Inne odcinki serii i wpisy pokrewne:
Część 1. Reguła Wackernagla
Część 2. Niepożądane misie
Część 4. Co zasię przedsięwziąć z nasięźrzałem
Część 5. Co zacz i przecz się swarzy ni ocz
Patrz także: Wzięłem i poszłem: krótki wykład o względności norm
Dlaczego, chociaż biernik i dopełniacz l.poj. zaimka on brzmi jego, w wyrażeniach przyimkowych używamy innego wariantu: niego? Biernik: w niego, przez niego, za niego, po niego, o niego. Dopełniacz: od niego, do niego, bez niego, obok niego, naprzeciw niego. Skąd się wzięło to początkowe ń [ɲ]? Podobnie wygląda sprawa z rodzajem żeńskim i nijakim, tyle tylko, że biernik różni się od dopełniacza. W bierniku mamy ją, je, a po zaimku w nią, w nie. W dopełniaczu mamy jej, jego, a po zaimku do niej, do niego. To samo w celowniku: ku niemu, ku niej, natomiast bez zaimka: jemu, jej. Prawie to samo w miejscowniku: o nim, o niej; tu jednak nie ma odpowiedników bez spółgłoski nosowej, bo miejscownik we współczesnym języku polskim zawsze wymaga przyimka. I wreszcie w licznie mnogiej formy ich, im także konsekwentnie są zastępowane po przyimkach przez nich, nim. Osobliwym wyjątkiem jest narzędnik, gdzie mamy wyłącznie nim, nią, nimi – nawet bez przyimka.
Ponadto każdy, kto jest choć trochę otrzaskany z dawniejszą polszczyzną – choćby dzięki znajomości kanonu lektur szkolnych – zdaje sobie sprawę z istnienia dziwnych wariantów powszechnie używanych wyrażeń przyimkowych. Na przykład na co dzień mówimy i piszemy spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale w języku literackim może być także spojrzała nań ze zdziwieniem. Zamiast biorą z niego przykład może być biorą zeń przykład. Co to właściwie za część mowy, to weń, zeń?
Otóż ń, które w nich występuje, ma to samo pochodzenie, co ń dodawane do zaimków w wyrażeniach przyimkowych. Jest to ń kradzione. Złodziejem był zaimek, a jego ofiarą – przyimek. A było to tak:
W języku prasłowiańskim było kilka przyimków – w tym dwa bardzo często używane, *sъn ‘z(e)’ i *vъn ‘w(e)’ – zakończonych na *n. Pierwszy z nich łączył się z narzędnikiem, drugi z biernikiem (określając kierunek, cel) lub z miejscownikiem (określając lokalizację). W tych dawnych czasach formy biernika, narzędnika i miejscownika zaimków osobowych trzeciej osoby były następujące (ograniczymy się do rzutu oka na liczbę pojedynczą); zauważmy, że wszystkie zaczynały się na *j:
biernik | narzędnik | miejscownik | |
rodzaj męski | *jь | *jimь | *jemь |
rodzaj nijaki | *je | *jimь | *jemь |
rodzaj żeński | *jǫ | *jejǫ | *jeji |
O występujących tu słabych samogłoskach *ь [ɪ], *ъ [ʊ] można poczytać w innym wpisie, gdzie dokładniej przedstawiam ich losy w językach słowiańskich.
Warto też zwrócić uwagę, że w rodzaju męskim prasłowiańska forma *jego pełniła wyłącznie funkcję dopełniacza. Stary biernik *jь przetrwał jako staropolskie ji, używane w XIV–XV w. Jednak już w staropolszczyźnie dopełniacz jego (z enklitycznym wariantem go, który powstał wskutek redukcji fonetycznej zaimka nieakcentowanego) zaczął zastępować formę ji – najpierw wtedy, gdy zaimek odnosił się do mężczyzny, a potem ogólnie w rodzaju męskim. Proces ten zakończył się w XVI w. i odtąd mamy formy jego/go (oraz niego po przyimkach) zarówno w bierniku, jak i w dopełniaczu.
Choć trudno w to uwierzyć, patrząc na współczesne języki słowiańskie, język prasłowiański nie lubił skomplikowanych zbitek spółgłoskowych ani sylab zakończonych na spółgłoskę. Pozbywał się ich, kiedy tylko mógł. W przyimkach *sъn, *vъn końcowe *-n znikało, jeśli kolejny wyraz zaczynał się na spółgłoskę, ale zachowywało się w utartych zwrotach przed samogłoską lub słabą spółgłoską (właściwie półsamogłoską) *j. Wyrażenie złożone z przyimka i zaimka tworzyło fonetycznie spójną grupę, w której zacierała się granica między składnikami:
z biernikiem: *vъn jь > *vъnь
z narzędnikiem: *sъn jimь > *sъnimь
z miejscownikiem: *vъn jemь > *vъnemь
Być może widzicie już, co się stało: ponieważ na ogół przyimki traciły końcowe *n i były realizowane jako *sъ, *vъ, te skrócone formy zostały uznane za podstawowe, a w wyrażeniach przyimkowych zachowane *n zostało wbrew etymologii uznane za część zaimka, a nie przyimka. Innymi słowy – zostało ono ukradzione przez zaimek, a powyższe formy zostały zanalizowane na nowo:
*vъnь > *vъ nь > staropolskie we-ń
*sъnimь > *sъ nimь > staropolskie s nim (później z nim)
*vъnemь > *vъ nemь > staropolskie w niem (później w nim)
Taką kradzież głoski należącej do sąsiedniego wyrazu lub morfemu (czyli przesunięcie granicy międzywyrazowej lub morfologicznej) nazywamy fachowo perintegracją.
Przez analogię do tego, co się działo po szczególnie często występujących przyimkach, formy typu niemu, nią, nich zaczęły być kojarzone z wyrażeniami przyimkowymi i używane także po tych przyimkach, które pierwotnie nie były zakończone na *n. Początkowe ń znalazło dla siebie funkcję: zaczęło odgrywać rolę sygnału informującego, że zaimek stanowi część wyrażenia przyimkowego. Dołączano je zatem do każdego zaimka, który tworzył połączenie z przyimkiem: *do jego > do niego.
Spójrzmy teraz na na formę we-ń, gdzie -ń jest śladem dawnego biernika *jь połączonego z perintegrowanym *-n. Po upowszechnieniu się jego, niego jako form biernika zaczęto zastępować weń nową kombinacją: w niego. Proces ten postępował jednak powoli, bo użytkownicy języka staropolskiego zdążyli się już przyzwyczaić do traktowania -ń jako wariantu biernika towarzyszącego przyimkowi. Przez analogię używali go w rodzaju męskim także po innych przypadkach wymagających biernika: zań (za niego), nań (na niego), przedeń (przed niego), przezeń (przez niego), podeń (pod niego), nadeń (nad niego), przedeń (przed niego), oń (o niego), poń (po niego). Zastępowanie -ń przez niego zdarzało się częściej po rzadziej używanych przyimkach, natomiast zwroty najbardziej utarte, jak weń, zeń, przezeń, trzymały się dość dzielnie i przetrwały do naszych czasów jako formy książkowe. Są one jednak równie stare jak sam język polski, więc należy im się pełen szacunek, nawet jeśli trochę pachną antykwariatem.
Analogia dała o sobie znać po raz drugi, gdy jego, go, niego przejęły funkcję normalnego biernika rodzaju męskiego (czyli gdy biernik utożsamił się co do formy z dopełniaczem). Zaczęto wtedy rozumować tak: skoro weń, zań, przezeń są synonimami w niego, za niego, przez niego, to również do niego, dla niego powinny mieć odpowiedniki skrócone: doń, dlań, nieprawdaż? I stało się naonczas, iż utworzono analogiczny szereg form dla przyimków łączących się z dopełniaczem: doń (do niego), odeń (od niego), dlań (dla niego), zeń (z niego), bezeń (bez niego). Są one stosunkowo świeżego pochodzenia, a wymyślone zostały przez ludzi, którzy nadal używali biernikowego -ń, czyli przez warstwę wykształconą, chętnie stosującą archaizmy (lub, jak w tym przypadku, pseudoarchaizmy), iżby uzyskać efekt stylu podniosłego. Chętnie używali ich także poeci, którym na potrzeby rytmu mogło lepiej pasować jednosylabowe dlań niż rozwlekłe dla niego. Adam Mickiewicz nie był fanem takich form, ale i on użył doń kilkakrotnie w Panu Tadeuszu, np. w słynnym przepisie na bigos (użył ponadto dwukrotnie formy zeń zamiast z niego):
Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,
Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta…
W XIX i XX w. chyba nikt prócz językoznawców nie zdawał sobie sprawy, skąd pochodzi to -ń doczepiane do zaimków zamiast niego, ale czytelnik literatury wiedział przynajmniej tyle, że formy typu weń i doń są eleganckie i używane od święta. Wówczas dorwali się do nich grafomani, a analogia uderzyła po raz trzeci: w stylu snobującym się na podniosły zaczęto używać -ń nie tylko zamiast biernika/dopełniacza rodzaju męskiego, ale także w narzędniku czy miejscowniku, i to nie oglądając się na rodzaj. Kiedyś spojrzał nań można było użyć tylko wtedy, gdy rzeczownik, do którego ten zwrot się odnosił, wymagał zaimka rodzaju męskiego. W rodzaju nijakim trzeba było powiedzieć spojrzał na nie, a w żeńskim spojrzał na nią. Po pomieszaniu form przestało to mieć znaczenie. Zdarza się także użycie -ń zamiast zaimka liczby mnogiej (i to w stylu akademickim):
wiele bezcennych przedmiotów z naniesionymi nań inskrypcjami
O ile częste używanie dlań czy doń zamiast dla niego, do niego (rodzaj męski) jest, jak to się mówi, „nieszkodliwą afektacją”, trochę pretensjonalną, ale zasługującą na pobłażliwość, to uogólnianie tej maniery na miejscownik jest już zdecydowanie niepożądane, bo zacierałoby różnicę między zwrotami oznaczającymi kierunek (na niego) i lokalizację (na nim). Oto autentyczny przykład !nań (na nim) niepoprawnego z dwóch powodów naraz (rodzaj nijaki i miejscownik).
36-letni Rosjanin już czwarty raz w karierze znalazł się na podium Indywidualnych Mistrzostw Europy. Po raz pierwszy stanął nań w 2011, zdobywając złoty krążek…
Rozważmy taki fragment (autor: Jerzy Urban, czyli bądź co bądź sprawne pióro):
Jesienią odbyło się wesele i Michał J. poszedł zeń wprost do wojska, jeszcze nim wytrzeźwiał.
Forma zeń jest tu w zasadzie dopuszczalna jako zastępująca wyrażenie z niego. Językoznawca może kręcić nosem na rodzaj (nijaki), ale że w dopełniaczu nie ma kontrastu między rodzajem nijakim a męskim, można od biedy machnąć na to ręką. Zdecydowanym błędem byłoby jednak zastępowanie w ten sposób wyrażenia z narzędnikiem (z nim), gdzie mamy z(e) o znaczeniu komitatywnym, czyli oznaczającym towarzyszenie: !chodziłem zeń do szkoły. Błędem byłoby także !wszedłem na górę i zszedłem zeń, bo polska norma językowa zakazuje używania zeń w zastępstwie wyrażenia z niej (rodzaj żeński).
Na zakończenie wyjaśnijmy sobie, dlaczego w narzędniku w ogóle znikły oczekiwane formy (j)im (rodzaj męski i nijaki), ją (rodzaj żeński) oraz (j)imi (liczba mnoga). Takie formy istniały naprawdę; co więcej, były w powszechnym użyciu w XV w. Dopiero w XVI w. zaczęły je zastępować formy nim, nią, nimi. Ma to związek ze wspomnianym wyżej komitatywnym użyciem narzędnika (nie „kim/czym”, ale „z kim/z czym”). Jest to tak ważna funkcja tego przypadka, że zwielokrotnia częstość występowania połączeń z nim, z nią, z nimi. Trzeba też pamiętać, że występujące tu z jest refleksem dawnego *sъn (inaczej niż z łączące się z dopełniaczem, które pochodzi od prasłowiańskiego *jьz, czyli z historycznego punktu widzenia jest całkiem innym wyrazem!). Oznacza to, że spółgłoska nosowa w połączeniach tego przyimka z narzędnikiem zaimka 3. osoby występowała już w języku prasłowiańskim, a zatem była solidnie zakorzeniona w tradycji językowej. Ewolucja języka miewa swoje kaprysy i jednym z nich było całkowite uogólnienie form z nosówką w narzędniku. Reliktem – nieoczywistym – dawnej formy beznosówkowej jest utrwalona konstrukcja im…, tym… (występująca również w wariancie czym…, tym…).
Zaimki to dynamicznie ewoluująca część mowy i można by było długo opowiadać o historii każdego z nich, ale żeby nie zanudzić Czytelników, zrobię tu przerwę, a w kolejnym wpisie z tej serii opowiem osobno o tym, jak układała się współpraca przyimków z zaimkami bezrodzajowymi mnie (mię), cię, się. Zostało po niej we współczesnym polskim sporo reliktów, czasem wprowadzających nas w konfuzję, a zatem godnych uwagi.