https://eksperymentmyslowy.pl/2024/06/26/em-poleca-12-film-dokumentalny-the-meat-lobby-big-business-against-health/

EM poleca (#4): „No Limits – historia największego skandalu farmaceutycznego”

Po trzech rekomendacjach książkowych dzisiaj w cyklu „EM poleca” chciałbym zaproponować  film dokumentalny „NO LIMITS – historia największego skandalu farmaceutycznego” (ang. NO LIMITS – History’s Greatest Drug Scandal 1). Film miał premierę w 2016r.

W latach 50-tych XX w. niemieccy naukowcy w firmie Grunenthal (Grünenthal) opracowali lek pod nazwa talidomid. Był to środek o działaniu przeciwwymiotnym, przeciwbólowym i hipnotycznym. Firma Grunenthal uważała lek za bezpieczny do tego stopnia, że może być używany przez kobiety w ciąży – przepisywano go na poranne nudności i jako środek nasenny. Okazało się, ze talidomid (jego izomer optyczny) ma działanie teratogenne i powoduje wady płodu. Lek został wycofany, ale zanim do tego doszło ofiarami preparatu zostało około 15 tys. ludzkich płodów, z czego 12 tys. zostało donoszonych i urodziło się z poważnymi wadami i deformacjami: zniekształconymi kończynami, uszkodzeniami oczu, uszu i wielu narządów wewnętrznych.

I to nie o samym leku jest ten film, ale o tych dzieciach, które przeżyły, a dzisiaj są dorosłymi ludźmi. Sami siebie nazywają „talidomerami” (ang. thalidomers) i w filmie poznajemy historie życia sześciu osób z USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Australii. Reżyser John Zaritski przez kilkadziesiąt lat badal sprawę talidomidu, a efektem jest filmowy tryptyk 2, którego ostatnią (i najmocniejszą) częścią jest film „No Limits”.

Ofiary talidomidu walczyły także o to, żeby firma Grunenthal wzięła odpowiedzialność moralną (także finansową) i przyznała się do winy. W 2012r. przedstawiciel firmy „przeprosił” za milczenie przez 50 lat, ale ofiary nie przyjęły tego jako szczerego żalu. Film ujawnia także dokumenty, które rzucają nowe światło na winę firmy Grunenthal i odpowiada na pytanie czy naprawdę nikt nie wiedział, że lek jest zagrożeniem zanim został dopuszczony do sprzedaży.

Polecam ten film także dlatego, ze pokazuje oblicze Big Pharmy 3 – z jednej strony koncerny produkują leki i ratują ludzkie życie, ale stawianie czoła odpowiedzialności za błędy często ukazuje mroczną twarz firm farmaceutycznych.

Film trwa 90 minut (jak standardowy film fabularny) i ładunek emocjonalny ma na prawdę duży – z pewnością nie zanudzi widza. Jest obecny na kilku platformach streamingowych, wiec nie powinno być problemów ze znalezieniem go w sieci i z dostępnością. Jedynym mankamentem może być wersja językowa (angielski), ale możliwe ze są dostępne polskie napisy.

Historia talidomidu jest niezwykle ciekawa i z pewnością na naszym blogu pojawią się jeszcze wpisy o jego historii. Polecany przez mnie film będzie świetnym wstępem.

Gorąco zachęcam do obejrzenia i dzielenia się opiniami.

NO LIMITS – History’s Greatest Drug Scandal

Directed by John Zaritsky

World Festival Premiere May 7, 2016


  1. Postanowiłem nie tłumaczyć zwrotu „No Limits” na język polski. Jest on dobrze zrozumiały, a możliwych wariantów tłumaczenia, a także kontekstów znaczeniowych jest kilka. Pozostawiam czytelnikowi własny wybór polskiego odpowiednika. ↩︎
  2. Tryptyk filmowy o talidomidzie to 3 filmy Johna Zaritskiego: Broken Promises, Extraordinary People, No Limits: The Thalidomide Saga. ↩︎
  3. Big Pharma – potoczne określenie wielkich koncernów farmaceutycznych produkujących leki. ↩︎

O antybiotykach słów kilka – wpis gościnny

Kolejny wpis gościnny – tym razem pan dr Wiesław Mrotek. Możliwe, że dołączy do grona stałych autorów.

Gdyby Aleksander Fleming przeczytał „Potop” Sienkiewicza (1886 r.), lub chociaż obejrzał ekranizację (1915 r.), nie czekałby do 1928 r. z powiązaniem działania hamującego wzrost bakterii i obecności pleśni (grzybów) z rodzaju Penicillium. Widok Kiemlicza zagniatającego zwilżony chleb z pajęczyną jako opatrunek na ranę postrzałową dla Kmicica z pewnością dałby mu do myślenia. A tak czekał do 1928 r. roku, aż na jednej pozostawionej na wakacje kolonii bakterii zauważył brak wzrostu wokół pleśni.

Aleksander Fleming

źródło: wikimedia, licencja: domena publiczna

Zamiast wyrzucić zanieczyszczoną płytkę, postanowił sprawdzić, dlaczego obecność pleśni zabiła i powstrzymała rozwój bakterii. W efekcie, po dociekliwych i długich badaniach, odkrył penicylinę.

Ogólny wzór penicylin
źródło: wikimedia, licencja: domena publiczna

A Paul Ehrlich, wynalazca pierwszego chemioterapeutyku (salwarsan), który marzył o „magicznej kuli” zabijającej wszystkie patogeny, z pewnością ucieszyłby się na wieść o odkryciu antybiotyków.

„Jestem zdecydowanym wrogiem stosowania antybiotyków”

Taką deklarację słyszę nieraz od rodziców dziecka z infekcją. Czy mają rację? I tak, i nie.

„Antybiotyki osłabiają organizm”

Tak, mają działania uboczne, mogą np. zaburzać mikrobiotę jelitową. Ale tak naprawdę organizm jest osłabiony przez infekcję, której nie może sam zwalczyć. Organizm człowieka ma mechanizmy do obrony przed infekcjami. Białe krwinki potrafią zidentyfikować, zneutralizować i usunąć wnikające do organizmu drobnoustroje, tworząc jednocześnie mechanizmy odpornościowe (przeciwciała). Jednak ich wydolność może zostać pokonana – przy wcześniejszej infekcji wirusowej, z powodu przyjmowania leków obniżających odporność czy chorób współistniejących.

Antybiotyki mają tylko i aż wspomóc organizm w pokonaniu infekcji, poprzez zmniejszenie liczby bakterii do poziomu, z którym układ odpornościowy już sobie poradzi.

Przed zastosowaniem antybiotyku lekarz zawsze rozważa, czy w ogóle należy go podać. Czyli czy mamy do czynienia z infekcją drobnoustrojami, które można zwalczać antybiotykami. Jeżeli tak, to w zależności od stanu pacjenta, czy jeden antybiotyk wystarczy. Następnie, bazując na rozpoznaniu i badaniach dodatkowych, wybiera odpowiedni do sytuacji antybiotyk i ustala odpowiednie leczenie. W trudniejszych przypadkach przed leczeniem pobiera materiał do badań mikrobiologicznych, podaje antybiotyk o szerokim spektrum działania (zabijający możliwie wiele rodzajów bakterii) i po uzyskaniu antybiogramu (wykaz wyhodowanych bakterii i ich wrażliwości na antybiotyki) modyfikuje leczenie.

Antybiotyk zadziała prawidłowo tylko wtedy, gdy:
– bakteria będzie na niego wrażliwa,
– dotrze do miejsca infekcji w odpowiednim stężeniu, a stężenie to będzie odpowiednie przez cały czas leczenia,
– będzie podawany do momentu, gdy układ odpornościowy sam dokończy eliminowanie patogenów.

Antybiotyki można klasyfikować pod kątem różnych cech:
– budowy chemicznej,
– spektrum działania przeciwbakteryjnego,
– penetracji do tkanek,
– drogi podawania związane z wchłanianiem z przewodu pokarmowego,
– drogi eliminacji z organizmu.

Ma to znaczenie np. w doborze odpowiedniego antybiotyku do rodzaju (miejsca) infekcji. Bo jaki sens ma podanie w zapaleniu opon mózgowo-rdzeniowych antybiotyku, który nie przekracza bariery krew – mózg? Jak ma zadziałać niewchłaniająca się z przewodu pokarmowego nystatyna, podana doustnie w grzybicy pochwy?

Dlaczego leczenie zapalenia płuc może trwać krócej niż anginy?

Otóż wywołujący ropną anginę paciorkowiec beta-hemolizujący grupy A (szybki test może pomóc) ma na swojej powierzchni struktury podobne do tych, które naturalnie występują na komórkach stawów, kłębków nerkowych i wsierdzia (wewnętrzna wyściółka serca). Powoduje to mylne rozpoznanie własnych komórek jako wrogich przez białe krwinki i produkcję przeciwciał niszczących własne tkanki. Grozi to poważnymi powikłaniami (choroby autoimmunologiczne – gorączka reumatyczna, kłębuszkowe zapalenie nerek, zapalenie wsierdzia, reumatoidalne zapalenie stawów). Leczenie ropnej anginy paciorkowcowej musi trwać 10 dni, kropka.

Bakterie jednak nie pozostają bezczynne. Wykształciły mechanizmy obronne. Produkują enzymy dezaktywujące antybiotyki (np. beta-laktamazy), białka usuwające antybiotyk z komórki bakterii, a nawet zmieniają budowę swojej ściany, uniemożliwiając antybiotykom działanie. Takie modyfikacje nie dość, że są przekazywane bakteriom potomnym, to jeszcze mogą być przekazywane innym bakteriom (przez plazmidy, cząstki DNA, czy przy pomocy wirusów atakujących bakterie – bakteriofagów).

Jest to prawdziwy wyścig zbrojeń, w którym trup się ściele gęsto. W 2019 r. z powodu antybiotykooporności zmarło ok. 1 270 000 ludzi. Pojawiają się wciąż nowe szczepy bakterii niewrażliwych na poprzednio skuteczne antybiotyki – stąd coraz częściej trzeba wykonywać badania mikrobiologiczne.

Dlaczego tak się dzieje? Przecież przy zastosowaniu odpowiedniego antybiotyku, we właściwej dawce i częstotliwości oraz czasie leczenia, uzyskamy odpowiednie stężenie leku w zakażonych tkankach, ograniczenie infekcji, a organizm sam dokończy dzieła eliminacji.
Tak. Ale wtedy i tylko wtedy, gdy wszystkie wymienione warunki będą spełnione. Inaczej niedobitki bakterii mogą wytworzyć oporność, kontynuować dzieło zniszczenia, i, co gorsza, przekazać oporność dalej.

Niestety zbyt często nie dochowujemy należytej staranności w prowadzeniu antybiotykoterapii. Podawanie antybiotyku w infekcji wirusowej, niewłaściwy dobór antybiotyku, zbyt mała dawka czy za krótki czas nie tylko powodują niepowodzenie w leczeniu, ale również generują oporność. Absurdalne jest tłumaczenie pacjenta, który przyjął kilka dawek antybiotyku (zostało w domu po leczeniu członka rodziny, to wziął). Pacjent powinien otrzymać ilość leku na planowaną kurację – i ani tabletki więcej.

Niestety, niektóre antybiotyki są dostępne bez recepty. Na szczęście są to preparaty przeznaczone do leczenia łupieżu czy grzybicy stóp. Ale słychać też głosy o ograniczaniu wolności obywateli przez konieczność uzyskiwania recepty na inne leki. To krótka ścieżka do kompletnego wytrącenia z rąk medycyny potężnej broni, jaką są antybiotyki, przez wytworzenie szczepów bakterii opornych na wszystko. Przykład autodestrukcyjnego działania społeczeństwa zamieszkującego Ziemię mieliśmy niedawno – potężne ruchy antyszczepionkowe w pandemii SARS-CoV-2. Gdyby nie działania ograniczające transmisję wirusa i następnie podniesienie odporności populacji przez szczepienia… Strach pomyśleć.

Osobnym problemem jest stosowanie antybiotyków w przemyśle spożywczym. W skórkach niektórych żółtych serów znajdziemy natamycynę, lek o działaniu przeciwgrzybiczym (omijam szerokim łukiem). Hodowla zwierząt to również ich leczenie, które powinno być wdrażane i prowadzone zgodnie z regułami sztuki. Czyli jak u ludzi, pod kontrolą lekarza weterynarii, a nie tak, że kiedy jedna chora owca kichnie, całe stado dostaje antybiotyk.

Dodawanie antybiotyków do paszy to już zdecydowanie nadużycie. Zakazane w EU, ale czy przestrzegane? Kurczaki stłoczone w fermach może i nie mają wtedy objawów ze strony przewodu pokarmowego, może szybciej przybierają na wadze, ale czy tędy droga? Mięso nafaszerowane antybiotykami, bakteriami opornymi na podawany antybiotyk nie może być zdrowe. Pomyślmy o dżumie i cholerze, trądzie i durze brzusznym, błonicy i gruźlicy. Gdzie bylibyśmy dziś, gdyby nie antybiotyki (i oczywiście szczepienia)?

Stosowanie probiotyków

Probiotyki mają być odporne na antybiotyki. Hmm… Czyli są to nieszkodliwe, potrzebne bakterie, które wykształciły mechanizmy antybiotykooporności. Czy na pewno nie przekażą tych umiejętności bakteriom odpowiedzialnym za infekcję? Naturalny jogurt prawdopodobnie takich bakterii nie zawiera. Dlatego polecam go, szczególnie po antybiotykoterapii. Czy wobec tego jestem entuzjastą antybiotyków? A czy jestem entuzjastą opon zimowych? Zimą tak, ale latem już nie. Tak samo z antybiotykami – stosowanie we właściwych wskazaniach, dawkach i czasie owszem, ale jestem stanowczo wrogiem ich stosowania bez potrzeby i w niewłaściwy sposób. Pamiętajmy o tym w gabinecie lekarza. Odmowa i wymuszanie antybiotykoterapii to dwie strony medalu, obie równie niebezpieczne. Tak, jak nie można lubić czy nie lubić noży (bo można nimi kroić chleb, ale i zabijać), tak i antybiotyk jest tylko narzędziem. Dokładnie zapiszmy, jaką dawkę, jak często i jak długo przyjmować, czy przed, w trakcie czy po posiłku.

PS Nie cierpię tępych noży. Antybiotyk, na który bakterie są oporne, jest właśnie takim tępym nożem.

Histamina, jakiej nie znacie.

Histamina. Licencja:  Creative Commons CC0 1.0 Universal Public Domain Dedication.

Histamina najczęściej kojarzy się z alergią. Faktycznie jest związkiem powodującym przepuszczalność małych naczyń, co prowadzi do alergicznego nieżytu nosa, zaczerwienienia oczu i świądu czy pokrzywek.

Odkryta w 1910 r. była pierwotnie opisywana jako miejscowy hormon. Jest uwalniana lokalnie z komórek magazynujących, nie ma gruczołu, który by ją wytwarzał jak np. insulinę, którą produkuje trzustka. Ostatecznie więc uznano, że jest neuroprzekaźnikiem, czyli cząsteczką, która przenosi różne informacje.

Budowa tego związku nie jest specjalnie imponująca ani złożona. Gdyby chcieć się jednak pokusić o znalezienie jednej rzeczy, która łączy wszystkie choroby, to byłaby to właśnie histamina.

Wytwarzana i magazynowana jest przez komórki układu odpornościowego tzw. bazofile i komórki tuczne. Po uwolnieniu, pod wpływem jakiegoś sygnału np. alergenu, wiąże się z receptorami histaminowymi. Do tej pory zidentyfikowano cztery typy tych receptorów. Większość z nas będzie kojarzyć receptory H1 i H2, które rozsiane są po całym naszym ciele. Pierwsze związane są właśnie z alergiami i mamy spory wachlarz leków, który je blokują. Dzięki temu mniej kichamy wiosną, ale czasem częściej zasypiamy po ich zażyciu. Receptory H2 biorą udział w wydzielaniu kwasu żołądkowego, mamy kilka substancji, które blokują ten proces i działają przeciwwrzodowo.

Mniej popularne są receptory H3, znalezione obficie w ośrodkowym układzie nerwowym i H4, znajdujące się głównie na komórkach układu odpornościowego i w mniejszym stopniu w nieneuronalnych komórkach mózgu.

Enigmatyczny receptor histaminowy H4 do potencjalnego leczenia wielu chorób zapalnych, autoimmunologicznych i pokrewnych. przez P.Mehta, P.Miszta, P.Rzodkiewicz, O.Michalak, P.Krzeczyński, S.Filipek. Licencja CC BY. 

Uwzględniając jednak komórki neuronalne to mamy około 64000 neuronów, które w mózgu wytwarzają histaminę. Jej poziom reguluje czuwanie, funkcje uczenia się, zapamiętywania, utrzymywania temperatury ciała, tętna i ciśnienia krwi, apetytu i uwalniania hormonów stresu czy endorfin.

Receptory ludzkie są do siebie podobne strukturalnie i np. H1 i H4 mają w 40% podobną budowę. To tłumaczy sedacyjne, uspokajające czy nasenne działanie leków przeciwalergicznych. Jeśli lek dostanie się do ośrodkowego układu nerwowego, to połączy się z receptorem H ileś tam, a pacjent zacznie być senny. Leki nowej generacji tj. feksofenadyna, desloratadyna czy lewocetyryzyna mają nie działać nasennie. Należy jedynie pamiętać, że jeśli leki te będą stosowane w wyższych dawkach, to sedacja będzie się pojawiać. Takie sytuacje, wbrew pozorom, zdarzają się dość często, bo wysokie dawki leków przeciwhistaminowych podaje się w pokrzywkach czy obrzękach alergicznych o nieustalonej przyczynie. Nasz organizm nie nadąża za zmieniającym się światem. Okazuje się, że o ile nasze oczy lubią estetyczne, kolorowe jedzenie to nasze jelita mogą mieć już inne zdanie i zareagować na substancje koloryzujące czy smakowe…wyrzutem histaminy. Co zidentyfikowano jako jeden z mechanizmów bólu w tzw. zespole jelita nadwrażliwego. Nadwrażliwość na substancje dodatkowe np. do żywności wiązana jest też z niedoborem DAO, czyli oksydazy diaminowej, która rozkłada histaminę. U niektórych osób występuje tzw. polimorfizm genu DAO, w wyniku czego produkują one zbyt mało enzymu rozkładającego tę aminę. Objawem jest nadwrażliwość na substancje powodujące wyrzut histaminy, w tym leki. Dostępne są już komercyjne testy, które pozwalają sprawdzić, czy osoba z problemami nawracających pokrzywek nie ma niedoboru DAO. W takich sytuacjach ważne jest wdrożenie diety niskohistaminowej, bo histaminę dostarczamy też, zjadając, żywność fermentowaną, w tym produkty mleczne tj. jogurt, sery żółte i pleśniowe, ryby wędzone, przetworzone produkty mięsne, awokado czy szpinak. Jeśli organizm nie ma możliwości rozłożyć histaminy w odpowiedniej ilości, pojawiają się objawy nietolerancji histaminy. Znamy je dobrze z obrazu alergii, są to obrzęki, czerwone plamy, pokrzywka, katar, świąd o nieustalonej przyczynie.

Podobnie jest z dodatkami do kosmetyków czy zanieczyszczeniem powietrza. Pył zawieszony i węglowodory aromatyczne powstające przy spalaniu niedozwolonych paliw, czy regularnych śmieci, dostają się bezpośrednio do ośrodkowego układu nerwowego. O ile wytworzyliśmy barierę krew-mózg, jaka chroni OUN przed potencjalnie niebezpiecznymi związkami, jakie możemy zjeść i z krwią miałyby szansę dostać się do mózgu, to natura nie wpadła na to, że potrzebna byłaby taka bariera w górnych drogach oddechowych. Wszystko, co wdychamy, ląduje w mózgu z całą niedogodnością konsekwencji, jakie to ze sobą niesie. Udowodniono, że zanieczyszczenie powietrza wpływa na rozwój astmy, demencji i chorób neurodegradacyjnych. Takie zanieczyszczenie po dotarciu do struktur OUN generuje…wyrzut histaminy. 64000 neuronów mózgu tylko czekają na wroga, przed którym należy chronić mózg. Aktywowane zostają komórki odpornościowe i proces immunologiczny, który niestety uszkadza to, co miał chronić. Choroba Parkinsona, Alzheimera, migreny, bóle neuropatyczne, czyli wynikające z uszkodzenia nerwów są wynikiem stanu zapalnego i działania histaminy. Oczywiście proces ten może zapoczątkować zarówno zanieczyszczenie środowiska, jak i  też infekcja wirusowa, bakteryjna czy grzybicza. Efektem ubocznym walki z wrogiem jest choroba, która może się ujawnić dużo później. Czy można więc leczyć choroby neurodegradacyjne lekami przeciwhistaminowymi?

W 2019 r. opisano związek, który jest antagonistą receptora H4R, który blokował u zwierząt postęp choroby Parkinsona. Zidentyfikowano także klobenpropit, substancję antagonistyczną wobez H3R i H4R, jako lek ograniczający złogi amyloidowe i poprawiający funkcje poznawcze w zwierzęcym modelu choroby Alzheimera.

Leki przeciwhistaminowe mają potencjał w chorobach autoimmunologicznych i zapalnych. Opracowywane są do leczenia cukrzycy typu II, reumatoidalnego zapalenia stawów, ale i schizofrenii. Pomysł stosowania ich w chorobach psychicznych nie jest nowy, pierwszy lek stosowany w schizofrenii był właśnie lekiem przeciwhistaminowym. Do dziś stosuje się hydroksyzynę czy doksepinę (leki wydawane na podstawie recepty lekarskiej), które zawdzięczają swoje działanie uspokajające i nasenne aktywności przeciwhistaminowej. Znamy dobrze dimenhydrinę, która ma działanie przeciwwymiotne w chorobie lokomocyjnej, ale też usypiające, bo jest lekiem przeciwhistaminowym.

Ostatecznie trzeba wspomnieć, że blokując receptory H4 na komórkach odpornościowych tj. limfocyty, można zwiększyć skuteczność niektórych terapii onkologicznych. Leki przeciwhistaminowe są badane w terapii glejaków czy nowotworów skóry. Kardiologiczne receptory H2 przez aktywację lub blokadę wpływają na rytm naszego serca.

Czy jest więc jakaś część naszego ciała, która nie zależy od sygnalizacji histaminowej? Będzie ciężko taką znaleźć. Ta mała cząsteczka dyryguje całym naszym ciałem i życiem.