Pierwsza część cyklu tutaj
A druga tutaj
Dwuetyloamid kwasu lizergowego (LSD) to jeden z tych związków, których aktywne dawki są naprawdę minimalne. Nie wiedział o tym wspomniany w części 1 Hofmann, stąd niezwykłe doznania podczas pierwszych prób. Ilości mniejszych niż 1 mg nie dawało się precyzyjnie odważyć poza laboratorium. Dlatego też zwykle występuje on w postaci charakterystycznych znaczków z kolorowymi nadrukami, bibułek (tzw. blottery), opłatków czy też niewielkich kostek cukru nasączonych tym związkiem. Potocznie nazywa się go kwasem, ejsidem (od ang. acid – kwas), tripem, lizerem czy też swojsko – papierkiem albo listkiem. Przyjmować go można dyskretnie – wkłada się taki znaczek do ust, gdzie następuje dość szybkie wchłanianie substancji czynnej przez błony śluzowe. Charakterystycznym objawem po użyciu kwasu są rozszerzone źrenice, a co za tym idzie, reakcja na silne światło. Większość używających odczuwa suchość w ustach, podwyższone ciśnienie, czasami występuje też drżenie mięśni, osłabienie i nudności. Omamy i halucynacje, najczęściej bardzo kolorowe, to najczęstsze efekty użycia tego narkotyku. Zdarzają się też wahania nastroju od euforii do apatii. Sporo osób doznaje potem tzw. bad tripów, czyli trudnych doświadczeń psychicznych omamów po dłuższym czasie od zażycia tego specyfiku. Naukowcy uważają, że LSD nie wywołuje uzależnienia fizycznego, ale, jak każdy środek psychoaktywny, może wywołać uzależnienie psychiczne.
LSD i wojsko
Dość szybko właściwościami psychoaktywnymi LSD zainteresowała się CIA. W ramach ściśle tajnego projektu MKUltra badano możliwości kontrolowania ludzkiego umysłu poddanego działaniu m.in. LSD.
Strona tytułowa subprojektu CIA MKUltra dotycząca LSD
Źródło: Wikimedia, licencja: domena publiczna
Do dziś większość informacji nie została odtajniona, mimo że upłynęło już 70 lat. Badaniom poddawano między innymi pracowników CIA. Co więcej, często prowadzono je też na całkowicie nieświadomych ludziach – więźniach, narkomanach, prostytutkach, a także pacjentach szpitali psychiatrycznych, co stanowiło istotne pogwałcenie kodeksu norymberskiego z 1947 roku. Heroinistów namawiano do udziału w programie, przekupując ich dodatkowymi porcjami narkotyków. Badań nie przerwała nawet tragiczna śmierć Franka Olsona, jednego z uczonych zaangażowanych w MKUltra, który, otrzymawszy nieświadomie dawkę LSD, po 9 dniach wypadł z wieżowca.
Podobne badania prowadzono w wielu innych krajach, ale z oczywistych względów niewiele o nich wiadomo.
Historia zatacza koło?
Zainteresowanie używaniem LSD zaczęło stopniowo maleć na przełomie lat 70. i 80., kiedy to pojawiły się inne używki. Substancja ta wróciła na rynek w latach 90. XX w., wraz z pojawieniem się sceny „rave” – całonocnych imprez z charakterystyczną muzyką elektroniczną. Od początku XXI w. popularność LSD jest względnie stała. Warto oczywiście przypomnieć, że jest to substancja uznawana za narkotyk, a więc jej używanie jest zabronione w większości krajów świata.
W ostatnich latach zaobserwowano wzrost specyficznego użycia LSD, tzw. mikrodawkowania. Pierwsze próby rozpoczęły się już dawno (Hofmann także przez ok. 20 lat tego próbował), ale popularność takiego sposobu przyjmowania „kwasu” wzrosła, gdy okazało się, że sporo ludzi pracujących w Dolinie Krzemowej w ten właśnie sposób zwiększa swoją produktywność. Mikrodawki zwykle nie dają typowych halucynacji, ale poprawiają kreatywność i wpływają na widzenie świata. Wiadomo, że w niektórych psychiatrycznych grupach badawczych prowadzone są systematyczne testy tego typu działań.
Albert Hofmann dożył sędziwego wieku 102 lat. Jego badania są fundamentem, na którym dzisiejsi uczeni projektują nowe kierunki analiz. Jeśli ktoś jest zainteresowany pełną historią odkrycia i badań nad LSD, powinien sięgnąć po książkę tego naukowca: „LSD – moje trudne dziecko”.
(c) by Mirosław Dworniczak. Jeśli chcesz wykorzystać ten tekst lub jego fragmenty, skontaktuj się z autorem. Linkować oczywiście można.