Rozmówki indoeuropejskie. Część 3: Spółgłoski sprzed tysięcy lat

Pozostałe części cyklu
Część 1: Zaproszenie
Część 2: Konary, gałęzie i gałązki drzewa rodowego
Część 4: Gra samogłosek i zadziwiający sukces pewnej hipotezy
Część 5: Rdzenie i słowa
Część 6: Ach, te końcówki!
Część 7: Paleontologia językowa

Zmiany dźwiękowe, czyli ruch głównie jednostronny

Zmiany dźwiękowe zachodzą przez cały czas w językach, które znamy; możemy je obserwować i badać bezpośrednio, dlatego wiemy, że duża część z nich to zmiany częste i „naturalne”. Oznacza to, że z przyczyn zależnych od tego, jak artykułujemy i postrzegamy dźwięki, mają one tendencję do zachodzenia w określonym kierunku i do asymetrii (zmiana A > B jest bardziej prawdopodobna niż B > A). Na przykład często się zdarza, że spółgłoski tylnojęzykowe, takie jak [k], ulegają palatalizacji (przesunięciu artykulacyjnemu ku przodowi), jeśli występuje po nich samogłoska przednia: [ke] > [tɕe] ze spółgłoską zwartoszczelinową (wymawiane jak polskie cie). Zmiana odwrotna jest mało prawdopodobna, natomiast uprzednienie spółgłoski często posuwa się dalej, może więc dać wynik typu [tʃe] lub [tse]. Spółgłoska zwartoszczelinowa może następnie utracić komponent zwarty, możliwa jest zatem dalsza ewolucja w stronę [ʃe], [se] itp. Wiemy więc, że [ke] może w naturalny sposób zmienić się w [tʃe] albo [se], ale nie widziano jeszcze, żeby [se] zmieniło się w [ke].

Jeśli zatem porównamy pokrewne słowa w grupie języków pochodzących od wspólnego przodka, to z ich wymowy często można bez wielkiego trudu wydedukować, jaka musiała być forma pierwotna, zakładając, że setki i tysiące lat temu procesy fonetyczne przebiegały podobnie jak obecnie (a nie ma powodu sądzić, że było inaczej, bo ani anatomia i fizjologia ludzka, ani prawa fizyki nie zmieniły się w tym czasie). W języku włoskim słowo oznaczające liczbę 100 brzmi cento /tʃɛnto/, po francusku cent /sɑ̃/, po hiszpańsku ciento /θjento/ lub /sjento/ (zależnie od dialektu), po portugalsku /sẽtu/, a w języku sardyńskim /kentu/. Widzimy, że choć brak palatalizacji w sardyńskim jest wyjątkiem wśród dzisiejszych języków romańskich, to właśnie ta forma musi być bardzo konserwatywna, bo wszystkie pozostałe spółgłoski początkowe w romańskich refleksach liczebnika ‘100’ mogą pochodzić od pierwotnego *k, ale nie na odwrót.1

Jest to początek rozumowania, które prowadzi nas do wniosku, że praromańska wymowa ‘100’ brzmiała w przybliżeniu *kentu. Ale język praromański to przecież po prostu łacina, aczkolwiek prowincjonalna, ludowa i potoczna – niekoniecznie taka sama, jakiej używali wykształceni literaci i elita rzymska. W łacinie klasycznej słowo ‘100’ pisane było centum, a realizowane jako /kentum/ – fonetycznie [kɛntʊ̃], jeśli zależy nam na aż takiej precyzji. Świadczy o tym nie tylko rozwój tego wyrazu w językach romańskich, ale także informacje z pierwszej ręki: zachowane uwagi gramatyków rzymskich opisujących własny język.2

Jak rozpracowano wymowę praindoeuropejską

Analizy porównawczej tego typu nie możemy bezpośrednio zweryfikować w przypadku języków, których wspólny przodek nie zachował się w formie pisanej, ale samo rozumowanie jest na tyle dobrze sprawdzone, że otrzymane w ten sposób rekonstrukcje możemy traktować z dużą dozą ufności. Pionierskie próby Jacoba Grimma czy Augusta Schleichera do końca XIX w. rozwinęły się w szczegółową „mapę drogową”. Dla większości gałęzi składających się na rodzinę indoeuropejską zrekonstruowano niemal kompletne sekwencje zmian, jakie zaszły między ostatnim wspólnym przodkiem ich wszystkich (językiem praindoeuropejskim) a przodkami poszczególnych grup oraz między ostatnim wspólnym przodkiem każdej grupy a językami współczesnymi. Odkrycia XX w. w połączeniu z pogłębioną wiedzą na temat mechanizmów zmian językowych pozwoliły na uzupełnienia i korekty.3 W przypadku języków „trudnych”, jak albański i ormiański, których izolowany charakter i ograniczona dokumentacja utrudnia odtworzenie łańcuchów zmian, wiele szczegółów pozostaje do dziś niepewnych, ale świadectwo pozostałych języków pozwala sięgnąć aż do czasów ostatniego wspólnego przodka rodziny i odtworzyć jego system dźwiękowy.

Czasem jest to łatwe. Na przykład, jeśli skupimy się na nagłosie wyrazu – a jest to pozycja, w której spółgłoski najrzadziej ulegają zmianom – to okazuje się, że istnieje duża klasa słów pokrewnych, które w każdej grupie języków indoeuropejskich zaczynają się na /m/. Jest to po prostu w tej pozycji spółgłoska bardzo stabilna, odporna na zmiany. Nie ma powodu wątpić, że w tej klasie słów już język praindoeuropejski miał początkowe *m.4 Spółgłoska /t/ jest nieco bardziej zmienna. Tam, gdzie niemal wszystkie grupy języków języki indoeuropejskie mają początkowe /t/, język ormiański i grupa germańska wyłamują się z jednomyślności. Ormiański ma przydechowe /th/ (tradycyjnie transliterowane jako ), a z porównania języków germańskich wynika, że pragermańskim odpowiednikiem /t/ było *þ, wymawiane /θ/.5 Najoszczędniej jest przyjąć, że w praindoeuropejskim istniała głoska *t, która w większości linii potomnych zachowała się bez większych zmian, a tylko w pojedynczych przypadkach przybrała silny przydech lub zmieniła artykulację na szczelinową. Germańska zmiana *t > *þ jest zresztą częścią bardziej ogólnego procesu znanego jako prawo Grimma.

Ryc. 1.

Dziwactwa i niespodzianki

Kiedy już rozpracowano zmiany częste i naturalne, czyli gdy większa część puzzle’a została ułożona, można było zidentyfikować inne odpowiedniości, dziwne lub wręcz unikatowe, ale regularne i „pasujące do układanki”. Na przykład praindoeuropejskie *s w pozycji początkowej przed akcentowaną samogłoską pojawia się w albańskim jako gj /ɟ/ (wymawiane jak polskie „miękkie g” w giąć); zjawisko to nie powtarza się nigdzie indziej w rodzinie indoeuropejskiej. Praindoeuropejskie *kw (wymawiane z zaokrągleniem warg) przed samogłoskami przednimi rozwinęło się w greckie /t/, poza tym w /p/, ale w niektórych kontekstach straciło zaokrąglenie i stało się zwykłym /k/.6 Jedną ze zmian najbardziej kuriozalnych jest rozwój nagłosowego *dw w języku ormiańskim: *dw > erk. Na przykład polskiemu dwa, łacińskiemu duo czy staroindyjskiemu dvā odpowiada klasyczne ormiańskie erku (patrz ryc. 1).

Gdybyśmy wcześniej nie dopasowali do siebie innych kawałków układanki, trudno byłoby uwierzyć, że tak może wyglądać regularna odpowiedniość. Jest ona jednak poparta przez kilka innych solidnych przykładów, a jak mawiał Sherlock Holmes: „Gdy wyeliminujesz niemożliwe, to, co pozostanie, jakkolwiek nieprawdopodobne, musi być prawdą”. Oczywiście rozwój *dw > erk nie nastąpił w jednym kroku. Ten uproszczony zapis pokazuje stan początkowy i końcowy, pomijając stadia pośrednie. Co się działo pomiędzy nimi – to problem znany w literaturze przedmiotu jako „wielka zagadka ormiańska”.

Model standardowy: spółgłoski

Ale pomińmy problemy szczegółówe (których jest legion) i przyjrzyjmy się głoskom praindoeuropejskim zrekonstruowanym według modelu uznawanego obecnie za standardowy. Zacznijmy od systemu spółgłosek, pokazanego na ryc. 2. Wiele z nich to głoski występujące powszechnie, ale system praindoeuropejski miał swoje dziwactwa. Zresztą który język ich nie ma? Wystarczy wspomnieć barokowe bogactwo głosek szczelinowych i zwartoszczelinowych, dzięki którym język polski jest zmorą fonetyczną dla cudzoziemców pragnących się go nauczyć. W poniższej tabeli spółgłoski uporządkowane są według miejsca artykulacji (kolumny) i mechanizmu artykulacji (wiersze).

Ryc. 2.

Trzy szeregi, w tym jeden niezwykły

Pierwsze trzy wiersze tabeli zajmują spółgłoski zwarte. Osobliwością, na którą warto zwrócić uwagę, jest to, że tworzą one aż trzy szeregi różniące się fonacją, czyli aktywnością strun głosowych. Pierwszy szereg to zwykłe spółgłoski bezdźwięczne (np. *p). Drugi – to ich odpowiedniki dźwięczne (np. *b). Na razie nic niezwykłego. Ale istniał jeszcze trzeci szereg, reprezentowany przez *bh. Dodatkowy symbol (podniesione h) oznacza przydech, czyli energiczny wyrzut wydychanego powietrza towarzyszący rozwarciu narządów artykulacji. Podobne trzy szeregi istniały np. w klasycznej grece: /p, b, ph/, ale tam szereg przydechowy był bezdźwięczny, co zdarza się o wiele częściej. Spółgłoski łączące dźwięczność z przydechowością są bardzo rzadkie, ale można je spotkać np. w języku staroindyjskim i w wielu wywodzących się z niego współczesnych językach Indii, takich jak hindi. System indyjski obejmuje nawet aż cztery szeregi: /p, ph, b, bh/.7

Ze świecą szukać języka, w którym przydechowe byłyby tylko spółgłoski dźwięczne. Język praindoeuropejski był pod tym względem unikatem. Z fonetycznego punktu widzenia przydech bezdźwięczny [ph] jest czymś innym niż przydech dźwięczny [bh]. Pierwszy polega na tym, że w chwili rozwarcia fałdy głosowe krtani pozostają szeroko rozsunięte i powietrze wypływa jeszcze przez chwilę bez przeszkód, zanim fałdy przyjmą pozycję umożliwiającą wprawienie ich w wibracje (co wymaga zamknięcia szczeliny między nimi). W drugim przypadku trzeba jakoś pogodzić przydech z dźwięcznością (czyli jak gdyby wodę z ogniem). Można to zrobić na kilka sposobów (dających podobny efekt akustyczny), np. zbliżając fałdy głosowe na części ich długości, pozostawiając jednak w pozostałej części szczelinę (tak jest w języku hindi), albo zbliżając je do siebie niekompletnie, tak że wibrują „na pół gwizdka”, jak przy teatralnym szepcie. Głoski artykułowane w ten sposób nazywamy „dyszącymi” (po angielsku breathy-voiced).

Trudno mieć pewność, co dokładnie działo się z krtanią ludzi mówiący po praindoeuropejsku. Wiemy jednak, że w wielu językach (m.in. w bałtosłowiańskich, irańskich czy celtyckich) spółgłoski trzeciego szeregu straciły swoją dyszącą wymowę i utożsamiły się ze zwykłymi dźwięcznymi. W greckim uległy ubezdźwięcznieniu (np. *bh > /ph/). W językach indoaryjskich zachowały się jako bh (być może wymawiane nieco inaczej niż w prajęzyku, ale też dyszące). W języku praitalskim stały się szczelinowe: dawne *bh zmieniło się w *β (wymawiane jak hiszpańskie b) w środku wyrazu, a w nagłosie ubezdźwięczniło się, dając *f. W łacinie śródgłosowe *β ostatecznie „stwardniało”, zmieniając się w /b/, ale nagłosowe /f/ pozostało szczelinowe, jak w wyrazie frāter, spokrewnionym z polskim brat albo angielskim brother. W językach germańskich zgodnie z prawem Grimma ze spółgłosek dyszących powstały dźwięczne szczelinowe, które następnie w niektórych pozycjach przekształciły się w zwarte dźwięczne, w tym przypadku /b/.8

Krótko mówiąc, rozwój trzeciego szeregu wskazuje na tendencję do zaniku dźwięczności przy zachowaniu przydechu, do wzmocnienia dźwięczności połączonego z utratą „efektów specjalnych” albo do wymowy szczelinowej. Tego właśnie należałoby oczekiwać, jeśli trzeci szereg miał wymowę dyszącą, fonetycznie półdźwięczną. W językach indoaryjskich, które wykształciły dodatkowo głoski par excellence przydechowe typu /ph/, odziedziczone głoski typu /bh/ zostały zinterpretowane jako ich dźwięczne odpowiedniki.

Gdzie się podziało *b?

Inną osobliwością systemu spółgłosek praindoeuropejskich jest fakt nietypowej częstości występowania spółgłosek zwartych wargowych. Zarówno *p, jak i *bh występowały w bardzo wielu słowach, także w słownictwie podstawowym, natomiast *b było skrajnie rzadkie, a tam, gdzie da się je zrekonstruować, jest nieraz tylko wariantem *p udźwięcznionym przez upodobnienie do następującej po nim głoski dźwięcznej. Można nawet wątpić, czy w ogóle istniało jako odrębny fonem. Jak to możliwe, skoro bardziej skomplikowana artykulacja *bh była tak częsta? Jedna z hipotez głosi, że standardowa rekonstrukcja trzech szeregów jako /p, b, bh/ jest błędna i że w szczególności drugi szereg był czymś innym, niż się wydaje. Mogły to być np. spółgłoski glotalizowane – ejektywne lub „zgrzytliwe”, którym towarzyszyło zwarcie krtaniowe lub podobnego typu aktywność fałdów głosowych.

Z przyczyn fizycznych, które wyjaśniałem, omawiając języki Majów, w systemach zawierających spółgłoski tego typu może występować luka – brak spółgłoski wargowej. Ta hipoteza (tzw. „teoria glotalna”) jest pod niektórymi względami atrakcyjna, ale nie wyparła interpretacji standardowej. Można też rozważać możliwość kompromisową, że glotalizacja była cechą tych spółgłosek w zamierzchłych czasach pra-praindoeuropejskich, ale że w języku praindoeuropejskim zastąpiła ją zwykła dźwięczność. Taki scenariusz tłumaczyłby nieobecność *b (i kilka innych dziwnych zachowań spółgłosek drugiego szeregu), ale nie wymagałby modyfikacji modelu standardowego, który mimo wszystko dobrze wyjaśnia drogi rozwoju spółgłosek w późniejszym okresie.

„K“ w trzech smakach i języki satemowe

Następna ciekawa cecha zrekonstruowanego systemu to występowanie trzech odmian spółgłosek tylnojęzykowych: palatalnych, czyli „miękkich” (typu *, co oznacza wymowę uprzednioną, [kj]), zwykłych welarnych o artykulacji zdecydowanie cofniętej (typu *k) i labializowanych, czyli wymawianych z zaokrągleniem warg (typu *kw). System ten był historycznie mało stabilny. Kontrast między wszystkimi trzema odmianami zachował się szczątkowo w kilku językach (m.in. w albańskim), przeważnie jednak któraś z nich znikała. Jedną z możliwości było utożsamienie * z *k (poprzez utratę palatalizacji), podczas gdy *kw zachowywało swoją odrębność i ślady zaokrąglenia. Druga możliwość polegała na tym, że *kw traciło zaokrąglenie i utożsamiało się z *k, natomiast * nie tylko zachowywało swoją odrębność, ale jeszcze ją podkreślało, przesuwając swoje miejsce artykulacji coraz bardziej ku przodowi. W rezultacie przestawało być tylnojęzykowe, zmieniając się w spółgłoskę zwartoszczelinową lub szczelinową artykułowaną za pomocą środkowej lub przedniej części języka.

Oznaczmy sobie ten wynik zmiękczenia jako *ć (wymowa polskiej litery ć idealnie tu pasuje). Zmiana *, *k, *kw > *ć, *k, *k zaszła w językach indoirańskich i bałtosłowiańskich, a także w języku ormiańskim. Część badaczy uważa, że niezależnie. Moim zdaniem była to raczej wspólna innowacja języka będącego przodkiem tych trzech gałęzi. Równolegle zmieniły się dwa pozostałe szeregi zwartych: *ǵ, *g, *gw > *, *g, *g oraz *ǵh, *gh, *gwh > *h, *gh, *gh. Późniejszy rozwój *ć, *, *h przebiegał już różnie w poszczególnych liniach potomnych. Refleksami praindoeuropejskiego * są ormiańskie s, staroindyjskie ś [ɕ], prairańskie *c [ts] (a następnie awestyjskie s i staroperskie θ), litewskie š [ʃ], łotewskie s i słowiańskie s. Języki, w których zaszła ta zmiana, są określane zbiorowo nazwą satemowych.9 Urobiono ją od awestyjskiego liczebnika satəm ‘100’, który pochodzi od praindoeuropejskiego *ḱm̥tom i ilustruje losy początkowej spółgłoski (patrz też sanskryckie śatam, litewskie šimtas czy polskie sto). W łacinie, która nie należała do języków satemowych, początkowe * utożsamiło się z *k, dając centum /kentum/, słowo wspomniane już wyżej.

Tu ktoś czujny mógłby mi przerwać: Chwileczkę! Przecież język francuski ma w tym słowie /s/, hiszpański /θ/ lub /s/, a włoski /tʃ/. Czy w takim razie nie powinniśmy zaliczyć języków romańskich do grupy satemowej? Nie, ponieważ w ich przypadku zmiękczenie jest wtórne. Zmiana ta zaszła późno, około V w. n.e. (omijając język sardyński), i była uwarunkowana otoczeniem fonetycznym (wpływ samogłoski przedniej). Tymczasem „satemowe” *, *ǵ, *ǵh nie były wariantami pozycyjnymi spółgłosek welarnych, lecz niezależnymi fonemami, i ulegały zmianie niezależnie od kontekstu – także przed samogłoską tylną lub spółgłoską. A zatem fakt, że i polski, i francuski mają liczebnik ‘100’ zaczynający się od /s/ (sto, cent), jest wynikiem konwergencji (niezależnej zmiany w tym samym kierunku), a nie homologii (wspólnej innowacji odziedziczonej po wspólnym przodku).

Spółgłoski laryngalne i cała reszta

Ostatnia grupa głosek wymagająca specjalnego omówienia to tzw. spółgłoski laryngalne.10 Wśród indoeuropeistów istnieje dziś niemal pełna zgoda, że istniały trzy fonemy praindoeuropejskie tego typu. Wszystkie były spółgłoskami tylnymi, artykułowanymi gdzieś między krtanią a podniebieniem miękkim – co do tego badacze są zgodni. Ponieważ jednak nie jesteśmy na sto procent pewni szczegółów artykulacyjnych, dla świętego spokoju oznaczamy je symbolem h i numerkiem (indeksem): *h1, *h2, *h3. Najczęściej przyjmuje się, że *h1 było szczelinową spółgłoską krtaniową /h/, czyli głoską wymawianą tak samo jak angielskie /h/ w hat lub house.11 Według mniej popularnej hipotezy konkurencyjnej *h1 mogło być zwarciem krtaniowym /ʔ/. Tak czy owak było spółgłoską krtaniową, czyli właściwie pozbawioną miejsca artykulacji, fonologicznie słabą, z silną skłonnością do zaniku w językach potomnych. Pozostałe dwie spółgłoski były szczelinowe i „gardłowe” (w luźnym sensie, obejmującym różne możliwe artykulację). Niektóre dane wskazują na dźwięczność *h3, stąd podejrzenie, że *h2, *h3 tworzyły parę dźwięczna : bezdźwięczna. Ich wpływ na sąsiednie głoski sugeruje, że były to spółgłoski albo faryngalne, czyli /ħ, ʕ/ (spotykane np. w arabskim), albo języczkowe (uwularne), czyli [χ, ʁ] (wymawiane podobnie do standardowego francuskiego r).12 Przyjrzyjmy się dobrze trzem laryngalnym i zapamiętajmy je, bo odegrają one jeszcze ważną rolę w naszych rozmówkach.

Oprócz laryngalnych praindoeuropejski posiadał tylko jedną spółgłoskę szczelinową, *s, pospolicie spotykaną w językach świata. Jak to zwykle bywa, gdy system jest ubogi w głoski tej kategorii, *s zapewne miało dość szeroki zakres możliwych realizacji dopasowujących się do otoczenia fonetycznego. Przed dźwięcznymi spółgłoskami zwartymi ulegało udźwięcznieniu i było realizowane jako [z], ale był to tylko alofon (wariant pozycyjny) /s/, a nie osobny fonem. Cała reszta spółgłosek, umieszczona w wierszach 6–8 tabeli, to głoski bardzo pospolite i nienastręczające problemów. Są to wszystko sonoranty, czyli spółgłoski z natury dźwięczne: nosowe, płynne (boczne lub rotyczne) i półsamogłoski. Cechami akustycznymi przypominają one samogłoski i brały udział w praindoeuropejskiej „grze samogłosek”. Czym jednak była ta gra i jakie były jej zasady, dowiemy się w kolejnym odcinku.

Przypisy

  1. Gwiazdka, zwana fachowo asteryskiem, oznacza rekonstrukcję. ↩︎
  2. Nie mylić z dzisiejszą szkolną wymową łaciny, która wywodzi się z tradycji średniowiecznej i renesansowej, ale nie jest wierną rekonstrukcją autentycznej wymowy starożytnych Rzymian. ↩︎
  3. Najważniejsze z tych odkryć to odczytanie języków anatolijskich i tocharskich oraz pisma linearnego B, w którym zapisano najstarsze teksty greckie. ↩︎
  4. Zasada oszczędnego rozumowania, zwana „brzytwą Ockhama“, zaleca, żeby nie przyjmować wyjaśnień skomplikowanych, dopóki wyjaśnienie najprostsze dostatecznie dobrze tłumaczy fakty. ↩︎
  5. Spółgłoskę tę zachowały języki angielski i islandzki; miały ją także gocki i staronordyjski. W większości współczesnych języków germańskich /θ/ uległo dalszym zmianom, przekształcając się w /d/ jak w niemieckim czy niderlandzkim, lub w /t/ jak w duńskim, szwedzkim czy norweskim (przypadkiem powracając do punktu wyjścia). Wiemy, że to /t/ nie może być zachowaną wymową pierwotną, ponieważ dobrze udokumentowany staronordyjski – przodek dzisiejszych języków skandynawskich – niewątpliwie miał szczelinowe /θ/. ↩︎
  6. Wyjątkiem był archaiczny dialekt mykeński z II tysiąclecia p.n.e., w którym zachowała się pierwotna wymowa /kw/. ↩︎
  7. Drugi z tych szeregów jest innowacją indoirańską lub indoaryjską, nieznaną językowi praindoeuropejskiemu. ↩︎
  8. Dla uproszczenia w rekonstrukcjach pragermańskich piszemy często *b, *d, *g, *gw, jednak warto pamiętać, że rzeczywista wymowa tych głosek była szczelinowa: [β, ð, ɣ, ɣw], o czym świadczą ich dalsze losy w grupie germańskiej. ↩︎
  9. W albańskim * zmieniło się w th /θ/, a *ǵ, *ǵh dały dh /ð/. Przypomina to rozwój satemowy, ale albański zachował częściowo kontrast między *k a *kw. ↩︎
  10. Nazwa ta przylgnęła do nich na mocy tradycji, warto jednak wiedzieć, że przymiotnik „laryngalny“ odnosi się do krtani (larynx), a tylko jedna z tych spółgłosek była rzeczywiście krtaniowa. Nie ma jednak potrzeby kłócić się o konwencjonalne etykietki. ↩︎
  11. Nie mylić z polskim ch, które jest spółgłoską welarną [x]: podczas jej wymowy tylna część języka zbliża się do podniebienia miękkiego. ↩︎
  12. Francuskie r jest dźwięczne w lettre ′list, litera’, a dźwięczne w roi ′król’ – fonetycznie [lɛtχ] i [ʁwa]. Jeśli kogoś interesują szczegóły artykulacyjne, ich omówienie można znaleźć tutaj. ↩︎

Opisy ilustracji

Ilustracja w nagłówku. Klasyczny alfabet ormiański (36 liter), inspirowany pismem greckim, ale wybitnie oryginalny, opracowany na początku V w. n.e. przez Mesropa Masztoca (po ormiańsku Mesrop Maštoc’ z przydechowym [tsh] na końcu). Język ormiański ewoluował przez bardzo długi czas jako osobna linia rozwojowa języków indoeuropejski i słynie z zagadkowych, trudnych do zrekonstruowania zmian dźwiękowych nagromadzonych w tym czasie. Domena publiczna.
Ryc. 1. Piękna infografika Ryana Starkey, pokazująca refleksy praindoeuropejskiego liczebnika '2′ w językach potomnych. Źródło: Starkey Comics (fair use).
Ryc. 2. System praindoeuropejskich fonemów spółgłoskowych. Autor: Piotr Gąsiorowski (CC BY-SA 3.0).

Prawdziwy zbójnik nie sepleni, czyli skąd się wzięło mazurzenie w górach

Wpisy na tematy pokrewne

Dżdż, czyli Zeus w deszczu
Ř, czyli jak utrudnić sobie życie, próbując je ułatwić

Historia

W XII w. ukształtował się zarys systemu przedniojęzykowych spółgłosek szczelinowych i zwartoszczelinowych, z których słynie język polski. Utrzymał się on do XV w., a wyglądał mniej więcej tak ([+PAL] oznacza, że spółgłoska znajduje się w otoczeniu fonetycznym powodującym zmiękczenie, czyli palatalizację):

Tabela 1.

System staropolski był dość podobny do współczesnego, ale przyjrzyjmy się głoskom w komórkach tabeli 1 wypełnionych kolorem szarym. Były one wymawiane inaczej niż dzisiejsze c, dz, sz, ż, cz, – mianowicie miękko, czyli z uniesieniem środkowej część języka ku podniebieniu twardemu (tak, jak się dzieje przy artykulacji [j]). Około 500 lat temu zaczął się proces ich „twardnienia”: c i dz stały się zwartoszczelinowymi odpowiednikami s, z, czyli zaczęły być wymawiane [ts], [dz], tak jak w dzisiejszej polszczyźnie. Z kolei sz, ż, cz, , głoski pierwotnie podobne do tych, jakie ma język angielski w słowach change, shoe albo measure, stały się retrofleksyjne, czyli wymawiane zadziąsłowo z udziałem czubka języka: [ʂ], [ʐ], [tʃ], [dʐ] (podobnie jak ich współczesne odpowiedniki).

Zmiany, które zaszły, zoptymalizowały dystans artykulacyjny i akustyczny między trzema grupami głosek reprezentowanymi przez s, sz i ś, a także ujednoliciły artykulację wewnątrz każdej z grup. Dzięki nim system stał się doskonale symetryczny. Obejmuje trzy miejsca artykulacji, a dla każdego z nich mamy podobnie wymawiane spółgłoski szczelinowe i zwartoszczelinowe ułożone parami „dźwięczna | bezdźwięczna”. Razem 12 fonemów, jak w tabeli 2:

Tabela 2.

Czy temu systemowi można coś zarzucić? Owszem, jest on nieco zatłoczony, o czym przekonują się cudzoziemcy uczący się polskiego. O wiele częściej można spotkać języki z dwiema grupami spółgłosek tego typu. Wówczas różnica między nimi jest wyraźniejsza i oczywistsza dla słuchającego. Zresztą „ucieczka w retrofleksję”, czyli zmiana [ʃ] > [ʂ] itd. wywołana była właśnie przez dążność do większego zróżnicowania sz i ś.

Redukcja nadmiaru

Ale zdarza się, że kiedy realizacje dwóch fonemów stają się zbyt do siebie podobne, użytkownicy języka machają na to ręką i poddają się bez walki, utożsamiając obie głoski. Zachodzi ich zmieszanie się, zlanie się w jeden fonem (określane po angielsku słowem merger). Nie przeszkadza nam dziś zbytnio homofonia (identyczność wymowy) wyrazów bóg i buk w mianowniku l.poj. Polszczyzna „głównego nurtu” przestała rozróżniać fonetycznie historyczne u i ó, choć nadal istnieją dialekty, w których są to dwie różne samogłoski. W XV w. dialekt mazowiecki zaczął utożsamiać wymowę szeregów s, z, c, dz oraz sz, ż, cz, dż, zamiast silić się na podkreślanie różnicy między nimi. Dawne spółgłoski podniebienno-dziąsłowowe typu [ʃ] uległy stwardnieniu w sposób alternatywny, utożsamiając się z zębowo-dziąsłowymi typu [s]. Zapewne stadium pośrednim przejścia [ʃ] > [s] było apikalne dziąsłowe [s̺], czyli głoska położona w pół drogi między dzisiejszymi s i sz, a piętnastowieczny system staropolski bardzo przypominał to, co dziś widzimy w języku baskijskim (gdzie występują spółgłoski szczelinowe i zwartoszczelinowe zębowo-dziąsłowe, dziąsłowe apikalne i podniebienno-dziąsłowe). W którymś momencie Mazowszanie musieli się zdecydować, czy bardziej pasuje im merger, czy próba utrzymania i ewentualnie większego zróżnicowania fonemów znajdujących się „na kursie kolizyjnym”. Wybrali to pierwsze, inaczej niż np. Wielkopolanie, którzy utrzymali kontrast trzech typów artykulacji. W ten sposób na Mazowszu pary słów takie jak kos i kosz zaczęły być wymawiane identycznie, natomiast nadal kontrastowały ze słowem koś.1

Po roku 1500 zmiana ta zaczęła się szerzyć w Małopolsce, choć napotykała na opór warstw wykształconych, wyśmiewających ją jako wadę wymowy charakterystyczną dla Mazowszan (quod vitium Masouitis peculiare est). Stąd wzięła się nazwa „mazurzenia” (od nazwy etnicznej Mazur, oznaczającej to samo co Mazowszanin, czyli ‘mieszkaniec Mazowsza’). Niemniej zmiana objęła większość Małopolski (poza wschodnimi peryferiami) i część Śląska. Na obszarze tym słowa czåpka, żaba, sześć zaczęły być wymawiane jako cåpka, zaba, seść. Mazurzenie jest nadal częste w gwarach wiejskich od północnego Mazowsza po Tatry. Z nielicznymi wyjątkami nie zaszło jednak w gwarach Wielkopolski, Kujaw ani Pomorza. Wyjaśniam to wszystko, żeby nikogo nie dziwiło, że górale podhalańscy mazurzą, choć w zasadzie nic ich nie łączy z Mazurami.

Władysław Skoczylas (1916). Pochód zbójników (drzeworyt). Domena publiczna.

Mazurzenie to nie seplenienie

Tu ważna uwaga. We wczesnej polszczyźnie (XIII w.) dawne zmiękczone * zmieniło się w wibrującą spółgłoskę szczelinową taką jak czeskie ř (pisałem o tym poprzednio). Spółgłoska ta, wymawiana jako [ʳʒ], a posiadająca także wariant ubezdźwięczniony [ʳʃ], pozostawała poza opisanym wyżej systemem, a zatem nie wzięła udziału w jego przekształceniach. W szczególności nie podlegała mazurzeniu. Choć może wymawiano jako [ˈmɔzɛ], słowo morze wymawiane było nadal na całym obszarze języka polskiego jako [ˈmɔʳʒɛ] (czyli dokładnie tak jak czeskie moře).2 Pod koniec XVI w. mazurzenie przestało być żywym procesem fonetycznym. Jego skutki utrwaliły się w słownictwie i systemie odmiany, ale nie podlegały mu już nowe wyrazy.3

Dlatego kiedy w XVII w. rz utraciło komponent wibracyjny i w dialektach takich jak wielkopolski utożsamiło się z ż, w polszczyźnie mazowiecko-małopolskiej oznaczało to tylko uproszczenie wymowy fonemu z [ʳʒ] na [ʒ] lub [ʐ]. Było już za późno, żeby ta nowa spółgłoska mogła podążyć śladem dawnego ż. Zresztą na dużej części obszaru mazurzącego, szczególnie w niektórych gwarach Małopolski i Śląska, rz nadal wymawiane było „z czeska”, a ślady tej wymowy można spotkać nawet w naszych czasach. Dlatego zapamiętajmy: rz nie ulega mazurzeniu. W gwarach mazurzących może zawiera [z], ale morze – [ʐ] (czyli wymawiane jest tak jak w polszczyźnie standardowej). W odróżnieniu od języka ogólnego w gwarach tych występuje tylko jeden fonem /ʐ/ z dwoma allofonami: dźwięcznym [ʐ] (rzéka, grzéch, burza) i ubezdźwięcznionym [ʂ] (przód, kurz); nie kontrastują one z sobą, bo bezdźwięczność jest uwarunkowana przez konkretne otoczenie fonetyczne, w którym wariant dźwięczny się nie pojawia.

Naiwne wyobrażenie o tym, jak brzmią gwary regionalne, sprawia, że próby naśladowania wymowy dialektalnej na podstawie stereotypów zamieniają się w karykaturę. Wiedza o gwarze podhalańskiej, jaką posiada aktor przebrany za zbójnika z ciupagą, może się spowadzać do tego, że „górale mówią s zamiast sz”. Dlatego w ogólnopolskim przyszedł (IPA [ˈpʂɨʂɛt]) fałszywy góral zastępuje oba [ʂ] przez [s] i wychodzi mu psyset. A jak naprawdę powie rodowity góral? Kto nie wie, znajdzie odpowiedź na końcu tego wpisu. Pseudodialektyzmy takie jak „bzuch” (brzuch) i „zec” (rzecz) spotykamy już w XVI i XVII w. w utworach literackich, których autorzy wyśmiewali wymowę ludową, niewiele o niej wiedząc. Tradycja ta przetrwała do dziś.

Niestety presja języka standardowego, kojarzonego z wykształceniem i prestiżem społeczno-ekonomicznym, prowadzi zwykle do wypierania regionalnych systemów fonologicznych przez normę oficjalną. Kolejne pokolenia coraz mniej swobodnie i mniej konsekwentnie używają własnej normy lokalnej. W pełni autentyczne formy tradycyjne trzymają się najlepiej w słownictwie codziennym i potocznym, zwłaszcza związanym z lokalnymi realiami, jednak wychodząc poza ten obszar, użytkownicy gwary sami czasem „rekonstruują” jej wymowę na podstawie wymowy standardowej. Dlatego formy utworzone przez fałszywą analogię (jak seplenienie zamiast mazurzenia) mogą się wkradać także do prawdziwej, choć nieco zerodowanej gwary. Być może nie ma na to rady, ale pamiętajmy przynajmniej, że piętnując wszystko, co odbiega od szkolnej normy, i wywierając na ludzi presję, żeby unikali regionalnie zachowanych resztek rodzimego dialektu, wyrządzamy szkodę własnemu językowi i dziedzictwu kulturalnemu.

Przypisy

1) Z kolei w języku kaszubskim, siostrzanym względem polskiego, nastąpiło stwardnienie wczesnosłowiańskiego szeregu * [sʲ] i jego utożsamienie z *s, natomiast *š [ʃ] pozostało palatalno-dziąsłowe (jak w staropolskim). Dlatego kaszubskim odpowiednikiem polskiego sześć jest szesc [ˈʃɛsts] w odróżnieniu od standardowego polskiego [ˈʂɛɕtɕ] i mazurzonego [ˈsɛɕtɕ].
2) Pomijam nieistotne dla dyskusji komplikacje w rodzaju różnej realizacji fonetycznej fonemu /ɔ/ w różnych dialektach.
3) W słowach przyswojonych przez gwary mazurzące z polszczyzny oficjalnej lub z języków obcych po utożsamieniu s i sz często zastępowano „obce” sz, ż przez „swojskie” ś, ź: śtuka ‘sztuka’, do hareśtu ‘do aresztu’, ziåndar ‘żandarm, policjant’.

Odpowiedź na zagadkę

W gwarze podhalańskiej historyczne *dl uległo uproszczeniu do *l w formach czasu przeszłego czasownika iść, także z przedrostkami: *pri-šьdlъ > *prʲišьlъ > *přišel, a po zajściu mazurzenia > przýseł. W użytej tu konwencji ý oznacza tzw. „samogłoskę archaizmu podhalańskiego”. Pierwotnie było to historyczne [i] zachowane mimo stwardnienia poprzedzającej spółgłoski (mogło nią być s lub z pochodzące z mazurzenia, c albo dz), np. cýsto [ˈtsistɔ], zýto [ˈzitɔ], sýja [ˈsija]. Taka sama samogłoska występowała po rz. W bardzo konserwatywnej, dziś już praktycznie nieużywanej wymowie podhalańskiej rz zachowywało charakter wibrujący, a ł miało wymowę boczną: [ˈpʳʃisɛɫ]. We współczesnej gwarze jest to raczej [ˈpʂisɛw] (można by to nieformalnie zapisać „psziseł”). Samogłoska [i] utrzymuje się po rz dość konsekwentnie, choć zarówno w tym kontekście, jak i w wyrazach objętych domeną „archaizmu podhalańskiego” jej wymowa waha się między [i] a bardziej otwartą i cofniętą samogłoską [ɪ], zbliżoną do standardowego y. A zatem zarówno „psziseł”, jak i „pszyseł” ujdą w tłoku, ale „psyset” nie ma nic wspólnego z autentyczną gwarą.

Z punktu widzenia cepra jeszcze niezwyklejsza jest forma pierwszej osoby liczby pojedynczej: ani „psysłem”, ani „psysedłem”, ani nawet „przisełem”, tylko przýsełek, z charakterystyczną końcówką osobową -(e)k, odpowiadającą śląskiemu -(e)ch i wartą osobnego wpisu.

Najłatwiejsze dźwięki świata (2): dziury w systemie

Pozostałe wpisy z tej serii

Najłatwiejsze dźwięki świata (1): podstawy teoretyczne
Najłatwiejsze dźwięki świata (3): RRRrrr, czyli ukryta różnorodność warkotów
Najłatwiejsze dźwięki świata (4): Ř, czyli jak utrudnić sobie życie, próbując je ułatwić

Nie możemy nie oddychać. O ile nie mamy jakichś kłopotów zdrowotnych, na ogół oddychamy spokojnie przez nos, zwierając wargi. Podniebienie miękkie jest rozluźnione, opuszczone i nie przeszkadza w przepływie powietrza przez nosową część traktu głosowego. Język nie musi nic robić: spoczywa sobie spokojnie na dnie jamy ustnej. Jeżeli teraz więzadła głosowe w krtani przyjmą pozycję, która sprawia, że wydychane powietrz wprawia fałdy głosowe w drgania, wymówimy dwuwargową spółgłoskę nosową [m]. Jest to jedna z najbardziej naturalnych artykulacji, jakie można sobie wyobrazić. Na jednym wydechu możemy bez większego wysiłku kontynuować wymawianie [mːːːː] przez ok. 10 sekund. Kiedy niemowlę jest głodne, sygnalizuje chęć przyssania się do matczynego sutka, zwierając i rozwierając wargi. Na całym świecie [m] jest jedną z kilku głosek najszybciej przyswajanych przez dzieci. Mandaryńskie māma, suahili mama, keczua mama i polskie mama nieprzypadkowo mają to samo znaczenie. Czy można sobie w ogóle wyobrazić język, w którym nie ma fonemu typu /m/?

Nie tylko można, ale nawet trzeba, skoro (jak wspominałem w poprzednim wpisie), choć [m] jest głoską najczęściej występującą w językach świata, tylko 96% (a nie 100%) systemów fonologicznych uwzględnionych w bazie PHOIBLE zawiera fonem /m/. Jeśli ekstrapolować ten odsetek na wszystkie języki na Ziemi, to można się spodziewać braku /m/ w 250–280 systemach. Nie oznacza to koniecznie, że te języki nie posiadają głoski [m], bo może ona być wariantem pozycyjnym (allofonem) jakiegoś innego fonemu. Na przykład istnieją języki, które nie mają spółgłoskowych fonemów nosowych (takich jak /m/, /n/, /ŋ/), ale mają samogłoski nosowe kontrastujące z ustnymi (np. /ã/ : /a/). W niektórych z nich spółgłoski dźwięczne zwarte (/b/, /d/, /ɡ/) ulegają unosowieniu przez samogłoskami nosowymi, czyli np. sekwencje fonemów /bã/, /dã/, /ɡã/ są realizowane w wymowie jako [mã], [nã], [ŋã]. Ta nosowość, jako przewidywalna i niekontrastywna, nie jest traktowana jako cecha fonologiczna spółgłoski, tylko jako wynik mechanicznego upodobnienia spółgłoski dźwięcznej do samogłoski. Dlatego takie języki traktowane są jako nieposiadające fonemu /m/ (ani też /n/ lub /ŋ/).

W języku pirahã (w brazylijskiej Amazonii) – słynnym m.in. z tego, że ma jeden z najmniejszych systemów fonologicznych – także nie ma spółgłoskowych fonemów nosowych, ale na początku wyrazu po pauzie fonemy /b/, /ɡ/ są realizowane fonetycznie jako [m], [n]. Trudno powiedzieć, jakie jest pochodzenie tych allofonów (bo prawie nic nie wiadomo o historii ludu Pirahã i jego języka), ale w każdym razie nie wynika z upodobnienia. A zatem nosowość w pirahã istnieje, tyle że nie jako cecha dystynktywna (charakterystyczna dla danego fonemu i odpowiedzialna za kontrasty między fonemami).

Są języki, w których brak /m/ nie jest skutkiem ogólniejszego braku spółgłoskowych fonemów nosowych, tylko innej, równie dziwnej luki systemowej: braku spółgłosek wargowych. Języki te nie mają fonemów /p/, /b/, /m/ ani innych spółgłosek artykułowanych za pomocą warg (jak /f/ i /v/), choć mogą mieć fonemy realizowane jako głoski, którym towarzyszy zaokrąglenie warg, np. /w/ (wymawiane jak w angielskim water). Z jakiegoś względu języki tego typu spotykamy – o ile wiadomo – wyłącznie Ameryce Północnej. W dwu rodzinach językowych, irokeskiej i na-dene, brak spółgłosek dwuwargowych jest cechą odziedziczoną po prajęzyku – wspólnym przodku każdej z tych grup.1

Na przykład irokeski język mohawk nie używa spółgłosek dwuwargowych w słownictwie pochodzenia rodzimego, choć zapożyczył pewną liczbę słów angielskich i francuskich, które je zawierają. We wczesnym okresie kontaktów z Europejczykami Mohawkowie zastępowali /m/, /b/ i /v/ języka źródłowego przez /w/ (np. imię Monique zostało zaadaptowane jako Wanik), a cudzoziemskie /p/ przez swoje /k/ (np. Paul, PierreKol, Kel). W miarę oswajania się z językami europejskimi rozszerzyli swój zasób fonemów o /m/ i /p/ (np. mátsis ‘zapałki’ ⇐ ang. matches), ale spółgłoski te używane są tylko w słowach wyraźnie odczuwanych jako obce (zapożyczone). Może się wydać dziwne, że Mohawkowie określani są nazwą etniczną zaczynającą się na /m/, jest to jednak tzw. egzonim, czyli nazwa nadana z zewnątrz, w tym przypadku pochodząca z jednego z języków z rodziny algonkińskiej. Sami Mohawkowie nazywają siebie Kanien’kehá:ka (co mniej więcej oznacza ‘lud z kraju krzemienia’).

Ryc. 1.

Czasem języki, które pierwotnie nie miały fonemu /m/, uzyskują go nie dzięki zapożyczeniom ze źródeł zewnętrznych, ale w wyniku rodzimych (wewnątrzjęzykowych) procesów zmian fonetycznych. Na przykład w języku czirokeskim (również z rodziny irokeskiej) spółgłoska [w] zmieniła się w [m] w środku wyrazu, jeśli następowała po niej samogłoska nosowa. W ten sposób z prairokeskiego *awẽɁ ‘woda’ powstało czirokeskie ama (nosowość „przeniosła się” z samogłoski na spółgłoskę). Takich słów jest co prawda zaledwie kilkanaście; o wiele więcej jest czirokeskich zapożyczeń z angielskiego zawierających /m/ pochodzenia obcego. Jednak ich przyswojenie z pewnością było łatwiejsze dzięki temu, że fonem /m/ już wcześniej pojawił się w słowach rodzimych, jakkolwiek nielicznych.

W Europie brak współcześnie języków nieposiadających /m/, ale prawdopodobnie spółgłoska ta nie występowała w języku prabaskijskim, z którego rozwinął się współczesny baskijski. Dawne *b zmieniło się w [m] przed samogłoską, po której następowało *n. Na przykład prabaskijskie *bini ‘język’ > baskijskie mihi. Jak widać, spółgłoska *n, która warunkowała tę zmianę, sama następnie uległa zanikowi, a miejsce po niej zajęło krtaniowe [h] (wstawione dla uniknięcia zbiegu samogłosek). Pouczające jest przyjrzenie się szczegółom tego procesu. Stadium pośrednim było *mĩh̃ĩ (nosowość usuniętego *n „rozlała się” na sąsiednie głoski, a to z kolei spowodowało asymilacyjną zmianę [b] w [m]).1 Wskutek zniknięcia pierwotnego czynnika warunkującego unosowienie początkowa głoska wyrazu usamodzielniła się jako fonem /m/ (nosowość stała się jej własną cechą identyfikacyjną). Innym źródłem współczesnego baskijskiego /m/ jest dawna grupa spółgłoskowa *nb, która rozwijała się następująco: *nb > *mb > *mm > m (*unbe ‘dziecko’ > ume).

Zmiany fonetyczne są najczęściej „naturalne” (motywowane dążeniem do zmniejszenia wysiłku artykulacyjnego czyli do ułatwienia wymowy połączeń głosek), ale z drugiej strony język służy do przekazywania zakodowanej informacji, a zatem uproszczenia fonetyczne bywają kompensowane w taki sposób, aby kontrasty umożliwiające rozróżnianie znaczeń nie zanikały całkowicie, tylko ulegały „przekodowaniu”: mogą zostać przeniesione na inne głoski lub wyrażone za pomocą innych cech fonologicznych. Między wygodą mówiącego a wygodą słuchacza – czyli między dążeniem do łatwej wymowy a zrozumiałością komunikatu – utrzymuje się dynamiczna równowaga. Głoski łatwe w wymowie łatwiej powstają, niż znikają, toteż występują pospolicie. Głoski trudne, ale naładowane informacją (bo będące nośnikami dużego pakietu cech rozpoznawczych) powstają rzadziej i mają mniejsze zasięgi występowania, ale często stają się nieusuwalne (przynajmniej w krótkim czasie) ze względu na swoją rolę w systemie.

Ryc. 2.

Nie istnieje fonem (zdefiniowany jako kompleks konkretnych cech fonologicznych), który by występował we wszystkich językach świata. Zdarzają się również luki systemowe obejmująca całe klasy fonemów (posiadających wspólną cechę). Niemal wszystkie rdzenne języki Australii pozbawione są spółgłosek szczelinowych lub zwartoszczelinowych, z których bogactwa słynie np. język polski. Języki na-dene, takie jak tlingit, pozbawione są na ogół głosek wargowych (podobnie jak irokeskie), ale dla innych miejsc artykulacji rozwinęły bogactwo spółgłosek zwartych, szczelinowych i zwartoszczelinowych (łącznie zwanych obstruentami), które zawstydziłoby Polaków. Tlingit ma obstruenty  bezdźwięczne zwykłe, przydechowe lub ejektywne, lateralne i labializowane (wymawiane z zaokrągleniem warg), ale brak im odpowiedników dźwięcznych. Luki systemowe często wykazują koncentrację geograficzną (niezależnie od pokrewieństwa języków zdefiniowanego jako pochodzenie od wspólnego przodka). Podobnie „wyspowy” charakter ma także występowanie rzadkich typów głosek (była o tym mowa przy okazji omawiania mlasków). Języki sąsiadujące z sobą przed długi czas mogą ulegać pod tym względem konwergencji wskutek mieszania się populacji i rozpowszechnionej wielojęzyczności.2

Czy przodkowie ludów irokeskich od zarania dziejów nie używali głosek wargowych? Czy Baskowie wywodzą się z populacji, która była dziedzicznie niezdolna do wymawiania /m/ (choć używała /b/)? Na pewno nie, skoro np. Mohawkowie w końcu przyswoili sobie zapożyczenia zawierające „zakazaną” klasę głosek, a w baskijskim rozwinęło się /m/ wskutek asymilacji, bez obcego wpływu. Irokezi potrafią zaciskać wargi tak samo, jak wszyscy inni ludzie na Ziemi. Prairokeski i prabaskijski to po prostu rzadkie przykłady języków, w których ewolucji doszło do mało prawdopodobnego, ale możliwego zbiegu okoliczności. Jakieś zamierzchłe zmiany fonetyczne, których nie jesteśmy w stanie dokładnie poznać (bo zaszły w okresie dawniejszym niż zasięg rekonstrukcji porównawczej) wyeliminowały niektóre głoski, które statystycznie należą do „żelaznego repertuaru” języków świata. Nawet głoska bardzo stabilna i łatwa w wymowie, która normalnie byłaby przekazywana z pokolenia na pokolenie przez tysiące lat w niezmiennej formie, ma prawo od czasu do czasu ulec dziwnej i nietypowej zmianie.

Przypisy

1) Język pra-na-dene mógł mieć *m, ale nie jest to oczywiste. W wielu współczesnych językach tej rodziny fonemy /m/ i /p/ występują, ale zwykle są bardzo rzadkie (dotyczy to zwłaszcza /p/) albo ograniczone do zapożyczeń. W niedawno wymarłym języku ejak spółgłoska [m] w słowach rodzimych była używana jako allofon /w/ przed samogłoskami nosowymi. Język tlingit – stanowiący „bazalną” gałąź rodziny na-dene, nie ma żadnych fonemów wargowych, nawet /m/.
2) Silnie unosowiona wymowa [mĩh̃ĩ], zarówno w tym słowie, jak i w innych formach o podobnej strukturze i historii, zachowała się w dialekcie suletyńskim współczesnego języka baskijskiego (na terenie Francji).
3) Można się zastanawiać, czy zjawiska takie jak złożone tony w językach Azji Południowo-Wschodniej, brak spółgłosek szczelinowych w Australii, występowanie mlasków w Afryce Południowej albo ogromnie rozbudowanych systemów spółgłoskowych na Kaukazie – o ile utrzymywały się regionalnie przez tysiące lat – nie zostały „zasymilowane genetycznie”, tzn. czy nie pojawiła się presja selekcyjna na doskonalenie dziedzicznie uwarunkowanych biologicznych predyspozycji do posługiwania się językami danego typu. Dostrzeżono korelację między występowaniem pewnych alleli (stosunkowo późnego pochodzenia) genów związanych z rozwojem mózgu a brakiem tonalności (tak jakby to „głuchota tonalna” była zjawiskiem wtórnym i raczej młodym w skali historii gatunku), natomiast nie stwierdzono uchwytnej zależności między genetyką południowoafrykańskich populacji posługujących się językami bantu a użyciem mlasków.

Opisy ilustracji

Ryc. 1: Louis Levi Oakes (1925–2019), Kanadyjczyk, jeden z siedemnastu Mohawków, którzy w czasie II wojny światowej służyli w armii USA jako tzw. code talkers: przekazywali komunikaty kodowane w prosty sposób, ale używając własnego języka, całkowicie niezrozumiałego dla przeciwnika. Kilka innych rdzennych ludów północnoamerykańskich (np. Nawaho czy Komancze) było wykorzystywanych w ten sposób na różnych frontach. Używane przez nich kody nigdy nie zostały złamane. Foto: Pierre Belleregarde. Źródło: Twitter (fair use).
Ryc. 2: Widok Mount Giles w Górach MacDonnella (Australia) – dzieło wybitnego australijskiego malarza Alberta Namatjiry (1902–1969) z ludu Aranda (przedstawiające rodzinne strony autora). Język aranda (kompleks kilku dość różnorodnych dialektów) ma duży zasób fonemów spółgłoskowych. Wykorzystuje sześć miejsc artykulacji, odróżnia spółgłoski zwarte od nosowych i zwarto-nosowych, ma po kilka fonemów typu L i R, ale w ogóle nie używa spółgłosek szczelinowych ani zwartoszczelinowych (czyli takich jak polskie s /s/ lub c /ts/). Żródło: Wikiart (fair use).

Patrz też

Rozmowa w języku mohawk. Warto zwrócić uwagę na aktywność warg obu rozmawiających. Przy wymowie /w/ i samogłosek zaokrąglonych wargi są wysuwane lub zaokrąglane, ale ulegają całkowitemu zwarciu dopiero w chwili, gdy mówiący kończy wypowiedź.