Wszystkie nasze kolebki. Część 1. Kolebka naczelnych: Laurazja/Ameryka Północna

Pozostałe wpisy z tej serii:
Część 0. Wstęp i spis treści
Część 2. Kolebka małpiatek i małp: Afryka
Część 3. Navigare necesse est: emigranci
Część 4. Kolebka człekokształtnych i człowiekowatych: Eurazja
Część 5: Kolebka goryli, ludzi i szympansów: Afryka po raz drugi
Część 6: Długie i niezupełne pożegnanie z Afryką
Część 7: Tam i z powrotem: neandertalczycy, denisowianie i my

Początki naczelnych (Primates) giną nie tyle we mgle historii, co w rozpaczliwym galimatiasie fragmentarycznych skamieniałości ssaków z pogranicza kredy i paleogenu. Zacznijmy od tego, że naczelne (w tym Homo sapiens) należą do następujących, pozagnieżdżanych w sobie kladów:
– Eutheria (reprezentowane dziś przez Placentalia, czyli łożyskowce);
–– Boreoeutheria (łożyskowce północnych kontynentów);
––– Euarchontoglires (reprezentowane dziś przez gryzonie, zajęczaki, wiewióreczniki, latawce i naczelne);

Każda z tych grup powstała wskutek kolejnych rozwidleń drzewa rodowego, prowadzących od wspólnego przodka do pochodzących od niego grup siostrzanych. A zatem siostrzane względem Eutheria są Metatheria (torbacze i ich wymarli krewni). Siostrzane względem Boreoeutheria są prawdopodobnie gondwańskie Atlantogenata (afrotery i szczerbaki). Siostrzane względem Euarchontoglires są Laurasiathera (najbardziej zróżnicowana grupa łożyskowców, obejmująca dziś owadożery, nietoperze, łuskowce, drapieżne, nieparzystokopytne oraz parzystokopytne wraz z waleniami).

Ryc. 1.

Te głębokie podziały nastąpiły niewątpliwie jeszcze w kredzie, ale zapis kopalny drobnych kręgowców z tego okresu jest wciąż pełen wielkich luk, a wczesne łożyskowce były do siebie tak podobne, jak członkowie jednej rodziny, a nie odrębnych rzędów lub nadrzędów. Różnice morfologiczne skumulowały się dopiero po katastrofie kreda–paleogen, która usunęła nieptasie dinozaury i otworzyła niedobitkom ssaków drogę do rozmaitych nisz ekologicznych, czego skutkiem były radiacje adaptacyjne zmieniające ich wygląd, tryb życia, rozmiary i proporcje ciała.

Mimo braku stuprocentowo pewnych dowodów kopalnych pośrednie dane świadczą, że Boreoeutheria wyewoluowały na lądach północnych, stanowiących pozostałości superkontynentu Laurazji. W paleocenie spotykamy je na całym tym obszarze. Jeśli nie stale, to okresowo Ameryka Północna łączyła się pomostami lądowymi z Europą (stanowiącą raczej archipelag ciasno zgrupowanych, wielkich wysp niż jeden zwarty kontynent) i Azją. Boreoeutheria korzystały z możliwości migracji, rozprzestrzeniając się po całej półkuli północnej, a sporadycznie przedostając się przez bariery morskie na kontynenty południowe, powstałe po rozpadzie Gondwany. Często stwierdzamy, że wciąż niezbyt wyspecjalizowane grupy kopalnych ssaków pojawiają się praktycznie w tym samym czasie w Eurazji i w Ameryce Północnej, co utrudnia ustalenie miejsca, skąd startowała ich ewolucja.

Klad Glires, obejmujący gryzonie i zajęczaki, wyewoluował prawdopodobnie w Azji. Wyłącznie z Azji Południowo-Wschodniej znamy – wyjątkowo rzadkie w stanie kopalnym – wiewióreczniki, czyli Scandentia (ogonopióry i tupajowate), które są bardzo konserwatywnym odgałęzieniem Euarchontoglires, zachowującym zapewne wiele cech wspólnego przodka. Z grubsza ten sam region zamieszkują od eocenu najbliżsi krewni naczelnych, latawce (Dermoptera), osobliwe i zarazem urocze ssaki wyposażone w fałdy skórne umożliwiające im szybowanie lotem ślizgowym. Dziś należą do tego rzędu tylko dwa rodzaje, oficjalnie obejmujące po jednym gatunku (choć prawdopodobnie każdy z nich to kompleks kilku gatunków kryptycznych). W eocenie i oligocenie latawce podobne do dzisiejszych sięgały na zachód po Pakistan. Do Dermoptera  zalicza się jednak również (z pewną dozą ostrożności) dwie rodziny ssaków z paleocenu i eocenu Ameryki Północnej.

Ryc. 2.

I to właśnie z Ameryki Północnej znamy też najstarszych i najprymitywniejszych przedstawicieli naczelnych, nazywanych zbiorowo plezjadapidami („Plesiadapiformes”). Jest to grupa parafiletyczna –  zbieranina różnych kladów stanowiących boczne odgałęzienia „pnia” ewolucyjnego dzisiejszych naczelnych. Powierzchownie były wciąż dość podobne do wiewióreczników, zwłaszcza ogonopiórów (Ptilocercus), wspomnianych już kiedyś na naszym blogu (patrz zwierzątko piątkowe).

Ten układ geograficzny sugeruje, że rodowód wspólnych przodków Primatomorpha (naczelnych i latawców), był zakorzeniony gdzieś w Azji Wschodniej u schyłku kredy. Jednak grupa ta rozszerzyła swój zasięg na Amerykę Północną i tam zaczęła się różnicować niemal natychmiast po wielkim wymieraniu. Oczywiście słowo „natychmiast” należy odnieść do geologicznej skali czasu. Najstarsze naczelne były drobnymi ssakami nadrzewnymi. Żywiły się głównie owadami, ale w zasadzie były wszystkożerne. Ważnym składnikiem ich diety były kwiaty i owoce drzew. Mogły żyć i migrować tam, gdzie rosły lasy. Upadek planetoidy na południowym krańcu Ameryki Północnej zniszczył lasy na straszną skalę na całym kontynencie; możliwe więc, że pranaczelne przybyły przez Beringię z Azji Wschodniej, w miarę jak lasy regenerowały się po katastrofie.

Odkryte niedawno maleńkie kości skokowe i piętowe ssaków z rodzaju Purgatorius przywróciły do łask dawniejszy pogląd, że ich posiadacz był bardzo bliskim krewnym naczelnych. Purgatorius znany był wcześniej tylko z zębów i fragmentów żuchwy. Jeden ząb znaleziono w warstwie uznanej za kredową, ale to datowanie okazało się wątpliwe; wszystkie pozostałe okazy pochodzą z wczesnego paleocenu Ameryki Północnej – i to bardzo wczesnego, bo chodzi o pierwszy milion lat po wielkim wymieraniu. Purgatorius (sześć opisanych wcześniej gatunków niewiele większych od myszy) i Ursolestes perpetior (gatunek podobny, ale ponad dwa razy większy) są zaliczane do rodziny Purgatoriidae, traktowanej obecnie jako najwcześniejsze odgałęzienie prymitywnych plezjadapidów.

Ryc. 3.

Niedawno w Montanie odkryto zęby dwóch gatunków Purgatorius (w tym jednego nieznanego wcześniej, P. mckeeveri). Warstwy, z której pochodzą, datowane są dość precyzyjnie na okres zaledwie 105–139 tys. lat po katastrofie kreda–paleogen. Fakt, że już wtedy żyły wczesne naczelne, ma znaczenie dla oceny, kiedy zaczęło się różnicowanie współczesnych łożyskowców (Placentalia). Co najmniej kilka cyklów specjacji (podziału populacji wyjściowej na gatunki potomne) dzieli ostatniego wspólnego przodka łożyskowców od najprymitywniejszych naczelnych. Co więcej, te ostatnie też musiały się podzielić na Purgatoriidae i linię prowadzącą do późniejszych naczelnych, chyba że cudownym zbiegiem okoliczności akurat Purgatorius jest naszym bezpośrednim przodkiem. Trudno sobie wyobrazić upchnięcie tylu etapów ewolucji w okresie 100 tys. lat. W ewolucyjnej skali czasu jest to okres bardzo krótki.

Pozostaje zatem przyjąć, że linia ewolucyjna naczelnych istniała już w późnej kredzie, podobnie jak co najmniej kilka innych linii łożyskowców. Wskazują na to zresztą konsekwentnie datowania molekularne. Wiemy, że kataklizm przeżyło całkiem sporo enigmatycznych grup ssaków o niejasnych pokrewieństwach. Niepozorne pierwotne łożyskowce były zbyt mało charakterystyczne, żeby ich rozpoznanie w tłumie bliskich krewnych było łatwe. Zapis kopalny drobnych ssaków kredowych jest bardzo niekompletny;  być może nigdy nie zdołamy odkryć i zidentyfikować szczątków naszych najbliższych kuzynów z tego okresu. Poszlaki wskazują jednak, że zaszyci gdzieś w leśnych dziuplach Azji, a może Alaski lub Kanady, dalecy przodkowie człowieka przeżyli globalną katastrofę, która wokół nich położyła pokotem wielkie dinozaury. Już wkrótce potem stali się jednymi z najczęściej spotykanych paleoceńskich ssaków Ameryki Północnej i Eurazji.

Plezjadapidy szybko rozprzestrzeniły się po całej półkuli północnej. Paleocen był okresem ich rozkwitu. Po dziesięciu milionach lat, na początku eocenu, poszczególne rodziny plezjadapidów stopniowo wymarły, ustępując miejsca swoim bliskim kuzynom, właściwym naczelnym (Euprimates). Przodkiem tych ostatnich musiał być któryś z wczesnych plezjadapidów, ale w tropikalnych lasach paleocenu, gdzie przebiegały główne etapy ewolucji naczelnych, trudno było po śmierci zamienić się w skamieniałość, dlatego nie znamy szczegółów tej historii. Wiadomo za to na pewno, że od początku eocenu rozkwitały już dwie odrębne, siostrzane grupy Euprimates: Strepsirrhini, czyli małpiatki, i Haplorhini, których dzisiejszymi przedstawicielami są wyraki i małpy. Obie grupy nie tylko zastąpiły plezjadapidy na całej półkuli północnej, lecz także pokonały wąską odnogę Oceanu Tetydy i przedostały się do Afryki, stanowiącej wówczas kontynent-wyspę (której część stanowił dzisiejszy Półwysep Arabski). Miało to zasadnicze znaczenie dla ich dalszej ewolucji.

Opisy ilustracji:

Ryc. 1. Schemat drzewa rodowego ssaków z uwzględnieniem aktualnych analiz filogenomicznych (warto poszukać w nim człowieka – to pouczające ćwiczenie). Oczywiście tylko część gatunków i innych jednostek systematycznych niskiej rangi można uwzględnić w tej skali. Pominięto grupy bezpotomnie wymarłe. Oczywiście nowe dane na pewno spowodują konieczność wprowadzenia tu i ówdzie poprawek. Autor: John Hawks. Źródło: Twitter (licencja CC BY-NC).
Ryc. 2. Tupaja jawajska (Tupaia javanica), przedstawiciel wiewióreczników (Scandentia). Wiewióreczniki są jednym z rzędów zaliczanych do Euarchontoglires. Prawdopodobnie są najbliżej spokrewnione z gryzoniami i zajęczakami, ale bywają też uważane za kuzynów naczelnych i latawców lub za „bazalną” grupę Euarchontoglires, jednakowo odległą ewolucyjnie od pozostałych rzędów. Niezależnie od tego, jak rozstrzygnie się ta kwestia, wiewióreczniki zachowały wiele cech pierwotnych, dają więc dobre wyobrażenie o wyglądzie i trybie życia kredowych przodków naczelnych. Foto: Roustam. Źródło: Wikipedia (licencja CC BY-SA 3.0)
Ryc. 3. Purgatorius wg obecnego stanu wiedzy. Rekonstrukcja: Patrick Lynch (Yale University). Źródło: Wikimedia (licencja CC BY-SA).

Lektura uzupełniająca:

Plezjadapidy:  https://www.nature.com/scitable/knowledge/library/primate-origins-and-the-plesiadapiforms-106236783/
Purgatorius: https://www.pnas.org/content/112/5/1487
https://royalsocietypublishing.org/doi/10.1098/rsos.21005

Wszystkie nasze kolebki. Część 0. Wstęp i spis treści

Drodzy Czytelnicy!

Nadchodzą wakacje i miłośnicy blogów popularnonaukowych mają więcej czasu na seriale obejmujące wiele wpisów. Aczkolwiek staramy się nie powielać treści prezentowanych gdzie indziej, tym razem zrobię wyjątek usprawiedliwiony przez okoliczności. Pod koniec roku 2019 na facebookowej grupie pronaukowej „Teoretycznie tak” zamieściłem serię wpisów poświęconych historii ssaków naczelnych – od prapoczątków tej grupy do pojawienia się człowieka. Jest to perspektywa nieco antropocentryczna, bo oczywiście naczelne to rząd bogaty w gatunki. Znamy ich obecnie około 500 i praktycznie co roku odkrywane są nowe (przy czym niestety większość z nich jest zagrożona wyginięciem, głównie z winy ludzi). Można by było przedstawić historię naczelnych z punktu widzenia – dajmy na to – wyraka upiornego, lemura katta, wyjca rudego albo koczkodana liberyjskiego. Cóż jednak poradzić? Jesteśmy ludźmi i interesuje nas szczególnie, skąd my sami się wzięliśmy i jak przebiegała nasza ewolucja. Zresztą z każdym ze wspomnianych gatunków dzielimy wiele etapów wspólnej historii. Poza tym nie ograniczałem się wyłącznie do linii rodowej człowieka, ale pozwalałem sobie na dygresje dotyczące innych odgałęzień drzewa rodowego, bo historia przodków ludzi nabiera więcej sensu na takim szerszym tle.

Dlaczego wracam do tej serii? Bo pewnego dnia Facebook z powodów tylko sobie znanych usunął ją w całości jako „treści naruszające zasady” (bez bliższych wyjaśnień). Po prostu znikła z archiwów grupy. Ponieważ poświęciłem na przygotowanie tych wpisów około dwóch tygodni i pracowałem nad nimi rzetelnie, zapoznając się z wynikami badań ostatnich lat (aby z szacunku dla czytelników przedstawić im aktualny stan wiedzy), łatwo sobie wyobrazić temperaturę moich uczuć względem administracji Facebooka. Niestety skargi i prośby o przywrócenie wpisów nie odniosły skutku. Być może popularyzacja nauki jest niezgodna ze standardami mediów społecznościowych. Na szczęście zachowałem sobie notatki i brudnopisy wszystkich odcinków i mogę je dziś zrekonstruować oraz uzupełnić o odkrycia ostatnich trzech lat. Nie zrobię tego jednak na Facebooku, bo po pierwsze zamknięta grupa nie jest idealnym forum dla popularyzacji, a po drugie – już raz się przejechałem i z góry dziękuję za ewentualną powtórkę.

A zatem zapraszam do lektury cyklu pod zbiorczym tytułem „Wszystkie nasze kolebki”. Tak się bowiem złożyło, że nasi przodkowie oraz bliżsi i dalsi kuzyni wędrowali dużo, tułając się po różnych kontynentach. Odpowiedź na pytanie, skąd pochodzimy, zależy od tego, jak daleko cofniemy się w czasie. Cykl składa się z siedmiu odcinków, które w dość regularnym tempie zamierzam prezentować przez lipiec i sierpień, aby dostarczyć naszym Czytelnikom godziwej rozrywki wakacyjnej. Na zachętę z góry podaję tytuły/linki:

Część 1. Kolebka naczelnych: Laurazja/Ameryka Północna
Część 2. Kolebka małpiatek i małp: Afryka
Część 3. Navigare necesse est: emigranci
Część 4. Kolebka człekokształtnych i człowiekowatych: Eurazja
Część 5: Kolebka goryli, ludzi i szympansów: Afryka po raz drugi
Część 6: Długie i niezupełne pożegnanie z Afryką
Część 7: Tam i z powrotem: neandertalczycy, denisowianie i my

Pierwszy odcinek już niedługo!

Ilustracja: Tarsius spectrumgurskyae, gatunek wyraka (tarsjusza) opisany w 2017 r., występujący wyłącznie na Sulawesi (Celebesie), nazwany na cześć Sharon Gursky, amerykańskiej prymatolożki (badaczki naczelnych). Foto: Meldy Tamenge. Źródło: Wikipedia (licencja: CC BY-SA 4.0).

Różnorodność językowa (3): Nowa Gwinea – mnogość do kwadratu. Prolog

W opisanym poprzednio przypadku Vanuatu około setki języków mieści się na obszarze 65 stosunkowo niewielkich wysp. Trzeba jednak zauważyć, że są to wszystko języki pokrewne, należące do gałęzi oceanicznej rodziny austronezyjskiej. Ich wspólny przodek istniał około 3000 lat temu. Są jednak miejsca na Ziemi, gdzie wielka jest nie tylko liczba języków, ale także ich różnorodność genetyczna: nie sposób je zaliczyć do jednej czy nawet kilku rodzin.

W odróżnieniu od archipelagu Vanuatu Nowa Gwinea jest wyspą ogromną, drugą co do wielkości na Ziemi (większa jest tylko Grenlandia). Niemcy, Polska, Dania (bez Grenladii), Holandia i Belgia zmieściłyby się na niej razem. Nie zawsze była wyspą: w późnym plejstocenie stanowiła wraz z Australią i Tasmanią część kontynentu zwanego Sahul. Łańcuchy wysp i kilka cieśnin oddzielały go od subkontynentu Sundy, stanowiącej wówczas wysuniętą na południowy wschód część Azji. Leżąca pomiędzy nimi kraina wyspiarska, Wallacea, do dziś stanowi obszar przyrodniczy, gdzie wpływy australijskie mieszają się z azjatyckimi. Na przykład na Sulawesi (Celebesie) kilka gatunków torbaczy żyje obok sporej rozmaitości naczelnych (małpy i wyraki) oraz dzikich świń i bawołów (po dwa gatunki); w plejstocenie żyły tam również trąbowce, których azjatyckim przodkom udało się pokonać wpław Cieśninę Makasarską, kilkakrotnie węższą niż dzisiaj. Nowa Gwinea była jednak zdecydowanie częścią regionu australijskiego, o czym mogą zaświadczyć żyjące tam do dziś kazuary, stekowce (więcej gatunków niż w Australii!) i ok. 70 gatunków torbaczy. Jednak 9–7 tys. lat temu ocean, którego poziom podnosił się wskutek topnienia lodowców, odciął Nową Gwineę od Australii. Już wcześniej wzbierające wody pokawałkowały Sundę, oddzielając Borneo, Jawę i Sumatrę od Półwyspu Malajskiego i Indochin.

Kiedy działo się to wszystko, Sahul był już od dawna zamieszkany przez ludzi. Homo sapiens dotarł tam 70–50 tys. lat temu (data pozostaje niepewna, bo dane są skąpe i kontrowersyjne). Na wyspach między Sundą a Sahulem nie był zresztą pierwszym gatunkiem człowieka: na Flores, jednej z wysp Wallacei, żył wcześniej karłowaty H. floresiensis, a na wyspie Luzon (Filipiny) – H. luzonensis. Wiadomo też, że gdzieś po drodze ludzie typu współczesnego kilkakrotnie krzyżowali się z denisowianami. Rdzenna ludność dawnego Sahulu zachowała najwyższą na świecie domieszkę DNA denisowian (2–6%), a jej część może pochodzić od nieznanej dotąd południowej populacji denisowiańskiej. Czy denisowianie przekroczyli linię Wallace’a (południowo-wschodnią granicę kontynentalnej Azji w plejstocenie), dotarli na Sulawesi, do Nowej Gwinei, a może nawet do Australii – to na razie pytania bez odpowiedzi. Nowa Gwinea, która jest obszarem kluczowym w tej dyskusji, bo przez nią prowadził jeden z dwóch możliwych szlaków migracji z Azji do Australii, jest słabo zbadana pod względem archeologicznym. O nieuchwytnych denisowianach wiemy głównie tyle, że istnieli, lecz jak dotąd znamy jedynie garść szczątków kostnych tego gatunku z Ałtaju, Płaskowyżu Tybetańskiego i być może Laosu. Jedno wydaje się pewne: lepiej się nie przywiązywać do tego, co dziś wiemy o wczesnych migracjach ludzkich w tej części świata, bo każde kolejne odkrycie może tę wiedzę wywrócić do góry nogami.

Świnia celebeska (Sus celebensis), najstarszy znany temat malarski świata. Foto: Brumm et al. (2021). Źródło: Sci.news.

W każdym razie H. sapiens był w Wallacei ok. 50 tys. lat temu i pozostawił na Sulawesi ślad w postaci najstarszych znanych malowideł naskalnych (o wieku datowanym na co najmniej 45,5 tys. lat) przedstawiających coś rozpoznawalnego, mianowicie endemiczną świnię celebeską (Sus celebensis) i obrysy ludzkich dłoni wykonane techniką szablonową. Przeprawa przez kolejne cieśniny morskie nie była łatwa ani bezpieczna, ale udała się prawdopodobnie kilku falom migracji. Ludzie, którzy dotarli do brzegów Sahulu, mogli dalej wędrować lądem aż do Tasmanii, ale część ich potomków pozostała w północnej części kontynentu, w tym na półwyspie, który później stał się Nową Gwineą. Także wyspy Archipelagu Bismarcka, do których trzeba było dotrzeć morzem, zostały zaludnione co najmniej 40 tys. lat temu. Warunki naturalne Nowej Gwinei były i są nadal szczególne. Już w plejstocenie był to obszar o wielkiej różnorodności ekosystemów i warunków klimatycznych. W głębi lądu dominuje potężne pasmo Gór Centralnych o skalistych szczytach, które wówczas w większym stopniu niż dziś pokryte były lodem (pomimo bliskości równika). Obfite górskie deszcze zasilają liczne rzeki. Poniżej lasów górskich rozciągają się dziś (zwłaszcza na południu wyspy) rozległe niziny pokryte tropikalnymi lasami deszczowymi, sawannami, lasami torfowymi, a wzdłuż wybrzeża – namorzynami.

Jak wyglądała dawniej roślinność Nowej Gwinej, wiemy z badań palinologicznych (czyli analizy zachowanych pyłków roślinnych). W plejstocenie klimat był chłodniejszy, lasy nizinne nieco suchsze, sawanny podchodziły bliżej podnóża gór, ale w Górach Centralnych rosły gęste, wilgotne lasy zdominowane przez drzewa takie jak bukany (Nothofagus). Nie brakowało pandanów (Pandanus) o jadalnych owocach, które mogły przyciągać ludzi poszukujących łatwo dostępnego pożywienia. Fauna była bogatsza niż dziś, bo niestety część gatunków nie przeżyła kontaktu z łowcami paleolitycznymi, którzy stopniowo zapuszczali się w głąb lądu i coraz wyżej, prawdopodobnie wzdłuż głównych rzek, w doliny górskie, polując na żyjącą tam zwierzynę. Około 35 tys. lat temu wyginęły wielkie torbacze roślinożerne, diprotodonty z gatunku Hulitherium tomasetti. Podobny lost spotkał nowogwinejskie kangury olbrzymie (Nombe nombe). Ponieważ w tym czasie nie zachodziły żadne znaczące zmiany środowiskowe, zasiedlanie górskich terenów Nowej Gwinei przez człowieka wydaje się prawdopodobną przyczyną wymierania megafauny.

Istotne jest to, że pierwotni przybysze, których najstarsze ślady zachowały się w nizinnej i z pozoru gościnniejszej południowo-wschodniej części Nowej Gwinei, po pewnym czasie zadaptowali się do życia w regionach górskich. Pozostali tam również po zakończeniu ostatniego zlodowacenia i powstaniu Cieśniny Torresa, która odizolowała ich od Australii. Do dziś ok. 40% ludności Nowej Gwinei mieszka w górach. To właśnie tam rozwinęły się we wczesnym holocenie pierwsze społeczności rolnicze, uprawiające z początku udomowione pandany, kolokazję jadalną, czyli taro (Colocasia esculenta), banany (Musa), a potem wiele innych użytecznych roślin. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale dzisiejsze banany – udomowione 10–7 tys. lat temu i prawdopodobnie uprawiane najpierw dla liści, włókien i jadalnych męskich pączków kwiatowych (bo owoce ich dzikiego protoplasty nie były atrakcyjne kulinarnie) – zawdzięczamy losowym aberracjom chromosomowym, które doprowadziły do powstania odmian triploidalnych o bardziej apetycznych owocach, oraz rdzennym Nowogwinejczykom, którzy dostrzegli te odmiany i nauczyli się je uprawiać. Notabene jadalne banany dotarły do Europy znacznie wcześniej niż Europejczycy do Nowej Gwinei.

Czas zasiedlenia gór nowogwinejskich zgadza się z genetycznym datowaniem rozejścia się genealogii większości rdzennych Australijczyków i Nowogwinejczyków (ponad 30 tys. lat temu) mimo istnienia w tym czasie pomostu lądowego między Australią a Nową Gwineą. Być może przyczyną były różne warunki ekologiczne, wymuszające specjalizację po obu stronach. W każdym razie przepływ genów po tej dacie był ograniczony i jednokierunkowy (z północy na południe). Około 20 tys. lat temu także kontakty między górską a nizinną częścią Nowej Gwinei uległy ograniczeniu. Późniejsza wymiana populacji z Wallaceą pozostawiała ślady raczej wśród mieszkańców wybrzeży i równin niż w głębi lądu. Prawdopodobnie nieco ponad 8000 lat temu przez Wallaceę dotarły do Sahulu psy, przodkowie „psów śpiewających” z Nowej Gwinei i australijskich dingo. Nie sposób zidentyfikować ludu, który je sprowadził, ale na pewno nie pokonały same barier morskich, płynąc pieskiem.

Około 3600 lat temu na Archipelagu Bismarcka pojawili się żeglarze austronezyjscy, twórcy kultury Lapita. Ich zainteresowanie Nową Gwineą było ograniczone; bardziej odpowiadały im oceaniczne wyspy małej i średniej wielkości niż duże masy lądowe, zwłaszcza zasiedlone już przez kogoś innego. Jednak w ciągu następnego tysiąca lat część Austronezyjczyków osiadła na wybrzeżach Nowej Gwinei, zwłaszcza na południowo-wschodnich krańcach wyspy. Na drugim, północno-zachodnim końcu, w pobliżu półwyspu Ptasiej Głowy, osiedlała się z kolei inna grupa austronezyjska, której przodkowie skolonizowali większą część Wallacei. Nowogwinejscy Austronezyjczycy pozostali odrębni językowo, ale zasymilowali się genetycznie z otaczającymi ich ludami, wspólnie tworząc typ antropologiczny morskiej części Melanezji. Wymiana takich osiągnięć jak, z jednej strony, uprawa bananów czy trzciny cukrowej, a z drugiej – hodowla świń i kur, miały duże znaczenie dla wszystkich kultur, które spotkały się na Nowej Gwinei.

Topografia dzisiejszej Nowej Gwinei. Widoczne pasmo Gór Centralnych o długości prawie dwóch tysięcy kilometrów. Najwyższy szczyt: Puncak Jaya (Piramida Carstensza), 4884 m n.p.m. Żródło: Wikimedia Commons. Autor: Zamonin (CC BY-SA 4.0).

Sądzę, że staje się jasne, skąd się wzięła skomplikowana sytuacja językowa Nowej Gwinei. Obecność ludzi (migrujących w kilku falach) od co najmniej 45–50 tys. lat, nieprzerwana ciągłość zaludnienia regionów górskich od 35 tys. lat, stabilne warunki środowiskowe zachęcające do osiadłego trybu życia, niewielki napływ ludności z zewnątrz aż do przybycia Austronezyjczyków, topografia pełna naturalnych barier, sprzyjająca powstawaniu niezliczonych lokalnych skupisk społeczności częściowo izolowanych od sąsiadów – wszystko to razem prowadziło do rozdrobnienia językowego. Skutkom przyjrzymy się w kolenym odcinku poświęconym już w całości współczesnym językom Nowej Gwinei.

Minibibliografia i lektura dodatkowa:

Migracje z Sundy do Sahulu i ich skutki genetyczne

https://www.pnas.org/doi/10.1073/pnas.1808385115

https://www.mdpi.com/2073-4425/13/12/2373

https://academic.oup.com/mbe/article/38/11/5107/6349182

https://www.nature.com/articles/nature18299

Warunki życia w plejstoceńskiej Nowej Gwinei (będącej jeszcze wielkim półwyspem)

https://www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/00438240600813293

Psy śpiewające

https://www.pnas.org/doi/10.1073/pnas.2007242117

Najstarsza znana sztuka naskalna

https://www.science.org/doi/10.1126/sciadv.abd4648