Inne odcinki serii
Część 1. Lekcja martwego języka
Część 3. Dziwne przygody litery H [w przygotowaniu]
Część 4. I/J i U/V, czyli zbędne duplikacje [w przygotowaniu]
Część 5. Czy długość jest ważna? [w przygotowaniu]
Część 6. Dalsze losy G [w przygotowaniu]
Część 7. Przed i po, czyli miejsce łaciny w historii [w przygotowaniu]
Wstęp historyczny
Opowiadałem już kiedyś, jak powstał i jak ewoluował alfabet. Można o tym przeczytać tutaj, a na bieżące potrzeby niech wystarczy streszczenie: około 800 lat przed naszą erą Grecy przejęli od Fenicjan ideę pisma, w którym każdej „osobnej głosce” (co to znaczy, zaraz zobaczymy) odpowiada osobna litera. Oszczędni Fenicjanie oddawali na piśmie tylko spółgłoski, bo w rodzinie semickiej, do której należał fenicki, samogłoski odgrywały głównie rolę wykładników formy gramatycznej wyrazu, a ta w zasadzie wynikała z szyku zdania. Rola samogłosek w grece (podobnie jak w wielu innych językach indoeuropejskich) była poważniejsza i sam szkielet spółgłoskowy słów nie wystarczał do zrozumienia tekstu. Grecy wprowadzili zatem także litery samogłoskowe.
Kolejny etap rozwoju alfabetu rozegrał się w starożytnej Italii, gdzie istniały liczne kolonie greckie, a wokół nich żyły liczne ludy miejscowe, mówiące językami należącymi do kilku różnych rodzin. Nikt jeszcze wtedy nie zwracał szczególnej uwagi na barbarzyńskie plemię Latynów, które budowało sobie ośrodek polityczny (nazwany Rōma, czyli Rzym) blisko ujścia Tybru, na jego lewym brzegu. Przyszłość należała do nich i ich języka, ale nie sposób byłoby to przewidzieć w czasach, gdy koloniści greccy sprowadzali do Italii swoją kulturę i znajomość pisma. Ich najpojętniejszymi uczniami byli Etruskowie, lud nieindoeuropejski. Etruskowie, tak jak Grecy, posiadali system miast-państw bez scentralizowanej struktury władzy. Centrum świata Etrusków stanowiła Etruria (dzisiejsza Toskania), ale ich kolonizacja i wpływy polityczne sięgały znacznie szerzej. To oni przede wszystkim oni zapożyczyli od Greków ideę alfabetu, a inne ludy Italii często zapoznawały się z nią za pośrednictwem etruskim. Tak się stało w przypadku Rzymian.
Fonemy, głoski i litery
Fonem to naukowa nazwa podstawowej jednostki struktury fonologicznej języka. Z fonemów budujemy słowa, a także ich części składowe – morfemy, czyli najmniejsze jednostki niosące znaczenie lub posiadające funkcję gramatyczną. Fonem nie ma samodzielnego znaczenia, ale odgrywa funkcję różnicującą: pary słów mogą mieć różne znaczenie, jeśli różnią się choćby jednym fonemem. Na przykład polskie słowa kosa i koza różnią się od siebie tym, że pierwsze zawiera fonem /s/, a drugie – /z/.1 Widzimy na tym przykładzie, że Polakom nie jest wszystko jedno, czy przedniojęzykowa spółgłoska szczelinowa laminalna (wybaczcie żargon specjalistyczny) jest bezdźwięczna, czy dźwięczna. Język polski posiada w tym przypadku parę fonemów różniących się dźwięcznością. Podobnie jest w przypadku /t/ : /d/ (tama : dama) albo /k/ : /ɡ/ (koniec : goniec). Z kolei na przykład fonemy /b/ i /m/, które mają to samo miejsce artykulacji (wargowe) i tę samą cechę dźwięczności, różnią się nosowością. Żeby wymówić /m/, musimy obniżyć podniebienie miękkie i pozwolić, żeby strumień powietrza, wibrujący dzięki drganiom fałd głosowych, wypływał przez jamę nosową.
Głoski, które wymawiamy, mogą się różnić całym mnóstwem cech, ale tylko niektóre z tych różnic są istotne dla uznania, że dwie różne głoski reprezentują różne fonemy. Na przykład praktycznie w każdym języku posiadającym fonem realizowany jako bezdźwięczna tylnojęzykowa spółgłoska zwarta typu /k/ artykulacja tej głoski będzie nieco inna przed /i/ lub /e/ (samogłoski przednie), inna przed /a/ (samogłoska centralna), a jeszcze inna przed /o/ lub /u/ (samogłoski tylne). Następujące po sobie głoski wpływają nawzajem na swoje cechy artykulacyjne, bo narządom mowy trudno w jednej milisekundzie przeskoczyć z jednej konfiguracji do drugiej. Mają one swoją fizyczną bezwładność, której skutkiem jest częściowe zacieranie się granic między segmentami mowy. Jednak dopóki /k/ jest bezdźwięczne i wymaga kontaktu tylnej części języka z podniebieniem miękkim, ani mówiącego, ani słuchającego nie interesuje, czy miejsce kontaktu to przód, środek czy tylna część podniebienia miękkiego. Różnice te są ignorowane, bo za każdym razem mamy do czynienia z wariantem tego samego fonemu. Z fonologicznego punktu widzenia sekwencje /ke/, /ka/, /ko/ zawierają różne samogłoski, ale „tę samą”, choć niekoniecznie tak samo wymawianą spółgłoskę.
Kłopot z fonemem polega na tym, że jest to jednostka abstrakcyjna. Oznacza zbiór fizycznie artykułowanych głosek (tzw. alofonów), które uznajemy za realizacje „tej samej” spółgłoski czy samogłoski w różnych kontekstach (albo za dopuszczalne warianty nawet w tym samym kontekście). Żeby ustalić, iloma fonemami dysponuje dany język i jakie są ich cechy istotne (zwane dystynktywnymi, czyli pozwalającymi odróżnić jeden fonem od drugiego), trzeba przeprowadzić analizę, której wyniki nie muszą być jednoznaczne. Można bez wielkiej przesady stwierdzić, że gdzie dwóch fonologów, tam trzy odpowiedzi na pozornie proste pytanie typu „ile fonemów ma język polski”. Odpowiedź zależy od przyjętych kryteriów i preferencji metodologicznych, a nie ułatwia nam życia fakt, że definicji fonemu jest kilka i nie są one do końca równoważne.
Jak jednak wiadomo, nieostrość kategorii jest w nauce raczej normą niż wyjątkiem. I tak jak biolodzy nauczyli się żyć z wieloma definicjami gatunku i związaną z tym niejednoznacznością ustalania granic między nimi, tak i językoznawcy tolerują „pluralizm fonologiczny”, dopóki potrafią się porozumieć zdroworozsądkowo ponad akademickim dzieleniem włosa na czworo. Pamiętajmy, że język to system ewoluujący, odznaczający się wariantywnością i płynnością w czasie. System fonemów może być różny w różnych odmianach tego samego języka wskutek ich częściowo niezależnej ewolucji. Wystarczy porównać amerykański i brytyjski angielski (głównego nurtu, nie wspominając o dialektach regionalnych). A każda odmiana zmienia się także w czasie, i to nie ze stulecia na stulecie, ale dosłownie bez ustanku. Jeśli fonolodzy nie potrafią dojść do zgody, jak wyodrębnić fonemy, to co ma powiedzieć zwykły użytkownik języka? Naturalna wariantywność języka wręcz gwarantuje, że nie każdy z nas intuicyjnie rozkłada słowa na „atomy” fonologiczne w ten sam sposób. Skala różnic jest jednak na tyle ograniczona, że nie przeszkadza w skutecznym porozumiewaniu się na co dzień.
Użytkownicy danego języka mają w wystarczająco dużym stopniu zbieżne intuicje na temat tego, które różnice między głoskami są istotne, a na które można nie zwracać uwagi. Kiedy zaczęto tworzyć systemy pisma oparte na próbie oddania struktury dźwiękowej słów, starano się tak dopasować litery do głosek, żeby można było w miarę jednoznacznie zapisać każdy wyraz, ale też żeby uniknąć nadmiaru zbędnych liter. Z tego punktu widzenia optymalny jest taki zbiór znaków pisma, który odpowiada zasobowi fonemów, ponieważ pozwala w maksymalnie oszczędny sposób wyrazić wszystkie kontrasty.2 Fenicjanom zależało tylko na fonemach spółgłoskowych, a Grekom także na samogłoskowych. Ale jedni i drudzy mniej więcej trzymali się zasady, że litery odpowiadają fonemom.
Grecy i zapowiedź przyszłych kłopotów
Zasady są jednak od tego, żeby je naginać. Starożytni Grecy byli mniej konsekwentni w ich stosowaniu niż Fenicjanie. Na przykład z niejasnych pobudek używali kilku liter oznaczających połączenia spółgłosek, a nie pojedyncze spółgłoski. Były to następujące litery: Ζ /zd/, zwana zdē̂ta, czyli zeta (w późnej grece klasycznej jej wartość fonetyczna uprościła się do [z]), Ξ /ks/ i Ψ /ps/. Eksperymentowali też ze zróżnicowanym zapisem fonemu /k/ w zależności od tego, jaka samogłoska mu towarzyszyła. Język fenicki miał fonemy tylnojęzykowo-welarne (miękkopodniebienne) /ɡ/ i /k/, zapisywane literami gaml (lub gīml) i kāp, przejętymi przez Greków jako Γ (gámma) i Κ (káppa), ale ponadto używał osobnej litery (zwanej qōp) na oznaczenie spółgłoski tylnojęzykowo-języczkowej /q/, która w fenickim funkcjonowała jako osobny fonem. Grecy nie mieli fonemów języczkowych, ale zdawali sobie sprawę, że artykulacja fenickiego /q/ była cofnięta, bardziej „gardłowa” w porównaniu ze zwykłym /k/. Wpadli więc na pomysł, żeby zaadaptować literę fenicką dla oznaczania wariantu /k/ przed samogłoskami tylnymi /o, ɔː, u, uː/. Literę tę, pisaną Ϙ, nazwano kóppa (czy też, ściślej biorąc, qóppa). Grecy naruszyli tu zasadę oszczędności, wprowadzając dwie litery na oznaczenie jednego fonemu w różnych kontekstach.
Eksperyment nie trwał długo. Koppa, jako litera zbędna, już we wczesnych tekstach greckich była wypierana przez kappę. Do V w. p.n.e. znikła z obszaru, na którym dominowały dialekty wschodnie (attyckie i jońskie). Dłużej pozostawała w użyciu w zachodniej wersji alfabetu greckiego. Dla nas najważniejszy jest następujący fakt: kiedy Etruskowie wraz z innymi ludami Italii adaptowali do swoich potrzeb alfabet używany przez greckich kolonistów (w tzw. wariancie eubejskim, należącym do typu zachodniego), koppa jeszcze zdecydowanie była w nim obecna.
Etruskie komplikacje, czyli reguła C/K/Ϙ
Język etruski odróżniał dwa szeregi fonemów realizowanych jako spółgłoski zwarte: zwykłe bezdźwięczne /p, t, k/ i przydechowe /ph, th, kh/. Tak się składa, że oba typy głosek występowały także w grece. Grecy musieli się trochę nagimnastykować, żeby dobrać do nich odpowiednie litery. Dla /th/ zaadaptowali fenicką literę ṭēt, oznaczającą tzw. emfatyczne (mówiąc uczenie, faryngalizowane) /tʕ/, niewystępujące w grece. Tak powstała grecka litera Θ (thē̂ta). Natomiast dla liter Φ (pheî) i Χ (kheî), które nazywamy po polsku fi i chi, nie było stosownego fenickiego prototypu. Grecy po prostu wymyślili nowe litery, umieszczając je wraz z innymi innowacjami blisko końca alfabetu, za literą Τ (taû), na której kończył się alfabet fenicki (podkreślmy, że Grecy w ogólnych zarysach utrzymali oryginalną fenicką kolejność liter, nawet jeśli przypisywali im inną wymowę). Język etruski miał mniej fonemów niż greka, ale z wyjątkiem szczelinowego /ɸ/ (o którym pisałem wcześniej) nie miał takich, które nie występowałyby w grece. Wydawałoby się zatem, że Etruskowie mieli proste zadanie: wystarczyło przejąć pewien podzbiór liter greckich i już nic przy nich nie kombinować.

Zanim alfabet grecki całkiem się ustabilizował, istniało kilka różnic między jego werają wschodnią a zachodnią. Na zachodzie litera X oznaczała nie /kh/, tylko /ks/, a litera Ψ oznaczała nie /ps/, tylko /kh/. Dlatego etruskie /kh/ oddawano graficznie jako coś podobnego do klasycznego greckiego Ψ (pseî, czyli psi). Pomijając takie drobne komplikacje, litery etruskie nie różniły się zbytnio od klasycznych greckich. Etruskowie dopuścili się jednak większego zamieszania, próbując za pomocą greckich liter zapisać swój fonem /k/. Mieli do dyspozycji kappę, koppę, a także gammę, bo skoro ich język nie miał fonemu /ɡ/, gamma nadawała się do recyklingu jako oznaczenie bezdźwięcznej spółgłoski o tym samym miejscu artykulacji. Dodajmy, że Etruskowie, aczkolwiek nie mieli także fonemów /b/ i /d/, uwzględniali w swoich wczesnych abecadłach (abecedariuszach) greckie litery beta i delta, jednak nie wykorzystywali ich do zapisu słów etruskich.3 Na podobnej zasadzie litery Q, V, X nie są integralną częścią alfabetu polskiego, choć egzystują sobie niejako na jego marginesie.
Którą literę wybrali ostatecznie Etruskowie? Otóż zatrzymali wszystkie trzy, a przy tym poszli o krok dalej niż Grecy. Przed samogłoskami przednimi /e, i/ używali litery pochodzącej od gammy, choć nadali jej kształt zaokrąglony (C); przed samogłoską centralną /a/ używali K, a przed samogłoską tylną /u/ używali Ϙ (czyli koppy). Etruskowie, podobnie jak Fenicjanie, a nieraz także Grecy w okresie archaicznym, pisali najczęściej od prawej strony do lewej, więc w rzeczywistości ich litery C, K stanowiły zwierciadlane odbicie swoich współczesnych odpowiedników.4 Jednak w drugiej połowie VII w. i na początku VI w. p.n.e. w potężnych miastach Veii (Weje) i Caere w południowej Etrurii (zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Rzymu) zapanowała krótkotrwała moda na pisanie od lewej do prawej. Być może pod jej wpływem Rzymianie, którzy właśnie zaadaptowali pismo grecko-etruskie do własnego języka, po okresie eksperymentowania z różnymi możliwościami przyjęli kierunek od lewej do prawej jako kanoniczny.

W VI w. p.n.e. Etruskowie, podobnie jak Grecy, zaczęli się wycofywać z wcześniejszych eksperymentów i upraszczać pisownię /k/. W środkowej i południowej Etrurii upowszechniła się we wszystkich kontekstach gamma (C), a kappa i koppa (K, Ϙ) wyszły z użycia. Natomiast w północnej Etrurii wygrała kappa (K), eliminując gammę i koppę (C, Ϙ).
Rzymianie dziedziczą i pogarszają bałagan
A co się działo w łacinie? W VII w. p.n.e. Rzymianie poszli śladem Etrusków i przejęli ich różnorodny sposób zapisywania głoski /k/. Pisali zatem CI, CE, ale KA, a na dodatek QO i QV (litera V mogła oznaczać samogłoski [ʊ, uː] lub ich spółgłoskowy odpowiednik [w]; Q było kontynuacją greckiej i etruskiej koppy). Przed spółgłoskami często używano K. Rzymianie postąpili nieco lekkomyślnie, ślepo naśladując Etrusków. Łacina posiadała fonemy dźwięczne /b, d, ɡ/, nieobecne w etruskim. Z zapisem dwu pierwszych spółgłosek Rzymianie poradzili sobie, zapożyczając bezpośrednio z alfabetu greckiego betę (B) i deltę (Δ > D). Dlaczego nie zaadaptowali gammy (Γ > C) jako zapisu /ɡ/? Ależ owszem, zaadaptowali, ale ponieważ u ich etruskich sąsiadów wartością fonetyczną gammy było /k/, łacińskie C zaczęło oznaczać obie głoski: dźwięczną i bezdźwięczną.
Było to kłopotliwe, bo np. lūcet ‘świeci’ i lūget ‘opłakuje’ zapisywano w archaicznej łacinie tak samo, jako LVCET, co mogło prowadzić do nieporozumień. A z kolei – gdyby konsekwentnie stosować starołacińską konwencję – formy odmiany tego samego wyrazu, takie jak dīcō ‘mówię’, dīcit ‘mówi’ i dīcam ‘powiem’, trzeba by było pisać DIQO, DICIT i DIKAM. Rzeczownik locus ‘miejsce’ miał oboczne formy liczby mnogiej locī i loca. Tu znów „reguła etruska” nakazywałaby pisać LOQVS, LOCI, LOKA. A jakby tego jeszcze było mało, przez analogię do C także K i Q mogły oddawać fonem /ɡ/ w odpowiednich kontekstach. Na przykład pisano EQO zamiast ego ‘ja’, a imię Gāius zapisywano KAIOS.
Byłoby prościej i wygodniej, gdyby do zapisywania /k/ konsekwentnie używano K, ale kiedy w południowej Etrurii zrezygnowano z K, Rzymianie zrobili to samo. Przez mniej więcej trzysta lat musieli się męczyć z niewygodną praktyką, którą sami wymyślili, czyli zapisywaniem /k, ɡ/ w identyczny sposób. K nie znikło doszczętnie, bo nadal bywało używane jako zamiennik K w kilku popularnych imionach, jak Kaesō (skracane jako K) oraz w słowie kalendae ‘kalendy, pierwszy dzień miesiąca’ (także skracanym jako K), a okazyjnie także w innych przypadkach przed A. Wariantów tych używano obocznie w stosunku do regularnej pisowni: Caesō, calendae.
W odróżnieniu od Etrusków Rzymianie nie zrezygnowali całkowicie z koppy (Q). Co prawda C zastąpiło ją przed samogłoskami, ale przynajmniej w jednym przypadku Rzymianie wykazali się oryginalnością. W łacinie zachowały się częściowo spółgłoski labializowane (czyli wymawiane z wysunięciem i zaokrągleniem warg) /kw/ i /ɡw/, odziedziczone z języka praindoeuropejskiego. Teoretycznie można by je było traktować jako połączenia dwóch fonemów, /kw/ i /ɡw/, ale ich rozwój historyczny i traktowanie w łacinie wskazują, że odczuwano je jako pojedyncze głoski o złożonej artykulacji, a nie grupy spółgłosek. W każdym razie Rzymianie konsekwentnie używali Q (a następnie połączenia liter QV) jako zapisu /kw/, a także /gw/.5
Dopiero w III w. p.n.e. zaczął się rozpowszechniać nowy wynalazek: modyfikacja litery C z dodaną kreseczką jako oznaczenie dźwięcznego odpowiednika /k/. Tak powstała litera G. Zaczęto wówczas także używać połączenia GV dla oddania fonemu /gw/ (np. w anguis [ˈaŋɡwɪs] ‘wąż’). Nieco wcześniej wyrzucono oficjalnie z alfabetu łacińskiego nieprzydatną, niemal nieużywaną literę Z, która na wzór greckiej zety zajmowała miejsce między F (dawna grecka litera wau/digamma, o której pisałem tutaj) a H. Wakujące miejsce wypełniono, umieszczając tam literę G. Mimo jej zalegalizowania niektóre dawne nawyki ortograficzne utrwaliły się na dłużej. Na przykład imię Gāius [ˈɡaːiʊs] zapisywane w bardzo archaicznej łacinie KAIOS, a następnie CAIVS, skracano do C mimo zmiany pełnej pisowni na GAIUS (np. C IVLIVS CAESAR).

Co zawdzięczamy Rzymianiom?
Mimo powiązania przez Etrusków i Rzymian gammy z fonemem /k/, konwencjonalna kolejność liter łacińskich pozostała podobna jak w alfabecie greckim (a nawet w fenickim). Przestano natomiast używać greckich nazw liter, częściowo naśladujących fenickie. Prawdopodobnie już Etruskowie nazywali litery alfabetu po swojemu, a na pewno robili to Rzymianie epoki klasycznej, a zapewne i wcześniej, choć brak na to bezpośrednich dowodów. U schyłku okresu republiki standardowy alfabet łaciński miał 21 liter6 i wyglądał tak:
A B C D E F G H I K L M N O P Q R S T V X
Jak nazywano litery? Zacznijmy od tego, że nazwą każdej litery samogłoskowej była po prostu odpowiadająca jej samogłoska długa:
A [aː] E [eː] I [iː] O [oː] V [uː]
W przypadku liter oznaczających spółgłoski szczelinowe, nosowe i płynne (czyli te, których artykulację można przedłużać, dopóki starczy oddechu) nazwa składała się ze spółgłoski, do której się odnosiła, poprzedzonej przez krótkie e [ɛ]:
F [ɛf] L [ɛl] M [ɛm] N [ɛn] R [ɛr] S [ɛs]
Prócz tego mamy dwa przypadki specjalne. Pierwszy to spółgłoska krtaniowa /h/, która nie zawsze była wymawiana nawet przez wykształconych Rzymian. Traktowano ją raczej jak przydech niż jak pełnoprawną głoskę (choć z artykulacyjnego punktu widzenia jest spółgłoską szczelinową lub zbliżeniową). Oznaczano ją literą H, której nazwa brzmiała [haː]. Drugi przypadek specjalny to litera X. Zapożyczono ją z zachodniego alfabetu greckiego jako zapis nie pojedynczej głoski, tylko grupy spółgłoskowej /ks/. Nazwą X było zwykle [ɛks], ale istniał też wariant [ɪks].
Pozostaje ostatnia grupa liter, mianowicie te, które odpowiadały spółgłoskom zwartym. Ich nazwy składały się z danej spółgłoski, po której następowało długie [eː]:
B [beː] C [keː] D [deː] G [ɡeː] P [peː] T [teː]
Od tej reguły mamy dwa wyjątki: litery K i Q, którym na pamiątkę kontekstu, w jakim były pierwotnie używane, towarzyszyła samogłoska reprezentująca ten kontekst7:
K [kaː] Q [kuː]
Brzmi znajomo? Okazuje się, że nazwy klasycznych liter łacińskich są nadal używane z niewielkimi zmianami. Na przykład w języku polskim wszystkie samogłoski są krótkie, więc w nazwach liter używamy ich krótkiej wymowy, ale poza tym recydujemy alfabet prawie tak samo jak Rzymianie. Jedna tylko różnica rzuca się w uszy: literę C nazywamy ce [tsɛ], a nie [kɛ], w związku z czym mamy abecadło zamiast klasycznego łacińskiego „abekedarium”. I kto by pomyślał, że trzy różne samogłoski w nazwach liter „ce, ka, ku” to spadek po bałaganie, jaki wywołali w alfabecie Etruskowie i Rzymianie ponad 2600 lat temu?
To jeszcze nie koniec skomplikowanych dziejów łacińskich spółgłosek tylnojęzykowych. W następnych odcinkach poznamy kilka dodatkowych faktów z ich biografii.
Przypisy
- Nawiasów ukośnych /…/ używamy wtedy, gdy chcemy podkreślić, że mówimy o abstrakcyjnych fonemach, a nie o konkretnej wymowie. W tym drugim przypadku używamy transkrypcji fonetycznej w nawiasach kwadratowych […]. ↩︎
- Próby zoptymalizowania systemu pisma są charakterystyczne przede wszystkim dla okresu, w którym jest on tworzony dla danego języka. Jednak później tradycja piśmiennictwa stabilizuje i konserwuje ten system, przez co trudno mu nadążać za spontaniczną ewolucją wymowy (zwłaszcza jeśli dana kultura niechętnie odnosi się do reform pisowni). Ponadto ortografia może uwidaczniać etymologię lub strukturę morfologiczną wyrazów kosztem wierności fonetyce. Skutek tego jest taki, że w przypadku wielu języków o długiej i ciągłej historii pisanej z biegiem czasu narasta rozbieżność między pisownią a wymową. Przykładem może być język angielski, którego współczesna pisownia tylko w przybliżeniu odpowiada wymowie (częściowo odzwierciedlając angielski system fonologiczny sprzed ok. 750 lat). ↩︎
- Praktykę tę porzucili po pewnym czasie, ale w okresie, kiedy powstawał prototyp pisma łacińskiego, beta i delta nadal figurowały w alfabecie etruskim. ↩︎
- Litera Ϙ miała kształt symetryczny względem osi pionowej, wyglądała zatem tak samo niezależnie od kierunku pisania. ↩︎
- Przykłady wczesnej pisowni QV = /kw/ są o wiele liczniejsze niż QV = /gw/ z tej prostej przyczyny, że fonem /kw/ w ogóle występował znacznie częściej, np. w zaimkach pytajnych i względnych (jak quis ‘kto’), w enklitycznym spójniku -que ‘i’, w liczebnikach quattuor ‘4’, quinque ‘5’ i w wielu innych pospolitych wyrazach. ↩︎
- Jak to wyraził Cyceron, alfabet składał się z ūnīus et uīgintī formae litterārum, czyli „dwudziestu jeden kształtów liter”. Litera K, choć wykorzystywalna nieczęsto i opcjonalnie, była jego honorową członkinią, natomiast Y i Z uważano w czasach klasycznych za litery obce i używano ich niemal wyłącznie do zapisu zapożyczeń i nazw greckich. ↩︎
- Można się zastanawiać, dlaczego, skoro w nazwie C występowała samogłoska średnia [eː], w nazwie Q nie użyto dla zachowania symetrii samogłoski średniej tylnej [oː], tylko wysokiej [uː]. Jest to ewentualny argument na rzecz hipotezy, żę nazwy /ke/, /ka/, /ku/ nadali literom C, K, Q już Etruskowie, ponieważ etruski posiadał tylko cztery fonemy samogłoskowe /a, e, i, u/, wśród których nie było /o/. ↩︎
Opisy ilustracji
Ryc. 1. Tabliczka z Marsiliany (Marsiliana d’Albegna, Toskania), wykonana z kości słoniowej. Najstarszy i najbardziej znany przykład abecedarium wczesnoetruskiego (VII w. p.n.e.). Uwidoczniony na niej archaiczny alfabet zawiera litery B i D (nieużywane w słowach etruskich) i wszystkie trzy litery C, K, Ϙ (Q) oddające etruskie /k/. Foto: Shonagon 2014. Źródło: Wikimedia (domena publiczna).
Ryc. 2. Abecedarium z ryc. 1 skopiowane w oryginalnej formie (góra) i w lustrzanym odbiciu (dół) pokazującym, jak wyglądały te same znaki pisane od lewej do prawej (czyli w kierunku, który ostatecznie utrwalił się w łacinie).
Ryc. 3. Jeden ze sławnych listów z rzymskiego fortu Vindolanda (północna Anglia, ok. 100 r. n.e., tabliczka nr 291, The British Museum). Klaudia Sewera, żona Eliusza Brochusa (Aelius Brocchus), zaprasza na swoje przyjęcie urodzinowe (11 września) żonę prefekta IX kohorty Batawów Flawiusza Cerialisa, Sulpicję Lepidynę, i przesyła jej serdeczne pozdrowienia. W ostatniej linijce zwraca się do przyjaciółki karissima ‘najdroższa’ (ze staroświeckim K). W odróżnieniu od pięknego kroju pisma monumentalnego (jak na ilustracji w nagłówku), który zawdzięczamy Rzymianom i które zachowaliśmy w niemal niezmienionej postaci, łacińskie pismo odręczne wydaje się nam dziś nieczytelne, nawet jeśli piszący miał tak elegancki i staranny charakter pisma jak pani Klaudia (list jest jednym z najstarszych zachowanych tekstów łacińskich napisanych osobiście przez kobietę). Listy prywatne dają nam wgląd w swobodną łacinę elity społecznej imperium. Foto: Fæ 2011. Źródło: Wikimedia (licencja CC BY-SA 3.0).