Ćwiczenia pgaz Armii Czerwonej w latach 20.

WSPÓLNOTA CZERWIENI cz.5

Współpraca Rosji Sowieckiej z niemieckimi siłami zbrojnymi w latach dwudziestych w dziedzinie broni chemicznej miała niezwykle ciekawy i zawiły przebieg. Przyjrzymy się jej bliżej, zachowując jednakże świadomość, że to historia godna co najmniej grubej książki i z konieczności trzeba ją tutaj mocno okroić.

W 1920 brygady budowlane zaczęły budować kompleks fabryk chemicznych, baraków mieszkalnych oraz budynków pomocniczych w rejonie położonym 40 kilometrów od miasta Samara. Kompleks nazywano zwykle „Bersol” i początkowo miał on produkować spłonki tudzież materiały wybuchowe. To właśnie tu wspomniany w poprzednim odcinku Stolzenberg przybył w 1923 roku – i zastał dobre zaplecze, wydajne połączenie kolejowe, a także znaczną liczbę robotników. W tym samym 1923 roku Niemcy stworzyli specjalną instytucję, zwaną w skrócie GEFU, której zadaniem było finansowe wspieranie działalności niemieckiego przemysłu w ZSRR – budżet wynosił 75 milionów Reichsmarek w złocie. Obok fabryki samolotów Junkersa w Fili pod Moskwą, to właśnie Bersol miał się stać główną inwestycją finansowaną przez GEFU.

Stolzenberg zgłosił do GEFU zapotrzebowanie na 5 milionów 600 tysięcy marek w złocie na dofinansowanie Bersolu. Na niemiecko-radzieckim spotkaniu w Moskwie dograno szczegóły: głównym zadaniem fabryki miała być produkcja gazu musztardowego (iperytu siarkowego) i fosgenu, konfekcjonowanych do amunicji artyleryjskiej, a produkcja niewinnych, cywilnych chemikaliów, takich jak soda kaustyczna, miała dwojaką rolę: były to produkty uboczne innych procesów technologicznych, a zarazem pomagały w zakonspirowaniu prawdziwej funkcji zakładów. Skala przedsięwzięcia robiła wrażenie: Bersol miał osiągnąć pełną moc produkcyjną w zaledwie pół roku od podpisania umowy, a zdolność ta miała wynosić aż pół miliona pocisków artyleryjskich rocznie oraz 525 ton pięciu głównych produktów chemicznych, z których dwoma były fosgen oraz gaz musztardowy.

Zachęcony wielkimi inwestycjami władz ZSRR i GEFU Stolzenberg włożył w fabrykę sporo własnych środków, by jednak szybko napotkać problemy typowe dla sowieckiego przemysłu zbrojeniowego, wiernie służącego sprawie światowej rewolucji: brak wykwalifikowanych robotników, skrajnie zły stan maszyn i urządzeń oraz tragiczne zaopatrzenie w cokolwiek. Uruchomienie zakładu opóźniło się o 9 miesięcy, a brak odpowiedniej siły roboczej i tak pozostał główną barierą. Praktyczny Niemiec ściągnął więc z ojczyzny kilkudziesięciu zawodowców o wysokich kwalifikacjach, by pomogli mu przeszkolić lokalny personel i zapanować nad chaosem. Zaoferował im wysokie zarobki, ale także ostrzegł, że gdy komukolwiek zwierzą się z tego, czym się zajmują, nigdy nie opuszczą ZSRR.

Fabryka, ledwo co zbudowana, wymagała modernizacji. Produkowano w niej tylko jeden nawóz sztuczny i nieco fosgenu, toteż kontrolna delegacja z Moskwy uznała, że zakład nie spełnia oczekiwań. Powolutku sytuacja ulegała poprawie, ale rozczarowanie Kremla brakiem użytecznej broni chemicznej wiązało się z utratą cierpliwości. I wtedy przyszedł prawdziwy kataklizm: Wołga wylała i fabryka znalazła się pod wodą na wiele tygodni. Rosjanie obwinili za wszystko Stolzenberga, deportowali niemieckich specjalistów i zażądali od Reichswehry zrobienia porządków. GEFU rozwiązało zatem umowę z przedsiębiorcą, fabrykę przekazano ZSRR. Stolzenberg zbankrutował i próbował walczyć w sądzie z dawnymi mocodawcami, ale ci potrafili sprawie skutecznie ukręcić łeb.

Zakłady Bersol, zbudowane w sporej części za tajne fundusze niemieckie, rozwijały się szybko po zmianie zarządcy. W 1936 roku wytwarzano tam 4 tony gazu musztardowego dziennie, czyniąc z Bersolu największy w świecie ośrodek produkcji tej konkretnej broni chemicznej. Eksperymentowano tam także z cyjanowodorem, w Niemczech oferowanym w handlu jako Zyklon B (potem także go produkowano). Ręce robotników Bersolu napełniały trującymi chemikaliami dziesiątki tysięcy pocisków artyleryjskich miesięcznie. Fabryka pozostała głównym ośrodkiem produkcji broni chemicznej w ZSRR aż do zakończenia Zimnej Wojny. Gigantyczne skażenie wód gruntowych w miejscowości dziś znanej jako Czapajewsk poskutkowało rekordowym odsetkiem wad wrodzonych w owym rejonie.

Na Bersolu współpraca Czerwonej Armii z Reichswehrą w kwestii broni chemicznej się nie zakończyła – więcej opowiem w kolejnym odcinku cyklu.

cdn

Australijska piechota w maskach przeciwgazowych.

WSPÓLNOTA CZERWIENI cz.5

22 kwietnia 1915, na polach pod belgijską miejscowością Ypres, miał miejsce duży atak przy użyciu broni chemicznej – konkretnie chloru. Przeprowadziła go specjalna jednostka, w której ważną funkcję pełnił chemik Fritz Haber, późniejszy laureat Nagrody Nobla, w stopniu kapitana. Przez kilka lat po pierwszej wojnie światowej Haber wraz ze współpracownikiem Stolzenbergiem odegrali istotną rolę w tajnych pracach nad bronią chemiczną, prowadzonych wspólnie ze Związkiem Radzieckim.

Haber, niemiecki chemik pochodzenia żydowskiego, urodzony w Breslau, widział swoje patriotyczne poglądy wobec Niemiec Kaisera jako nadrzędne wobec kwestii moralnych. Autor metody Habera-Boscha, umożliwiającej syntezę amoniaku na skalę przemysłową z azotu i wodoru, miał ogromny wpływ na zmiany struktury światowej gospodarki rolnej, metoda ta pozwoliła bowiem na masową produkcję nawozów sztucznych. Ocenia się, że dziś połowa światowej produkcji żywności związana jest ze stosowaniem metody Habera-Boscha. Gdy rozpoczęła się pierwsza wojna, Haber pracował nad zastosowaniem chloru i innych gazów na polu walki, pomagał w tworzeniu skutecznych masek przeciwgazowych i w przeciwdziałaniu alianckim atakom przy użyciu podobnej broni.

Niemiecki przemysł chemiczny na początku XX wieku zajmował czołową pozycję na świecie – 90% globalnej produkcji sztucznych barwników pochodziło właśnie z Niemiec. Nie wolno jednak myśleć, że tylko źli Niemcy korzystali ze swojego potencjału naukowo-przemysłowego do tworzenia broni chemicznej – Francuzi mieli swojego noblistę Grignarda, Brytyjczycy ośrodek w Porton Down pod wodzą niejakiego Rawlinsa (notabene ośrodek istnieje do dziś). Początkowo widoczna była niemiecka przewaga, a potem obydwie strony konfliktu na zmianę mordowały żołnierzy nieprzyjaciela przy użyciu chloru. Chlor miał wiele wad w zastosowaniach taktycznych, co doprowadziło do opracowania lepszej broni, mianowicie fosgenu – Niemcy użyli go bojowo w grudniu 1915 roku, Brytyjczycy zaś dopiero latem następnego roku.

Haber wił się jak w ukropie, starając się dać swej niemieckiej ojczyźnie przewagę. Przy tym opracował tzw. prawo Habera, przy pomocy którego wylicza się stężenia substancji toksycznych, które zabijają ludzi i zwierzęta – niskie stężenie plus długa ekspozycja jest tak samo skuteczne, jak wysokie stężenie i krótka ekspozycja. Po fosgenie przyszedł czas na iperyt, także używany przez obydwie strony konfliktu. W roku 1918 między 20 i 30 procent wszystkich pocisków artyleryjskich, wystrzeliwanych na froncie zawierało ten czy inny bojowy środek chemiczny, a jedna szósta wszystkich strat osobowych wiązała się z użyciem broni chemicznej. Straty były ogromne i żadne walczące mocarstwo nie ujmowało ich osobno w statystykach, by nie wywoływać paniki.

Dwa duże ataki chemiczne miały miejsce niezbyt daleko od Warszawy – pod Bolimowem, w styczniu i maju 1915 roku. W pierwszym przypadku użyto amunicji artyleryjskiej wypełnionej bromkiem ksylilu, zaś w drugim chloru z butli (co zrealizowała konkretnie jednostka, do której przydzielony był Haber; 264 tony chloru dotarło pod Bolimów w 12 tysiącach butli). Pierwszy atak chemiczny nie udał się ze względu na niską temperaturę powietrza, zaś drugi spowodował znaczne straty u Rosjan, aczkolwiek nie umożliwił przełamania frontu.

Ocenia się, że ponad 1,3 miliona żołnierzy stało się ofiarami broni chemicznej podczas pierwszej wojny. Lwią część tych strat stanowili żołnierze rosyjskiej armii carskiej. Rosja miała słaby przemysł chemiczny, gazów bojowych używała sporadycznie, zaś jej żołnierze zwykle nie otrzymywali żadnych środków ochrony osobistej. Pomimo wysiłków Habera i jego potężnej ekipy specjalistów, broń chemiczna nie pomogła Niemcom wygrać wojny. Chemik poczynił jednak plany także na wypadek porażki – przekonał dowództwo wojskowe, by przekazało mu spore sumy pieniędzy jeszcze w październiku 1918 roku, dzięki którym mógł przez dwa lata kontynuować utajnione prace nad chemicznymi metodami eliminacji siły żywej wroga.

Po pokoju w Wersalu alianci próbowali całkowicie zdemontować niemiecki program badań i produkcji broni chemicznej, a Habera i jego współpracowników uznano za zbrodniarzy wojennych. Niemiecki chemik zwiał do Szwajcarii, by niebawem wrócić już jako noblista – status dobroczyńcy rolnictwa ocalił go przed karą ze strony zwycięskich mocarstw. Notabene to jego ekipa stworzyła środek owadobójczy, przeznaczony do stosowania w silosach zbożowych, nazwany Zyklon-A…

Prawda jest taka, że Niemcy skutecznie ukryli przed aliantami zakres swojego programu badawczego tudzież fakt, że był on potajemnie kontynuowany. Współpracownik Habera, Stolzenberg, miał fabryczkę chemiczną poza strefą znajdującą się pod kontrolą sił okupacyjnych. Haber pomógł mu uzyskać lukratywne kontrakty, w tym na neutralizację zakładów produkcyjnych gazu musztardowego w Breloh, które Stolzenberg osobiście zakładał parę lat wstecz! Pod przykrywką pozornej neutralizacji, magazynowano zasoby odczynników i gotowej broni chemicznej. W 1921 roku rząd Hiszpanii po cichu zwrócił się do Habera, chcąc zakupić broń chemiczną do zastosowania przeciw rebeliantom w Maroku – nie tylko sprzedano im niemieckie nielegalne zapasy takiej broni, ale Stolzenberg pomógł Hiszpanom uruchomić zakład produkcyjny gazu musztardowego w koloniach w Afryce Północnej. Zachęcany przez Reichswehrę, pracował tam także nad bombami lotniczymi, zawierającymi gaz bojowy.

Gdy w styczniu 1923 Związek Sowiecki zaczął składać w niemieckich firmach tajne zamówienia na broń różnego typu, wytwarzanie amunicji zawierającej gaz okazało się poważnym problemem – nadzór aliantów był zbyt skuteczny. Jegomość nazwiskiem Otto Hasse, naonczas szef inspektoratu uzbrojenia Reichswehry, zwrócił się do Habera z pytaniem, czy nie jest możliwe uruchomienie produkcji amunicji chemicznej w ZSRR. Haber skontaktował go ze Stolzenbergiem, który przecież niedługo wcześniej dokonał czegoś podobnego w Hiszpanii. Dodatkowo sam Fritz Haber spowodował, że sowiecki chemik Ipatiew został poproszony o wygłoszenie wykładu w Berlinie – dzięki temu Niemiec mógł się z nim rozmówić bez wzbudzania podejrzeń. Ipatiew załatwił w Moskwie zaproszenie dla Stolzenberga do odwiedzenia Związku Radzieckiego. Po sześciotygodniowej podróży obrotny Niemiec doprowadził do wstępnego porozumienia w kwestii stworzenia fabryki broni chemicznej nieopodal Samary, mniej więcej tysiąc kilometrów od Moskwy.

cdn