Moja rodzina pochodzi z okolic Lwowa. Po ekspatriacji babcia z dwójką dzieci zamieszkała w Bytomiu. Trzypiętrowa kamienica, mieszkanie z dwoma pokojami i dużą kuchnią. Było biednie. Raz na tydzień babcia w olbrzymim garze gotowała ubrania, które potem prała na tarze.
Zimą roku 1948, w czasie kolejnego prania, babcia zasłabła, zachwiała się i upadła zemdlona. Kiedy doszła do siebie, była roztrzęsiona i słaba. Po tygodniu znowu to samo. Kardiolog rozkładał bezradnie ręce: serce pracowało normalnie, nic nie wyjaśniało przyczyny omdleń.
Zima była sroga, wyziębionego mieszkania jeden kaflowy piec ogrzać nie być w stanie. Do kuchni z lekcjami przeniosła się moja 8 letnia wówczas mama. Tu było cieplej: pod garem z praniem, stojącym na bardzo starej kuchni gazowej, paliły się jednocześnie pełnym płomieniem cztery palniki. Szyby były zaparowane, woda bulgotała. Babcia upadła na podłogę i nie ruszała się. Mała, przestraszona dziewczynka chciała do niej podbiec, ale nie mogła. Nogi zupełnie nie reagowały na polecenia mózgu, były przy tym miękkie, jak z waty. Do tego silny ból głowy.
Ta historia, opowiedziana przez moja babcię Lonię, wydarzyła się naprawdę. Gdyby potoczyła się o włos gorzej, osiemdziesiąt lat później nie mógłbym jej opisać, „bo kto się nie urodził, tego nie ma ani troszeczkę”.
Podobny scenariusz, z którego babcia i mama jakimś cudem wyszły cało, tylko w tegorocznym sezonie grzewczym do 10 2025 lutego zabił w Polsce 32 osoby. Najgłośniejszą tragedią była śmiertelne zatrucie młodej kobiety z dwójką dzieci.
Niedługo po tym wydarzeniu byłem w naszej fabryce świadkiem rozmowy dwójki profesorów, którzy rozkładali na kawałki mechanizm zaczadzenia i leczenie zaczadzonych.
Dyskusja ich była na bardzo interesująca, więć postanowiłem się nieco dokształcić. Jednym z pierwszych odnalezionych źródeł był opublikowany w stronie Eksperymentu Myślowego tekst Mirosława Dworniczaka „Czad zabija”. Za inspirację dziękuję autorowi wpisu i dyskutantom – prof. Ewie Jaśkiewicz i prof. Marcinowi Czerwińskiemu.
SKĄD SIĘ BIERZE TLENEK WEGLA – CHEMIA POWSTAWANIA
Sprawa jest wszystkim doskonale znana, więc naszkicujmy ją na zasadzie programu obowiązkowego.
Czad (tlenek węgla, CO) powstaje w wyniku niepełnego spalania materiałów zawierających węgiel. Proces ten zachodzi, gdy w otoczeniu brakuje odpowiedniej ilości tlenu, co uniemożliwia pełne utlenienie węgla do dwutlenku węgla (CO₂).
Przy wystarczającej ilości tlenu atomy węgla łączą się z cząsteczkami tlenu tworząc dwutlenek węgla (CO2)
C+O2→CO2
Gdy jednak dostęp tlenu jest ograniczony, proces spalania nie przebiega do końca. Węgiel łączy się tylko z jednym atomem tlenu, tworząc tlenek węgla (CO)
2C+O2→2CO
Warto przyjrzeć się żarzącemu się ognisku, kiedy na powierzchni żaru łagodnie przelewają się niebieskie płomyki. Są to palne gazy uwolnione z paliwa pod wpływem temperatury (zgazowywanie drewna) a jednym z nich, obok metanu i wodoru, jest tlenek węgla. W żarze pieca węglowego widać podobne zjawisko, z tym, że tlenek węgla jest jedynym gazem, który spala się niebieskim płomykiem na jego powierzchni.

Żródło: https://pixabay.com/pl/photos/ognisko-ogie%C5%84-%C5%BCar-przesilenie-2438430/
Kiedy bać się niepełnego spalania?
Nie tak dawnymi czasy najpowszechniejsze niebezpieczeństwo stwarzały kominki i piece ogrzewające mieszkania. Oczywiście moja babcia doskonale wiedziała, że popielnik w pracującym piecu zamyka się dopiero wtedy, kiedy w palenisku został już sam żar. Ale nieużywana wiedza stopniowo zanika, co zilustruje anegdotka.
W poprzednim wieku wynajmowałem pokój w przedwojennej willi. W czasie lutych mrozów właścicielka dała się namówić na uruchomienie nigdy nieużywanego otwartego kominka w salonie. Paliwem miał być zalegający w piwnicy węgiel (pozostał po zmianie ogrzewania na gaz). Kominek pracował znakomicie, po czym odkryłem, że ma on w swoim sklepieniu dużą, szczelną klapę szybra. Po jego zamknięciu w pokoju zrobiło się odczuwalnie cieplej. Na szczęście był w pobliżu ktoś, kto na kominkach, węglu i życiu znał się lepiej ode mnie…
Ale kłopoty z spalaniem w piecach można mieć i w dzisiejszych czasach atomu i Internetu. Zeszłego upalnego lata odkręciłem ciepłą wodę, a w nieodległej komórce z piecem gazowym o otwartym spalaniu zaczęła (szczęśliwie!) wyć czujka czadowa. W kominie odprowadzającym nie było ciągu, spaliny pogazowe wydostawały się do kotłowni. Czujka wykryła je w ciągu kilku sekund po odkręceniu wody i włączeniu się pieca – stężenie czadu musiało być olbrzymie
A zatem: w procesach przydomowego spalania każde zaburzenie odprowadzania spalin to prosty przepis na kłopoty.
Typowe przykłady:
– niezależna od nas zbyt mała różnica temperatur między początkiem a wylotem komina (za słaby „cug” i „komin musi się nagrzać”), bo jest skwarne lato
– komin nieszczelny, bo popękany (miałem taki), kiepsko zasysający spaliny wprost z paleniska, bo ssie „boczne” powietrze gdzieś wyżej ze szczelin w swoich ścianach
– pracujący w zamkniętym garażu silnik (i to bez intencjonalnie zamontowanej gumowej rury między wydechem a kabiną)
– zaklejone („bo ciągnie zimnem”) kratki wentylacyjne w łazience z piecykiem gazowym
Te punkty to żelazna litania kominiarskich i strażackich skarg na naszą niefrasobliwość.
Od czasu powszechnego montowania plastikowych okien problemem stała się zbyt duża szczelność mieszkań. Doprowadza ona do radykalnego spadku naturalnej wentylacji grawitacyjnej (czyli poprzez kratki wentylacyjne w kuchni i łazience), bo uniemożliwia zasysanie powietrza zewnętrznego na potrzeby pracy pieca, gazowej kuchenki czy kominka. Zmniejsza też możliwości odświeżenia powietrza w mieszkaniu. W mroźny dzień wystarczy otworzyć w takim pomieszczeniu okno, aby kłęby zamarzającej pary wylatujące górną częścią okna zmusiły nas do zastanowienia nad tym, jak zimą marnie wentylujemy swoje płuca.
Oczywiście tlenek węgla to poważny zabójca w czasie pożaru. Tu jednak będąc gazem gorącym, wraz z dymem i całą resztą gazów okołopożarowych początkowo opanowuje górne części pomieszczeń: zalecane pełzanie tuż nad podłogą ma jak najbardziej sens.
Inna sprawa, że przy spalaniu tworzyw sztucznych zawierających chlor (np. polichlorek winylu PVC z płonących plastikowych zasłon i elastycznych portek non iron) powstaje fosgen. Tworzy go tlenek węgla i chlor.
CO+Cl2→COCl2
Fosgen (przy okazji – fosgen zaliczamy do gazów bojowych) w kontakcie z wodą (np. śluzówek dróg oddechowych czy spojówek) tworzy chlorowodór, a jego wodny roztwór to kwas solny:
COCl2 + H2O → 2HCl + CO2
Rozkładający się na HCl w naszych drogach oddechowych fosgen mokre śluzówki oskrzeli, oskrzelików i w końcu pęcherzyków płucnych po prostu demoluje. Uszkodzone nabłonki i kapilary przepuszczają do wnętrza płuc płyny, nadciąga niewydolność oddechowa, wykaszliwanie czarnych kawałków płuc…
Kto pacholęciem będąc miał (ja na strychu) „laboratorium chemiczne” i „zajzajer” – wie, ile to „radości” z tymi oparami.
Sporo tlenku węgla generuje produkcja koksu i hutnictwo.
Kto jechał (dawno temu) trasą kolejową Wałbrzych Główny – Wrocław, której linia przebiegała obok pracującej wałbrzyskiej koksowni, ten pamięta, że podróży towarzyszyło oszołomienie:
– wspaniałym widokiem kilkupiętrowej ściany spadającego w wagony rozżarzonego koksu
– kaszelkiem, mimo zamkniętych okien, który to kaszelek dawał lekkie zamroczenie. Kaszelku nie wywoływał oczywiście sam CO, ale on tam, proszę Państwa, był. O czym opowiemy nieco dalej przy okazji szkicu o oświetleniu gazowym.
Kto jechał, tym razem samochodem, obok huty Bobrek w okolicach Bytomia, pamięta, że huta ta była już z daleka sygnalizowana charakterystycznym smrodem spalonej izolacji. Mój Ojciec obok huty Bobrek zawsze się zatrzymywał na inspekcję bezpieczników pojazdu marki Trabant. Pojazd ten i bez huty Bobrek lubił był ten zapach wytwarzać. Inspekcja musiała być krótka, inaczej szybko rozpoczynała się lekka migrena.
Bytom. Nigdzie indziej na świecie nie widziałem tak pięknych zachodów słońca, jak w Bytomiu latem. Dwie godziny przed zachodem, wysoko nad horyzontem, jarzyła się drgająca czerwienią olbrzymia kula. Ach, co to było za magiczne powietrze!
Niewyczerpanym źródłem CO są procesy naturalne: wycieki i wyrzuty gazów wulkanicznych. W czasie erupcji Góry Świętej Heleny wulkan ten wyrzucił w powietrze 1mln ton dwutlenku siarki. Wobec tej ilości bardzo toksycznego gazu dodatek wyrzuconego 0,03% CO wydaje się mało istotny, ale…
Dość nieoczywistym emitentem tego gazu są procesy fermentacji beztlenowej w bagnach, śmietniskach czy kanalizacji. Spektakularnie pokazują to filmiki o wrzucaniu płonącej zapałki w czeluście opuszczonych wyrobisk, gdzie zaczyna się wypalanie zgromadzonych tam gazów.
Pamiętając o tym nigdy nie wchodźmy bez nadzoru do nieznanych jaskiń, studzienek kanalizacyjnych czy szamb. Nasz daleki sąsiad z rodzinnego miasteczka powiatowego wszedł i teraz nie żyje. Utrata przytomności i uduszenie (CO2) mogą być natychmiastowe, a śmiertelna ekspozycja na wysokostężony CO to ledwie kilkanaście sekund. Dodatkowo gwałtownie zabija też siarkowodór (H2S).
Mechanizm samooczyszczania się atmosfery
Skoro CO w poważnych ilościach jest bez przerwy emitowany w atmosferę, to czy jego stężenie nieustannie narasta? Przecież nasza hemoglobina całego nie zwiąże!
Fortunnie atmosfera ma zdolność samooczyszczania z CO przy udziale energii słonecznej z zakresu nadfioletu
2CO + O2 + en. UV → 2CO2
Nie tylko stare opony – czyli: czym najbezpieczniej palić w piecu?
Stanisław Lem wspomina, że jego ojciec, lekarz, Samuel Lehm, do ogrzewania mieszkania we Lwowie używał wyłącznie drewna. Był to wyraz jego ostrożności i obaw o zatrucie czadem.
Sposób ten był głęboko zasadny!
Oszacujmy to teoretycznym EKSPERYMENTEM MYŚLOWYM (uwaga: model zawyżony, całkowicie nieporównywalny z prawdziwym lwowskim mieszkaniem Lehmów i realnym piecem pana Samuela).
Opalanie pieca węglem
kilogram spalonego węgla może w naszym „niskotlenowym modelu” dostarczyć prawie 2,3kg CO o objętości 2m3. Objętość ta wypełniłaby nieduży (16m2) pokoik we lwowskiej kamienicy czystą trucizną do wysokości kostek. A gdyby powietrze tego pokoju dobrze wymieszać, to śmiertelne stężenie CO (gdzie stężenie 1,85% zabija w 1 minutę) przekroczone zostanie pięciokrotnie.
Opalanie pieca drewnem
Ten sam niepokojący scenariusz z użyciem drewna bukowego (koneserzy kominków wolą wiąz, ale nie wybrzydzajmy):
Budulcem drewna są lignina i celuloza. Brzydko upraszczając, drewno w zasadzie tworzy glukoza (C₆H₁₀O₅) pospinana w długie sznureczki (by nie rozjuszyć specjalistów – użyjmy słowa „łańcuchy”).
W naszym teoretycznym piecu (z ubogim dostępem tlenu) znany lwowski laryngolog Samuel Lehm spalając kilogram drewna produkował prawie kilogram tlenku węgla o objętości ok. 1m3. To objętość dwa razy mniejsza niż ilość gazu uzyskana z czystego węgla!
W objętości lwowskiego pokoiku to około 1% stężenia w powietrzu, gaz sięgałby ledwie pod kostkę BUCIKÓW pana Samuela i małego Stasia. Alpy („tu się oddycha!”) to nadal nie są, ale jednak jest zdecydowanie bezpieczniej.
„Powszechnie jest wiadomym, że” tlenek węgla zabija, bo…
No właśnie, przyjrzyjmy się temu nieco dokładniej. Jaki jest mechanizm zatrucia tlenkiem węgla?
Nasze organizmy funkcjonują dzięki metabolizmowi tlenowemu (nie jest to wcale takie oczywiste, bo taki tasiemiec tlenu z powietrza nie potrzebuje wcale). Tlen z powietrzem wdychamy do płuc.
Płuca to fantastyczny wymiennik gazowy – dzięki swej olbrzymiej powierzchni kontaktują wessany tlen z krwią.
W czerwonych krwinkach (erytrocytach) rozpuszczone jest intensywnie czerwone białko – hemoglobina. Jedynym celem erytrocytowego istnienia jest opakowanie hemoglobiny w poręczne pakieciki. Taki pakiet stanowi 96% suchej masy tej komórki krwi.
Hemoglobina zawiera 4 grupy hemowe, a cząsteczka hemu wygląda tak:

Hem, a w jego centrum – kation żelaza
Autorstwa Yikrazuul – Praca własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=11081791
Transport tlenu jest możliwy dzięki obecności w centrum cząsteczki hemu kationu żelaza Fe2+. Żelazo jest zdolne do wiązania dwóch ligandów (np. tlenu O2, ale też tlenku węgla CO, a nawet anionu cyjankowego CN–. Ta wiedza przyda nam się jeszcze za chwilę!). Wiązanie dwóch ostatnich jest praktycznie nieodwracalne, przez co ewentualny transport tlenu zostaje zablokowany.
Dodajmy jeszcze (co za moment ukaże wielopoziomowe skutki zaczadzenia), że hem, prócz hemoglobiny, występuje też w mioglobinie (magazynuje tlen w mięśniach) i cytochromach (podstawowe elementy metabolizmu wewnątrzkomórkowego).
Wracamy do płuc: tlen we wspaniałym mechanizmie łączy się na chwilkę hemoglobiną. Krew dociera do „najbardziej peryferyjnych” tkanek organizmu i tam tlen oddziela się od hemoglobiny, aby ostatecznie włączyć się w „oddychanie” komórkowe.
Ale jeśli do płuca wciągniemy powietrze zawierające tlenek węgla – rozpocznie się nierówna biochemiczna konkurencja. Mając wybór pomiędzy tlenem i tlenkiem węgla – hemoglobina tego drugiego wybierze 300 razy chętniej. Nazwiemy to 300 razy większym powinowactwem do hemoglobiny tlenku węgla niż tlenu. Wyścig o dostęp do żelaza w hemie tlen przegrywa z kretesem.
Mariaż hemu z tlenem jest bardzo nietrwały: wystarczy, że erytrocyt dopłynie do tkanki, gdzie tego tlenu jest mało, i współczujący hem natychmiast wspomaga bardziej potrzebujące komórki oddając swój tlen (no dobrze, to tylko zwykła fizyka, ciśnienie parcjalne czy coś w tym rodzaju). W każdym razie to oddzielenie się tlenu od hemu zachodzi bardzo łatwo. Na tym tle trwałość wiązania hem-tlenek węgla jest ogromna: kompleks hemoglobiny tlenkowęglowej (karboksyhemoglobiny – HbCO) – rozpada się na dopiero po 4 godzinach. W tym czasie tak zablokowana hemoglobina jest dla transportu tlenu bezużyteczna. 4 godziny to okres wystarczająco długi, aby w efekcie niedotlenienia tkanek doprowadzić do śmierci ofiary.
Jednak samo HbCO nie tłumaczy ani wszystkich wczesnych i późnych objawów zatrucia, ani przebytych po zatruciu zespołów neurologicznych.
Tłumaczy go natomiast…
…drugi, istotniejszy mechanizm bójczości tlenku węgla: otóż 15% absorbowanego przez płuca CO rozpuszcza się w osoczu i wiąże z jego białkami. Przechodzi przez błony komórkowe i wiąże się (tu patrzymy na zagięte dla pamięci palce – gdzie występuje hem) z mioglobiną. Wiąże się także z oksydazą cytochromową (cytochrom C – drugi zagięty palec). I tym samym nokautuje oddychanie wewnątrzkomórkowe (podobnie jak cyjanek czy cyjanowodór). Mitochondria zamiast kończyć proces fosforylacji produkcją wody i ATP, uwalniają niszczące wolne rodniki tlenowe. Dusimy się od środka każdej komórki…
To wewnątrzkomórkowe duszenie się (asfiksja) hamuje proces „łańcucha oddechowego” poprzez zablokowanie centrum żelazo-miedź w oksydazie cytochromowej, do którego przyłączany jest tlen. W efekcie elektrony nie są przenoszone na tlen.
Krótko mówiąc – nie jesteśmy w stanie przerobić zjedzonego ciastka na ciepło, energię do bicia serca, drapania się po głowie czy oglądania telewizji!
Skutkiem ostrego zatrucia tlenkiem węgla jest przede wszystkim hipoksja tkankowa (niedotlenienie), będąca przyczyną wczesnych zgonów.
Przy tym wielką rolę odgrywa też aktywacja procesów zapalnych, co może doprowadzić nawet do rozwinięcia zespołu ogólnoustrojowej reakcji zapalnej (systemic inflammatory response syndrome – SIRS). SIRS to prosta droga do wystąpienia niewydolności wielonarządowej, a jak wiedzą widzowie dr House`a – w tym momencie film się zwykle kończy.
Co gorsza, wskutek aktywacji zapaleń dochodzi do uszkodzeń tkanki nerwowej (martwicy neuronów i apoptozy). To już jest naprawdę poważny problem, który może się ujawniać w różnym czasie po zatruciu.
Skutki zatrucia zależą od stężenia tlenku węgla w powietrzu oddechowym i od czasu ekspozycji. Również wiek zatrutego odgrywa istotną rolę – najbardziej wrażliwy jest płód, potem dzieci, dorośli z chorobami układu krążenia, wreszcie zdrowi dorośli.
Palacze papierosów są stale wystawieni na wdychanie CO, w ich krwi nawet 10% to hemoglobina tlenkowęglowa. Dlatego palacze na zatrucie dodatkowym czadem reagują szybciej i mocniej.
Czerwona dzięki hemoglobinie krew występuje u praktycznie wszystkich kręgowców. Na zaczadzenie od kominka nasze zwierzęta domowe są równie podatne jak my. Ale jeśli hodujemy np. raki, ślimaki lub krewetki – to te naszą śmierć z zaczadzenia przeżyją! Ich krew jest niebieska, bo zamiast żelaza „używa” jonów miedzi. Miedź zaś jest mało podatna na wiązanie się z tlenkiem węgla.
Oczywiście – rodzi się pytanie, dlaczego kręgowce używają rozwiązania „mniej bezpiecznego”? Cóż, czerwona krew przenosi tlen wydajniej od krwi niebieskiej. Dzięki temu kręgowce mogły osiągać większe rozmiary i przy tym szybciej biegać (przy tym używanie kominków przez żaby, pterodaktyle i gepardy także nie było priorytetem).
TLENEK WĘGLA ZABIJA – ale w JAKIEJ ILOŚCI?
Wdychanie powietrza z domieszką CO o stężeniu 0,16% powoduje zgon po dwóch godzinach. O ile przy większych stężeniach (pow. 0,32%) pierwszymi objawami zatrucia jest silny ból głowy i wymioty, to mniejsze stężenia powodują przy względnie krótkim wdychaniu jedynie słaby ból głowy i zapadanie w śpiączkę, jednak i te stężenia powodują po pewnym czasie śmierć.

Silnik benzynowy na biegu jałowym emituje w spalinach 1-7% CO.
W silnikach z katalizatorem to stężenie jest mniejsze niż 0,5%
Ciekawe, że w silnikach Diesla poziom ten nie przekracza 0,1%, co zapewne wiąże się z faktem, że silniki te oddychają pełną piersią – przy stałym nadmiarze powietrza.

Bóle głowy – zazwyczaj tępe, narastające. Jest to jednym z pierwszych objawów.
Zawroty głowy – uczucie dezorientacji lub utraty równowagi.
Nudności i wymioty – mogą pojawić się bez wyraźnej przyczyny.
Osłabienie mięśni – trudności w poruszaniu się lub uczucie nagłego zmęczenia.
Pocenie się – mimo braku fizycznego wysiłku.
Przyspieszone bicie serca (tachykardia) – wrażenie przykrego kołatania. Serce próbuje zrekompensować niedobór tlenu.
Duszenie się i trudności z oddychaniem – uczucie braku powietrza.
Zaburzenia widzenia – rozmycie obrazu, mroczki przed oczami.
Zaburzenia świadomości – począwszy od lekkiego zamroczenia po utratę przytomności.
W skrajnych przypadkach – drgawki lub śpiączka.
Jeśli kilka z tych objawów występuje jednocześnie, a przebywamy w zamkniętym pomieszczeniu ogrzewanym np. piecykiem gazowym – istnieje OGROMNE ryzyko zatrucia czadem.
PIERWSZA POMOC
Kluczowe jest natychmiastowe przewietrzenie pomieszczenia i opuszczenie go, a także wezwanie pomocy medycznej.
Z jakimi trudnosciami spotkamy się w sytuacji REALNEJ? Rozwazmy to na przykładzie łazienki z junkersem.
Zatrucie nastąpiło w łazience w czasie kąpieli.
Drzwi do łazienki często trzeba sforsować siłą.
Jeśli ratujemy nieprzytomnego – zaczynamy od zapewnienia bezpieczeństwa sobie: otwieramy okna sąsiedniego pomieszczenia.
W wannie leży osoba dorosła, jej skóra jest blada. Oddycha szybko i płytko. Nie reaguje na głos, co świadczy o wyraźnie obniżonym progu świadomości.
Najważniejsze jest szybkie zamknięcie dopływu gazu do palnika, wydobycie zatrutego z wanny i wyniesienie do przewietrzonego pomieszczenia.
Już samo wydobycie z wanny dorosłej, mokrej osoby jest bardzo problematyczne. Jeżeli pomocy ma udzielić jedna i to słaba osoba, może ograniczyć się do wypuszczenia wody z wanny, wywietrzyć pomieszczenie i oczekiwać na pomoc.
Mokry pacjent w wietrzonym intensywnie pomieszczeniu jest narażony na wychłodzenie, trzeba go więc szybko osuszyć i ułożyć w pozycji bezpiecznej
LECZENIE
Wezwany ratunkowy personel medyczny podaje zatrutemu pacjentowi tlen. Chociaż podawanie tlenu przyspiesza eliminację tlenku węgla, nie wykazano zmniejszenia zaburzeń czynności poznawczych w wyniku wdychania tlenu w porównaniu z leczeniem bez suplementacji tlenem. Ale że jego stosowanie jest metodą bezpieczną, ogólnie dostępną i tanią, należy go podawać aż do momentu, gdy odsetek hemoglobiny tlenkowęglowej będzie wynosił <5%.
Zatrucie tlenkiem węgla może nasilać bóle dławicowe i powodować uszkodzenie mięśnia sercowego nawet u ludzi bez zmian w naczyniach wieńcowych.
W oddziałach ratunkowych bywa stosowany tlen hiperbaryczny. Pacjenta umieszcza się w komorze hiperbarycznej napełnionej 100% tlenem pod ciśnieniem 1,4 atmosfery.
Pacjenci po wypisaniu ze szpitala powinni pozostawać pod opieką medyczną. Stopień i czas powrotu do zdrowia są zmienne. Na proces ten często wpływają też powikłania, które mogą występować tuż po zatruciu lub ujawnić się dopiero kilka tygodni później i utrzymywać do końca życia.
Nie istnieje określona metoda leczenia w przypadku powikłań zatrucia tlenkiem węgla. A powikłania te to często trwałe uszkodzenia neurologiczne: zaburzenia równowagi, niemożność poruszania kończynami czy zaburzenia funkcji poznawczych. Zwłaszcza to ostatnie brzmi niewinnie, ale w praktyce może oznaczać np. niemożność zapamiętania imienia poznanej osoby czy wystukania w telefonie zapisanego na kartce numeru telefonu.
Koniec części pierwszej.
W części drugiej pogawędzimy o drugim obliczu tlenku wegla – jak bardzo jest o nprzydatny.