoczesne płatowce oraz silniki.

Współpraca lotnicza między Republiką Weimarską i Związkiem Radzieckim to tak obszerny temat, że podzielę go na zagadnienia i osobno opowiem o współdziałaniu w zakresie produkcji samolotów, silników lotniczych, organizacji wspólnych linii lotniczych oraz o działalności szkoły lotniczej i poligonu doświadczalnego w Lipiecku.

cdn.