Rozmówki indoeuropejskie. Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy

Pozostałe części cyklu
Część 1: Zaproszenie
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat
Część 5: Rdzenie i słowa
Część 6: Ach, te końcówki!
Część 7: Paleontologia językowa

Zachwyt nad doskonałością sanskrytu

Język staroindyjski (którego skodyfikowaną odmianę literacką nazywamy sanskrytem) miał pewną cechę, która bardzo ujęła europejskich językoznawców: minimalistyczny system samogłosek. W systemie tym istniały trzy samogłoski krótkie: /a, i, u/. Każda z nich miała odpowiednik długi: /aː, iː, uː/. Istniały ponadto dwie inne samogłoski długie, /eː, oː/, ale na odpowiednio wysokim poziomie abstrakcji można je było traktować jako połączenia /a/ + /i/ oraz /a/ + /u/, czyli dyftongi. Zresztą w okresie wedyjskim, poprzedzającym rozwój klasycznego sanskrytu, były one naprawdę dyftongami typu /ai, au/. Istniały też sanskryckie /ai, au/ (realizowane fonetycznie jako prawdziwe dyftongi), które z kolei wywodziły się z dawniejszych połączeń /aː/ + /i/ oraz /aː/ + /u/. W obocznościach pojawiających się w gramatyce staroindyjskiej samogłoski /i, u/ zachowywały się jak sylabiczne odpowiedniki półsamogłosek /j, w/ (konwencjonalnie zapisujemy je jako y, v).1 Można więc było uznać, że sanskryt posiadał tak naprawdę tylko jedną samogłoskę, /a/, a całą resztę systemu samogłoskowego można było wygenerować, podwajając tę samogłoskę lub łącząc ją z półsamogłoską.2

Ryc. 1.

Tak zresztą analizowali system sanskrytu gramatycy staroindyjscy, z których najsławniejszym i najwybitniejszym był Pāṇini (IV w. p.n.e.). Jego model teoretyczny wywarł wielkie wrażenie na badaczach zapoznających się z nim ponad dwa tysiące lat później.3 Sformalizowane reguły gramatyczne Pāṇiniego, opisujące fleksję i słowotwórstwo sanskrytu, biły na głowę ówczesne osiągnięcia językoznawstwa europejskiego. Sanskryt był postrzegany jako język „kunsztownej budowy; doskonalszy niż greka, bogatszy niż łacina i bardziej wyrafinowany niż obie”.4 Nic dziwnego, że elegancki system samogłosek, w którym – jak w algebrze – zaczynając od jednego elementu, można było otrzymać całą resztę za pomocą prostych operacji formalnych, uznano za tożsamy z systemem praindoeuropejskim. Uważano też, że inne języki rodziny zepsuły ten pierwotnie doskonały system, wprowadzając zbędne komplikacje.

Sanskryt strącony z piedestału

Jednak około roku 1877 kilku językoznawców niezależnie od siebie odkryło, że prostota staroindyjskiego systemu samogłosek (występującego także w pozostałych językach indoirańskich) była wtórna względem tego, co widzimy w łacinie lub grece. W obu tych językach mamy układ pięciu samogłosek krótkich /a, e, o, i, u/; oprócz nich występują także samogłoski długie i dyftongi. Badacze doszli do wniosku, że bardzo wcześnie w historii języków indoirańskich pierwotne samogłoski *a, *e, *o uległy utożsamieniu: wszystkie przybrały tę samą wymowę *a. Ich długie odpowiedniki także spłynęły w jedną głoskę długą *ā, a połączenia z półsamogłoskami, takie jak *ej, *oj lub *aj, utożsamiły się pod postacią dyftongu *ai, z którego powstało sanskryckie /eː/. Ale skąd wiadomo, że to system indoirański jest innowacją? Bo tu i ówdzie dawny kontrast między *e a *o lub *a pozostawił wyraźne ślady. Na przykład greckiemu ko odpowiada staroindyjskie ka, ale greckiemu ke – staroindyjskie ca, ze spółgłoską wymawianą /tɕ/. To zmiękczenie jest dowodem, że samogłoska była pierwotnie przednia, podobnie jak w grece. W rezultacie upadła wiara w nadzwyczajny konserwatyzm sanskrytu i podręczniki językoznawstwa historycznego trzeba było napisać od nowa (co niebawem uczyniono).

Jak dziś rekonstruujemy system samogłosek praindoeuropejskich? Panuje ogólna zgoda, że zawierał on samogłoski *e, *o. Istniały też samogłoski wysokie *i, *u, które w wielu przypadkach można traktować jako sylabiczną realizację półsamogłosek *j, *w. Nie zawsze jednak taka analiza jest uzasadniona, zatem można przyjąć, że samogłoski wysokie funkcjonowały także jako samodzielne fonemy. W pewnych warunkach *e, *o, a czasem także *i, *u, miały odpowiedniki długie (*ē, *ō). Główny nierozstrzygnięty spór dotyczy statusu samogłoski otwartej *a. Istniała ona niewątpliwie w języku praindoeuropejskim; pytanie tylko, czy była osobnym fonemem, czy jedynie wariantem samogłoski *e w szczególnych otoczeniach fonetycznych. Do tej kwestii jeszcze wrócimy.

Apofonia, czyli gra samogłosek

W gramatyce języków indoeuropejskich szczególną rolę odgrywa wymiana samogłosek, nazywana także z niemiecka ablautem lub z grecka apofonią. Polega ona na tym, że w danym morfemie (np. rdzeniu czasownikowym) występuje samogłoska *e, która w odmianie gramatycznej lub pod wpływem operacji słowotwórczych może zniknąć (zwłaszcza w sylabie nieakcentowanej) lub ulec wymianie na *o, podczas gdy szkielet spółgłoskowy pozostaje niezmienny. Na przykład rdzeń *preḱ- o znaczeniu ‘poprosić, zapytać’ miał warianty *proḱ- oraz *pr̥ḱ-. W tym ostatnim wskutek zaniku samogłoski spółgłoska wibrująca *r przejmowała jej funkcję, stając się ośrodkiem sylaby.5 Rdzeń *wejd-, oznaczający ‘ujrzeć’, miał warianty *wojd- i *wid- (tu z kolei półsamogłoska *j przejmowała rolę samogłoski, zmieniając się w *i).

A zatem morfem praindoeuropejski istniał w kilku formach obocznych różniących się barwą samogłoski, jej obecnością bądź nieobecnością, ewentualnie długością. Te odmienne stany samogłoskowe nazywamy stopniami apofonicznymi. Na przykład *proḱ- reprezentuje stopień *o, a *pr̥ḱ- nazywamy stopniem zerowym, zanikowym lub stopniem redukcji. Nie tylko *r, *j, ale też pozostałe spółgłoski sonorne (*m, *n, *l, *w) mogły się zachowywać w ten sam sposób, stając się sylabiczne (*, *, *, *u) w otoczeniu spółgłoskowym, gdy zanikała sąsiadująca z nimi samogłoski. Na przykład rdzeń *gwhen- ‘uderzać, zabijać’ miał warianty *gwhon-/*gwhn-. Jeżeli do tej ostatniej formy dodawano przyrostek zaczynający się na spółgłoskę, *n, uwięzione między spółgłoskami, stawało się sylabiczne: *gwhn̥-. Czasem w obrębie rdzenia występował więcej niż jeden kandydat do przejęcia funkcji samogłoski. Decydowało wtedy otoczenie fonetyczne, nie zawsze w oczywisty sposób: rzeczownik *ḱwon- ‘pies’ miał dopełniacz liczby pojedynczej *ḱun-es, ale miejscownik liczby mnogiej *ḱwn̥-su.

Ferdynand de Saussure zaprowadza porządek

Badaczem, który w pełni usystematyzował tę „grę samogłosek” w postaci spójnego modelu teoretycznego, był szwajcarski językoznawca Ferdinand de Saussure. Dziś znany jest powszechnie jako ojciec językoznawstwa dwudziestowiecznego i nowoczesnej teorii języka. Zawdzięcza tę reputację sile oddziaływania Kursu językoznawstwa ogólnego (1916) – wydanej przez jego uczniów pośmiertnej kompilacji notatek z wykładów mistrza. Jednak przez całe życie słynął głównie jako indoeuropeista i językoznawca historyczny. Jedyna monografia, jaką opublikował za życia, poświęcona była w całości systemowi samogłosek indoeuropejskich, a w szczególności analizie oboczności samogłoskowych w formach gramatycznych. Ukończył ją w roku 1878, mając zaledwie 21 lat, podczas studiów w Lipsku, który był ówczesną Mekką indoeuropeistyki.

Oprócz tego, co streściłem powyżej (i co do czego zgadzali się indoeuropeiści pod koniec XIX w.), Saussure odkrył jeszcze coś intrygującego. Istniały mianowicie rdzenie rekonstruowane jako zawierające długą samogłoskę, np. *stā- stanąć’ albo *dō- ‘dać’. Nie wykazywały one typowej wymiany typu *e/*o. Zamiast tego w ich stopniu zredukowanym pojawiało się coś, co rekonstruowano jako samogłoskę słabą *ə (która np. w łacinie rozwijała się w /a/, a w sanskrycie w /i/). Porównując dziwne zachowanie tych rdzeni z przypadkami bardziej typowymi, Saussure doszedł do wniosku, że wymianę typu *stā-/*stə- można sprowadzić do tego samego schematu co inne oboczności samogłoskowe. Wystarczy tylko założyć, że występowała w nich głoska o nieznanej wymowie, ale powodująca określone efekty fonetyczne. W omawianym przykładzie Saussure oznaczył ją symbolem *A i założył, że ten hipotetyczny segment zachowywał się podobnie jak spółgłoski nosowe, płynne lub półsamogłoski. Mógł teraz zrekonstruować czasownik ‘stanąć’ jako *steA- z wariantem zredukowanym *stA-.

W formie ze stopniem *e zagadkowa głoska ostatecznie zanikła, ale wcześniej spowodowała zmianę brzmienia samogłoski, a na pożegnanie zostawiła po sobie jej wydłużenie zastępcze: *steA- > *staA- > *stā-. Z kolei w stopniu zanikowym *A stawało się sylabiczne, a w językach potomnych przekształcało się w samogłoskę *ə. Analogicznie zamiast *dō-/*də- można było rekonstruować *deO-/*dO- z inną tajemniczą głoską, która tym się różniła od *A, że nadawała sąsiadującemu z nią *e barwę *o.6

Błyski geniuszu mają to do siebie, że nagle rozświetlają także inne, na pierwszy rzut oka niezwiązane zjawiska. Mamy na przykład morfemy z pozoru dwusylabowe, takie jak rdzeń czasownikowy ‘pożreć’, rekonstruowany jako *gwerə-, a w stopniu zanikowym *gwr̥̄- (z długą spółgłoską sylabiczną). Jeśli zmodyfikujemy rekonstrukcję, wprowadzając głoski postulowane przez Saussure’a, dostajemy *gwerX-/*gwr̥X- (gdzie *X oznacza któryś z segmentów *A lub *O). Domniemana długa spółgłoska sylabiczna staje się zbędna. Jej refleksy w językach potomnych wynikają ze specyficznego rozwoju połączenia *r̥X. Również długie *ī , *ū okazują się w wielu przypadkach sprowadzalne do połączeń odpowiedniej samogłoski krótkiej z którąś z głosek Saussure’a. Na przykład rdzeń *pewə-/*pū- ‘czyścić’ powinien wg Saussure’a być przedstawiany raczej jako *pewX-/*puX- o strukturze podobnej jak *lewk-/*lowk-/*luk- ‘zaświecić’.

Ryc. 2.

Hipoteza niesłusznie zlekceważona

Mimo swojej elegancji i mocy wyjaśniającej koncepcja Saussure’a miała dla ówczesnych językoznawców jedną kardynalną wadę: postulowane w niej głoski nie zachowały się w żadnym znanym języku. Została zatem potraktowana jako ćwiczenie wyobraźni studenta ze Szwajcarii – oryginalne, ale nazbyt wydumane. Całkowicie zignorowali tę „abstrakcyjną spekulację” indoeuropeiści niemieccy z tzw. szkoły neogramatyków, wiodący wówczas prym w swojej dziedzinie. W ich rekonstrukcji, uchodzącej za modelową, nadal widniały długie samogłoski wymieniające się ze słabym *ə. Jeśli ktoś w ogóle traktował hipotezę Saussure’a poważnie i próbował dociekać, czym mogły być proponowane przezeń tajemnicze głoski, byli to raczej badacze spoza głównego nurtu. Wśród tych ekscentryków był duński językoznawca Hermann Møller. Uzupełnił on model Saussure’a, postulując trzeci hipotetyczny segment, *E, żeby wyjaśnić zachowanie rdzeni takich jak *dhē-/*dhə- ‘położyć’ (z pierwotnego *dheE-). Møller zauważył również, że głoski tego typu mogły występować przed samogłoską, wpływając na jej brzmienie, ale nie powodując wydłużenia, np. *Aeǵ- > *aǵ- ‘poganiać, prowadzić’ albo *Ees- > es- ‘być’.

Møller był zwolennikiem hipotezy o bliskim pokrewieństwie języków indoeuropejskich i semickich. Poszukując odpowiedniości uzasadniających ten pogląd, porównał *E, *A, *O z semickimi spółgłoskami gardłowymi i krtaniowymi, niezbyt poprawnie określanymi zbiorowo jako „laryngalne”. Ważnym krokiem naprzód było postawienie tezy, że głoski Saussure’a były spółgłoskami szczelinowymi (które być może posiadały warianty sylabiczne). W tej zmodyfikowanej postaci hipoteza Saussure’a zaczęła być nazywana teorią laryngalną. Zdobyła ona uznanie wśród innych poszukiwaczy pokrewieństw indoeuropejsko-semickich, ale czołowi indoeuropeiści wciąż trzymali się kanonicznej rekonstrukcji skodyfikowanej przez neogramatyków – Brugmanna i Delbrücka (patrz tu, przypis 2). Na domiar złego brak postępów w uzasadnianiu wspomnianego pokrewieństwa spowodował, że językoznawcy stracili zainteresowanie teorią laryngalną, kojarząc ją ze zdeprecjonowaną koncepcją „indosemicką”, która zabrnęła w ślepy zaułek.

Jerzy Kuryłowicz przybywa z odsieczą

Tymczasem w Polsce zaczynał swoją błyskotliwą karierę były porucznik armii austrowęgierskiej, a po I wojnie światowej absolwent Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, Jerzy Kuryłowicz. W roku 1927 opublikował on rozdział w monografii zbiorowej poświęcony „indoeuropejskiemu ə” (jak wówczas określano głoski Saussure’a), oraz hetyckiemu h. Świeżo odkryty język hetycki od niedawna był uznawany za członka rodziny indoeuropejskiej. Kuryłowicz zauważył, że w wielu słowach hetyckich występuje tylnojęzykowa spółgłoska szczelinowa h o przybliżonej wymowie [χ] w miejscach, gdzie analizy Saussure’a lub Møllera przewidywały występowanie fonemu *A.7 To były właśnie te „konkretne ślady”, których tak brakowało neogramatykom. Oznaczało to, że przynajmniej część przewidywań teorii laryngalnej została potwierdzona empirycznie na podstawie nowych danych. Zresztą nie tylko całkiem nowych: w artykule z tego samego roku Kuryłowicz rozwinął sugestię Saussure’a, że głoska *A może być odpowiedzialna za pewne „efekty specjalne” w językach indoirańskich (na przykład przydech spółgłoski zwartej, po której następowała laryngalna).8

Obserwacje Kuryłowicza odwróciły złą passę teorii laryngalnej, która szybko (choć nie bez oporu konserwatystów) zyskała zwolenników w indoeuropeistyce głównego nurtu i stała się integralną częścią standardowej rekonstrukcji prajęzyka oraz nowej teorii struktury rdzeni indoeuropejskich, o której będzie mowa w kolejnym odcinku. Spółgłoski laryngalne odpowiadające symbolom *E, *A, *O zaczęto oznaczać *h1, *h2, *h3, żeby podkreślić ich spółgłoskowy charakter. Przez długi czas uważano, że miały one warianty sylabiczne (oznaczane często *ə1, *ə2, *ə3), ale obecnie ten pogląd stracił na popularności. Uważa się raczej, że „indoeuropejskie *ə” pochodzi od słabej samogłoski wstawnej, która służyła do rozbijania trudno wymawialnych grup spółgłoskowych, a w niektórych językach potomnych pojawiała się w sąsiedztwie laryngalnych wciśniętych między inne spółgłoski. Na przykład słowo *ph2ter‐ ‘ojciec’ realizowane było jako [pəħter-], stąd łacińskie pater, staroindyjskie pitar- albo staroangielskie fæder. Samogłoska w pierwszej sylabie nie jest kontynuacją samego *h2, tylko refleksem króciutkiej samogłoski wstawionej dla ułatwienia wymowy.

Ryc. 3.

Nowy model laryngalny i niepewność w sprawie *a

Kiedy już przyzwyczajono się do realności spółgłosek laryngalnych i włączono je do modelu standardowego jako pełnoprawne fonemy praindoeuropejskie, zaczęto odkrywać ich ślady tam, gdzie wcześniej je przeoczono. Na przykład akcent intonacyjny języków bałtosłowiańskich w wielu przypadkach zależy od pierwotnej obecności lub nieobecności laryngalnych. Nie brak dowodów, że w grupie indoirańskiej laryngalne istniały jako spółgłoski już po rozdzieleniu się języków irańskich i indoaryjskich, ale dopiero niedawno zwrócono baczniejszą uwagę na fakt, że w niektórych językach irańskich laryngalna *h2 (szczególnie odporna na „erozję” fonetyczną) zachowała się do dzisiaj jako spółgłoska szczelinowa tylnojęzykowa [x] lub krtaniowa [h]. Na przykład praindoeuropejska nazwa niedźwiedzia, *h2r̥tḱos, pojawia się w języku perskim jako xers, a w kurdyjskim jako hirč.

Na fali entuzjazmu po odkryciu śladów laryngalnych w hetyckim i innych językach anatolijskich zaczęto im przypisywać w sposób dość arbitralny wywoływanie różnych skutków fonetycznych, a także mnożyć ich liczbę. Pojawiły się rekonstrukcje praindoeuropejskie, w których liczba fonemów laryngalnych urosła do około tuzina. Z drugiej strony zwolennicy rekonstrukcji tradycyjnej próbowali znaleźć kompromis między niechęcią do nowinek a ustąpieniem wobec ciężaru materiału dowodowego. W rezultacie gotowi byli uznać istnienie jednego fonemu typu /h/. Po kilkudziesięciu latach ustabilizował się model zbliżony do propozycji Møllera. Wygląda na to, że liczby laryngalnych nie da się sprowadzić poniżej trzech, a z kolei postulowanie liczby większej niż trzy nie wnosi nic do wyjaśnienia znanych faktów.

Podsumujmy: po rozpadzie wspólnoty praindoeuropejskiej *h1, *h2, *h3 wymawiane były w poszczególnych językach coraz słabiej i wykazywały skłonność do zaniku.9 Spośród nich trzech *h1 nie wpływało na barwę sąsiedniej samogłoski; *h2 powodowało zmianę *e w *a, a *h3 – zmianę *e w *o. Ponadto zanik spółgłoski laryngalnej po pełnej samogłosce (przed spółgłoską lub na końcu wyrazu) powodował jej wzdłużenie zastępcze. Na przykład praindoeuropejskie rdzenie czasownikowe ‘położyć’, ‘stanąć’ i ‘dać’ na stopniu apofonicznym *e wyglądały tak: *dheh1, *steh2, *deh3 (realizowane fonetycznie jako *dheh1, *stah2, *doh3). Po zaniku laryngalnych w większości języków potomnych zrobiło się z tego *dhē- *stā-, *dō-, jak w klasycznych rekonstrukcjach dziewiętnastowiecznych.

Tu powraca problem samogłosek *a, *ā. Wiadomo, że w większości przypadków mamy do czynienia z praindoeuropejskim *e o barwie zmienionej pod wpływem *h2; np. greckie ágō ‘prowadzę’ pochodzi od rdzenia *h2eǵ- (wymawianego *h2aǵ-). Trzeba jednak postawić pytanie, czy w praindoeuropejskim istniało także *a innego pochodzenia. W przypadku barwy samogłoskowej *o wiemy, że tak było. Niektóre wystąpienia praindoeuropejskiego *o, *ō pochodzą od *e zmienionego przez wpływ *h3, ale inne wynikają z reguł apofonii i nie mają nic wspólnego z oddziaływaniem spółgłosek laryngalnych.

Co do *a, zdania są podzielone. Moim zdaniem pierwotne *a pochodzenia „nielaryngalnego” istniało, choć było rzadsze niż *e/*o i odgrywało skromniejszą rolę w gramatycznej wymianie samogłosek. Postulowanie pierwotnego *a w rzeczownikach takich jak *(h)nas- ‘nos’10, *sal- ‘sól’, *ǵhans- ‘gęś’ albo w czasownikach takich jak *h1jaǵ- ‘czcić’ wydaje mi się rozwiązaniem oszczędniejszym, a przez to rozsądniejszym, niż upychanie na siłę *h2 gdzieś wewnątrz rdzenia tylko po to, żeby „zabarwić” samogłoskę; następnym krokiem jest bowiem postulowanie specjalnych zmian dźwiękowych tylko po to, żeby wyjaśnić, dlaczego to *h2 zachowuje się nie tak, jak należałoby się spodziewać. Wydaje się, że *a miało własny schemat oboczności: krótkie *a wymieniało się z długim *ā, a czasem także z zerem (stopień zanikowy). Istniały zatem warianty takie jak *h1jāǵ-/*h1jaǵ-/*h1iǵ-. Kwestia ta pozostaje jednak otwarta.

Wszystkie powyższe zawiłości trzeba było niestety wyjaśnić, żebyśmy mogli się przyjrzeć słowom praindoindoeuropejskim, w których tworzeniu i odmianie oboczności samogłoskowe (często związane z przesunięciami akcentu) odgrywały fundamentalną rolę. Zapraszamy zatem do lektury kolejnego odcinka poświęconego słownictwu prajęzyka.

Przypisy

  1. Podobnie sylabiczne i (w standardowej notacji fonetycznej /r̩, l̩/) funkcjonowały w staroindyjskim jako sylabiczne odpowiedniki zwykłych /r, l/. Warto tu zauważyć, że indoeuropejskie *r i *l utożsamiły się już w języku praindoirańskim i choć sanskryt miał /l/ nowszego pochodzenia, była to spółgłoska znacznie rzadsza niż /r/. Sylabiczne /l̩/ było skrajnie rzadkie. Występowało w zasadzie tylko w odmianie czasownika kl̥p- ‘formować, układać się w porządku’. ↩︎
  2. Podobnie jak w dzisiejszym hindi, staroindyjska wymowa krótkiego a była nieco inna niż długiego ā (mniej otwarta i zbliżona do [ə]) ale nie przeszkadza to w analizowaniu samogłoski długiej jako sekwencji dwu samogłosek krótkich. ↩︎
  3. Jest to tym bardziej godne uwagi, że uczeni indyjscy w tym okresie nie używali pisma. Podobnie jak reszta klasycznej literatury sanskrytu, traktaty językoznawcze Pāṇiniego były komponowane w formie ustnej i przekazywane w tej postaci z pokolenia na pokolenie. Zapisano je wiele stuleci później. Recytacja najważniejszego z nich (Aṣṭādhyāyī) zajmuje około 2 godzin. ↩︎
  4. Tak to ujął William Jones w słynnym odczycie (1786), w którym pojawiła się koncepcja pokrewieństwa języków indoeuropejskich. ↩︎
  5. Istniał też wariant oboczny *prēḱ- ze wzdłużeniem samogłoski. ↩︎
  6. Bliską analogią jest zanik spółgłoski /r/ przed spółgłoską lub na końcu wyrazu w brytyjskim angielskim (w słowach takich jak card, bird, bear). Miał on miejsce w XVIII–XIX w. Zanikające /r/ spowodowało zarówno zmianę brzmienia poprzedzającej samogłoski, jak i jej wydłużenie. Wspominam o tym dla podkreślenia, że w efektach fonetycznych zaproponowanych przez Saussure’a nie było nic magicznego ani niespotykanego. ↩︎
  7. Jej wymowę można było w przybliżeniu ustalić, bo Hetyci posługiwali się sylabicznym pismem klinowym zapożyczonym od Asyryjczyków, którego znaki miały znaną wartość fonetyczną. ↩︎
  8. Obecnie wiemy, że także *h3 pozostawiło w językach anatolijskich refleksy spółgłoskowe podobne jak *h2. Niestety w roku 1927 ani Saussure’a, ani Møllera nie było już wśród żywych, ominęła ich zatem zasłużona satysfakcja z empirycznego potwierdzenia śmiałej hipotezy. ↩︎
  9. Najszybciej zanikało *h1, a największą trwałością odznaczało się zwykle *h2. ↩︎
  10. Słowo to prawdopodobnie zawierało początkową spółgłoskę laryngalną, ale trudno stwierdzić którą, stąd użycie w rekonstrukcji *h bez indeksu. ↩︎

Opis ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Bohaterowie dzisiejszego odcinka. Od lewej: Ferdinand de Saussure (1857–1913), Hermann Møller (1850–1923) i Jerzy Kuryłowicz (1895–1978). Źródło: Wikipedia (domena publiczna).
Ryc. 1. Znak indyjskiego pisma devanāgarī oznaczający krótkie /a/, podstawowy element sanskryckiego systemu samogłosek. Devanāgarī jest od średniowiecza używane do zapisywania literatury wedyjskiej i sanskryckiej (wcześniej przekazywanej ustnie); służy także do zapisu ponad 100 języków współczesnych Indii. Pochodzi od starszego pisma brāhmī, wprowadzonego w Indiach w III w. p.n.e.
Ryc. 2. Fragment książki Saussure′a Mémoire sur le système primitif des voyelles dans les langues indo-européennes (Rozprawa o pierwotnym systemie samogłosek w językach indoeuropejskich, [1878] 1879), ilustrujący żelazną logikę autora. Źródło: Wikisource (domena publiczna).
Ryc. 3. Zapis klinowy hetyckiego słowa ha-an-za = hanz [χants] ‘z przodu’. Jest to forma zachowanego w grupie anatolijskiej rzeczownika hant- 'czoło, przód’ < *h2ant‐. Miejscownik *h2anti ‘na czele, z przodu’ stał się w różnych językach źródłem przysłówków i przyimków o znaczeniu ‘przed, przeciw’ (greckie antí, łacińskie ante). Rdzeń hant- był jednym z pierwszych, na które zwrócił uwagę Jerzy Kuryłowicz, identyfikując ich początkowe h jako refleks *h2.

Rozmówki indoeuropejskie. Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat

Pozostałe części cyklu
Część 1: Zaproszenie
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 5: Rdzenie i słowa
Część 6: Ach, te końcówki!
Część 7: Paleontologia językowa

Zmiany dźwiękowe, czyli ruch głównie jednostronny

Zmiany dźwiękowe zachodzą przez cały czas w językach, które znamy; możemy je obserwować i badać bezpośrednio, dlatego wiemy, że duża część z nich to zmiany częste i „naturalne”. Oznacza to, że z przyczyn zależnych od tego, jak artykułujemy i postrzegamy dźwięki, mają one tendencję do zachodzenia w określonym kierunku i do asymetrii (zmiana A > B jest bardziej prawdopodobna niż B > A). Na przykład często się zdarza, że spółgłoski tylnojęzykowe, takie jak [k], ulegają palatalizacji (przesunięciu artykulacyjnemu ku przodowi), jeśli występuje po nich samogłoska przednia: [ke] > [tɕe] ze spółgłoską zwartoszczelinową (wymawiane jak polskie cie). Zmiana odwrotna jest mało prawdopodobna, natomiast uprzednienie spółgłoski często posuwa się dalej, może więc dać wynik typu [tʃe] lub [tse]. Spółgłoska zwartoszczelinowa może następnie utracić komponent zwarty, możliwa jest zatem dalsza ewolucja w stronę [ʃe], [se] itp. Wiemy więc, że [ke] może w naturalny sposób zmienić się w [tʃe] albo [se], ale nie widziano jeszcze, żeby [se] zmieniło się w [ke].

Jeśli zatem porównamy pokrewne słowa w grupie języków pochodzących od wspólnego przodka, to z ich wymowy często można bez wielkiego trudu wydedukować, jaka musiała być forma pierwotna, zakładając, że setki i tysiące lat temu procesy fonetyczne przebiegały podobnie jak obecnie (a nie ma powodu sądzić, że było inaczej, bo ani anatomia i fizjologia ludzka, ani prawa fizyki nie zmieniły się w tym czasie). W języku włoskim słowo oznaczające liczbę 100 brzmi cento /tʃɛnto/, po francusku cent /sɑ̃/, po hiszpańsku ciento /θjento/ lub /sjento/ (zależnie od dialektu), po portugalsku /sẽtu/, a w języku sardyńskim /kentu/. Widzimy, że choć brak palatalizacji w sardyńskim jest wyjątkiem wśród dzisiejszych języków romańskich, to właśnie ta forma musi być bardzo konserwatywna, bo wszystkie pozostałe spółgłoski początkowe w romańskich refleksach liczebnika ‘100’ mogą pochodzić od pierwotnego *k, ale nie na odwrót.1

Jest to początek rozumowania, które prowadzi nas do wniosku, że praromańska wymowa ‘100’ brzmiała w przybliżeniu *kentu. Ale język praromański to przecież po prostu łacina, aczkolwiek prowincjonalna, ludowa i potoczna – niekoniecznie taka sama, jakiej używali wykształceni literaci i elita rzymska. W łacinie klasycznej słowo ‘100’ pisane było centum, a realizowane jako /kentum/ – fonetycznie [kɛntʊ̃], jeśli zależy nam na aż takiej precyzji. Świadczy o tym nie tylko rozwój tego wyrazu w językach romańskich, ale także informacje z pierwszej ręki: zachowane uwagi gramatyków rzymskich opisujących własny język.2

Jak rozpracowano wymowę praindoeuropejską

Analizy porównawczej tego typu nie możemy bezpośrednio zweryfikować w przypadku języków, których wspólny przodek nie zachował się w formie pisanej, ale samo rozumowanie jest na tyle dobrze sprawdzone, że otrzymane w ten sposób rekonstrukcje możemy traktować z dużą dozą ufności. Pionierskie próby Jacoba Grimma czy Augusta Schleichera do końca XIX w. rozwinęły się w szczegółową „mapę drogową”. Dla większości gałęzi składających się na rodzinę indoeuropejską zrekonstruowano niemal kompletne sekwencje zmian, jakie zaszły między ostatnim wspólnym przodkiem ich wszystkich (językiem praindoeuropejskim) a przodkami poszczególnych grup oraz między ostatnim wspólnym przodkiem każdej grupy a językami współczesnymi. Odkrycia XX w. w połączeniu z pogłębioną wiedzą na temat mechanizmów zmian językowych pozwoliły na uzupełnienia i korekty.3 W przypadku języków „trudnych”, jak albański i ormiański, których izolowany charakter i ograniczona dokumentacja utrudnia odtworzenie łańcuchów zmian, wiele szczegółów pozostaje do dziś niepewnych, ale świadectwo pozostałych języków pozwala sięgnąć aż do czasów ostatniego wspólnego przodka rodziny i odtworzyć jego system dźwiękowy.

Czasem jest to łatwe. Na przykład, jeśli skupimy się na nagłosie wyrazu – a jest to pozycja, w której spółgłoski najrzadziej ulegają zmianom – to okazuje się, że istnieje duża klasa słów pokrewnych, które w każdej grupie języków indoeuropejskich zaczynają się na /m/. Jest to po prostu w tej pozycji spółgłoska bardzo stabilna, odporna na zmiany. Nie ma powodu wątpić, że w tej klasie słów już język praindoeuropejski miał początkowe *m.4 Spółgłoska /t/ jest nieco bardziej zmienna. Tam, gdzie niemal wszystkie grupy języków języki indoeuropejskie mają początkowe /t/, język ormiański i grupa germańska wyłamują się z jednomyślności. Ormiański ma przydechowe /th/ (tradycyjnie transliterowane jako ), a z porównania języków germańskich wynika, że pragermańskim odpowiednikiem /t/ było *þ, wymawiane /θ/.5 Najoszczędniej jest przyjąć, że w praindoeuropejskim istniała głoska *t, która w większości linii potomnych zachowała się bez większych zmian, a tylko w pojedynczych przypadkach przybrała silny przydech lub zmieniła artykulację na szczelinową. Germańska zmiana *t > *þ jest zresztą częścią bardziej ogólnego procesu znanego jako prawo Grimma.

Ryc. 1.

Dziwactwa i niespodzianki

Kiedy już rozpracowano zmiany częste i naturalne, czyli gdy większa część puzzle’a została ułożona, można było zidentyfikować inne odpowiedniości, dziwne lub wręcz unikatowe, ale regularne i „pasujące do układanki”. Na przykład praindoeuropejskie *s w pozycji początkowej przed akcentowaną samogłoską pojawia się w albańskim jako gj /ɟ/ (wymawiane jak polskie „miękkie g” w giąć); zjawisko to nie powtarza się nigdzie indziej w rodzinie indoeuropejskiej. Praindoeuropejskie *kw (wymawiane z zaokrągleniem warg) przed samogłoskami przednimi rozwinęło się w greckie /t/, poza tym w /p/, ale w niektórych kontekstach straciło zaokrąglenie i stało się zwykłym /k/.6 Jedną ze zmian najbardziej kuriozalnych jest rozwój nagłosowego *dw w języku ormiańskim: *dw > erk. Na przykład polskiemu dwa, łacińskiemu duo czy staroindyjskiemu dvā odpowiada klasyczne ormiańskie erku (patrz ryc. 1).

Gdybyśmy wcześniej nie dopasowali do siebie innych kawałków układanki, trudno byłoby uwierzyć, że tak może wyglądać regularna odpowiedniość. Jest ona jednak poparta przez kilka innych solidnych przykładów, a jak mawiał Sherlock Holmes: „Gdy wyeliminujesz niemożliwe, to, co pozostanie, jakkolwiek nieprawdopodobne, musi być prawdą”. Oczywiście rozwój *dw > erk nie nastąpił w jednym kroku. Ten uproszczony zapis pokazuje stan początkowy i końcowy, pomijając stadia pośrednie. Co się działo pomiędzy nimi – to problem znany w literaturze przedmiotu jako „wielka zagadka ormiańska”.

Model standardowy: spółgłoski

Ale pomińmy problemy szczegółówe (których jest legion) i przyjrzyjmy się głoskom praindoeuropejskim zrekonstruowanym według modelu uznawanego obecnie za standardowy. Zacznijmy od systemu spółgłosek, pokazanego na ryc. 2. Wiele z nich to głoski występujące powszechnie, ale system praindoeuropejski miał swoje dziwactwa. Zresztą który język ich nie ma? Wystarczy wspomnieć barokowe bogactwo głosek szczelinowych i zwartoszczelinowych, dzięki którym język polski jest zmorą fonetyczną dla cudzoziemców pragnących się go nauczyć. W poniższej tabeli spółgłoski uporządkowane są według miejsca artykulacji (kolumny) i mechanizmu artykulacji (wiersze).

Ryc. 2.

Trzy szeregi, w tym jeden niezwykły

Pierwsze trzy wiersze tabeli zajmują spółgłoski zwarte. Osobliwością, na którą warto zwrócić uwagę, jest to, że tworzą one aż trzy szeregi różniące się fonacją, czyli aktywnością strun głosowych. Pierwszy szereg to zwykłe spółgłoski bezdźwięczne (np. *p). Drugi – to ich odpowiedniki dźwięczne (np. *b). Na razie nic niezwykłego. Ale istniał jeszcze trzeci szereg, reprezentowany przez *bh. Dodatkowy symbol (podniesione h) oznacza przydech, czyli energiczny wyrzut wydychanego powietrza towarzyszący rozwarciu narządów artykulacji. Podobne trzy szeregi istniały np. w klasycznej grece: /p, b, ph/, ale tam szereg przydechowy był bezdźwięczny, co zdarza się o wiele częściej. Spółgłoski łączące dźwięczność z przydechowością są bardzo rzadkie, ale można je spotkać np. w języku staroindyjskim i w wielu wywodzących się z niego współczesnych językach Indii, takich jak hindi. System indyjski obejmuje nawet aż cztery szeregi: /p, ph, b, bh/.7

Ze świecą szukać języka, w którym przydechowe byłyby tylko spółgłoski dźwięczne. Język praindoeuropejski był pod tym względem unikatem. Z fonetycznego punktu widzenia przydech bezdźwięczny [ph] jest czymś innym niż przydech dźwięczny [bh]. Pierwszy polega na tym, że w chwili rozwarcia fałdy głosowe krtani pozostają szeroko rozsunięte i powietrze wypływa jeszcze przez chwilę bez przeszkód, zanim fałdy przyjmą pozycję umożliwiającą wprawienie ich w wibracje (co wymaga zamknięcia szczeliny między nimi). W drugim przypadku trzeba jakoś pogodzić przydech z dźwięcznością (czyli jak gdyby wodę z ogniem). Można to zrobić na kilka sposobów (dających podobny efekt akustyczny), np. zbliżając fałdy głosowe na części ich długości, pozostawiając jednak w pozostałej części szczelinę (tak jest w języku hindi), albo zbliżając je do siebie niekompletnie, tak że wibrują „na pół gwizdka”, jak przy teatralnym szepcie. Głoski artykułowane w ten sposób nazywamy „dyszącymi” (po angielsku breathy-voiced).

Trudno mieć pewność, co dokładnie działo się z krtanią ludzi mówiący po praindoeuropejsku. Wiemy jednak, że w wielu językach (m.in. w bałtosłowiańskich, irańskich czy celtyckich) spółgłoski trzeciego szeregu straciły swoją dyszącą wymowę i utożsamiły się ze zwykłymi dźwięcznymi. W greckim uległy ubezdźwięcznieniu (np. *bh > /ph/). W językach indoaryjskich zachowały się jako bh (być może wymawiane nieco inaczej niż w prajęzyku, ale też dyszące). W języku praitalskim stały się szczelinowe: dawne *bh zmieniło się w *β (wymawiane jak hiszpańskie b) w środku wyrazu, a w nagłosie ubezdźwięczniło się, dając *f. W łacinie śródgłosowe *β ostatecznie „stwardniało”, zmieniając się w /b/, ale nagłosowe /f/ pozostało szczelinowe, jak w wyrazie frāter, spokrewnionym z polskim brat albo angielskim brother. W językach germańskich zgodnie z prawem Grimma ze spółgłosek dyszących powstały dźwięczne szczelinowe, które następnie w niektórych pozycjach przekształciły się w zwarte dźwięczne, w tym przypadku /b/.8

Krótko mówiąc, rozwój trzeciego szeregu wskazuje na tendencję do zaniku dźwięczności przy zachowaniu przydechu, do wzmocnienia dźwięczności połączonego z utratą „efektów specjalnych” albo do wymowy szczelinowej. Tego właśnie należałoby oczekiwać, jeśli trzeci szereg miał wymowę dyszącą, fonetycznie półdźwięczną. W językach indoaryjskich, które wykształciły dodatkowo głoski par excellence przydechowe typu /ph/, odziedziczone głoski typu /bh/ zostały zinterpretowane jako ich dźwięczne odpowiedniki.

Gdzie się podziało *b?

Inną osobliwością systemu spółgłosek praindoeuropejskich jest fakt nietypowej częstości występowania spółgłosek zwartych wargowych. Zarówno *p, jak i *bh występowały w bardzo wielu słowach, także w słownictwie podstawowym, natomiast *b było skrajnie rzadkie, a tam, gdzie da się je zrekonstruować, jest nieraz tylko wariantem *p udźwięcznionym przez upodobnienie do następującej po nim głoski dźwięcznej. Można nawet wątpić, czy w ogóle istniało jako odrębny fonem. Jak to możliwe, skoro bardziej skomplikowana artykulacja *bh była tak częsta? Jedna z hipotez głosi, że standardowa rekonstrukcja trzech szeregów jako /p, b, bh/ jest błędna i że w szczególności drugi szereg był czymś innym, niż się wydaje. Mogły to być np. spółgłoski glotalizowane – ejektywne lub „zgrzytliwe”, którym towarzyszyło zwarcie krtaniowe lub podobnego typu aktywność fałdów głosowych.

Z przyczyn fizycznych, które wyjaśniałem, omawiając języki Majów, w systemach zawierających spółgłoski tego typu może występować luka – brak spółgłoski wargowej. Ta hipoteza (tzw. „teoria glotalna”) jest pod niektórymi względami atrakcyjna, ale nie wyparła interpretacji standardowej. Można też rozważać możliwość kompromisową, że glotalizacja była cechą tych spółgłosek w zamierzchłych czasach pra-praindoeuropejskich, ale że w języku praindoeuropejskim zastąpiła ją zwykła dźwięczność. Taki scenariusz tłumaczyłby nieobecność *b (i kilka innych dziwnych zachowań spółgłosek drugiego szeregu), ale nie wymagałby modyfikacji modelu standardowego, który mimo wszystko dobrze wyjaśnia drogi rozwoju spółgłosek w późniejszym okresie.

„K“ w trzech smakach i języki satemowe

Następna ciekawa cecha zrekonstruowanego systemu to występowanie trzech odmian spółgłosek tylnojęzykowych: palatalnych, czyli „miękkich” (typu *, co oznacza wymowę uprzednioną, [kj]), zwykłych welarnych o artykulacji zdecydowanie cofniętej (typu *k) i labializowanych, czyli wymawianych z zaokrągleniem warg (typu *kw). System ten był historycznie mało stabilny. Kontrast między wszystkimi trzema odmianami zachował się szczątkowo w kilku językach (m.in. w albańskim), przeważnie jednak któraś z nich znikała. Jedną z możliwości było utożsamienie * z *k (poprzez utratę palatalizacji), podczas gdy *kw zachowywało swoją odrębność i ślady zaokrąglenia. Druga możliwość polegała na tym, że *kw traciło zaokrąglenie i utożsamiało się z *k, natomiast * nie tylko zachowywało swoją odrębność, ale jeszcze ją podkreślało, przesuwając swoje miejsce artykulacji coraz bardziej ku przodowi. W rezultacie przestawało być tylnojęzykowe, zmieniając się w spółgłoskę zwartoszczelinową lub szczelinową artykułowaną za pomocą środkowej lub przedniej części języka.

Oznaczmy sobie ten wynik zmiękczenia jako *ć (wymowa polskiej litery ć idealnie tu pasuje). Zmiana *, *k, *kw > *ć, *k, *k zaszła w językach indoirańskich i bałtosłowiańskich, a także w języku ormiańskim. Część badaczy uważa, że niezależnie. Moim zdaniem była to raczej wspólna innowacja języka będącego przodkiem tych trzech gałęzi. Równolegle zmieniły się dwa pozostałe szeregi zwartych: *ǵ, *g, *gw > *, *g, *g oraz *ǵh, *gh, *gwh > *h, *gh, *gh. Późniejszy rozwój *ć, *, *h przebiegał już różnie w poszczególnych liniach potomnych. Refleksami praindoeuropejskiego * są ormiańskie s, staroindyjskie ś [ɕ], prairańskie *c [ts] (a następnie awestyjskie s i staroperskie θ), litewskie š [ʃ], łotewskie s i słowiańskie s. Języki, w których zaszła ta zmiana, są określane zbiorowo nazwą satemowych.9 Urobiono ją od awestyjskiego liczebnika satəm ‘100’, który pochodzi od praindoeuropejskiego *ḱm̥tom i ilustruje losy początkowej spółgłoski (patrz też sanskryckie śatam, litewskie šimtas czy polskie sto). W łacinie, która nie należała do języków satemowych, początkowe * utożsamiło się z *k, dając centum /kentum/, słowo wspomniane już wyżej.

Tu ktoś czujny mógłby mi przerwać: Chwileczkę! Przecież język francuski ma w tym słowie /s/, hiszpański /θ/ lub /s/, a włoski /tʃ/. Czy w takim razie nie powinniśmy zaliczyć języków romańskich do grupy satemowej? Nie, ponieważ w ich przypadku zmiękczenie jest wtórne. Zmiana ta zaszła późno, około V w. n.e. (omijając język sardyński), i była uwarunkowana otoczeniem fonetycznym (wpływ samogłoski przedniej). Tymczasem „satemowe” *, *ǵ, *ǵh nie były wariantami pozycyjnymi spółgłosek welarnych, lecz niezależnymi fonemami, i ulegały zmianie niezależnie od kontekstu – także przed samogłoską tylną lub spółgłoską. A zatem fakt, że i polski, i francuski mają liczebnik ‘100’ zaczynający się od /s/ (sto, cent), jest wynikiem konwergencji (niezależnej zmiany w tym samym kierunku), a nie homologii (wspólnej innowacji odziedziczonej po wspólnym przodku).

Spółgłoski laryngalne i cała reszta

Ostatnia grupa głosek wymagająca specjalnego omówienia to tzw. spółgłoski laryngalne.10 Wśród indoeuropeistów istnieje dziś niemal pełna zgoda, że istniały trzy fonemy praindoeuropejskie tego typu. Wszystkie były spółgłoskami tylnymi, artykułowanymi gdzieś między krtanią a podniebieniem miękkim – co do tego badacze są zgodni. Ponieważ jednak nie jesteśmy na sto procent pewni szczegółów artykulacyjnych, dla świętego spokoju oznaczamy je symbolem h i numerkiem (indeksem): *h1, *h2, *h3. Najczęściej przyjmuje się, że *h1 było szczelinową spółgłoską krtaniową /h/, czyli głoską wymawianą tak samo jak angielskie /h/ w hat lub house.11 Według mniej popularnej hipotezy konkurencyjnej *h1 mogło być zwarciem krtaniowym /ʔ/. Tak czy owak było spółgłoską krtaniową, czyli właściwie pozbawioną miejsca artykulacji, fonologicznie słabą, z silną skłonnością do zaniku w językach potomnych. Pozostałe dwie spółgłoski były szczelinowe i „gardłowe” (w luźnym sensie, obejmującym różne możliwe artykulację). Niektóre dane wskazują na dźwięczność *h3, stąd podejrzenie, że *h2, *h3 tworzyły parę dźwięczna : bezdźwięczna. Ich wpływ na sąsiednie głoski sugeruje, że były to spółgłoski albo faryngalne, czyli /ħ, ʕ/ (spotykane np. w arabskim), albo języczkowe (uwularne), czyli [χ, ʁ] (wymawiane podobnie do standardowego francuskiego r).12 Przyjrzyjmy się dobrze trzem laryngalnym i zapamiętajmy je, bo odegrają one jeszcze ważną rolę w naszych rozmówkach.

Oprócz laryngalnych praindoeuropejski posiadał tylko jedną spółgłoskę szczelinową, *s, pospolicie spotykaną w językach świata. Jak to zwykle bywa, gdy system jest ubogi w głoski tej kategorii, *s zapewne miało dość szeroki zakres możliwych realizacji dopasowujących się do otoczenia fonetycznego. Przed dźwięcznymi spółgłoskami zwartymi ulegało udźwięcznieniu i było realizowane jako [z], ale był to tylko alofon (wariant pozycyjny) /s/, a nie osobny fonem. Cała reszta spółgłosek, umieszczona w wierszach 6–8 tabeli, to głoski bardzo pospolite i nienastręczające problemów. Są to wszystko sonoranty, czyli spółgłoski z natury dźwięczne: nosowe, płynne (boczne lub rotyczne) i półsamogłoski. Cechami akustycznymi przypominają one samogłoski i brały udział w praindoeuropejskiej „grze samogłosek”. Czym jednak była ta gra i jakie były jej zasady, dowiemy się w kolejnym odcinku.

Przypisy

  1. Gwiazdka, zwana fachowo asteryskiem, oznacza rekonstrukcję. ↩︎
  2. Nie mylić z dzisiejszą szkolną wymową łaciny, która wywodzi się z tradycji średniowiecznej i renesansowej, ale nie jest wierną rekonstrukcją autentycznej wymowy starożytnych Rzymian. ↩︎
  3. Najważniejsze z tych odkryć to odczytanie języków anatolijskich i tocharskich oraz pisma linearnego B, w którym zapisano najstarsze teksty greckie. ↩︎
  4. Zasada oszczędnego rozumowania, zwana „brzytwą Ockhama“, zaleca, żeby nie przyjmować wyjaśnień skomplikowanych, dopóki wyjaśnienie najprostsze dostatecznie dobrze tłumaczy fakty. ↩︎
  5. Spółgłoskę tę zachowały języki angielski i islandzki; miały ją także gocki i staronordyjski. W większości współczesnych języków germańskich /θ/ uległo dalszym zmianom, przekształcając się w /d/ jak w niemieckim czy niderlandzkim, lub w /t/ jak w duńskim, szwedzkim czy norweskim (przypadkiem powracając do punktu wyjścia). Wiemy, że to /t/ nie może być zachowaną wymową pierwotną, ponieważ dobrze udokumentowany staronordyjski – przodek dzisiejszych języków skandynawskich – niewątpliwie miał szczelinowe /θ/. ↩︎
  6. Wyjątkiem był archaiczny dialekt mykeński z II tysiąclecia p.n.e., w którym zachowała się pierwotna wymowa /kw/. ↩︎
  7. Drugi z tych szeregów jest innowacją indoirańską lub indoaryjską, nieznaną językowi praindoeuropejskiemu. ↩︎
  8. Dla uproszczenia w rekonstrukcjach pragermańskich piszemy często *b, *d, *g, *gw, jednak warto pamiętać, że rzeczywista wymowa tych głosek była szczelinowa: [β, ð, ɣ, ɣw], o czym świadczą ich dalsze losy w grupie germańskiej. ↩︎
  9. W albańskim * zmieniło się w th /θ/, a *ǵ, *ǵh dały dh /ð/. Przypomina to rozwój satemowy, ale albański zachował częściowo kontrast między *k a *kw. ↩︎
  10. Nazwa ta przylgnęła do nich na mocy tradycji, warto jednak wiedzieć, że przymiotnik „laryngalny“ odnosi się do krtani (larynx), a tylko jedna z tych spółgłosek była rzeczywiście krtaniowa. Nie ma jednak potrzeby kłócić się o konwencjonalne etykietki. ↩︎
  11. Nie mylić z polskim ch, które jest spółgłoską welarną [x]: podczas jej wymowy tylna część języka zbliża się do podniebienia miękkiego. ↩︎
  12. Francuskie r jest dźwięczne w lettre ′list, litera’, a dźwięczne w roi ′król’ – fonetycznie [lɛtχ] i [ʁwa]. Jeśli kogoś interesują szczegóły artykulacyjne, ich omówienie można znaleźć tutaj. ↩︎

Opisy ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Klasyczny alfabet ormiański (36 liter), inspirowany pismem greckim, ale wybitnie oryginalny, opracowany na początku V w. n.e. przez Mesropa Masztoca (po ormiańsku Mesrop Maštoc’ z przydechowym [tsh] na końcu). Język ormiański ewoluował przez bardzo długi czas jako osobna linia rozwojowa języków indoeuropejski i słynie z zagadkowych, trudnych do zrekonstruowania zmian dźwiękowych nagromadzonych w tym czasie. Domena publiczna.
Ryc. 1. Piękna infografika Ryana Starkey, pokazująca refleksy praindoeuropejskiego liczebnika '2′ w językach potomnych. Źródło: Starkey Comics (fair use).
Ryc. 2. System praindoeuropejskich fonemów spółgłoskowych. Autor: Piotr Gąsiorowski (CC BY-SA 3.0).

Prawdziwy zbójnik nie sepleni, czyli skąd się wzięło mazurzenie w górach

Wpisy na tematy pokrewne

Dżdż, czyli Zeus w deszczu
Ř, czyli jak utrudnić sobie życie, próbując je ułatwić

Historia

W XII w. ukształtował się zarys systemu przedniojęzykowych spółgłosek szczelinowych i zwartoszczelinowych, z których słynie język polski. Utrzymał się on do XV w., a wyglądał mniej więcej tak ([+PAL] oznacza, że spółgłoska znajduje się w otoczeniu fonetycznym powodującym zmiękczenie, czyli palatalizację):

Tabela 1.

System staropolski był dość podobny do współczesnego, ale przyjrzyjmy się głoskom w komórkach tabeli 1 wypełnionych kolorem szarym. Były one wymawiane inaczej niż dzisiejsze c, dz, sz, ż, cz, – mianowicie miękko, czyli z uniesieniem środkowej część języka ku podniebieniu twardemu (tak, jak się dzieje przy artykulacji [j]). Około 500 lat temu zaczął się proces ich „twardnienia”: c i dz stały się zwartoszczelinowymi odpowiednikami s, z, czyli zaczęły być wymawiane [ts], [dz], tak jak w dzisiejszej polszczyźnie. Z kolei sz, ż, cz, , głoski pierwotnie podobne do tych, jakie ma język angielski w słowach change, shoe albo measure, stały się retrofleksyjne, czyli wymawiane zadziąsłowo z udziałem czubka języka: [ʂ], [ʐ], [tʃ], [dʐ] (podobnie jak ich współczesne odpowiedniki).

Zmiany, które zaszły, zoptymalizowały dystans artykulacyjny i akustyczny między trzema grupami głosek reprezentowanymi przez s, sz i ś, a także ujednoliciły artykulację wewnątrz każdej z grup. Dzięki nim system stał się doskonale symetryczny. Obejmuje trzy miejsca artykulacji, a dla każdego z nich mamy podobnie wymawiane spółgłoski szczelinowe i zwartoszczelinowe ułożone parami „dźwięczna | bezdźwięczna”. Razem 12 fonemów, jak w tabeli 2:

Tabela 2.

Czy temu systemowi można coś zarzucić? Owszem, jest on nieco zatłoczony, o czym przekonują się cudzoziemcy uczący się polskiego. O wiele częściej można spotkać języki z dwiema grupami spółgłosek tego typu. Wówczas różnica między nimi jest wyraźniejsza i oczywistsza dla słuchającego. Zresztą „ucieczka w retrofleksję”, czyli zmiana [ʃ] > [ʂ] itd. wywołana była właśnie przez dążność do większego zróżnicowania sz i ś.

Redukcja nadmiaru

Ale zdarza się, że kiedy realizacje dwóch fonemów stają się zbyt do siebie podobne, użytkownicy języka machają na to ręką i poddają się bez walki, utożsamiając obie głoski. Zachodzi ich zmieszanie się, zlanie się w jeden fonem (określane po angielsku słowem merger). Nie przeszkadza nam dziś zbytnio homofonia (identyczność wymowy) wyrazów bóg i buk w mianowniku l.poj. Polszczyzna „głównego nurtu” przestała rozróżniać fonetycznie historyczne u i ó, choć nadal istnieją dialekty, w których są to dwie różne samogłoski. W XV w. dialekt mazowiecki zaczął utożsamiać wymowę szeregów s, z, c, dz oraz sz, ż, cz, dż, zamiast silić się na podkreślanie różnicy między nimi. Dawne spółgłoski podniebienno-dziąsłowowe typu [ʃ] uległy stwardnieniu w sposób alternatywny, utożsamiając się z zębowo-dziąsłowymi typu [s]. Zapewne stadium pośrednim przejścia [ʃ] > [s] było apikalne dziąsłowe [s̺], czyli głoska położona w pół drogi między dzisiejszymi s i sz, a piętnastowieczny system staropolski bardzo przypominał to, co dziś widzimy w języku baskijskim (gdzie występują spółgłoski szczelinowe i zwartoszczelinowe zębowo-dziąsłowe, dziąsłowe apikalne i podniebienno-dziąsłowe). W którymś momencie Mazowszanie musieli się zdecydować, czy bardziej pasuje im merger, czy próba utrzymania i ewentualnie większego zróżnicowania fonemów znajdujących się „na kursie kolizyjnym”. Wybrali to pierwsze, inaczej niż np. Wielkopolanie, którzy utrzymali kontrast trzech typów artykulacji. W ten sposób na Mazowszu pary słów takie jak kos i kosz zaczęły być wymawiane identycznie, natomiast nadal kontrastowały ze słowem koś.1

Po roku 1500 zmiana ta zaczęła się szerzyć w Małopolsce, choć napotykała na opór warstw wykształconych, wyśmiewających ją jako wadę wymowy charakterystyczną dla Mazowszan (quod vitium Masouitis peculiare est). Stąd wzięła się nazwa „mazurzenia” (od nazwy etnicznej Mazur, oznaczającej to samo co Mazowszanin, czyli ‘mieszkaniec Mazowsza’). Niemniej zmiana objęła większość Małopolski (poza wschodnimi peryferiami) i część Śląska. Na obszarze tym słowa czåpka, żaba, sześć zaczęły być wymawiane jako cåpka, zaba, seść. Mazurzenie jest nadal częste w gwarach wiejskich od północnego Mazowsza po Tatry. Z nielicznymi wyjątkami nie zaszło jednak w gwarach Wielkopolski, Kujaw ani Pomorza. Wyjaśniam to wszystko, żeby nikogo nie dziwiło, że górale podhalańscy mazurzą, choć w zasadzie nic ich nie łączy z Mazurami.

Władysław Skoczylas (1916). Pochód zbójników (drzeworyt). Domena publiczna.

Mazurzenie to nie seplenienie

Tu ważna uwaga. We wczesnej polszczyźnie (XIII w.) dawne zmiękczone * zmieniło się w wibrującą spółgłoskę szczelinową taką jak czeskie ř (pisałem o tym poprzednio). Spółgłoska ta, wymawiana jako [ʳʒ], a posiadająca także wariant ubezdźwięczniony [ʳʃ], pozostawała poza opisanym wyżej systemem, a zatem nie wzięła udziału w jego przekształceniach. W szczególności nie podlegała mazurzeniu. Choć może wymawiano jako [ˈmɔzɛ], słowo morze wymawiane było nadal na całym obszarze języka polskiego jako [ˈmɔʳʒɛ] (czyli dokładnie tak jak czeskie moře).2 Pod koniec XVI w. mazurzenie przestało być żywym procesem fonetycznym. Jego skutki utrwaliły się w słownictwie i systemie odmiany, ale nie podlegały mu już nowe wyrazy.3

Dlatego kiedy w XVII w. rz utraciło komponent wibracyjny i w dialektach takich jak wielkopolski utożsamiło się z ż, w polszczyźnie mazowiecko-małopolskiej oznaczało to tylko uproszczenie wymowy fonemu z [ʳʒ] na [ʒ] lub [ʐ]. Było już za późno, żeby ta nowa spółgłoska mogła podążyć śladem dawnego ż. Zresztą na dużej części obszaru mazurzącego, szczególnie w niektórych gwarach Małopolski i Śląska, rz nadal wymawiane było „z czeska”, a ślady tej wymowy można spotkać nawet w naszych czasach. Dlatego zapamiętajmy: rz nie ulega mazurzeniu. W gwarach mazurzących może zawiera [z], ale morze – [ʐ] (czyli wymawiane jest tak jak w polszczyźnie standardowej). W odróżnieniu od języka ogólnego w gwarach tych występuje tylko jeden fonem /ʐ/ z dwoma allofonami: dźwięcznym [ʐ] (rzéka, grzéch, burza) i ubezdźwięcznionym [ʂ] (przód, kurz); nie kontrastują one z sobą, bo bezdźwięczność jest uwarunkowana przez konkretne otoczenie fonetyczne, w którym wariant dźwięczny się nie pojawia.

Naiwne wyobrażenie o tym, jak brzmią gwary regionalne, sprawia, że próby naśladowania wymowy dialektalnej na podstawie stereotypów zamieniają się w karykaturę. Wiedza o gwarze podhalańskiej, jaką posiada aktor przebrany za zbójnika z ciupagą, może się spowadzać do tego, że „górale mówią s zamiast sz”. Dlatego w ogólnopolskim przyszedł (IPA [ˈpʂɨʂɛt]) fałszywy góral zastępuje oba [ʂ] przez [s] i wychodzi mu psyset. A jak naprawdę powie rodowity góral? Kto nie wie, znajdzie odpowiedź na końcu tego wpisu. Pseudodialektyzmy takie jak „bzuch” (brzuch) i „zec” (rzecz) spotykamy już w XVI i XVII w. w utworach literackich, których autorzy wyśmiewali wymowę ludową, niewiele o niej wiedząc. Tradycja ta przetrwała do dziś.

Niestety presja języka standardowego, kojarzonego z wykształceniem i prestiżem społeczno-ekonomicznym, prowadzi zwykle do wypierania regionalnych systemów fonologicznych przez normę oficjalną. Kolejne pokolenia coraz mniej swobodnie i mniej konsekwentnie używają własnej normy lokalnej. W pełni autentyczne formy tradycyjne trzymają się najlepiej w słownictwie codziennym i potocznym, zwłaszcza związanym z lokalnymi realiami, jednak wychodząc poza ten obszar, użytkownicy gwary sami czasem „rekonstruują” jej wymowę na podstawie wymowy standardowej. Dlatego formy utworzone przez fałszywą analogię (jak seplenienie zamiast mazurzenia) mogą się wkradać także do prawdziwej, choć nieco zerodowanej gwary. Być może nie ma na to rady, ale pamiętajmy przynajmniej, że piętnując wszystko, co odbiega od szkolnej normy, i wywierając na ludzi presję, żeby unikali regionalnie zachowanych resztek rodzimego dialektu, wyrządzamy szkodę własnemu językowi i dziedzictwu kulturalnemu.

Przypisy

1) Z kolei w języku kaszubskim, siostrzanym względem polskiego, nastąpiło stwardnienie wczesnosłowiańskiego szeregu * [sʲ] i jego utożsamienie z *s, natomiast *š [ʃ] pozostało palatalno-dziąsłowe (jak w staropolskim). Dlatego kaszubskim odpowiednikiem polskiego sześć jest szesc [ˈʃɛsts] w odróżnieniu od standardowego polskiego [ˈʂɛɕtɕ] i mazurzonego [ˈsɛɕtɕ].
2) Pomijam nieistotne dla dyskusji komplikacje w rodzaju różnej realizacji fonetycznej fonemu /ɔ/ w różnych dialektach.
3) W słowach przyswojonych przez gwary mazurzące z polszczyzny oficjalnej lub z języków obcych po utożsamieniu s i sz często zastępowano „obce” sz, ż przez „swojskie” ś, ź: śtuka ‘sztuka’, do hareśtu ‘do aresztu’, ziåndar ‘żandarm, policjant’.

Odpowiedź na zagadkę

W gwarze podhalańskiej historyczne *dl uległo uproszczeniu do *l w formach czasu przeszłego czasownika iść, także z przedrostkami: *pri-šьdlъ > *prʲišьlъ > *přišel, a po zajściu mazurzenia > przýseł. W użytej tu konwencji ý oznacza tzw. „samogłoskę archaizmu podhalańskiego”. Pierwotnie było to historyczne [i] zachowane mimo stwardnienia poprzedzającej spółgłoski (mogło nią być s lub z pochodzące z mazurzenia, c albo dz), np. cýsto [ˈtsistɔ], zýto [ˈzitɔ], sýja [ˈsija]. Taka sama samogłoska występowała po rz. W bardzo konserwatywnej, dziś już praktycznie nieużywanej wymowie podhalańskiej rz zachowywało charakter wibrujący, a ł miało wymowę boczną: [ˈpʳʃisɛɫ]. We współczesnej gwarze jest to raczej [ˈpʂisɛw] (można by to nieformalnie zapisać „psziseł”). Samogłoska [i] utrzymuje się po rz dość konsekwentnie, choć zarówno w tym kontekście, jak i w wyrazach objętych domeną „archaizmu podhalańskiego” jej wymowa waha się między [i] a bardziej otwartą i cofniętą samogłoską [ɪ], zbliżoną do standardowego y. A zatem zarówno „psziseł”, jak i „pszyseł” ujdą w tłoku, ale „psyset” nie ma nic wspólnego z autentyczną gwarą.

Z punktu widzenia cepra jeszcze niezwyklejsza jest forma pierwszej osoby liczby pojedynczej: ani „psysłem”, ani „psysedłem”, ani nawet „przisełem”, tylko przýsełek, z charakterystyczną końcówką osobową -(e)k, odpowiadającą śląskiemu -(e)ch i wartą osobnego wpisu.