Splątanie kwantowe, czyli coś, co działa, ale nie wiadomo dlaczego

Czy fizyka jest nudna? Dla większości jest nudna, bo co jest ciekawego w równi pochyłej albo w prawie Archimedesa? Istnieją jednak dziedziny fizyki, które budzą szczególne zainteresowanie. Dotyczy to szczególnie zagadnień z pogranicza science-fiction, a wręcz zaprzeczających zdrowemu rozsądkowi: teoria względności, teoria kwantów, rozszczepienie atomu, nadprzewodnictwo czy fuzja jądrowa. Ostatnio na medialnym topie znalazło się splątanie kwantowe, wyróżnione (jeśli można tak powiedzieć o dziedzinie nauki) Nagrodą Nobla z fizyki za 2022 rok. Otrzymał ją profesor Anton Zeilinger [2], austriacki fizyk-teoretyk z Uniwersytetu Wiedeńskiego (na spółkę z Alainem Aspectem i Johnem F. Clauserem). Profesor Zeilinger jest doktorem honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego. On i drugi z noblistów – Alain Aspect od lat współpracują z Międzynarodowym Centrum Teorii Technologii Kwantowych Uniwersytetu Gdańskiego.

Ryc. 1 Profesor Anton Zeilinger. Źródło: Austriacka Akademia Nauk

Czym jest splątanie kwantowe?

Najprościej można powiedzieć, że jeśli dwa obiekty kwantowe, na przykład atomy, po uprzednim schłodzeniu i przygotowaniu w odpowiednich stanach kwantowych, “zetkniemy” ze sobą w pewien szczególny sposób, pozwalając oddziaływać im elektromagnetycznie, poprzez wymianę fotonów lub pól kwantowych, a następnie rozdzielimy, to stają się jednym obiektem kwantowym, a wartość pomiaru wielkości kwantowej jednej cząstki jest ściśle skorelowana z wartością tej wielkości drugiej cząstki, niezależnie od dzielącej je odległości tak, aby stan układu (superpozycja) pozostał bez zmian.

Splątanie fotonów można uzyskać za pomocą kryształów nieliniowych (Ryc. 2). Wpuszczając do takiego kryształu jeden foton możemy uzyskać dwa fotony splątane, drgające w prostopadłych do siebie płaszczyznach. Następnie, za pomocą światłowodu, możemy oddalić te fotony na znaczną odległość i przeprowadzić pomiar.

“Niezależnie” rzeczywiście oznacza “niezależnie”, bo odległości mogą być kosmiczne a ich wpływ na efekt splątania – żaden. Mierząc stan cząstki, która mamy pod ręką “mierzymy”, natychmiast i zdalnie, stan cząstki praktycznie nieskończenie odległej. Czy to oznacza, że możemy przenosić informację z prędkością większą od prędkości światła? Niestety nie, tu nadal obowiązuje zasada wynikająca z równań Einsteina, że prędkość światła jest największą prędkością, jaką może osiągnąć materia lub energia. Obala to mit, że tą metodą możemy transmitować informację z nieskończoną prędkością. Można natomiast powiedzieć, że dokonujemy w pewnym sensie teleportacji informacji. Odczytując stan jednej cząstki po prostu wiemy, jaki jest stan drugiej cząstki. Na przykład para splątanych fotonów ma przeciwne polaryzacje. Przed dokonaniem pomiaru każdy foton jest w nieoznaczonym stanie kwantowym, zgodnie z zasadą nieoznaczoności Heisenberga. Przed pomiarem znamy stan całego układu (przeciwne polaryzacje fotonów), nie znając stanów składników tego układu (który foton drga w polaryzacji poziomej H, a który w pionowej V?). Układ ten jest jednym obiektem kwantowym. Dopiero sam fakt pomiaru pierwszego fotonu determinuje stan drugiego fotonu. Mówiąc inaczej, generując strumień par niesplątanych fotonów, wysyłając każdy foton z pary do innego obserwatora (A i B) i mierząc parami ich polaryzację otrzymamy zgodność polaryzacji fotonów A i B w 50% przypadków, co jest wynikiem intuicyjnie przewidywalnym. Jeśli natomiast fotony w każdej parze będą przed wysłaniem splątane, to korelacja będzie stuprocentowa.

Splątane fotony przed odczytem ich wartości splątania znajdują się w stanie tzw. superpozycji kwantowej, to znaczy, że posiadają jednocześnie wszystkie stany możliwe do odczytania. Przyjmując, że polaryzacja H oznacza 0 (zero), a polaryzacja V oznacza 1, splątane fotony mają jednocześnie wartość 0 i 1. Dopiero sam akt odczytu (jednego fotonu) determinuje ostatecznie wartości polaryzacji obu fotonów.

Pierwsze doświadczenia splątania kwantowego przeprowadzono w 1972 roku, a w 1998 zespół Nicolasa Gisina z Genewy wytworzył i utrzymał splątanie pary fotonów po przesłaniu na odległość 10 km. Wspomniany wcześniej Anton Zeilinger utrzymał splątanie fotonów odległych o 144 kilometry. Obecnie splątanie realizuje się na odległości liczone w tysiącach kilometrów, między Ziemią a wyspecjalizowanymi satelitami. O tym będzie później, przy okazji opisu kwantowej dystrybucji klucza szyfrującego (QKD).

Idea splątania kwantowego doprowadziła grupę włoskich fizyków z turyńskiego Narodowego Instytutu Badań Meteorologicznych (INRiM) do wniosku, że czas jest złudzeniem i zaczyna biec dopiero po interakcji obserwatora z (umownym) zegarem. Jest to wniosek filozoficzny, niepoparty dowodem matematycznym, a tym bardziej doświadczeniem, ale należy przyznać, że jego piękno jest niezaprzeczalne.

Trochę historii

Wszystko zaczęło się od Alberta Einsteina. W 1935 roku opublikował on, wspólnie z Borysem Podolskim i Nathanem Rosenem pracę mającą dowieść, że mechanika kwantowa nie jest teorią kompletną. Powszechnie bowiem wiadomo, że Einstein był wrogiem teorii kwantowej, a szczególnie jej interpretacji probabilistycznej. Mawiał nawet, że “Bóg nie gra w kości”. W wyniku przeprowadzonego eksperymentu myślowego zwanego paradoksem EPR (Einsteina-Podolskiego-Rosena) pokazano na gruncie matematycznym mechaniki kwantowej, że w pewnych sytuacjach cząstki kwantowe powinny natychmiast reagować na zmianę stanu swojego splątanego partnera, nawet jeśli ten znajduje się w dowolnie dużej odległości. Przeczyłoby to aksjomatowi, że informacja nie może być przekazywana z prędkością większą od prędkości światła. „Księżyc istnieje także wtedy, gdy na niego nie patrzę”, mawiał Einstein i nazwał splątanie „upiornym oddziaływaniem na odległość”. Inny fizyk teoretyczny, jeden z ojców-założycieli mechaniki kwantowej, Erwin Schrödinger (ten od kota), zainspirowany eksperymentem myślowym EPR, jako pierwszy wprowadził termin „splątanie” i stwierdził, że wiedza o układzie fizycznym (na przykład dwa splątane fotony) nie oznacza wiedzy o jego częściach (poszczególnych fotonach). Było to prorocze spostrzeżenie, docenione dopiero pod koniec XX wieku.

Ryc. 2 Ilustracja splątania fotonów po przejściu przez kryształ o nieliniowej charakterystyce.
(Wikimedia Commons/J-Wiki [GNU Free Documentation License – domena publiczna])

Natura splątania kwantowego

Naturę splątania kwantowego próbował wyjaśnić Einstein, wprowadzając pojęcie zmiennych ukrytych czyli informacji zawartych w fotonach przed osiągnięciem stanu splątanego. Te właśnie zmienne ukryte miałyby oddziaływać później na splątane fotony. Teoria ta została obalona przez Johna Stewarta Bella, który sformułował w 1964 twierdzenie (zwane nierównościami Bella) mówiące, że “Żadna lokalna teoria zmiennych ukrytych nie może opisać wszystkich zjawisk mechaniki kwantowej.”.

Najciekawszą teorią tłumaczącą stan splątania kwantowego, bazującą na pracy Stephena Hawkinga z 1964 roku o tym, że czarne dziury wcale nie są takie “czarne” i emitują promieniowanie, jest hipoteza równoważności splątania kwantowego z tunelami czasoprzestrzennymi, tzw. tunelami Einsteina-Rosena. Oba wymienione pojęcia wynikają wprost z dwóch artykułów Alberta Einsteina z 1935 roku, ale Einstein nawet nie podejrzewał, że mogą być one ze sobą powiązane. Tunele czasoprzestrzenne wynikają z jednego z rozwiązań równań Einsteina zaproponowanego przez niemieckiego fizyka Karla Schwarzschilda, genialnego, przedwcześnie i tragicznie zmarłego geniusza. Rozwiązanie było na tyle dziwne, że dopiero w latach 60. XX wieku zorientowano się, że opisuje ono tunel czasoprzestrzenny łączący dwie czarne dziury. Juan Macaldena [1], fizyk teoretyczny z Princeton uważa, że dzięki splątaniu kwantowemu tworzy się geometryczne połączenie między dwoma czarnymi dziurami, które poprzez swoje wnętrze tworzą tunel czasoprzestrzenny. Dwie czarne dziury, wyglądające z zewnątrz jak dwa niezależne obiekty, w rzeczywistości mają wspólne wnętrze. Oczywiście użyte pojęcie “geometryczny” nie oznacza naszej zwykłej geometrii trójwymiarowej ale wymiarów wyższych, w których nasz trójwymiarowy Wszechświat jest zanurzony.

Splątanie kwantowe w praktyce

Obiecującym zastosowaniem splątania kwantowego jest kryptografia kwantowa, a konkretnie bezpieczna dystrybucja kluczy kryptograficznych. Odbywa się to za pomocą satelity, który generuje klucz i rozsyła go laserowo do odbiorców. Specyfika splątania gwarantuje 100% zabezpieczenie przed podsłuchem lub sfałszowaniem, gdyż każda próba ingerencji, na przykład odczyt albo zmiana treści, w wysyłaną wiązkę fotonów spowoduje niejako zniszczenie zawartej w niej informacji. Elementem protokołu jest informacja kontrolna, której pozytywna weryfikacja gwarantuje brak ingerencji w przesyłany strumień informacji, co oznacza, że nie nastąpił podsłuch transmisji. Po pomyślnej weryfikacji w węźle odbiorczym, uzyskujemy (wynikającą z praw mechaniki kwantowej) gwarancję poufności klucza.

Kwantowa dystrybucja klucza (Quantum Key Distribution QKD) powoli staje się pełnoprawnym elementem ekosystemu szyfrowania danych. W dalszym ciągu kanał przesyłania danych jest klasycznym kanałem cyfrowym a kanał dystrybucji klucza szyfrującego jest kanałem kwantowym. Należy odnotować znaczny wkład polskich badaczy w rozwój QKD. Najdłuższe w Europie łącze QKD jest właśnie testowane między Poznaniem a Warszawą. Jeden z najlepszych protokołów QKD wykorzystujących splątanie fotonów o nazwie E91 jest dziełem polskiego fizyka Artura Ekerta.

Źródła:

Równoważność splątania kwantowego i tuneli czasoprzestrzennych
https://www.projektpulsar.pl/struktura/2161853,1,splatanie-i-tunele-czasoprzestrzenne-faktycznie-sa-rownowazne.read

Wywiad z Antonem Zellingerem https://wyborcza.pl/7,75400,5801859,o-dziwacznych-prawach-mechaniki-kwantowej-opowiada-guru.html

Wywiady z noblistami 2022
https://optics.org/news/13/10/6

Intercontinental, Quantum-Encrypted Messaging and Video

https://physics.aps.org/articles/v11/7

Global quantum internet dawns, thanks to China’s Micius satellite

https://newatlas.com/micius-quantum-internet-encryption/53102/?itm_source=newatlas&itm_medium=article-body

Czy fizyka nicości leży u podstaw wszystkiego?

https://przystaneknauka.us.edu.pl/artykul/czy-fizyka-nicosci-lezy-u-podstaw-wszystkiego

https://space24.pl/satelity/splatanie-kwantowe-z-poziomu-nanosatelity-nowy-rozdzial-badan-analiza

Reaktor jądrowy MARIA – 1. Historia i konstrukcja

Polska powoli przymierza się do budowy pierwszej elektrowni jądrowej. Jak na razie wszystko jest w fazie bardzo wstępnej i nie wiadomo, kiedy budowa ruszy. Tymczasem historia polskich reaktorów jądrowych sięga lat 50. XX w. Pierwszym z nich była EWA. Nazwa ta jest akronimem pochodzącym od „eksperymentalny – wodny – atomowy”. Oczywiście nie była to oryginalna polska konstrukcja. Tego typu reaktory doświadczalne sprzedawał wtedy krajom socjalistycznym ZSRR. EWA działała z przerwami do 1995, kiedy to została planowo wyłączona.

Obecnie jedynym działającym na terenie Polski reaktorem jest znajdująca się w Otwocku-Świerku koło Warszawy MARIA (ta nazwa pochodzi oczywiście od imienia Marii Skłodowskiej-Curie). Budowę rozpoczęto w 1970 r., stan krytyczny został osiągnięty w 1974. Reaktor pracował do 1985, kiedy to rozpoczęto jego modernizację. Ponownie uruchomiony w 1992 r. pracuje do dziś. Nie jest to oczywiście reaktor produkujący energię elektryczną. Służy do badań, ale też doskonale na siebie zarabia.

Wnętrze reaktora MARIA
Widoczny niebieski kolor to promieniowanie Czerenkowa (*)

Źródło: Wikimedia, licencja: GNU FDL

Konstrukcja reaktora

Nie da się ukryć, że reaktor MARIA jest bardzo starą konstrukcją, jedną z pierwszych, jakie powstały w Związku Radzieckim na samym początku programu atomowego. Na szczęście okazuje się, że reaktory, w których funkcję moderatora i chłodziwa pełni woda, okazały się być w zasadzie bezawaryjne. Rdzeń reaktora umieszczono w zbiorniku z wodą destylowaną, a całość otoczona jest ścianami z betonu o grubości 2,2 m. Jako paliwo pierwotnie stosowano uran wzbogacony w izotop U-235 w 80%, dziś stosuje się paliwo niskowzbogacone, w którym zawartość U-235 wynosi mniej niż 20%. Stosowanie takiego paliwa nie wpływa na efektywność pracy samego reaktora, natomiast zdecydowanie poprawia bezpieczeństwo. Maria nie ma znaczenia energetycznego, ponieważ jest reaktorem badawczo-produkcyjnym. Całość wytwarzanego ciepła odprowadzana jest do atmosfery.

Obok rdzenia znajdują się dwie komory izotopowe (tzw. gorące). Tam właśnie przeprowadza się prace z materiałami, które wcześniej były napromieniowane w rdzeniu reaktora. Wszelkie działania z nimi wykonuje się zdalnie, przy użyciu specjalnych manipulatorów, aby zminimalizować możliwość napromieniowania naukowców wykonujących eksperymenty. Oczywiście we wnętrzu komory gorącej nie może przebywać człowiek. Jego miejsce znajduje się na zewnątrz, jest oddzielony od niebezpiecznej przestrzeni grubą warstwą tłumiącego promieniowanie szkła ołowianego.

Dodatkowo z reaktora wyprowadzonych jest sześć poziomych kanałów, które są źródłem wiązek neutronów wykorzystywanych do celów badawczych.

O tym, co produkuje MARIA – w kolejnym odcinku.

(*) Promieniowanie Czerenkowa – promieniowanie elektromagnetyczne emitowane przez naładowane cząstki poruszające się w danym środowisku z prędkością większą od prędkości fazowej światła w tym ośrodku. Analogią może być fala uderzeniowa generowana przez samolot przekraczający prędkość dźwięku.

(c) by Mirosław Dworniczak
Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem. Linkować oczywiście można.

Czy rozcieńczać whisky? Oto jest pytanie!

Rozcieńczamy?

Źródło: Wikimedia
Autor: Pjt56
Licencja: CC BY-SA 4.0

Miłośnicy whisky toczą często przyjacielskie spory. Single malt, a może blended? Torfowa czy klasyczna? Ale najczęściej przedmiotem sporów jest to, jak się ją pije. Bez żadnych dodatków (neat), z lodem (whisky on the rocks), z wodą sodową (whisky and soda), czy np. z colą (whisky and cola). Ta ostatnia wersja jest często uznawana za bezczeszczenie szlachetnego trunku. Ale odłóżmy te rozważania na bok. Czy jest sens dodawania wody (ciekłej czy stałej) i rozcieńczanie whisky, a jeśli tak, to jaki? Okazuje się, że jest! I są na to bardzo solidne dowody naukowe. Co ciekawe, tematem tym nie zajęli się uczeni ze Szkocji, Irlandii czy USA, lecz niekoniecznie kojarzeni z tym trunkiem Szwedzi. Dwaj naukowcy z Uniwersytetu Linneusza postanowili zbadać procesy fizykochemiczne, które zachodzą, gdy do whisky dodawane są inne składniki. Żaden z nich nie jest specjalnym smakoszem szlachetnego trunku. Może dlatego nie prowadzili eksperymentów z samą whisky, ale opracowali specjalny model teoretyczny, w którym metodami komputerowymi analizowali mieszaninę trzech składników: etanolu, wody oraz gwajakolu.

Struktura cząsteczki gwajakolu
Czarne – atomy węgla, szare – wodoru, czerwone – tlenu

Źródło: Wikimedia
Licencja: domena publiczna

Etanol i woda to oczywiste składniki – czym jednak jest gwajakol? Jest to niezbyt skomplikowany związek organiczny, będący metoksylową pochodną fenolu. Co ma wspólnego z whisky? Pewne ilości tego związku znajdują się na wewnętrznej powierzchni beczek, w których dojrzewa whisky. Właśnie stamtąd trafia on do whisky i nadaje jej charakterystyczny aromat.

Wszystkie trzy składniki tej mieszaniny mogą tworzyć między sobą wiązania wodorowe. Cząsteczki etanolu są otoczone cząsteczkami wody, tworząc swoiste klastry. Podobny efekt będzie dla mieszanin woda-gwajakol i etanol-gwajakol. Badaniami zajęli się oczywiście Szkoci... nie, jednak, o dziwo, Szwedzi. Z ich badań wynika, że jeśli w trójskładnikowej mieszaninie etanol-woda-gwajakol stężenie alkoholu zmniejszy się (np. przez dodanie wody) z 45% do 27%, stężenie gwajakolu tuż przy powierzchni wzrasta o 1/3. Inne związki dające aromat whisky zachowują się w podobny sposób jak gwajakol. A dlaczego gwajakol wędruje ku powierzchni? Tu mamy efekt podobny do tego, który opisał Lucas w tekście o mydle. Część cząsteczki gwajakolu (ta „sześciokątna”) nie może tworzyć wiązań wodorowych (jak ogon w mydle Lucasa), druga część (z atomami tlenu, tymi czerwonymi) bez problemu takie wiązania tworzy. Dlatego też w chwili, gdy gwajakol przemieszczając się w roztworze trafi na powierzchnię, właśnie ta sześciokątna część umieszcza się na styku ciecz-powietrze i tam zostaje. Stąd lokalny wzrost stężenia. A dlaczego się przemieszcza? Ponieważ wszystko w roztworze jest w ciągłym ruchu. Cząsteczki wędrują w całej objętości roztworu, wiązania wodorowe się zrywają (bo są słabe), ale za chwilę tworzą się nowe.

Dlatego też – chociaż wygląda to na paradoks – rozcieńczenie whisky podbija aromat. Jak na razie badania są prowadzone tylko metodą symulacji komputerowych, ale, jak mówi jeden z badaczy: kończę niebawem 40 lat, mam kolekcję szkockich i japońskich whisky, więc będę niejako zmuszony do przejścia do nowego etapu badań, tym razem organoleptycznych.

Nieco więcej informacji o szwedzkich badaniach możecie znaleźć tutaj.