Europa Clipper – podróż w kierunku Jowisza

Dwa wieki temu oceany świata opanowały duże, piękne i niesamowicie szybkie żaglowce – klipry. Do dziś budzą podziw, ponieważ ich konstrukcje były naprawdę optymalne, stworzone do pokonywania oceanów w trudnych warunkach z dużą prędkością, dochodzącą często do 20 węzłów (37 km/h). Ale era kliprów przeminęła, pojedyncze można jeszcze obejrzeć w suchych dokach (np. Cutty Sark w londyńskiej dzielnicy Greenwich).

Na pierwszym planie – Cutty Sark1

To tylko tytułem wstępu, albowiem ja zamierzam napisać trochę o kosmosie, a konkretnie o rozpoczynającej się misji o nazwie Europa Clipper. Jest to kolejny projekt NASA i JPL, którego celem jest jeden z galileuszowych księżyców Jowisza, konkretnie właśnie Europa.

Oficjalny znaczek misji

Pierwotny plan z 1997 r. zakładał wysłanie misji Europa Orbiter, ale w końcu została ona porzucona. W 2013 r. National Research Council zaproponował projekt pn. Europa Clipper. Jako wykonawców wybrano kilka instytucji: oczywiście NASA, będąca koordynatorem, poza tym JPL – Jet Propulsion Laboratory, a także Johns Hopkins University.

Sam projekt był kilkakrotnie modyfikowany, ponieważ trwające od kilku lat badania okolic Jowisza wykazały, że instrumenty badawcze będą w pobliżu Europy podlegać silnemu promieniowaniu. Zasadniczym zadaniem misji Clippera jest dokładne badanie księżyca, przy czym będzie ono prowadzone z odległości od kilkudziesięciu do ponad 2 tys. km.

Europa Clipper orbitujący wokół księżyca (wizja artystyczna)

Być może ktoś spyta: a dlaczego sonda nie zostanie wprowadzona na orbitę Europy, ale będzie krążyć wokół Jowisza i tylko okazjonalnie zbliżać się do księżyca? Wspomniałem o promieniowaniu – jest ono na tyle silne, że taka misja potrwałaby zaledwie kilka miesięcy, zanim instrumenty by się poddały, a tak jest szansa, że cała seria badań potrwa kilka lat. Planuje się, że powinna potrwać ok. 3,5 roku, po czym nastąpi efektowny koniec, a mianowicie roztrzaskanie Clippera o powierzchnię innego z księżyców Jowisza – Ganimedesa. No dobrze, a dlaczego nie o powierzchnię Europy? Naukowcy z NASA i JPL uznali, że powierzchnia Europy powinna pozostać na razie nietknięta, dostępna do dalszych badań, gdy zostanie tam wysłany lądownik. Czyli po prostu na wszelki wypadek. No cóż, zawsze jest możliwość, że sonda będzie miała pasażera na gapę. Nie jakiegoś małego ssaka, ale np. niesporczaka, który bez problemu przetrwałby taką podróż i zanieczyścił księżyc.
Europa Clipper został zaprojektowany pierwotnie w taki sposób, aby mógł czerpać energię z dwóch źródeł. Jednym z nich będą oczywiście panele solarne. Trzeba pamiętać o odległości Jowisza od Słońca – dochodzi tam zaledwie 4% energii słonecznej w stosunku do tej uzyskiwanej na orbicie ziemskiej. Panele o łącznej powierzchni ponad 100 m2 dostarczą zaledwie 150 W, i tyle musi sondzie wystarczyć. Trzeba tylko trzymać kciuki, aby wielkie panele wytrzymały ciągłe promieniowanie, które będzie je bombardować. Z konieczności zrezygnowano natomiast z drugiego źródła energii – generatora RTG opartego na promieniotwórczym plutonie. Niestety, niedostatek plutonu-239 wymusił zmianę koncepcji.
Masa sondy wyniesie 5,8 tony, z czego paliwo będzie stanowiło niemal połowę. Do komunikacji radiowej z Ziemią służyć będzie specjalna antena o średnicy 3 m, a także kilka anten dodatkowych. Całość korpusu sondy będzie obudowana osłonami chroniącymi przed promieniowaniem za pomocą warstw o grubości niecałych 10 mm, wykonanych ze stopu aluminium z cynkiem.

Sonda Europa Clipper – wizja artystyczna


A w środku będzie kilka instrumentów badawczych. Pierwszy – E-THEMIS – będzie badał promieniowanie cieplne, które pozwoli na znalezienie miejsc aktywnych geologicznie. Następny, MISE, ma za zadanie badanie spektrometryczne pozwalające na wykrycie związków organicznych, w tym aminokwasów. EIS będzie obserwować powierzchnię księżyca w świetle widzialnym. Następne będą wykrywać pole magnetyczne, inne z kolei posłużą do analizy radarowej. Bardzo ważnym przyrządem jest MASPEX – specjalistyczny spektrometr mas, pozwalający na określenie składu powierzchni, jak też leżącego pod nią oceanu. Podobne urządzenie z sukcesem wykonywało już badania w ramach misji Cassini. Całość kosztów zamknęła się w sumie nieco większej niż 4 mld dolarów.

Po starcie (mam nadzieję, że szczęśliwym) z Ziemi sonda Europa Clipper nie poleci bezpośrednio w kierunku Jowisza. Najpierw doleci w okolice Marsa, potem do okolic Ziemi – wykona manewry znane jako asysta grawitacyjna (przyspieszenie dzięki oddziaływaniu pola grawitacyjnego planet i księżyców), a dopiero potem pomknie w kierunku Jowisza. Na miejsce ma dotrzeć dopiero w kwietniu 2030 r. Wtedy rozpocznie się część badawcza misji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dane zaczną spływać po tej dacie, ale zapewne jeszcze trochę potrwa, nim coś zostanie upublicznione. Ale spokojnie, zespół naszego portalu będzie trzymał rękę na pulsie i poinformuje was, gdy tylko pojawią się jakieś ciekawe informacje.

  1. Wszystkie ilustracje pochodzą z Wikipedii, licencja: domena publiczna ↩︎

Niezwykłe odkrycie w regolicie z Bennu

Kilka miesięcy temu na Ziemię powróciła próbka materii pobranej w niezwykły sposób z asteroidy Bennu. Pisałem wtedy o tej wyprawie, a też o powrocie próbki, i obiecałem, że gdy tylko będą nowe doniesienia o analizach, na pewno wrócę do tematu. I właśnie nadszedł ten czas.
Zacznę może jednak od momentu, który nastąpił tuż po lądowaniu pojemnika z asteroidowym regolitem na amerykańskim poligonie wojskowym znajdującym się na pustyni w Utah. Wielka misja przebiegła z zegarmistrzowską precyzją. Okazało się jednak, że zaraz potem zaczęły się schody, do tego bardzo niespodziewane. Problemem okazało się otwarcie pojemnika. Aby zachować maksymalną sterylność, został on przeniesiony do specjalnego pomieszczenia, gdzie przystąpiono do otwarcia, a w zasadzie próby jego otwarcia.

Zespół badaczy otwiera w warunkach kontrolowanych pojemnik z regolitem z Bennu
źródło: nasa.gov, licencja: domena publiczna

Z 35 śrub udało się odkręcić 33, dwie nie puściły. Można sobie wyobrazić frustrację zespołu. Próbka została pobrana w fantastyczny sposób, potem przyleciała w okolice Ziemi, przebywając ponad 6 mld km. Wylądowała bezpiecznie na powierzchni. No i nagle stop, śrubki nie puszczają, a nie ma narzędzia, którego można by użyć. Musiały minąć ponad trzy miesiące do chwili, w której ogłoszono: mamy to!
Ktoś mógłby powiedzieć: no jak to, mamy XXI wiek, a nie ma narzędzi, aby to otworzyć? Nie mieli WD-40? Otóż nie. Do operacji wewnątrz pomieszczenia na poligonie można było użyć wyłącznie narzędzi, które były wewnątrz. Reguły są jasne: żadnej zewnętrznej ingerencji, ani tym bardziej ziemskich substancji, szczególnie organicznych. Wszystko musi być wyczyszczone, wysterylizowane, maksymalna precyzja. Na szczęście po wielu próbach w końcu się udało, ale dopiero w styczniu 2024 r.

Ciekawe wyniki badań wstępnych
Naukowcy z wielką ochotą zabrali się do analiz. Mieli wreszcie coś niezwykłego – praktycznie nietkniętą garść materiału z czasów początku naszego układu. Niedawno ujawniono wyniki wstępnych badań. Bez wchodzenia w szczegóły napiszę, że najpierw próbka była badana pod mikroskopem. Okazało się, że obserwowane ziarenka są w większości ciemnego koloru, pokryte warstewką jasnej substancji. I właśnie ona skupiła na sobie zainteresowanie badaczy.

Próbki regolitu widziane pod mikroskopem. Białe fragmenty to fosforany
Żródło: nasa.gov, licencja: domena publiczna

Prosta analiza chemiczna wykazała, że składa się głównie z kationów magnezu (Mg2+) oraz sodu (Na+), a także anionów fosforanowych (PO43-). Czyli mamy fosforan magnezu i sodu. Cóż w tym sensacyjnego? Przecież na Ziemi spotykamy go w wielu miejscach, w różnych formacjach geologicznych. To prawda, ale te minerały są ściśle związane z wodą, z oceanami. Wygląda więc na to, że te niepozorne szare kryształy powstały kiedyś w jakimś zbiorniku wodnym w pierwotnym świecie sprzed miliardów lat. Potem asteroida, z których jest zbudowana, została jakoś wyrwana ze swojego środowiska (które zapewne strasznie dawno temu przestało istnieć) i ruszyła w podróż po Układzie Słonecznym. Co ciekawe, wcześniejsze zdalne badania Bennu nie wykazały obecności pochodnych fosforu w tamtejszym regolicie. Jeśli dodamy do tego już posiadane dane o tym, że są tam związki węgla oraz woda, mamy już sporo składników ważnych, jeśli analizujemy to, w jaki sposób powstał nasz system planetarny. Bo tak naprawdę Bennu to jeden z odpadów, który pozostał z tej kosmicznej budowy – ot, takie pół pokruszonej cegły.
Głównymi minerałami tworzącymi regolit Bennu są jednak krzemiany, konkretnie serpentyn oraz różne smektyty (jednym z nich jest bentonit, znany zapewne miłośnikom kotów). Nic w tym dziwnego, ponieważ krzem (Si) jest jednym z najczęściej występujących w kosmosie pierwiastków, a krzemiany są wszędzie.
Badanie regolitu z Bennu da nam zapewne nieco odpowiedzi na pytania dotyczące tego, jak się tworzył Układ Słoneczny. Warto jednak uświadomić sobie, że jednocześnie pojawi się dużo nowych pytań, na które będziemy musieli znaleźć odpowiedzi.
Analizy skałek z Bennu uświadamiają nam też inną rzecz. Prawdopodobnie nieprędko (jeśli w ogóle) człowiek zapuści się na tyle daleko w kosmos, aby osobiście pobierać próbki i je badać. Kilka krajów pokazało jednak, że możemy to wszystko osiągnąć, wykorzystując urządzenia automatyczne – zaprogramowane wcześniej i same odbywające nawet długie podróże, bez narażania ludzi na promieniowanie kosmiczne oraz niewygody związane z wielomiesięczną podróżą w ograniczonej przestrzeni.
Stąd nie może dziwić, że misje związane z pobieraniem kosmicznych próbek i przewiezieniem ich na Ziemię w najbliższych latach będą dość liczne. Poza USA i ZSRR (dziś Rosją) do klubu eksploratorów kosmosu dołączyły Chiny, Japonia oraz Indie, jak też ponadnarodowa Europejska Agencja Kosmiczna. Plany obejmują pobieranie próbek z Księżyca, Marsa (oraz jego księżyca, Fobosa), rozmaitych asteroid oraz komet. Na wyniki nieco poczekamy.

I taka refleksja osobista: od dzieciństwa jestem fanem Lema i klasycznej literatury SF. Marzyłem wtedy o tym, że może kiedyś sam polecę gdzieś tam, daleko. Ot, fantazje małolata. Dziś już nie mam złudzeń. Być może człowiek w ciągu kilkudziesięciu lat poleci na Marsa. I tyle, dalsza podróż praktycznie nie jest możliwa. Jesteśmy zbyt kruchymi organizmami, aby odbyć dalsze wędrówki, nawet w naszym układzie planetarnym. A podróże do gwiazd… no cóż, pozostaną w literaturze SF raczej na zawsze.

Czy może istnieć życie na Enceladusie?

Enceladus, satelita Saturna, jest stosunkowo niewielkim, ale jednym z najbardziej interesujących księżyców w Układzie Słonecznym. Już od dłuższego czasu naukowcy uważają, że może on być on, a dokładniej jego podlodowy ocean, potencjalnym siedliskiem życia.

Enceladus sfotografowany przez sondę Cassini
źródło: NASA, domena publiczna

Dyskusja na ten temat rozgorzała na nowo, gdy na światło dzienne wypłynęły dane nadsyłane z sondy Cassini. Misja Cassini-Huygens rozpoczęła się jeszcze w 1997 roku, ale dopiero w 2004 sonda weszła na orbitę Saturna. Jej celem było zbadanie samej planety, ale też jej pierścieni i księżyców. Sonda jedenaście razy przeleciała obok Enceladusa, zbierając olbrzymią ilość danych na temat gejzerów tego ciała niebieskiego. Jeden z przelotów miał miejsce zaledwie 50 km nad powierzchnią księżyca. W jego trakcie sonda przeleciała przez gejzer w okolicach południowego bieguna, dokonując analizy jego zawartości.

Kriowulkany na biegunie południowym
źródło: NASA, licencja: CC SA 2.0

W 2023 roku ukazała się w „Nature Astronomy” niesamowicie ciekawa praca, będąca pierwszym większym podsumowaniem badań chemicznych Enceladusa. Badacze skupili się na wynikach uzyskanych przy użyciu spektrometru INMS, który analizuje zarówno jony, jak też cząsteczki obojętne. Jest to niesamowite urządzenie. Waży tylko nieco ponad 9 kg, zużywa niecałe 30 watów. Komunikuje się z „zawrotną” szybkością 1,5 kbps, ale w sumie nie chodziło tu o szybkość. Jego podstawowym zadaniem jest „obwąchiwanie” okolicy. Spektrometr wykrywa jony i cząsteczki obojętne o stosunkowo niskich masach (tylko do 60 jednostek masy atomowej). Dane przesyłane powoli, ale cierpliwie na Ziemię, zachwyciły badaczy. Stwierdzono, że w gejzerach aktywnych w rejonie biegunowym Enceladusa znajdują się takie substancje, jak woda (dość oczywista w przypadku gejzerów), ale też dwutlenek węgla, metan, amoniak i wodór cząsteczkowy. Akurat obecności tych związków się spodziewano. Ale dalej było tylko ciekawiej. Kolejnymi niskocząsteczkowymi związkami, które wykrył INMS, były: cyjanowodór (HCN), acetylen (C2H2), propylen (C3H6) i etan (C2H6).

Jeśli dodamy do tego oddziaływanie Słońca, które może powodować radiolizę (rozkład pod wpływem promieniowania jonizującego) oraz inne, wtórne procesy chemiczne, nietrudno jest wyciągnąć wnioski, że mamy tu całkiem bogaty zestaw „klocków życia”. Oczywiście nie jest to żaden bezpośredni, a nawet pośredni dowód, że pod białą lodową powierzchnią tego księżyca istnieje jakiekolwiek życie. Możemy jednak spekulować, że właśnie tego typu koktajl chemiczny jest swoistym zaczynem. Szczególną uwagę zwraca obecność HCN. Ten toksyczny dla ludzi gaz stanowi kluczową cząsteczkę w procesach tworzenia aminokwasów. Ciekawość wzbudza też obecność metanu. Tu, na Ziemi, jest on produktem metanogenezy, procesu beztlenowego rozkładu substancji organicznych. Skąd on się wziął na Enceladusie? Nie wiemy. Jeszcze nie wiemy. Jego obecność dowodzi jednak tego, że muszą tam przebiegać reakcje redoks (redukcji i utleniania), które są typowe dla znanego nam metabolizmu. Tu trzeba zwrócić uwagę, że związki węgla odkryte na Enceladusie obejmują szeroki zakres stopni utlenienia – od +4 (dwutlenek węgla) aż do -4 (metan). Zauważmy też, że w mieszaninie mamy również substancję redukującą (wodór) oraz utleniającą (tlen), tak więc możemy przypuszczać, że w tym kosmicznym tyglu może dziać się bardzo dużo interesujących procesów chemicznych.

Trzeba tu jeszcze wspomnieć, że sonda Cassini (konkretnie Cosmic Dust Analyzer) wcześniej wykryła w drobnych ziarnach pyłu wyrzucanego z gejzerów księżyca całkiem sporą ilość związków nieorganicznych. Znaleziono tam typowe jony, takie jak sód i potas, a także wodorowęglan i węglan. Ot, skład podobny do naszej wody mineralnej (rzućcie okiem na dowolną etykietę). Co ważne, odkryto też fosforany, bardzo istotny składnik życia (wspomnijmy tylko ATP czy DNA). Analiza zawartości tych ważnych jonów wykazała, że w podpowierzchniowym oceanie jest ich prawdopodobnie nawet 100 razy więcej niż w oceanach ziemskich. W jonach tych fosfor występuje na +5 stopniu utlenienia. Podejrzewano też, że może tam się znaleźć fosfor +3, czyli pochodne H2PO3. Są to jony silnie redukujące, ale nie zostały one znalezione, co raczej nie jest dziwne, zważywszy na to, że środowisko oceanu Enceladusa jest alkaliczne. Badacze podejrzewają, że źródłem fosforu jest głównie fosforek żelaza (FeP). W środowisku kwaśnym związek ten rozkłada się z wytworzeniem fosfiny (fosforowodoru – PH3). Przypominam, że afera z fosfiną wybuchła jakiś czas temu, gdy analizowano wyniki badań Wenus. Pisałem o tym jakiś czas temu.

Dodam tutaj dla porządku, że odkrycia związane z jonami nieorganicznymi było pośrednie – znaleziono je w materii pierścienia E wokół Saturna, wykorzystując aparaturę CDA (Cosmic Dust Analyzer). Pierścień ten jest tworzony właśnie przez gejzery (kriowulkany) Enceladusa i jest najbardziej zewnętrznym z pierścieni. Znajduje się on w odległości 180-480 tys. km od planety, przy czym orbita Enceladusa to ok. 230 tys. km.

Wyniki najnowszych badań Enceladusa mogą być impulsem do dalszej eksploracji tego księżyca. Co prawda już jakiś czas temu NASA umieściła w swoim programie flagowym misję Enceladus Orbilander, ale jest ona w bardzo wczesnej fazie projektowania. W ramach tego projektu sonda wyposażona w różnorodną aparaturę badawczą miałaby pod koniec lat 30. wystartować z Ziemi, przy czym planowana data dotarcia na Enceladusa to wczesne lata 50. Sonda miałaby 1,5 roku orbitować wokół księżyca, badając zdalnie m.in. kriowulkany, a następnie wylądować i przez kolejne pół roku prowadzić eksplorację powierzchni. Innym projektem jest ELF – Enceladus Life Finder, ale tutaj mamy nadal niewiele szczegółów, nie znamy też nawet przybliżonych dat misji. Wiemy tylko, że mają być badane gejzery. Ale zaraz – przecież te były zbadane przez sondę Cassini. Ha, tyle że przy użyciu starych instrumentów. Pierwszy z brzegu przykład: znaleziono obojętne cząsteczki o masie 28 u (jednostek masy atomowej). Nie dało się jednak rozstrzygnąć, czy mamy tu cząsteczki CO (bardzo interesujące), czy też N2 (mało ciekawe). Nowe instrumenty będą co najmniej 80x bardziej dokładne i pozwolą nam to rozstrzygnąć jednoznacznie. Co więcej, aparatura będzie też nastawiona na analizę obecności aminokwasów, ale też, jeśli zostaną wykryte, będzie można sprawdzić, czy są one (mówiąc popularnie) lewoskrętne, czy prawoskrętne.

Obiecuję, że jak tylko napłyną wyniki, podzielę się z wami, jeśli nie zapomnę. Będę miał niecałe sto lat. A jeśli ja tego nie zrobię, zobowiążę do tego mojego wnuka Wiktora, który będzie miał wtedy mniej więcej tyle lat, ile Lucas teraz.

Projekt ELF – Enceladus Life Finder (plik PDF, j. ang.)

Czy istnieje życie na Enceladusie

Inne spojrzenie na chemię Enceladusa