Gdy po raz kolejny słyszymy rosyjskie oskarżenia pod adresem Ukrainy, że jest to państwo nazistowskie, zaczynamy się zastanawiać, o co właściwie chodzi. Bo co prawda od lat trwa tam kult wrogiego Polsce, nacjonalistycznego przywódcy Stepana Bandery i mającej na swym koncie zbrodnicze działania Ukraińskiej Powstańczej Armii, to jednak na Ukrainie odbywały się demokratyczne wybory, a w 2019 r. prezydentem został nie mający nic wspólnego z ideologią nacjonalistyczną komik i producent telewizyjny Wołodymyr Zełenski, na dodatek – będący pochodzenia żydowskiego.
Odpowiedź jest prosta. „Nazizm” jest w Rosji swoistym „słowem – wytrychem”, tak, jak niegdyś „faszyzm”. „Nazizm” i „faszyzm” to synonimy zła. Nazizm kojarzy się z hitlerowskimi Niemcami; z kolei faszyzm oznaczał tak naprawdę kapitalizm i wszystko, co było w nim najgorsze.
Faszystowska Polska
Widać to zwłaszcza w mediach. W przypadku okresu międzywojennego wystarczy sięgnąć po jedną z rozlicznych gazet w języku polskim, wydawanych w ZSRR. Do około 1935 – 36 r. istniało ich wiele; tą najważniejszą była moskiewska „Trybuna Radziecka”, a w Ukraińskiej i Białoruskiej SRR odpowiednio „Sierp” i „Młot” (przemianowany później na „Orkę”). Wśród pism lokalnych wyróżniała się „Marchlewszczyzna Radziecka”, wydawana w polskim rejonie narodowym im. Juliana Marchlewskiego.
Gazety te czytać trudno, bo zawierają – można by rzec – samą esencją komunistycznej propagandy. Wszystkie one opisywały Polskę, ukazując rzekome „zbrodnie faszyzmu polskiego” i walkę komunistów o „wyzwolenie” klasy robotniczej i chłopskiej. Zwłaszcza od 1926 roku, a więc przejęcia władzy przez Józefa Piłsudskiego i jego obóz, Polska określana była właśnie mianem kraju „faszystowskiego”.
Czytając więc owe gazety, możemy odnaleźć wiele przykładów „polskiego faszyzmu”. I tak, „Marchlewszczyzna Radziecka” donosiła o zjeździe podoficerów rezerwy w 1930 r. w Wilnie. „Poza wyrazami wiernopoddańczego uznania dla Piłsudskiego w przemówieniach (…) brzmiała nuta nawoływująca <legunów> [żołnierzy Legionów Józefa Piłsudskiego – przyp. aut.] do szybszego faszyzowania całego życia państwowego. Rydz-Śmigły i pułkownik Sławek wzywali do gotowości walczenia zbrojnego o <wielkość> i <mocarstwowość> Polski oraz z wrogiem <wewnętrznym>. Istotnym zaś sensem tego jest wzywanie o spotęgowanie teroru faszystowskiego przeciwko robotnikom i chłopom Polski i przygotowań zbrojnych przeciwko Związkowi Radzieckiemu”. Ta sama „Marchlewszczyzna” opisywała, jak to w Polsce przed sądem „stanął bandyta Jaworowski, który zamordował robotnika Grinwalda, gdy ten wzniósł podczas demonstracji okrzyk <Precz z Piłsudskim>. Faszystowski sąd uniewinnił Jaworowskiego, wykręcając się <brakiem dowodów>”. Generalnie więc, „faszyzm” utożsamiany był z antykomunizmem czy antysowietyzmem.

„Marchlewszczyzna Radziecka” z 1930 r. Artykuły o „faszystowskiej Polsce” zamieszczano zazwyczaj na ostatniej stronie.
Polski „faszyzm” już wówczas miał mieć ścisłe związki z nacjonalizmem ukraińskim. Przywołana już „Marchlewszczyzna Radziecka” pisała w 1933 r., że „zdemaskowane niedawno i rozgromione kontrrewolucyjne, petlurowskie, nacjonalistyczne ugrupowania ukraińskie miały i sojuszników na odcinku polskim. (…) Szowinizm ukraiński żywi nacjonalizm polski, który przybiera różne formy i postacie – bezpośredniej agientury faszyzmu polskiego i reakcyjnego antysemityzmu”. „Petlurowcy”, a więc zwolennicy przywódcy Ukraińskiej Republiki Ludowej i sojusznika Polski w wojnie z bolszewikami Semena Petlury, a także żołnierze Armii Czynnej URL, byli w ZSRR również synonimem zła.
Polskojęzyczne media w ZSRR zamieszczały dramatyczne opisy działań „polskiego faszyzmu”. Wydawany w Kijowie „Głos Młodzieży” relacjonował dramatyczny przebieg egzekucji komunisty w Baranowiczach: „Szubienica złamała się po założeniu stryczka na szyję pierwszej ofiary. Kat dodusił skazańca własnemi rękoma, ciągnąc za sznur. Pozostali skazańcy musieli kilka godzin czekać na naprawienie szubienicy. (…) Faszyzm nie zna granic w swych łajdactwach. Nie dość, że morduje robotników na szubienicach, ale jeszcze stara się okrucieństwo egzekucji doprowadzić do ostatecznych granic”…
Nazistowska Ukraina
Ukraiński „nazizm” pojawił się w wypowiedziach rosyjskich przywódców w zasadzie dopiero w 2014 r. Wówczas to prezydent Władimir Putin, nawiązując do wydarzeń tzw. Majdanu (protestów przeciwko decyzji prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza o rezygnacji ze stowarzyszenia z Unią Europejską), oznajmił, że „Ukraina pogrąży się w neonazizmie”. Właśnie wówczas Putin sformułował podstawowe tezy rosyjskiej propagandy, powtarzane przez kolejne lata: Majdan (nazywany na Ukrainie „rewolucją godności”) był zbrojnym przewrotem, zamachem stanu zorganizowanym pod auspicjami Zachodu, a w jego efekcie Ukraina zaczęła się przekształcać w państwo nazistowskie, nastawione wrogo do Rosji i do Rosjan. W tej sytuacja Rosja musiała wziąć prześladowanych pod swoją ochronę.
Później okazało się, że w rosyjskiej propagandzie „nazizm” ma być czymś gorszym niż „faszyzm”, bo wprost wywodzącym się z ideologii panującej w hitlerowskich Niemczech. Ponadto jest to pojęcie bardzo pojemne i umożliwia wyprowadzenie dość pokrętnych, ale propagandowo skutecznych twierdzeń. Istnieje nawet strona na rosyjskiej Wikipedii „Neonazizm na Ukrainie” (nie ma strony ukraińskiej czy polskiej, choć jest ormiańska i japońska). Znajdziemy tam m.in. informacje o udziale „partii prawicowych” w Majdanie oraz wywody, iż „szereg symboli ukraińskich radykałów jest oczywistą spuścizną po nazistowskich emblematach i hasłach”. Nie ma tu miejsca na głębszą analizę ideologii OUN ani osoby Stepana Bandery. Jednak nie ma dziś na Ukrainie partii, która by te idee i poglądy przywoływała wprost. Są co najwyżej odwołania historyczne i upamiętnianie działaczy OUN czy partyzantów UPA.
Ale dla rosyjskich propagandzistów to nieistotne. W 2021 r. Fundacja Poparcia i Ochrony Praw Rodaków Żyjących za Granicą opublikowała badanie „Przejawy nazizmu, neonazizmu i ksenofobii na Ukrainie”. Stwierdzono w nim, że ukraińskie władze „prowadzą systematyczną politykę, której celem jest fałszowanie historii II wojny światowej, gloryfikowanie na wszelkie możliwe sposoby ukraińskich kolaborantów i wspólników nazizmu”. Z badań tej fundacji ma wynikać stwierdzenie o aktywnie rozwijającym się nad Dnieprem kulcie Bandery i Romana Szuchewycza (dowódcy UPA) oraz „ukraińskich kolaborantów i wspólników nazizmu w czasie II wojny światowej”. Twórcy raportu podkreślają też praktyki celowego niszczenia lub bezczeszczenia pomników „wybitnych sowieckich dowódców wojskowych, bohaterów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, bezpośrednio zaangażowanych w wyzwolenie Ukrainy spod okupacji hitlerowskiej”. I to ma być dowód, że na Ukrainie panuje „neonazizm”.
Wiele kłopotu sprawia rosyjskim propagandzistom fakt, iż w wyborach ogólnokrajowych skrajni nacjonaliści uzyskują co najwyżej kilka procent głosów. Ale media rosyjskie usiłują dać sobie z tym radę, dowodząc, że „naziści” nie chcą wygrywać wyborów, bo jest to im niepotrzebne. Powód: „faszystowskie państwo” tworzy się niejako bez nich (!). „Komsomolska Prawda” twierdziła na przykład, że Ukraina stała się „rajem dla nazistów”, fakt istnienia „faszystowskiego państwa” udowadniając ograniczaniem roli języka rosyjskiego czy przepisami wymagającymi od stacji radiowych i telewizyjnych nadawania 75 proc. programów po ukraińsku. Według tej gazety, Rosjanie na Ukrainie byli i są prześladowani. Ci, którzy się tym prześladowaniom sprzeciwiają, byli jakoby brutalnie mordowani. Co prawda nie ma na go dowodów, ale to nieistotne.

„Argumenty niedieli” z 2024 r. Wywiad z dr. Eduardem Popowem „Ukrainskij nazizm: nie Bandera, a Hitler” – czytamy w nim, że „Ukraina stała się mekką nazistów z całego świata”, a dla dzisiejszych ukraińskich nazistów wzorem nie jest już Bandera, a Hitler.
Ukraiński „nazizm” ma się jak najlepiej i dziś. Pisząc o walkach w rosyjskim obwodzie kurskim, internetowe pismo „Waszi nowosti” podało niedawno, iż „ukraińscy naziści zamęczyli co najmniej siedmiu cywilów”, torturując ich i mordując Wypada w tym miejscu dodać, że dla niektórych rosyjskich mediów także Polska jest „nazistowska”. Dowód jest prosty: premier Donald Tusk miał dziadka w Wehrmachcie, a prezydent Andrzej Duda w UPA. Wyjaśnień, czemu dziadek Tuska znalazł się w niemieckim wojsku, raczej się nie przytacza; historia z Dudą – sotnikiem UPA jest o tyle prawdziwa, że jakiś upowiec o tym nazwisku istniał naprawdę, ale z polskim prezydentem nie ma nic wspólnego. Co jednak Rosjanom wcale nie przeszkadza. Podobnie „nazistowska” była Armia Krajowa. A że walczyła z Niemcami, to tylko dowód, że „naziści” mogą się zwalczać nawzajem…
Źródła: Piotr Kościński, Bolszewiccy Polacy i faszystowska Polska, Warszawa 2019; Agnieszka Sawicz, Piotr Kościński, Droga Putina do wojny, Warszawa 2022