Labirynt ewolucji. Część 3: Czy goryl obalił Darwina?

Inne części tego cyklu
1. Gatunek jako pojęcie nieostre
2. Allele na łasce dryfu
4. Gatunek patchworkowy

Sprzeczne zeznania genów

Kilkanaście lat temu zsekwencjonowano i złożono w całość genom goryla nizinnego (Gorilla gorilla gorilla), dzięki czemu można było, dzięki analizie porównawczej DNA, przetestować hipotezy dotyczące drzewa rodowego człowiekowatych (Hominidae) − rodziny naczelnych, która interesuje nas szczególnie, ponieważ sami do niej należymy (wraz z szympansami, gorylami i orangutanami). Od tej pory, dzięki powiększaniu się bazy danych genomowych, wykonano wiele podobnych badań. Ich wyniki są zgodne: średnio ok. 70% badanych sekwencji wskazuje, że najbliższymi żyjącymi krewnymi człowieka (Homo sapiens) są szympansy (Pan) i oczywiście nawzajem: najbliższym krewnym szympansa zwyczajnego (P. troglodytes) jest bonobo (P. paniscus), a w następnej kolejności człowiek.

Ale skoro tak jest, to dlaczego to pokrewieństwo dotyczy tylko 70% genomu? Dlaczego nie 100%? I co z pozostałymi 30%? Otóż ok. 15% sekwencji wskazuje, że człowiek jest bliżej spokrewniony z gorylami niż z szympansami, a pozostałe 15% − że goryle i szympansy są bliżej spokrewnione z sobą nawzajem niż z człowiekiem. I bądź tu mądry! Tak jak w przypadku sprzecznych zeznań świadków, pojawia się pytanie: komu wierzyć?

Ryc. 1.

Przedwczesna radość kreacjonistów

Wyniki te uradowały kreacjonistów. Niejaki Jeffrey P. Tomkins, PhD (kreacjoniści posiadający stopnie naukowe zawsze eksponują ten fakt), opublikował na portalu Instytutu Badań nad Stworzeniem (Institute for Creation Research) tekst pod tytułem „Genom goryla to zła wiadomość dla ewolucji”.1 Stwierdził w nim, że ponieważ różne fragmenty ludzkiego genomu mają najwyraźniej różną genealogię, koncepcja drzewa rodowego, będąca rzekomo podstawowym dogmatem „darwinizmu”, jest wewnętrznie sprzeczna. Wniosek: całą teorię ewolucji należy uznać za zdyskredytowaną, wyrzucić na śmietnik i przyjąć jedyną możliwość alternatywną:

Wyniki te nadal wyraźnie wspierają oparty na Księdze Rodzaju biblijny pogląd o osobno stworzonych rodzajach i ludzkości stworzonej na obraz Boga.

Jest to typowy przypadek posługiwania się strategią „chochoła” (straw man). Zamiast rzeczywistej teorii ewolucji Tomkins zaatakował jej karykaturę, którą sam sporządził w taki sposób, żeby łatwo ją obalić. Tymczasem primo: nikt z poważnych naukowców nie twierdzi, że model drzewa rodowego przedstawia całą prawdę o historii organizmów. Secundo: sama teoria ewolucji przewiduje różne sytuacje, w których model ten napotyka na trudności. Tomkins zdaje sobie z tego sprawę, ale stara się stworzyć wrażenie, że przewidywania teorii są problemem dla niej samej. Tertio: Tomkins rozumuje na zasadzie fałszywej dychotomii: jakikolwiek defekt teorii ewolucji (obojętne – rzeczywisty czy urojony) interpretuje jako argument na rzecz wyznawanego przez siebie kreacjonizmu młodoziemskiego, jak gdyby wybór ograniczał się do dwu możliwości. Na tej samej zasadzie płaskoziemca mógłby twierdzić, że „teoria kulistej Ziemi” została obalona, ponieważ precyzyjne pomiary ujawniły spłaszczenie biegunowe globu. Ziemia nie jest idealną kulą, czyli nie jest kulista; prawdziwa zatem musi być teoria alternatywna, głosząca, że Ziemia ma kształt naleśnika. Logiczne, prawda?

A teraz zastanówmy się na poważnie, dlaczego wyniki są, jakie są.

Polimorfizmy i ich znaczenie

Jeżeli w populacji danego gatunku jakieś miejsce w genomie (locus) ma dwa lub więcej wariantów (alleli), to sytuację taką nazywamy polimorfizmem. Zwykle wymaga się przy tym, żeby wariant miał częstość występowania przynajmniej 1%, w przeciwnym razie mówimy o „rzadkiej mutacji”. Oczywiście każdy polimorfizm zaczyna się wskutek zajścia mutacji, która z początku jest rzadka, ale – o ile ma szczęście – może, szerząc się w populacji, zostać uznana za allel polimorficzny. Ile takich miejsc ma w genomie gatunek Homo sapiens? Kilkanaście milionów (plus ok. 70 mln znanych „rzadkich mutacji” i co najmniej drugie tyle nieznanych). Ogromna większość z nich to tzw. polimorfizmy pojedynczego nukleotydu, czyli miejsca, gdzie mutacja punktowa zmieniła tylko jedną „literę kodu genetycznego”. Mniej jest wstawek lub ubytków krótkich sekwencji DNA, a najmniej – mutacji strukturalnych, obejmujących długie sekwencje.

Jak poważne znaczenie mają te polimorfizmy? W genomie ludzkim zmienność dotyczy ok. 11 tys. pozycji zmieniających skład kodowanego białka (podstawienie innego aminokwasu) lub skracających jego łańcuch. Około pół miliona polimorfizmów dotyczy regionów regulacyjnych; nie mają one wpływu na budowę białek, ale potencjalnie mogą modyfikować ekspresję genów. Jeśli tak się dzieje, to mają znaczenie dla rozwoju, wyglądu i funkcjonowania organizmu, a zatem mogą także wpływać na przeżywalność i sukces reprodukcyjny. Dobór naturalny będzie faworyzował allele korzystne, a eliminował szkodliwe. Ale ok. 90% genomu (i podobna część polimorfizmów) ewoluuje neutralnie – występujące tam różnice są funkcjonalnie obojętne. Jak widzieliśmy w poprzednim odcinku, polimorfizmy neutralne nie mogą istnieć wiecznie. Dryf genetyczny nieuchronnie powoduje znikanie konkurencyjnych alleli, aż pozostaje tylko jeden.

Dryfując bez pośpiechu

Jak długo może istnieć taki polimorfizm? Oczekiwany czas od pojawienia się nowego allelu neutralnego do jego ewentualnego utrwalenia się w populacji wynosi 4Ne pokoleń. Ne oznacza tzw. efektywną wielkość populacji, która (upraszczając nieco) nie oznacza faktycznej liczebności populacji, ale jest miarą jej zróżnicowania genetycznego. Mimo że jesteśmy wyjątkowo licznym gatunkiem ssaka (ponad 8,1 mld osobników), nasza populacja efektywna jest rzędu 10 tys. (i odzwierciedla naszą niewielką różnorodność genetyczną). Liczba ta była większa i wynosiła prawdopodobnie ok. 35 tys. dla gatunku, który był ostatnim wspólnym przodkiem goryli, ludzi i szympansów; pozostawała też względnie stała we wczesnej historii człowiekowatych. Szacuje się, że średni odstęp między pokoleniami wynosił dla naszych dalekich przodków ok. 22 lat. Jeśli więc u wspólnego przodka pojawiła się jakaś mutacja neutralna, która ostatecznie utrwaliła się przez dryf, to oczekiwany czas takiego utrwalania się można oszacować na 4 × 35000 × 22 lata, czyli 3,08 mln lat. Zaokrąglijmy to do trzech milionów lat. Tyle czasu średnio utrwala się neutralny allel przy powyższych założeniach. Należy tylko wziąć pod uwagę, że rozkład statystyczny jest w tym przypadku asymetryczny i ma duże odchylenie standardowe (ok. 2,15 Ne). Nie chcę się wgłębiać w statystykę, zaznaczę więc tylko, że spora część polimorfizmów neutralnych zniknie już po milionie lat, a część będzie pokutowała w populacji jeszcze po pięciu milionach lat. Jest to tzw. oczekiwanie neutralne.

Jeżeli polimorfizm pojawił się u wspólnego przodka goryli, ludzi i szympansów i nie zdążył zaniknąć przed rozejściem się linii rodowych goryli oraz reszty wspomnianej grupy (co nastąpiło 10−8 mln lat temu), to odziedziczyły go obie linie potomne: goryla i ludzko-szympansia. Gdyby następnie każda z nich istniała odpowiednio długo jako jeden gatunek, to w końcu dryf genetyczny utrwaliłby niezależnie w każdej z nich jeden z konkurencyjnych alleli – być może ten sam w obu przypadkach, być może inny w każdym przypadku. Gdyby były one odmienne, to badając genomy gatunków potomnych po milionach lat, stwierdzilibyśmy, że mają one w jakimś miejscu genomu fragmenty różne, ale sprowadzalne do wspólnego przodka. Ten fragment drzewa rodowego fragmentów DNA zawierałby jedno rozwidlenie i pasowałby do drzewa rodowego gatunków.

Bałagan w DNA, czyli skutki szybkiej ewolucji

Jednakże jakieś 2,5−3 mln lat później linia ludzko-szympansia rozszczepiła się na dwie odnogi: jedną reprezentowaną dziś przez rodzaj Homo i drugą – przez rodzaj Pan. Wiele polimorfizmów odziedziczonych po wspólnym przodku z gorylami nadal utrzymywało się w populacji i po podziale na linie potomne istniało zarówno u przodka ludzi, jak i u przodka szympansów. Dryf w końcu utrwalił niezależnie po jednym z wariantów w każdej linii. Wyobraźmy sobie teraz, że u przodka wszystkich trzech rodzajów istniał polimorfizm obejmujący dwa warianty jednego locusu, P i Q. Oznaczmy go sobie jako P/Q. W linii gorylej ostatecznie wygrał wariant P, utrwalony przez dryf po kilku milionach lat. W linii ludzko-szympansiej polimorfizm P/Q trwał nadal i został odziedziczony zarówno przez praludzi, jak i przez praszympansy. Ostatecznie jednak w linii ludzkiej wygrał wariant P, a w szympansiej Q. Dzisiejszy badacz, przyglądając się porównywanym genomom, widziałby zgodność między ludźmi a gorylami, podczas gdy szympansy różniłyby się od jednych i drugich. Gdyby natomiast w linii ludzkiej wygrał wariant Q, a w szympansiej P, to odnieślibyśmy wrażenie bliższego pokrewieństwa między gorylami a szympansami, z człowiekiem jako dalszym kuzynem. W obu przypadkach zrekonstruowane drzewo rodowe fragmentów DNA wyglądałoby inaczej niż to, co uważamy za drzewo rodowe gatunków.

Trzy miliony lat lat to akurat dość czasu, żeby połowa polimorfizmów zdążyła zniknąć, a pozostałe były często bliskie zniknięcia. Stąd duże prawdopodobieństwo, że polimorfizm, który przeżył obie kolejne specjacje (podziały na nowe gatunki), zostanie rozstrzygnięty w ten sam sposób u ludzi i szympansów − jako albo P, albo Q w obu liniach. W pierwszym przypadku współczesny badacz nie będzie nawet świadom, że allel Q kiedykolwiek istniał. W drugim – uzna jego występowanie za argument na rzecz bliskiego pokrewieństwa między ludźmi a szympansami (z wyłączeniem goryli). Nie będzie wówczas rozbieżności między drzewem rodowym fragmentów DNA a drzewem rodowym gatunków. Jeśli jednak podziały linii rodowych zachodzą szybciej niż utrwalanie się mutacji neutralnych, odsetek części genomu, których genealogie pokrywają się z genealogią gatunków, będzie co prawda znaczny, ale daleki od 100%. Zjawisko to nazywamy niekompletnym sortowaniem linii rodowych (po angielsku incomplete lineage sorting, w skrócie ILS).

Ryc. 2.

Szczegółowe rachunki pokazują, że to, co obserwujemy, jest ilościowo zgodne z przewidywaniami teoretycznymi. Mało tego – widać inne „efekty specjalne” wynikające z ILS. Mniej więcej 4−5 mln lat po oddzieleniu się od linii ludzkiej linia szympansia podzieliła się na dwa współczesne gatunki. Niektóre stare polimorfizmy dzielone z linią ludzką rozstrzygnęły się niezależnie w każdej z linii potomnych. Skutek jest następujący: ok. 2,5% naszego genomu łączy nas bliżej z szympansem zwyczajnym, a kolejne 2,5% z bonobo. ILS odpowiada także za fakt, że 0,8% naszego genomu ma najbliższe odpowiedniki w linii rodowej orangutanów, które miały z nami ostatniego wspólnego przodka 14−13 mln lat temu.

Uwagi końcowe

To prawda, że gdybyśmy skupili całą uwagę na kilku wybranych fragmentach genomu, ignorując całą resztę, to moglibyśmy dojść do wniosku popartego przez dane genetyczne, że najbliższymi krewnymi ludzi są orangutany, albo – według innych danych – goryle. Dlatego właśnie jest rzeczą ważną, żeby tych danych nie używać wybiórczo. ILS nie jest jakimś wyjątkowym zjawiskiem widocznym tylko w filogenezie człowieka. Wręcz przeciwnie: występuje powszechnie i zawsze trzeba się z nim liczyć, gdy mamy powody sądzić, że w historii badanej grupy organizmów podziały na gatunki następowały szybko po sobie. Tak się dzieje na przykład w przypadku dużych radiacji przystosowawczych dających początek wielkiej liczbie nowych gatunków w stosunkowo krótkim czasie.2

ILS bardziej daje się we znaki w przypadku polimorfizmów „długożyciowych” – nie tylko neutralnych, ale też tych, które utrzymują się znacznie dłużej niż neutralne dzięki doborowi stabilizującemu (patrz poprzednia część cyklu). Dotyczy to np. genów regulujących odpowiedź układu odpornościowego albo determinujących grupy krwi. Natomiast allele utrwalające się szybciej niż neutralne (zwłaszcza te ewoluujące pod silnym naciskiem doboru naturalnego) są znacznie mniej podatne na efekty niekompletnego sortowania linii rodowych.

W następnym odcinku zobaczymy na kilku konkretnych przykładach, jak skomplikowana bywa ewolucja, kiedy przyglądamy jej się z bliska i zamiast wyraźnie zarysowanego rozgałęzienia drzewa rodowego widzimy raczej plątaninę powiązań i komplikacje genealogiczne.

Przypisy

  1. Patrz Tomkins 2012 (tłumaczenie własne). ↩︎
  2. Oczywiście w opisanym tu niekompletnym sortowaniu linii rodowych brały też udział wymarłe gatunki spokrewnione z gorylami, szympansami i ludźmi, nie znamy jednak ich genomów. Wyjątkiem są najbliżsi krewni człowieka współczesnego, czyli neandertalczycy i denisowianie, których DNA wyodrębniono i zbadano. Rzecz jasna, ILS dotyczy także stosunków pokrewieństwa tych gatunków z Homo sapiens. Wiele polimorfizmów współczesnej populacji ludzkiej występowało także u neandertalczyków i denisowian. Oznacza to, że każdy z nas ma dużą liczbę alleli wspólnych z neandertalczykami lub denisowianami, ale nieobecnych u wielu współczesnych ludzi. Chodzi tu o allele odziedziczone po wspólnych przodkach, a nie przeniesione między gatunkami wskutek hybrydyzacji (co, jak wiadomo, też się zdarzało). ↩︎

Opisy ilustracji

Ilustracja w nagłówku − patrz pierwszy wpis z tego cyklu.
Ryc. 1. Samiec goryla nizinnego. Foto: Rennett Stowe 2010. Lokalizacja: Republika Środkowoafrykańska. Źródło: Wikispecies (licencja CC BY 2.0).
Ryc. 2. Drzewo rodowe goryli, szympansów i ludzi oraz genealogia dwóch alleli, “pomarańczowego” i “żółtego”. Pomarańczowy był odziedziczony po dalekich przodkach, żółty był innowacją: powstał wskutek mutacji (zdarzenie oznaczone kółkiem), dając początek neutralnemu polimorfizmowi. Bladobłękitna elipsa oznacza okres utrzymywania się polimorfizmu aż do jego niezależnego rozstrzygnięcia w poszczególnych liniach rodowych. Allel żółty przy pominięciu innych danych sugerowałby bliższe pokrewieństwo człowieka z gorylami (współna innowacja tych dwóch linii, niewystępująca u szympansów). Ilustracja własna (CC BY-SA 4.0). Sylwetki gatunków: PhyloPic (domena publiczna).

Lektura dodatkowa

Wszystkie nasze kolebki. Część 4. Kolebka człekokształtnych i człowiekowatych: Eurazja

Pozostałe wpisy z tej serii:
Część 0. Wstęp i spis treści
Część 1. Kolebka naczelnych: Laurazja/Ameryka Północna
Część 2. Kolebka małpiatek i małp: Afryka
Część 3. Navigare necesse est: emigranci
Część 5: Kolebka goryli, ludzi i szympansów: Afryka po raz drugi
Część 6: Długie i niezupełne pożegnanie z Afryką
Część 7: Tam i z powrotem: neandertalczycy, denisowianie i my

W oligocenie (33,09–23,03 mln lat temu) i miocenie (23,03–5,333 mln lat temu) działo się wiele. Cieplarniany klimat wczesnego eocenu schłodził się stopniowo o 10°C w ciągu 20 mln lat. W oligocenie ustabilizował się nieco, a w środkowym miocenie nawet ocieplił, ale następnie znowu zaczął się ochładzać, zapowiadając (co prawda jeszcze wciąż odległe) zlodowacenia plejstoceńskie, największe od czasów przełomu karbonu i permu. Poziom mórz obniżył się, klimat stał się suchszy, lasy ustępowały stepom, preriom i sawannom. Nadszedł czas wielkich trawożerców otwartych przestrzeni i polujących na nie wielkich drapieżników.

Most Gomfoterów: słonie i małpy wyruszają na podbój Eurazji

Płyta arabska zaczynała pomału odłamywać się od Afryki, ale wciąż dryfowała wraz z nią ku północy. We wczesnym miocenie, około 20 mln lat temu, nastąpiło zderzenie kontynentów. Afryka po raz pierwszy od rozpadu Pangei odzyskała połączenie lądowe z Eurazją przez Arabię, Bliski Wschód, Anatolię i Iran. Był to tak zwany Most Gomfoterów. Nazwa wzięła się stąd, że trąbowce (m.in. z rodzaju Gomphotherium) wykorzystały go, żeby po raz pierwszy w swojej długiej historii opuścić Afrykę i skolonizować Eurazję, a następnie Amerykę Północną (migrując przez Beringię). Dołączyły w ten sposób do megafauny wielkich stepów północnych kontynentów, złożonej z najrozmaitszych kopytnych: koni, nosorożców, żyrafowatych, antylop itp. Wymiana gatunków była obustronna i trwała przez miliony lat, prowadząc do wymieszania się fauny afrykańskiej i laurazjatyckiej. Wzięły w niej udział także małpy.

Ryc. 1.

Przed końcem oligocenu małpy wąskonose były już podzielone na kilka grup. Większość z nich wymarła, ale dwie zachowały się do naszych czasów: koczkodanowce (Cercopithecoidea) i człekokształtne (Hominoidea). Ich przodkowie rozdzielili się ok. 30–25 mln lat temu. Trudno ustalić szczegóły tego procesu, bo pień drzewa rodowego małp miał bardzo wiele bocznych odgałęzień. Określenie przynależności systematycznej poszczególnych gatunków kopalnych przypomina układanie ogromnego puzzle’a, w którym brakuje większości kawałków. Charakterystyczną cechą wszystkich znanych człekokształtnych, która musiała wcześnie pojawić się u któregoś z ich wspólnych przodków, jest brak ogona. Natomiast koczkodanowce są w ogromnej większości ogoniaste i taki też był ich ostatni wspólny przodek. Rzadko się jednak zdarza szkielet pozaczaszkowy kopalnej małpy zachowany w sposób pozwalający stwierdzić obecność lub brak ogona.

Dawniej traktowano kopalne małpy jako kolejne stopnie drabiny ewolucyjnej, na której szczycie stał człowiek. Zresztą nadal odkrywcy każdej dobrze zachowanej małpy wąskonosej mają skłonność do przesadnego kojarzenia jej z przodkami ludzi (co ochoczo podchwytują media). Dziś wiemy jednak, że człekokształtne nie pochodzą od koczkodanowców, lecz miały z nimi wspólnego przodka jako grupa siostrzana, a znane nam małpy z oligocenu i wczesnego miocenu często reprezentują boczne odnogi, bezpotomnie wymarłe, choć bliskie wspólnym przodkom wszystkich dzisiejszych wąskonosych. Klasycznym przykładem jest Proconsul africanus (23–14 mln lat temu), też w swoim czasie uważany za „ogniwo” linii ewolucyjnej człowieka.

Gdy uformował się Most Gomfoterów, skorzystały z niego niektóre afrykańskie naczelne, na przykład pliopiteki (Pliopithecoidea), grupa bezpotomnie wymarła, ale niegdyś bogata w gatunki eurazjatyckie (znana jest również z terenu Polski). Europa w miocenie była już dość zwartym kontynentem, choć dzisiejsze Włochy i część Hiszpanii pozostawały przejściowo częścią śródziemnomorskich archipelagów. Duży obszar Europy Południowo-Wschodniej zalewała Paratetyda, płytkie morze śródlądowe, które od czasu do czasu odzyskiwało połączenie z Morzem Śródziemnym – jego resztkami są dziś Morze Czarne, Kaspijskie i Aralskie. Samo Morze Śródziemne zostało na pewien czas odcięte od Atlantyku i całkowicie wyschło w końcu miocenu (5,96–5,33 mln lat temu), zamieniając się w niewiarygodnie rozległą pustynną depresję, porytą gigantycznymi kanionami, głęboką miejscami na 5 km, o dnie pokrytym grubą skorupą solną. Wiele gatunków migrowało wówczas między Afryką a Półwyspem Iberyjskim i być może docierało suchą nogą na wyspy wyschniętego morza. Następnie jednak Atlantyk przerwał barierę lądową i na powrót napełnił nieckę, izolując lokalne fauny na wyspach Morza Śródziemnego. Globalny poziom oceanów obniżył się wskutek tego o 12 m. Co prawda wcześniej podniósł się o tyle samo, bo woda z parującego Morza Śródziemnego przez setki lat zasilała morza intensywnymi deszczami.

Gibony i orangutany pozostają w Azji

Południowa część Azji i Europy została skolonizowana także przez małpy człekokształtne. Trudno uznać za przypadek, że pierwszy głęboki podział Hominoidea na dwie grupy – gibonów (Hylobatidae) i człowiekowatych (Hominidae) – jest datowany molekularnie na ok. 19 mln lat temu, wkrótce po powstaniu Mostu Gomfoterów. Najstarszy kopalny gibon, Yuannmoupithecus xiaoyuan, znany jest z Chin (9–7 mln lat temu); prawdopodobnie wcześniejsza ewolucja tej grupy przebiegała w lasach tropikalnych Azji Południowo-Wschodniej, co tłumaczyłoby ubóstwo danych kopalnych na ich temat. Człowiekowate „bazalne”, które oddzieliły się przed rozejściem się dzisiejszych linii rodowych, znane są licznie z południowej Eurazji. Należą do nich prawdopodobnie driopiteki (Dryopithecini), m.in. opisany w 2019 r. Danuvius guggenmosi z południowych Niemiec.

Ryc. 2.

Co ciekawe, eurazjatyckie Hominoidea wydają się na ogół bliskie ewolucyjnie dzisiejszym człowiekowatym, podczas gdy gatunki afrykańskie to raczej pierwotniejsze odgałęzienia „pienne”. Nie znaczy to, że te „prymitywne” człowiekowate nie miały także swoich przedstawicieli poza Afryką. Przykładem może być oreopitek (Oreopithecus bambolii). Zasiedlił on 9–7 mln lat temu wyspę, którą tworzyła Toskania wraz z Sardynią i Korsyką. Oreopitek znany jest z wielu skamieniałości i przez pewien czas podejrzewany był – jakże by inaczej! – o bycie „w prostej linii przodkiem człowieka”, tym bardziej, że przypisywano mu (raczej mylnie) dwunożność.

Linia orangutanów (Ponginae) oddzieliła się od pozostałych człowiekowatych (stanowiących podrodzinę Homininae) 14–13 mln lat temu. Taką datę sugerują analizy molekularne; potwierdza ją także paleontologia. Środkowomioceńskie rodzaje Pierolapithecus i Hispanopithecus, oba znane z Półwyspu Iberyjskiego, a także Ouranopithecus i Ankarapithecus z Turcji, leżą gdzieś blisko podstawy drzewa rodowego człowiekowatych. Pierwszy może być bliższy gorylom, ludziom i szympansom, pozostałe – orangutanom, ale trudno tu o pewność. Natomiast takie rodzaje jak Sivapithecus z Indii (12,2–8,5 mln lat temu), Gigantopithecus z Indii, południowych Chin, Wietnamu i Indonezji (9–0,1 mln lat temu) lub Khoratpithecus z Tajlandii i Birmy (9–7 mln lat temu) to zdecydowanie bliscy krewni orangutanów.1

Ryc. 3.

Eurazjatyckie pochodzenie gibonów i orangutanów wydaje się pewne, a skoro tak, to najbardziej oszczędna hipoteza brzmi następująco: ostatni wspólny przodek współczesnych człekokształtnych pochodził z linii, która z Afryki wyemigrowała do Eurazji. Tam (być może w Azji Południowej) nastąpił podział na gibony i człowiekowate, a następnie człowiekowatych na Ponginae i Homininae. Te pierwsze, podobnie jak gibony, pozostały w Azji, natomiast wspólny przodek szympansów, ludzi i goryli powrócił do Afryki około 10 mln lat temu. Inne scenariusze nie są niemożliwe, ale wymagają znacznej liczby arbitralnych założeń, żeby wytłumaczyć rozmieszczenie kopalnych i współczesnych człowiekowatych w czasie i przestrzeni. Dlatego pozwolę sobie przychylić się do zdania zwolenników eurazjatyckiej kolebki człowiekowatych.

Można dodać, że koczkodanowce, choć przez większą część miocenu pozostawały grupą afrykańską (i do dziś mają w Afryce ok. 70 gatunków), również dwukrotnie dały początek migracjom do Eurazji. Przodkowie langurów i nosaczy, krewni afrykańskich gerez (w sumie 45 współczesnych gatunków, żyjących w południowej Azji) opuścili Afrykę ok. 10 mln lat temu; rodzaj Macaca zrobił to w czasie, gdy wysychało Morze Śródziemne. Jeden gatunek, makak berberyjski (M. sylvanus), pozostał najbliżej ojczyzny: w późnym plejstocenie żył w Europie aż po Wielką Brytanię (która nie była jeszcze wyspą) i w całej Afryce Północnej. Do dziś przetrwał w górach Atlasu (jako jedyny makak afrykański) i na skale Gibraltaru, gdzie dumnie reprezentuje Cercopithecoidae jako jedyny dziki gatunek europejski (aczkolwiek jest to populacja introdukowana z Afryki prawdopodobnie kilkaset lat temu).2 Wszystkie pozostałe gatunki makaków (w liczbie ok. 20) zamieszkują południową część Azji (aż po północny skraj wyspy Honsiu, ok. 41°N).

Pod koniec miocenu i w pliocenie Europa stała się zbyt zimna, sucha i stepowa dla małp człekokształtnych, których naturalnym środowiskiem były rozległe, gęste lasy. Znikły one z całego obszaru od Portugalii do Pakistanu, a jeszcze przed nimi wymarły pliopiteki. Tylko koczkodanowce (np. Mesopithecus, krewny nosaczy) zapuszczały się jeszcze czasem do południowej Europy. U schyłku miocenu człekokształtne przetrwały w lasach południowej Azji (gdzie dziś reprezentuje je 18 gatunków gibonów i 3 gatunki orangutanów) oraz w Afryce – gdzie wówczas jeszcze nie powiedziały ostatniego słowa. Ale o tym będzie kolejny odcinek serii.

Przypisy

1) Gigantopithecus blacki z bocznej linii podrodziny orangutanów (Ponginae) był największym znanym naczelnym. W pozycji wyprostowanej mierzył 3 m wzrostu. Żył w lasach i był zależny od owoców i liści drzew. Zgubił go gigantyzm. Przy swojej masie ciała i potrzebach metabolicznych musiał jeść praktycznie przez cały dzień. Jego egzystencję podminowało kurczenie się i fragmentacja azjatyckich lasów podczas zlodowaceń plejstoceńskich. G. blacki wymarł ok. 100 tys. lat temu. Mógł się zetknąć z wczesnymi formami ludzkimi takimi jak Homo erectus i denisowianie, ale nie ma dowodów, że te spotkania przyśpieszyły jego wymarcie.

2) Makak berberyjski jest rzadkim przykładem małpy z grupy koczkodanowców, u której ogon praktycznie zanikł (pozostałe przypadki to także gatunki z rodzaju Macaca). Z tego powodu bywał w tradycji anglosaskiej zaliczany do apes (wraz z człekokształtnymi), nie do monkeys. Nie jest to jednak terminologia naukowa, a zanik ogona u niektórych makaków jest zjawiskiem niezależnym i nie świadczy o bliskim pokrewieństwie z człekokształtnymi.

Lektura uzupełniająca

Danuvius: https://www.nature.com/articles/s41586-019-1731-0
Oreopithecus: https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S0047248413001322
Eurazja jako kolebka człowiekowatych i teorie konkurencyjne:  https://www.cell.com/current-biology/fulltext/S0960-9822(07)00367-3
Gigantopithecus: https://www.livescience.com/53313-biggest-ape-forest-dweller.html

Opisy ilustracji:

Ryc. 1. The Monkey Selfie (2011), czyli autoportret samicy makaka czubatego (Macaca nigra) z Sulawesi, przedstawiciela koczkodanowców. Foto: makak czubaty (aparatu fotograficznego użyczył David Slater). Źródło: Wikipedia (domena publiczna).
Ryc. 2. Para gibonów białorękich (Hylobates lar) z Indochin, Półwyspu Malajskiego i północnej Sumatry (Ogród Zoologiczny w Salzburgu). Ubarwienie tego gatunku jest zmienne i nie zależy od płci. Foto: Matthias Kabel. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY 2.5)
Ryc. 3. Samce trzech żyjących gatunków orangutanów (Pongo). Od lewej do prawej: orangutan borneański (P. pygmaeus), sumatrzański (P. abelii) i tapanulijski (P. tapanuliensis). Ich drogi ewolucyjne rozdzieliły się prawdopodobnie 3,4–2,4 mln lat temu. Foto: Eric Kilby, Aiwok, Kim Laman. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 3.0).