Polecaliśmy już na blogu ciekawe książki i filmy – pora na coś innego. Tym razem chciałbym zachęcić czytelników do przyjrzenia się zasobom sieciowym Khan Academy. Cóż to takiego? Jest to ogólnoświatowa organizacja, która prowadzi szeroko rozumianą edukację. Założył ją Salman (Sal) Khan (nie mylić z indyjskim aktorem!), absolwent MIT i Harvardu, który po latach pracy w finansach odnalazł się jako edukator, a nawet, można powiedzieć, wizjoner edukacji. Zaczął od nagrywania filmów na YouTube, ale dość szybko uznał, że jest to ciut za mało.
Dziś Akademia Khana jest bardzo rozpowszechnionym źródłem naprawdę solidnej wiedzy – i to wiedzy dla każdego: od kilkulatka / przedszkolaka do studenta. Projekt ma na świecie ponad 8 mln subskrybentów, a filmy wyświetlono już ponad dwa miliardy(!) razy. Na pewno coś ciekawego znajdą tam też ci, którzy chcą sobie odświeżyć wiedzę albo nauczyć czegoś nowego. Bazą wiedzy są filmy umieszczane na YouTube, ale dość szybko zostało to obudowane w formie portalu. Znajdziemy na nim nie tylko ćwiczenia pomagające w zrozumieniu materiału, ale też np. wskazówki praktyczne dla nauczycieli. Tematyka? Bardzo różnorodna. Począwszy od szeroko rozbudowanej matematyki (są nawet równania różniczkowe czy statystyka) przez przedmioty ścisłe (fizyka i chemia, ale też bardzo ciekawa kosmologia i astronomia), mikro- i makroekonomia, historia sztuki, programowanie, muzyka itd. W zasadzie dla każdego coś miłego.
Aby uatrakcyjnić proces uczenia, kursant w czasie nauki zarabia tzw. punkty energii oraz odznaki (badges). Te są skierowane raczej do młodszych, którzy uwielbiają takie metody dopingowe, podobnie jak w grach. Co więcej, od niedawna mamy też możliwość skorzystania z chatbota o nazwie Khanmigo, będącego ściśle związanym z technologią GPT-4, czyli – mówiąc skrótowo – sztuczną inteligencją. Możemy więc powiedzieć, że każdy ma indywidualnego tutora. Darmowego, a przede wszystkim zawsze cierpliwego.
No dobrze, ale… to USA i język angielski. HA! A właśnie nie tylko. I tu trzeba wspomnieć o niesamowitej postaci fizyka, prof. Lecha Mankiewicza, dyrektora Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i zapalonego edukatora, który fantastycznie zaraża swoją pasją młodych. To wokół jego osoby zgromadzili się entuzjaści Khan Academy i zaczęli tłumaczyć zawartość merytoryczną na język polski. Dziś mamy tu imponujące 4 tys. zlokalizowanych filmów i ponad 100 tys. subskrybentów polskiego kanału YouTube Khan Academy. Warto wspomnieć, że za całą ideą polskiej wersji akademii stoi fundacja Edukacja dla Przyszłości. Jej hasło brzmi: „Nauka to nie nuda”. Nie muszę chyba dodawać, że zarówno w angielskiej, jak też każdej innej wersji językowej Khan Academy, dostęp do wszystkiego jest absolutnie bezpłatny. Wystarczy tylko chcieć.
Serdecznie polecam – uczniom, nauczycielom (znajdziecie inspirację) i wszystkim zainteresowanym!
Dziś wpis szczególny, gościnny. Autorka – miłośniczka i znawczyni zwierzaków rozmaitych na Twitterze jest znana jako Instytut Stworków, Potworków i Przytulasków. Warto obserwować, bo pokazuje cudne i cudaczne zwierzaki. Mamy nadzieję, że dołączy do naszego zespołu jako regularna autorka.
Poniedziałek
Nie jestem zwolennikiem poniedziałków, budzą we mnie swoistą odrazę, zupełnie jak koprofagia. Zapytacie jednak, co wspólnego ma początek tygodnia i konsumpcja fekaliów? Odpowiedź znajduje się w filiżance i towarzyszy nam w zaspanych porankach! Czy wiecie, czym jest kopi luwak? To nazwa ekskluzywnej kawy, pozyskiwanej z odchodów pewnego kotokształtnego. Zanim podejrzliwe zerkniecie na swoje kubki, zaznaczam, że większość społeczeństwa delektuje się jego „ubogim krewnym”, czyli kawą zbieraną w tradycyjny sposób, co biorąc pod uwagę wątpliwości natury etycznej, w tym konkretnym przypadku stawia nas w uprzywilejowanej pozycji.
Zaczniemy jednak od początku, omijając fragment z chaosem i płynnie przechodząc do wspomnianego wcześniej producenta kawy. Otóż łaskuny palmowe (Paradoxurus hermaphroditus), zwane także muzangami, to ssaki drapieżne należące do rodziny wiwerowatych (Viverridae). Występują w południowej i południowo-wschodniej Azji. Łaskuny w naturze są gatunkiem wszystkożernym. Spożywają głównie owoce i zielone części roślin, ale nie pogardzą gryzoniami, drobnymi kręgowcami czy też owadami. Owoce kawowca traktują bardziej jak przysmak, wybierając te dojrzałe i najsłodsze. Podczas przejścia przez układ pokarmowy łaskuna pestka ulega delikatnemu nadtrawieniu w żołądku, następnie poddana zostaje działaniu bakterii bytujących w jelitach, żeby ostatecznie wydostać się na zewnątrz w formie zbitego brykietu odchodów. Te są zbierane przez ludzi i po starannym oczyszczeniu ziaren z resztek odchodów, sprzedawane w stanie surowym lub palone.
Oryginalny smak kawy kopi luwak, według naukowców z Uniwersytetu w Guelph w Kanadzie, wynika z pozbawienia ziaren zewnętrznej otoczki zawierającej najwięcej aldehydów i olejków eterycznych. To otoczka odpowiada za kwaśny posmak kawy. Czas który jest potrzebny na przejście owoców kawowca przez przewód pokarmowy sprawia że delikatnie słodują, w efekcie nabierając słodkawego smaku o karmelowej nucie. Dogłębna transformacja świeżych ziaren w ziarna przetworzone przez łaskuny obejmuje również nadanie jej łagodniejszego smaku poprzez rozłożenie pewnych białek i węglowodanów, które bezpośrednio odpowiadają za charakterystyczną goryczkę kawy.
Obiektywnie rzecz ujmując, smak kopi luwak nie wydaje się na tyle niepowtarzalny i doskonały, aby płacić za nią horrendalnie wysoką cenę, a klatkowy chów łaskunów jest najzwyczajniej nieetyczny. Sama kawa nie jest już kawą, a raczej kawowym słodem, pozbawionym typowego smaku i aromatu. Swoją sławę i wysoką cenę zawdzięcza raczej dość nietypowemu sposobowi pozyskiwania. Osobiście nie ufam niczemu, co już raz zwiedzało układ pokarmowy!
Wtorków też nie lubię, zwykłam na nie patrzeć jak na ostatki poniedziałku. Tydzień złudnie posunął się do przodu, ale nie na tyle żeby już odczuwać satysfakcję. Po dotarciu do pracy kumuluję w sobie moc i wykonuję staranie zaplanowane huraganowe przejście, od progu dając do zrozumienia, że jestem w wirze zajęć. Wspaniała taktyka kamuflażu zapewniająca przetrwanie i odrobinę spokoju. W świecie Stworków nazywamy to mimikrą, czyli szczególną odmianą mimetyzmu. Definicja mimikry w dużej mierze zależy od tego, z jakim jej typem mamy do czynienia i jakich organizmów dotyczy. Na przykład w świecie flory występują osobliwe przypadki mimikry seksualnej. Z kolei pojęciem innej wagi jest mimikra molekularna, dająca możliwość upodobniania się genów bakterii i wirusów do genów gospodarza. W świecie zwierząt – i o nim mogę powiedzieć coś więcej – jest zjawiskiem polegającym na upodabnianiu się do innych organizmów, które ze względu na swoją jadowitość, toksyczność lub nieprzyjemny posmak są dyskwalifikowane przez potencjalne drapieżniki.
I to jest moment, kiedy na scenie pojawia się postać larwalna ćmy Hemeroplanes triptolemus z rodziny zawisakowatych (Sphingidae). Przedstawiając to najbardziej obrazowo, gąsienice jawią się drapieżnikom jako soczyste, smaczne i dość łatwe do zdobycia kąski. Pobudziło to do kreatywności matkę naturę, dając tym maleństwom unikatowy arsenał obronny. Podziały jednak nie były sprawiedliwe i o ile część gąsienic w sposób realny potrafi zagrozić swoim oprawcom, o tyle pozostałym dano tylko (albo aż) kamuflaż. Wspomniana wcześniej Hemeroplanes triptolemus posiada zdolność rozszerzania tylnych segmentów swojego ciała, upodabniając się tym do węży! Ale to nie koniec. Jej odwłok do złudzenia przypomina głowę gada, a że kamuflaż jest dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, więc plamki przypominające wężowe oczy nie powinny was zaskoczyć. Mimikra weszła jej tak mocno, że gąsienica przyjmuje postawę węża i atakuje, oczywiście nieszkodliwie, potencjalnych drapieżników!
Wnioski nasuwają się same: kamuflaż w pracownika miesiąca może nie sprawi, że nim zostaniemy, ale da nam gwarancję braku ataku ze strony szefa!
Połowa tygodnia orzeźwia mnie lekką bryzą optymizmu. Coraz cichsze stają się dyskusje dotyczące ubiegłego weekendu, coraz głośniejsze chojrackie plany na nadchodzący. Słuchając otaczających mnie dźwięków skłaniam się jednak do tezy, że zdolności słuchowe bywają wybiórcze. Bo jak inaczej wytłumaczyć wyostrzenie ich na biurowe ploteczki i otępienie na polecenia przełożonych? A z czego właściwie to wynika? Otóż w zależności od środowiska w którym przyszło Stworkom egzystować oraz od tego jaki tryb życia prowadzą, rozwijają się u nich zmysły najpotrzebniejsze, czyli takie które zwiększają możliwość przeżycia. Słyszalność dźwięków daje im możliwość szybkiej reakcji na potencjalne niebezpieczeństwo, ale pozwala również komunikować się w sposób niesłyszalny dla innych.
Spróbuję to trochę uporządkować. Dźwięki możemy podzielić ze względu na ich częstotliwość. Infradźwięki to dźwięki poniżej progu słyszalności człowieka, czyli ok. 20 Hz. Dźwięki słyszalne to te o częstotliwości 20 Hz – 20 kHz, a ultradźwięki to dźwięki powyżej progu słyszalności. Te ostatnie są z dużym sukcesem wykorzystywane między innymi przez delfiny, wieloryby oraz nietoperze, które wykorzystują ultradźwięki do echolokacji, czyli nawigacji przy pomocy dźwięku. Prawdopodobnie dla wielu z was może być zaskoczeniem, że w kategorii „super słuch” nagrodę bezkonkurencyjnie zgarnia nocny motylek, barciak większy (Galleria mellonella) z rodziny omacnicowatych. To maleństwo wyczuwa ultradźwięki o częstotliwości 300 kHz! Zdolności barciaka zbadali dokładnie szkoccy naukowcy z University of Strathclyde w Glasgow. Ich zdaniem wynika to z chęci przetrwania, czyli niemal jak zawsze, ewolucyjnego wyścigu zbrojeń między motylami a ich oprawcami. W tym przypadku są nimi polujące nietoperze. Umiejętność odbierania dźwięków na tak wysokim poziomie pozwala komunikować się motylom na częstotliwościach niesłyszalnych dla nietoperzy (których możliwości mieszczą się w przedziale 11–212 kHz), a tym samym uniknąć schwytania przez nie.
O takiej wrażliwości na dźwięk możemy tylko pomarzyć, jednak praktyka pozwoli nam zarejestrować kroki szefa, a to też jest umiejętność w kategorii przeżycia!
Czwartek to najlepszy dzień tygodnia! Jest też o tyle wyjątkowy, że właśnie w ten dzień mam dokładnie 50% szans na punktualne dotarcie do pracy, w pozostałe dni nie udaje mi się to nigdy. Nałogowo zasypiam, ignorując kilkanaście alarmów, i z każdym następnym budzikiem objęcia Morfeusza są silniejsze. Gdyby istniała możliwość jednoczesnego snu i drogi do pracy, ułatwiłoby mi to funkcjonowanie.
Jak zwykle świat Stworków proponuje bardzo ciekawe rozwiązanie: umiejętność snu jedną połową mózgu, podczas gdy druga zachowuje czujność. Określa się to jako jednopółkulowy sen wolnofalowy (unihemispheric slow-wave sleep – USWS). Podczas zwykłego snu, przy zamkniętych obu oczach, obie półkule mózgu wykazują zredukowaną świadomość. W USWS jedna z półkul mózgu pogrążona jest w śnie głębokim (rodzaj snu NREM), a odpowiadające tej półkuli oko jest zamknięte. W tym samym czasie drugie oko pozostaje otwarte, a odpowiadająca mu półkula wykazuje cechy czuwania. Zalety tego rozwiązania opiszę na przykładzie delfina, który bez tej umiejętności niechcący udałby się na wieczny odpoczynek. Podczas USWS czuwająca półkula mózgu kontroluje pływanie i wynurzanie się na powierzchnię w celu zaczerpnięcia oddechu. Z kolei otwarte oko powiązane z czuwającą półkulą mózgową pozwala delfinowi wypatrywać drapieżników i płynąć bez zakłócania formacji stada i przy zachowaniu łączności pomiędzy osobnikami. Naukowcy z University of the Witwatersrand w Johannesburgu zwrócili również uwagę na problem utraty ciepła przez delfiny. Zachowanie jednej półkuli mózgu w stanie czuwania, dzięki nieprzerwanemu poruszaniu płetwami i ogonem, gwarantuje pozostanie blisko powierzchni wody i pozwala zwierzętom utrzymywać ciepło.
Wiele gatunków ptaków i ssaków morskich, a prawdopodobnie także gady, czerpie korzyści z możliwości zapadania w jednopółkulowy sen wolnofalowy. Nas jednak ta umiejętność ominęła, tym samym nie polecam ucinać sobie drzemki w drodze do pracy, zwłaszcza jeśli jest się kierowcą. Chyba że się nie jest, to wtedy można!
Piątek, piąteczek, piątunio. Jak cudownie to brzmi! W całym tygodniu, to właśnie ten dzień kojarzy mi się z dobrą zabawą. Jednak w pewnym wieku, a właśnie w nim jestem, wyjście na drinka musi być ubezpieczone przynajmniej dwoma dniami na regenerację. Uciechę ze spożycia fermentujących owoców Stworki odkryły już dawno, ba, być może to one zasugerowały nam skorzystanie z mocniejszych darów natury. Alkohol, podobnie jak u ludzi, jest bestsellerem i to zdecydowanie bezpieczniejszym niż roślinne narkotyki, od których również nie stronią. Ale dlaczego Stworki w ogóle dają w szyję?
Prawdopodobnie z tych samych powodów co my. Żeby zrobić na złość demografii, jednak przede wszystkim, żeby dobrze się bawić, a także by ukoić smutki. Najprawdopodobniej w mózgu zwierząt i ludzi zachodzą podobne mechanizmy pobudzenia przez alkohol układu nagrody. Alkohol podnosi bowiem poziom dopaminy – neuroprzekaźnika, który szybko oddziałuje na ośrodek przyjemności, przynosząc uczucie natychmiastowego zadowolenia i ulgi w cierpieniu. To co jednak jest fascynujące to picie i nie upijanie się, ale to potrafią nieliczni. Doskonałym przykładem jest ogonopiór uszasty (Ptilocercus lowii), niewielki ssak z rodziny ogonopiórowatych (Ptilocercidae), rzędu wiewióreczników. Zwierzęta te są wszystkożerne, w skład ich diety wchodzą rośliny, owady, a zdarza im się również upolować małego kręgowca. Ogonopiór wykazuje jednak wysoką i systematyczną skłonność do nektaru z kwiatów eugejsony, palmy której soki w wyniku naturalnej fermentacji osiągają 0,5–3,8% stężenia alkoholu. Palma kwitnie przez cały rok, a jeden kwiat żyje około półtora miesiąca, roznosząc charakterystyczną browarową woń. Nasz niespełna 50-gramowy Stworek w przeliczeniu na masę ciała spożywa taką ilość alkoholu, że analogiczna u człowieka wprawiłaby go w zaawansowany rausz. Jakież musiało być zaskoczenie naukowców pod przewodnictwem dr. Franka Wiensa z Uniwersytetu w Bayreuth, kiedy okazało się, że ogonopiór jest trzeźwy jak niemowlę!
Prawdopodobnie w toku ewolucji to maleństwo wykształciło nieprawdopodobne zdolności szybkiego metabolizmu alkoholu, co pozwala mu zachować trzeźwość umysłu mimo wysokoprocentowej diety. I ponownie – motorem napędowym ewolucyjnych ścieżek jest chęć przetrwania, pijany byłby przecież niezwykle łatwym kąskiem dla wszystkich drapieżników. Coś za coś: ogonopiór jest uboższy o przyjemność płynącą z podchmielenia, ale żyje i co więcej – raczy się kieliszeczkiem nektaru bez strachu, że trafi na terapię AA. Wypadamy dość blado na tle tego przykładu, na nasze szczęście ewolucja nie musiała dokonywać drastycznych wyborów i przynajmniej nie odebrała nam możliwości strzelenia sobie głębszego z całą paletą towarzyszących temu konsekwencji.
Szósty dzień tygodnia jest wolny od presji tygodniowych obowiązków. O ile dzień ją poprzedzający dla wielu z nas jest subtelnym balansem między pracą a relaksem, o tyle właśnie sobota skłania nas do czerpania pełnej przyjemności. Zazwyczaj mamy możliwość wyspania się, co pozwala efektywniej odbierać kształtne bodźce ze świata nas otaczającego. Spokojne śniadanie z partnerką/partnerem, albo samemu i brak pośpiechu otwierają przyjemną przestrzeń do ulubionej aktywność fizycznej i nie mam na myśli joggingu. Ten akurat jest dziwny, bo po co biec, skoro nikt nikogo nie goni?!
Pocić można się przyjemniej i krócej niż trwa maraton, więc wybór zdaje się oczywisty – seks! Bardzo chciałbym potrzymać wyidealizowany obraz miłości z filmu „Zakochany kundel” i powiedzieć wam, że wszystkie Stworki zajadają spaghetti, kończąc nitkę makaronu niewinnym całusem. Prawda wygląda jednak bardziej jak wyuzdany film dla dorosłych i to zabroniony w wielu krajach ze względu na treść. Mocno zakorzeniony w naszej świadomości jest uroczy obraz pingwinów; zabawnie się poruszają i noszą fraki, co jednoznacznie utożsamiamy z wysoką kulturą. Pingwiny białookie (Pygoscelis adeliae) już na przełomie 1911–1912 były obiektem badań lekarza George’a Murraya Levicka. Poświęcił im on dwanaście tygodni, zapisując dwa grube notesy. Niestety ich treść była zbyt gorsząca jak na ówczesne czasy. Katalog zachowań seksualnych, jakie zaobserwował, obejmowała gwałty na samcach oraz samicach, gwałty zbiorowe, kopulowanie z pisklętami, w tym również z własnym potomstwem, zachowania autoerotyczne przejawiające się spontanicznymi wytryskami na lód, próby energicznej kopulacji z kamieniami czy kępami roślin oraz przypadki kopulacji ze zwłokami (tu trzeba zaznaczyć, że niskie temperatury świetnie konserwują truchła). W tym przypadku antropomorficzna interpretacja może nas odrobinę wykoleić, nekrofilia w tym wydaniu nie ma nic wspólnego z taką w kontekście ludzkim. Takie zachowanie wynika z automatycznej reakcji samców, widzących samicę w określonej pozycji. Nie są w stanie odróżnić żywej od martwej, jeśli wszystkie wyglądają tak samo…
Warto podkreślić, że takie incydenty dotyczą raczej bardzo młodych pingwinów, które nie wiedzą jeszcze, w jaki sposób dać upust swoim popędom w okresie godowym. Być może szereg dziwnych zachowań seksualnych pozwala obniżyć napięcie seksualne lub jest osobliwym treningiem przed właściwym kojarzeniem. Istnieje też niewielka szansa, że nieprzyzwoite praktyki mogłyby zastąpić joggingiem – gdyby tylko wiedziały o jego istnieniu.
Nadrzędna zasada niedzieli: jeśli nie możesz czegoś dosięgnąć, to tego nie potrzebujesz! Lenistwo i siódmy dzień tygodnia łączy nierozerwalna więź wypracowana na wyzysku dni pracujących. Jeśli zerknąć do świata Stworków, niemal bez namysłu każdy wskaże leniwca jako przykład wręcz doskonały, wszak nazwa zobowiązuje. Pokuszę się jednak o inne zilustrowanie grzechu lekkiego (sprawdziłam, za lenistwo nie idzie się do piekła!).
Odmieniec jaskiniowy (Proteus anguinus) to gatunek endemicznego płaza wód jaskiń krasowych Gór Dynarskich na Bałkanach. Jego niezwykłość polega na minimalistycznym stylu życia w myśli zasady slow life. Naukowcy z Uniwersytetu Budapesztańskiego zbadali ten gatunek i ku ich zaskoczeniu okazało się, że jeden okaz nie poruszył się przez siedem lat! Jaskinie, w których mieszka, są niemal pozbawione światła, zatem zmysł wzroku się u niego nie wykształcił, przy czym uwstecznione oczy zachowały wrażliwość na światło. W zamian za to wyostrzeniu uległ węch i słuch. Odmieniec posiada także specjalną linię boczną, której mechanoreceptory wyczuwają wibracje otaczającej go wody. Dzięki temu poluje na niewielkie kręgowce, ślimaki i czasem owady. Brakuje mu także zauważalnej pigmentacji skóry i w przeciwieństwie do większości płazów prowadzi całkowicie wodny tryb życia. Rozmnaża się niezwykle rzadko, bo jedynie raz na 12 lat, składając do 70 jaj. Ponadto zwierzęta te są długowieczne. Średnia długość ich życia to 68,5 roku, ale zakłada się, że wiele z nich spokojnie przeżyje cały wiek. Wykazują również niezwykłą odporność na głód. Doświadczenia wykazały, że potrafią obejść się bez jedzenia przez 10 lat, a przez pierwsze 3 lata nie wykazują żadnych objawów chorobowych. Potem zaczynają tracić na wadze, przestają się ruszać, czekając aż ofiara przejdzie obok. Jednorazowo potrafią pochłonąć dużą ilość pokarmu i zmagazynować składniki odżywcze w postaci lipidów i glikogenu w wątrobie, po czym wracają do swojego ulubionego lenistwa.
Jak podsumował to zoolog Gergely Balázs z Uniwersytetu Loránda Eötvösa: „Większość schwytanych osobników poruszała się w ciągu kilku lat na odległość mniejszą niż 10 metrów. Wałęsają się wokół siebie i prawie nic nie robią”. I to jest osiągnięcie godne każdej niedzieli.
Jeżeli ktokolwiek dotarł do tego momentu, to współczuję straty czasu, skorzystam jednak z okazji i zapytam, czy ktoś próbował majonezu Pudliszki?
ZDJĘCIA
Poniedziałek: Masked Palm Civet, fot. Paguma larvata, licencja: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne – Bez utworów zależnych 2.0 Ogólny (CC BY-NC-ND 2.0) Link do źródła
Wtorek: Hemeroplanes triptolemus, fot. Reinaldo Aguilar, licencja: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-NC-SA 2.0) Link do źródła
Środa: Greater Wax Moth (Galleria mellonella), fot. Andy Reago & Chrissy McClarren, Some Rights Reserved, Licencja: Attribution 2.0 Generic (CC BY 2.0) Link do źródła
Czwartek: Dolphins, fot. nataliej, Some Rights Reserved, Attribution-NonCommercial 2.0 Generic (CC BY-NC 2.0) Link do źródła
Piątek: Biodiversity Heritage Library, Public Domain Link do źródła
Sobota: Four Friends, fot. Ignacio Ferre Pérez, Some Rights Reserved, Attribution – NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic (CC BY-NC-ND 2.0) Link do źródła
Niedziela: Proteus anguinus, fot. Leonardo, Some Rights Reserved, Attribution – NonCommercial 2.0 Generic (CC BY-NC 2.0) Link do źródła