Sonda Psyche: w drodze do metalowego świata

13 października 2023 roku ze stanowiska startowego 39A na kosmodromie Kennedy Space Center wystartowała rakieta Falcon Heavy z sondą kosmiczną Psyche na pokładzie. Podróż potrwa dość długo, ponieważ Psyche ma do przebycia setki milionów kilometrów. Napęd sondy stanowią silniki elektryczno-jonowe. Energii dostarczą panele słoneczne, a sam silnik jonowy oparty jest na efekcie Halla.

Moc chwilowa silnika to 4,5 kW, natomiast przez dłuższy czas może on pracować z mocą 0,9 kW. Na pokładzie znajduje się „paliwo” w postaci ponad 900 kg ksenonu. Pojedynczy pędnik wytwarza zaledwie 240 mN ciągu – równoważność ciężaru jednej baterii AA (tzw. paluszka). Niby bardzo niewiele, ale do drobnych korekt kursu zupełnie wystarcza. Panele solarne o łącznej powierzchni mniej więcej kortu tenisowego generują moc 20 kW, ale na miejscu, w okolicach Psyche, ich moc maksymalna wyniesie tylko 2,3-2,4 kW (no cóż, odległość od Słońca robi swoje).

Sonda Psyche nad powierzchnią asteroidy – wizja artystyczna
źródło: NASA, licencja: domena publiczna

W 2026 roku sonda zmieni trajektorię, wykorzystując asystę grawitacyjną Marsa. Wspominała o niej w swoim wpisie Tatiana. Po tym manewrze przyśpieszającym Psyche ruszy w dalszą podróż do celu, a po przebyciu 3,6 mld km, w maju 2029 r., znajdzie się w polu grawitacyjnym planetoidy. Na jej orbitę ma wejść w sierpniu tego samego roku. Wtedy rozpoczną się badania, które planowo mają potrwać do maja 2031 roku. Ale o tym za chwilę. Najpierw warto dowiedzieć się nieco o asteroidach, w szczególności o Psyche.

Odrobina wiedzy o planetoidach

Planetoidy, zwane też asteroidami albo planetkami, to stosunkowo niewielkie (w skali kosmicznej) ciała niebieskie, znacznie mniejsze od planet, obiegające centralną gwiazdę (w naszym przypadku Słońce). Pomiędzy Marsem a Jowiszem rozciąga się tzw. główny pas planetoid / asteroid. Nazwa brzmi całkiem naukowo, ale przełóżmy ją na język popularny. Jest to tak naprawdę obszar kosmicznego gruzu o bardzo różnej wielkości. Jest tam kilka sporych planetoid, z których największa, Ceres, ma średnicę niemal 1 tys. km, kilka mniejszych, kilkusetkilometrowych, i olbrzymia liczba zupełnie małych, o średnicy rzędu metrów. Liczba asteroid jest ogromna, szacuje się, że jest ich co najmniej milion. Całość jest uformowana w spłaszczony torus (taki wdepnięty donut), będący w pewnym sensie odpowiednikiem orbity planetarnej. Planetoidy to bardzo ciekawe obiekty kosmiczne. Są one bowiem pozostałością materii, która kilka miliardów lat temu formowała Układ Słoneczny. Można więc powiedzieć, że to taki skład resztek materiałów budowlanych, który pozostał po tym, gdy wokół Słońca uformowały się planety. Właśnie dlatego budzą one zainteresowanie badaczy naszego Układu. Dziś już wiemy, że są to głównie dość lekkie obiekty kamienne, ale niektóre, należące do typu M, zawierają dość dużo pierwiastków metalicznych. Pierwszą planetoidę odkryto 1. dnia XIX w. (1.01.1801). Dokonał tego katolicki ksiądz z Włoch, Giuseppe Piazzi. Dziś planetoidę tę znamy pod nazwą Ceres.

Ale dość historii, skupmy się na misji, która właśnie się rozpoczęła. Planetoida (16) Psyche została odkryta w 1852 roku. Należy ona do asteroid typu M, a więc tzw. metalicznych. Oczywiście jak dotąd wszelkie dociekania na temat składu chemicznego Psyche są bardzo pośrednie. Znamy natomiast szacunkową objętość asteroidy, wynoszącą 5,7 mln km3, a także jej masę – rząd wielkości 1019 kg. Oznacza to, że jej gęstość wynosi ok. 4 g/cm3. Dużo, naprawdę dużo, dwa razy więcej niż średnia gęstość innych planetoid. I właśnie ta wartość sugeruje, że jest ona zbudowana w dużej części z materii metalicznej. Kształt ma dość nierównomierny, najdłuższy wymiar to nieco ponad 200 km. Grawitacja na powierzchni jest minimalna, zaledwie 1,5% ziemskiej.

Asteroida (16) Psyche – wizja artystyczna
źródło: NASA, licencja: domena publiczna

Skąd się ta planetoida wzięła? Jak na razie możemy tylko spekulować, znacznie więcej informacji będziemy mieli za tych kilka lat. Być może jest to poobtłukiwane jądro większej planetoidy, która nie zdążyła się przekształcić w większy obiekt. Inni badacze uważają, że jest to obiekt z grupy mezosyderytów, zbliżony do docierających do Ziemi meteorytów kamienno-żelaznych (taka Ziemia w miniaturce). Być może jest to planetoida, która powstała z kilku ciał, które zbliżyły się do siebie dzięki grawitacji, ale na to też brak jednoznacznych dowodów.

Co będzie badane?

No to teraz kilka słów o tym, jakie badania mają być przeprowadzone. Szefową zespołu badaczy pracujących w ramach misji Psyche jest doktor Lindy Elkins-Tanton. Muszę przyznać, że jej wykształcenie jest naprawdę imponujące: licencjat z geologii, magisterium i doktorat z geologii – wszystko na MIT. Jej imieniem nazwano odkrytą w 1981 roku planetoidę 8252 Elkins-Tanton.

Dr Lindy Elkins-Tanton
źródło: Wikimedia, licencja: domena publiczna

Sonda Psyche ma masę małego vana, 2,7 tony, przy czym 1,4 tony stanowi aparatura naukowa. Co tam się znajduje? Zestaw kamer do obrazowania powierzchni w zakresie światła widzialnego oraz bliskiej podczerwieni. Drugi zestaw stanowią spektrometry promieniowania gamma oraz neutronowego. To one będą analizować skład chemiczny powierzchni planetoidy. Na pokładzie znajduje się też magnetometr – urządzenie do precyzyjnego pomiaru pola magnetycznego. Oczywiście wszystko odbędzie się zdalnie – sonda zbliży się do Psyche na odległość 300-700 km, a najbliżej powierzchni znajdzie się w maju 2030, gdy odległość wyniesie zaledwie 75 km.

Jest szansa, że otrzymane wyniki pozwolą też na doprecyzowanie danych dotyczących gęstości Psyche. Wartość 4 g/cm3 nie jest specjalnie imponująca, ale większość asteroid jest o połowę lżejsza. Jednocześnie są dane, które mówią, że możemy zostać zaskoczeni. 33 Polihymnia, asteroida o średnicy ok. 54 km, jest 10-krotnie lżejsza od Psyche. Szacowana gęstość tego ciała niebieskiego wynosi aż 75 g/cm3. Tak, dobrze widzicie! Najgęstszy materiał, który znamy tu, na Ziemi, to osm, ale jego gęstość wynosi 22,5 g/cm3. Ponad 3 razy mniej niż Polihymnia. Niewiarygodne? Ano właśnie, właśnie. Na razie nie wiadomo, co zrobić z tymi danymi. Te wyniki trzeba będzie weryfikować. Jeśli się potwierdzą, możemy mieć sporą sensację. Niektórzy uczeni spekulują, że znajdują się tam hipotetyczne „pierwiastki superciężkie”, o liczbach atomowych wykraczających daleko poza te ze znanego nam układu okresowego. Czy tak jest – nie wiemy, ponieważ brak twardych dowodów. Może misja Psyche coś nam podpowie.

Komunikacja optyczna

Oprócz badań planetoidy sonda Psyche ma jeszcze jedno, bardzo ważne zadanie: wypróbować komunikację optyczną z Ziemią. Być może bawiliście się w dzieciństwie w przekazywanie i odbieranie sygnałów przy pomocy ręcznych latarek. Jest to wygodny sposób komunikacji, jeśli ustalimy sobie znaczenie poszczególnych błysków. Tutaj badacze spróbują zrobić coś podobnego, choć sposób jest nieco bardziej wyrafinowany. System nosi nazwę Deep Space Optical Communication (DSOC). Nie ma tu oczywiście zwykłych latarek, ich rolę spełnia laser skierowany w stronę Ziemi. Jego impulsy będą tu odbierane przy pomocy teleskopu o średnicy 5 m. Od razu uprzedzam – nie dostrzeżecie błysków tego lasera, ponieważ nie będzie to światło widzialne, lecz bliska podczerwień. Co ciekawe, moc tego lasera sondy będzie niewielka – zaledwie 4 W. Sygnały z Ziemi będą wysyłane przy pomocy lasera o mocy 5 kW.

Ale po co te całe eksperymenty? To ma głęboki sens. Aktualnie komunikacja z sondami odbywa się klasyczną drogą radiową. Jest prosta, wygodna, ale niezbyt szybka. Jeśli uda się uruchomić transmisję laserową, szybkość przesyłu danych wzrośnie 10 do 100 razy. To naprawdę bardzo dużo! Wynika to z faktu, że laser pozwala na przesyłanie “gęstszej” informacji, lepiej upakowanej. Przykładowo: dziś ściągnięcie obrazu o wysokiej rozdzielczości zajmuje ok. 1,5 h. Transmisja laserowa potrwa mniej niż minutę, strumień danych będzie płynął niesamowicie szybko. Na to jednak musimy poczekać kilka lat. Ale myślę, że warto czekać.

Kapsuła z sondy OSIRIS-REx wróciła na Ziemię

W niedzielę 24 września, dokładnie tak, jak planowano, a nawet małe 3 minuty przed czasem, na poligonie wojskowym Utah Test and Training Range odbyło się lądowanie kapsuły w której na Ziemię zostały dostarczone próbki pobrane z asteroidy Bennu. O samej misji pisałem tutaj.

Kapsuła została szybko znaleziona i przeniesiona przy pomocy śmigłowca do specjalnie przygotowanego tymczasowego miejsca, gdzie umieszczono ją w sterylnym tzw. clean roomie, aby nie dopuścić do zanieczyszczenia materii kosmicznej ziemską. Jako ciekawostkę mogę dodać, że zanim właściwy “rescue team” podszedł do kapsuły, jako pierwszy zjawił się tam saper i sprawdził otoczenie. W sumie to nic dziwnego, ponieważ trzeba pamiętać, że cały ten teren jest od dziesięcioleci poligonem wojskowym. Na szczęście nie znaleziono żadnych niebezpiecznych obiektów i można było realizować całą operację.

źródło: screenshot z transmisji NASA

źródło: NASA

źródło: screenshot z transmisji NASA

źródło: screenshot z transmisji NASA

Jest to zwieńczenie trwającej 7 lat misji OSIRIS-REx, w ramach której sonda kosmiczna poleciała do asteroidy, w ułamku sekundy pobrała próbkę skał i pyłu i wyruszyła w podróż w kierunku naszej planety. W tym momencie nie wiemy jeszcze jaką masę ma przywieziona próbka. Wiemy tyle, że naukowcy z całego świata czekają na to, aby móc zacząć analizy tego szutru. Po co? Ano, jest to niesamowity materiał, który latał tam gdzieś przez miliardy lat, stanowiąc pozostałość po budulcu Układu Słonecznego. Analizy chemiczne, fizyczne i geologiczne dadzą nam zapewne odpowiedzi na wiele pytań dotyczących powstawania naszego układu planetarnego, ale też wszechświata jako takiego. Zapewne też zrodzą wiele ciekawych pytań, na które znowu będziemy poszukiwali odpowiedzi. Szczególnie interesujące jest to, czy w zebranym materiale znajdą się związki organiczne, a jeśli tak, to jakie. Może dowiemy się czegoś o pochodzeniu życia na Ziemi? Kto wie…

Nie spodziewajmy się uzyskania szybkich odpowiedzi. Poczekamy na nie miesiące, a zapewne nawet lata. Ważne jest to, że mamy przetrenowany system wysyłania automatycznych sond w różne odległe miejsca, a nawet dostarczania na Ziemię próbek. A wszystko wygodnie z Ziemi, bez konieczności wysyłania ludzi w wieloletnią podróż, której mogliby zwyczajnie nie przeżyć.

W ramach szeroko zakrojonej misji New Frontiers już za kilka lat wyruszy sonda Dragonfly, której celem będzie Tytan, jeden z księżyców Saturna. Start planowany jest na czerwiec 2027. Na miejsce ma dotrzeć w 2034 roku i przez 3 lata prowadzić badania na powierzchni. No cóż, musimy poczekać.

Ozyrys wraca na Ziemię

Wyprawa po garść regolitu

Od razu uprzedzam – w tym tekście nie chodzi mitologię egipską, konkretnie o boga śmierci i odrodzonego życia, który nauczył ludzi uprawiać rolę. Tym razem chodzi o coś bardziej rzeczywistego i kosmicznego – dosłownie. Sonda NASA nosząca nazwę OSIRIS-Rex (ang. Origins, Spectral Interpretation, Resource Identification, Security, Regolith Explorer – sonda do badania pochodzenia, interpretacji widm, rozpoznania zasobów, bezpieczeństwa i regolitu) jest elementem jednej z najbardziej spektakularnych misji, jaką podjęli badacze kosmosu.

Sonda OSIRIS-Rex, wizja artystyczna
źródło: Wikimedia, licencja: domena publiczna

Jeszcze do niedawna tego typu misje były domeną literatury SF. Na początku XXI wieku, po skrupulatnych analizach badaczy Układu Słonecznego zaproponowano wysłanie w kosmos sondy, której głównym zadaniem miało być dotarcie do jednej z asteroid, pobranie próbek z jej powierzchni i dostarczenie ich z powrotem na Ziemię. Kosmiczna sprawa! Dla porządku: nie jest to pierwsza misja tego typu. W maju 2003 roku Japończycy wystrzelili sondę Hayabusa (jap. sokół wędrowny), która w listopadzie 2005 roku dotarła do planetoidy 25143 Itokawa i pobrała z powierzchni próbki. 13 czerwca wylądowały one na Ziemi, a sama sonda spłonęła zgodnie z planem w atmosferze.

Ale wróćmy do OSIRIS-a. Pamiętam dokładnie start z przylądka Canaveral na Florydzie – 8 września 2016 r. Przez kolejne cztery lata sonda wędrowała przez kosmos w kierunku asteroidy Bennu.

Asteroida Bennu – filmowana przez sondę z odległości 80 km
źródło: Wikipedia, licencja: domena publiczna

Dlaczego właśnie ta asteroida? Jest to niewielki (w skali kosmicznej) obiekt, mierzący niecałe 500 m. Okrąża Słońce w ciągu nieco ponad roku, a jej orbita nie przecina orbity Marsa, natomiast co jakiś czas przecina orbitę Ziemi. Istnieje więc pewne prawdopodobieństwo, że kiedyś może trafić w Ziemię (spokojnie, nie prędzej niż za sto lat z hakiem). Bennu odkryto we wrześniu 1999 r. Przez kilkanaście lat asteroida była obserwowana z obserwatorium Arecibo oraz Deep Space Network – sieć stacji nadawczo-odbiorczych NASA, której głównym zadaniem jest komunikacja z sondami kosmicznymi.

Na orbicie asteroidy oraz krótka wizyta

W pierwszym etapie OSIRIS-Rex wszedł na orbitę Bennu. Było to bardzo precyzyjne zadanie – niełatwo jest wykonać taki manewr, ponieważ naprawdę trudno wejść na orbitę aż tak małego ciała niebieskiego. Udało się tego dokonać w sylwestra, 31 grudnia 2018 roku. Rozpoczęła się seria okrążeń i mapowania powierzchni asteroidy. Na początku odległość od powierzchni wynosiła 6,5 km, a po pewnym czasie sonda zbliżyła się do Bennu na odległość zaledwie 1 km. Pozwoliło to na bardzo dokładne zmapowanie powierzchni i wybór miejsca pobrania próbek.

Sama procedura pobierania próbek wymagała specjalnych przygotowań. Podstawowym było ustawienie paneli słonecznych w kształt litery Y. Chodziło o to, żeby w trakcie kontaktu z powierzchnią Bennu pył, który pokrywał powierzchnię asteroidy, nie osiadł na panelach, co spowodowałoby zmniejszenie efektywności produkcji energii elektrycznej. 20 października 2020 sonda z powodzeniem dotknęła ramieniem powierzchni Bennu.

Moment pobierania próbki przez sondę – wizja artystyczna
źródło: Wikimedia, licencja: domena publiczna

Całość procedury była oczywiście transmitowana na Ziemię, dzięki czemu mogliśmy obserwować to niezwykłe wydarzenie w czasie niemal rzeczywistym (biorąc pod uwagę czas transmisji oczywiście). Próbki pobrane w czasie krótkiego kontaktu zostały wciągnięte do specjalnego pojemnika, który został następnie szczelnie zamknięty i przygotowany do lotu na Ziemię. Masa kapsuły, która właśnie podróżuje w kierunku nasze planety, wynosi ok. 46 kg. Jest wyposażona w elektronikę sterującą (awionikę) oraz spadochron. Przednia część to warstwa, której zadaniem jest ochrona całości przed nadmiernym wzrostem temperatury podczas podróży przez atmosferę. Procedura lądowania rozpocznie się na wysokości 31 km nad Ziemią, gdzie uruchomi się tzw. pilocik, natomiast na wysokości 3 km przy pomocy ładunków pirotechnicznych zostanie zwolniony główny spadochron hamujący.

Czekamy na lądowanie

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, 24 września 2023 roku nastąpi lądowanie kapsuły z próbką z asteroidy Bennu – będzie to miało miejsce na poligonie wojskowym Utah Test and Training Range, 130 km na zachód od Salt Lake City.

Naukowcy z całego świata oczekują na szczęśliwe lądowanie kapsuły. Badania próbek zapewne potrwają jakiś czas, ale dadzą nam odpowiedzi na wiele pytań dotyczących powstawania Układu Słonecznego. Materia asteroid jest bowiem bardzo stara. Można powiedzieć, że to drobiny posklejane z resztek z „placu budowy Drogi Mlecznej”. Ot, takie resztki cegieł, zaprawy, dachówek.

Naukowcy bardzo poważnie traktują ten ostatni etap podróży Ozyrysa. 30 sierpnia 2023 roku NASA testowała procedurę przejęcia próbki wracającej z kosmosu. Kopia zasobnika została zrzucona z samolotu dokładnie w tym miejscu, w którym 24 września odbędzie się prawdziwe lądowanie. Wszystko odbyło się bez żadnych problemów. Po zabraniu próbki zostanie ona finalnie dostarczona do Houston.

Lecimy dalej

A co dalej z OSIRIS-Rex? 1,5 roku temu NASA podjęła decyzję o przedłużeniu misji i jednocześnie zmianie nazwy sondy na OSIRIS-APEX (APophis Explorer). Zostanie ona skierowana w stronę asteroidy 99942 Apophis. Jest to obiekt zbliżony rozmiarami do Bennu. Dlaczego właśnie ta asteroida? Obserwacje wskazywały, że istnieje szansa, iż właśnie ona może zagrozić Ziemi 13 kwietnia 2029 roku. Dziś już wiemy, że tak nie będzie, ale… kolejne bliskie spotkanie nastąpi dokładnie 7 lat później – 13 kwietnia 2036 roku. Spokojnie – obecne wyniki badań trasy Apophis sugerują, że co najmniej przez najbliższe 100 lat zderzenie nie nastąpi. Zgodnie z planem sonda ma się zbliżyć do asteroidy i wejść na jej orbitę. Co dalej? Na razie nie postanowiono, jest jeszcze trochę czasu, aby wszystko zaplanować.